Sprawdź nas też tutaj

Wywiad

STAHUSTAH: „ZADZWONIŁ DO MNIE KOZAK I POWIEDZIAŁ, ŻEBYM ZAJĄŁ MIEJSCE ONARA”

Opublikowany

 

Jego numer "Kokaina" do dzisiaj nieźle radzi sobie w klubach, a on sam po chwilowej ciszy szykuje się do wydania kilku nowych projektów.

StahuStah, którego możecie znać m.in. z "Hardcorowej Komercji" Borixona odpowiedział na kilka naszych pytań…

 

Siemano, na początek – jak się mieszka w Amsterdamie i skąd decyzja o wyjeździe z Polski?
StahuStah: Ahoj wilki morskie, prawdziwi gracze, forumowi napinacze i cały Glamrap! Parafrazując Lema – póki tu nie zajrzałem, nie miałem pojęcia, jaki to rynsztok (śmiech). Ale to chyba taki folklor po prostu. W Amsterdamie mieszka się wyśmienicie. Świetna atmosfera, ludzie jakby weselsi, fantastyczne miasto. Klimatem przypomina mi trochę Nowy Jork, tylko bez wieżowców (śmiech). Być może nie wszyscy wiedzą, że Nowy Jork nazywał się wcześniej Nowy Amsterdam. Przypadek? A co do decyzji o wyjeździe, to podjęliśmy ją wspólnie z żoną po kilku weekendowych wypadach do Amsterdamu. Chcieliśmy spróbować czegoś innego, pomieszkać z dala od naszego polskiego bagna, które ostatnimi czasy stało się gęstsze i nie do zniesienia. Więc to też trochę decyzja „polityczna”.

 

Gdy do Ciebie napisałem, powiedziałeś mi „jestem weteranem, 33 lata, żona” – czujesz się jak weteran, czy traktujesz to z przymrużeniem oka?
StahuStah:
Dobre pytanie. Nagrywam już ok. 15 lat, zacząłem słuchać rapu, jak miałem z 8, czyli pewnie ok. 1990. Więc na tle polskiej sceny jawię się jako stary pryk już. Pamiętam początki rapu w Polsce, znam się z większością pionierów lepiej lub gorzej, zawsze gdzieś tam byłem sobie z boku. Z drugiej strony, zawsze czułem, że jestem o krok przed wszystkimi – w doborze bitów, ze stylówą, z tym, co akurat leciało w moich głośnikach. Dobrze pamiętam, jak np. w 2000 roku przywiozłem ze Stanów płytę „When The Smoke Clears” Three 6 Mafii. Nikt o nich wtedy u nas nie słyszał (może poza Janmario, który był ich wielkim fanem od zawsze), kumple zżymali się, że to jakieś techno jest, a nie hiphop i nie da się tego słuchać. A ja już wtedy uwielbiałem bity na TR808, uwielbiałem Cash Money. 10 lat później ktoś nazwał to brzmienie trapem i stało się to totalnym mainstreamem. Tak naprawdę bardzo wcześnie przestałem być 'boom-bap', w sumie to chyba nie jestem już nawet 'hiphop'. Można powiedzieć, że zdradziłem ideały i teraz jestem pariasem, który gdzieś tam sobie siedzi na obrzeżach hiphoplandu i robi swoje wygrzewki. Za to zdecydowanie mogę powiedzieć o sobie, że jestem raperem  – gdybym wciąż nazywał się hiphopowcem, to byłby brak szacunku dla hiphopowców (śmiech). W każdym razie na pewno wciąż jestem fresh, mimo swojego wieku.

 

Gdy napomniałem o Twoim powrocie do rapu, poprawiłeś mnie i dodałeś, że nigdzie nie wracasz, bo znikąd nie odchodziłeś. Dlaczego w Twoim wypadku przebicie się do tzw. mainstreamu było chwilowe?

