News
PEJA DLA GAZETY WYBORCZEJ
W przedwczorajszym wydaniu Gazety Wyborczej został opublikowany wywiad z Peją „Jestem raperem, ale nie żyję jak raper” autorstwa Michała Danielewskiego. Niestety Wyborcza przyzwyczaiła nas do dużej niechęci, zastanawiamy się czy z tego wynikało dość radykalne i na „łapu capu” skrócenie wersji która została opublikowana na łamach tego periodyku. Rozumiemy że szpalta gazety nie jest z gumy, ale nie rozumiemy skąd taka forma „skrócenia” wywiadu.
Poniżej prezentujemy pełną wersję rozmowy.
Kim jest w roku 2011 Peja? Wciąż artystą podziemnym, czy już płynącym w głównym nurcie?
– Czuje się postacią z głównego nurtu, jeśli chodzi o hip – hop. Undergroundowymi MC’s są np: Małpa czy Słoń. Oni nie wydają nawet legalnych płyt, są kolejnym pokoleniem podziemnej sceny, która swoją drogą właściwie w tej chwili niczym się nie różni od pierwszego obiegu. Jedyna różnica to właściwie hologram ZPAV-u, czyli nalepka na okładce płyty. No dobra, ja mogę mieć trochę więcej niż oni pieniędzy na teledysk, czy na wyprodukowanie płyty, albo zorganizowanie ruchów promocyjnych. Po tych wszystkich latach, najpierw hip-hopowego podziemia, a później boomu na tę muzykę, tak się ładnie złożyło, że zarówno artyści z głównego nurtu jak i ci undergroundowi nierzadko współpracują ze sobą i tworzą solidny, potężny fundament tej sceny, zarówno w Poznaniu jak i w Polsce.
Kiedy młodym twórcom hip – hopowym było łatwiej? Dekadę temu, kiedy nagrywałeś tanie teledyski, które prawie z automatu od razu leciały w telewizjach muzycznych, czy teraz, kiedy komercyjne stacje prawie nie grają nowego, polskiego hip-hopu?
– Obie sytuacje mają swoje historie. My zaczynaliśmy w połowie lat 90. Do 2001 roku wydaliśmy cztery niezależne płyty. To były też takie czasy, że na przykład nie graliśmy w Warszawie, a warszawiacy nie grali u nas. Wtedy zaczął się boom, scena zaczęła się konsolidować, ale mieliśmy też późniejszy zalew hip-hopolo. Do tego wówczas wielu wykonawców z głównego nurtu zawiesiło, albo mocno ograniczyło działalność, choćby Kaliber 44, Wzgórze Ya Pa 3 i Molesta. My zaczęliśmy w tym momencie mocno napierać, wyszliśmy bardzo do przodu i zostaliśmy w tym miejscu aż do teraz. Kontrakt dystrybucyjny z Pomatonem EMI i film „Blokersi” dały nam drugie życie. Myślę, że teraz, po paru latach zamieszania medialnego, oddzieliło się ziarno od plew, w mediach został syf, a nam stacje radiowe i telewizyjne podziękowały za współpracę. Nie dziękując zresztą za to, że mocno pomogliśmy wypromować te media. I doszło do tego, że jak jest 10 – lecie MTV Polska, to są tam jacyś ludzie zupełnie z kapelusza, kompletnie niezwiązani z przemysłem muzycznym. Jacyś niby projektanci mody, niby prezenterzy, niby gwiazdy. Ale dziś dla mnie, faceta, który robi w głównym nurcie hip hopu, jest lepiej niż 10 lat temu. Pod każdym względem. Zyskaliśmy ogromne doświadczenie w produkcji muzycznej, video, organizowaniu imprez, promocji – to wszystko z czasem nabrało w pełni profesjonalnego szlifu.
Wcześniej uprawiałeś partyzantkę?
– W latach 90’ dużo się piło, zapominało teksty, spadało ze sceny. Jasne, miało to swój urok, to był ten underground, z którym każdy był w jakiś sposób związany. Teraz jesteśmy dużo silniejsi i bardziej poukładani. Dowód? Brak promocji w mediach, a nakłady dużo powyżej oczekiwań.
No właśnie, 40 tysięcy to ogromny sukces. A ty czasem narzekasz, że taki nakład, jak na platynową płytę, to nie jest dużo.
