Sprawdź nas też tutaj

News

PEJA DLA GAZETY WYBORCZEJ

Opublikowany

 

W przedwczorajszym wydaniu Gazety Wyborczej został opublikowany wywiad z Peją „Jestem raperem, ale nie żyję jak raper” autorstwa Michała Danielewskiego. Niestety Wyborcza przyzwyczaiła nas do dużej niechęci, zastanawiamy się czy z tego wynikało dość radykalne i na „łapu capu” skrócenie wersji która została opublikowana na łamach tego periodyku. Rozumiemy że szpalta gazety nie jest z gumy, ale nie rozumiemy skąd taka forma „skrócenia” wywiadu.

Poniżej prezentujemy pełną wersję rozmowy.

 

 

Kim jest w roku 2011 Peja? Wciąż artystą podziemnym, czy już płynącym w głównym nurcie?

– Czuje się postacią z głównego nurtu, jeśli chodzi o hip – hop. Undergroundowymi MC’s są np: Małpa czy Słoń. Oni nie wydają nawet legalnych płyt, są kolejnym pokoleniem podziemnej sceny, która swoją drogą właściwie w tej chwili niczym się nie różni od pierwszego obiegu. Jedyna różnica to właściwie hologram ZPAV-u, czyli nalepka na okładce płyty. No dobra, ja mogę mieć trochę więcej niż oni pieniędzy na teledysk, czy na wyprodukowanie płyty, albo zorganizowanie ruchów promocyjnych. Po tych wszystkich latach, najpierw hip-hopowego podziemia, a później boomu na tę muzykę, tak się ładnie złożyło, że zarówno artyści z głównego nurtu jak i ci undergroundowi nierzadko współpracują ze sobą i tworzą solidny, potężny fundament tej sceny, zarówno w Poznaniu jak i w Polsce.

 

 

Kiedy młodym twórcom hip – hopowym było łatwiej? Dekadę temu, kiedy nagrywałeś tanie teledyski, które prawie z automatu od razu leciały w telewizjach muzycznych, czy teraz, kiedy komercyjne stacje prawie nie grają nowego, polskiego hip-hopu?

– Obie sytuacje mają swoje historie. My zaczynaliśmy w połowie lat 90. Do 2001 roku wydaliśmy cztery niezależne płyty. To były też takie czasy, że na przykład nie graliśmy w Warszawie, a warszawiacy nie grali u nas. Wtedy zaczął się boom, scena zaczęła się konsolidować, ale mieliśmy też późniejszy zalew hip-hopolo. Do tego wówczas wielu wykonawców z głównego nurtu zawiesiło, albo mocno ograniczyło działalność, choćby Kaliber 44, Wzgórze Ya Pa 3 i Molesta. My zaczęliśmy w tym momencie mocno napierać, wyszliśmy bardzo do przodu i zostaliśmy w tym miejscu aż do teraz. Kontrakt dystrybucyjny z Pomatonem EMI i film „Blokersi” dały nam drugie życie. Myślę, że teraz, po paru latach zamieszania medialnego, oddzieliło się ziarno od plew, w mediach został syf, a nam stacje radiowe i telewizyjne podziękowały za współpracę. Nie dziękując zresztą za to, że mocno pomogliśmy wypromować te media. I doszło do tego, że jak jest 10 – lecie MTV Polska, to są tam jacyś ludzie zupełnie z kapelusza, kompletnie niezwiązani z przemysłem muzycznym. Jacyś niby projektanci mody, niby prezenterzy, niby gwiazdy. Ale dziś dla mnie, faceta, który robi w głównym nurcie hip hopu, jest lepiej niż 10 lat temu. Pod każdym względem. Zyskaliśmy ogromne doświadczenie w produkcji muzycznej, video, organizowaniu imprez, promocji – to wszystko z czasem nabrało w pełni profesjonalnego szlifu.

 

 

Wcześniej uprawiałeś partyzantkę?

– W latach 90’ dużo się piło, zapominało teksty, spadało ze sceny. Jasne, miało to swój urok, to był ten underground, z którym każdy był w jakiś sposób związany. Teraz jesteśmy dużo silniejsi i bardziej poukładani. Dowód? Brak promocji w mediach, a nakłady dużo powyżej oczekiwań.

