Felieton
KOMENTARZ KAABANA: „Przekrój” o polskim hip hopie
Trudno zanegować rozwijającą się niemal z dnia na dzień nową falę mody na polski rap. Kiedy wydaje się, że kolejna granica nie zostanie przekroczona, albo przynajmniej to całe zamieszanie przynajmniej wyhamuje, następnego dnia okazuje się, że nic bardziej mylnego. Myślałem, że występ Pokahontaz u Wojewódzkiego wynikał bezpośrednio z chęci zagarnięcia fejmu zbitego na tym filmie, jednak zaraz potem w programie tym mogliśmy oglądać Pezeta. Afera zatacza coraz większe kręgi, ponieważ temat rapu postanowił wziąć na warsztat (i przy okazji okładkę) tygodnik „Przekrój”.
Początkowo sądziłem, że znowu jakiś dziennikarzyna za 2zł pod wpływem 5cio krotnego obejrzenia „Jesteś bogiem” oraz przesłuchania dyskografii Magika postanowił podzielić się z całym światem swoim odkryciem, jednak okazuje się, że nie. Autorem tekstu „Wyjście z bloków” jest znany (i ceniony) w środowisku Andrzej Cała. Przymknąłem oko na tytuł oraz nabijanie lewackiej kabzy i z nieskrywanym zaciekawieniem rozpocząłem lekturę tekstu.
Może jestem nienormalny, ale po takim autorze oczekiwałem tekstu, który pokrywa się z faktami 1:1 z dokładnością co do 0,00000000000000000001. Tradycyjnie już moje oczekiwania minęły się z rzeczywistością, chociaż nie w takim stopniu jak to ma zazwyczaj miejsce. Zgrzyt następuje już na samym początku, gdzie Andrzej opisuje popularność rapu na wszystkich płaszczyznach. Zacytujmy kawałek:
„Wskaźniki sprzedaży albumów sceptyków nie przekonają. W końcu płyty rozchodzą się u nas w minimalnych nakładach, więc takie zestawienia nie muszą być miarodajnym wyznacznikiem. By doświadczyć większej skali, odwiedźmy więc YouTube i sprawdźmy, czyje klipy ogląda się najczęściej. Jak się okazuje, królują tu discopolowcy z zespołu Weekend oraz Rihanna. Ale już kawałek „Chcę ci dać” donGURALesko zajmuje siódmą pozycję, „Nie lubimy robić” Donatana jest dziewiąty, „Chmura” Pezeta to miejsce 11., a Peja z kawałkiem „A ja jestem pomidorem” zamyka czołową „15″.”
Absurdalnym jest powoływanie się na wskaźnik YT przy jednoczesnym umniejszaniu miarodajności OLiS-u. To, że jakiś utwór ma dużo wyświetleń na YT równie dobrze może świadczyć o postępującej roli tego medium jako swoistego odtwarzacza muzyki, zastępującego mp3 z dysku twardego. Możemy to pominąć, ponieważ jest to kwestia dyskusyjna, bardziej bekowe jest natomiast powoływanie się na wysoką lokatę „A ja jestem pomidorem”. Wszyscy (wierzę, że pan Andrzej również) dobrze wiedzą, że popularność tego utworu jest efektem beki przez niego wywołanej, a nie poziomu czy też zapotrzebowania na kawałki, w których pomidor jest podmiotem lirycznym. Tym sposobem ludzie spoza środowiska wpiszą sobie w wyszukiwarkę ten tytuł, posłuchają i utwierdzą się w przekonaniu, że brak rapu w mediach jest dobry, a ten typ z artykułu to jakiś jebnięty. Skoro i tak w pierwszej 15 znajdowały się 3 inne utwory, to po co było przetaczać tego nieszczęsnego pomidora?
Dalej wkurwiają nieścisłości odnośnie marek odzieżowych. Przeciętny czytelnik tygodnika opinii po przeczytaniu „Ten Typ Mes od 2006 r. jest twarzą firmy Alkopoligamia.” wywnioskuje od razu, że marka Alkopoligamia istniała sobie na rynku, zaś w 2006 do promocji postanowili zatrudnić Mesa. Jak było wszyscy dobrze wiemy, poza tym dla ścisłości Alkopoligamia w 2006 była stroną internetową wypuszczającą co jakiś czas bardzo mocno limitowane serie koszulek, zaś firmą (której twarzą mógł zostać Mes) stała się dopiero w 2009, przy okazji poszukiwania wydawcy „Zamachu na przeciętność”.