– No bo nie jest. Te 40 tysięcy w 40 milionowym kraju to jest ilość na granicy błędu statystycznego. My mamy aspirację, żeby sprzedawać, 150, 300 tysięcy płyt. Bo słuchaczy hip – hopu w Polsce jest pewnie z dwa miliony i trzeba tak pokierować promocją, by do nich dotrzeć. A wtedy pokażemy, że możemy sprzedać tyle płyt co Budka Suflera, tyle, że w krótszym czasie.
Naprawdę myślisz, że to realne?
– We Francji artyści hip – hopowi sprzedają po kilka milionów egzemplarzy. Proporcjonalnie w Polsce te liczby będą mniejsze, ale mogą być dużo wyższe, niż te 40 tysięcy.
Przybijasz sobie w domu na ścianie swoje złote płyty?
– Tak, bo cieszą. I motywują. Mimo obniżania limitów na złoto i platynę.
Zaczynasz ostatnio funkcjonować jak biznesmen. Masz wydawnictwo, firmę odzieżową Terrorym, dziś odbędzie się druga edycja festiwalu pod tą samą etykietą. To zaprzeczenie stereotypu Peji, kolesia z Jeżyc, który może i fajnie rymuje, ale nie do końca ogarnia całą resztę rzeczywistości.
Nie nazwałbym siebie biznesmenem. Jestem niezależnym artystą, który korzysta z własnego doświadczenia i radzi sobie w przemyśle muzycznym. Wszystko co robię jest przemyślanym działaniem. Gdyby ten koleś Peja nie ogarniał tego wszystkiego, to nie byłoby tych dziesięciu złotych i platynowych krążków. Choć zgadza się, że raz ogarniałem lepiej, a raz gorzej. Jasne, były momenty, kiedy nie zależało mi na tym, czy będę robił coś znaczącego muzycznie i poza muzycznego ogólnie. Byłem raperem, żyłem jak raper, o tym nagrałem pewną liczbę kawałków. Teraz wciąż jestem raperem, ale już raczej nie żyję jak raper (śmiech). Mam mnóstwo wolnego czasu, bo nie udzielam się „rapersko” po klubach, w sensie imprez, alkoholu, panienek. No, kurwa, skończyłem z tym już w zasadzie trzy lata temu. I te trzy lata dały mi mocnego kopa do przodu. To dwie płyty solowe, wreszcie „Reedukacja” z wiosenną trasą po kraju i jesienną po Europie, zagraniczni goście na nowy krążek i w końcu sam festiwal. Być może powinienem robić to już kilka lat wcześniej ale tak się złożyło, że ten etap przypadł mi właśnie teraz. Bardzo ciężko pracuję, często po 12 godzin dziennie, robię dużo rzeczy poza nagraniami i graniem koncertów. Mam swoje biuro, jestem odpowiedzialny za kilku artystów, których wydaję, do tego firma odzieżowa, którą tworzę z Decksem, plus menagement, eventy, kontakty z artystami zza oceanu. Spełniam swoje marzenia.
Wielu twoich przyjaciół ze Stanów Zjednoczonych usłyszymy dziś podczas Terrorym Fever 2, choćby Jeru The Damaja. Jak się zdobywa kontakty z takimi tuzami?
– Akurat historia z Jeru była dość przypadkowa. W skrócie wyglądało to tak, że koleżanka mojej ówczesnej menagerki, pisała z Jeru i przez nią zapytaliśmy, czy będzie chętny nagrać coś z nami. I stało się, nagrał zwrotkę do wspólnego utworu z Ostrym i przyjechał na nasz premierowy koncert w Warszawie. Z ONYX było podobnie. Jeru grał wtedy z nimi trasę po Chile, więc skontaktowaliśmy się z nimi i zagraliśmy wspólny koncert. A potem to już poszło spontanicznie. Nagraliśmy utwór, który zasili nasz nowy krążek „CNO 2”. To była super sprawa i spełnienie wielkiego marzenia. Oczywiście wcześniej zdarzyło nam się grać z wykonawcami ze Stanów ale pełniliśmy wtedy rolę suportów. Zawsze dobrze wspominam kontakt z artystami ze Stanów. Nie ma lepszej nauki niż oglądanie ich na żywo.
Jeszcze przed przylotem do Polski, Jeru zaproponował nam nagranie wspólnego krążka, którego deadline roboczo przewidziany jest na październik przyszłego roku. To jest kompletny przełom. W planie mamy poważną – już nie polonijną – trasę po Europie. Myślimy cały czas nad nazwą tego projektu, bo, nad czym ubolewam, klasyczni amerykańscy artyści tracą ostatnio w Polsce na znaczeniu. Często można usłyszeć komentarze w stylu: „O, patrz, kurwa, znowu jakiś murzyn przyjechał”. My byśmy w swoim czasie się pozabijali pod sceną na koncercie Run DMC, czy Ice T a teraz dzieciaki średnio się jarają prawdziwym hip hopem, chociaż przebywając na tego typu koncertach widze całkiem spore grono świadomych odbiorców. Staram się wpajać ludziom historie, korzenie, mówić, że nie można się uważać za znawcę, słuchając tylko polskiego rapu. Nie można mienić się hip-hopowcem nie znając przykładów z zagranicy, o które polscy wykonawcy się opierali, czy, jak w przypadku różnych fajfusów, nawet kserowali.
Peja – nauczyciel?
– Można tak powiedzieć.
Niedawno wróciłeś z trasy po Europie.
– W zasadzie z kilku ostatnich koncertów bo ta trasa cały czas trwa. I w sumie nawet nie była tak polonijna. Bo gdy gramy np: w Belfaście to mamy wsparcie czarnoskórych anglojęzycznych Portugalczyków, w Belgii zagraliśmy z trzema zespołami francuskojęzycznymi, w Rotterdamie mamy upalonych, czarnych rastamanów pod sceną. Staramy się to robić lekko „international”, bo sami też chcemy być „international” w jakimś stopniu (śmiech).
A jak jest z przekazem zagranicą? Bo przecież nie rozumieją twoich rymów. Sama ekspresja wystarczy?
– Tak, ekspresja i flow wystarczą. Właściciel klubu w Oslo pochwalił nas, że było u niego wiele gwiazd ze znanych osobowości. Więc dość mocno nas zatkało. Przekaz dociera. Kiedyś po koncercie w Chicago podeszła do mnie Portorykanka i powiedziała, że w ogóle, nie kuma, o czym nawijam, ale że bawiła się zajebiście. Oczywiście życzyłbym sobie, żeby nasi zagraniczni towarzysze rozumieli teksty, które „wykonujemy na żywca”. Mimo to fajnie było obserwować się bawiących Norwegów czy Anglików na polskiej rapowej bibie.
Jaki jest klucz doboru artystów występujących na Terrorym Fever 2? Grają Ci których muzykę lubisz? Będą jakieś kooperacje pomiędzy artystami czy tylko oddzielne sety?
Terrorym Fever 2 ma charakter „rodzinnego” festiwalu. Występują na nim najczęściej zaprzyjaźnione ekipy, których jest bez wątpienia bez liku. Podczas każdej z edycji staramy się dokładać nowych wykonawców ale nie brakuje też tych, z którymi połączyliśmy siły rok temu w Eskulapie. Jednak tym razem line up oferuje dwa razy więcej po pierwsze polskich wykonawców, po drugie mamy kilku zasłużonych dla sprawy MC’s z USA. Oczywiście wspieramy twórczość poszczególnych ekip, po pierwsze nagrywając z nimi coraz to nowe kawałki, po drugie promując ich również na tego typu pierwszoligowych imprezach. Siłą festiwalu i uczestników jest też zdolność do kolaboracji. Nie ma choćby jednego z wykonawców, z którym nie miałbym na koncie wspólnej nagrywki. W dodatku oni wszyscy nagrywają też wspólnie już bez mojego udziału, więc nie zdziwi mnie połączenie sił Palucha z Kubiszewem, Fabuły z PTP czy choćby Kobrą. Wszyscy artyści zagrają swoje autorskie sety. Sama atmosfera festiwalu sprawi, że możemy stać się świadkami niecodziennych wydarzeń. Z reguły wielkie finały tego typu imprez wyglądają tak, że na scenie na sam koniec występują wszyscy połączeni przyjaźnią, szacunkiem i miłością do kultury hip-hop. Atutem imprezy jest różnorodność stylowa (od Kaliego, przez RY 23, Vixena po rap O.S.T.R.a). Do tego niekwestionowani mistrzowie mikrofony zza Oceanu: Jeru the Damaja, Lil Dap z legendarnej formacji Group Home (niegdyś członkowie kultowego Gang Starr Fundation), Cali Agents i J Cab z Filadelfii. Staraliśmy się zapewnić jak najlepszą obsadę i właściwe miejsce, które przekroczy frekwencyjny pułap Eskulapu. Na koncercie z ONYX odprawiliśmy z kwitkiem blisko 200 osób i z uwagi na to celujemy w Halę Targową nr 2. Cena nie jest wygórowana zwłaszcza, że koszta jakie pochłonęła ta impreza nie przestaje nas zarówno dziwić jak i przerażać (śmiech). Ale wierzymy, że Terrorym Fever 2 przyciągnie tłumy w sobotni wieczór. Przedsprzedaż jest na bezpiecznym poziomie właściwym dla tego typu imprez. Jeśli jeszcze się nie zdecydowałeś się przyjść dodam, że oprócz występujących na scenie artystów zaprosiliśmy też grono ekip, które tego dnia będą z nami w charakterze gości VIP (m. in: ekipa DIIL Gang i Słoń). Szykujemy też gościa niespodziankę na własny autorski występ, który z racji udziału tylu ekip będzie nieco krótszy niż zwykle za to repertuar będzie dobrany bardziej precyzyjnie niż kiedykolwiek. Pozdrawiam serdecznie wszystkich fanów dobrego hip hopu i zapraszam na Terrorym Fever 2.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
50 Cent znów uderza w Diddy’ego, komentując jego wygląd po aresztowaniu i pierwszych wizytach w sądzie.
W rozmowie z Us Weekly Curtis raper wrócił do momentu, w którym po raz pierwszy zobaczył materiały z udziałem Seana Combsa po zatrzymaniu. Jak przyznał, najbardziej zapadły mu w pamięć szkice z sali sądowej.
– Postarzał się w ekspresowym tempie – stwierdził. – Poszedł do więzienia, włosy miał kruczoczarne jak moje. A następnego dnia wyglądał już kompletnie inaczej. Widziałem tylko te rysunki z sali sądowej. Jak go narysowali, wyglądał jak szop pracz. Pomyślałem wtedy: kiedy to się stało? – dodał.
Wypowiedź padła przy okazji rozmowy o serialu dokumentalnym Netflixa „Sean Combs: The Reckoning”, którego 50 Cent jest producentem wykonawczym. Produkcja skupia się na narastającej liczbie oskarżeń oraz problemach prawnych twórcy Bad Boy Records. Choć temat jest poważny, Jackson nie odmówił sobie kolejnej publicznej szpileczki wbitej w wieloletniego rywala.
@usweekly 50 Cent gives his reaction to Diddy's shocking transformation from the courtroom to prison in an exclusive Us Weekly #coverstory ♬ original sound – Us Weekly
Raper odniósł się również do krążących spekulacji wokół samego dokumentu. Wspomniał między innymi o osobach z branży, które jego zdaniem powinny się w nim pojawić, oraz o pogłoskach dotyczących potencjalnego udziału członków rodziny Diddy’ego. Podkreślił też, jak szerokie konsekwencje dla całego środowiska mają obecne zarzuty wobec Combsa.
Jednym z najbardziej kontrowersyjnych wątków „The Reckoning” okazało się użycie niepublikowanych wcześniej nagrań z udziałem Diddy’ego. Do sprawy odniósł się jego wieloletni osobisty operator Michael Oberlies w rozmowie z Rolling Stone.
– Przez ponad dwa lata pracowaliśmy nad projektem poświęconym Diddy’emu. Materiały, o których mowa, nie zostały udostępnione przeze mnie ani przez nikogo upoważnionego do zarządzania archiwum Seana Combsa. Zrobiła to osoba trzecia, która zastępowała mnie przez trzy dni, gdy byłem poza stanem.
Oberlies zaznaczył również, że sytuacja nie miała związku z żadnym sporem kontraktowym, a wykorzystanie nagrań określił wprost jako „nieetyczne i nie do zaakceptowania”.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
News
French Montana i Max B wydają płytę, której tytułem nawiązują do Donalda Trumpa
Max B niedawno opuścił więzienie po 16 latach odsiadki.
French Montana i Max B wracają do wspólnej gry po latach ciszy. Na pierwszy ogień idzie numer, który już samym tytułem robi zamieszanie.
Duet wypuścił singiel „MAWA (Make America Wavy Again)”, zapowiadający wspólny projekt o tej samej nazwie. Kawałek trafił do sieci 12 grudnia wraz z dopracowanym klipem w reżyserii Kid Arta. Tytuł to oczywiste przekształcenie hasła „Make America Great Again”, którym posługiwał się Donald Trump, tym razem jednak przerobione na slangowy manifest „wavy” estetyki Maxa B.
French Montana i Max B podgrzewali atmosferę wokół numeru od początku grudnia. Na dwa dni przed premierą pokazali w sieci fragmenty z planu teledysku, dając fanom jasny sygnał, że długo wyczekiwany powrót jest już za rogiem.
„MAWA (Make America Wavy Again)” to pierwszy oficjalny przedsmak ich wspólnego projektu, który ma ukazać się 9 stycznia. Będzie to ich pierwszy wspólny mixtape od sześciu lat, ale nie jedyny materiał, nad którym obecnie pracują.
W listopadzie, krótko po wyjściu Maxa B z więzienia, raperzy zapowiedzieli kolejny projekt we wspólnym poście na Instagramie:
– Coke Wave ‘NARCOS’ 3.5 – 9 stycznia 2026. Sezon Coke Wavy oficjalnie wraca do gry.
Ten sam miesiąc przyniósł także oficjalny powrót Maxa B do muzyki. Raper był wielokrotnie widywany w studiu, a jego comebackowym numerem został singiel „No More Tricks”. Utwór miał otwierać album „Public Domain 7: The First Purge (Patient Zero)”, zapowiadany na 28 listopada, jednak projekt ostatecznie nie ujrzał światła dziennego.
W rozmowie z Billboardem Max B otwarcie mówił o powrocie do formy: – Zajmie mi chwilę, żeby pozbyć się tej rdzy. Nadchodzi moja muzyka, to się dzieje.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
News
Fergie świętuje z The Black Eyed Peas. Czy zespół wróci?
„W końcu udało się nam zasiąść przy jednym stole”.
Członkowie The Black Eyed Peas znów pojawili się razem w jednym kadrze. Wystarczyło jedno spotkanie, by uruchomić lawinę spekulacji o powrocie składu.
Fergie opublikowała w serwisie X zdjęcia z kameralnego spotkania urodzinowego, na którym pojawili się także will.i.am, apl.de.ap i Taboo. Na fotografiach widać uśmiechy, luźną atmosferę i wyraźną chemię, która momentalnie rozpaliła fanów grupy na całym świecie.
– W końcu udało się nam zasiąść przy jednym stole i wspólnie uczcić nasze okrągłe urodziny. To była wyjątkowa noc z moimi braćmi, pełna miłości – napisała Fergie.
Ten moment ma dodatkowy ciężar, biorąc pod uwagę historię zespołu. W 2017 roku Fergie zakończyła współpracę z The Black Eyed Peas, skupiając się na solowej karierze i życiu prywatnym. Pozostali członkowie kontynuowali działalność bez niej, regularnie wydając muzykę i koncertując. Przez lata temat ewentualnego powrotu pełnego składu pojawiał się wielokrotnie, ale zespół konsekwentnie unikał jednoznacznych deklaracji.
Pod postem natychmiast zaroiło się od komentarzy fanów, którzy domagają się nie tylko wspólnych zdjęć, ale też nowej muzyki i trasy koncertowej. Trudno się dziwić, skoro The Black Eyed Peas to autorzy hitów, które zdefiniowały pop i hip hop lat 2000., takich jak „Where Is the Love?”, „Boom Boom Pow” czy „I Gotta Feeling”.
Na razie nie padły żadne oficjalne zapowiedzi dotyczące reaktywacji zespołu. Jedno jest pewne: samo spotkanie wystarczyło, by przypomnieć, jak silna była i wciąż jest marka The Black Eyed Peas.
Finally got to break bread and celebrate our milestone birthdays together. What a special night with my brothers, filled with so much love 🫛🫛♥️♥️ pic.twitter.com/WLLnqqnHyC
— Fergie (@Fergie) December 13, 2025
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
News
Pablo Novacci: „Zostałem oszukany, jestem na dnie i z długami”
Raper skończył 33 lata, ale jak informuje, to najgorsze urodziny w jego życiu.
Raper i producent z Jeleniej Góry podzielił się ze słuchaczami smutnymi wieściami. Novacciemu nie poszło w biznesie – bo jak informuje – zaufał nieodpowiednim ludziom.
– Ogólnie to myślałem, że rok temu (12.12) miałem najgorsze urodziny w życiu, ale w tym roku te przebiją wszystko. Nie odbierajcie tego jako jakieś żalenie się, po prostu to najgorszy rok w moim całym życiu, jestem chodzącym zombie i jestem na samym dnie. Zostałem potężnie oszukany i wpieprzony w długi, w dodatku chcąc dobrze – napisał.
– Chciałem wrzucić numer na moje urodziny jak co roku to robię, ale bez ściemy zamuliłem bo nie miałem siły podnieść się z łóżka, a co dopiero coś tam klikać. Sorry, wrzucę na dniach, więc wyjdzie trochę później na Spotify, a na YouTube to zaraz mogę wrzucić w sumie – dajcie znać czy w ogóle chcecie. Muzyka to ostatnie co mi zostało, tak samo jak słuchacze. Jeszcze raz sorry za tak depresyjny post, ale jest jak jest, koniec z jakąkolwiek ściemą. 33 lata w dupę j*bane – dodał.
Pablo Novacci sporą część swojego życia spędził na Wyspach Brytyjskich. Współpracował ze śmietanką polskiej sceny hip-hopowej, m.in. z Białasem, Bedoesem, Koldim, Sentino, Smolastym, Sponsem, White 2115 czy Young Multim.

Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
The Game w rozmowie z Shannonem Sharpe’em bez wahania ogłosił się numerem jeden z Compton.
Podczas wizyty w programie Club Shay Shay raper wrócił do starej, ale zawsze gorącej dyskusji o hierarchii muzycznej swojego miasta. The Game postawił sprawę jasno i bez półśrodków:
– Zdecydowanie jestem najlepszym raperem z Compton – powiedział wprost, a chwilę później poszerzył tę tezę na całe Zachodnie Wybrzeże.
Raper przekonywał, że jego pozycja wynika z połączenia warsztatu i ulicznego doświadczenia:
– Nikt nie jest w stanie mnie przegadać. Każdy, kto się zna, to wie.
Game podkreślił technikę i autentyczność jako fundament swojej twórczości. Na koniec dorzucił jeszcze jedno zdanie, które tylko podgrzało atmosferę: – Jestem najlepszym raperem w tym mieście.
Fragment rozmowy szybko obiegł sieć po tym, jak udostępnił go DJ Akademiks na Instagramie. W komentarzach momentalnie pojawiło się nazwisko Kendricka Lamara, a fani podzielili się na obozy. Jedni bronili legendy Kendricka, inni przyklaskiwali Game’owi, część próbowała godzić oba światy.
Jeden z komentarzy zwrócił uwagę na ponadczasowość twórczości Lamara. – Kendrick jest najlepszy, a jego muzyka przetrwa, bo mówi o realnych sprawach, a nie tylko rzuca wyzwiskami – napisał fan. Pojawiły się też głosy, że choć The Game ma prawo do takiego zdania, wpływ Kendricka na tożsamość Compton jest nie do podważenia.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
-
News2 dni temuSokół ma pomysł, jak zabezpieczyć finansowo córkę Pona
-
News3 dni temuPopek odpiął wrotki – przemiana była chwilowa i wrócił do starych nawyków
-
News4 dni temuJeden z największych sklepów streetwear ogłosił upadłość
-
News4 dni temuWściekły Bastek odpowiada na komentarze, żeby poszedł do pracy
-
News8 godzin temuBudda zbudował platformę za 6 mln zł i dziękuje Pezetowi
-
News8 godzin temuTen Typ Mes z odklejką ostateczną? Połączył Tedego ze stanem wojennym
-
Singiel2 dni temuŻabson & Wiz Khalifa „Klasyk” – mistrzowska kolaboracja dostępna
-
News4 dni temuRządzący wykorzystali Matę do uderzenia w Prezydenta – raper komentuje