 

 

No właśnie, 40 tysięcy to ogromny sukces. A ty czasem narzekasz, że taki nakład, jak na platynową płytę, to nie jest dużo.

– No bo nie jest. Te 40 tysięcy w 40 milionowym kraju to jest ilość na granicy błędu statystycznego. My mamy aspirację, żeby sprzedawać, 150, 300 tysięcy płyt. Bo słuchaczy hip – hopu w Polsce jest pewnie z dwa miliony i trzeba tak pokierować promocją, by do nich dotrzeć. A wtedy pokażemy, że możemy sprzedać tyle płyt co Budka Suflera, tyle, że w krótszym czasie.

 

 

Naprawdę myślisz, że to realne?

– We Francji artyści hip – hopowi sprzedają po kilka milionów egzemplarzy. Proporcjonalnie w Polsce te liczby będą mniejsze, ale mogą być dużo wyższe, niż te 40 tysięcy.

 

 

Przybijasz sobie w domu na ścianie swoje złote płyty?

– Tak, bo cieszą. I motywują. Mimo obniżania limitów na złoto i platynę.

 

 

Zaczynasz ostatnio funkcjonować jak biznesmen. Masz wydawnictwo, firmę odzieżową Terrorym, dziś odbędzie się druga edycja festiwalu pod tą samą etykietą. To zaprzeczenie stereotypu Peji, kolesia z Jeżyc, który może i fajnie rymuje, ale nie do końca ogarnia całą resztę rzeczywistości.

Nie nazwałbym siebie biznesmenem. Jestem niezależnym artystą, który korzysta z własnego doświadczenia i radzi sobie w przemyśle muzycznym. Wszystko co robię jest przemyślanym działaniem. Gdyby ten koleś Peja nie ogarniał tego wszystkiego, to nie byłoby tych dziesięciu złotych i platynowych krążków. Choć zgadza się, że raz ogarniałem lepiej, a raz gorzej. Jasne, były momenty, kiedy nie zależało mi na tym, czy będę robił coś znaczącego  muzycznie i poza muzycznego ogólnie. Byłem raperem, żyłem jak raper, o tym nagrałem pewną liczbę kawałków. Teraz wciąż jestem raperem, ale już raczej nie żyję jak raper (śmiech). Mam mnóstwo wolnego czasu, bo nie udzielam się „rapersko” po klubach, w sensie imprez, alkoholu, panienek. No, kurwa, skończyłem z tym już w zasadzie trzy lata temu. I te trzy lata dały mi mocnego kopa do przodu. To dwie płyty solowe, wreszcie „Reedukacja” z wiosenną trasą po kraju i jesienną po Europie, zagraniczni goście na nowy krążek i w końcu sam festiwal. Być może powinienem robić to już kilka lat wcześniej ale tak się złożyło, że ten etap przypadł mi właśnie teraz. Bardzo ciężko pracuję, często po 12 godzin dziennie, robię dużo rzeczy poza nagraniami i graniem koncertów. Mam swoje biuro, jestem odpowiedzialny za kilku artystów, których wydaję, do tego firma odzieżowa, którą tworzę z Decksem, plus menagement, eventy, kontakty z artystami zza oceanu. Spełniam swoje marzenia.

 

 

Wielu twoich przyjaciół ze Stanów Zjednoczonych usłyszymy dziś podczas Terrorym Fever 2, choćby Jeru The Damaja. Jak się zdobywa kontakty z takimi tuzami?

– Akurat historia z Jeru była dość przypadkowa. W skrócie wyglądało to tak, że koleżanka mojej ówczesnej menagerki, pisała z Jeru i przez nią zapytaliśmy, czy będzie chętny nagrać coś z nami. I stało się, nagrał zwrotkę do wspólnego utworu z Ostrym i przyjechał na nasz premierowy koncert w Warszawie. Z ONYX było podobnie. Jeru grał wtedy z nimi trasę po Chile, więc skontaktowaliśmy się z nimi i zagraliśmy wspólny koncert. A potem to już poszło spontanicznie. Nagraliśmy utwór, który zasili nasz nowy krążek „CNO 2”. To była super sprawa i spełnienie wielkiego marzenia. Oczywiście wcześniej zdarzyło nam się grać z wykonawcami ze Stanów ale pełniliśmy wtedy rolę suportów. Zawsze dobrze wspominam kontakt z artystami ze Stanów. Nie ma lepszej nauki niż oglądanie ich na żywo.

Jeszcze przed przylotem do Polski, Jeru zaproponował nam nagranie wspólnego krążka, którego deadline roboczo przewidziany jest na październik przyszłego roku. To jest kompletny przełom. W planie mamy poważną – już nie polonijną – trasę po Europie. Myślimy cały czas nad nazwą tego projektu, bo, nad czym ubolewam, klasyczni amerykańscy artyści tracą ostatnio w Polsce na znaczeniu. Często można usłyszeć komentarze w stylu: „O, patrz, kurwa, znowu jakiś murzyn przyjechał”. My byśmy w swoim czasie się pozabijali pod sceną na koncercie Run DMC, czy Ice T a teraz dzieciaki średnio się jarają prawdziwym hip hopem, chociaż przebywając na tego typu koncertach widze całkiem spore grono świadomych odbiorców. Staram się wpajać ludziom historie, korzenie, mówić, że nie można się uważać za znawcę, słuchając tylko polskiego rapu. Nie można mienić się hip-hopowcem nie znając przykładów z zagranicy, o które polscy wykonawcy się opierali, czy, jak w przypadku różnych fajfusów, nawet kserowali.

 

 

Peja – nauczyciel?

– Można tak powiedzieć.

 

 

Niedawno wróciłeś z trasy po Europie.

– W zasadzie z kilku ostatnich koncertów bo ta trasa cały czas trwa. I w sumie nawet nie była tak polonijna. Bo gdy gramy np: w Belfaście to mamy wsparcie czarnoskórych anglojęzycznych Portugalczyków, w Belgii zagraliśmy z trzema zespołami francuskojęzycznymi, w Rotterdamie mamy upalonych, czarnych rastamanów pod sceną. Staramy się to robić lekko „international”, bo sami też chcemy być „international” w jakimś stopniu (śmiech).

 

 

A jak jest z przekazem zagranicą? Bo przecież nie rozumieją twoich rymów. Sama ekspresja wystarczy?

– Tak, ekspresja i flow wystarczą. Właściciel klubu w Oslo pochwalił nas, że było u niego wiele gwiazd ze znanych osobowości. Więc dość mocno nas zatkało. Przekaz dociera. Kiedyś po koncercie w Chicago podeszła do mnie Portorykanka i powiedziała, że w ogóle, nie kuma, o czym nawijam, ale że bawiła się zajebiście. Oczywiście życzyłbym sobie, żeby nasi zagraniczni towarzysze rozumieli teksty, które „wykonujemy na żywca”. Mimo to fajnie było obserwować się bawiących Norwegów czy Anglików na polskiej rapowej bibie.

 

 

Jaki jest klucz doboru artystów występujących na Terrorym Fever 2? Grają Ci których muzykę lubisz? Będą jakieś kooperacje pomiędzy artystami czy tylko oddzielne sety?

