Sprawdź nas też tutaj

Felieton

15-lecie polskiego freestyle’u – co zapoczątkowała legendarna Bitwa w Płocku? |FELIETON

Opublikowany

 

Parę dni temu obchodziliśmy skromny jubileusz: polski freestyle ma już dziś aż 15 lat! Pełnych diametralnych przemian, zaskakujących zwrotów akcji, ale i stanowiących jedną bardzo okazałą historię. Czasem smuci, czy może nawet wkurwia mnie fakt, że większość z jego aktualnych fanów wyodrębnia i kojarzy jedynie ostatnich parę bitewnych wiosen. Dziś więc, korzystając z okazji, chciałbym choć w najmniejszym stopniu coś w tym temacie zmienić…

Zabiorę was w podróż w daleką freestyle’ową przeszłość. Wystartujemy w roku 2001 podczas legendarnej Bitwy w Płocku, wspomnimy czasy prawdziwych początków budowy sceny battle’owej w Polsce, następnie przyjrzymy się bliżej okresowi „złotej ery”, by na koniec przejść do tego, jak wolny styl prezentuje się dziś i jakie mogą być jego rokowania na przyszłość…

 

Czy będzie nudno? Wątpię, a zadbam o to nie tylko ja, ale i sami prekursorzy rodzimego freestyle’u, których to przy różnych okazjach dane mi było wypytywać o jego historię i aktualną kondycję.

 

Jednak nim o nich, wypada nam poświęcić choć parę zdań mającym miejsce w Płocku oficjalnym „narodzinom polskiego wolnego stylu”. Mający miejsce przed piętnastoma laty konflikt Gib Gibon Składu i Obrońców Tytułu miał charakter nawet i nieco ideologiczny i świetną sprawą było to, że mógł on zostać zwieńczony pierwszą i jedną z większych w historii bitwą freestyle’ową w Polsce. Podczas pojedynku Tede z Eldoką oraz Pezetem (w battle’u sporadycznie brali też udział Dizkret, CNE i WSZ) po raz pierwszy mogliśmy zobaczyć, jak widowiskowe może być wymienianie się spontanicznymi punchline’ami na koncertowej scenie, jak mało praktyki i umiejętności potrzeba by w tej konwencji zagrzewać do czerwoności zgromadzoną publikę…

 

Jednak nie bez kozery wziąłem wyrażenie „narodziny polskiego freestyle’u” w cudzysłów. Otóż, mimo, że to właśnie Bitwę w Płocku utarło się określać tym mianem, to musimy pamiętać, że korzenie naszego rodzimego wolnego stylu sięgają znacznie dalej, a słynny pojedynek Tedego i Eldoki wcale nie miał kluczowego wpływu na jego rozwój w kraju nad Wisłą.

 

Zaczęło się bowiem przede wszystkim od…freestyle’owych zwrotek Wujka Samo Zło na „jasnej” stronie pierwszej składanki DJ’a Volta wydanej w 1998 roku, czyli na trzy lata przed imprezą w Płocku. WSZ był absolutnie pierwszym polskim MC, który wyniósł wolny styl na światło dzienne- owszem niektórzy freestyle’owcy (jak chociażby pierwszy mistrz WBW Rufin MC) przekonują, że rymowali w tej konwencji wraz ze znajomymi już dobrych parę lat wcześniej, jednak to dopiero Wujkowi udało się ukazać ją szerszemu gronu odbiorców.

A wśród nich zaczęli powoli pojawiać się inni, późniejsi prekursorzy wolnego stylu w Polsce. Początkowo musieli się oni zadowalać freestyle’owaniem nad poranną jajecznicą, ze względu na nikłą dostępność instrumentali w rytm rapowych kawałków zza Oceanu lub acapella, by po jakimś czasie zacząć kultywować swą zajawkę w mniejszym lub większym gronie znajomych. Jednak wówczas, pod koniec XXI wieku do organizacji jakichkolwiek freestyle’owych battle’i było jeszcze nadzwyczaj daleko…

 

A rozegrana na początku kolejnego stulecia Bitwa w Płocku pokazała jedynie, że można, że warto. Była pierwsza, ale z pewnością nie najważniejsza. Już po niej, w latach 2001-2003 odbyło się prawdopodobnie około dziesięciu wolnostylowych bitew, do których mogło dojść tylko i wyłącznie ze względu na olbrzymie zaangażowanie i ambicję pierwszych polskich, bitewnych freestyle’owców.

