Felieton
Tede i Borixon. Różniło ich wszystko, połączył hip-hop. Historia przerwanej przyjaźni
Dzisiaj premiera książki o perypetiach hip-hopowej wytwórni RRX.

Byli członkami dwóch niezwykle ważnych dla rodzimego rapu zespołów, fundamentami Gib Gibon Składu, motorami napędowymi RRX w złotych czasach wytwórni. Różniło ich wszystko, połączył hip-hop, rozdzieliła kobieta. Z jednej strony “czas ludzi zmienił”, jak rapowało Trzyha/Warszafski Deszcz, z drugiej “czas leczy rany”, jak głosi porzekadło. Może więc historia Borixona i Tedego zatoczy kolejne koło? Krzysztof Kozak w książce „Za drinem drin, za kreską kreska”, która właśnie trafia do księgarni w całej Polsce, opowiada o początkach przyjaźni obu raperów, rzucając nowe światło na ich relacje.
Gdyby dzisiaj poprosić fanów polskiego hip-hopu o wskazanie dwóch postaci z pionierskich czasów rodzimej sceny, które najlepiej odnalazły się w kolejnych falach popularności gatunku, jego zmianach, ogrom głosów zebraliby Borixon i Tede. Bo chociaż rewolucja bardzo często pożera własne dzieci, a muzyka rapową taką rewolucją w polskiej popkulturze XXI wieku bez wątpienia jest, to zawsze znajdą się wyjątki. Postaci ikoniczne. Ludzie tak utalentowani i odporni na upadki, że zawsze spadają na cztery łapy. Raz lepiej, raz gorzej, ale ciągle trwający, niezatapialni.
Dla założyciela RRX Brx i Tede to ludzie wyjątkowi. Na kartach biografii Krzysztofa Kozaka “Za drinem drin, za kreską kreska” spośród całej masy raperów, którzy się przewinęli, zdecydowanie tej dwójce poświęcono najwięcej miejsca. Aż dziw, że nie pada nigdzie określenie, że byli jak rodzimi Method Man i Redman; tym bardziej, iż Tedego porównywano właśnie do tego pierwszego, członka legendarnego Wu-Tang Clanu.
– Tede i Borixon byli w podobnym wieku. Podobnie wysocy, ubrani. Obaj lubili Księgarnię w podziemiach na Zgody. Kupowaliśmy tam oryginalne rzeczy ze Stanów – koszulki, bluzy, czapki. Pure Playaz, FUBU, Southpole i parę innych marek. Tede chodził tam systematycznie, Borixon tylko jak miał przypływ hajsu. Dawali im rabaty, tak jak dzisiaj w ekskluzywnych sklepach dają tym wszystkim topowym influencerom. Tede był wtedy uznawany za numer jeden w Polsce. Mówiło się o nim polski Method Man. Jak wchodził do kabiny, to był tak idealny, że w ogóle nie było czego poprawiać. – czytamy na łamach książki, którą spisał Hubert Kęska.
Historia tej przyjaźni to pewien mezalians. Ani trochę jednak niezwykły, raczej potwierdzający powiedzenie, że przeciwieństwa lubią się przyciągać. Mieszkający od urodzenia w Warszawie Tede pochodził z dobrze sytuowanej rodziny. Na takich jak on Borixon, jego koledzy i tysiące młodych ludzi w całej Polsce mówili “bananowcy”. Mieszkał w ogromnym mieszkaniu w kamienicy w centrum stolicy. Nigdy niczego mu nie brakowało. Zostając raperem raczej nie spełnił marzeń i oczekiwań rodziców, o czym nie omieszkał wspomnieć Kozanostra.
– Dla rodziców Jacka czymś niewyobrażalnym było to, że nie poszedł na studia. Zrobił tylko szkołę dziennikarską. Jego dziadek śpiewał arie w operach, a on rapował i napisał pracę… na temat RRX-u. To była prywatna szkoła na Nowym Świecie.
Z Borixonem sprawa wyglądała zupełnie inaczej. – BRX mieszkał w studiu co najmniej przez półtora roku – w czasie pierwszej solówki, HaKi i Gib Gibonu. W zasadzie to się u mnie ukrywał. Nawywijał w Kielcach, pożyczył pieniądze i musiał uciekać. Nie płacił alimentów, bo za każdym razem znajdował pilniejsze potrzeby (…) Poznałem go jako młodego dzieciaka. Wiedziałem, że w dzieciństwie nie chodził po aksamitnym dywanie. Już dawno miał wywalone na szkołę. Zakończył edukację wcześnie i na niezbyt wysokim poziomie. Wierzył raczej w Boga niż w politykę. Jego ojciec picie alkoholu przypłacił życiem. Matka mieszkała w skromnym, ale własnym domku. Myślę, że takie dzieciństwo zostawiło po sobie ślad, ale marzenia ciągnęły go w górę. – czytamy w biografii Kozaka.

Fiodor i Borys – para (przez pewien czas) nierozłączna
Diametralnie różne dzieciństwo, zupełnie inna sytuacja rodzinna, inne miasta, za to taki sam talent do rapu i ambicje. TDF realizował je najpierw w formacji Trzyha, potem Trzyha/Warszafski Deszcz. Borixon był filarem Wzgórza Ya-Pa 3. W drugiej połowie lat 90. razem z Kalibrem 44, Molestą, ZIP Składem i Slums Attack to były zdecydowanie najważniejsze formacje na rodzimej scenie hiphopowej.
Tedego uważano za jeden z największych talentów rodzimej sceny, wszystko zdawało się przychodzić mu z łatwością. Borixon jednak wcale nie pozostał daleko w tyle. I przyjaźń z warszawskim raperem, której jednym z filarów była zdrowa artystyczna rywalizacja, pozwalała mu szybko przeskakiwać kolejne stopnie rapowego wtajemniczenia.
– Fiodor, czyli Tede, bardzo często zmieniał ciuchy i zawsze miał przy sobie zioło. W rapie chciał być najlepszy. A jeżeli już był najlepszy, to chciał być niedościgniony. Borixon? Zamierzał być tak dobry jak Tede, a w zasadzie jeszcze lepszy. W tekstach Jacka można było wyczuć chęć ustatkowania się. Tomek, który już to przerobił, koncentrował się na zarabianiu hajsu i lansie. Uzupełniali się (…) Borys, przebywając w naszym towarzystwie, zaczął przechodzić rewolucję flow. Przyswoił sobie luz w rapie – coś, czego by nie miał, gdyby został w Kielcach. Wymiksował się z ulicznego stylu Wzgórzaków na rzecz baunsu. We Wzgórzu był jednym z trzech. W Warszawie stał się nie do zatrzymania. W RRX Borixon był bardzo płodny: robił jednocześnie solo, Wzgórze, nagrywał Gibona z TDF-em i HaKę z Onarem. To jest właśnie wyczucie momentu. Czasem potrzeba trochę szaleństwa i czekasz na chwilę, by wypierdolić w powietrze. Wracając do Gib Gibonu: wielka przyjaźń i wzajemna fascynacja dokonaniami to doskonały motywator. Fiodor czerpał od Borysa świeżość, a Borys od Fiodora inteligencję oraz chęć uczenia się od innych. Nie tylko najszybciej nawiązywał kontakty, ale i był najbardziej z nas emocjonalny, wybuchowy. Kombinator, którego ludzie uwielbiają. – wspomina w “Za drinem drin, za kreską kreska” Kozak, niezwykle plastycznie kreśląc historie dwójki asów RRX.
Legendarny wydawca wspomina, że Tede potrafił podzielić się z Borixonem wypłatą za koncert, na który byli zaproszeni oddzielnie, choć ogłoszeni na wspólnym plakacie.
– W Rzeszowie Borixon strasznie się wk*rwił. Figurował na plakatach, a był zaledwie hypemanem i nie miał stawki za koncert. Na plakatach było Tede łamane przez Borixon. I Jacek miał już solową płytę i Tomek też, dlatego jeździli wspólnie z materiałem. Ale w Rzeszowie Borixon nie był zabookowany. Tede mimo to odpalił mu później działkę. – czytamy.
Taka to była relacja, w której pieniądze nie odgrywały największej roli. Borixon z kolei potrafił nabić guza każdemu, kto stawał na drodze pokojowo zazwyczaj nastawionego Tedego. Bo Brx generalnie był znacznie bardziej wybuchowy.

Na każdej przyjaźni może pojawić się rysa
Świetne stosunki nie trwały jednak długo. Przyniosły też zastanawiająco mało wspólnych nagrań. Borixon i Tede żyli szybko, szybko nagrywali, dostosowując się do zasad studia Schron i tempa codziennej egzystencji, którą narzucał niejako styl życia RRX. O ile jednak pozamuzyczne towarzystwo Tedego akceptowało Kozaka, o tyle Borixona trzymał na uboczu, o co ten był podobno zazdrosny.
Po latach nawet to, co było wcześniej naturalnym elementem dobrej relacji, było przyczynkiem do żartów i docinków. Dowód?
– Tede dzielił się z nami swoimi ciuchami – miał ich zawsze w chuj i mnie też czasem coś skapało. Dał choćby buty Borixonowi. O to Borixon miał potem straszny ból dupy, bo jak po latach Tede chciał mu dokuczyć, to wyjeżdżał z tymi butami – że mu dawał, żeby donosił. A on donaszał. Co w dzisiejszych czasach jest w ogóle nie do pomyślenia. Ale wtedy? To, że ktoś kopsnął ci buty, było mniej więcej taką sensacją jak fakt, że po wtorku następuje środa – to jeszcze jeden fragment książki “Drin za drinem, za kreską kreska”.
Wszystko przez kobietę?
Bezpośrednia przyczyna zakończenia koleżeńsko-artystycznej relacji między TDF-em a Borixonem była jednak oczywiście inna. Jak to w życiu bywa, na drodze dwóch mężczyzn często staje kobieta.
– Między Tedem i Borixonem zaczęło się psuć. To był duet, kurwa, nie do wyjęcia. Kluczowe słowo: był.
Tede zaczął podejrzewać Borixona o to, że ma romans z Magdą. Z jego Magdą, miłością jego życia. Co widziałem? Co pamiętam? Wspólnych wyjazdów było wiele. (…) To był sylwester. Byliśmy gdzieś pod Suwałkami, blisko granicy. Z całą ekipą. Tede podjeżdża. Swoim zajebistym 4runnerem. Ze swoją zajebistą dziewczyną. Magda gada z Agą, a Borixon cały czas luka. Tak, tam to się mogło stać. Albo zacząć? Pod wpływem alkoholu. Tede przyczaił Borixona, jak całuje się z jego dziewczyną. Z jego miłością. Namierzył ich gdzieś blisko domków.
Może Borixon zaczął traktować Magdę trochę, jakby to była ich wspólna dziewczyna? Krążyły różne plotki. Ja tego nie widziałem. I nie mogłem sobie tego wbić do głowy. Niejasna sytuacja.
W dodatku nikt nie chciał powiedzieć mi prawdy, wyznać, że to się mogło stać. Gdybym wtedy miał pewność, Borixon mógłby zostać przeze mnie połamany. – skwitował Kozak.
Czy doczekamy się happy endu?
Mamy końcówkę 2021 r. i trudno jednoznacznie stwierdzić, czy doczekamy się szczęśliwego końca historii przyjaźni Tedego i Borixona. Rany z pewnością są głębokie. W książce “Za drinem drin, za kreską kreska” Kozak wspomina: Tede pokazywał mi SMS-y, że ma od niego propozycję wspólnego projektu. Byłem wtedy zaproszony jako gość specjalny przed koncertem Jacka.
Sięgając do przeróżnych publikacji na rapowych portalach z ostatnich lat, możemy przeczytać, że Borixon nie zamierza bić się z Tedem w Fame MMA. Tede w rozmowie z Popkillerem mówił z kolei: – Nie interesuję się Borixonem, nie wiem co robi teraz. Wydał płytę, nie słuchałem jej. Życzę mu jak najlepiej, natomiast nie sądzę, żebyśmy się tam po tym jakoś mieli kolegować szczególnie.
Z drugiej strony właśnie ukazał się wspólny numer artystów sprzed… dwudziestu lat! “Joinciwo” to jeden z kawałków, który znajdzie się na reedycji kultowego albumu TDF-a “S.P.O.R.T.”, wydanego pierwotnie właśnie w wytwórni Krzysztofa Kozaka, RRX. Do myślenia dają też archiwalne fotografie pojawiające się w social mediach TDF-a, na których widnieje Borixon.
Może więc przyjaźni już nie będzie, ale dostaniemy przynajmniej jeszcze kilka kooperacji raperów z czasów, gdy byli nierozłącznymi Fiodorem i Borysem? Pożyjemy – zobaczymy.
Książka Krzysztofa Kozaka i Huberta Kęski „Za drinem drin, za kreską kreska. Perypetie hip-hopowej wytwórni RRX” właśnie trafiła do księgarni w całej Polsce. Zamówić ją można na www.idz.do/knt-ksiazka

Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Felieton
„Sentino przejął majówkę”. Kupionymi wyświetleniami czy botami od komentarzy? – felieton
Scamerski duet postanowił wypromować nowy numer i merch.

Sentino przeżywa drugą młodość, przejmuje majówkę w Polsce – informują rapowe media. Tymczasem to kolejny scam spod szyldu Sentino x Trueman i jego brzydka promocja.
Konflikt Sentino z Truemanem sprzed kilku tygodni był prawdopodobnie tylko sprytnym planem marketingowym dla kilku nagłówków. Chociaż wiemy, jaki jest Sebastian, to przemycanie przez Truemana co chwila informacji o „Casablance”, kiedy są pokłóceni od samego początku źle pachniało. Minęły zaledwie dwa tygodnie, a duet rusza z grubą promocją: nowego numeru, płyty i merchu! W tak krótkim czasie udało się to wszystko zorganizować czy może było to przygotowane już wcześniej? Teraz śmierdzi już tak, jakby w domu zaparkowała ci śmieciarka, a to dalej nie wszystko.
Większość ostatnich numerów Sentino po miesiącu od publikacji ma ok. 150 tys. wyświetleń na Youtube. Nagle pojawia się kawałek „Casablanca”, który otwiera promocję płyty „King Sento 2” i merchu z koszulkami. Po dwóch dniach ma prawie pół miliona odsłon. Dziwne, ale wystarczy spojrzeć do komentarzy, żeby poznać prawdę o tej promocji.

Numer od samego początku jest pompowany przez boty, które piszą także pod nim komentarze dla zwiększenia zasięgu poprzez interakcje. Nie są to tzw. wpisy premium pochodzące z Polski, bo te są kilka razy droższe od tych „turecko-azjatyckich”. To losowe komentarze po angielsku, które co kilka minut pojawiają się masowo pod klipem. Najczęściej powtarzające się to:
- „You just earned a new subscriber”
- „I can t stop smiling watching this”

Sentino jak Skolim?
Idziemy dalej. Za produkcje nowego numeru Sentino odpowiada Crackhouse. Bardzo bliscy współpracownicy Skolima, któremu Young Multi zarzucił niedawno, że kupił sobie karierę milionowymi wyświetleniami pod klipami. Dorzucamy do tego Truemana jako menagera i mamy scamerską drużynę marzeń.

Mimo tego, że nowy numer Sebastiana śmierdzi jak zgniłe jaja, laurka w zaprzyjaźnionych mediach musi się zgadzać:


Przy okazji polecam tekst na temat działalności Sentino i Truemana: Sentino spadł Truemanowi jak z nieba. Uwiarygadnia scamy.

Warszawa, miasto, gdzie to nie hajs był problemem, tylko do której dziwki pojechać na noc. Gdzie nowe perspektywy, przybierając kształt rysunkowych gwiazdek na nocnym niebie, wlewały się falami światła do naszych spojówek.
Było głośne, niespokojne, niebezpieczne, i choć w tamtym momencie wydawało się nam domem, było właściwie miejscem, by oddychać. Oddychać, ale nie tak zwyczajnie… Oddychać smogiem pełnym konopnego dymu i wydychać rap wypełniony marzeniami o luksusie
Pustelnik, poszukujący spokoju, mógłby go tu odnaleźć jedynie pośród gwaru, wśród szumu dostrzegając linie wewnętrznej ciszy oplatającej jego skronie jak bluszcz… Czemu wcześniej nie dostrzegłeś jej zasięgu? Spoglądał w dal!

A jego oczy? Jakby z bólu utkane, jakby z opalu wykute, wykształcone, by móc wyczuć to, co ukryte, jak opuszki niematerialnych palców, delikatnie muskające kształty pokoju, w którym leżała nago…
Ta, była idealna. Zawsze wolał drogie swemu sercu przyjaciółki od tanich dziwek z Mokotowa i proste towarzystwo złodziei z Woli, od lewackiej młodzieży w kolorowych strojach, towarzystwo starych gangsterów — zawsze uważał, że w pewnym sensie to zagrożenie, ale byli też tacy, których szanował. Na ogół trzeba się ich wystrzegać…
Naprawdę… Okradną was, zabiją, zniszczą wam życie — możecie być pewni. No chyba że macie jakieś w sobie to coś… Takie coś specjalnego, co oni też mają, ale nie wszyscy, którzy to mają, muszą być jak oni… Oni to nie my… My to nie oni…
– Kim oni są? – krzyczy policjant przesłuchujący Mahatmę. A ten tylko, uśmiechając się delikatnie, mówi tonem ledwie głośniejszym od szeptu:
– A kim są „Oni”?

Kondukt pogrzebowy, niczym strumień łez, niosąc z prądem kilkadziesiąt pękniętych serc, wlewał się przez bramę cmentarza.
Większa część osób wyszła zaraz po ceremonii — my jednak zostaliśmy.
Żadne z nas nie mogło się pogodzić, że postanowił odejść.
Zostawił po sobie pustkę, którą jak dziura w płucach do dziś dławi czasem mój oddech.
Żaden opis nie jest w stanie wyrazić cierpienia na obliczu jego matki, gdy zamykano trumnę
Ani wyrazu spojrzenia starego bandziora, gdy zrozumiał, że widzi go ostatni raz…
Dzwony zaczęły uderzać miarowo, a wiatr wybrzmiewał smutną pieśń…
Stary grabarz patrzał bez wyrazu na górę ziemi, którą trzeba było przysypać trumnę…
Za kilka dni postawią tam pomnik… Taki z prawdziwego zdarzenia…
Ale dziś wbili krzyż i położyli na nim kwiaty, by osłonić nagi kurchanik przed wzrokiem przechodniów.
Pomyślałem sobie, że chyba nawet kamieniarz nie przewidział takiego obrotu spraw…
Utwór i krótkie wyjaśnienie:
– Utwór dedykuje moim zmarłym przyjaciołom. Chciałem jeszcze raz zobaczyć was takich jak kiedyś, chciałem by wasze imiona nie poszły w zapomnienie, chciałem by to, że tak młodo odeszliście stało się lekcją dla moich słuchaczy. Lekcją, by cenić życie, a w nim to, co najważniejsze, czyli miłość i przyjaźń… Rest in Peace Bracia [*]… – komentuje GSP, publikując utwór „Wars-Sawa”.
Felieton
Tede i Young Leosia – kolaboracja, która się nie udała?
„Najlepiej brzmi wyciszone” – brzmi jeden z wielu krytycznych komentarzy.

Tede postanowił na nową płytę „Vox Veritatis” zaprosić same kobiety, wśród których usłyszymy Bambi, Modelki i Young Leosię. Singiel z tą ostatnią ukazał się kilka dni temu i już możemy go podsumować, a właściwie zrobili to słuchacze.
Zarzuty w stronę Tedego i Young Leosi
Zazwyczaj, gdzie się nie pojawi Young Leosia, tam mamy murowany hit z repeat value. Niestety, nie w tym przypadku. Po trzech dniach kawałek z Tede „Więcej miejsca” ma skromne jak na taki duet niecałe 50 tys. wyświetleń klipu. Wynik kiepski i trzeba to otwarcie przyznać. Widać to też po odbiorze: 2 tys. łapek w górę i 400 w dół daje pogląd na to, że coś jest na rzeczy. Po wejściu w komentarze już jest wszystko jasne.
Słuchacze zarzucają Tedemu i Leosi, że nie wykorzystali potencjału współpracy. Numer nie buja tak jak powinien, trudno jest cokolwiek zrozumieć. Pojawiają też wątpliwości co do dobrze zrealizowanego numeru pod względem technicznym, w szczególności do mixu. Teledysk także się większości nie spodobał.

Krytyka w kierunku „Możesz więcej” Tedego i Leosi
Oto kilka najczęściej lajkowanych komentarzy pod wspólnym singlem Tedego i Sary. Duet raczej nie będzie z nich zadowolony:
- Szczerze, ale to jest chu**we, klip to już żenada całkowita.
- Stary chłop i nie potrafi nagrać ani jednego kawałka bez wspomnienia o wyimaginowanych hejterach. Rent free.
- Najlepiej brzmi wyciszone.
- Szkoda zmarnowanego potencjału na kolabo, jakoś bez wyrazu ten kawałek. Taki po prostu poprawny. Bit też nudny. Z sentymentu włączyłem sobie „Szpanpan” dla porównania i realizacyjnie, dykcyjnie, tekstowo, bitowo – przepaść.
- Mimo najszczerszych chęci, niewiele rozumiem z części Tedego. Mix w tym kawałku oraz w TSTMF położony. Zapowiada się interesujący album z nawet niezłym replay value, ale niestety niedopracowany technicznie.
- nie rozumiem ani jednego słowa z tego utworu poza refrenem
- Kawałek na max dwa przesłuchania. Tedzik top1 dla mnie ale niektóre jego ostatnie kawałki to wielkie iks de.
Propsów jest niewiele
Pozytywnych wpisów na temat kawałka jest niewiele i są to raczej pojedyncze pozycje, które nie cieszą się zbyt dużą popularnością:
- Ale ta różnica w skillach to jest przepaść.
- Tede xYL jest Moc. banger. banger.
- Moja ulubiona piosenka musi być hitem.
- Super. zajebiste. Mam nadzieję, że kiedyś spotkam TDF-a jeden z ”NIELICZNYCH” Polskich Raperów, których na co dzień słucham.
Z Bambi poszło lepiej, ale też bez fajerwerków
Niedawno sporych echem odbiło się przekazanie przez Tedego „dziedzictwa melanżu” Bambi, czego efektem było nagranie przez tę dwójkę remixu kultowego numeru „Drin za drinem”. Ta wiadomość poszła szeroko w środowisku i spolaryzowała słuchaczy. Kiedy później ukazał się już wspomniany kawałek na kanale Baila Ella, nie wykręcił on jednak spektakularnych liczb. Ponownie obyło się bez viralowości, chociaż potencjał był duży.
Jak zauważył ktoś w komentarzach, to sympatyczne, że nowe pokolenie słuchaczy będzie bawiło się pod ten sam bit, co wiele pokoleń wstecz. Brakuje jednak tych szczytów list przebojów.


Od premiery najnowszej płyty Dwóch Sławów minęły już dwa miesiące. Zdążyłam się z nią solidnie osłuchać i dowiedzieć, co dobrze by było opisać. Opinie o projekcie – wprost mówiąc – nie są najlepsze, co duet wziął już na klatę. Moje zdanie jest jednak nieco inne więc zapraszam na łyżkę miodu w beczce dziegciu.
Kryzys wieku średniego?
Zacznę prosto z mostu – uwielbiam ten duet. Na ich wielowymiarowe metafory trzeba kupić drukarkę 3D. Zabawa słowem, luz i humor to cechy, które niewątpliwie muszę im przypisać i wcale nie muszą nikogo do tego przekonywać. Ale, co w sytuacji, gdy masz za sobą dziesięć lat punchline’ów, wszechobecnej beki i hashtagów, a fani czekają? Jasne, możesz zrobić kolejny taki sam album, który i tak nie ma podjazdu do debiutu. Stąd najnowszy projekt Astka i Rada jest totalnie zrozumiały – dajmy im działać i się rozwijać. Kryzys wieku średniego i te sprawy.
Zabawa formą
A tak serio – spodziewaliście się kiedyś, że łódzki duet mógłby zagrać swoje numery na imprezie Świętego Bassu albo zrobi manifest polityczny, który będziecie podśpiewywać pod prysznicem? Chcecie starych Sławów – włączcie „Ludzi Sztosów”, proste. I oczywiście – jak większość z Was – analizowałam ten album na Genusie, łapiąc się za głowę po wytłumaczeniu kolejnego wersu. Jednak… to było dekadę temu. Nikogo zatem nie powinno dziwić, że przyszedł u panów czas na zabawę formą, poniekąd wyniesioną z projektu club2020.
Najwyżej będzie stójka lub parter
Czy „Dobrze by było” jest krążkiem bez treści? Złośliwi powiedzieliby, że tak. Ale obiektywnie patrząc – numery „Myślałem, że będzie gorzej” czy wcześniej wspomniany bez nazwy „To nie jest kraj dla kabrioletów”, mają to, co tygryski lubią najbardziej. Jest więcej śpiewów, autotune’ów i wtyczek niż kiedykolwiek. I dobrze by było trochę odpuścić, wychillować i zaakceptować ten wytwór, spięty słuchaczu. A, że krążek buja i na żywo miałam okazję sama się przekonać na trasie – a jakże! – „Dobrze by było Tour”. Już 4 kwietnia w ich mothership (czytaj w Łodzi) zagrają finałowy koncert więc jeśli w domowym zaciszu denerwują Cię te chłopy, daj im szansę. Najwyżej będzie stójka lub parter.
Felieton
Drugi koncert Quebonafide na Narodowym. Czy to jawne oszustwo? – felieton
Na pewno zachowanie nie po koleżeńsku.