Terrorym Fever 2 ma charakter „rodzinnego” festiwalu. Występują na nim najczęściej zaprzyjaźnione ekipy, których jest bez wątpienia bez liku. Podczas każdej z edycji staramy się dokładać nowych wykonawców ale nie brakuje też tych, z którymi połączyliśmy siły rok temu w Eskulapie. Jednak tym razem line up oferuje dwa razy więcej po pierwsze polskich wykonawców, po drugie mamy kilku zasłużonych dla sprawy MC’s z USA. Oczywiście wspieramy twórczość poszczególnych ekip, po pierwsze nagrywając z nimi coraz to nowe kawałki, po drugie promując ich również na tego typu pierwszoligowych imprezach. Siłą festiwalu i uczestników jest też zdolność do kolaboracji. Nie ma choćby jednego z wykonawców, z którym nie miałbym na koncie wspólnej nagrywki. W dodatku oni wszyscy nagrywają też wspólnie już bez mojego udziału, więc nie zdziwi mnie połączenie sił Palucha z Kubiszewem, Fabuły z PTP czy choćby Kobrą. Wszyscy artyści zagrają swoje autorskie sety. Sama atmosfera festiwalu sprawi, że możemy stać się świadkami niecodziennych wydarzeń. Z reguły wielkie finały tego typu imprez wyglądają tak, że na scenie na sam koniec występują wszyscy połączeni przyjaźnią, szacunkiem i miłością do kultury hip-hop. Atutem imprezy jest różnorodność stylowa (od Kaliego, przez RY 23, Vixena po rap O.S.T.R.a). Do tego niekwestionowani mistrzowie mikrofony zza Oceanu: Jeru the Damaja, Lil Dap z legendarnej formacji Group Home (niegdyś członkowie kultowego Gang Starr Fundation), Cali Agents i J Cab z Filadelfii. Staraliśmy się zapewnić jak najlepszą obsadę i właściwe miejsce, które przekroczy frekwencyjny pułap Eskulapu. Na koncercie z ONYX odprawiliśmy z kwitkiem blisko 200 osób i z uwagi na to celujemy w Halę Targową nr 2. Cena nie jest wygórowana zwłaszcza, że koszta jakie pochłonęła ta impreza nie przestaje nas zarówno dziwić jak i przerażać (śmiech). Ale wierzymy, że Terrorym Fever 2 przyciągnie tłumy w sobotni wieczór. Przedsprzedaż jest na bezpiecznym poziomie właściwym dla tego typu imprez.  Jeśli jeszcze się nie zdecydowałeś się przyjść dodam, że oprócz występujących na scenie artystów zaprosiliśmy też grono ekip, które tego dnia będą z nami w charakterze gości VIP (m. in: ekipa DIIL Gang i Słoń). Szykujemy też gościa niespodziankę na własny autorski występ, który z racji udziału tylu ekip będzie nieco krótszy niż zwykle za to repertuar będzie dobrany bardziej precyzyjnie niż kiedykolwiek. Pozdrawiam serdecznie wszystkich fanów dobrego hip hopu i zapraszam na Terrorym Fever 2.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

News

Meek Mill jest wkurzony, że ludzie mówią o jego tweetach, a nie o tym, że pomaga młodym wyrwać się z ulicy

„Pchają złą narrację”.

Opublikowany

 

meek mill

Meek Mill ma dość tego, że opinię publiczną interesują wyłącznie jego wpisy w mediach społecznościowych. Raper twierdzi, że ta narracja celowo pomija realne działania, jakie podejmuje poza internetem, w tym pomoc młodym ludziom w wyrwaniu się z ulicy.

Meek Mill odniósł się na platformie X do tego, jak jest postrzegany przez pryzmat social mediów. Jego zdaniem media i komentatorzy chętnie podchwytują narrację o „problemowym Meeku z Twittera”, ignorując to, co faktycznie robi w realnym życiu.

– Pchają taką złą narrację, a nigdy nie wspominają o prawdziwych rzeczach, które robię. Pomagam młodym chłopakom zmieniać ich życie.

Raper dodał, że przez kilkanaście lat obecności w branży nie potrzebował tanich trików ani internetowych prowokacji, żeby utrzymać swoją pozycję.

– Jestem na świeczniku od 15 lat, bez gimmicków, myślę, że całkiem nieźle radzę sobie w social mediach. Czasem zacytuję linijkę z kawałka i już jestem na każdej stronie z clickbaitem w tytule.

Meek Mill ma rację w jednym – jego obecność w social mediach od lat dostarcza skrajnych emocji, od kontrowersji po absurd i humor.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

News

TikTok sprzedany – czy uniknie zamknięcia w USA?

Chińska platforma prawdopodobnie została uratowana.

Opublikowany

 

tiktok

Chiński właściciel TikToka dogadał się z Amerykanami, żeby zablokować groźbę bana w USA od 2026 roku. Kontrola właścicielska ma trafić w amerykańskie ręce, ale algorytm zostaje po stronie Chin.

ByteDance potwierdził porozumienie, na mocy którego większościową kontrolę nad TikTokiem w USA przejmą amerykańscy inwestorzy. Celem jest spełnienie warunków ustawy „sprzedaj albo zablokuj” i uniknięcie całkowitego wyłączenia aplikacji na rynku, z którego korzysta ponad 170 mln użytkowników.

Nowa spółka w USA ma być kontrolowana w 80,1 proc. przez inwestorów z USA i państw sojuszniczych, ale technologia decydująca o tym, co widzą użytkownicy, pozostanie własnością ByteDance i będzie jedynie licencjonowana.

W praktyce oznacza to, że infrastruktura i dane są pod amerykańskim nadzorem, ale algorytm pozostaje chińskim aktywem technologicznym.

Administracja Trumpa utrzymuje, że porozumienie spełnia wymogi ustawy. Część Republikanów otwarcie kwestionuje, czy licencjonowanie algorytmu zamiast jego sprzedaży realnie usuwa zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

News

Young Buck miał już dość i zdissował Fat Joe

Obrywa też Jadakiss.

Opublikowany

 

young buck fat joe

Young Buck odpalił otwarty diss w stronę Fat Joe i zarzuca mu konfabulacje. Chodzi o historię sprzed lat, w której Joe twierdzi, że jego ekipa pobiła rapera z Tennessee. Buck odpowiada wprost: żadnego pobicia nie było, a cała opowieść to bajka pod podcasty.

Young Buck zapowiedział numer w social mediach, a chwilę później wypuścił pełnoprawny diss nagrany na bicie “Went Legit” od G Herbo. W niespełna dwuminutowym kawałku celuje nie tylko w Fat Joe, ale też w Jadakissa. Buck drwi z tego, że weterani rapu zamienili się w duet podcastowy:

„Ci raperzy muszą przestać łączyć siły w podcastach i odstawiać te ich scenki”.

W dalszej części numeru Buck wprost zaprzecza wersji wydarzeń przedstawianej przez Joe. Według niego nikt nikogo nie tknął, a cała historia jest kompletnie zmyślona. Pada też złośliwa linijka, w której raper ironicznie zastanawia się, czy opowieść Joe to jego własne słowa, czy raczej efekt „Ozempicu” (lek na cukrzycę stosowany do szybkiego zbijania wagi).

Cała sprawa zaczęła się od wypowiedzi Joe na podcaście “Joe and Jada”, gdzie raper z Bronksu po raz pierwszy publicznie opowiedział historię rzekomego zajścia sprzed lat. Joe twierdził, że doszło do niego w Chicago, po jednym z festiwali, w czasie gdy konflikt między Terror Squad a ekipą G-Unit był w szczytowej fazie. Według jego relacji Buck miał próbować go „ustawić”, Joe rzucił w jego stronę butelką z wodą i wyzwał go na konfrontację, po czym – jak stwierdził – jego ludzie mieli spuścić Buckowi lanie. – Nigdy wcześniej nikomu tej historii nie opowiadałem – mówił Joe w podcaście.

Diss na bicie G Herbo jest jasnym sygnałem, że Buck nie traktuje tej historii jak żartu, tylko jak bezczelne przeinaczanie faktów i próbę budowania sensacji po latach.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

News

Kizo testuje jedzenie z Bandurą i Mario

Raper pojawił się gościnnie na kanale „Na Hapsa”.

Opublikowany

 

Przez

kizo

Bandura i Mario ze SP. ZOO założyli wspólny kanał z kontentem jedzeniowym. W najnowszym odcinku pojawił się Kizo.

Na kanale „Na Hapsa” Bandura i Mario testują jarmark bożonarodzeniowy w Gdańsku, więc naturalnie gościnnie pojawił się Kizo ze swoją ekipą MTS. Raperzy testują typowe dla tego typu miejsc przekąski: kiełbasy, pierogi czy oscypki.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

News

Płatne streamy lepsze od darmowych? Youtube mówi weto polityce Billboardu

Odsłuchy z Youtube’a „mniej ważne” od tych ze Spotify.

Opublikowany

 

youtube

YouTube wycofuje swoje dane z list Billboardu po zmianach w algorytmie liczenia streamów. Platforma nie zgadza się na dalsze faworyzowanie odsłuchów płatnych kosztem darmowych. Decyzja wejdzie w życie w styczniu 2026 roku i uderzy w sposób tworzenia najważniejszych list muzycznych w USA.

YouTube oficjalnie ogłosił, że przestanie przekazywać dane streamingowe do Billboardu. Powodem jest aktualizacja formuły rankingowej, w której jeszcze większą wagę przypisano płatnym odsłuchom na żądanie, a mniejszą darmowym streamom z reklamami, czyli m.in. tym z YouTube’a. Billboard tłumaczy zmianę tym, że chce „lepiej odzwierciedlać wzrost przychodów ze streamingu i zmieniające się zachowania konsumentów”, jasno dając do zrozumienia, że dziś liczy się przede wszystkim streaming, a nie sprzedaż płyt czy singli.

YouTube uważa jednak, że to podejście jest oderwane od realiów. W opublikowanym wpisie platforma zarzuca Billboardowi stosowanie przestarzałego modelu. – Billboard używa nieaktualnej formuły, która wyżej waży streamy z subskrypcji niż te (darmowe) wspierane reklamami. To nie odzwierciedla tego, jak fani dziś angażują się w muzykę i ignoruje ogromne zaangażowanie słuchaczy bez subskrypcji – czytamy w oświadczeniu. YouTube przypomina też, że streaming odpowiada za 84% przychodów amerykańskiego rynku muzycznego. – Domagamy się po prostu, by każdy stream był liczony uczciwie i równo – niezależnie od tego, czy pochodzi z subskrypcji, czy z reklam, bo każdy fan ma znaczenie i każde odtworzenie powinno się liczyć.

Nowe zasady Billboardu zaczną obowiązywać od notowań publikowanych 17 stycznia 2026 roku i obejmą m.in. Billboard 200 oraz listy gatunkowe. W przypadku Billboard Hot 100 proporcja między odsłuchami płatnymi a darmowymi zostanie ustalona na poziomie 2,5:1. W praktyce oznacza to, że do uznania jednej sprzedaż albumu potrzeba będzie 2 500 darmowych streamów lub 1 000 płatnych. Dotychczas było to odpowiednio 3 750 i 1 250 odtworzeń. Różnica między darmowym a płatnym odsłuchem zostanie więc zmniejszona, ale nie zniknie.

YouTube uznał, że to wciąż za mało. W ramach protestu platforma zapowiedziała, że po 16 stycznia 2026 roku przestanie dostarczać swoje dane Billboardowi. W efekcie odsłuchy z YouTube’a nie będą uwzględniane w oficjalnych rankingach, co może mieć realny wpływ na pozycje artystów i wytwórni. To ryzykowny ruch, bo brak obecności w danych Billboardu może skłonić część branży do ograniczenia priorytetu dla YouTube’a jako kanału dystrybucji.

Sama platforma daje jednak do zrozumienia, że nie zamyka drzwi. – Jesteśmy zaangażowani w osiągnięcie sprawiedliwej reprezentacji na listach i mamy nadzieję, że będziemy mogli współpracować z Billboardem, aby do nich wrócić – podsumowano w komunikacie.

Faworyzowanie streamów np. ze Spotify względem Youtube’a wpisywałoby się poniekąd w pewną mało znaną wśród słuchaczy sytuację na polskim rynku. Spotify potrafi „obrazić się” na artystów, którzy uploadują najpierw swój utwór na Youtube, a dopiero później na Spotify. Platforma chce, żeby to najpierw u nich pojawił się dany kawałek albo chociaż równolegle z innymi serwisami i stara się nie dopuszczać do sytuacji, że utwory są uploadowane u nich dopiero po kilku dniach niż w innych serwisach.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Popularne

Copyright © Łukasz Kazek dla GlamRap.pl 2011-2025.
(Ta strona może używać Cookies, przeglądanie jej to zgoda na ich używanie.)

error: