Wywiad
GLOBTROTER: 5 lat w UK – Kuba Witek (Zaburzenia ex-Tusz Na Rękach)
Wyjazd to specyficzny moment. Bywa śmieszny, ciekawy, inspirujący, czasami niebezpieczny i samotny. Jednak za każdym razem daje adrenalinę i historię. Poznajcie Globtroter – cykl, w którym porozmawiamy z artystami o ich podróżach, wyjazdach i historiach o innym kraju.
Co spowodowało, że postanowiłeś wyjechać z Polski i rozpocząć „nowy etap” w swoim życiu?
Kuba: Był to dla mnie bardzo niestabilny okres. Dostałem się na filmoznawstwo na UJ, po kilku miesiącach stwierdziłem, że to nie to i zacząłem dziennikarstwo. Pech, bo uczelnia okazała się działać nielegalnie i pomimo jakiś tam wyjść z sytuacji, nie widziałem sensu, żeby to ciągnąć dalej. Wtedy dostałem propozycję wyjazdu do Anglii, na którą w zasadzie od razu się zdecydowałem.
Podjąłeś decyzję i co dalej? Co było dla Ciebie najtrudniejsze na kilka dni przed wyjazdem?
Kuba: Zaznaczyć trzeba, że zgodnie z początkowymi założeniami, wyjechać miałem na 2-3 miesiące, zarobić sobie trochę kasy i wrócić. Bardziej miał być to wyjazd na zasadzie przygody, niż poważnego myślenia o emigracji. Moja mama leciała pomóc w rozkręcaniu biznesu swojej koleżance, więc z racji, że aktualnie w Polsce nie miałem nic do roboty, poleciałem z nią. Żeby było śmieszniej, dokładnie w prima aprilis.
Wylądowałeś w UK, jaka była Twoja pierwsza myśl, kiedy poczułeś tamtejszy klimat?
Kuba: Lądowałem w Liverpoolu, który od razu zrobił na mnie ogromne wrażenie, szczególnie, że odbierał nas znajomy, który zaserwował nam szybką objazdówkę po centrum. Pierwszej myśli nie pamiętam, ale raczej się cieszyłem. Bardzo lubię wyzwania, nowe miejsca, podróżowanie. Czułem, że zaczynam nowy etap. Wspaniałe uczucie.
Jak wyglądało Twoje lokum, z czym musiałeś się zmagać, co Ci przeszkadzało, a co Cię pozytywnie zaskoczyło?
Kuba: Na początku był to pokój u znajomych mojej mamy. Pierwsze tygodnie to załatwienie formalności, urzędy, banki etc. Potem natomiast zbieranie aplikacji i ich wypełnianie, co zazwyczaj doprowadzało mnie do szewskiej pasji (śmiech) – ‘dlaczego chcesz pracować w naszym sklepie?’, ‘jakie są Twoje największe zalety?’, ‘co w niesiesz do naszej firmy’ itd. itd… Pozytywnie zaskoczyło mnie ile mogę kupić za pierwszą tygodniówkę (śmiech).
Zacząłeś studia w nowym kraju. Jak wyglądał proces rekrutacji, później nauka i życie studenckie?
Kuba: Początkowe trzy miesiące szybko zamieniły się w rok. Pracowałem w wielu różnych miejscach, od kina, przez super market po wózki widłowe. Z jednej strony zarabiałem tyle, żeby się samemu utrzymać, wynająć z dziewczyną mieszkanie, wyposażyć etc. Z drugiej natomiast życie za granicą jest trudne i specyficzne. Nie masz znajomych, ogólnie ciężko sobie zorganizować sprawy towarzyskie, więc w zasadzie koncentrujesz się na pracy i odpoczywaniu w przerwach. Oczywiście daje Ci ona kasę, ale ja szybko przestałem się z tej kasy cieszyć, bo co z tego, że wynajmowałem duże dwupoziomowe mieszkanie, jak ze znajomymi było kiepsko, więc nawet nie było tego jak wykorzystać. To samo się tyczy kupowania ciuchów, gadżetów etc. W pewnym momencie pieniądze przestały mi rekompensować pobyt za granicą. Wtedy zacząłem kombinować i szukać jakiegoś wyjścia, więc wpadłem na pomysł, żeby skończyć studia.
Proces rekrutacyjny w zasadzie w całości załatwia się online. Dopiero na koniec zaproszono mnie na rozmowę, która była już tylko formalnością. Dla uczelni najważniejszy był tzw. ‘commitment’, czyli moje zaangażowanie w kierunek i chęci jego skończenia. W moim przypadku nie było z tym problemu, bo muzyką zajmowałem się już od kilku ładnych lat.
Co do nauki, spróbuję maksymalnie streścić, bo to bardzo obszerne zagadnienie. Przede wszystkim studia w Anglii na kierunku ’Music Production’, to 80% praktyki, 20% teorii. Możliwość korzystania z super sprzętu, studia nagrań, kamer, pomieszczeń. Bardzo dużo ‘otwierania głowy’, przygotowywania do zawodu, pozyskiwania zleceń etc. Ja np. dzięki tym studiom, zająłem się filmowaniem i montażem. Na początku były to bardzo proste rzeczy, ale z racji, że w zasadzie każdy sprzęt można było bez problemu wypożyczyć do domu na 2-3 dni, starałem się korzystać ile mogę.
Żeby nie było, że piszę w samych superlatywach, najgorszą częścią tamtejszych studiów, były zaliczenia grupowe. Polegało to na tym, że wykładowcy, tworzyli grupy 3-4, czasami 5 osobowe, złożone zazwyczaj z jednej kompetentnej osoby, która wiedziała co robi i reszty, którą musiała ciągnąć. Ja miałem już swoje lata, więc podchodziłem do nauki i szansy jaką otrzymałem, bardzo świadomie, natomiast w większości sporo młodsi Anglicy, delikatnie mówiąc, raczej się nie przykładali do swojej edukacji. Oczywiście było nawet kilka osób starszych ode mnie, ale to właśnie ta garstka ciągnęła cały kierunek, bo uczelni ze względu na kosmiczne pieniądze jakie dostają rocznie za każdego studenta, zależało, żeby jak najwięcej osób przepchnąć. Przynajmniej przez pierwsze dwa lata.
Potem poza studiami – znów jakaś praca?
Kuba: Ja miałem ten komfort, że dostałem stypendium, a do tego wziąłem pożyczkę studencką, która jest w zasadzie bezzwrotna, dzięki czemu na upartego, mogłem nie pracować, choć oczywiście mimo to z pracy w całości nie zrezygnowałem.
Po ‘zwiedzaniu’ coraz różniejszych miejsc zatrudnienia, doszedłem do wniosku, że to co sprawia mi największy problem to nuda i udawanie, że coś się robi przez 8h. Gehenna, np. 8h w supermarkecie, gdzie pracy dziennie było może na 2h i trzeba sobie to było tak porozkładać, żeby potem nie stać i się nie stresować. Ja np. wtedy chodziłem po całym sklepie i zbierałem puste kartony, żeby wynieść je na tył i zgnieść w prasownicy (śmiech). Także szybko doszedłem do wniosku, że idealna dla mnie będzie praca w kuchni, bo w kuchni ciągle się przecież coś dzieje. W ten sposób prawie 3 lata przepracowałem we włoskiej restauracji, z młodą, międzynarodową ekipą i bardzo mile te czasy wspominam. Nawet 14 godzinne zmiany, bywało bardzo zabawnie.
Później pracowałem już ‘umysłowo’ w hotelu na recepcji, co było raczej nudnym zajęciem, ale przynajmniej przeczytałem kilka fajnych książek.
Przed samym wyjazdem zaczepiłem się jeszcze w tajskiej restauracji i też było to fajne doświadczenie, szczególnie, że Tajowie prawie nie mówili po angielsku i porozumiewaliśmy się na ‘pokazywanie’ co często prowadziło, do wielu śmiesznych sytuacji.
Wyjazdy do innego kraju kojarzą się tylko z ciągłą pracą. A jednak podróże też się zdarzają. Co zwiedziłeś, co zobaczyłeś i co byś polecił?
Kuba: Zaliczyłem kilka fajnych wyjazdów. Bliższych jak np. Szkocja i Edynburg, czy dalszych jak np. Porto gdzie zabrałem swoją ówczesną dziewczynę na jej urodziny. Mimo to najmilej wspominam swój samotny wyjazd do Brukseli, a potem Paryża. W Brukseli byłem 3 dni, w Paryżu chyba 10, potem miałem jeszcze lecieć do Mediolanu, ale byłem już tak zajechany, że zdecydowałem się wracać wcześniej. O tym wypadzie mógłbym napisać małe opowiadanie, tak wiele się działo. Dzisiaj pewnie bym już się nie wybrał w samotną podróż, ale cieszę się, że wtedy to zrobiłem, bo było to bardzo unikalne doświadczenie. Szczególnie, że dzień przed wylotem kupiłem nowy telefon komórkowy z dużą baterią, żeby mieć go w razie co i oczywiście, śpiesząc się na samolot, zapomniałem go wziąć z domu i poleciałem bez…
Także jeśli komuś przeszło przez głowę, żeby wybrać się gdzieś samemu, sprawdzić się i przeżyć coś innego, to gorąco polecam. Natomiast gdzie to już bardzo indywidualna kwestia.
Pięć lat poza krajem to trochę dużo. Czego najbardziej brakowało Ci, gdy myślałeś o Polsce?
Kuba: Takiego codziennego, zwyczajnego życia. Rodziny, znajomych, wpadania na siebie na mieście, rozmów, wspólnych wyjazdów. Mam świadomość, że sporo mnie ominęło, szczególnie, że wyjechałem jak miałem 23 lata, wróciłem jak miałem 28. W tym czasie większość moich rówieśników poznała swoje żony, założyła rodziny, firmy itp. Z drugiej strony absolutnie nie żałuję, bo chyba w Polsce bym się w tym czasie nie mógł tak rozwinąć i nabrać wiatru w skrzydła.
W tym czasie poznałeś mnóstwo nowych ludzi, pewnie przytrafiło Ci się też sporo ciekawych sytuacji. Wróć do wspomnień – co podczas wyjazdu sprawiło Ci największą frajdę?
Kuba: Niestety nie pamiętam już zbyt wiele, ale fajnie było np. wyjść z pracy o 1 w nocy i pójść z kumplem na piechotę kilkanaście km do jedynego nocnego sklepu, gadając o hip hopie, kupić tam butelkę Hennessy i wypić ja w drodze powrotnej. O! Secondhand shopy! Tego mi bardzo brakuje, że np. wchodzisz i kupujesz ‘Chronic’ Dre’a za 2-3 funty, wchodzisz za tydzień, patrzysz jest znowu, to kupujesz i tak, żeby komuś dać w Polsce, bo aż głupio nie wziąć za taką kasę. Uzbierałem w ten sposób setki płyt. 70% mojej kolekcji winyli, była kupiona za napiwki, które specjalnie na ten cel odkładałem pracując przez jakiś czas na zmywaku. Bardzo brakuje mi też tej multikulturowości, pomimo, której wszyscy żyją w symbiozie. I tego, że wszędzie się załatwia wszystko z uśmiechem! Bo nawet jeśli jest wyuczony czy sztuczny, to lepsze to niż gburowatości i chamstwo.
A co z muzyką? Poznałeś tamtejszy hip-hop?
Kuba: Tutaj akurat się nie wykazałem za bardzo. Lubię The Streets, Roots Manuvę, powiedzmy Dizzie Rascala, ale nie jaram się grime’em. Za to np. w UK odkryłem i bardzo polubiłem Katy B. Nie mówiąc już o mojej niespełnionej miłości do Amy Winehouse.
Z czym musi się zmagać osoba wyjeżdżająca do innego kraju i rozpoczynająca tam życie?
Kuba: Ciężko powiedzieć, bo każdy ma inny charakter i różne sytuacje mogą być dla danej osoby trudne, ale na pewno prędzej czy później samotność czy bardziej odosobnienie. To bardzo wiele uczy. Masz ciągle tę świadomość, że jesteś tysiące kilometrów od domu i w zasadzie możesz liczyć tylko na siebie. Początki oczywiście są trudne, ale to akurat wspominam bardzo miło, pierwszą tygodniówkę, pierwsze zakupy, pierwsze wynajęte mieszkanie.
Nie będzie to też nic odkrywczego, ale na pewno bardzo trzeba uważać na ludzi, ogólnie, nie tylko Polaków, Anglicy np. potrafią być naprawdę bardzo fałszywi, w stopniu do jakiego nie przywykliśmy w Polsce, gdzie mimo wszystko jesteśmy całkiem bezpośrednim społeczeństwem. Trzeba się nauczyć obcowania z zupełnie inną mentalnością.
No i co najważniejsze, wydaje mi się, że nigdy tam nie będziemy się czuć jak u siebie, bez względu na status. To był powód dla, którego ja zdecydowałem się wrócić.
Teraz znów jesteś w Polsce. Co Ci dał wyjazd i studia?
Kuba: Przede wszystkim dużo wiary w siebie. Otwartości o, którą w naszym kraju niestety ciężko. W jakiś sposób ten wyjazd mnie zresocjalizował, bo wtedy w Polsce nie miałem szansy, na to, żeby iść w Kielcach do pracy, zacząć zarabiać, samemu się utrzymywać czy wynająć mieszkanie. Zresztą myślę, że Anglia zresocjalizowała w ten sposób sporą część mojego pokolenia. Studia natomiast tak jak wspominałem, zajawka na filmowanie, a poza tym oczywiście kwestie muzyczne, to że sam sobie robię miksy, masteringi etc.
Powrót do kraju i rozpoczęcie życia „na starych śmieciach” po powrocie było trudne?
Kuba: Bardzo. Niby miałem wyższe wykształcenie zdobyte na Uniwersytecie w Anglii, dużo fajnych pozycji w CV, bo jeszcze przed wyjazdem do UK, brałem udział w wielu projektach młodzieżowych, wymianach. Udzielałem się w różnych stowarzyszenia itp. Wysyłałem Listy i CV w odpowiedzi na ogłoszenia, które były idealne i nie były to też jakieś kosmiczne pozycje, ale mimo to, nikt nie zapraszał mnie nawet na rozmowę. To było bardzo dołujące. Dopiero po jakimś czasie, ok. dwóch latach, zacząłem prowadzić własną działalność filmową, czym zajmuję się do dzisiaj.
Gdybyś ponownie miał okazję gdzieś wyjechać, jaka byłaby Twoja decyzja tym razem?
Kuba: Na pewno gdyby to miała być Anglia, wybrał bym jakieś ładne miejsce nad morzem. Np. Brighton bo chciałbym kiedyś spotkać Nick’a Cave’a (śmiech). Natomiast tak ogólnie, najbardziej chciałbym mieszkać w Berlinie, a jak nie Berlin to na pewno Skandynawia. Bardzo lubię te zimowe krainy.
Na koniec, co powiedziałbyś tym, którzy właśnie są przed swoim pierwszym wyjazdem?
Kuba: Najważniejsze jest chyba to, żebyście bez względu na to co i gdzie będziecie robić, nigdy nie dali się źle traktować. Zawsze bądźcie dumni z jakiego kraju pochodzicie i godnie go reprezentujcie.
Gość: Kuba Witek (Zaburzenia ex-Tusz Na Rękach)
Rozmawiała: Patrycja Janas
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Wywiad
Rabo: „Wychowali mnie mama, tata i Wojtek Sokół” – wywiad
Rozmawiamy z raperem, który nagrał płytę inspirowaną znanymi bajkami.
W ubiegłą sobotę ukazał się album Rabo „Życie to nie bajka”. To twórca znanego kanału związanego z filmami animowanymi Disneya, Pixara i DreamWorks. Mieliśmy okazję porozmawiać z byłym dziennikarzem programu „Uwaga!” na temat jego projektu.
Polećmy klasykiem na początek – jak zaczęła się Twoja przygoda z rapem?
Cóż… okres, gdy miałem 9 lat i kolega przyniósł do szkoły Grupę Operacyjną pozwolę sobie pominąć (śmiech). Oficjalnie wszystko zaczęło się rok później, gdy ojczym pożyczył mi swoją empetrójkę, bym się nie nudził w autokarze podczas wycieczki szkolnej. Znajdowała się tam „Droga” od Hemp Gru, którą momentalnie się zachwyciłem. Potem już poszło. Ogólnie jestem z pokolenia dzieciaków, dla których rap był jak łyk świeżego powietrza w świecie przepełnionym smogiem. Gdybym na pewnym etapie nastoletniego życia nie usłyszał, że „Damy radę”, to nie wiem, czy bym dał. Gdybym nie podśpiewywał sobie, że „Bierzemy sprawy w swoje ręce” albo że „Każdą porażkę obracam w sukces”, to też pewnie wszystko wyglądałoby inaczej. Nie bez powodu czasem żartuję sobie, że wychowali mnie mama, tata i Wojtek Sokół (śmiech). I coś w tym jest.
A skąd pomysł, by samemu zacząć rapować?
Od zawsze marzyłem, by być częścią tej kultury. Przez wiele lat prowadziłem kanał na YouTube, gdzie opowiadałem o różnych ciekawostkach, szokujących teoriach i absurdach związanych z filmami animowanymi, głównie ze stajni Disneya, Pixara i DreamWorks i gdy przekroczyłem magiczną barierę 100 000 subów, chciałem przygotować dla widzów coś specjalnego. Uznałem wtedy, że to dobra okazja, by zadebiutować i tak powstał utwór „Sto tysięcy powodów”. Odbiór był pozytywny, więc zacząłem doskonalić swój warsztat i dziś, po 5 latach od tamtego wydarzenia, myślę, że rozwinąłem się już na tyle, by przedstawić się szerszemu gronu słuchaczy.
No właśnie, niedawno do sieci trafiła Twoja EPka „Życie to nie bajka”, oparta na ciekawym patencie. Opowiedz o tym.
Od jakiegoś czasu kiełkował mi w głowie pomysł na płytę związaną z tym, czym zajmowałem się na co dzień. W końcu postanowiłem się za to zabrać i efektem tego jest album inspirowany znanymi animacjami, takimi jak „Toy Story”, „Auta” czy „Król Lew”. Bajki te stanowiły jednak jedynie punkt wyjścia do opowiadanych historii, dzięki czemu mogłem zgrabnie połączyć moje osobiste przeżycia z fabułą wspomnianych filmów. Przykładowo w utworze „Simba” opowiedziałem o swojej drodze do sukcesu, która ciągle trwa, niestety (śmiech). Refren oparłem na słynnej frazie Mufasy „Kiedyś to wszystko będzie Twoje”, którą kojarzy niemal każdy, a której, co ciekawe, Mufasa nigdy do Simby nie wypowiedział. Taki bajkowy efekt Mandeli.
Tu, gdzie jestem, konsekwentnie rządzi prawo dżungli
Walczę mężnie, bo lwie serce w mojej piersi dudni
Wygram ze złem, wsparcie wielkie mam od wiernych kumpli
Dzieło zwieńczę happy endem, będą ze mnie dumni!
Zanim jednak zdecydowałeś się wrócić do ksywki Rabo, wydałeś dwie EP-ki pod innym pseudonimem na osobnym kanale, którego prawie nikt nie zna.
I całe szczęście (śmiech). Faktycznie, w 2020 roku postanowiłem wypuścić pierwszą EP-kę, ale czułem podskórnie, że mimo iż teraz wydaje mi się to cudowne, to za parę lat zapewne będę wolał o tym zapomnieć. I faktycznie – dziś, gdy patrzę na swoje poprzednie projekty, na czele z tym starszym, to widzę, jak wiele rzeczy mógłbym zrobić lepiej. Ale cóż – chyba właśnie na tym polega rozwój. Ostatecznie dobrze mi zrobiło te parę lat w takim klasycznym podziemiu – miałem czas, by spokojnie progresować, a jednocześnie mało kto musiał być tego świadkiem (śmiech).
To teraz trochę z innej beczki – jak YouTuber trafia do redakcji Uwagi! TVN?
Faktycznie, jest to historia dość oryginalna. Niecałe 2 lata temu przechodziłem najgorszy okres mojego życia. To było chwilę po wypuszczeniu EPki „To The Ground”, która zresztą odzwierciedla ówczesny stan mojej psychiki. Z przyczyn niezależnych ode mnie, musiałem odejść jakiś czas wcześniej z YouTube’a, co wywróciło moje życie do góry nogami. Moim planem ₿ na życie był wtedy rynek kryptowalut, który jednak dał mi wielką lekcję pokory i plany bycia kryptomilionerem musiałem odłożyć na później. Ostatecznie znalazłem się w sytuacji, w której byłem bezrobotny, samotny i bez perspektyw. Wysłałem CV do wielu firm, by zaczepić się gdziekolwiek. Odpowiedziały mi dwie – jakieś Call Center i… McDonald’s (śmiech). Wybrałem pracę na słuchawce i – jak się potem okazało – ta jedna decyzja odmieniła moje życie.
Dlaczego? I jak to się łączy z pracą dziennikarza?
Już tłumaczę. W wielkim skrócie firma, w której zacząłem pracować, okazała się być jedną wielką kuźnią oszustów i prężnie działającą machiną okradającą starszych i schorowanych ludzi na grube miliony złotych. Gdy tylko zrozumiałem, w czym biorę udział, chciałem się zwolnić, ale ostatecznie tego nie zrobiłem. Uznałem, że więcej zdziałam, jeśli zostanę tam przez pewien czas, przemęczę się i zdobędę jak najwięcej dowodów na to, co tam się wyprawia. Ostatecznie wyszło lepiej, niż przypuszczałem. Odezwałem się do redakcji Uwagi! opisując całą sprawę i dostarczając im materiały. Podjęli temat i wspólnie zrealizowaliśmy 5-częściowy cykl reportaży o tytule „Szatańska Loża VIP”. Efekt był taki, że po pierwsze – złodziejska firma upadła, po drugie – wielu osobom odpowiedzialnym za ten niemoralny proceder postawiono zarzuty, a po trzecie – dostrzeżono we mnie potencjał i zaproszono do redakcji na staż. Reszta jest już historią. Szaloną, jak całe moje życie.
W takim razie gratuluję, dobra robota.
Dzięki. Swoją drogą na mojej najnowszej EP-ce nawiązuję do tych zdarzeń w kawałku „Pinokio”. Utwór ogólnie opowiada o poczuciu wyobcowania wśród rówieśników, o byciu niepasującym elementem układanki, ale także o potrzebie osiągnięcia wielkiego sukcesu, by mój Gepetto był ze mnie dumny i by nigdy mu niczego nie zabrakło. Myślę, że metafora jest zrozumiała dla wszystkich. Za to sama końcówka drugiej zwrotki jest właśnie o wspomnianej chwilę wcześniej historii. Pamiętam, że wszyscy przestrzegali mnie, bym się w to nie pakował, bo może stać mi się krzywda. Ja jednak miałem przekonanie, że w takich sytuacjach należy działać, nie bacząc na konsekwencje. I tak też zrobiłem. Na razie wszystko ze mną w porządku i mam nadzieję, że tak zostanie. A jeśli nie, to przynajmniej pozostanie po mnie muzyka.
Będę bronił starszych oraz kobiet, cóż
Nawet jak przypłacę to niejedną blizną
Nie chcę być prawdziwym chłopcem już
Od kiedy zostałem prawdziwym mężczyzną
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Wywiad
Małpa: „Moja żona ma tatuaż z okładką płyty Łony” – wywiad
W rozmowie z Małpą padają także ksywki Otschodzi i Lil Konona.
Z okazji pojawienia się na rynku winylowej wersji kultowego albumu „Kilka numerów o czymś”, spotkaliśmy się z Małpą z Warszawie, żeby porozmawiać o jego debiucie, który w większości został napisany we Włoszech.
Chociaż Małpa nigdy tego nie ujawniał, nasza redakcyjna koleżanka opowiedziała podczas rozmowy pewną anegdotę związaną z żoną rapera, która posiada tatuaż z Łoną. – Ma kilka rapowych tatuaży – przyznał raper w rozmowie z Luizą Di Felici. Więcej na ten temat w poniższej rozmowie.
Poruszone wątki w wywiadzie:
- „Kilka numerów o czymś” powstało we Włoszech na Erasmusie.
- Czy Małpa inspirował się włoskimi artystami?
- Lil Konon i jego zakola
- Otsochodzi kupuje winyl za 12 tys. zł
- Praca na stacji benzynowej
- Dlaczego Małpa zniknął na 6 lat?
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Wywiad
Feno: „Young Leosia i Bambi to grzeczna muzyka, która trafia do dzieci” – wywiad
Jak i kiedy modli się Edzio, Pikers GOAT, Grande Connection i monetyzacja konfliktów freakfightami.
Nasza rozmowa z Feno to przede wszystkim tematy rapowe. Czy kobiecy rap w Polsce jest dobry? Tutaj raper wspomina o Bambi, Young Leosi i Oliwce Brazil.
– Mamy Young Leosię i Bambi. To są takie najpotężniejsze postacie. To jest taka grzeczna muzyka, która trafia do dzieci. Sanah i Julka Żugaj to ten sam case – mówi Feno w rozmowie z Oskarem Brzostowskim dla GlamRap.pl.
– Mi rap się kojarzy z lekkim sk***ysyństwem. I takiej damskiej postaci jak Cardi B nie ma. No jest Oliwka i ma te skillsy, ale ewidentnie też jakieś problemy wizerunkowe. Żyjemy w post katolickim kraju, w którym nie ma akceptacji na jakieś jechanie w stylu Oliwki Brazil i obciąganie ku**sów – dodaje.
W rozmowie ponadto:
- Feno spotyka dwie małe dziewczynki, które są fankami Bambi
- Co myśli o Grande Connection
- Jak i kiedy modli się Edzio
- Kacper HTA i monetyzacja konfliktu freakfightami
- 10 tys. pomysłów Sebastiana Fabijańskiego
- Pikers to GOAT
- Najbardziej klimatyczny festiwal rapowy
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Wywiad
Mamy dość technicznego rapu? Koro: „Eripe, Tomb czy Golin wyczerpali tę formułę” – wywiad
Koro mówi o Young Leosi, Bambi, Grande Connection, Szpaku, White Widow i Taazym.
Podczas naszej rozmowy z Koro poruszyliśmy ciekawy wątek kalkulacji i warsztatu w polskim rapie. Czy w dzisiejszych czasach odbiorcy nie chcą słuchać już przekminionych wersów czy liczyć podwójnych i potrójnych rymów?
Koro „To nie rap się zmienia”
Jak twierdzi Koro, to nie rap się zmienia. – To raperzy zaczęli robić inny rodzaj muzyki. To nie chodzi o to, że rap się rozwija, bo on ma proste korzenie i prostą definicję, tylko ludzie otwierają się na coraz więcej rzeczy. W każdą stronę ta granica się przesuwa – mówi Koro w rozmowie z Oskarem Brzostowskim dla GlamRap.pl.
Nie chcemy już słuchać rapu dobrego warsztatowo?
W większości wypadków rap odbił w stronę popu, śpiewanych refrenów i autotune’a. Bardzo nieliczni robią jeszcze rap stawiający na technikę.
– Dzisiaj młodzi raperzy nie muszą być dobrzy warsztatowo. Tacy gracze jak Eripe, Tomb, Quebo, Golin i jeszcze mógłbym wymienić parę ksywek, wyczerpali na tyle tę formułę, że ludzie mają dość. Żyjemy w takich czasach TikTokowych i przebodźcowanych, że ta muzyka ma być takim głaskaniem psychiki, żeby się wyluzować, a nie rozkminiać o co chodziło – twierdzi Koro. Czy to dobrze czy źle? Wśród fanów możemy dostrzec dwa główne obozy. Pierwszy, który krytykuje większość rzeczy wychodzących od młodych twórców i drugi, który jest zafascynowany każdym kawałkiem, którego głównym zadaniem jest wpaść w viral i największą rotację.
W poniższej rozmowie poruszyliśmy takie wątki jak: Young Leosia i Bambi nagrywają w szafie, działalność Grande Connection, dissy i beefy się nie kalkulują, konflikt Szpaka i White Widow, Taazy objawieniem freakfightów, co z walką na Fame MMA, a także, kiedy nowa płyta.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Wywiad
Pueblos (Bitwa o Południe): „Żyję z freestyle’u, to moje główne źródło utrzymania” – wywiad
Rozmawiamy z organizatorem Bitwy o Południe.
Wybraliśmy się na BOP9, gdzie mieliśmy zrobić relacje z wydarzenia, ale jak to z freestylem – zamiast relacji przeprowadziliśmy kilka mocnych wywiadów. Na pierwszy ogień rozmowa z Pueblosem – organizatorem Bitwy o Południe.
– Randomowi ludzie boją się BOP-u i boją się wystąpić. Wiedzą, że można się bardzo łatwo zbłaźnić, jak np. wchodzący teraz bez koszulki Syn Młynarza z flagą Kiribati – mówi w rozmowie z Oskarem Brzostowskim dla GlamRap.pl Pueblos.
Organizator Bitwy o Południe ujawnił przed naszymi kamerami m.in., że jako jedna z nielicznych osób, a może nawet jedyna utrzymuje się z organizowania bitew freestyle’owych. – To moje główne źródło utrzymania – przyznaje.
Z Pueblosem porozmawialiśmy m.in. o aktualnej sytuacji BOP-u i WBW i najbardziej przyszłościowych zawodnikach, którzy jeszcze namieszają we freestyle’u.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Tym razem przed naszymi kamerami zasiadł Sarius, z którym w ponad godzinnym wywiadzie poruszyliśmy mnóstwo tematów, także ten jeden z najbardziej grzejących, czyli niesnaski z Żabsonem.
Kilka tygodni temu między Sariusem z Żabsonem doszło do małego konfliktu, który miał zostać nie do końca zrozumiany przez słuchaczy. Sarius zdecydował się szczegółowo opisać, o co chodziło i dlaczego Żabson miał u niego dług.
Ponadto szef Antihype ujawnił, czy żałuje, że sytuacja z Gibbsem lub Deysem tak się potoczyły.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
-
News2 dni temu
Kali o powrocie Quebonafide: „Błagajcie go na kolanach…”
-
News3 dni temu
Ostatni koncert Quebonafide – wyciekła dokładna data
-
News2 dni temu
Quebonafide: „Sfingowałem swoją muzyczną śmierć”
-
News1 dzień temu
Sokół kłania się Quebonafide
-
News3 dni temu
Zwrotka podziemnego rapera robi furorę 3 lata po premierze
-
News23 godziny temu
Sentino ogłosił datę premiery płyty z Malikiem
-
News4 dni temu
Bonus RPK: „Na tym mikrofonie Gabi nagrała diss na Chadę”
-
News4 dni temu
Malik płaci za zwrotki? Raper ujawnia, jak pozyskuje topowych raperów