StahuStah: To bardzo proste – po pierwsze jestem straszliwym leniem, po drugie nigdy nie miałem parcia na szkło. Nie czułem nigdy, że mam coś ważnego do powiedzenia i wszyscy muszą to usłyszeć, nie uważałem się też nigdy za jakoś wyjątkowo dobrego rapera. Ja po prostu kocham proces twórczy. Uwielbiam nagrywać, a potem słuchać tych numerów po 100 razy na repeacie (śmiech). Na pewno duże znaczenie miał też fakt, że jestem z Rzeszowa, więc zawsze byłem z dala od głównych ognisk polskiej rapgry – Warszawy, Śląska czy np. Poznania. Być może dzięki temu jednak zachowałem coś, co można od biedy nazwać „swoim stylem”. Jeśli chodzi o „mainstream”, to nigdy nie odniosłem wrażenia, że się przebiłem, czy coś w tym stylu. Zapewne masz namyśli Hardkorową Komercję i adventure z Borixonem.

Generalnie nie zależy mi na polskiej scenie rapowej, nie aspiruję do tego środowiska. Uważam je za bardzo zepsute, nietolerancyjne i zapatrzone w siebie. Polski rap stał się po prostu „polski” – nudny, szary i wtórny. Nie słucham, nie znam się, nie interesuję się. Robię swoje, po swojemu i z jak najmniejszą ilością featów.

 

Czasy HaKa – jak wspominasz ten lot?

StahuStah: HaKa to był jeden z najwyższych lotów (śmiech)! Mogłem mieć ze 20 lat wtedy, ale już byłem wystarczająco zepsuty, żeby wiedzieć, że cholernie mi się to podoba. Któregoś dnia zadzwonił do mnie Krzysiek Kozak z RRX. Powiedział, że Onar, prawdopodobnie pod presją prawilnego środowiska, zrezygnował z udziału w płycie, i że ja powinienem zająć jego miejsce. Słyszałem wcześniej bootleg HaKi, który mną wstrząsnął, bo wcześniej prócz mnie nikt nie robił takiego rapu w Polsce! A na bitach Ośki, w wykonaniu Tomka i Onara to po prostu był jakiś kosmos! Do tej pory trzymam gdzieś instrumentale z Haki, bo to są najlepsze bity na świecie! Wtedy środowisko zjechało ten album dokumentnie. Wiem, że Borys przez długi czas odcinał się od tego projektu. Teraz co drugi raper w Polsce próbuje kopiować ten styl, a Tomek przeżywa drugą młodość w Gangu Albanii, co w mojej opinii jest pewną kontynuacją HaKi. Wtedy nikt nie był na to gotowy. Teraz każdy dzieciak marzy o piździe nad głową (śmiech). Nagrywki u KNT w domu na Ursusie to już osobna historia. Zostawię ją dla siebie…

 

Kontakt z Borixonem i resztą osób, które wtedy z Wami działały jest, czy Wasze losy toczą się na oddzielnych torach?

StahuStah: Z Krzyśkiem kontakt się urwał. Wiem, że miał trochę kłopotów, ostatnio reaktywował RRX, ale nie jest to coś, co budzi moje zainteresowanie. Z Tomkiem jesteśmy w stałym kontakcie, raczej na stopie koleżeńskiej niż „artystycznej”. Czasem wyświadczamy sobie drobne przysługi. Zawsze czułem szacunek ze strony Borysa,  ja też zawsze bardzo go szanuję za wszystko, co dla mnie i nie tylko dla mnie zrobił. Nie rozmawiamy ze sobą bardzo często, Tomek jest teraz busy man, ale zawsze zamienimy ze sobą dwa słowa. Uważam go za przyjaciela.

 

Natknąłem się przygotowując się do tej rozmowy na Twoją kolaborację z Gedzem – jako producentem – jak doszło do Waszej współpracy?