To jednak nic w porównaniu z beką, którą dostarcza fragment:
„Z natury oszczędny i odrobinę nieufny młody człowiek musi być przekonany, że zawsze dostanie do ręki coś, co przetrwa dłużej niż podobny artykuł z sieciówki. Gdy raz się sparzy, raczej już nie wróci.”
Wszelkie próby wcielenia się przez kogoś dorosłego w postać przeciętnego nastolatka kończą się fiaskiem, tak też skończyły się i tutaj. Skąd ten autor wziął obraz nastolatka „odrobinę nieufnego” i do tego „oszczędnego”. Wygląda na to, że autor pomylił przymiotnik „oszczędny” z „biedny”, co nie świadczy o nim najlepiej.
Im dalej tym tylko gorzej – gdzieś w środku artykułu Bisz oraz Zeus zostali określeni mianem twórców, którzy trafiają do… hipsterów. Tak, nie przewidziało wam się. Oczywiście bez cienia uzasadnienia, po prostu zwykłe „jeb, oni są dla hipsterów”.

Nie mieści mi się w głowie, jak osoba, która przecież „siedzi” w tej kulturze może pisać takie bzdury. Pewnie ma 2-3 znajomych z tej grupy społecznej (którą gardzę na równi z lewakami), którzy jarają się Zeusem i Biszem, w związku z czym postanowił zamieścić to w artykule.
Następny na warsztat wzięty zostaje wzięty wątek treści polityczno – społecznych. Pojawia się nawet wypowiedź Najgorszego Recenzenta Polskiego Rapu, która jest tak absurdalna, że po prostu muszę ją przetoczyć:
„Nie brakuje też raperów zaangażowanych politycznie i społecznie. – Polski hip-hop w 2012 r. jest bardziej zaangażowany w życie polityczne, niż był kiedykolwiek wcześniej. Scena zawsze była zachowawcza, ale takiego przechyłu konserwatywno-nacjonalistycznego nie było nigdy. Raperzy żerują na panującej wśród młodzieży modzie na ostentacyjny patriotyzm, dorzucając swoje populistyczne trzy grosze. A nawet więcej”
Chętnie dowiem się, gdzie jest widoczny ten „konserwatywno-nacjonalistyczny” przechył, bo ja go jakoś kurwa nie widzę, a słucham dosłownie wszystkiego. Parę jednostek OD ZAWSZE przemyca pojedyncze treści nawet nie o charakterze konserwatywnym, a zwyczajnie zdroworozsądkowym, Flint nazywa to „przechyłem”, żenada.
Na potwierdzenie tej tezy redaktor Andrzej powołuje się na nagranie „Leming” oraz poparcie twórców dla Marszu Niepodległości, by w następnym akapicie uczciwie przyznać, że u wymienionych raperów taka tematyka nie jest nowością. Przyznam, że czytałem ten fragment parę razy i w dalszym ciągu nie umiem uchwycić sensu pisania, że coś może być dowodem, żeby zaraz potem to obalać.
Tymczasem festiwal durnych cytatów trwa w najlepsze. Tym razem mają za zadanie uwiarygodnić rzekomą wagę filmu „Jesteś bogiem”. Z tej okazji kretyna robi z siebie Abradab:
„Magik na pewno jest osobą, którą warto przybliżyć ludziom, zwłaszcza młodszemu pokoleniu. Tak sobie myśleliśmy ostatnio z chłopakami – kiedyś nawet nikt by się nie spodziewał, że komuś będzie się chciało pisać o tym scenariusze”
Zrozumiałbym taką wypowiedź, gdyby Dab sam grał w tym filmie. Tymczasem jego wątek jest tam praktycznie pominięty, wiec nie ma potrzeby promowania ścierwa. Odrzucając tę opcję już wiemy, że współzałożyciel Kalibra jest po prostu idiotą, który uważa, że warto przybliżać ludziom postać nieodpowiedzialnego ćpuna, który skoczył z okna mając małe dziecko, w dodatku w tym filmie pokazaną jako tego, który „chciał dobrze, ale nie wyszło”, więc należy mu współczuć.
Chyba nie muszę dodawać, że na kondycję polskiego rapu film ten nie wpłynął nawet w 1%, ponieważ 99% widzów PRZYNAJMNIEJ kojarzyła Paktofonikę i postać samego Magika, przypływ nowych słuchaczy (o ile został odnotowany) jest raczej znikomy.
W rolę imbecyla wciela się również postać, której nigdy bym o to nie podejrzewał, czyli Mes. We fragmencie poświęconym „hiphopolo” dzieli się z nami następującą opinią:
„Ale to artyści tacy jak Łona, Sokół czy Te-tris wciąż grają koncerty i sprzedają płyty, to im na ulicy ludzie przybijają piątki. Przetrwali jeden zalew syfu, przetrwają kolejne.”
Niby tutaj wszystko się zgadza, ale pięknie wychodzi jakie pojęcie mają polscy raperzy o polskim rapie. W erze hiphopolo Te-Tris był anonimowym undergroundowcem, autorem jednej kiepsko zarapowanej płyty, znanym głównie z WBW. Stawianie go w jednym szeregu z Łoną i Sokołem odnośnie tego, że „grał koncerty wtedy i gra teraz” to grube nieporozumienie.

Na sam koniec denerwuje maksymalnie stronniczy fragment o potencjalnej możliwości ewolucji raperów do roli celebrytów. W tym miejscu autor przy pomocy paru wypowiedzi Sokoła podkreśla to, jak bardzo takie kreacje raperom nie odpowiadają, w związku z czym na pewno w nie nie wejdą. Jakie trzeba mieć klapki na oczach, żeby coś takiego pisać?
Czyżby redaktor Andrzej zapomniał o tym, że Mezo przed rozpoczęciem kariery celebryty był normalnym raperem, którego nikt by nie posądzał o takie posunięcie? Co najmniej dziwne jest też pomięcie chociażby Tedego, który od fleszy nie stroni. Celowe wprowadzanie ludzi w błąd, czy niewiedza?
Najlepsze zaczyna się oczywiście na koniec, gdzie Calak z sobie tylko znanych powodów zamieszcza„5 utworów, które zmieniły polski hip-hop”autorstwa niejakiego Jakuba Żulczyka. Nie mam pojęcia kim jest ten człowiek, ale tym artykule razem z Flintem będzie rywalizował o miano mojego ulubionego dziennikarza muzycznego.
Nie wiadomo, jakimi kryteriami kierował się ten dziennikarzyna, ale efekt końcowy jest niesamowicie komiczny. Bo jak nazwać brak w zestawieniu jakiegokolwiek utworu ze „Skandalu” bądź „Nastukafszy”? Zamiast tego mamy „Pamiętaj o melanżu”, „Głuchą noc”, „Ukryty w mieście krzyk” (wtf?!?!), „Nienawiść” oraz „W aucie”. Z drugim oraz piątym wyborem mogę się zgodzić, utwory te faktycznie zmieniły polski hip hop. „Pamiętaj o melanżu” jest niezłe, ale jak pisałem wyżej – coś z pierwszej Molesty lub WFD jest NIEZBĘDNE. Utwory Pezeta oraz HG zostały dokooptowane chyba w drodze losowania, bo nie widzę żadnych, podkreślam żadnych logicznych przesłanek na ich umieszczenie. Do tego ten debil pomylił tytuł jednego z numerów, bo przecież track ten nazywa się „Nienawiść”, a nie „Nienawiść do policji”.
Po tej grubej kompromitacji czas na jeszcze większą, czyli „5 najlepszych płyt polskiego hip-hopu”. Tutaj z otwartym hejtingiem jest nieco trudniej, ponieważ autor zostawił sobie furtkę ewakuacyjną podając ranking pięciu „najlepszych”, a nie „najważniejszych” płyt, co jednak nie przeszkadza w zrównaniu go z ziemią.
Podobnie jak poprzedni, tak i ten wybór jest po prostu absurdalny, obok siebie stoją „Skandal” oraz… solowa płyta Winiego. Tak, Winiego. Całość dopełniają albumy Małolata, Sokoła oraz JWP. Gdzie tu jest jakikolwiek klucz?
„Skandal” – bezdyskusyjny klasyk, zostawmy w spokoju. „Witam was w rzeczywistości” to bardzo dobra płyta, ale czy od razu najlepsza w historii? Bardziej pasowałaby tutaj dowolna płyta Pezeta, jednak jak widać dla pana Żulczyka obecność tracku, który „zmienił polski hip hop” to niewystarczająca rekomendacja do tego, aby umieścić taki album w swoim zestawieniu. Małolat również nagrał bardzo dobrą płytę, może nie w 5, ale w top 15 spokojnie bym ją sklasyfikował. W uzasadnieniu do wyboru „Wroga publicznego #1” czytamy, że jest to ekipa „w której poziom rapowania jest rozłożony u wszystkich jej członków mniej więcej po równo”. No to chyba kurwa słuchał innego składu, bo jak wiadomo Ero>Kosi>Doni=Foster. Wisienką na torcie jest płyta „Bóg jest miłością”, której uzasadnienie po prostu trzeba przetoczyć:
„Trudno pisać o Winim. Trudno napisać coś sensownego o płycie, na której znajduje się 11-minutowy utwór „Nienawidzę raperów”, w którym występuje połowa raperów z Polski. Trudno pisać o płycie, na której dubstep łączy się z ogniskową gitarą, punk rock z autotune’owym wyciem, na której muzyka Matheo i strumień świadomości Winiego zlewają się w jedną wielką joyce’owską magmę. Jedno jest pewne – Wini jest osobowością przez wielkie O, a takich jaj i takiej pomysłowości nie miał w polskim hip-hopie przed nim nikt.”
Czyli dobre wino jest dobre bo jest dobre i tanie i takie historie. 80 wyrazów, 432 znaki i ZERO, PIERDOLONE ZERO KONKRETÓW. Bo konkretem nie jest napisanie co się z czym łączy oraz to, że Wini „jest osobowością przez wielkie O”. Co za cep, nie mam pytań. Wybór oczywiście do zmiany i to natychmiastowej, ale niektórzy chyba mają takie parcie na szkło, że muszą łapać się brzytew.
Mam nadzieję, że chociaż jedna zagubiona duszyczka, która po przeczytaniu artykułu w „Przekroju” będzie poszukiwała w Internecie informacji na temat polskiego rapu trafi na ten artykuł i dowie się, czemu jest on mocno wątpliwej jakości. Z drugiej strony może należy cieszyć się, że nie jest to bzdura na poziome „tu for sewen”? Nie zapominajmy także, że mamy do czynienia z lewackim tygodnikiem opinii, w którym artykuły bez kłamstw nie istnieją. Być może i ten musiał dostosować się do linii redakcyjnej, a że Cała zrobił to dość niskim kosztem, przekręcając raczej drobniejsze kwestie, postanowiono dodać te durne rankingi idioty z „Wprostu”. Tak czy inaczej zjawisko pt. „boom na polski rap” rozwija się coraz szybciej i aż się boję w którą stronę to wszystko wędruje. Pewnie za miesiąc tematem dnia w „Superaku” będzie relacja z zakończenia pobytu Chady w więzieniu.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
„Kutas Records” – żart Kuqe 2115 to tak naprawdę spory problem – felieton
Wspomniana wytwórnia istnieje, jest z Polski i ma pół miliona słuchaczy.
Kilka dni temu Kuqe 2115 opublikował żartobliwy film, w którym mówi, że odchodzi z 2115 Label na rzecz nowej wytwórni „Kutas Records”. Pośmialiśmy się z rzekomo czerstwego żartu, który tak naprawdę nie do końca był żartem. Jak sprawdziliśmy, wytwórnia „Kutas Records” istnieje, jest z Polski i podbija Spotify.
„Kutas Records” – o co w tym chodzi?
Na Youtube powstał kanał zatytułowany „Kutas Records”. Uśmiech na twarzy może budzić nie tylko nazwa kanału, ale także współgrające logo z plemnikiem. Od razu więc mamy jasny komunikat, że mamy do czynienia z trollingiem. Tylko ten żart powoli wymyka się spod kontroli, bo jest całkiem sprawnie zarządzany.
Kawałki, które pojawiają się na kanale mają zawsze podtekst erotyczny i są w pełni wygenerowane przez skrypt AI. Ich treść jest dość wulgarna, ale dla młodszych odbiorców może być interesująca i zabawna. Każdy kawałek jest dobrze opisany i ma wygenerowaną unikalną okładkę. Tytuły numerów, podobnie jak ich treść jest nacechowana seksualnie.
Oto kilka przykładów:
- Dariusz Jebadło – Podziemny Drąg
- Gejtos – Bóg Morza
- Cwelgar – Gejowski Łowca Potworów
- Johnny Cwel – NNN (Nie Orzech Listopad)
- Homo Erectus – Gejowski Jaskiniowiec II (prod. Kutas Records)

W ciągu roku, odkąd istnieje „wytwórnia” na Youtube wygenerowano 163 utwory, które łącznie mają ponad 4 mln wyświetleń.
Spotify podbite przez „Kutas Records”
Jeszcze większe cyfry żartobliwa wytwórnia wykręca na Spotify. Przed kilkoma dniami doszło do sytuacji, kiedy na pierwszych 15 miejsc najbardziej viralujących numerów aż 8 pochodziło z labelu „Kutas Records”. Na pierwszym miejscu mogliśmy zobaczyć „Antycznego Napaleńca”, który przebił już barierę 1 mln streamów.

Wytwórnia AI ma już blisko pół miliona słuchaczy na Spotify. To więcej niż Belmondo (300 tys.), Liroy (160 tys.) czy Ten Typ Mes (240 tys.). Niewiele więcej od żartownisiów ma np. O.S.T.R. (580 tys.), który jest w ciągu wydawniczym od ponad 25 lat.

Co więcej, kawałki wygenerowane przez AI zaczynają trafiać też do TOP 50 Polska. Wspomniany „Napaleniec” jest obecnie na 8. pozycji, wyprzedzając m.in. Malika Montanę, Kaza Bałagane czy Pezeta.

AI w muzyce – mamy problem
Sztucznie generowane kawałki i całe „wirtualne wytwórnie” oparte na AI to coraz większe wyzwanie dla branży muzycznej. Z jednej strony zalew tanich, żartobliwych produkcji obniża próg wejścia, ale z drugiej – rozmywa granice między twórczością a automatem.
To jest też problem dla słuchaczy, bo coraz częściej mają oni problem z odróżnieniem prawdziwej muzyki od algorytmicznej masówki. Branża stoi więc przed pytaniem, jak chronić kreatywność i unikalność w czasach, gdy muzykę można „wyklikać” w kilka sekund.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Eminem ma polskie korzenie? Dokumenty wskazują na wieś pod Strzegomiem
„Pradziadek rapera wpisywał w dokumentach narodowość polską”.
Brzmi absurdalnie? Z dokumentów wynika, że jeden z największych raperów świata ma rodzinne powiązania z Polską. Według badań genealogicznych część przodków Eminema pochodzi z Dolnego Śląska.
Od lat w mediach powraca temat polskich korzeni Marshalla Mathersa. Wiele portali pisze wprost – pradziadek Eminema był Polakiem. Choć historia ta nigdy nie zyskała takiej popularności jak internetowe plotki o jego rzekomej niechęci do Polski, fakty wskazują, że raper rzeczywiście może mieć polskie pochodzenie.

Polskie korzenie Eminema
Jak ustalono, jeden z pradziadków Eminema od strony matki – Georg A. Scheinert – urodził się 29 stycznia 1851 roku we wsi Kostrza, znajdującej się dziś w gminie Strzegom (woj. dolnośląskie).
Miejscowość ta, znana z wydobycia granitu, należała wówczas do Prus i nosiła nazwę Häslicht. Przodkowie Eminema mieli być z nią związani od pokoleń. W dokumentach pojawiają się nazwiska Joseph Scheinert (ur. ok. 1825) i Ewa Wasuzki (1827–1901) – rodzice wspomnianego Georga. To właśnie nazwisko Wasuzki, zapisane błędnie przez amerykańskich urzędników imigracyjnych, może sugerować polskie pochodzenie matki przodka rapera.

Przodkowie rapera – „Ger Polish”
Sprawą zainteresował się Janusz Andrasz, autor bloga „Genealogiczne śledztwo”, który odnalazł szereg dokumentów potwierdzających ten trop. Jak wskazuje, część aktów metrykalnych nie zachowała się, jednak dostępne źródła sugerują, że przodkowie rapera rzeczywiście mogli pochodzić z terenów dzisiejszej Polski.
Co więcej, w amerykańskich spisach ludności z początku XX wieku pojawia się przy rodzinie Scheinert określenie „Ger Polish”, co tłumaczone jest jako narodowość polska, kraj pochodzenia – Niemcy.
– Znalazłem zagadkowo brzmiący wpis w spisie mieszkańców USA z 1910 r., gdzie w przypadku jednej z córek Georga (wspomnianego 3x pradziadka Eminema) – Marcie Scheinert, po mężu Roesch, w rubryce „Miejsce urodzenia ojca”, znajduje się zapis „Ger Polish”. Potem znalazłem analogiczną kartę ze spisu, dotyczącego samego Josepha Scheinerta, czyli jej ojca. I tu również pada określenie „Ger Polish„, które znalazło się zarówno w rubryce jego matki, czego można byłoby się spodziewać, mając na uwadze jej polsko brzmiące nazwisko Wasuzki, jak i w rubryce podającej pochodzenie ojca Georga – Josepha Scheinerta! – pisze badacz.

W Eminemie płynie polska krew?
Wnioski z przeprowadzonego śledztwa odnośnie „polskości Eminema” są niejednoznaczne, ale coś ewidentnie jest na rzeczy.
– Skoro urodzony w 1851 roku w pruskim Häslicht Georg Scheinert, mieszkając w USA już od 46 lat, wpisuje w roku 1910 jako swoją narodowość polską, to coś jednak na rzeczy musi być. Niestety, bez dostępu do metryk tej tajemnicy wyjaśnić się nie da. Przyznam, że na początku tego genealogicznego śledztwa myślałem, iż wzmianka o polskich korzeniach Eminema była pomyłką. Teraz jednak widzę, że to raczej tajemnica, która wciąż czeka na swoje rozwiązanie.
Choć metryki z XIX-wiecznej Kostrzy nie są dostępne online, odkryte zapisy pozwalają przypuszczać, że w żyłach Eminema rzeczywiście może płynąć kropla polskiej krwi.
Fakty kontra plotki
W przeciwieństwie do dawnych, nieprawdziwych historii o rzekomym spaleniu polskiej flagi przez Eminema czy jego niechęci do występów w Polsce, informacje o polskim pochodzeniu rapera mają częściowo podstawy w dostępnych dokumentach.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Schwesta Ewa i Loredana – jedna z najbardziej wyczekiwanych kolaboracji od lat! – felieton
Polsko-niemiecko-albański mix, który może podbić rynek naszych zachodnich sąsiadów.
Fani komentują nieustannie sociale, upominając się o wyczekiwaną kolaborację dwóch kluczowych artystek w Niemczech. Kilka miesięcy temu pojawiły się filmiki jak Loredana czekała na Schwesta Ewę, przetrzymywaną dłużej przez celników na lotnisku. Wtedy pojawiły się pierwsze plotki na temat ich współpracy.
Takiego koktajlu nikt się jednak nie spodziewał. Można powiedzieć, że to muzyczne kamikadze przyprawiające o skoki ciśnienia. Jak mówi mój znajomy z Albanii: „Nie ma nic niebezpieczniejszego niż polsko-albański mix”. I chyba coś w tym jest.
Schwesta Ewa od dłuższego nie wypuściła żadnego nowego projektu i mocno ucichła w social mediach, zwłaszcza po tragicznej śmierci Xatar’a. Dużo osób oczekiwało od niej publicznego statementu, jednak ona przeżywała żałobę prywatnie.
Naturalnie, każdy z nas miał ochotę na nowe projekty jednej z najbardziej kontrowersyjnych raperek w Niemczech. W połowie października ukazała się świetna, nowa płyta rapera SSIO, wypromowana z resztą z wielkim sarkazmem, komizmem, rozmachem oraz zabawnymi i politycznymi reels, które viralowo latały w socialach. Niemiecki rynek nie widział jeszcze czegoś takiego, współtwórcą wizuali był jeden z najbardziej utalentowanych video makerów Mac Duke, który jest w połowie Polakiem. Raper zaprosił naszą rodaczkę m.in. na „Bitte keine Anzeige machen”, gdzie Ewa nawija do bardzo chilloutowego beatu:
Prześlizgam się przez system sprawiedliwości w szpilkach Versace
Wyślij laskę – Sandy do inspektora
Nancy do sędziego, gdzie uprawia seks na pieska
Albo duplikat Rolexa jako
akt wdzięczności za utracone dokumenty.
Fakt, że Ewa nie przebiera w słowach czyni ją jedną z najbardziej autentycznych postaci na niemieckiej scenie muzycznej. Do tematu bycia real odniosła się ostatnio Albanka, która w “Privileg” mocno krytykowała inne raperki i ich wizerunek, zarzucając im poniekąd kopiowanie jej osoby oraz wiele sztuczności. Loredana ma od wielu lat status gwiazdy, wybijając się typowymi chartowymi hitami. Już na początku kariery zyskała szybko popularność i uznanie. Niemcy potrzebowali nowej ikony damskiego rapu, kogoś kto nie tylko dobrze wygląda, ale potrafi faktycznie nawijać.
Jej burzliwy związek z raperem Mozzim, turbulentne sytuację życiowe, przeobraziły Albankę w artystkę, która odcięła się od starego brzmienia. King Lori mówi wprost, że ma dosyć robienia muzyki typowo pod label. Jej ostatni projekt jest osobisty, dlatego tak dobry. Prawda jest taka, że mimo komercyjnych początków Loredana jako jedna z nielicznych, autentycznie odzwierciedla wizerunek i definicję Hip-Hopu. Co ciekawe, nie pokazuje się w głębokich dekoltach czy kusych sukienkach, nie twerkuje na klipach, co jest w obecnych czasach dość unikalne.
Dwie silne kobiety – połączenie albańskiego i polskiego temperamentu to jedna z najbardziej ekscytujących kolaboracji od lat na niemieckim rynku muzycznym! Loredana i Schwesta Ewa w „Ihr möchtegern”.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Koniec kariery Quebonafide to farsa. Jego fani to „Psikutasy”, ale bez „s” – felieton
Opluj, zdepcz, ale na koniec przeproś.
Każdy element końca rapowej kariery Quebonafide miał wtopę i jest szeroko krytykowany nawet przez jego fanów. Od wydarzenia online, przez koncert na Narodowym, po wysyłkę płyt.
Z polskimi raperami jest dokładnie tak, jak z polskimi politykami. Mogą odpi*rdolić największą kaszanę, a i tak za chwilę wszyscy o tym zapomną. Tak jest teraz chociażby z Popkiem, który po kilku miesiącach od afery z psem wrócił do mainstreamowych mediów, a Kuba Wojewódzki przywitał go jak króla. To samo dzieje się z Januszem Palikotem, który jest w trakcie ocieplania swojego wizerunku w mediach. Komentatorzy zastanawiają się np. ile kosztuje wybielenie się u Żurnalisty, u którego był ostatnio pseudo biznesmen z Biłgoraja.
Jeszcze inaczej jest z Quebonafide, bo fani rapu są jeszcze bardziej podatni na dymanie i można to robić długofalowo – spokojnie – oni wybaczą wszystko, bo mają wyjątkowo silną psychikę. Takie Psikutasy, ale bez „s” na końcu.
Zakończenie rapowej kariery Quebonafide poszło jak krew z nosa – wyjątkowo dużego nosa. Większość pewnie już nie pamięta, ale budowanie napięcia przed ostatnim koncertem trwało naprawdę długo, a balonik był napuchnięty jak konserwa po surstrommingu. Media i fani robili „ochy i achy” na każde pierdnięcie rapera, a Krętacz z Ciechanowa to sprytnie wykorzystywał. Kiedy jednak przyszedł moment, żeby powiedzieć „sprawdzam”. Po stronie artysty tego nie udźwignięto.
Wydarzenie online reklamowane jako coś ekskluzywnego, i żeby to obejrzeć wiele osób musiało się zwalniać z pracy – ma być za chwilę dostępne online w każdej chwili dla każdego – kiedy tylko będziesz miał na to czas. Awesome! To tak się da? Da, no chyba, że chciało się włączyć tryb dymania, to się nie dało, ale teraz już się będzie dało, bo Canal+ rzucił kilka monet.
Koncert na Narodowym był pokazem chciwości i braku szacunku dla fanów. Kupiłeś bilet na ostatni koncert, a tu bach! Dzień wcześniej 60 tys. osób zobaczy ten sam koncert – szybciej niż ty – wierny fan, który kupując bilet był przekonany o wyjątkowości ostatniego koncertu. Znów zwolniłeś się z roboty, żeby klikać F5 na stronie, próbując załapać się na wejściówkę. Jakby tego było mało, piątkowi koncertowicze zleakują go w sieci – tysiące TikToków i artykułów prasowych i brak efektu pierwszeństwa – znów zostałeś przegrywem, ale mimo wszystko dalej czujesz się kimś elitarnym. No tak, elitarnym przegrywem też można być.
To oczywiście nie wszystko, bo z boxem „Północ/Południe” jest jeszcze większa wtopa. Preorderowicze mieli dostać zakupione boxy pod koniec sierpnia. Mamy tydzień do listopada… i oświadczenie Dawida Szynola, że na boxy jeszcze…. poczekacie. Kilka tygodni.
Koniec, bo szkoda strzępić ryja. Ha tfu!

Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Dawid Obserwator, na litość boską! „Nie miałem co jeść, mama robiła mi obiady” – felieton
Były raper dziękuje Bajorsonowi, a potem Bogu.
Dawid Obserwator to idealny przykład, jak swoim karczemnym zachowaniem można zaprzepaścić i tak ledwo funkcjonującą karierę rapera, by potem żalić się, że mama musiała mu gotować obiady, bo ten ma dwie lewe ręce i nie może iść do normalnej pracy.
Dawid Obserwator od zawsze był 3-ligowcem z przebłyskami wyświetleniowymi, bez perspektyw na większy zarobek z rapu, bo sprzedaż jego płyt oscylowała wokół błędu statystycznego, a koncerty można było policzyć na palcach jednej ręki. W przypadku ulicznych raperów trzeba być naprawdę topką, żeby mieć booking koncertowy, z którego można utrzymać się na poziomie. Nawet Peja, który jest weteranem przez lata był pomijany w line’upach największych hip-hopowych festiwali, bo według organizatorów uliczny rap nie nadawał się na taką imprezę i wprowadzał negatywny klimat.
„Boję się, że w rapie nie osiągnę więcej” – rapował w maju 2022 roku były zawodnik Step Records. Trzy miesiące później okazało się, że młody Dawid Obserwator próbował zrobić karierę polityczną w strukturach PiSu. Był jednym z twórców młodzieżówki tej partii w Wałbrzychu. Gryzło się to trochę z jego późniejszą karierę ulicznika, ale wciąż to było do przełknięcia przez jego garstkę fanów. Wystarczyło się przyznać, obrócić w żart, zrobić cokolwiek innego niż kłamać. Tymczasem Dawid postanowił brnąć w fejki, że nic takiego nie miało miejsca i tak właściwie znalazł się tam przypadkiem i było to jednorazowe, więc nie ma tematu. Większy reserach sprawił, że pojawiły zdjęcia Obserwatora z prominentnymi działaczami PiSu, a także wyszły na jaw dokumenty, że raper z ramienia partii Jarosława Kaczyńskiego zasiadał w komisjach obwodowych.
Ledwo zipiąca rapowa kariera Dawida załamała się na amen, bo nie był już wiarygodny dla swoich słuchaczy. Na odchodne zdissował GlamRap.pl bo opisał jego przeszłość polityczną i wytknął kłamstwa. A prawdziwy uliczny raper przecież taki nie jest, bo to nieskazitelny gracz i dobry chłopak, który zawsze dorzuci się do rakiety.
Wałbrzyski raper po załamaniu kariery bynajmniej nie poszedł do pracy. Wynika to z jego najnowszych statementów, bo teraz żali się, że nie miał co jeść i obiady musiała mu gotować mama. To kolejna bezczelna zagrywka byłego rapera, czyli branie ludzi na litość i jednoczesne chwalenie się wynikami w branży disco-polo. To trochę tak jakby ksiądz zrzucił sutannę, został najbardziej aktywnym ze Świadków Jehowy i odtrąbił sukces, żaląc się na brak gosposi.
– Chciałem podziękować wam z całego serca, ekipie siemano soprano i Bogu, i też przede wszystkim sobie kochani, bo jak mam mówić szczerze to rok temu byłem na dnie nie miałem co jeść mama mi przynosiła obiady. Zobaczcie, ile zrobiłem w rok. I to nie chodzi o to, że chcę się chwalić, ale skoro taki wulkanizator z Wałbrzycha może to wy też.
To zabawne jak szybko można przemianować się z rapera na disco-polowca. W którym momencie w głowie zachodzi ten proces, że zamiast sztywnym chłopakiem z ulicy jesteś zabawnym grajkiem do kotleta z narkotycznymi refrenami, którym do tej pory twoje środowisko gardziło. Money is bitch.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
-
News4 dni temuZnany muzyk ujawnił mroczne kulisy śmierci Pona
-
News5 dni temuKto z ZIP Składu nagłośnił zbiórkę dla córki Pona? Odpowiedź zaskakuje
-
News3 dni temuPeja zaskakuje – zdjęcie z Pelsonem i Doniem. „Spotkanie po latach”
-
News5 dni temuDiddy zrobił obiad dla 1000 współwięźniów. Gangsterów zagonił do garów
-
Felieton4 dni temu„Kutas Records” – żart Kuqe 2115 to tak naprawdę spory problem – felieton
-
News2 dni temuPrzemek Ferguson dissuje Filipka!
-
News1 dzień temuBezdomny Bastek dostał propozycję pracy. Jak zareagował?
-
News5 dni temuPo bójce z Żabsonem, Bedoes ma bliznę na głowie