Felieton
ROZKMINA: Pełna Kultur(w)a
Przekleństwa. Któż z nas od czasu do czasu nie lubi sobie siarczyście zakląć, żeby podkreślić doniosłość sytuacji bądź swego stanu wewnętrznego? Raper też człowiek, i używa tego typu słów. Jaką rolę pełnią one w tekstach? Przyjrzyjmy się bliżej temu zagadnieniu, i przeanalizujmy najwulgarniejsze utwory w historii Polskiej muzyki rap.
W 1995 roku Nagły Atak Spawacza wydał w liczbie 10 tysięcy sztuk swoje pierwsze dokonanie muzyczne – singiel ”Anty” (na albumie poza tym utworem, znalazł się również inny, o tytule ”Narkotyki”). W tytułowej piosence udzielił się również Peja. Numer stanowił diss na kieleckiego rapera Liroya, nazywanego w tamtych czasach ojcem chrzestnym polskiego rapu. Nie zawierał żadnych wymyślnych pojazdów; Fazi zmieszał go po prostu z błotem przy pomocy różnorakich wyzwisk, Peja pojechał bardziej merytorycznie. Nie pozostawiono na raperze suchej nitki, dostało się nawet jego rodzicom oraz żonie (”Twoja żona kurwa jest jebaną penerą/Ciągnie chuja wszystkim poznańskim gangsterom”), oraz grożono śmiercią jego bliskim i jemu samemu (”Ty jebany chuju ty jebany skurwysynu/Za tę profanację które odpierdalasz/Spotka cię solidna kurwa kara/Spalimy ci chałupę, rozjebiemy twoją żonę/Zabijemy ci dziecko i zgwałcimy siorę”). Liroy odpowiedział na te zaczepki rok później w kawałku pt. „Liroy był, Liroy jest, Liroy będzie /amen/” z albumu ”Bafangoo! część 1”. Potem obie strony nagrały na siebie jeszcze po jednym dissowym kawałku, i konflikt zawisł w muzycznej próżni.
Trzeba dodać, że poza ”Anty”, Nagły Atak Spawacza ma w swoim repertuarze wiele innych utworów najeżonych rynsztokowym językiem marginesu społecznego, jednak przy piosence ”Anty” wszystkie one bledną pod względem wulgarności.

Sam Liroy również nie przebiera w słowach, o czym można się przekonać słuchając większości jego największych hitów. Chociażby w ”Kto To Taki” z wydanego w 2001 roku albumu muzycznego ”Bestseller 2001”. rapuje: ”Jestem jaki jestem i już taki pozostanę, proste/Zatem schowaj komentarze swe żałosne/I nie pierdol cwelu, bo jebie ci strasznie z ryja/Rymuję Wiesz, kto? Czyja płyta to jest? Czyja?”, dalej dodaje: ”Dokładnie, walczę, aż przeciwnik padnie/Mówisz brzydko o mnie? To bardzo nieładnie/Ty psi wymazie, prostytutko pierdolona/Kiedy cie dojadę, będziesz robił za kondoma”. Innymi przebojowymi piosenkami okraszonymi niecenzuralnym słownictwem są na przykład ”Scyzoryk” oraz „…a jebać mi się chce!!!”.
Naturalnie, wzajemne obrzucanie się mięsem stanowi jeden z filarów dissowania się. Co prawda, obecnie środoowkisko hip hopowe w Polsce dojrzało na tyle, że stać je na soczyste pancze, ale w każdym tego typu utworze nie może zabraknąć jakiś wulgaryzmów. Peja w swoim opartym na utworze ”Wonder Why They Call You Bitch” 2Paca Shakura dissie na Tedego ”Dla Czego Tede Kurwą Jest”, obficie obrzuca swojego oponenta pospolitymi ”kurwami”, podobnie odpowiedział również Żuromowi w utworze ”Czysty Nokaut”. W tekście piosenki aż roi się od przekleństw. Peja rymuje na przykład: ”Pierdolony wychechłańcu, obsrańcu, przegrańcu/Gubisz się w tym bicie jak się gubi dziwka w tańcu”. W tym samym stylu Tede zdissował Nowatora w utworze pt. ”69”, rapując: ”Ty pizda, co to jest to jest diss, tak?!/Jesteś kundlem co sra gównem z cipska/Wyzwiska? Powiedz mi to z bliska/poczujesz jak się grubo pizga/Ja jestem grubas, ty jesteś cienias/Czeka na Ciebie kutas do zrobienia”, podkreślając na samym początku tekstu, że postanowił oprzeć siłę przekazu piosenki na wulgaryzmach ponieważ uważa oponenta za zidiociałego do tego stopnia, że w innym wypadku mógłby on wcale go nie zrozumieć. Warszawski raper Chada również nie szczędzi obraźliwych epitetów pod adresem swoich przeciwników, czego doskonałym przykładem jest ”Sześciogwiazdkowy Skurwiel”, numer stanowiący diss na Donia nagrany wraz z Hifi Bandą. ”Jesteś jedną z tych cip, która zjeżdża na harem/Zanim kurwo się sprujesz opierdol pałę starej” – rapuje Chada, bez żadnych zachamowań jadąc hiphopolowcowi po matce.
Album ”Vatos Locos Klan” Krakowskiego rapera Karramby jest chyba najbardziej przepełnionym wulgaryzmami albumem w całej historii Polskiego rapu. Część piosenek na niej zawartych jest wulgarna w tak wysokim stopniu, że nie pozostawia wątpliwości, iż raper w części piosenek na niej nie tyle używał słów obelżywych celem podkreślenia powagi swoich słów, co postawił na wulgarność dla samej wulgarności.
Żeby w ogóle możliwe stało się legalne wydanie takiego albumu, musiał on założyć własną wytwórnię (Odeon Music Polska), ponieważ EMI Music, w której wydawał dotychczas swoje płyty, cenzurowały na siłę jego utwory, ograniczając przy tym jego wolność artystyczną, o czym sam wypowiedział się tak: „Miałem już serdecznie dość tworzenia piosenek pod dyktando dyrektorów artystycznych i innych błaznów, którzy na siłę chcieli zrobić ze mnie scenicznego komedianta, podczas gdy życie raz za razem wbijało mi nóż w serce! Wszystko co napisałem było cenzurowane i zazwyczaj odrzucane – nie mogłem wyrażać prawdy oraz swoich własnych odczuć i spostrzeżeń! Podpisując poważny kontrakt z Pomaton EMI byłem pewien, że wreszcie uzyskam wolność artystyczną – porażka! Dopiero wtedy odczułem, że właśnie podpisałem na siebie wyrok, skazujący mnie na kompletny brak kontroli oraz własnego zdania odnośnie treści moich utworów, a nawet zawartości okładek moich albumów! Dopiero po rozbiciu tego bezsensownego kontraktu, po napisaniu, nagraniu wydaniu i sprzedaniu albumu „Vatos Locos Klan” po raz pierwszy w życiu poczułem, że wreszcie zrobiłem to, co od lat siedziało głęboko w moim sercu! Dlatego śmiało mogę powiedzieć, że wraz z albumem „Vatos Locos Klan” rozpoczął się zupełnie nowy etap w mojej twórczości! Nowy etap, z którego jestem niesamowicie dumny”. Teksty zawarte na rzeczonym albumie nawet przy braku słów uważanych powszechnie za obelżywe wywoływałyby kontrowersje, ponieważ są jawnie pornograficzne, seksistowskie, promują zażywanie narkotyków oraz alkoholu, i przemoc. ’
„Czarna Lista” nagrana wspólnie z MC Dziurą zawiera w swojej warstwie tekstowej około 100 przekleństw, co czyni ją najbardziej wulgarnym kawałkiem w historii Polskiego rapu. Innymi skrajnie obelżywymi utworami na płycie są chociażby ”Pocałuj Mnie W Dupę!!”, ”Po Pierwsze” (”Po pierwsze dla sławy, po drugie dla kapuchy/Biorę kokę, rucham zajebiste dupy/I pierdoli mnie to co kurwa o mnie myślisz matkojebco/Jestem pełen nienawiści” – rapuje w tym utworze Karramba), czy ”W Imię Zasad” (”Twoją laskę chce przełożyć jakiś kutas/Zajebista dupa, tylko Ty ją możesz stukać/Zero litości, wyrok śmierci/DO PIACHU MATKOJEBCY!”). Pomimo wielu kontrowersji jakie wzbudzała treść piosenek, album trzymał wysoki poziom wykonania i sprzedawał się dobrze, dotarł nawet na 6 pozycję w liście OLiS.

Onar w numerze ”Kurwa Mać” bezpardonowo wyraża swoje zdenerwowanie wieloma sprawami. W zasadzie jedyne przekleństwo jakie przewija się przez tekst utworu to ”kurwa mać” kończące każdy wers, co czyni go niezbyt wyszukanym pod względem wulgarności. Znacznie lepszy pokaz elokwencji dał Pono w utworze ”Pierdolę To” ze swojego drugiego studyjnego albumu ”Tak To Widzę” (2006) rapuje w nim o tym, by zdystansować się do wielu spraw i nie tracić czasu na bzdury. Rymuje: ”Po co pierdolić jak się nie ma pojęcia?/A pierdoli dęnciak – coś wkręca, i świruje mędrca/Ja pierdole co on mówi, pierdoli jeden z drugim/Pierdoli tak, że sam powoli się w tym gubi/Ja pierdole to, sram na to, ja na to, lachę wykładam/Pierdole to! nie gadam, spierdalaj!”.