Organizacja pożegnalnego koncertu Quebonafide przypomina zabawę w kotka i myszkę. Na pewno jest brakiem poszanowania dla słuchaczy, którzy kupili bilet i właśnie się dowiedzieli, że ostatni koncert rapera będzie miał kilka dat.
Wyobraźmy sobie sytuację, że kupujemy limitowaną płytę artysty za 200 zł, który deklaruje, że nakład tysiąca sztuk nie będzie nigdy wznawiany. Tymczasem zamiast cieszyć się z „białego kruka” w domu dowiadujemy się jeszcze w dniu zakupu, że z powodu dużego zainteresowania płytą postanowiono dotłoczyć drugi tysiąc egzemplarzy. Podobne do tej sytuacje już się zdarzały, ale płyty były dotłaczane po kilku latach. Tym niemniej, mamy tu do czynienia ze złamaniem umowy między artystą a słuchaczem, czyli ze zwykłym oszustwem.
Pierwszy, drugi… i trzeci – „ostatni koncert” Quebonafide
Podobnie jest z koncertem Quebonafide. W przeciągu bardzo krótkiego czasu, słuchacze mogą czuć się oszukani i to aż dwukrotnie. Za pierwszym razem, kiedy „Ostatni koncert Quebonafide” miał się odbyć online. Po kilku tygodniach, kiedy wykupiono bilety na wydarzenie, dowiedzieliśmy się, że wcale nie będzie to ostatni koncert, bo ostatni odbędzie się dzień później na PGE Narodowym. Kombinacje alpejskie, przesuwanie startu sprzedaży zakupu biletu to temat na zupełnie oddzielny wątek, ale to co się dzisiaj wydarzyło i jak zostały potraktowane osoby, które kupiły bilety na wydarzenie online powinno skończyć się co najmniej bojkotem ze strony odbiorców.
To jednak nie koniec kpin ze słuchaczy.

Oszustwo na drugi koncert?
W czwartek, w zaledwie parę godzin bilety na ostatni koncert Quebonafide na Narodowym zostały wyprzedane. Jeżeli ktoś miał szczęście, to po kilku godzinach walki z systemem bileterii i zacinającej się stronie kupił bilety. To nic, że będzie siedział gdzieś za przysłowiowym filarem, w ósmym rzędzie z daleka od sceny. Miał świadomość i satysfakcję, że warto było się pomęczyć, bo miało to być jedyne takie wydarzenie – unikalne, tak przynajmniej go zapewniano. Więc zamiast wcisnąć „Esc” postanowił wziąć nawet to najsłabsze miejsce, bo będzie częścią historii. Nic bardziej mylnego.
Po kilku godzinach ogłoszono, że „ostatni koncert” Quebonafide będzie miał jeszcze jedną datę. Dzień wcześniej raper zagra jeszcze jeden koncert. Dzień wcześniej! Przecież to brzmi jak absurd. Tuż po zakupie biletu, zmieniane są zasady gry i umowy między raperem a słuchaczem. Wygląda to jak celowe działanie i wprowadzenie kupującego bilety w błąd. Który koncert więc będzie tym ostatnim. Ten 27 czy 28 czerwca?
Quebonafide z ostatniego koncertu robi sobie trasę koncertową, choć przy zakupie biletu z nikim się na to nie umawiał. Ba, sugerował unikalne i jedyne tego typu wydarzenie. Tymczasem osoby, które walczyły dzisiaj o bilety będą musiały pocieszyć się zmęczonym artystą po występie dzień wcześniej i zleakowanym koncertem na TikToku.



-
News4 dni temu
Śmierć Joki. Fani od miesiąca wiedzieli, że z raperem jest źle
-
News4 dni temu
Rapowa scena płacze. Pezet, Słoń, Włodi, Peja czy Pih żegnają śp. brata Jokę
-
News5 dni temu
Joka z Kalibra 44 nie żyje
-
News1 dzień temu
DJ Hazel nie żyje – legendarny polski artysta
-
News2 dni temu
Sushi z Krakowa promuje się na śmierci Joki. Skandaliczna reklama
-
News4 dni temu
Arek Tańcula, który zdissował Tedego, ujawnił swoje zarobki z muzyki
-
News3 dni temu
Open’er wraca do TVP po 15 latach
-
News3 dni temu
Suja pokazał problemy z zębami. Powinien pilnie iść do dentysty?