Felieton
ROZKMINA: Hiphopowe Halloween
Haloween to okazja do zapoznania się z rapem cięższym, fantazyjnym, puszczenia wodzy wyobraźni pod wpływem muzyki, a najodpowiedniejszą z nich na taki okres czasu jest zapewne horrorcore. Słoń i Mikser na wydanym niedawno albumie ”Demonologia 2” zamieścili kilka ciekawych storytellingów, wartych przeanalizowania oraz zagłębienia się w potencjalne, liczne inspiracje, którymi mógł kierować się raper pisząc je.
”Suro” opowiada historię prostytutki, która po umówieniu się z jednym z klientów o dziwacznych upodobaniach traci świadomość, a po odzyskaniu jej pamięta zaledwie proste motywy wizualne z przebiegu zdarzeń, takie jak białe światło, strzykawkę oraz skalpel. Po tym czasie czuła się źle, i pomieszkując w swoim burdelu opiekował się nią jej alfons, karmiąc ją suto. Podczas jednego z badań dziewczyna dowiaduje się, że jest w ciąży, i wpada w panikę, usprawiedliwiając się przed sutenerem, ze zawsze dbała o zabezpieczenie podczas kontaktów z klientami, po czym proponuje aborcję, jednak ku jej zaskoczeniu i radości, alfons obliguje się do związania się z nią i otoczenia jej opieką. Ciąża trwała trzy miesiące, podczas których prostytutka żyła w izolacji od reszty swoich koleżanek po fachu, i była karmiona tajemniczymi preparatami farmakologicznymi. Kiedy rozpoczął się poród, wezwano do niego lekarza będącego jej wcześniejszym, feralnym klientem, oraz przyodzianą w stare szaty starą lekarkę, recytującą zapisane na wiekowym manuskrypcie modlitwy. Przebieg porodu jest straszliwie bolesny i makabryczny, a na świat przychodzi dziecko które Słoń opisuje następująco: ”Po noworodku spływały krople ektoplazmy/Język jakby ogon szczura zwisał z jego paszczy/Zamiast kończyn miał macki, zamiast dłoni szczypce/Jakby ucho z sierścią wyrastało nad jego policzkiem”. Z wyrywających się w ekscytacji lekarzom i alfonsowi słów wynika, że dziecko jest ich mesjaszem, a oni sami należą do jakiegoś demonicznego ugrupowania religijnego i potrzebowali dziewczyny tylko do celu urodzenia go. Piosenka kończy się śmiercią matki, która odchodząc słyszy krzyk demonicznego noworodka.

Historia jest mocno inspirowana filmem grozy w reżyserii Romana Polańskiego pt. ”Dziecko Rosemary”, opowiadającego o świeżo upieczonej mężatce przeprowadzającej się ze swym życiowym partnerem do złowieszczej kamiennicy na Manhattanie. Małżeństwo zaprzyjaźnia się z miejsca z sąsiadami, co zbiega się w czasie z zajściem w ciążę przez bohaterkę historii, która wcześniej długo, bezskutecznie starała się o poczęcie. Niestety, podupada ona na zdrowiu fizycznym, i psychicznym, co daje początek kuracji tajemniczymi koktajlami przyrządzanymi przez dobrą znajomą ginekologa, pod którego opieką medyczną pozostaje. Z biegiem czasu ciężarna dostrzega coraz więcej faktów przemawiających za tym, że znajduje się w okultystycznej sekcie, której członkowie niezdrowo zainteresowani są jej nienarodzonym jeszcze dzieckiem. W dalszej części filmu okazuje się, że kobieta urodzić ma samego antychrysta. Dziecko przychodzi na świat, a jego widok wywołuje przerażenie matki, jednak reżyser przekornie nie decyduje się na pokazanie go widzom, pozostawiając pole do popisu dla wyobraźni. Rok po premierze filmu, w nocy z 8 na 9 sierpnia 1969 roku, żona Romana Polańskiego – będąca w 9 miesiącu ciąży – zostaje zamordowana wraz z trójką swoich znajomych przez członków seksty Charlesa Mansona, co kładzie się cieniem na całym życiu reżysera oraz owiewa sam film złą, ponurą aurą.
”Ania” jest jednym z najbardziej popularnych utworów z całej płyty, przede wszystkim za sprawą niezwykłego, utrzymanego w sennej stylistyce podkładu muzycznego zawierającego nostalgiczne, kobiece chórki. Piosenka opowiada o mężczyźnie dotkniętym pedofilią – patologiczną dewiacją seksualną przejawiającą się ukierunkowaniem popędu seksualnego wobec dzieci. Nie do końca wiadomo, jakie są czynniki wywołujące tę przypadłość, ale seksuolodzy typują m. in. kompleksy, wycofanie społeczne, tęsknotę za wyidealizowanym dzieciństwem, nadopiekuńczość matki. Osoby dotknięte tym zboczeniem z reguły łatwo nawiązują kontakt z dzieckiem, bowiem identyfikują się z nim psychicznie. Bohater opowieści przemierzając miasto autem napotyka stojąca samotnie, bezdomną dziewczynkę, która postanawia zwabić do domu, i zgwałcić. Z początku wszystko idzie po jego myśli – dziecko pozornie naiwnie daje się złapać w pułapkę, ale kiedy przybywają do mieszkania, przeistacza się w potwora a potem torturuje i morduje zboczeńca.
Fabuła piosenki wydaje się być mocno inspirowana psychologicznym dreszczowcem pt. ”Hard Candy” (”Pułapka”) opowiadającym historię czternastolatki Hayley, która na czacie poznaje trzydziestokilkuletniego Jeffa. Rozmowa szybko zamienia się w flirt, na wskutek którego bohaterzy opowieści spotykają się w mieszkaniu potencjalnego pedofila. Widz, przekonany z góry o tym, kto w takim układzie stanie się ofiarą, a kto oprawcą, poczuje się zaskoczony przebiegiem zdarzeń – dziewczynka skrępuje mężczyznę, a potem będzie torturować go psychicznie i fizycznie, zmuszając go do przyznania się do sprawstwa zniknięcia jednej z miejscowych nastolatek. Co ciekawe, reżyser do samego końca filmu prowadzi umiejętną grę z widzem, nie dając mu całkowitej pewności co do tego, że Feff faktycznie jest zboczeńcem.Fabuły obu opowieści – filmu oraz piosenki – są do siebie bliźniaczo podobne, tyle, ze w piosence występuje motyw fantastyczny, bowiem dziewczynka z nieporadnego dziecka przeistacza się w żądnego krwi, mściwego potwora. W obu przypadkach następuje odwrócenie ról – potencjalna ofiara staje się oprawcą, i znęca się nad mężczyzną karząc go za zbrodnie popełnione w przeszłości. Podczas gdy w pewnej scenie filmu mężczyzna pyta dziewczynkę: ”Kim ty, do cholery jesteś?!”, ta odpowiada mu: ”Jestem każdą małą dziewczynką, którą kiedykolwiek oglądałeś, dotykałeś, zraniłeś, wykorzystałeś, zabiłeś.”. Bardzo zbliżona odpowiedź pada z ust bohaterki ”Ani”: ”Jestem duchem twoich ofiar, jestem piekielną karmą/Jestem twym najgorszym wrogiem, możesz mówić na mnie Arioch” (Arioch to nieczysty duch zemsty, pojawiający się w książce ”Raj Utracony” Johna Miltona). W obu też przypadkach oprawca znęca się nad ofiarą długo i boleśnie, doprowadzając do jego śmierci. W mojej opinii dehumanizacja głosu demona w ”Ani” nie wyszła utworowi na dobre, brzmi żałośnie i psuje stonowany nastrój; również samo wprowadzenie elementu paranormalnego niweczy sugestywność numeru. Bez wątpienia na uwagę zasługuje jednak sama jej oprawa muzyczna, oraz morał płynący z przedstawionej w nim historii: ”W tej dobranocce morał jest prosty/Moje drogie dzieci, nigdy nie ufajcie obcym/Dziewczynki i chłopcy pogaście już światła/Słuchajcie tego co mówią do was ojciec i matka!”.
Zaprezentowana w piosence ”Zagłada część 1 – Wirus T” relacja naocznego świadka apokalipsy, obserwatora społeczeństwa zdezorganizowanego przez epidemię wirusa zamieniającego ludzi w żywe trupy, niezwykle pobudza wyobraźnię ze względu na dramatyczny podkład muzyczny oraz zarapowany przejmującym tonem głosu Słonia tekst obfitujący w sugestywne, makabryczne opisy masakry i zamieszania. ”Kurwa nie wytrzymam powietrze cuchnie śmiercią/Widziałem raz kobietę jak karmiła dziecko piersią/Jej chore ciało się trzęsło dzieciak był chudy jak tyczka/Gdy nagle spadł na ziemie nadal trzymając się cycka” – nawija, dodając: ”Stara baba z naprzeciwka pod drzwiami coś krzyczy/Widziała jak przez przewodnik ciągnął rękę na smyczy”. Dalej ciągnie opis rozpaczy ludności, szukającej ratunku w modlitwie, napomykając w chłodnej kalkulacji o zupełnym bezsensie takiego postępowania: ”Ludzie wariują w kościołach płaczą tłumy wiernych/Nie kumają że w skupisku znacznie więcej jest bakterii”. Utwór kończy się radiowym, przerywanym przekazem którego autor nawołuje słuchaczy do eliminowania potworów poprzez strzał w twarz.
Słoń w tytule piosenki umieszczając słowo ”Wirus T” nawiązał do serii kultowych gier komputerowych (przełożonych z czasem na wielki ekran) ”Resident Evil”, wychodzących na początku swej świetności m. in. na konsolę PSX. Celem gracza było wydostanie się z miasta, którego mieszkańcy zdziesiątkowani zostali przez żywe trupy, przywołane do życia na wskutek rozprzestrzeniającej się rzeczonej choroby. Tekst utworu z całą pewnością zainspirowany jest rozlicznymi, kultowymi filmami grozy o tematyce zombi, na które modę zapoczątkował amerykański reżyser George Romero. W 1986 roku zrealizował horror ”Noc Żywych Trupów”, którego akcja toczy się w domu otoczonym przez hordy nieumarłych, gdzie schroniła się siódemka ludzi walczących o przetrwanie. Film, ze względu na niesztampowość akcji oraz sugestywność wykonania spotkał się z niezwykle entuzjastycznym przyjęciem, i natchnął innych reżyserów do wyprodukowania całej masy obrazów z żywymi trupami w roli głównej, coraz bardziej spektakularnych i krwawych.

Niewiele osób zdaje sobie z tego sprawę, ale postać zombie wywodzi się z Haitańskiego kultu Voo-Doo, którego kapłani nazywani bokorami, potrafią uczynić z człowieka – co najczęściej odbywa się z powodu osobistych porachunków – podlegającą wszelkim ich sugestiom bezwolną istotę za pomocą przyrządzonej przez siebie, nazywanej coup poudre papki utworzonej z trujących roślin, oraz ryby fugu, zawierającej paraliżująca neurotoksynę, tetradotoksynę. Taka mieszanka wprowadza człowieka w stan pozornej śmierci, umożliwiając pochowanie go zgodnie z prawem. Szaman potajemnie przybywa na miejsce pochówku po kilku godzinach od pogrzebu, i wykopuje człowieka, dokonując rytuału czarnej magii, po czym karmi go tzw. ogórkiem żywego trupa – mieszanką bielunia nuetralizującego działanie tetradotoksyny, ale działającego halucynogennie i upośledzająco, kartofla, syropu z trzciny cukrowej oraz kilku innych składników. Osoba zatruta miksturą staje się zupełnie zniewolona, i zwykle staje się ofiarą przymusowej, niewolniczej pracy, a w momencie całkowitej utraty wydolności, zostaje porzucana na pastwę losu w leśnym gąszczu.
”Zagłada Część 2 – ZH” stanowi kolejny utwór dotyczący zombi-apokalipsy. Tekst piosenki jest agresywnym poradnikiem przetrwania w świecie zdominowanym przez żywe trupy. Słoń zaleca zabarykadowanie się w mieszkaniu i rozbudzenie swojej kreatywności w celu znalezienia jak najlepszego oręża do walki z potworami: ”W tych mrocznych czasach musisz walczyć morda/I nie ważne czy masz broń palną czy kij do golfa/Mikser to mój kompan i przy pomocy młotka/Zmieniał łby żywych trupów w brązowy koktajl/Zabij drzwi i okna twój dom to twoja twierdza/W tych warunkach bronią są nawet giry od krzesła”. W piosence znalazło się również dość niezwykłe , mocno pejoratywne odniesienie do osoby Grzegorza skawińskiego, wokalisty grupy kombi: ”Czaisz wokalistę Kombi?, widziałem go dziś rano/W sumie nie wiem czy to on ale jęczał tak samo”. Opisy masakr zapewne zainspirowane zostały grami komputerowymi z serii ”Dead Rising”, w których aby przetrwać, użyć trzeba zarówno typowej broni, jak i przedmiotów mających w życiu codziennym zupełnie inne zastosowanie. Jednym z najbardziej zapadających w pamięć sposobów na zabicie jak największej ilości żywych trupów we wspomnianej grze jest jazda na motorze z włączoną piłą łańcuchową. Słoń rapuje: ”Odpalam motor na słuchawkach leci Scarface/Bujam karkiem, trzymam oburącz husqvarnę”.
Ciężko powiedzieć, czy inspirowanie się Słonia przy pisaniu wspomnianych utworów było posunięciem dobrym, czy złym. Z jednej strony fani filmów grozy będą świetnie się bawić znajdując nawiązania do klasyków gatunku, z drugiej można zarzucić mu brak własnej inwencji twórczej. Niezależnie od tego wszystkiego warto dać się ponieść zawartym na ”Demonologii 2” opowieściom. W Halloween strach się przecież nie bać.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
„Kutas Records” – żart Kuqe 2115 to tak naprawdę spory problem – felieton
Wspomniana wytwórnia istnieje, jest z Polski i ma pół miliona słuchaczy.
Kilka dni temu Kuqe 2115 opublikował żartobliwy film, w którym mówi, że odchodzi z 2115 Label na rzecz nowej wytwórni „Kutas Records”. Pośmialiśmy się z rzekomo czerstwego żartu, który tak naprawdę nie do końca był żartem. Jak sprawdziliśmy, wytwórnia „Kutas Records” istnieje, jest z Polski i podbija Spotify.
„Kutas Records” – o co w tym chodzi?
Na Youtube powstał kanał zatytułowany „Kutas Records”. Uśmiech na twarzy może budzić nie tylko nazwa kanału, ale także współgrające logo z plemnikiem. Od razu więc mamy jasny komunikat, że mamy do czynienia z trollingiem. Tylko ten żart powoli wymyka się spod kontroli, bo jest całkiem sprawnie zarządzany.
Kawałki, które pojawiają się na kanale mają zawsze podtekst erotyczny i są w pełni wygenerowane przez skrypt AI. Ich treść jest dość wulgarna, ale dla młodszych odbiorców może być interesująca i zabawna. Każdy kawałek jest dobrze opisany i ma wygenerowaną unikalną okładkę. Tytuły numerów, podobnie jak ich treść jest nacechowana seksualnie.
Oto kilka przykładów:
- Dariusz Jebadło – Podziemny Drąg
- Gejtos – Bóg Morza
- Cwelgar – Gejowski Łowca Potworów
- Johnny Cwel – NNN (Nie Orzech Listopad)
- Homo Erectus – Gejowski Jaskiniowiec II (prod. Kutas Records)

W ciągu roku, odkąd istnieje „wytwórnia” na Youtube wygenerowano 163 utwory, które łącznie mają ponad 4 mln wyświetleń.
Spotify podbite przez „Kutas Records”
Jeszcze większe cyfry żartobliwa wytwórnia wykręca na Spotify. Przed kilkoma dniami doszło do sytuacji, kiedy na pierwszych 15 miejsc najbardziej viralujących numerów aż 8 pochodziło z labelu „Kutas Records”. Na pierwszym miejscu mogliśmy zobaczyć „Antycznego Napaleńca”, który przebił już barierę 1 mln streamów.

Wytwórnia AI ma już blisko pół miliona słuchaczy na Spotify. To więcej niż Belmondo (300 tys.), Liroy (160 tys.) czy Ten Typ Mes (240 tys.). Niewiele więcej od żartownisiów ma np. O.S.T.R. (580 tys.), który jest w ciągu wydawniczym od ponad 25 lat.

Co więcej, kawałki wygenerowane przez AI zaczynają trafiać też do TOP 50 Polska. Wspomniany „Napaleniec” jest obecnie na 8. pozycji, wyprzedzając m.in. Malika Montanę, Kaza Bałagane czy Pezeta.

AI w muzyce – mamy problem
Sztucznie generowane kawałki i całe „wirtualne wytwórnie” oparte na AI to coraz większe wyzwanie dla branży muzycznej. Z jednej strony zalew tanich, żartobliwych produkcji obniża próg wejścia, ale z drugiej – rozmywa granice między twórczością a automatem.
To jest też problem dla słuchaczy, bo coraz częściej mają oni problem z odróżnieniem prawdziwej muzyki od algorytmicznej masówki. Branża stoi więc przed pytaniem, jak chronić kreatywność i unikalność w czasach, gdy muzykę można „wyklikać” w kilka sekund.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Eminem ma polskie korzenie? Dokumenty wskazują na wieś pod Strzegomiem
„Pradziadek rapera wpisywał w dokumentach narodowość polską”.
Brzmi absurdalnie? Z dokumentów wynika, że jeden z największych raperów świata ma rodzinne powiązania z Polską. Według badań genealogicznych część przodków Eminema pochodzi z Dolnego Śląska.
Od lat w mediach powraca temat polskich korzeni Marshalla Mathersa. Wiele portali pisze wprost – pradziadek Eminema był Polakiem. Choć historia ta nigdy nie zyskała takiej popularności jak internetowe plotki o jego rzekomej niechęci do Polski, fakty wskazują, że raper rzeczywiście może mieć polskie pochodzenie.

Polskie korzenie Eminema
Jak ustalono, jeden z pradziadków Eminema od strony matki – Georg A. Scheinert – urodził się 29 stycznia 1851 roku we wsi Kostrza, znajdującej się dziś w gminie Strzegom (woj. dolnośląskie).
Miejscowość ta, znana z wydobycia granitu, należała wówczas do Prus i nosiła nazwę Häslicht. Przodkowie Eminema mieli być z nią związani od pokoleń. W dokumentach pojawiają się nazwiska Joseph Scheinert (ur. ok. 1825) i Ewa Wasuzki (1827–1901) – rodzice wspomnianego Georga. To właśnie nazwisko Wasuzki, zapisane błędnie przez amerykańskich urzędników imigracyjnych, może sugerować polskie pochodzenie matki przodka rapera.

Przodkowie rapera – „Ger Polish”
Sprawą zainteresował się Janusz Andrasz, autor bloga „Genealogiczne śledztwo”, który odnalazł szereg dokumentów potwierdzających ten trop. Jak wskazuje, część aktów metrykalnych nie zachowała się, jednak dostępne źródła sugerują, że przodkowie rapera rzeczywiście mogli pochodzić z terenów dzisiejszej Polski.
Co więcej, w amerykańskich spisach ludności z początku XX wieku pojawia się przy rodzinie Scheinert określenie „Ger Polish”, co tłumaczone jest jako narodowość polska, kraj pochodzenia – Niemcy.
– Znalazłem zagadkowo brzmiący wpis w spisie mieszkańców USA z 1910 r., gdzie w przypadku jednej z córek Georga (wspomnianego 3x pradziadka Eminema) – Marcie Scheinert, po mężu Roesch, w rubryce „Miejsce urodzenia ojca”, znajduje się zapis „Ger Polish”. Potem znalazłem analogiczną kartę ze spisu, dotyczącego samego Josepha Scheinerta, czyli jej ojca. I tu również pada określenie „Ger Polish„, które znalazło się zarówno w rubryce jego matki, czego można byłoby się spodziewać, mając na uwadze jej polsko brzmiące nazwisko Wasuzki, jak i w rubryce podającej pochodzenie ojca Georga – Josepha Scheinerta! – pisze badacz.

W Eminemie płynie polska krew?
Wnioski z przeprowadzonego śledztwa odnośnie „polskości Eminema” są niejednoznaczne, ale coś ewidentnie jest na rzeczy.
– Skoro urodzony w 1851 roku w pruskim Häslicht Georg Scheinert, mieszkając w USA już od 46 lat, wpisuje w roku 1910 jako swoją narodowość polską, to coś jednak na rzeczy musi być. Niestety, bez dostępu do metryk tej tajemnicy wyjaśnić się nie da. Przyznam, że na początku tego genealogicznego śledztwa myślałem, iż wzmianka o polskich korzeniach Eminema była pomyłką. Teraz jednak widzę, że to raczej tajemnica, która wciąż czeka na swoje rozwiązanie.
Choć metryki z XIX-wiecznej Kostrzy nie są dostępne online, odkryte zapisy pozwalają przypuszczać, że w żyłach Eminema rzeczywiście może płynąć kropla polskiej krwi.
Fakty kontra plotki
W przeciwieństwie do dawnych, nieprawdziwych historii o rzekomym spaleniu polskiej flagi przez Eminema czy jego niechęci do występów w Polsce, informacje o polskim pochodzeniu rapera mają częściowo podstawy w dostępnych dokumentach.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Schwesta Ewa i Loredana – jedna z najbardziej wyczekiwanych kolaboracji od lat! – felieton
Polsko-niemiecko-albański mix, który może podbić rynek naszych zachodnich sąsiadów.
Fani komentują nieustannie sociale, upominając się o wyczekiwaną kolaborację dwóch kluczowych artystek w Niemczech. Kilka miesięcy temu pojawiły się filmiki jak Loredana czekała na Schwesta Ewę, przetrzymywaną dłużej przez celników na lotnisku. Wtedy pojawiły się pierwsze plotki na temat ich współpracy.
Takiego koktajlu nikt się jednak nie spodziewał. Można powiedzieć, że to muzyczne kamikadze przyprawiające o skoki ciśnienia. Jak mówi mój znajomy z Albanii: „Nie ma nic niebezpieczniejszego niż polsko-albański mix”. I chyba coś w tym jest.
Schwesta Ewa od dłuższego nie wypuściła żadnego nowego projektu i mocno ucichła w social mediach, zwłaszcza po tragicznej śmierci Xatar’a. Dużo osób oczekiwało od niej publicznego statementu, jednak ona przeżywała żałobę prywatnie.
Naturalnie, każdy z nas miał ochotę na nowe projekty jednej z najbardziej kontrowersyjnych raperek w Niemczech. W połowie października ukazała się świetna, nowa płyta rapera SSIO, wypromowana z resztą z wielkim sarkazmem, komizmem, rozmachem oraz zabawnymi i politycznymi reels, które viralowo latały w socialach. Niemiecki rynek nie widział jeszcze czegoś takiego, współtwórcą wizuali był jeden z najbardziej utalentowanych video makerów Mac Duke, który jest w połowie Polakiem. Raper zaprosił naszą rodaczkę m.in. na „Bitte keine Anzeige machen”, gdzie Ewa nawija do bardzo chilloutowego beatu:
Prześlizgam się przez system sprawiedliwości w szpilkach Versace
Wyślij laskę – Sandy do inspektora
Nancy do sędziego, gdzie uprawia seks na pieska
Albo duplikat Rolexa jako
akt wdzięczności za utracone dokumenty.
Fakt, że Ewa nie przebiera w słowach czyni ją jedną z najbardziej autentycznych postaci na niemieckiej scenie muzycznej. Do tematu bycia real odniosła się ostatnio Albanka, która w “Privileg” mocno krytykowała inne raperki i ich wizerunek, zarzucając im poniekąd kopiowanie jej osoby oraz wiele sztuczności. Loredana ma od wielu lat status gwiazdy, wybijając się typowymi chartowymi hitami. Już na początku kariery zyskała szybko popularność i uznanie. Niemcy potrzebowali nowej ikony damskiego rapu, kogoś kto nie tylko dobrze wygląda, ale potrafi faktycznie nawijać.
Jej burzliwy związek z raperem Mozzim, turbulentne sytuację życiowe, przeobraziły Albankę w artystkę, która odcięła się od starego brzmienia. King Lori mówi wprost, że ma dosyć robienia muzyki typowo pod label. Jej ostatni projekt jest osobisty, dlatego tak dobry. Prawda jest taka, że mimo komercyjnych początków Loredana jako jedna z nielicznych, autentycznie odzwierciedla wizerunek i definicję Hip-Hopu. Co ciekawe, nie pokazuje się w głębokich dekoltach czy kusych sukienkach, nie twerkuje na klipach, co jest w obecnych czasach dość unikalne.
Dwie silne kobiety – połączenie albańskiego i polskiego temperamentu to jedna z najbardziej ekscytujących kolaboracji od lat na niemieckim rynku muzycznym! Loredana i Schwesta Ewa w „Ihr möchtegern”.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Koniec kariery Quebonafide to farsa. Jego fani to „Psikutasy”, ale bez „s” – felieton
Opluj, zdepcz, ale na koniec przeproś.
Każdy element końca rapowej kariery Quebonafide miał wtopę i jest szeroko krytykowany nawet przez jego fanów. Od wydarzenia online, przez koncert na Narodowym, po wysyłkę płyt.
Z polskimi raperami jest dokładnie tak, jak z polskimi politykami. Mogą odpi*rdolić największą kaszanę, a i tak za chwilę wszyscy o tym zapomną. Tak jest teraz chociażby z Popkiem, który po kilku miesiącach od afery z psem wrócił do mainstreamowych mediów, a Kuba Wojewódzki przywitał go jak króla. To samo dzieje się z Januszem Palikotem, który jest w trakcie ocieplania swojego wizerunku w mediach. Komentatorzy zastanawiają się np. ile kosztuje wybielenie się u Żurnalisty, u którego był ostatnio pseudo biznesmen z Biłgoraja.
Jeszcze inaczej jest z Quebonafide, bo fani rapu są jeszcze bardziej podatni na dymanie i można to robić długofalowo – spokojnie – oni wybaczą wszystko, bo mają wyjątkowo silną psychikę. Takie Psikutasy, ale bez „s” na końcu.
Zakończenie rapowej kariery Quebonafide poszło jak krew z nosa – wyjątkowo dużego nosa. Większość pewnie już nie pamięta, ale budowanie napięcia przed ostatnim koncertem trwało naprawdę długo, a balonik był napuchnięty jak konserwa po surstrommingu. Media i fani robili „ochy i achy” na każde pierdnięcie rapera, a Krętacz z Ciechanowa to sprytnie wykorzystywał. Kiedy jednak przyszedł moment, żeby powiedzieć „sprawdzam”. Po stronie artysty tego nie udźwignięto.
Wydarzenie online reklamowane jako coś ekskluzywnego, i żeby to obejrzeć wiele osób musiało się zwalniać z pracy – ma być za chwilę dostępne online w każdej chwili dla każdego – kiedy tylko będziesz miał na to czas. Awesome! To tak się da? Da, no chyba, że chciało się włączyć tryb dymania, to się nie dało, ale teraz już się będzie dało, bo Canal+ rzucił kilka monet.
Koncert na Narodowym był pokazem chciwości i braku szacunku dla fanów. Kupiłeś bilet na ostatni koncert, a tu bach! Dzień wcześniej 60 tys. osób zobaczy ten sam koncert – szybciej niż ty – wierny fan, który kupując bilet był przekonany o wyjątkowości ostatniego koncertu. Znów zwolniłeś się z roboty, żeby klikać F5 na stronie, próbując załapać się na wejściówkę. Jakby tego było mało, piątkowi koncertowicze zleakują go w sieci – tysiące TikToków i artykułów prasowych i brak efektu pierwszeństwa – znów zostałeś przegrywem, ale mimo wszystko dalej czujesz się kimś elitarnym. No tak, elitarnym przegrywem też można być.
To oczywiście nie wszystko, bo z boxem „Północ/Południe” jest jeszcze większa wtopa. Preorderowicze mieli dostać zakupione boxy pod koniec sierpnia. Mamy tydzień do listopada… i oświadczenie Dawida Szynola, że na boxy jeszcze…. poczekacie. Kilka tygodni.
Koniec, bo szkoda strzępić ryja. Ha tfu!

Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Dawid Obserwator, na litość boską! „Nie miałem co jeść, mama robiła mi obiady” – felieton
Były raper dziękuje Bajorsonowi, a potem Bogu.
Dawid Obserwator to idealny przykład, jak swoim karczemnym zachowaniem można zaprzepaścić i tak ledwo funkcjonującą karierę rapera, by potem żalić się, że mama musiała mu gotować obiady, bo ten ma dwie lewe ręce i nie może iść do normalnej pracy.
Dawid Obserwator od zawsze był 3-ligowcem z przebłyskami wyświetleniowymi, bez perspektyw na większy zarobek z rapu, bo sprzedaż jego płyt oscylowała wokół błędu statystycznego, a koncerty można było policzyć na palcach jednej ręki. W przypadku ulicznych raperów trzeba być naprawdę topką, żeby mieć booking koncertowy, z którego można utrzymać się na poziomie. Nawet Peja, który jest weteranem przez lata był pomijany w line’upach największych hip-hopowych festiwali, bo według organizatorów uliczny rap nie nadawał się na taką imprezę i wprowadzał negatywny klimat.
„Boję się, że w rapie nie osiągnę więcej” – rapował w maju 2022 roku były zawodnik Step Records. Trzy miesiące później okazało się, że młody Dawid Obserwator próbował zrobić karierę polityczną w strukturach PiSu. Był jednym z twórców młodzieżówki tej partii w Wałbrzychu. Gryzło się to trochę z jego późniejszą karierę ulicznika, ale wciąż to było do przełknięcia przez jego garstkę fanów. Wystarczyło się przyznać, obrócić w żart, zrobić cokolwiek innego niż kłamać. Tymczasem Dawid postanowił brnąć w fejki, że nic takiego nie miało miejsca i tak właściwie znalazł się tam przypadkiem i było to jednorazowe, więc nie ma tematu. Większy reserach sprawił, że pojawiły zdjęcia Obserwatora z prominentnymi działaczami PiSu, a także wyszły na jaw dokumenty, że raper z ramienia partii Jarosława Kaczyńskiego zasiadał w komisjach obwodowych.
Ledwo zipiąca rapowa kariera Dawida załamała się na amen, bo nie był już wiarygodny dla swoich słuchaczy. Na odchodne zdissował GlamRap.pl bo opisał jego przeszłość polityczną i wytknął kłamstwa. A prawdziwy uliczny raper przecież taki nie jest, bo to nieskazitelny gracz i dobry chłopak, który zawsze dorzuci się do rakiety.
Wałbrzyski raper po załamaniu kariery bynajmniej nie poszedł do pracy. Wynika to z jego najnowszych statementów, bo teraz żali się, że nie miał co jeść i obiady musiała mu gotować mama. To kolejna bezczelna zagrywka byłego rapera, czyli branie ludzi na litość i jednoczesne chwalenie się wynikami w branży disco-polo. To trochę tak jakby ksiądz zrzucił sutannę, został najbardziej aktywnym ze Świadków Jehowy i odtrąbił sukces, żaląc się na brak gosposi.
– Chciałem podziękować wam z całego serca, ekipie siemano soprano i Bogu, i też przede wszystkim sobie kochani, bo jak mam mówić szczerze to rok temu byłem na dnie nie miałem co jeść mama mi przynosiła obiady. Zobaczcie, ile zrobiłem w rok. I to nie chodzi o to, że chcę się chwalić, ale skoro taki wulkanizator z Wałbrzycha może to wy też.
To zabawne jak szybko można przemianować się z rapera na disco-polowca. W którym momencie w głowie zachodzi ten proces, że zamiast sztywnym chłopakiem z ulicy jesteś zabawnym grajkiem do kotleta z narkotycznymi refrenami, którym do tej pory twoje środowisko gardziło. Money is bitch.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
-
News4 dni temuZnany muzyk ujawnił mroczne kulisy śmierci Pona
-
News5 dni temuKto z ZIP Składu nagłośnił zbiórkę dla córki Pona? Odpowiedź zaskakuje
-
News3 dni temuPeja zaskakuje – zdjęcie z Pelsonem i Doniem. „Spotkanie po latach”
-
News5 dni temuDiddy zrobił obiad dla 1000 współwięźniów. Gangsterów zagonił do garów
-
Felieton4 dni temu„Kutas Records” – żart Kuqe 2115 to tak naprawdę spory problem – felieton
-
News2 dni temuPrzemek Ferguson dissuje Filipka!
-
News1 dzień temuBezdomny Bastek dostał propozycję pracy. Jak zareagował?
-
News5 dni temuPo bójce z Żabsonem, Bedoes ma bliznę na głowie