Często raperzy podkreślają swoją wulgarnością swój bunt wobec otaczającej rzeczywistości oraz rozczarowanie nią. Pierwszy album SLU zatytułowany „Slums Attack” był w swojej warstwie tekstowej bardzo ostry. Właściwie każda piosenka obfituje w ogromną ilość przekleństw, widać jednak, że Peja oraz Iceman nie tyle starał się o zawarcie w swoich tekstach jak największej ich ilości, co po prostu postanowił zupełnie odpuścić sobie ”ugrzecznianie” ich. Jednym z najbardziej znanyc
h utworów z albumu to ”Przemoc”, track opowiadający o powszechnej znieczulicy społecznej i postępującej demoralizacji. Peja rapuje: ”zabawki już dawno zastąpił alkohol do picia/tak pieprzona telewizja uczy kurwa dzieci życia/pokazują jak być złym, brutalnym i bezdusznym/zastanów się skurwielu gdzie swe dziecko kurwa puszczasz/od ciebie zależy jak wychowasz skurwysyna/bo jeśli o to nie zadbasz będzie cierpiała twoja rodzina”. Utwór ”Bronx” jest opisem brutalnego życia na Jeżycach, dzielnicy gdzie mieszkali raperzy, zaś w ”997” dali oni upust frustracji związanej z obecnością na niej stróżów prawa. Peja rapuje: ”997, ten numer to kłopoty/Gdy wydarzy się incydent to pojawia się konfident/Dzwoni 997 i wszystkich sprzedaje/Przyjeżdżają kurwy, menty, jebane suki/Śmiecie psy pierdolone kupy gówna”. Na wydanym rok później albumie ”Zwykła Codzienność” raperzy spuścili znacznie z tonu, ale i tam znajdują się ostre fragmenty tekstów, jednak w ich wypadku są użyte z wyjątkowym wyczuciem, i piosenka ich pozbawiona straciłaby moc wyrazu. Jednym z takich utworów na płycie jest ”Trudny Dzieciak” to najbardziej osobisty numer na albumie. Zarapował go wyłącznie Peja, a opowiada o trudzie życia, braku zrozumienia, problemach, rozczarowaniu ludźmi. Pierwsza zwrotka zaczyna się słowami: ”Nie cieszą mnie już zasrane promienie słońca/Od czasu gdy śmierć zabrała mego ojca/Matka też umarła jeszcze wcześniej niż on/Całe moje życie to jebane wielkie dno/Teraz jestem sam/Na takie życie sram”. Tytułowy otwór ”Zwykła Codzienność” kończy się zaś zaprzestaniem rapowania przez MC’s, którzy dochodzą nagle do wniosku, że przekaz piosenki i tak nie zostanie należycie dostrzeżony, a potem dają upust złości z tym związanej, bluzgając gromko.
Kiedy tylko rap przedostał się do mediów, musiał on zostać oczywiście poddany przymusowej cenzurze. Słowa wulgarne były ściszane albo odtwarzane wspak. Co niektórzy wykonawcy nastawieni bardziej na zarabianie pieniędzy niż na tworzenie uczciwej muzyki chyba zorientowali się w sytuacji, i by ciut bardziej otworzyć sobie wrota do tak zwanej kariery drastycznie ograniczyli używanie w swoich piosenkach przekleństw. Jednym z nich jest Mezo, który wcale nie kryje się z tym, że jest to jeden z czynników, który wpłynął na jego popularność. W utworze Pana Duże Pe pt. ”Nasze Życie” rapuje: ’’Mezo to ten co nie używa przekleństw/Dlatego tak go dużo na listach”. Fenomen hip-hopolo był oczywiście związany również w dużej mierze z zanikiem przekleństw w muzyce rap. Była ona wtedy promowana przez młodzieżowe szmatławce, a do niektórych numerów dodawano nawet płyty CD z tak ”wykastrowaną” muzyką.
Znaczna część raperów rzuca mięsem rzadko, jakby od niechcenia, inni nie potrzebują zwyczajnie w swoich piosenkach wulgaryzmów, są też tacy, którzy używają ich do woli, oraz cenzurujący własne twórcze dokonania by przydać im komercyjności. Przez te dwie dekady rozwoju rapu w Polsce świadomość słuchaczy i twórców wzrosła, ich oczekiwania wobec muzyki zwiększyły się i nie są już tak mało złożone jak kiedyś, kiedy to hip-hop miał być tylko głośnym krzykiem buntu. Osobiście lubię od czasu do czasu posłuchać piosenek przepełnionych wulgaryzmami, jednak traktuje je tylko na zasadzie ciekawostki, niczego poważniejszego. Nadmiar wulgaryzmów sprawia, że piosenka traci swój przekaz, rozmywa się on po prostu w nich, podczas średnia czy mała ich ilość jest w stanie podkreślić jego znaczenie, kiedy indziej używane w nieodpowiednim miejscu psują jej wyraz. Szkoda, że przez wielu ludzi rap uważany jest jako muzyka szkodliwa tylko ze względu na jej wulgarność, że są tacy, którzy wrzucają do jednego worka wszystkie utwory, ale na głupotę nie ma rady.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Eminem ma polskie korzenie? Dokumenty wskazują na wieś pod Strzegomiem
„Pradziadek rapera wpisywał w dokumentach narodowość polską”.
Brzmi absurdalnie? Z dokumentów wynika, że jeden z największych raperów świata ma rodzinne powiązania z Polską. Według badań genealogicznych część przodków Eminema pochodzi z Dolnego Śląska.
Od lat w mediach powraca temat polskich korzeni Marshalla Mathersa. Wiele portali pisze wprost – pradziadek Eminema był Polakiem. Choć historia ta nigdy nie zyskała takiej popularności jak internetowe plotki o jego rzekomej niechęci do Polski, fakty wskazują, że raper rzeczywiście może mieć polskie pochodzenie.

Polskie korzenie Eminema
Jak ustalono, jeden z pradziadków Eminema od strony matki – Georg A. Scheinert – urodził się 29 stycznia 1851 roku we wsi Kostrza, znajdującej się dziś w gminie Strzegom (woj. dolnośląskie).
Miejscowość ta, znana z wydobycia granitu, należała wówczas do Prus i nosiła nazwę Häslicht. Przodkowie Eminema mieli być z nią związani od pokoleń. W dokumentach pojawiają się nazwiska Joseph Scheinert (ur. ok. 1825) i Ewa Wasuzki (1827–1901) – rodzice wspomnianego Georga. To właśnie nazwisko Wasuzki, zapisane błędnie przez amerykańskich urzędników imigracyjnych, może sugerować polskie pochodzenie matki przodka rapera.

Przodkowie rapera – „Ger Polish”
Sprawą zainteresował się Janusz Andrasz, autor bloga „Genealogiczne śledztwo”, który odnalazł szereg dokumentów potwierdzających ten trop. Jak wskazuje, część aktów metrykalnych nie zachowała się, jednak dostępne źródła sugerują, że przodkowie rapera rzeczywiście mogli pochodzić z terenów dzisiejszej Polski.
Co więcej, w amerykańskich spisach ludności z początku XX wieku pojawia się przy rodzinie Scheinert określenie „Ger Polish”, co tłumaczone jest jako narodowość polska, kraj pochodzenia – Niemcy.
– Znalazłem zagadkowo brzmiący wpis w spisie mieszkańców USA z 1910 r., gdzie w przypadku jednej z córek Georga (wspomnianego 3x pradziadka Eminema) – Marcie Scheinert, po mężu Roesch, w rubryce „Miejsce urodzenia ojca”, znajduje się zapis „Ger Polish”. Potem znalazłem analogiczną kartę ze spisu, dotyczącego samego Josepha Scheinerta, czyli jej ojca. I tu również pada określenie „Ger Polish„, które znalazło się zarówno w rubryce jego matki, czego można byłoby się spodziewać, mając na uwadze jej polsko brzmiące nazwisko Wasuzki, jak i w rubryce podającej pochodzenie ojca Georga – Josepha Scheinerta! – pisze badacz.

W Eminemie płynie polska krew?
Wnioski z przeprowadzonego śledztwa odnośnie „polskości Eminema” są niejednoznaczne, ale coś ewidentnie jest na rzeczy.
– Skoro urodzony w 1851 roku w pruskim Häslicht Georg Scheinert, mieszkając w USA już od 46 lat, wpisuje w roku 1910 jako swoją narodowość polską, to coś jednak na rzeczy musi być. Niestety, bez dostępu do metryk tej tajemnicy wyjaśnić się nie da. Przyznam, że na początku tego genealogicznego śledztwa myślałem, iż wzmianka o polskich korzeniach Eminema była pomyłką. Teraz jednak widzę, że to raczej tajemnica, która wciąż czeka na swoje rozwiązanie.
Choć metryki z XIX-wiecznej Kostrzy nie są dostępne online, odkryte zapisy pozwalają przypuszczać, że w żyłach Eminema rzeczywiście może płynąć kropla polskiej krwi.
Fakty kontra plotki
W przeciwieństwie do dawnych, nieprawdziwych historii o rzekomym spaleniu polskiej flagi przez Eminema czy jego niechęci do występów w Polsce, informacje o polskim pochodzeniu rapera mają częściowo podstawy w dostępnych dokumentach.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Schwesta Ewa i Loredana – jedna z najbardziej wyczekiwanych kolaboracji od lat! – felieton
Polsko-niemiecko-albański mix, który może podbić rynek naszych zachodnich sąsiadów.
Fani komentują nieustannie sociale, upominając się o wyczekiwaną kolaborację dwóch kluczowych artystek w Niemczech. Kilka miesięcy temu pojawiły się filmiki jak Loredana czekała na Schwesta Ewę, przetrzymywaną dłużej przez celników na lotnisku. Wtedy pojawiły się pierwsze plotki na temat ich współpracy.
Takiego koktajlu nikt się jednak nie spodziewał. Można powiedzieć, że to muzyczne kamikadze przyprawiające o skoki ciśnienia. Jak mówi mój znajomy z Albanii: „Nie ma nic niebezpieczniejszego niż polsko-albański mix”. I chyba coś w tym jest.
Schwesta Ewa od dłuższego nie wypuściła żadnego nowego projektu i mocno ucichła w social mediach, zwłaszcza po tragicznej śmierci Xatar’a. Dużo osób oczekiwało od niej publicznego statementu, jednak ona przeżywała żałobę prywatnie.
Naturalnie, każdy z nas miał ochotę na nowe projekty jednej z najbardziej kontrowersyjnych raperek w Niemczech. W połowie października ukazała się świetna, nowa płyta rapera SSIO, wypromowana z resztą z wielkim sarkazmem, komizmem, rozmachem oraz zabawnymi i politycznymi reels, które viralowo latały w socialach. Niemiecki rynek nie widział jeszcze czegoś takiego, współtwórcą wizuali był jeden z najbardziej utalentowanych video makerów Mac Duke, który jest w połowie Polakiem. Raper zaprosił naszą rodaczkę m.in. na „Bitte keine Anzeige machen”, gdzie Ewa nawija do bardzo chilloutowego beatu:
Prześlizgam się przez system sprawiedliwości w szpilkach Versace
Wyślij laskę – Sandy do inspektora
Nancy do sędziego, gdzie uprawia seks na pieska
Albo duplikat Rolexa jako
akt wdzięczności za utracone dokumenty.
Fakt, że Ewa nie przebiera w słowach czyni ją jedną z najbardziej autentycznych postaci na niemieckiej scenie muzycznej. Do tematu bycia real odniosła się ostatnio Albanka, która w “Privileg” mocno krytykowała inne raperki i ich wizerunek, zarzucając im poniekąd kopiowanie jej osoby oraz wiele sztuczności. Loredana ma od wielu lat status gwiazdy, wybijając się typowymi chartowymi hitami. Już na początku kariery zyskała szybko popularność i uznanie. Niemcy potrzebowali nowej ikony damskiego rapu, kogoś kto nie tylko dobrze wygląda, ale potrafi faktycznie nawijać.
Jej burzliwy związek z raperem Mozzim, turbulentne sytuację życiowe, przeobraziły Albankę w artystkę, która odcięła się od starego brzmienia. King Lori mówi wprost, że ma dosyć robienia muzyki typowo pod label. Jej ostatni projekt jest osobisty, dlatego tak dobry. Prawda jest taka, że mimo komercyjnych początków Loredana jako jedna z nielicznych, autentycznie odzwierciedla wizerunek i definicję Hip-Hopu. Co ciekawe, nie pokazuje się w głębokich dekoltach czy kusych sukienkach, nie twerkuje na klipach, co jest w obecnych czasach dość unikalne.
Dwie silne kobiety – połączenie albańskiego i polskiego temperamentu to jedna z najbardziej ekscytujących kolaboracji od lat na niemieckim rynku muzycznym! Loredana i Schwesta Ewa w „Ihr möchtegern”.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Koniec kariery Quebonafide to farsa. Jego fani to „Psikutasy”, ale bez „s” – felieton
Opluj, zdepcz, ale na koniec przeproś.
Każdy element końca rapowej kariery Quebonafide miał wtopę i jest szeroko krytykowany nawet przez jego fanów. Od wydarzenia online, przez koncert na Narodowym, po wysyłkę płyt.
Z polskimi raperami jest dokładnie tak, jak z polskimi politykami. Mogą odpi*rdolić największą kaszanę, a i tak za chwilę wszyscy o tym zapomną. Tak jest teraz chociażby z Popkiem, który po kilku miesiącach od afery z psem wrócił do mainstreamowych mediów, a Kuba Wojewódzki przywitał go jak króla. To samo dzieje się z Januszem Palikotem, który jest w trakcie ocieplania swojego wizerunku w mediach. Komentatorzy zastanawiają się np. ile kosztuje wybielenie się u Żurnalisty, u którego był ostatnio pseudo biznesmen z Biłgoraja.
Jeszcze inaczej jest z Quebonafide, bo fani rapu są jeszcze bardziej podatni na dymanie i można to robić długofalowo – spokojnie – oni wybaczą wszystko, bo mają wyjątkowo silną psychikę. Takie Psikutasy, ale bez „s” na końcu.
Zakończenie rapowej kariery Quebonafide poszło jak krew z nosa – wyjątkowo dużego nosa. Większość pewnie już nie pamięta, ale budowanie napięcia przed ostatnim koncertem trwało naprawdę długo, a balonik był napuchnięty jak konserwa po surstrommingu. Media i fani robili „ochy i achy” na każde pierdnięcie rapera, a Krętacz z Ciechanowa to sprytnie wykorzystywał. Kiedy jednak przyszedł moment, żeby powiedzieć „sprawdzam”. Po stronie artysty tego nie udźwignięto.
Wydarzenie online reklamowane jako coś ekskluzywnego, i żeby to obejrzeć wiele osób musiało się zwalniać z pracy – ma być za chwilę dostępne online w każdej chwili dla każdego – kiedy tylko będziesz miał na to czas. Awesome! To tak się da? Da, no chyba, że chciało się włączyć tryb dymania, to się nie dało, ale teraz już się będzie dało, bo Canal+ rzucił kilka monet.
Koncert na Narodowym był pokazem chciwości i braku szacunku dla fanów. Kupiłeś bilet na ostatni koncert, a tu bach! Dzień wcześniej 60 tys. osób zobaczy ten sam koncert – szybciej niż ty – wierny fan, który kupując bilet był przekonany o wyjątkowości ostatniego koncertu. Znów zwolniłeś się z roboty, żeby klikać F5 na stronie, próbując załapać się na wejściówkę. Jakby tego było mało, piątkowi koncertowicze zleakują go w sieci – tysiące TikToków i artykułów prasowych i brak efektu pierwszeństwa – znów zostałeś przegrywem, ale mimo wszystko dalej czujesz się kimś elitarnym. No tak, elitarnym przegrywem też można być.
To oczywiście nie wszystko, bo z boxem „Północ/Południe” jest jeszcze większa wtopa. Preorderowicze mieli dostać zakupione boxy pod koniec sierpnia. Mamy tydzień do listopada… i oświadczenie Dawida Szynola, że na boxy jeszcze…. poczekacie. Kilka tygodni.
Koniec, bo szkoda strzępić ryja. Ha tfu!

Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Dawid Obserwator, na litość boską! „Nie miałem co jeść, mama robiła mi obiady” – felieton
Były raper dziękuje Bajorsonowi, a potem Bogu.
Dawid Obserwator to idealny przykład, jak swoim karczemnym zachowaniem można zaprzepaścić i tak ledwo funkcjonującą karierę rapera, by potem żalić się, że mama musiała mu gotować obiady, bo ten ma dwie lewe ręce i nie może iść do normalnej pracy.
Dawid Obserwator od zawsze był 3-ligowcem z przebłyskami wyświetleniowymi, bez perspektyw na większy zarobek z rapu, bo sprzedaż jego płyt oscylowała wokół błędu statystycznego, a koncerty można było policzyć na palcach jednej ręki. W przypadku ulicznych raperów trzeba być naprawdę topką, żeby mieć booking koncertowy, z którego można utrzymać się na poziomie. Nawet Peja, który jest weteranem przez lata był pomijany w line’upach największych hip-hopowych festiwali, bo według organizatorów uliczny rap nie nadawał się na taką imprezę i wprowadzał negatywny klimat.
„Boję się, że w rapie nie osiągnę więcej” – rapował w maju 2022 roku były zawodnik Step Records. Trzy miesiące później okazało się, że młody Dawid Obserwator próbował zrobić karierę polityczną w strukturach PiSu. Był jednym z twórców młodzieżówki tej partii w Wałbrzychu. Gryzło się to trochę z jego późniejszą karierę ulicznika, ale wciąż to było do przełknięcia przez jego garstkę fanów. Wystarczyło się przyznać, obrócić w żart, zrobić cokolwiek innego niż kłamać. Tymczasem Dawid postanowił brnąć w fejki, że nic takiego nie miało miejsca i tak właściwie znalazł się tam przypadkiem i było to jednorazowe, więc nie ma tematu. Większy reserach sprawił, że pojawiły zdjęcia Obserwatora z prominentnymi działaczami PiSu, a także wyszły na jaw dokumenty, że raper z ramienia partii Jarosława Kaczyńskiego zasiadał w komisjach obwodowych.
Ledwo zipiąca rapowa kariera Dawida załamała się na amen, bo nie był już wiarygodny dla swoich słuchaczy. Na odchodne zdissował GlamRap.pl bo opisał jego przeszłość polityczną i wytknął kłamstwa. A prawdziwy uliczny raper przecież taki nie jest, bo to nieskazitelny gracz i dobry chłopak, który zawsze dorzuci się do rakiety.
Wałbrzyski raper po załamaniu kariery bynajmniej nie poszedł do pracy. Wynika to z jego najnowszych statementów, bo teraz żali się, że nie miał co jeść i obiady musiała mu gotować mama. To kolejna bezczelna zagrywka byłego rapera, czyli branie ludzi na litość i jednoczesne chwalenie się wynikami w branży disco-polo. To trochę tak jakby ksiądz zrzucił sutannę, został najbardziej aktywnym ze Świadków Jehowy i odtrąbił sukces, żaląc się na brak gosposi.
– Chciałem podziękować wam z całego serca, ekipie siemano soprano i Bogu, i też przede wszystkim sobie kochani, bo jak mam mówić szczerze to rok temu byłem na dnie nie miałem co jeść mama mi przynosiła obiady. Zobaczcie, ile zrobiłem w rok. I to nie chodzi o to, że chcę się chwalić, ale skoro taki wulkanizator z Wałbrzycha może to wy też.
To zabawne jak szybko można przemianować się z rapera na disco-polowca. W którym momencie w głowie zachodzi ten proces, że zamiast sztywnym chłopakiem z ulicy jesteś zabawnym grajkiem do kotleta z narkotycznymi refrenami, którym do tej pory twoje środowisko gardziło. Money is bitch.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
„Rhythm + Flow” Made in Poland – czy spełnił oczekiwania? – felieton
Podsumowuję polską edycję rapowego show na tle reszty świata.
Polska scena muzyczna doczekała się własnej wersji popularnego show Rythm n Flow, gdzie młode raperki oraz raperzy walczą o kwotę pieniężną, a zarazem o kontakty i popularność. Pierwsza edycja tego formatu, przewidywalnie, miała miejsce w Stanach Zjednoczonych. W jury zasiedli Cardi B, T.I. i Chance The Rapper, którzy znaleźli naprawdę zdolnego rapera, który zrobił bardzo konkretną karierę w Stanach, bowiem D Smoke otrzymał trzy nominacje do Grammy. Można by powiedzieć: damm, that’s what’s up! Jeżeli udział w programie Netflixa potrafi tak napędzić karierę i wykreować rapera, który w gruncie rzeczy wcale nie oferował komercyjnego rapu, czuję potencjał na kilometr. Natomiast ostatnia edycja z obłędną Latto, DJ Khaledem i super tekściarzem Ludacrisem wzbudziła we mnie (i wielu) bardzo mieszane uczucia. Zwycięzcą dla wielu widzów był tylko jeden, jednak zupełnie inny gość zgarnął hajs – raper, który nie prezentował się w każdym odcinku jako lider i nie postawiłabym na niego 5 PLN-ów.
W Ameryce jak na Eurowizji
Kontrowersyjna produkcja na pewno istotnie przyczynia się do rozwoju kariery i rozpoznawalności aspirujących muzyków. Realizacja samego show ma dość hip-hopowy wydźwięk, stylówki się zgadzają, tak samo jak zaproszeni producenci muzyczni oraz goście-jurorzy grubego formatu, jak np. Eminem. Ostatnia amerykańska edycja dała mi jednak wrażenie konkursu, który ma jakieś dziwne zasady… jak Eurowizja.
Edycja francuska vs włoska
Żeby nadać trochę jeszcze większego backgroundu, dodam, że edycja francuska również jest małym rollercoasterem, bo nie wszystkie werdykty były faktycznie oceną talentu, a bardziej opierały się na potencjale packagingu, co w sumie idealnie opisuje to, co dzieje się od kilku lat w przemyśle hip-hopowym. Wszyscy pogubili się między bletkami, różowym spritem, autotunem, sztuką pisania i BBL na loży VIP, albo wyrokami w pace za białe noski. To jak zainwestowanie w słaby temat, wrzucenie go do drogiego grindera, zwinięcie łodygi w złotym papierku i narzekanie na syntetyczne zapachy. Ten program pokazuje jak Gen Z reprezentuje obecnie kulturę rapową, która przeszła bez wątpienia transformację. Obok Francji wybitnie ekscytującą edycją jest wersja włoska, gdzie legenda rapu Fabri Fibra w drugiej odsłonie show bardzo pilnuje tego, aby oceniane były skille raperskie, a nie tylko wygląd i stylówka, dlatego program wygrał freestylowiec Cuta. Czyli jednak dostrzeżono, że może nie warto postępować jak większość majorsów, tylko dać szansę ludziom z prawdziwym talentem – ale nie zapominając o tym, że rap to biznes.
Rhythm + Flow – Made in Poland
Wersja polska była dla mnie bardzo nieoczekiwaną i zaskakującą niespodzianką, postawiłabym stówkę, że kolejna edycja odbędzie się w Niemczech. Here we go, biało-czerwoni na Netflixie, gdzie polskie „kur$a” zostało jednak w angielskim dubbingu przetłumaczone. Cały świat będzie myślał, że żeby dogadać się z Polakiem, wystarczy użyć f#ck jako co drugie słowo – very good, my friend. Okej, przekleństwa są nieodłącznym elementem polskiego rapu, chyba w tej kwestii od wielu lat się nic nie zmieniło, nawet na Netflixie…

Dziarma, Sokół i Bedoes porozjeżdżali się po kraju, szukając młodych, nowych i starych talentów. Zajaweczka z Poznania wywołała wzruszenie i kilka łez się potoczyło. Ostatnia włoska odsłona nagrodziła widzów bardzo fajnymi wizualami graficznymi i formą, w jakiej zostały przedstawione miasta oraz miejscówki, w których toczyła się akcja. Polska postawiła na komunistyczne bloki i małe zajaweczki z centrum. Globalni widzowie pomyślą, że wszyscy Polacy mieszkają jak w paryskim ghettcie Saint Denis – stary, tam to dopiero bloków w tej Polsce. Trąci tu ostrą ironią, w istocie Polska nie ma dużo wspólnego z blokowym ghettem, tak jak inne kraje Europy. Przyjęło się, że bloki to rap, a rap to ulica, ale o tym później.
Pyskata Kara
Znajomą twarzą w show jest pyskata Kara, która mówi to, co myśli, i brutalnie ocenia innych uczestników, mówiąc im wprost: „hej, to jest słabe”. Tak czułam, że to będzie czarny koń tej edycji, bo na tle innych intensywnie wyróżnia się swoimi umiejętnościami. Eliminacje, które zaprezentowały się na takie średnie okej, wyłoniły kilku mocniejszych zawodników i zawodniczek – niestety wielu z nich odpadło w Cypherach. Do udziału w show zostały również zaproszone osoby przez twórców formatu, casting, ale układy i polecenia, nie gwarantują im w istocie przejścia dalej. Bądźmy szczerzy: 24h na napisanie zwrotek i ich zapamiętanie przerosło wielu z nich, ale czy taki challenge jest naprawdę wielką weryfikacją talentu? Szelest odpadł niesłusznie z tej gry, widać było, że gościu ma charyzmę i potencjał, a Ywisa pamiętam jeszcze jako nastolatka, kiedy zaczynał tworzyć muzykę. Miło było zobaczyć, że nadal stara się realizować swoje marzenia.
Waga Bedoesa
Jurorzy mają swoich faworytów, konkurują między sobą o to, kto znalazł lepsze talenty. Jak na razie topowe wyniki zgarnia drużyna Sokoła. Dziarma szalała za Baby V, która w eliminacjach dostała „jestem na tak” z bardziej image’owych względów, ale w końcu to telewizyjne show. Bedoes, grający rolę ojca, najchętniej przepuściłby wszystkich, chociaż potrafi gniewnie, bez pardonu zaburczeć, posmagać paskiem krytyki i zbesztać młodych muzyków, aby ich zmotywować. Jestem dobitnie rozczarowana bodyshamingiem, który trochę psuje mi mood podczas oglądania tego show. Czy waga Bedoesa to jest naprawdę coś tak ważnego, że uczestnicy i jurorzy bezczelnie o tym non stop nawijają? Jeśli miała być to beczka przewodnia Nowego Rozdania, sorry, not sorry – super słabe i płytkie. Widać, że Polska nadal ma problem z jakąś ogólną akceptacją.

Od kiedy freestyle to nie FREE STYLE?
Bitwa freestyle’owa (powinnam chyba wziąć to słowo w cudzysłów) rozwaliła najbardziej system całego programu i pozostawiła posmak taniego jabola w ustach. Kara kontra Ja22y (wielokrotnie nazywana albo Jazzy, albo Jezzy – warto byłoby zgadać się, jak ma się wymawiać jej ksywkę, ponieważ to bardzo ważny aspekt jej marki). Ja22y pocisnęła Karze po rodzinie i ojcu alkoholiku. Zaatakowana dotkliwie tą linijką, doświadczona raperka odpowiedziała na to, jak to się w bitwie robi, spontanicznym freestylem, a nie wcześniej napisanym tekstem. Nawet największy kozak nie jest emocjonalnie pusty, bo bardzo często silne osoby mają sporo dużo emocji w sobie, dlatego zarzucanie Karze, że nie odbębniła swojego napisanego wcześniej tekstu, jest mało dojrzałe. Dla mnie była to i jest definicja bitwy freestyle’owej, dla jurorów rozczarowująco nie. Kara odpadła z tego show, a program miał zapewne pomóc jej rozwinąć swoją karierę lub ją uratować. Czytając między wersami, zastanawiam się, nad tym, że w Polsce może nie ma już popytu na uliczny rap? Wręcz przeciwnie wygląda to w innych krajach Europy, gdzie to nadal street raperzy robią wielkie kariery.
Czego chce jury?
Intrygującą postacią jest Kajtek, który postępuje podobnie jak taktyka uwodzenia mężczyzn w książce dla kobiet: bądź tajemnicza, zagadkowa, pewna siebie, dawaj hints, wycofaj się i nie odsłaniaj wszystkiego od razu. Jurorom się to jednak nie spodobało, a Kajtek wyśmiał ideę dzielenia się swoją całą historią i promowaniu rodziny w klipie jako wyznacznika autentyczności. Jury chciało kogoś z jajem, jak naszyjniki Dziarmy – loud and proud – gościa, który miał osobowość samca alfy, pasującą analogicznie do tego biznesu. Mimo – moim zdaniem – najlepszego klipu Kajtek odpadł, a teoretycznie był bardzo dobrym packagingiem. Tu znowu mam wielkiego clasha – o co kamman, jury? Podobny mindf#ck po tym, jak Sokół zarzucił Zippy Ogar, że jego performance na eliminacjach był „za dobry”, albo Dziarma Ja22y, że nie ma osobowości, ale jest komercyjna. Challenge stworzenia teledysków miał za zadanie zbudować więzi z publiką, odkrywając swoje rodzinne strony i przyjaciół, podobnie było w innych edycjach Rythm n Flow. Natomiast czy pokazywanie bliskich czyni Ciebie kimś autentycznym? Ludzie sukcesu to bardzo często One Man/ Gial Army, ale okey w Rythm n Flow chodzi bodajże o represent oraz lokalny support.

Bardziej ekscytujące występy na żywo to sprawdzian prezencji scenicznej, umiejętności tanecznych, kontaktu z publicznością i dykcji. Mam wrażenie, że koncerty rapowe ostatnimi czasy to takie catfishe z Tindera, ładnie opakowane, ale na żywo nie bardzo. Boron i Po Prostu Kajtek wypadli podczas tego wyzwania solidnie, dostarczając nam przyjemnych wrażeń. Highlightem tego epizodu był Żabson – profesjonalny typ, gotowy do pomocy, krytyczny, ale ziomalski, za wszelką cenę chce pomóc swojemu podopiecznemu w wygraniu hajsu! Wybitnie mnie to ujęło, w tym biznesie trudno jest o szczere wsparcie.
Ostatnie Rozdanie – wielkopolski finał!
Tak jak życzę Ja22y jak najlepiej, poczułam satysfakcję z trafnego wyboru finalistów i jej braku w ostatniej trójce. Dziewczyna ma talent, ale czy rapowy? Podobnym diamentem do oszlifowania jest sympatyczny Boron, który pozytywnie udowodnił, swoim ostatnim występem, że drzemie w nim potencjał, tylko potrzebuje trochę czasu i praktyki, wielu myśli, że raperem zostaje się w jeden dzień, not really. W tym momencie chciałabym podziękować Boronowi za nawijkę i za to, że przywrócił honor Donguralesko. Niestety Sokół w zajawce przedstawiającej Poznań, nie wymienił tego rapera w wielkiej trójce największych poznańskich legend, zabolało. Ponadto uczestnik, który jest przedstawicielem Gen Z, i nadal słucha majstra słowa czyli Gurala rokuje w mojej opinii bardzo dobrze.
Rythm n Flow ma momentami, koindencyjny mechanizm, oparty na tym, że lider tego programu z reguły go nie wygrywa. Po prostu Kajtek wzruszył do łez ludzkiego Bedoesa swoim artyzmem i predyspozycjami do pisania solidnych tekstów, pokazując, że nadal mamy w Polsce inteligentnych raperów, którzy znajdą swoich odbiorców pośród elokwentnych słuchaczy. Ciężko było zdecydować, kto na wygraną bardziej zasłużył, ponieważ Zippy Ogar rozwalił scenę bangerowym kawałkiem, pokazał uniwersalność, a takie biciory z reguły pomagają wygrać ten program. Czyj numer będzie częściej odtwarzany na Spotify, i kto ma szansę na bycie elastycznym, takie pytanie zadają sobie często jurorzy tej Netflixowej ramówki. To ta stara i dobrze znana w środowisku walka: czy pozostać wiernym swojemu stylowi, czy być różnorodnym? Zippy ominął comfort zone i to pomogło mu wspiąć się o level wyżej, robiąc duży krok naprzód!
Muszę odpalić teraz wersję angielską finału, żeby zobaczyć jak przetłumaczono po angielsku literackie rzucanie mięsem, w żadnej edycji tego programu nie więdły mi uszy tak jak w Nowym Rozdaniu.

Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
-
News6 godzin temuFagata z drugim dissem na Leosię: „Dawała dupy polskim raperom”
-
News3 dni temuYoung Leosia nagrała diss na Fagatę, ale jest pewien problem
-
News3 dni temuTede o Pono: „Gość, który przecierał szlaki”
-
News3 dni temuTen Typ Mes woli „okresową biedę” niż wracać do koncertowania
-
News1 dzień temuFagata dissuje Young Leosię!
-
News10 godzin temuYoung Leosia „zdefekowała na ścianę”?
-
News19 godzin temuYoung Leosia odpowiada Fagacie – diss „Ej Agatka”
-
News2 dni temuPono to 10 polski raper, który odszedł od nas w tym roku