 

To oni w gruncie rzeczy sami zajmowali się najczęściej ich organizacją. Wyruszali w podróż przez pół Polski, by móc wziąć udział w jakimś małym gównie, które odbywało się późną nocą po zakończeniu rapowych koncertów, a przy obecności często nawet i ledwie kilkunastu „najwytrwalszych” widzów. Jeden z nich zasypiał najebany na jedynym działającym głośniku, inny puszczał pawia pod sceną, a freestyle’owcom i tak chciało się wówczas- przede wszystkim dla samych siebie- toczyć na niej pierwsze wolno stylowe boje.

 

I zostali za to wynagrodzeni. Już w roku 2003 odbyła się premierowa edycja legendarnej Wielkiej Bitwy Warszawskiej, którą po raz pierwsz poprzedziły liczne imprezy eliminacyjne i która to na koniec- choć w stosunkowo profesjonalnej atmosferze- mogła wyłonić najlepszego freestyle’owca ze stolicy i okolic. W jej finale wzięli wówczas udział między innymi Rufin MC (triumfator bitwy) oraz Proceente (zdobywca trzeciego miejsca), którzy to obok takich postaci jak mistrz drugiej edycji Pan Duże Pe czy też śląski wolnostylowiec Majkel mieli największy udział w początkach budowy battle’owej sceny w naszym kraju.

Premierowa odsłona Wielkiej Bitwy Warszawskiej, która odbywała się w czasie, gdy w polskich kinach po raz pierwszy puszczano „Ósmą Milę”, prawdziwie zapoczątkowała coś wielkiego. Kolejne edycje tej imprezy, począwszy od roku 2004 robiły już za nieoficjalne mistrzostwa Polski, a ich uczestnicy mogli liczyć na to, że sukcesy na bitewnej scenie przełożą się w przyszłości na owocną karierę w studyjnym rapie.

 

Rok 2004 kojarzymy przede wszystkim z fantastycznym finałem WBW rozegranym pomiędzy dwiema ikonami rodzimego wolnego stylu, Te-trisem oraz Dużym Pe. Następne lata to z kolei legendarne imprezy w wypełnionym po brzegi klubie Ground Zero, transmisje w Limtv, sponsoring redbulla i przekozackie walki odbywające się między linami bokserskiego ringu.

 

Chciałoby się rzecz, że to prawdziwi freestyle’owy raj…

Jednak to właśnie w tych czasach (finał WBW odbywał się w klubie Ground Zero w latach 2005-2006) zaczęło dochodzić w polskim freestyle’u do nie lada rewolucji. Zapoczątkowało ja bowiem pojawienie się na bitewnej scenie chłopaków ze stołecznej ekipy Freestyle Palace (między innymi Muflona, Flinta, Gołego, Theodora czy Puocia), którzy dzięki regularnym treningom, odrobinę bardziej schematycznemu i agresywnemu podejściu do freestyle’owej rywalizacji obsadzili w finale WBW 2006 aż sześć spośród wszystkich ośmiu miejsc.

 

Niemal od samego początku najbardziej błyszczał wśród nich rzecz jasna Muflon, zwycięzca wspomnianej imprezy, zdobywca pasa z roku 2008 oraz triumfator niezliczonej liczby bitew w całym kraju. Warszawski freestyle’owiec był wówczas niczym czarna owca- w otoczeniu stylowych i często naprawdę świetnych technicznie MC’s, wyróżniał się nie tylko zdecydowanie najbardziej błyskotliwymi punchline’ami… ale i wyjątkowo kulawym warsztatem.

 

Sęk w tym, że o dziwo w niczym mu to nie przeszkadzało. Muflon uwydatnił wówczas, jaką siłę mają nawet i koślawo kładzione na bicie mocne linijki, przy których to – być może niestety- także i najwspanialsze popisy techniczne zdecydowanie bledły, by nie powiedzieć, że w oczach publiki pozostawały zupełnie niezauważane.

 

Wkrótce potem w ślad warszawskiego mistrza poszli inni zawodnicy, którzy postanowili odnaleźć istotę wolnego stylu w nieustannym i jak najbardziej agresywnym atakowaniu oponenta. Dziś, po latach to rozegrana w 2008 roku w ramach półfinału Bitwy o Mokotów spektakularna walka pomiędzy Trzy Sześciem a Ensonem jest uznawana za swoisty symbol prawdziwych początków dominacji punchline’ów na battle’owej scenie w Polsce.

Z kolei już następne dwanaście miesięcy w wolnym stylu stało pod znakiem odejścia na zasłużoną bitewną emeryturę Muflona oraz domniemanej walki o przejęcie po nim mistrzowskiej schedy. Na WBW 2009 według niemal wszystkich obserwatorów miał uczynić to dysponujący nie mniej błyskotliwymi pociskami Trzy Sześć, jednak po najwspanialszej w historii imprezie finałowej, grupowym triumfie nad głównym faworytem, półfinałowej victorii nad Białasem oraz decydującym zwycięstwie z Ensonem pas zgarnął Flint. No a potem…

 

Wszystko się posypało. Miał się ledwo rozpocząć wolny od dominacji Muflona złoty okres polskiego freestyle’u, a z dnia na dzień, po konfliktach zawodników z organizatorami i kolejnych szokujących decyzjach o zawieszeniu battle’owych rękawic na kołku przyszedł czas na najchudsze lata w historii polskiego wolnego stylu.

 

WBW świeciło pustkami, wygrywali je zawodnicy nie mający przed laty na to najmniejszych szans, a także i inne bitwy w kraju zdecydowanie straciły na poziomie i popularności. Kto jednak myślał, że to koniec był w nie lada błędzie…

 

O to, po latach oczekiwań na wolno stylową scenę wkroczyło wreszcie nowe, młode pokolenie. Grupa ludzi posiadająca  nie tylko nie mniejszą zaciekłość i ambicję niż ich poprzednicy, ale i dysponująca swym własnym choć trochę innowacyjnym pomysłem na freestyle.

 

Rok 2012 to okres, powiedzmy że, przejściowy. Na scenie finału WBW zobaczyliśmy wówczas prawdziwy mezalians osobistości- od starego wyjadacza Czeskiego, przez świetnie radzących sobie w ostatnich latach na scenie Boneza, Kota czy Tymina aż po reprezentantów nowej szkoły freestyle’u Edzia czy Filozofa. Wtedy triumfowała jeszcze stara gwardia (dokładniej Czeski), lecz już następne lata zostały w pełni zawładnięte przez młode pokolenie…

 

A wraz z nim przez zapoczątkowany przez bitwę Ensona i Trzy Sześcia styl walki, w którym to poza mocnymi punchline’ami nie liczy się absolutnie nic. Nie liczy się technika, flow ani fakt, że niektórzy MC’s równie często co agresywnymi linijkami decydują się nas raczyć dwuwersowymi przerywnikami…czyli rzeczą, która stanowi przecież najoczywistsze przeciwieństwo freestyle’u.

 

Wraz z wypełniaczami pojawiła się też spora ilość gotowych schematów typu: „on myślał, że…”, „prędzej niż ze mną wygrasz…”, „twoja panna jest jak…”, dzięki, którym składaniu puchline’ów zrobiło się zdecydowanie prostsze… a ich obraz tysiąc razy bardziej przewidywalny. Do tego doszły też rzucane bez wstydu preemade’y, nie znające granic obelgi oraz miliony co raz to bardziej wulgarnych linijek o dziewczynach oponentów…Krótko mówiąc, wszystko to, co nowa, przybyła wraz z młodym pokoleniem publiczność wolnego stylu kocha najbardziej…

Freestyle zaczął tracić to, co w nim najważniejsze, czyli element spontaniczności i zaskoczenia. Bez wątpienia nabierał też profesjonalizacji, lecz często przemycane w nim treści nie tylko przestawały zadziwiać, ale też nijak miały się do obowiązującego przed laty obustronnego szacunku na scenie.

 

Dla jednych była to po prostu naturalna kolej rzeczy. Według wieloletniego jurora WBW, hip hopowego publicysty oraz członka składu Wielkie Joł, Jakuzy wolny styl jedynie dostosował się do zmieniającego się świata, a co za tym idzie także hip hopu oraz wymagań młodszej publiczności. I nie mamy co narzekać- tak widocznie musiało być, a freestyle wciąż ma w sobie potencjał i siłę, by dalej bawić i cieszyć ucho odbiorcy…

 

Jednak według innych doszliśmy do krytycznego momentu, w którym to wolny styl zaczął zatracać swoją istotę. Zdaniem pierwszego mistrza WBW oraz jednego z absolutnych pionierów battle’owej sceny w Polsce, Rufina MC bezsprzecznie istnieje pewien freestyle’owy kanon, z ram którego bitewna scena zaczęła się w ostatnim czasie zdecydowanie wymykać. Daleko poza tym kanonem są rzecz jasna pisanki, przerywniki oraz schematy, poza nim jest brak szacunku i przymykanie oka na fatalny warsztat techniczny najbardziej cenionych freestyle’owców…Czyli w gruncie rzeczy naprawdę niemal wszystko, co działo się na wolnostylowej scenie w ostatnich paru latach.