StahuStah: Gedz to moim zdaniem najzdolniejszy i najciekawszy artysta hiphopowy w Polsce. Jest świetnym raperem i doskonałym producentem. Bardzo się cieszę, że w końcu został doceniony i bardzo mu gratuluję, bo to naprawdę ogrom pracy. Gedza poznałem w 2005 lub 2006. Mieszkałem wtedy na Wyspie Man i przyjeżdżałem czasem do Rzeszowa na melanż i nagrywki. Wtedy też poznałem Kaiteu, którego ciągle i niezmiennie uważam za geniusza, który gdzieś się zagubił międzyczasie. Kiciunio od razu przypadł mi do gustu i zaczęliśmy razem nagrywać. Bardzo się zbliżyliśmy, wymyślaliśmy coraz bardziej odjechane numery. Wtedy powstał też mixtape BKC South – „Szau Pau” do spóły z Dziarskim i Amuniem, oraz Jiggitem, którego to był pomysł. Któregoś dnia w studiu pojawił się jakiś młodzian. Nie poświęciłem mu wtedy zbyt wiele uwagi, ale gdy dowiedziałem się, że koleś przejechał całą Polskę, żeby z nami ponagrywać, zaczęliśmy rozmawiać trochę więcej i okazało się, że Gedziulka to bardzo inteligentny, wrażliwy osobnik, który nie dość, że coraz lepiej rapuje, to jeszcze produkuje bity na poziomie, o jakim mógł marzyć wtedy niejeden producent w Polsce i nie tylko. Dzięki uprzejmości Kuby dostawałem naprawdę najlepsze bity, jakie wtedy mogłem sobie wyobrazić.

 

Nagrywka z Redem to efekt również Waszej dłuższej znajomości, czy przypadek?

StahuStah: Wpadliśmy na siebie z Wują przypadkiem w studiu tatuażu Dirty Lust, okazało się, że dziaramy się u tych samych ludzi. Red odezwał się do mnie po tym spotkaniu, powiedział, że pamięta mnie jeszcze z czasów HaKi i że kuma mój swag i powinniśmy coś razem zrobić. Jeszcze o nas usłyszycie…


Headlinerz – jaka była geneza powstania tego tworu i co on ze sobą niesie (śmiech)?

StahuStah: Przez kilka lat byliśmy w nieciekawych stosunkach z Kiciuniem. Mieliśmy kilka niezałatwionych spraw, które w końcu wyjaśniliśmy, bo dwóch dorosłych facetów nie może się na siebie obrażać jak dzieci, zwłaszcza, jeśli potrafią razem zrobić zajebiste rzeczy. Pogadaliśmy i stwierdziliśmy wspólnie, że skoro znów jesteśmy friends, to trzeba coś nagrać! Kitu przyjaźnił się z Gacą, z którym robiłem wcześniej jakieś interesy i wiedziałem, że rapuje i że generalnie jest bardzo dobrze ogarnięty od strony organizacyjnej, co z kolei nigdy nie było moją mocną stroną (śmiech). Więc założyliśmy spółę, nazwaliśmy się HEADLINERZ (można tłumaczyć na wiele sposobów ) i postanowiliśmy zrobić to, co umiemy najlepiej – czyli nagrywać zajebiste, wystrzelone w kosmos kawałki. Gaca postawił u siebie w domu nagrywkę, założyliśmy, że będziemy spotykać się przynajmniej raz w tygodniu i nagrywać, nagrywać i jeszcze raz nagrywać. Efektem tego jest album HDLNRZ – HDBNGRZ, który ukaże się już niedługo naszym własnym sumptem. Headlinerz to czysty entertainment. Głównym założeniem tych produkcji jest po prostu dawanie rozrywki. Szybkie, pyskate przewijki, krótkie zwrotki, którymi się przeplatamy, dynamiczne przejścia, tłuste, nowoczesne bity, ale też masa nawiązań do oldskulu i klasyki. Nikt z nas nie jest tu od tego, żeby kogokolwiek pouczać, mówić jak ma żyć, moralizować czy też świecić przykładem i przekazem. Opowiadamy o współczesnej rzeczywistości, z pierwszej lub drugiej ręki, o kobietach, narkotykach, przygodach lepszych lub gorszych, czasem serio, czasem z przymrużeniem oka. Szukasz płyty na imprezę, którą możesz spokojnie włączyć od pierwszego do ostatniego numeru bez przewijania? HDBNGRZ to właśnie to.

 

Uważacie się za twór rapowy, czy bardziej chcecie eksperymentować, bawić się muzyką?

StahuStah: Siłą rzeczy jesteśmy tworem rapowym, bo jednak płyta w większości jest zarapowana. Muzycznie rozpiętość stylów jest ogromna. Jest nowocześnie, momentami oldskulowo, są slow-jamy, jest trochę r'n'b a'la lata 90', jest dużo elektroniki, generalnie spory mash-up. Podeszliśmy do tego materiału na totalnym luzie. Np. nigdy nie było wiadomo, pod jaki bit nagramy, póki nie wybraliśmy go od razu na nagrywce. Co za tym idzie, nikt z nas nie pisał tekstów w domu, bo komu by się chciało (śmiech). Trochę narzuciłem taki styl pracy, bo ja już od lat nie piszę tekstów wcześniej. Zawsze byłem fristajlowcem i to słychać w moich kawałkach. Zwrotkę piszę 10 minut przed nagrywką, czasem w ogóle nie zapisuję, tylko lecę od razu. Jak ktoś pyta „ile zajmuje wam nagranie kawałka?”, często odpowiadamy pół-żartem, że „tyle, ile trwa kawałek”. Więc tak naprawdę nie było jakiegoś większego planu, prócz ogólnych założeń, jak mniej więcej ma to wszystko wyglądać. Headlinerz to raczej projekt towarzyski, przy okazji którego powstało trochę materiału.

 

W jednym z numerów wspominasz o muzyce na jakiej się wychowałeś, jednak obecnie wpasowujesz się w trendy, eksperymentujesz – myślisz, że klasyczny rap w 2015 nie miałby wzięcia?

StahuStah: Gdybyś posłuchał moich wcześniejszych produkcji, zauważyłbyś, że ja od zawsze eksperymentowałem. Nagrywałem pod cykacze, kiedy nikt nawet nie potrafił ich układać w Fastrackerze (śmiech). To raczej trendy mnie dogoniły i teraz każdy jest, chce być fresh i „eksperymntować”. A w dzisiejszych czasach nie ma nic łatwiejszego, niż „eksperymentowanie”. Internet daje gotowe odpowiedzi na wszystko. Brzmienie? Stylówa? Wystarczy dwa razy kliknąć i masz receptę na wszystko. Klasyczny rap w 2015? Myślę, że ma się świetnie. Raperzy jak Joey Badass czy Action Bronson pięknie przypomnieli boombapowe brzmienia z lat 90tych, które z kolei dla słuchacza urodzonego po 2000 roku są właśnie eksperymentem. Także punkt widzenia zależy od tego, kto i z jakiej perspektywy patrzy. Mnie nie interesują klasyczne brzmienia. Byłem tam, zjadłem na tym zęby, przesłuchałem wszystkie płyty jak Włodi (śmiech) i lecę dalej! Numery typu „Deszcz”, „Neptunes Faling”, „Widziałem Cię” czy „Nienawidzę Cię” w ogóle nie są hiphopowe. Nie są nawet zarapowane, więc chyba można mówić o eksperymencie. Jaki inny raper w kraju robi takie numery prócz mnie? (śmiech) Poszukajcie na Youtube, jeśli jesteście ciekawi. Wszystko tam jest.

 

Zbliżamy się powoli do końca rozmowy – jak to było z tą kokainą – komu dedykowany jest ten numer? (śmiech)

Stahu Stah: Nie pamiętam dokładnie, kiedy nagrałem „Kokainę” (w ogóle nie za dobrze pamiętam tamten czas, ale chyba byłem niezły (śmiech)). Pamiętam za to, że to było w domu u mojego kumpla WRB (swoją drogą świetnego producenta, który już wtedy produkował dla takich artystów jak np. Fu), ok. 10 rano, po kilku piwkach na dobry początek dnia. Jeszcze wtedy kolegowaliśmy się z Pietzem. Ziom przyniósł ten bit i poleciałem. Nawet nie wiem, jak to się stało, że trafił do internetu – wtedy mało kto miał internet w domu. 10 lat później wciąż jest hitem, ma pewnie z kilka milionów odsłonięć, a ja nie zarobiłem na nim ani grosza (śmiech). Numer jest dedykowany wszystkim dziewczynom, które miałem przyjemność poznać w tamtych czasach, kiedy moim głównym zajęciem było jeżdżenie od imprezy do imprezy i łojenie tyłków na fristajlach. To było zdobywanie pierwszych poważnych doświadczeń – w rapie i z kobietami. W obu dziedzinach jestem już weteranem (śmiech).

 

Nawiążę do jednej z Twoich wypowiedzi, która przewinęłaś się podczas naszej ostatniej rozmowy:
Z projektami u mnie to jest tak, że masa osób by coś chciała robić ze mną, ja bardzo chcę, ale nie mam tyle czasu.” – gdy ktoś się zgłasza, odmawiasz, czy po prostu wybierasz te najciekawsze propozycje?

StahuStah: Ze względu na moje wrodzone lenistwo połączone z brakiem czasu, niestety przyjmuję tylko takie propozycje, które naprawdę mnie kręcą i nie wymagają ode mnie wielkiego nakładu pracy. Dostałem niedawno propozycję od dużej wytwórni, żeby nagrać cały album z pewnym znanym raperem, w bardzo krótkim czasie. Niestety musiałem odmówić ze względu na brak tegoż czasu i stałego dostępu do nagrywki, w związku z moją przeprowadzką do Amsterdamu. Poza tym nie mam najmniejszego ciśnienia na fejm czy zaistnienie w mainstreamie. Nie utożsamiam się z polską sceną hiphopową, uczestniczę w niej jedynie siłą rozpędu. Po prostu mam kilku kolegów w branży, ale nie czuję się jej częścią.

 

Ostatnie pytanie, zajmujesz się muzyką ponieważ Cię stać, czy dlatego że jest to część Ciebie i mimo „dorosłego” życia nie umiesz się bez tego obejść?

StahuStah: Nigdy nie myślałem o nagrywaniu w kategoriach, czy mnie na to stać, czy nie. Zawsze znajdzie się chwila, żeby coś nagrać, a w dzisiejszych czasach naprawdę wystarczy niewiele – średni komputer, podstawowy program do nagrywki i w miarę dobry mikrofon. Uwielbiam nagrywać i będę nagrywał, nawet jeśli zupełnie zostawię rapowanie i skupie się tylko na śpiewaniu piosenek (co ostatnimi czasy preferuję, choć nie potrafię w ogóle śpiewać i nigdy nie brałem żadnych lekcji).


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

 

Wywiad

Benito: „Będą grube strzały w najbliższym czasie” – wywiad

Rozmawiamy m.in. o Bałagane i Riccim.

Opublikowany

 

benito

Ścianka Popkillerów to niesamowite miejsce, łączące wszelakie uniwersa (co najlepiej pokazuje różnorodność naszych gości). Gdzie indziej znajdziemy obok siebie Bambi, Łonę i Adiego Nowaka na raz? Tym razem jednak skupimy się na połączeniu Najniższej Polskiej Dziennikarki o włoskim pochodzeniu z kimś, kto niewątpliwie kojarzy się z Półwyspem Apenińskim i wygrał loterię genów, patrząc na jego wysokość.

Kolejnym rozmówcą przed GlamRapową kamerą w trakcie szóstej edycji Popkillerów był Benito, połowa Tuzza Globale. Raper i restaurator zdradził nam, które określenie bardziej do niego pasuje. Padła też poważna deklaracja.

– Muzyki robię bardzo dużo. Będą grube strzały w najbliższym czasie. Kocham to robić i będę to robił.

Nie mogło zabraknąć również pytania o to, gdzie jest Ricci i jaką przyszłość ma przed sobą inspirujący się Włochami duet. Benito w imieniu Bałagane odebrał statuetkę „Hardkorowego Rapera Roku”, którą otrzymał Kazek. Ten wątek oczywiście musieliśmy również poruszyć.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Wywiad

Lordofon: „W kategorii Kacperczycy roku byśmy wygrali” – wywiad

„Ja się porównuję najczęściej… kojarzycie Mickiewicza?”

Opublikowany

 

Echa ostatniej gali rozdania Popkillerów wciąż nie milką. Na naszym kanale sukcesywnie pojawiają się kolejne wywiady, nie tylko z samymi raperami, ale i szeroko pojętymi osobami z branży hip-hopowej. Tym razem w ogniu pytań znalazł się zespół Lordofon.

– Jestem pisarzem, poetą; beaty jakiś chłop robi do tego (…). Ja się porównuję najczęściej… kojarzycie Mickiewicza na przykład? To jest to! – mówi Maciej Poreda zapytany o (pre)nominację w kategorii „Liryczny raper roku”.

To, że panowie mają niesamowite poczucie humoru zobaczycie jeszcze nie raz, zwłaszcza w zestawieniu z najniższą polską dziennikarką (czyli autorką tekstu i poniższego wywiadu). O tym jak być Kacperczykiem i Taco Hemingwayem w jednym, o najlepszym fanbasie i wymarzonej statuetce Chłopa Roku poniżej opowiedzą Wam – wspomniany nieślubny wnuk wieszcza narodowego i Michał Jurek (perkusista na skalę wyprzedania trasy koncertowej).


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Wywiad

Wuwunio ostro do Szalonego Reportera: „Dramat, idź na Jasną Górę po rozum”

Rozmawiamy z twórcą Pal Hajs TV.

Opublikowany

 

Wuwunio to człowiek-orkiestra. Smiało można nazwać go mianem reportera, w wolnych chwilach potrafi coś, nie-coś zarapować, a ponadto jest to także baczny obserwator i aktywny uczestnik naszego polskiego youtube’owego poletka. Nie mogło więc być takiej możliwości, że nie porozmawialiśmy chociażby chwilę na temat jego najbliższych planów, wrażeń z gali oraz… sami zobaczcie.

Od Popkillerów 2024 minie lada chwila już tydzień, a emocje nadal nie opadły. Warto więc nieco podkręcić atmosferę ponieważ nasze ściankowe rozmowy, wywiady wciąż napływają na nasz kanał YouTube, który zdecydowanie warto zasubskrybować.

Z Wuwuniem poruszyliśmy szereg tematów: od sympatii do Rów Babicze przez podejście do Szalonego Reportera aż po najbliższe internetowe plany.

Wuwunio vs Szalony Reporter

Chwilę przed samą galą Popkillerów pisaliśmy o insynuacjach Szalonego Reportera względem Kubańczyka. Wówczas Wuwunio skomentował cały wpis jako „obrzydliwy”.

Podczas naszej rozmowy Wuwunio stwierdził, że nie tylko już nie pójdzie do niego na podcast, ale zaapelował też: „Dramat, idź na Jasną Górę po rozum” – zwrócił się do Szalonego Reportera.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Wywiad

Mateusz Kaniowski: „Nie słucham żeńskiej sceny rapowej” – wywiad

„Odkryciem roku na Popkillerach powinno zostać Rów Babicze”.

Opublikowany

 

kaniowski wywiad

Popkillery 2024 już za nami. Szósta edycja największej hip-hopowej gali to historia. Uczestnicząc na gali przeprowadziliśmy kilka wywiadów. Efekty tej pracy możecie już powoli oglądać na naszym kanale. Na pierwszy ogień naszych dociekliwych pytań idzie jeden z najbardziej popularnych dziennikarzy młodszego pokolenia, czyli Mateusz Kaniowski.

– Ruskiefajki to jedna z nielicznych kobiet, których jestem w stanie słuchać. To, że niektóre osoby są tak popularne z takimi utworami, które nagrywają to mnie po prostu roznosi – mówi w rozmowie z Oskarem Brzostowskim Mateusz Kaniowski.

Czego słucha Kaniowski? Jaki według niego jest singiel roku? Co myśli o Popkillerach? Czy raperzy dalej będą chętnie brać udział we freakfightach? Odpowiedzi na wszystkie pytania znajdziecie poniżej.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Wywiad

Frank Leen o początkach w rapie: „Był taki Adrian, który miał Sony Xperia K800i” – wywiad

Bitowo wychowałem się na Young Leanie i Sad Boys.

Opublikowany

 

frank leen

Dożyliśmy pięknych czasów różnorodności w rapie. I chociaż zagorzali ultrasi zakręcą głową, wyleją piwo i krzykną, że „to nie jest hip-hop”, powinniśmy się cieszyć z każdej formy docenienia naszych branżowych kolegów. Na 30. jubileuszowej gali Fryderyków w kategorii „Fonograficzny debiut roku” został nominowany Frank Leen za swój album „Miłość w czasach”. Statuetki nie udało się niestety zdobyć jednak artysta miał okazję wystąpić na scenie gliwickiej areny. Następnie mieliśmy okazję zamienić parę słów.

Dostałeś nominację w kategorii Debiut Roku, chociaż to nie Twój pierwszy rok na rapowej scenie. Jakie to uczucie?

Fajne to uczucie ponieważ ktoś mnie dostrzegł i jestem z tego mega dumny. Cieszę się, że tak wyszło. Jestem trochę starszy niż wszyscy nominowani, ale mega dumny. Nie wiem, czy odpowiedziałem na twoje pytanie.

Jesteś bardzo wszechstronnym artystą – z jednej strony mamy współpracę z Gibbsem, z drugiej z CatchUpem, za Tobą też współpraca z Okim na SoundClashu. Zdecydowanie należysz do osób znanych w środowisku. Jak to przekłada się na zasięgi i słuchaczy?

Jestem w stu procentach z rapowego świata i próbuję alternatywy ponieważ była bliska mojemu sercu gdy dorastałem. Grałem w różnych zespołach na gitarze, to jest mój główny instrument. Jak to się przekłada na zasięgi? Szczerze – nie wiem, totalnie mnie to nie obchodzi. Cieszę się, że mogę mieszać te światy, bo wydaje mi się, że nadal jest to dzika strefa dla polskich słuchaczy. Chciałbym to normalizować.

Na jakim hip-hopowym wykonawcy wychował się Frank Leen?

Dobre pytanie, jest ich wielu. Na pewno Kendrick Lamar, słuchałem dużo Eminema. A tak beatowo, produkcyjnie to na pewno Young Lean i jego grupa Sad Boys. A z polski to dłuższa historia.

Opowiadaj śmiało!

Grałem w siatkówkę, był tam taki Adrian, który miał telefon Sony Xperia K800i. Ja miałem K750i i stwierdziłem, że ma mega super telefon więc spytałem, czy chciałby się zamienić albo sprzedać. Powiedział żebym dopłacił stówkę i się wymieniliśmy. Wracałem do domu z tym telefonem i na nim był tak: Paluch, Ganja Mafia, Peja… Takie mega klasyczki polskiej sceny rapowej.

Ale nie było Tedego?

Nie, nie było Tedego! Ale lubię Jacka, nie mam nic do tego beefu. Z polskiego rapu później wielu utalentowanych artystów się przewinęło. Zdecydowanie moim ulubionym, chociaż nie inspirował mnie za bardzo, jest Oki. Pokazuje, że da się eksperymentować i nikt nie może go podrobić. Moje brzmienie jest mega oryginalne i to jest rzecz, która nas łączy.

Dzięki za rozmowę!


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Wywiad

Tede przestał pisać, tylko nagrywa. „Odkryłem rap na nowo” – wywiad

Z raperem rozmawiamy m.in. o polityce, Clout MMA, nowej płycie oraz AI.

Opublikowany

 

tede pali papierosa

Mówi się, że muzykę kojarzymy z pewnymi okresami w swoim życiu. Dla wielu fanów premiera od ulubionych artystów jest nawet ważniejsza niż zmieniająca się co roku liczba widniejąca w kalendarzu. Patrząc na ostatnie wydarzenia w rapowej karierze TDF-a można było odnieść wrażenie, że w pewnym sensie jego kalendarz się zatrzymał. Nic bardziej mylnego. 

Wyżej wymieniona teza jaką postawiliśmy przed raperem okazała się zupełnie nietrafiona i zdaje się, że Tede przeżywa drugą młodość nie tylko w mediach. 

– Ja nie napisałem żadnego kawałka po płycie “Hajs, Hajp, Hejt”. Przestałem pisać, tylko nagrywam. Potem spisuje, co nagrałem i nagrywam jeszcze raz. Ta technika nagrywania bez pisania jest świetna, bo od razu masz efekt. (…) I ważna sprawa: bity są od różnych producentów – mówi Tede w rozmowie z Mikołajem Kmiecikiem dla GlamRap.pl.

Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że Tede podkreśla, że skupia się na flow. – Dzielę tekst partiami. Nagrywam flow od razu, wiesz o co chodzi. Jak piszesz tekst to przy końcu szesnastki już zapominasz jak te dwie pierwsze linijki miały wchodzić – wyjaśnia.

Kiedy premiera albumu dowiecie się z poniższej rozmowy. Pozostałe poruszone w niej wątki to m.in.: Kanał Zero, Clout MMA czy imprezowa czystość.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Popularne

Copyright © Łukasz Kazek dla GlamRap.pl 2011-2024.
(Ta strona może używać Cookies, przeglądanie jej to zgoda na ich używanie.)

error: