Wywiad
GUOVA: „ZNIKNĘŁAM, BO BYŁAM ZMĘCZONA LUDŹMI”
Po kilku miesiącach nieobecności w sieci, lubelska raperka mieszkająca aktualnie w Warszawie powróciła do życia internetowego w ubiegłym tygodniu.
Postanowiliśmy zapytać u źródła, co było przyczyną jej chwilowej nieobecności, a przy okazji wypytaliśmy ją o nadchodzące rzeczy m.in. nową płytę czy vlog, który startuje lada dzień. Nie zabrakło także wątku o tatuażach, które zdobią licznie skórę Guovy, a także jej sporu z pewną wytwórnią.
Rozmawiamy w momencie, kiedy będziesz startowała z video blogiem, gdy zaczynasz prace nad kolejnym albumem. Tworzenie, czy to muzyki, czy całej otoczki to czasochłonny proces. Nie masz czasami dosyć?
Guova: Pisanie piosenek to najprzyjemniejsza i jednocześnie najbardziej frustrująca część mojego życia, jak więc mogłabym mieć dosyć czegoś co dostarcza mi wszystkich niezbędnych do życia emocji? Zniknęłam po premierze "Jestem Kotem" na kilka miesięcy, ale nie dlatego, że miałam dosyć, tylko dlatego, że byłam zmęczona. Zresztą, dosyć to ma się wtedy, kiedy się coś rzuca na zawsze i nie chce się do tego wracać, a ja nie mogłam się doczekać powrotu! Poza tym, ja zmęczona byłam nie rapem czy otoczką okołorapową, a internetem i ludźmi, którzy są zawsze od ciebie lepsi, którzy zawsze wiedzą lepiej i ogólnie to są ładniejsi, fajniejsi i nie wiadomo czemu nie są na twoim miejscu.
Widziałam w takiej sytuacji dwa wyjścia: udawać, że się ma w dupie albo zniknąć na jakiś czas, żeby trochę im się znudziło, i żeby trochę mieć w dupie. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Musiałam też sobie poukładać wiele rzeczy w głowie, złapać oddech, przemyśleć w którą stronę chciałabym pójść muzycznie przede wszystkim, a także które drzwi powinnam otworzyć, a które zamknąć jeśli chodzi o wydawnictwo, promocję i rozwój.
Pojawiły się przede mną szanse i możliwości, o których wcześniej nawet mi się nie śniło. To była duża zmiana. Za duża żebym mogła się z tym wszystkim co zrodziło się wtedy w mojej głowie uporać w weekend przy pomocy kilku piwek, kilku gadek czy kilku dni na totalnym odludziu.
Zastanawiałam się codziennie czego chcę od życia, czego chcę od siebie, dla siebie, co mogę dać i komu. Wróciłam z nową energią, z większym dystansem, ale przede wszystkim ze świadomością siebie, tego co potrafię, co chcę robić i pomysłem na to, jak zdobyć wszystko to, czego nie udało mi się zdobyć dotychczas. W teorii jestem już królową, a jeśli chodzi o praktykę no to cóż, czas pokaże.
Na scenie jesteś nieprzerwanie od kilku lat, jak podejście do tego tematu ewoluowało wraz z upływającym czasem?
Guova: Tych lat nie minęło od debiutu tak wiele, żeby zachodziły w moim podejściu jakieś diametralne zmiany. Ciągle jestem na początku swojej drogi. Może podchodzę teraz do tego wszystkiego z większym luzem, może trochę uodporniłam się na hejt, na pewno z większa pokorą przyjmuję konstruktywną krytykę i potrafię wyciągnąć z niej wnioski. Robię swoje najlepiej jak umiem. Poza tym niewiele się zmieniło, dalej rap jest dla mnie ważny, nadal piszę i nagrywam z dziecięcą zajawką i wiarą, że swoją muzyką mogę coś zmienić, ciągle mam tremę przed wejściem na scenę i cały czas nagrywam "na raz" (śmiech).
Kobieta i rap – w Polsce temat o tyle ciekawy, że podobno nie macie łatwo. Przeżyłaś przez te kilka lat jakieś niemiłe sytuacje?
Guova: Nie mamy łatwo? Bzdura! Wszyscy się nami opiekują, skupiają na nas całą swoją uwagę kiedy się pojawiamy, a i wypłynąć na szerokie wody jest o wiele prościej gdy konkurencja jest tak nieliczna. Czasem jest kwas. Czasem się wkurzam. Czasem większe zainteresowanie budzi moje zdjęcie niż kawałek, ale usprawiedliwiam to ogólnym zmniejszeniem zasięgu postów na facebooku (śmiech). Czasem z większym odzewem spotyka się "Real czy Barca?" niż post z informacjami o nowej płycie albo egzotycznym featuringu. Tylko co z tego? Płyty się sprzedają, teledyski mają coraz więcej wyświetleń, propozycji wciąż przybywa. Jaką wartość ma tak naprawdę wpis na portalu społecznościowym? Czy dobry, czy zły, nieważne. Jaką ma wartość? Ile znaczy? No żadną. Nic. Nie czuję się ani gorsza, ani lepsza, płeć nie jest dla mnie wyznacznikiem czegokolwiek. Mamy XXI wiek, odrzućmy stereotypy, które mogą być bardzo krzywdzące dla drugiej osoby. Ludzie teraz przecież zmieniają płeć (hi caitlyn bruce jenner), a razem z wymianą narządów rodnych nie przestajemy lubić kawy z mlekiem, oglądać salonu sukni
ślubnych na TLC czy TopGear'a z nowym prowadzącym. Zmieniamy garderobę czy fryzurę, wszystko co zewnętrzne i namacalne, ale czy w środku zachodzi naprawdę diametralna zmiana tylko dlatego, że nie możemy już wysikać się na stojąco? Wątpię. Doświadczyłam braku wychowania i chamstwa, ale to tylko incydenty. Czy mężczyźni nie doświadczają buractwa? Czy tylko kobiety skazane są na przykre sytuacje? Swoją drogą to Wy, dziennikarze, napędzacie te całą machinę szowinizmu, feminizmu i izmu ogólnie, zupełnie niepotrzebnie. Przestańcie w końcu pytać o kobiety w rapie, a jeśli po tylu latach wciąż nie wiecie jak to jest to wróćcie do wcześniejszych wywiadów. Czyichkolwiek, wszystkie mówimy to samo.
Obserwując Twoje kanały społecznościowe nie trudno zauważyć, że jarasz się tatuażami, pamiętasz swoją pierwszą dziarę?
Guova: Nie da się nie pamiętać. Jezu! jak mnie bolało. Boże! jak ja cierpiałam. Każdy kolejny tatuaż po pierwszym razie to szaleństwo i brawura z mojej strony. (śmiech) Pamiętam jak dziś. Przyszłam do mieszkania, które było przerobione na studio tatuażu o 16. Było gorąco, bardzo gorąco. Było tak upalnie, że człowiek nawet leżąc pocił się jak przy teście Coopera. Na fotelu, takim typowym, z czasów PRLu siedział równie typowy łysy gość z tribalem na ramieniu, który rzeźbił jeszcze bardziej typowego niż fotel i tatuator chińskiego smoka. Siedziałam tak chyba z godzinę i tylko gapiłam się (w dal) jak łysol męczy się przy tym wątpliwej urody dziele. Bolał mnie brzuch z nerwów, kompletnie nie wiedziałam czego się spodziewać. Nie kupiłam sobie zresztą nic do picia, paliłam tylko ciągle papierosy, aż w końcu język zaczął przyklejać mi się do podniebienia. W końcu przyszła dziewczyna, z którą umówiłam się na tatuaż. Twarz zmęczona, trochę jakby nieobecna, ale bardzo miła. Do wybranego przeze mnie wzoru zaproponowała mi ozdobnik, za który nie chciała dopłaty, po prostu uznała, że będzie to razem fajnie wyglądać. Zgodziłam się. I tak mój pierwszy tatuaż ze wzoru 3x4cm stał się wrzutem na całe przedramię. W sumie pomimo tego dziwnego zachowania to mi imponowała. Miała tatuaże w takich miejscach, na które ja nigdy bym się nie odważyła choć często w swoich snach widziałam siebie z nimi. (śmiech) Znała się na swojej pracy. Ale coś z nią było nie tak. Wtedy jeszcze nie wiedziałam co.
Standardowa akcja, przygotowanie kalki, golenie ręki, dezynfekowanie, przygotowanie sprzętu, odbijanie kalki i wreszcie – kontur! Pierwsze wkłucie było dziwne, w sumie nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego co się dzieje. Zaczęło boleć po godzinie, kiedy to pierwszy raz zniknęła moja tatuatorka, dajmy jej na imię Klaudia. Klaudia poszła do łazienki, siedziała tam pół godziny, w tym czasie spuchła mi ręka, zapaliłam kolejnego papierosa i napiłam się czegoś co stało w kuchni. Miało ohydny smak, nie wiem do dzisiaj co to było, ale czasem lepiej nie wiedzieć. Na przykład w tej sytuacji. Wróciła z łazienki, wyjęła z lodówki butelkę z wódką, wzięła łyka z gwinta, nie popijała niczym. Miała dziwnie wątłą twarz. Nie wiem w sumie jak to określić. Była szara, ale rozluźniona. Zrelaksowana, ale zmęczona. Coraz mniej mówiła. Rzeźbiła mi za to w tym przedramieniu jeszcze kilka godzin z niestrudzoną miną, jakby nie do końca wiedziała co robi, jakby nie do końca ją to obchodziło. Co by nie mówić, to co powstawało na moim ręku wynagradzało mi ból. Około północy przyjechał do mnie Kot Kuler z piciem, które być może uratowało mi życie. Klaudia co chwilę odsuwała się od stołu, znikała w łazience, szła coś zjeść, napić się, zapalić, sprawdzić facebooka, a moja spuchnięta ręka była grubsza w pewnym momencie od wszystkich rąk w tym pomieszczeniu razem wziętych. (a było ich kilka). Moje ciało nie wytrzymywało już bólu, drętwiały mi nogi, makijaż spływał swoimi drogami, a koszulka przyklejała się do pleców, tak samo jak tyłek do krzesła, ale brakowało tak niewiele, że wmawiałam sobie, że wytrzymam, że już kończymy, że przecież dam radę, że jeśli ja nie wytrzymam, to kto?. A jednak tak wiele brakowało, jak się później okazało. (śmiech)
Była pierwsza i pierwsze tiki z bólu. Zaczęłam się strasznie pocić, chyba miałam gorączkę. Moja ręka nie czuła już bólu, a ja byłam okropnie zmęczona. Nie miałam siły mówić, skarżyć się na ból czy ruszać. Po prostu trwałam w stanie agonii do 3:30. Osuwałam się z fotela przez godzinę. Aż skończyliśmy. Wyglądał obłędnie. Lepiej niż sobie wyobrażałam. Był piękny i cudowny,
mimo, że moje przedramię przypominało biceps Papaja. Naprawdę było warto. Droga powrotna była ciężka. Gdyby nie Kuba, nie wiem co by się wtedy ze mną stało. Niósł mnie całą drogę do domu. Wymiotowałam do kosza na śmieci i potykałam się o własne nogi. Cały czas chciało mi się pić, byłam nawet zbyt zmęczona by spać. Dziś jednak wiem, że tatuaże trzeba robić w studiu profesjonalnym i tatuaż, który da się zrobić w 3 godziny, jest zrobiony w 3, a nie w jedenaście.
Wróćmy do video bloga, w wakacje masz zamiar wypuścić pierwszy odcinek. Co skłoniło Cię do tego ruchu, by prowadzić taką formę kontaktu z fanami?
Guova: Wiele osób często pytało mnie o to, jak wygląda praca nad płytą, jak wyglądają sesje w studiu, co robię kiedy nie rapuję i ogólnie, co tam u mnie. Założyłam wówczas profil na ask.fm i twitter.com, żeby na te pytania odpowiadać, ale ciężko mi było odpisywać na każde z nich z osobna, szczególnie, że mnóstwo się powtarzało, a nie chciałam by ktoś czuł się pominięty. Postanowiłam, że wybiorę metodę najłatwiej przyswajalną czyli materiały wideo. Popularność vlogów jest ogromna, mam wrażenie, że każdego dnia się podwaja. Każdy kto jest ciekaw tego jak to wszystko wygląda od kuchni, jak fajnie można spędzić czas, jak rozwijać swoją pasję i jakie fajne mamy miejsca w Warszawie (i nie tylko) znajdzie w nim odpowiedzi na wszystkie nurtujące go pytania i coś, co być może go zaciekawi i stanie się jego pasją. Nie chcę za dużo zdradzać bo to ma być w sumie niespodzianka, ale powiem Ci, że chciałabym zrobić jeden odcinek, w którym odwiedzę wszystkie studia w których nagrywałam dotychczas, żebyście mogli zobaczyć jak zmieniła się jakość mojej pracy od 2010 roku.
Jakie tematy będziesz w nim poruszała?
Guova: Nie chcę zdradzać wszystkiego, poza tym sama do końca nie wiem jak to będzie wyglądało (śmiech). Chciałabym żeby nie był stricte rapowy, ale lifestylowy, żeby nie tylko ludzie związani z rapem znaleźli w nim coś dla siebie, żeby ludzi, którzy z rapem nie mieli nic wspólnego, tym rapem zainteresować, żeby docierać ze swoją muzyką do ludzi, do których sama muzyka by nie dotarła. Na pewno będą tatuaże, sporty ekstremalne, wycieczki i dużo, dużo ze studia, z prób, z pracy nad płytą. Po prostu przyczepię sobie gopro do czoła, zdejmę po miesiącu i opublikuję fragmenty swojego życia.
Nowa płyta, zaczynasz ją tworzyć od zera, czy już coś jest zarejestrowane?
Guova: Coś tam nagraliśmy, ale to tylko prewki. Zaczynamy od zera. Rzeczy, które robiłam kilka miesięcy temu straciły ważność, przeterminowały się. Wiem, że stać mnie na więcej, więc coraz więcej od siebie wymagam. Chcę dać słuchaczowi materiał kompletny, z niczym się nie spieszę, nie chcę też operować datami. Wcześniej wiele razy coś obiecywałam, ustalałam termin, a później z mojej – lub nie- winy, rzeczy te ukazywały się później lub nie wychodziły w ogóle na światło dzienne. Teraz chcę uniknąć niesmaku i rozczarowania. Do momentu nagrania całego materiału, ani data premiery, ani daty singli nie będą znane. Nie wszystko też teraz zależy ode mnie. Wiele rzeczy na pewno będzie narzucała mi wytwórnia. Na szczęście to będzie mój już czwarty album wydany fizycznie i trochę nauczyłam się na błędach. Obiecuję profesjonalizm.
Jakiś czas temu miałaś beef z Fonografiką, były oskarżenia, wyciąganie brudów. Jak się sprawa zakończyła?
Guova: Czasem obwiniamy kogoś niesłusznie bo nie możemy uwierzyć, że ktoś z bliskiego otoczenia mógłby nas oszukać. Wieszamy psy na kimś niewinnym bo zostaliśmy zmanipulowani lub został nam przedstawiony fałszywy obraz w sposób tak wiarygodny, że przez myśl nawet nie przechodzi podejrzenie o nieprawdziwość. Tak też było w moim przypadku. Uwierzyłam osobie, z którą pracowałam na co dzień. Uwierzyłam głęboko. Do dziś tak naprawdę ciężko mi pogodzić się z tym, że przez te kilka lat tak bardzo się myliłam. Zawsze wydawało mi się, że mam tak zwanego „nosa” do ludzi. Korzystając z okazji, chciałabym publicznie przeprosić, tak jak publicznie obrzucałam błotem całą Fonografikę za to, że w nich zwątpiłam. Nie miałam pojęcia, że najmniej życzliwe mi osoby są w moim najbliższym otoczeniu. Jest mi wstyd, że przez moją naiwność i niewiedzę nadszarpnęłam dobre imię firmy i bardzo żałuję, że wcześniej nie podjęłam pewnym kroków, może nasza współpraca potoczyłaby się inaczej. Podejrzewam, że gdyby nie to publiczne pranie brudów, nigdy nie wyszłoby na jaw, że przyjaciel jest tak naprawdę wilkiem w owczej skórze. Mam nauczkę, dostałam za swoje. Kiedyś o moich przygodach na tle manager – artysta wypuszczę tomik krótkich opowiadań, ale to jak już będę stara i będzie mi wszystko jedno, żeby nikt mnie już nie ciągał po sądach.
Opowiedz o muzyce, o inspiracjach, skąd je czerpiesz?
Guova: Inspiracje można czerpać zewsząd i tak też, choć to mało oryginalne, dzieje się w moim przypadku. Zobaczę jakiś plakat, usłyszę jakiś utwór, przeczytam dobrą książkę i czuję po prostu, że chcę o tym powiedzieć. Cały proces powstawania kawałka będziecie mogli zobaczyć na vlogu, więc zachęcam do wypatrywania na moim profilu linku do pierwszego odcinka. W najbliższych dniach zostanie również ujawniona nazwa cyklu.
Chciałbym na koniec Cię zapytać o jedną kwestię. Żyjesz z rapu, czy żyjesz rapem?
Guova: Żyję rapem. Nigdy nie nastawiałam się na zysk z muzyki, chociaż wiadomo, że z tyłu głowy każdy kto zaczyna się w to bawić ma marzenie, żeby pasja stała się dochodowa, to naturalna kolej rzeczy. Nie jest to jednak mój priorytet, nie kieruję się zarobkiem przy wyborze kawałków na płytę czy repertuaru na koncert. Na co dzień pracuję w przychodni medycznej. Staram się pomagać tym ludziom i z tego miejsca pragnę podziękować im za to, że mnie inspirują każdego dnia swoją postawą. To niesamowite.
Dzięki za rozmowę.
Guova: Dzięki, pozdrawiam!
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Wywiad
Rabo: „Wychowali mnie mama, tata i Wojtek Sokół” – wywiad
Rozmawiamy z raperem, który nagrał płytę inspirowaną znanymi bajkami.
W ubiegłą sobotę ukazał się album Rabo „Życie to nie bajka”. To twórca znanego kanału związanego z filmami animowanymi Disneya, Pixara i DreamWorks. Mieliśmy okazję porozmawiać z byłym dziennikarzem programu „Uwaga!” na temat jego projektu.
Polećmy klasykiem na początek – jak zaczęła się Twoja przygoda z rapem?
Cóż… okres, gdy miałem 9 lat i kolega przyniósł do szkoły Grupę Operacyjną pozwolę sobie pominąć (śmiech). Oficjalnie wszystko zaczęło się rok później, gdy ojczym pożyczył mi swoją empetrójkę, bym się nie nudził w autokarze podczas wycieczki szkolnej. Znajdowała się tam „Droga” od Hemp Gru, którą momentalnie się zachwyciłem. Potem już poszło. Ogólnie jestem z pokolenia dzieciaków, dla których rap był jak łyk świeżego powietrza w świecie przepełnionym smogiem. Gdybym na pewnym etapie nastoletniego życia nie usłyszał, że „Damy radę”, to nie wiem, czy bym dał. Gdybym nie podśpiewywał sobie, że „Bierzemy sprawy w swoje ręce” albo że „Każdą porażkę obracam w sukces”, to też pewnie wszystko wyglądałoby inaczej. Nie bez powodu czasem żartuję sobie, że wychowali mnie mama, tata i Wojtek Sokół (śmiech). I coś w tym jest.
A skąd pomysł, by samemu zacząć rapować?
Od zawsze marzyłem, by być częścią tej kultury. Przez wiele lat prowadziłem kanał na YouTube, gdzie opowiadałem o różnych ciekawostkach, szokujących teoriach i absurdach związanych z filmami animowanymi, głównie ze stajni Disneya, Pixara i DreamWorks i gdy przekroczyłem magiczną barierę 100 000 subów, chciałem przygotować dla widzów coś specjalnego. Uznałem wtedy, że to dobra okazja, by zadebiutować i tak powstał utwór „Sto tysięcy powodów”. Odbiór był pozytywny, więc zacząłem doskonalić swój warsztat i dziś, po 5 latach od tamtego wydarzenia, myślę, że rozwinąłem się już na tyle, by przedstawić się szerszemu gronu słuchaczy.
No właśnie, niedawno do sieci trafiła Twoja EPka „Życie to nie bajka”, oparta na ciekawym patencie. Opowiedz o tym.
Od jakiegoś czasu kiełkował mi w głowie pomysł na płytę związaną z tym, czym zajmowałem się na co dzień. W końcu postanowiłem się za to zabrać i efektem tego jest album inspirowany znanymi animacjami, takimi jak „Toy Story”, „Auta” czy „Król Lew”. Bajki te stanowiły jednak jedynie punkt wyjścia do opowiadanych historii, dzięki czemu mogłem zgrabnie połączyć moje osobiste przeżycia z fabułą wspomnianych filmów. Przykładowo w utworze „Simba” opowiedziałem o swojej drodze do sukcesu, która ciągle trwa, niestety (śmiech). Refren oparłem na słynnej frazie Mufasy „Kiedyś to wszystko będzie Twoje”, którą kojarzy niemal każdy, a której, co ciekawe, Mufasa nigdy do Simby nie wypowiedział. Taki bajkowy efekt Mandeli.
Tu, gdzie jestem, konsekwentnie rządzi prawo dżungli
Walczę mężnie, bo lwie serce w mojej piersi dudni
Wygram ze złem, wsparcie wielkie mam od wiernych kumpli
Dzieło zwieńczę happy endem, będą ze mnie dumni!
Zanim jednak zdecydowałeś się wrócić do ksywki Rabo, wydałeś dwie EP-ki pod innym pseudonimem na osobnym kanale, którego prawie nikt nie zna.
I całe szczęście (śmiech). Faktycznie, w 2020 roku postanowiłem wypuścić pierwszą EP-kę, ale czułem podskórnie, że mimo iż teraz wydaje mi się to cudowne, to za parę lat zapewne będę wolał o tym zapomnieć. I faktycznie – dziś, gdy patrzę na swoje poprzednie projekty, na czele z tym starszym, to widzę, jak wiele rzeczy mógłbym zrobić lepiej. Ale cóż – chyba właśnie na tym polega rozwój. Ostatecznie dobrze mi zrobiło te parę lat w takim klasycznym podziemiu – miałem czas, by spokojnie progresować, a jednocześnie mało kto musiał być tego świadkiem (śmiech).
To teraz trochę z innej beczki – jak YouTuber trafia do redakcji Uwagi! TVN?
Faktycznie, jest to historia dość oryginalna. Niecałe 2 lata temu przechodziłem najgorszy okres mojego życia. To było chwilę po wypuszczeniu EPki „To The Ground”, która zresztą odzwierciedla ówczesny stan mojej psychiki. Z przyczyn niezależnych ode mnie, musiałem odejść jakiś czas wcześniej z YouTube’a, co wywróciło moje życie do góry nogami. Moim planem ₿ na życie był wtedy rynek kryptowalut, który jednak dał mi wielką lekcję pokory i plany bycia kryptomilionerem musiałem odłożyć na później. Ostatecznie znalazłem się w sytuacji, w której byłem bezrobotny, samotny i bez perspektyw. Wysłałem CV do wielu firm, by zaczepić się gdziekolwiek. Odpowiedziały mi dwie – jakieś Call Center i… McDonald’s (śmiech). Wybrałem pracę na słuchawce i – jak się potem okazało – ta jedna decyzja odmieniła moje życie.
Dlaczego? I jak to się łączy z pracą dziennikarza?
Już tłumaczę. W wielkim skrócie firma, w której zacząłem pracować, okazała się być jedną wielką kuźnią oszustów i prężnie działającą machiną okradającą starszych i schorowanych ludzi na grube miliony złotych. Gdy tylko zrozumiałem, w czym biorę udział, chciałem się zwolnić, ale ostatecznie tego nie zrobiłem. Uznałem, że więcej zdziałam, jeśli zostanę tam przez pewien czas, przemęczę się i zdobędę jak najwięcej dowodów na to, co tam się wyprawia. Ostatecznie wyszło lepiej, niż przypuszczałem. Odezwałem się do redakcji Uwagi! opisując całą sprawę i dostarczając im materiały. Podjęli temat i wspólnie zrealizowaliśmy 5-częściowy cykl reportaży o tytule „Szatańska Loża VIP”. Efekt był taki, że po pierwsze – złodziejska firma upadła, po drugie – wielu osobom odpowiedzialnym za ten niemoralny proceder postawiono zarzuty, a po trzecie – dostrzeżono we mnie potencjał i zaproszono do redakcji na staż. Reszta jest już historią. Szaloną, jak całe moje życie.
W takim razie gratuluję, dobra robota.
Dzięki. Swoją drogą na mojej najnowszej EP-ce nawiązuję do tych zdarzeń w kawałku „Pinokio”. Utwór ogólnie opowiada o poczuciu wyobcowania wśród rówieśników, o byciu niepasującym elementem układanki, ale także o potrzebie osiągnięcia wielkiego sukcesu, by mój Gepetto był ze mnie dumny i by nigdy mu niczego nie zabrakło. Myślę, że metafora jest zrozumiała dla wszystkich. Za to sama końcówka drugiej zwrotki jest właśnie o wspomnianej chwilę wcześniej historii. Pamiętam, że wszyscy przestrzegali mnie, bym się w to nie pakował, bo może stać mi się krzywda. Ja jednak miałem przekonanie, że w takich sytuacjach należy działać, nie bacząc na konsekwencje. I tak też zrobiłem. Na razie wszystko ze mną w porządku i mam nadzieję, że tak zostanie. A jeśli nie, to przynajmniej pozostanie po mnie muzyka.
Będę bronił starszych oraz kobiet, cóż
Nawet jak przypłacę to niejedną blizną
Nie chcę być prawdziwym chłopcem już
Od kiedy zostałem prawdziwym mężczyzną
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Wywiad
Małpa: „Moja żona ma tatuaż z okładką płyty Łony” – wywiad
W rozmowie z Małpą padają także ksywki Otschodzi i Lil Konona.
Z okazji pojawienia się na rynku winylowej wersji kultowego albumu „Kilka numerów o czymś”, spotkaliśmy się z Małpą z Warszawie, żeby porozmawiać o jego debiucie, który w większości został napisany we Włoszech.
Chociaż Małpa nigdy tego nie ujawniał, nasza redakcyjna koleżanka opowiedziała podczas rozmowy pewną anegdotę związaną z żoną rapera, która posiada tatuaż z Łoną. – Ma kilka rapowych tatuaży – przyznał raper w rozmowie z Luizą Di Felici. Więcej na ten temat w poniższej rozmowie.
Poruszone wątki w wywiadzie:
- „Kilka numerów o czymś” powstało we Włoszech na Erasmusie.
- Czy Małpa inspirował się włoskimi artystami?
- Lil Konon i jego zakola
- Otsochodzi kupuje winyl za 12 tys. zł
- Praca na stacji benzynowej
- Dlaczego Małpa zniknął na 6 lat?
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Wywiad
Feno: „Young Leosia i Bambi to grzeczna muzyka, która trafia do dzieci” – wywiad
Jak i kiedy modli się Edzio, Pikers GOAT, Grande Connection i monetyzacja konfliktów freakfightami.
Nasza rozmowa z Feno to przede wszystkim tematy rapowe. Czy kobiecy rap w Polsce jest dobry? Tutaj raper wspomina o Bambi, Young Leosi i Oliwce Brazil.
– Mamy Young Leosię i Bambi. To są takie najpotężniejsze postacie. To jest taka grzeczna muzyka, która trafia do dzieci. Sanah i Julka Żugaj to ten sam case – mówi Feno w rozmowie z Oskarem Brzostowskim dla GlamRap.pl.
– Mi rap się kojarzy z lekkim sk***ysyństwem. I takiej damskiej postaci jak Cardi B nie ma. No jest Oliwka i ma te skillsy, ale ewidentnie też jakieś problemy wizerunkowe. Żyjemy w post katolickim kraju, w którym nie ma akceptacji na jakieś jechanie w stylu Oliwki Brazil i obciąganie ku**sów – dodaje.
W rozmowie ponadto:
- Feno spotyka dwie małe dziewczynki, które są fankami Bambi
- Co myśli o Grande Connection
- Jak i kiedy modli się Edzio
- Kacper HTA i monetyzacja konfliktu freakfightami
- 10 tys. pomysłów Sebastiana Fabijańskiego
- Pikers to GOAT
- Najbardziej klimatyczny festiwal rapowy
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Wywiad
Mamy dość technicznego rapu? Koro: „Eripe, Tomb czy Golin wyczerpali tę formułę” – wywiad
Koro mówi o Young Leosi, Bambi, Grande Connection, Szpaku, White Widow i Taazym.
Podczas naszej rozmowy z Koro poruszyliśmy ciekawy wątek kalkulacji i warsztatu w polskim rapie. Czy w dzisiejszych czasach odbiorcy nie chcą słuchać już przekminionych wersów czy liczyć podwójnych i potrójnych rymów?
Koro „To nie rap się zmienia”
Jak twierdzi Koro, to nie rap się zmienia. – To raperzy zaczęli robić inny rodzaj muzyki. To nie chodzi o to, że rap się rozwija, bo on ma proste korzenie i prostą definicję, tylko ludzie otwierają się na coraz więcej rzeczy. W każdą stronę ta granica się przesuwa – mówi Koro w rozmowie z Oskarem Brzostowskim dla GlamRap.pl.
Nie chcemy już słuchać rapu dobrego warsztatowo?
W większości wypadków rap odbił w stronę popu, śpiewanych refrenów i autotune’a. Bardzo nieliczni robią jeszcze rap stawiający na technikę.
– Dzisiaj młodzi raperzy nie muszą być dobrzy warsztatowo. Tacy gracze jak Eripe, Tomb, Quebo, Golin i jeszcze mógłbym wymienić parę ksywek, wyczerpali na tyle tę formułę, że ludzie mają dość. Żyjemy w takich czasach TikTokowych i przebodźcowanych, że ta muzyka ma być takim głaskaniem psychiki, żeby się wyluzować, a nie rozkminiać o co chodziło – twierdzi Koro. Czy to dobrze czy źle? Wśród fanów możemy dostrzec dwa główne obozy. Pierwszy, który krytykuje większość rzeczy wychodzących od młodych twórców i drugi, który jest zafascynowany każdym kawałkiem, którego głównym zadaniem jest wpaść w viral i największą rotację.
W poniższej rozmowie poruszyliśmy takie wątki jak: Young Leosia i Bambi nagrywają w szafie, działalność Grande Connection, dissy i beefy się nie kalkulują, konflikt Szpaka i White Widow, Taazy objawieniem freakfightów, co z walką na Fame MMA, a także, kiedy nowa płyta.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Wywiad
Pueblos (Bitwa o Południe): „Żyję z freestyle’u, to moje główne źródło utrzymania” – wywiad
Rozmawiamy z organizatorem Bitwy o Południe.
Wybraliśmy się na BOP9, gdzie mieliśmy zrobić relacje z wydarzenia, ale jak to z freestylem – zamiast relacji przeprowadziliśmy kilka mocnych wywiadów. Na pierwszy ogień rozmowa z Pueblosem – organizatorem Bitwy o Południe.
– Randomowi ludzie boją się BOP-u i boją się wystąpić. Wiedzą, że można się bardzo łatwo zbłaźnić, jak np. wchodzący teraz bez koszulki Syn Młynarza z flagą Kiribati – mówi w rozmowie z Oskarem Brzostowskim dla GlamRap.pl Pueblos.
Organizator Bitwy o Południe ujawnił przed naszymi kamerami m.in., że jako jedna z nielicznych osób, a może nawet jedyna utrzymuje się z organizowania bitew freestyle’owych. – To moje główne źródło utrzymania – przyznaje.
Z Pueblosem porozmawialiśmy m.in. o aktualnej sytuacji BOP-u i WBW i najbardziej przyszłościowych zawodnikach, którzy jeszcze namieszają we freestyle’u.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Tym razem przed naszymi kamerami zasiadł Sarius, z którym w ponad godzinnym wywiadzie poruszyliśmy mnóstwo tematów, także ten jeden z najbardziej grzejących, czyli niesnaski z Żabsonem.
Kilka tygodni temu między Sariusem z Żabsonem doszło do małego konfliktu, który miał zostać nie do końca zrozumiany przez słuchaczy. Sarius zdecydował się szczegółowo opisać, o co chodziło i dlaczego Żabson miał u niego dług.
Ponadto szef Antihype ujawnił, czy żałuje, że sytuacja z Gibbsem lub Deysem tak się potoczyły.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
-
News4 dni temu
Gangster, który pobił Wilka z Hemp Gru, opowiedział o tym przed kamerą
-
News2 dni temu
Ostatni koncert Quebonafide – wyciekła dokładna data
-
teledysk4 dni temu
Oliwka Brazil: „Dziewczyny z branży mają chcice jak zwierzęta”
-
News5 dni temu
Dlaczego Suja nie pracuje? Znamy odpowiedź
-
News9 godzin temu
Kali o powrocie Quebonafide: „Błagajcie go na kolanach…”
-
News4 dni temu
Bambi w dwa lata została rap superstar. Przegoniła nawet swoją szefową
-
News5 dni temu
Onet pisze o Jongmenie ukrywającym się w Dubaju przed polską policją
-
News5 dni temu
„Hip-hop umarł” – twierdzi znany polski producent