 

Gdy pytałem się nadmienionych wyżej panów o to, czy jest szansa na jakąkolwiek zmianę i powrót do korzeni, obaj zgodnie odpowiadali, że jak najbardziej tak. Musi to jednak wypłynąć z wnętrza, muszą pojawić się nowi, oryginalni i nietuzinkowi gracze, którzy wniosą na zalaną pisankami, schematami oraz punchilene’ami o pannach bitewną scenę powiew oldschool’owej świeżości…

 

I tak też, dzięki Bogu, się stało. Już rok temu na WBW 2015 kapitalne show zrobił stawiany przez wszystkich w roli stylowego chłopca do bicia, Babinci. Jego triumf w pamiętnej dogrywce nad Filipkiem był przez 90% młodszych stażem fanów uznany za nie lada skandal, ale mimo to był cholernie potrzebny. Ba, ja mam nawet nadzieję, że za jakiś czas będziemy mogli powiedzieć o nim, iż stał się swoistym początkiem kolejnej, nowej ery w polskim freestyle’u…

 

Ery, w której to wciąż każdy bardziej popularny zawodnik bitewny musi być przygotowany na to, że jadąc do obcego miasta, po raz setny usłyszy ten sam przygotowany punchline i z niewiadomych przyczyn polegnie. Okresu, w którym z pewnością nie uda się wyzbyć preemade’ów, oklepanych schematów, punchline’ów o pannach oraz wygrywających bitwy MC’s, o których można powiedzieć wszystko tylko nie to, że umieją rapować.

 

Mam jednak głęboką nadzieję, że dzięki takim świadomym i stylowym graczom jak wspomniany już Babinci (choć on akurat deklarował niedawno chęć odejścia na emeryturę), Kaz, Toczek, Bober czy Pueblos będzie to też era, w której choć w pewnym stopniu nawiąże się do filozofii freestyle’u wyznawanej przez jego starszych przedstawicieli.

 

Do filozofii, wedle której w wolnym stylu ponad wszystko liczy się kreatywność, oryginalność i spontaniczność. Według której freestyle oparty jest na wzajemnym szacunku, przerywniki i pisanki uchodzą za dyshonor, a freestyle’owcy, którzy nie potrafią jakkolwiek rapować…nie są prawdziwymi freestyle’owcami.

 

By tak się stało potrzeba nie tylko starań samych zawodników, ale i działań mających niemały wpływ na obraz sceny fanów. Ci, którzy spowodowali, że wolny styl mógł stać się kolebką obrzydliwych obelg, schematów i pisanek muszą dziś posypać głowę popiołem i robić wszystko, by obrał on inny, właściwy kierunek. A czy tak się stanie? Nie wiem, ale wiary mi nie brakuje…

 

Ba, jestem chyba w tym temacie wręcz niepoprawnym optymistą. Pomaga mi wrażenie, że wśród młodych stażem fanów freestyle’u już nie tylko ja zacząłem sięgać po rozum do głowy…

 

A myślę, że przyszedł czas, by sięgnąć i do korzeni.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

 

Felieton

Śliwa poszedł w disco-polo. Bajorson alfonsem raperów-przegrywów – felieton

Drugie życie raperów, którym nie wyszło.

Opublikowany

 

bajorson śliwa dawid obserwator

Rapowe przegrywy – Śliwa i Dawid Obserwator, którzy nie poradzili sobie na scenie i zostali wykluczeni przez słuchaczy ze środowiska, zostali wskrzeszeni przez Bajorsona jako disco-polowe przystawki.

Nie poszło ci w rapie? Czekaj na telefon od Bajorsona. Ten idealnie odnalazł się w roli alfonsa zbierającego z ulicy niechciane dziwki. Szybka metamorfoza, delikatny glow up i trafiasz dzięki niemu na inne osiedle, na którym znali cię co najwyżej z ksywki. Jak się postarasz i będziesz głośno jęczeć masz szansę zostać na dzielni k**wą miesiąca.

Czekam już na głosy oburzenia za wstęp, którego metaforyczność idealnie oddaje położenie w jakim znaleźli się wspomnieni w leadzie dwaj absztyfikanci pragnący dorobić kosztem resztek jakiegokolwiek street creditu, który i tak prawie w całości zmarnowali przez swoje zachowanie.

Dawid Obserwator i Śliwa to dwaj zupełnie inni raperzy o kompletnie różnych poziomach umiejętności i zdecydowanie innym piórze. Pierwszy z nich to ulicznik o bardzo prostych rymach, który dał się poznać jakiejś szerszej publiczności tylko dlatego, że został wzięty pod skrzydła Step Records. Kiedy przestał się klikać został wyrzucony z labelu. Nastąpiło to po jego medialnej klapie, kiedy wyszło na jaw, że w przeszłości miał związek z PISem. Uważam, że nie to go pogrzebało na rapowej scenie, tylko to w jaki sposób próbował się od tego odciąć – kłamiąc w żywe oczy, co błyskawicznie było weryfikowane na jego niekorzyść. Kilka takich wpadek i po karierze. Step zakręcił kurek i nastała bieda.

O poczynaniach Śliwy informowaliśmy od lat. Nie wysyłanie płyt fanom (czekamy już 4 lata na zakupiony krążek), krętactwo, bajeranctwo i jego fani, którzy nazywali go oszustem pod własnymi postami, które wrzucał na sociale. Ostatni wkręt do jego trumny „kariera Śliwińskiego” wkręcił Grande Connection. Wcześniej kilka gwoździ wbił też sam Peja, który zakończył z nim współpracę, jasno podkreślając, że został on wyrzucony z wytwórni, a nie odszedł dobrowolnie.

Bajorson to prawilniak, kryminogenny rap, ale z humorem. Dał się poznać jako freestyle’owiec z dużym dystansem i bekowymi przekminkami. Nigdy nikomu nie wkładał do głowy ulicznych zasad. Nie udało mu się zarobić z rapu tak jakby tego oczekiwał. Od niedawna robi disco. Pykło. „Bailando” po miesiącu ma 10 baniek na samym Youtube. Do projektu został zaangażowany Dawid Obserwator. Też prawilniak, ale z tych o twardych, ulicznych zasadach. Wkładał w głowę dzieciaków truizmy, moralizował, mówił latami w swoich liniach jak należy postępować. Skończył śpiewając narkotyczne refreny u Bajorsona.

Obserwator nie jest jednak wybitnym twórcą. Drewniane flow i monotematyczność. Pierwszy singiel disco się udał, ale to trudne do powtórzenia. Bajorson wydaje się to wiedzieć i zaangażował dodatkowo kogoś będącego półkę wyżej. Śliwa jest bardziej melodyjny. Miał być drugim Peją, ale żeby nie ubrudzić się fizyczną pracą, stara się jeszcze resztki godności sprzedać na disco-polowych refrenach. Został właśnie zatrudniony przez Bajora do potencjalnego kolejnego hitu wszystkich okolicznych potupajek. Jedyny „Piątek” jaki jednak polecam, to ten Dakanna. Przy tym poniżej nie klikajcie w trójkąt, chyba że jesteście masochistami.

Czytaj dalej

Felieton

„Chrupki dla szonów”. Niefortunna nazwa chrupek Bambi? – felieton

Słuchaczom i artystom kojarzy się ona niezbyt dobrze.

Opublikowany

 

bambiszonki chrupki bambi

Bambi ma swoje chrupki. We wtorek raperka rozpoczęła kampanię reklamową, a sieć od razu wrzuciła jej nowy produkt do niezbyt przyjemnego worka. Wszystko przez nazwę „Bambiszonki”.

Co to jest Bambiszon?

Najpierw powinniśmy sobie zadać podstawowe pytanie o „Bambiszona”. Co to tak właściwie jest? Po przeszukaniu sieci wyłaniają się nam dwa główne znaczenia tego słowa:

  • To osoba, która jest początkującym graczem, słaba w grze, lub niedoświadczona.
  • „Bambiszon” może być porównywany do niezdarnego, słabego, naiwnego, czy niedojrzałego człowieka.

Bambiszon odnosi się także do ksywki raperki Bambi, która czasami – choć bardzo rzadko i możemy domyślać się dlaczego – korzysta też z pseudonimu „Bambiszon”. Takowy jest m.in. w jej nicku na TikToku – bambi.bambiszon.

Bambiszonki – „chrupki dla szonów”

To właśnie odnosząc się do swojego alternatywnego pseudonimu, Bambi nazwała swoje nowe chrupki „Bambiszonki”. W powyższym kontekście nie wygląda to na zbyt fortunną nazwą, ale uwierzcie, może być jeszcze gorzej.

Drugi człon ksywki raperki „szon”, spopularyzowany przez filmy Patryka Vegi odnosi się do „kurwiszona”, czyli kobiety lekkich obyczajów. To właśnie z tym sporej części osób kojarzą się nowe chrupki Bambi:

„Pani córka to jest Szon
Jaki szon?
Kurwiszon”

„Pani córka to jest Szon
Jaki szon?
Bambiszon”
– brzmi ugrzeczniona wersja. Wiele wpisów pod informacją o nowym produkcie raperki, który trafił do Żabek tak właśnie wygląda. Komentujący są naprawdę bezlitośni:

Oska030 o chrupkach raperki

Na temat „Bambiszonków” wypowiedział się także Oska030 z Baba Hassan. Jak widzimy, mu również ich nazwa kojarzy się jednoznacznie:

Innym skojarzeniem, za którym Bambi też raczej nie będzie przepadać jest:

Nazwa niefortunna, a wręcz zła

Niestety, nazwa nowych chrupek Bambi nie jest zbyt fortunna. Nie udało się w tym przypadku przewidzieć reakcji sieci na „Bambiszonki” przez speców od marketingu. Nie ukrywajmy też, że to produkt skierowany przede wszystkim do dzieci. Oczami wyobraźni widzę już jak wyzywają się one „szonów” albo co gorsza „kurwiszonów” tylko dlatego, że ktoś kupił sobie w Żabce chrupki. Dzieci bywają okropne i to bardzo prawdopodobny scenariusz, skoro starsi w taki sposób robią sobie z tego bekę.

Czytaj dalej

Felieton

Jongmen wykupił boty? Ścigać powinni też jego grafika – felieton

Jongmen poszedł w ślady Sentino.

Opublikowany

 

jongmen kupione wyświetlenia

Jeden z ostatnich swoich numerów, Sentino postanowił wypromować botami, które dodawały randomowe komentarze i tym samym zwiększały zasięg teledysku. Czy na podobny ruch zdecydował się Jongmen?

Kupione łapki w górę u Jongmena?

Ścigany przez polskie służby listem gończym Jongmen, wiedzie luksusowe życie w Dubaju. Co jakiś czas wypuszcza też nowe numery. Tym razem otrzymaliśmy od niego „Tranquillo” z gościnnym udziałem Palucha. Niestety, już chwilę po premierze coś nieładnie pachnie.

Po godzinie od premiery nowy numer Jongmena ma ponad 2 tys. wyświetleń i 3,2 tys. łapek w górę. Wprawdzie licznik Youtube’a czasami nie wyrabia, to taka ilość łapek w tak krótkim czasie budzi duże wątpliwości. Tym bardziej, że premierę od Jongmena możemy porównać z nowym kawałkiem Gurala, który ukazał się w tym samym czasie:

  • Jongmen „Tranquillo”: 2.3k. wyświetleń, 3.2k łapek.
  • Gural „Totentanz”: 6k wyświetleń, 900 łapek.
Statystyki klipu Jongmena po ok. 1 godzinie
Statystyki klipu Gurala po ok. 1 godzinie

Co kierowało Jongmenem, żeby sięgnąć po boty? Możemy tylko przypuszczać, ale głośno myśląc może to wyglądać tak, że pomysłodawca Jongcoinów zaprosił sobie do numeru Palucha, poważnego gracza z mainstreamu i nie mógł sobie pozwolić na to, żeby ten numer przeszedł bez echa lub miał jakieś skromne zasięgi.

PS. Na czas pisania artykułu Paluch nie włączył się w promocję klipu.

Jongmen – mistrz okładek

To nie koniec nowości od Jongmena i będąc dalej przy premierze nowego singla nie mogę przejść obojętnie wobec jego strony graficznej. Przez lata raper raczył nas ponadprzeciętnymi artworkami, które dodawały uroku jego singlom i płytom. Nic w tej kwestii się nie zmieniło. Raper kontynuuje cały czas współpracę z tym samym grafikiem. Wystarczy spojrzeć na okładkę nowego singla, o której nawet trudno powiedzieć, że powstała na kolanie.

Ciekawi mnie proces komunikacyjny między Jongmenem a grafikiem. Mógł on wyglądać tak:

  • Jongmen: Ejj, potrzebuję zajebistą okładkę.
  • Grafik: Na kiedy?
  • Jongmen: Mordo, za minutę premierą.
  • Grafik, Luz mordo…
Okładka nowego singla Jongmena żywcem wyciągnięta z Painta

Gandi Ganda „Goronce wersy płonom” ma godnego następcę. A co na to Paluch, który jednak od lat dba o swoją nieskazitelną identyfikację wizualną? Hmm…

Pamiętna okładka płyty hypemana Peji

Czytaj dalej

Felieton

Bonus RPK nie chce być patusem z ulicy, więc wydaje płytę… „Głos ulicy” 👀 – felieton

Czego nie rozumiesz?

Opublikowany

 

bonus rpk głos ulicy

Bonus RPK postanowił zjeść ciastko i mieć ciastko. Jego działalność po wyjściu z więzienia jest pełna absurdów i sprzeczności.

BGU nie chciał trafić za kraty w związku z wyrokiem za handel narkotykami. W jednym momencie wszystkie antysystemowe hasła przez niego głoszone przestały mieć znaczenie i raper zaczął pojawiać się w mainstreamowych mediach, którymi do tej pory gardził. Przekonywał, że jest niewinny, ale oczy kota ze Shreka nie zrobiły wrażenia na organach ścigania.

Odsiedział niepełny wyrok z zasądzonych ponad 5 lat. Zaraz po wyjściu na wolność rozpoczęła się fala braku konsekwencji w jego działalności. Pokazywanie się z „kanapką hajsu”, kiedy chwilę wcześniej żebrało się każdą złotówkę. W tym przypadku fani szybko wyjaśnili flexownika, dając wyraz swojego niezadowolenia i rugając Bonusa na jego własnych profilach społecznościowych.

„Pomusz mam chorom curke” vs flexowanie się hajsem

Chwilę później kolejna wtopa. Próba przyciągnięcia kupujących na preorder płyty poprzez fejkową ilość osób na stronie. Bonus postanowił ściemnić na stronie z preorderem, że zainteresowanie jego płytą jest naprawdę duże. Oczywiście był to fejk i obok przycisku „Kup teraz” był licznik z losowo pojawiającymi się cyframi, a nie z faktyczną liczbą osób, która była zainteresowana zakupem albumu. Może i kłamstewko, ale zawsze kłamstewko.

Janusz Schwertner znany ze swoich lewicowych poglądów, niedawno bronił polityki migracyjnej, a także atakował Grzegorza Brauna. Z drugiej strony Bonus, który kojarzył się zawsze z prawicowymi poglądami. Ulicznik z zasadami. Nie przeszkodziło mu to jednak w nawiązaniu współpracy z lewicowym dziennikarzem, który napisał mu książkę, żeby spieniężyć pobyt za kratami.

Grande Connection nazwał Bonusa, który trenował też jakiś czas temu z Matą (ojciec Marcin Matczak ma powiązania polityczne) – wspólnikiem systemu. Trudno nie odnieść takiego wrażenia po jego ostatnich ruchach, tym bardziej, że chce on oficjalnie zerwać z ulicą – o czym zaczyna opowiadać w wywiadach.

Bonus trenujący z Młodym Matczakiem

Najnowsze doniesienia od Bonusa są takie, że przeszkadza mu już bycie ulicznikiem.

– Nie chcę już być uważany za jakiegoś Bonusa-patusa, który siedzi w klimatach ulicznych i ma zamkniętą głowę. Jestem ojcem, mam dzieci, które są wychowane w zupełnie innych czasach. Kiedyś raper miał jakieś swoje ramy, poza które nie wychodził. Dzisiaj rap jest wszędzie. Jeżeli ktoś w tych ramach pozostał, to ciężko mu zaakceptować nową rzeczywistość – wyznał w rozmowie z Newonce.

Bonus dorósł, nie chce być uważany za patusa z bramy, bo taki wizerunek przeszkadza nie tylko w życiu prywatnym, ale też w interesach. Marki nie chcą być kojarzone ze złą ulicą, menelami i penerami. Dlatego szef Ciemnej Strefy włączył najzwyczajniej w świecie tryb „family friendly”. Swoja drogą – świetny ruch i szkoda, że tak późno.

Jak zatem łagodnie obejść się z wiernymi fanami, których przez dekady karmiło się prawilną gadką? Nazwać płytę „Głos ulicy”. To nie żart. Bonus z jednej strony odcina się od ulicy w wywiadach, a z drugiej zapowiada nową płytę zatytułowaną „Głos ulicy”. No chyba sezamkowej w tym wypadku.

Zapowiedź nowej płyty

Patrząc na kandydatów na prezydenta, dostawiłbym w najbliższej debacie jeszcze jeden pulpit, przy którym znalazłby się Pan Oliwier. Jest idealnym przykładem politycznego bełkotu: jedno mówi, drugie robi.

PS. Więzienie resocjalizuje. Przypadek Artysty Kombinatora potwierdza tę tezę, bo z antysystemowca stał się on przykładnym obywatelem, który nie chce być już ulicznikiem, ale jeszcze chociaż jedną nogą tam zostanie, żeby nie odciąć całkiem pępowiny, przez którą mógłby stracić płynność finansową . Człowiek zasad (zobacz).

Czytaj dalej

Felieton

„Sentino przejął majówkę”. Kupionymi wyświetleniami czy botami od komentarzy? – felieton

Scamerski duet postanowił wypromować nowy numer i merch.

Opublikowany

 

Sentino przeżywa drugą młodość, przejmuje majówkę w Polsce – informują rapowe media. Tymczasem to kolejny scam spod szyldu Sentino x Trueman i jego brzydka promocja.

Konflikt Sentino z Truemanem sprzed kilku tygodni był prawdopodobnie tylko sprytnym planem marketingowym dla kilku nagłówków. Chociaż wiemy, jaki jest Sebastian, to przemycanie przez Truemana co chwila informacji o „Casablance”, kiedy są pokłóceni od samego początku źle pachniało. Minęły zaledwie dwa tygodnie, a duet rusza z grubą promocją: nowego numeru, płyty i merchu! W tak krótkim czasie udało się to wszystko zorganizować czy może było to przygotowane już wcześniej? Teraz śmierdzi już tak, jakby w domu zaparkowała ci śmieciarka, a to dalej nie wszystko.

Większość ostatnich numerów Sentino po miesiącu od publikacji ma ok. 150 tys. wyświetleń na Youtube. Nagle pojawia się kawałek „Casablanca”, który otwiera promocję płyty „King Sento 2” i merchu z koszulkami. Po dwóch dniach ma prawie pół miliona odsłon. Dziwne, ale wystarczy spojrzeć do komentarzy, żeby poznać prawdę o tej promocji.

Trapstar i jego wątpliwości

Numer od samego początku jest pompowany przez boty, które piszą także pod nim komentarze dla zwiększenia zasięgu poprzez interakcje. Nie są to tzw. wpisy premium pochodzące z Polski, bo te są kilka razy droższe od tych „turecko-azjatyckich”. To losowe komentarze po angielsku, które co kilka minut pojawiają się masowo pod klipem. Najczęściej powtarzające się to:

  • „You just earned a new subscriber”
  • „I can t stop smiling watching this”
Kupione komentarze pod klipem Sentino

Sentino jak Skolim?

Idziemy dalej. Za produkcje nowego numeru Sentino odpowiada Crackhouse. Bardzo bliscy współpracownicy Skolima, któremu Young Multi zarzucił niedawno, że kupił sobie karierę milionowymi wyświetleniami pod klipami. Dorzucamy do tego Truemana jako menagera i mamy scamerską drużynę marzeń.

Fani porównujący sytuację z Sentino do Skolima

Mimo tego, że nowy numer Sebastiana śmierdzi jak zgniłe jaja, laurka w zaprzyjaźnionych mediach musi się zgadzać:

Przy okazji polecam tekst na temat działalności Sentino i Truemana: Sentino spadł Truemanowi jak z nieba. Uwiarygadnia scamy.

Czytaj dalej

Popularne

Copyright © Łukasz Kazek dla GlamRap.pl 2011-2025.
(Ta strona może używać Cookies, przeglądanie jej to zgoda na ich używanie.)

error: