Wywiad
Look.out: „Wszystko poszło w dziwną, zbyt festyniarską stronę”
Muzyczny powrót do najlepszych produkcji Noona i Ajrona.
Po 3 latach przerwy powraca Look.out. – przyznaje, że niegdyś jego idolami byli Lil Wayne i Young Jeezy. Dziś hołduje polskiej klasyce i nie ukrywa, że zależało mu, aby uzyskać klimat płyt ze starych płyt Pezeta czy Grammatika. Efekt całej rozmowy dotyczącej premierowej EP „Billy Brown” poniżej.
Ostatni projekt wydałeś przeszło 3 lata temu. W międzyczasie były momenty, w których chciałeś odpuścić robienie muzyki?
Zdarzały się chwile przestoju wywołane różnymi życiowymi perypetiami, ale nigdy nie było momentu gdy definitywnie chciałem odpuścić, moja zajawka z nastoletnich czasów przylepiła się do mnie zadziwiająco mocno i mimo upływu lat wciąż sprawia mi radość. Przerwa wynikała raczej z tego, że nie lubię płyt-składanek, chciałbym, by przynajmniej moje miały spójność i określony charakter. Dość często dłubię przy produkcji, ale nie mam 100%-owej skuteczności i to, co można usłyszeć stanowi właściwie mały wycinek mojej twórczości. Nie pomagał fakt, że przez ostatnie 3 lata dość ciężko pracowałem i układałem klocki w życiu prywatnym. Moment, kiedy moja sytuacja się ustabilizowała zbiegł się w czasie z konkretnym pomysłem na nową EPkę. Wtedy sprawy potoczyły się już szybko.
Czym różni się „Billy Brown” od poprzednich dwóch projektów?
Jest najbardziej konkretny, rzeczowy, starałem się nie używać na nim zbędnych słów, co wcześniej wymykało mi się z rąk. Przede wszystkim, niezależnie od tego jak to zabrzmi, tworząc każdą z poprzednich płyt, w tym tę najnowszą, byłem trochę innym człowiekiem. Oddają one to, czym żyłem w poszczególnych latach. „Kraj Miłości” powstawał krótko po moim przyjeździe do Warszawy, byłem wtedy dość pewny siebie i nastawiony na szybkie rozwiązywanie problemów. Los wyśmiał moje cwaniactwo, po krótkim czasie skończyłem mieszkając z moją, wtedy jeszcze dziewczyną, w złych warunkach, przepracowując się za słabe pieniądze. To rodziło wiele kolejnych problemów. Myślę, że po latach największą zaletą tamtej płyty jest to, że autentycznie czuć na niej złość i rozczarowanie z tamtego okresu. „Meandry” były odbiciem od tego nastroju, kiedy przestałem skupiać się na porażkach i zacząłem aktywnie szukać rozwiązań. Czuć to w bitach, w doborze środków, w znacznie luźniejszym podejściu do realizacji. Teraz, na nagranym po paru latach „Billy Brown” mam znacznie większe doświadczenie, dystans i świadomość tego, co chcę powiedzieć. Myślę, że to słychać.
Look.out – bardziej producent czy bardziej raper? W którym fachu czujesz się lepiej?
Producent. Jara mnie to, że mam w tym temacie szeroką perspektywę i cały ocean wiedzy do odkrycia. Widzę się w roli stricte producenta na innym projekcie. Rap to dla mnie od lat środek, by coś powiedzieć – jeśli nie mam nic sensownego do przekazania, nie piszę, nie mając z tym problemu.
„Billy Brown” EP to „muzyczny powrót do najlepszych produkcji Noona i Ajrona.” – odnieś się do tych słów…
Sam nie ująłbym tego w ten sposób, bo pewnie byłoby to z mojej strony skrajną przewózką i dodawaniem sobie splendoru, ale chcę być szczery i uważam, że negowanie tej inspiracji byłoby ściemnianiem prosto w oczy. Jaram się do dziś tamtymi bitami, uważam je za ponadczasowe i chciałem zrobić mały, prywatny hołd dla tamtej twórczości, zachowując odpowiedni dystans i szacunek. Oczywiście jest to inspiracja, zawierająca wiele moich autorskich rozwiązań – na tej samej zasadzie, na jakiej producenci z całego globu adaptowali np. brzmienia z LA, czy obecnie adaptują trap. Ja tym razem sięgnąłem po brzmienie kojarzące się z rodzimym podwórkiem i uważam, że jest to w porządku, o ile mówię o tym na głos.
Czuje się jakbym cofnął się w czasie i słuchał krzyżówki Grammatika i Pezeta. Przy produkcji płyty odświeżałeś ich dyskografię czy powstało to zupełnie naturalnie?
Tak jak wspomniałem – przy robieniu bitów faktycznie dążyłem do uzyskania podobnego klimatu. Zrobiłem to właściwie dla siebie, po prostu brakowało mi obecnie tak brzmiącej płyty i postanowiłem sam ją wyprodukować. Rapowo to jednak w 100% moja jazda. Wypracowałem styl, który okrzepł przez lata i jest dla mnie czymś naturalnym, myślę, że na wielu płaszczyznach odróżniającym się od reszty. Takie było założenie przy tworzeniu „Billy Brown” – puścić oko do pewnej grupy słuchaczy, ale zachować głowę na karku, sprawić, by jednak cały czas to było moje.
Hołdujesz mocno truescholowemu stylowi – klimat, treść, klasyczne produkcje. Myślisz, że to dobry moment żeby puszczać materiały takie jak ten w realiach 2019 roku?
To, jak wyglądają realia 2019 roku było właśnie jednym z bodźców do powstania tego projektu. Nie działałem tak zawsze, dekadę temu, będąc sporo młodszym kolesiem usiłowałem wirażkować, być nowoczesny. Podkręcaliśmy z moim ówczesnym producentem Gridem korbę w czasach, gdy chyba mało kto był na to gotowy – wspominam o tym zresztą na „Billy Brown”. Do pewnego momentu przyklaskiwałem ewolucji rapu, po przesłuchaniu EPki pewnie mało kto by się spodziewał, że Lil Wayne i Young Jeezy to moi niegdysiejsi idole. W pewnym momencie wszystko poszło jednak w dziwną, już zbyt festyniarską stronę. Ja również stopniowo, rok po roku, byłem sprowadzany przez życie na ziemię. Naturalną reakcją obronną na przesyt jest chęć powrotu. Poza tym, mam to szczęście, że nie mam nic do stracenia i nie muszę kalkulować.
Jako osoba, która jest totalnie z boku tego biznesu, jak oceniasz to co się dzieje w rapowym półświatku?
W polskim rapie nastąpiła zmiana warty, młode pokolenie pisze swoje reguły i w sumie ma do tego pełne prawo. Jestem już po 30-stce i kłócąc się z tym faktem brzmiałbym jak stetryczały dziadek krzyczący na chmury. Cytując klasyka: „najbardziej mnie teraz wkurwia u młodzieży to, że już do niej nie należę.” Jednak rap zajarał mnie kiedyś swoją prostotą i tym, że był bezpośredni. W tych szeroko pojętych nowych rzeczach słyszę głównie przerost formy nad treścią. Pewnie będąc nastolatkiem w dzisiejszych czasach zbyłbym to wzruszeniem ramion i poszedł szukać gdzie indziej. Niemniej zmiana to naturalna kolej rzeczy, nie poczuwam się do większej krytyki, zadowalam się tym, że gdzieś na boku wciąż wychodzą rzeczy które mogą mnie zajarać.
Skąd pomysł na wizualizację Epki jednym tak długim teledyskiem? W zasadzie to ciekawe rozwiązanie, które w polskim rapie chyba nie było wcześniej wykorzystane…
Trudno mi w tym momencie przywołać konkretne przykłady z pamięci, ale myślę, że nie jestem na polskim podwórku pierwszy – całkiem zbliżone rozwiązanie było np. przy okazji płyty Mielzky’ego z Patr00. Prasowanie na EPce Kamila Pivota też pewnie można by uznać za coś zbliżonego. Może ja po prostu powtórzyłem to w nieco bardziej rozbudowanej formie? Niezależnie od tego, miałem ułatwione zadanie, bo EPka nie powala długością. Takie wyjście wydało mi się też bardzo sensowne z perspektywy budowania atmosfery. Chciałem, żeby odbiorca „wsiąkł’ w klimat tego projektu, z video o wiele łatwiej było mi sięgnąć po ten efekt. Żeby było jeszcze bardziej spójnie, wszystkie ujęcia kręcone były nocą w obrębie Ursynowa. To taki kolejny smaczek dla odbiorców klasycznych produkcji.
Brak gości spowodowany jest hermetyczną formą projektu?
Dokładnie tak, ze względu na kameralny klimat i osobiste treści nie było tu miejsca na niczyj udział, współpracuję jednak stale ze starymi znajomymi – m.in. Tebeu i Gridem, którzy rzucili jakiś czas temu świetny projekt „Home Run”. W styczniu nakręciliśmy nawet nocny cypher w szerszej ekipie, ale piąty element hip-hopu w postaci obsuwy zadziałał prawidłowo i klip czeka na opublikowanie, podobno już w końcowej fazie.
Gdybyś miał stworzyć wymarzony posse-cut, to kto bym się w nim znalazł?
Wytężając wyobraźnię widzę jakiś abstrakcyjny miks legend, pewnie jako oldskulowiec spełniłbym odwieczne, mokre sny fanów Jaya-Z i dałbym mu się odegrać na Eminemie za Renegade, odmładzając ich wcześniej o paręnaście lat. Wrzucić w to jeszcze Scarface’a i Killer Mike’a … kaboom!
Jakie masz oczekiwania odnośnie albumu? Myślisz, że premiera odbije się szerszym echem w środowisku?
Życie zdążyło nauczyć mnie, by w takich przypadkach jak ten nie budować oczekiwań. Wiem jaka jest wartość mojego projektu, satysfakcję czerpię już z samego faktu, że brzmi dokładnie tak jak sobie wymyśliłem i że doprowadziłem go do końca. Jest wartościowy, poprowadzony bez kompromisów, mogę podpisać się pod nim bez jakiegokolwiek poczucia żenady – to się liczy. Moje poczucie szczęścia nie zależy zbytnio od odbioru, bo buduję je na całkiem innych podstawach. Wiele lat siedzenia w cieniu skutecznie znieczuliło mnie na frekwencyjne porażki. Koniec końców, zawsze wracałem, bo najzwyczajniej w świecie robienie muzyki sprawia mi przyjemność. Myślę, że jeśli przestanę, to wtedy, gdy po prostu nie będę miał nic istotnego do dodania.
Po stylu i charakterze albumu wyczuwam, że szybkie kariery spod znaku one-hit wonder Cię nie interesują?
Moja płyta wymaga skupienia, nie jest nastawiona na szybki efekt, wyjmiesz z niej tym więcej, im więcej jej poświęcisz.
Dzięki za wywiad, do szybkiego usłyszenia na kolejnym projekcie!
Dzięki za rozmowę!
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Wywiad
Rabo: „Wychowali mnie mama, tata i Wojtek Sokół” – wywiad
Rozmawiamy z raperem, który nagrał płytę inspirowaną znanymi bajkami.
W ubiegłą sobotę ukazał się album Rabo „Życie to nie bajka”. To twórca znanego kanału związanego z filmami animowanymi Disneya, Pixara i DreamWorks. Mieliśmy okazję porozmawiać z byłym dziennikarzem programu „Uwaga!” na temat jego projektu.
Polećmy klasykiem na początek – jak zaczęła się Twoja przygoda z rapem?
Cóż… okres, gdy miałem 9 lat i kolega przyniósł do szkoły Grupę Operacyjną pozwolę sobie pominąć (śmiech). Oficjalnie wszystko zaczęło się rok później, gdy ojczym pożyczył mi swoją empetrójkę, bym się nie nudził w autokarze podczas wycieczki szkolnej. Znajdowała się tam „Droga” od Hemp Gru, którą momentalnie się zachwyciłem. Potem już poszło. Ogólnie jestem z pokolenia dzieciaków, dla których rap był jak łyk świeżego powietrza w świecie przepełnionym smogiem. Gdybym na pewnym etapie nastoletniego życia nie usłyszał, że „Damy radę”, to nie wiem, czy bym dał. Gdybym nie podśpiewywał sobie, że „Bierzemy sprawy w swoje ręce” albo że „Każdą porażkę obracam w sukces”, to też pewnie wszystko wyglądałoby inaczej. Nie bez powodu czasem żartuję sobie, że wychowali mnie mama, tata i Wojtek Sokół (śmiech). I coś w tym jest.
A skąd pomysł, by samemu zacząć rapować?
Od zawsze marzyłem, by być częścią tej kultury. Przez wiele lat prowadziłem kanał na YouTube, gdzie opowiadałem o różnych ciekawostkach, szokujących teoriach i absurdach związanych z filmami animowanymi, głównie ze stajni Disneya, Pixara i DreamWorks i gdy przekroczyłem magiczną barierę 100 000 subów, chciałem przygotować dla widzów coś specjalnego. Uznałem wtedy, że to dobra okazja, by zadebiutować i tak powstał utwór „Sto tysięcy powodów”. Odbiór był pozytywny, więc zacząłem doskonalić swój warsztat i dziś, po 5 latach od tamtego wydarzenia, myślę, że rozwinąłem się już na tyle, by przedstawić się szerszemu gronu słuchaczy.
No właśnie, niedawno do sieci trafiła Twoja EPka „Życie to nie bajka”, oparta na ciekawym patencie. Opowiedz o tym.
Od jakiegoś czasu kiełkował mi w głowie pomysł na płytę związaną z tym, czym zajmowałem się na co dzień. W końcu postanowiłem się za to zabrać i efektem tego jest album inspirowany znanymi animacjami, takimi jak „Toy Story”, „Auta” czy „Król Lew”. Bajki te stanowiły jednak jedynie punkt wyjścia do opowiadanych historii, dzięki czemu mogłem zgrabnie połączyć moje osobiste przeżycia z fabułą wspomnianych filmów. Przykładowo w utworze „Simba” opowiedziałem o swojej drodze do sukcesu, która ciągle trwa, niestety (śmiech). Refren oparłem na słynnej frazie Mufasy „Kiedyś to wszystko będzie Twoje”, którą kojarzy niemal każdy, a której, co ciekawe, Mufasa nigdy do Simby nie wypowiedział. Taki bajkowy efekt Mandeli.
Tu, gdzie jestem, konsekwentnie rządzi prawo dżungli
Walczę mężnie, bo lwie serce w mojej piersi dudni
Wygram ze złem, wsparcie wielkie mam od wiernych kumpli
Dzieło zwieńczę happy endem, będą ze mnie dumni!
Zanim jednak zdecydowałeś się wrócić do ksywki Rabo, wydałeś dwie EP-ki pod innym pseudonimem na osobnym kanale, którego prawie nikt nie zna.
I całe szczęście (śmiech). Faktycznie, w 2020 roku postanowiłem wypuścić pierwszą EP-kę, ale czułem podskórnie, że mimo iż teraz wydaje mi się to cudowne, to za parę lat zapewne będę wolał o tym zapomnieć. I faktycznie – dziś, gdy patrzę na swoje poprzednie projekty, na czele z tym starszym, to widzę, jak wiele rzeczy mógłbym zrobić lepiej. Ale cóż – chyba właśnie na tym polega rozwój. Ostatecznie dobrze mi zrobiło te parę lat w takim klasycznym podziemiu – miałem czas, by spokojnie progresować, a jednocześnie mało kto musiał być tego świadkiem (śmiech).
To teraz trochę z innej beczki – jak YouTuber trafia do redakcji Uwagi! TVN?
Faktycznie, jest to historia dość oryginalna. Niecałe 2 lata temu przechodziłem najgorszy okres mojego życia. To było chwilę po wypuszczeniu EPki „To The Ground”, która zresztą odzwierciedla ówczesny stan mojej psychiki. Z przyczyn niezależnych ode mnie, musiałem odejść jakiś czas wcześniej z YouTube’a, co wywróciło moje życie do góry nogami. Moim planem ₿ na życie był wtedy rynek kryptowalut, który jednak dał mi wielką lekcję pokory i plany bycia kryptomilionerem musiałem odłożyć na później. Ostatecznie znalazłem się w sytuacji, w której byłem bezrobotny, samotny i bez perspektyw. Wysłałem CV do wielu firm, by zaczepić się gdziekolwiek. Odpowiedziały mi dwie – jakieś Call Center i… McDonald’s (śmiech). Wybrałem pracę na słuchawce i – jak się potem okazało – ta jedna decyzja odmieniła moje życie.
Dlaczego? I jak to się łączy z pracą dziennikarza?
Już tłumaczę. W wielkim skrócie firma, w której zacząłem pracować, okazała się być jedną wielką kuźnią oszustów i prężnie działającą machiną okradającą starszych i schorowanych ludzi na grube miliony złotych. Gdy tylko zrozumiałem, w czym biorę udział, chciałem się zwolnić, ale ostatecznie tego nie zrobiłem. Uznałem, że więcej zdziałam, jeśli zostanę tam przez pewien czas, przemęczę się i zdobędę jak najwięcej dowodów na to, co tam się wyprawia. Ostatecznie wyszło lepiej, niż przypuszczałem. Odezwałem się do redakcji Uwagi! opisując całą sprawę i dostarczając im materiały. Podjęli temat i wspólnie zrealizowaliśmy 5-częściowy cykl reportaży o tytule „Szatańska Loża VIP”. Efekt był taki, że po pierwsze – złodziejska firma upadła, po drugie – wielu osobom odpowiedzialnym za ten niemoralny proceder postawiono zarzuty, a po trzecie – dostrzeżono we mnie potencjał i zaproszono do redakcji na staż. Reszta jest już historią. Szaloną, jak całe moje życie.
W takim razie gratuluję, dobra robota.
Dzięki. Swoją drogą na mojej najnowszej EP-ce nawiązuję do tych zdarzeń w kawałku „Pinokio”. Utwór ogólnie opowiada o poczuciu wyobcowania wśród rówieśników, o byciu niepasującym elementem układanki, ale także o potrzebie osiągnięcia wielkiego sukcesu, by mój Gepetto był ze mnie dumny i by nigdy mu niczego nie zabrakło. Myślę, że metafora jest zrozumiała dla wszystkich. Za to sama końcówka drugiej zwrotki jest właśnie o wspomnianej chwilę wcześniej historii. Pamiętam, że wszyscy przestrzegali mnie, bym się w to nie pakował, bo może stać mi się krzywda. Ja jednak miałem przekonanie, że w takich sytuacjach należy działać, nie bacząc na konsekwencje. I tak też zrobiłem. Na razie wszystko ze mną w porządku i mam nadzieję, że tak zostanie. A jeśli nie, to przynajmniej pozostanie po mnie muzyka.
Będę bronił starszych oraz kobiet, cóż
Nawet jak przypłacę to niejedną blizną
Nie chcę być prawdziwym chłopcem już
Od kiedy zostałem prawdziwym mężczyzną
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Wywiad
Małpa: „Moja żona ma tatuaż z okładką płyty Łony” – wywiad
W rozmowie z Małpą padają także ksywki Otschodzi i Lil Konona.
Z okazji pojawienia się na rynku winylowej wersji kultowego albumu „Kilka numerów o czymś”, spotkaliśmy się z Małpą z Warszawie, żeby porozmawiać o jego debiucie, który w większości został napisany we Włoszech.
Chociaż Małpa nigdy tego nie ujawniał, nasza redakcyjna koleżanka opowiedziała podczas rozmowy pewną anegdotę związaną z żoną rapera, która posiada tatuaż z Łoną. – Ma kilka rapowych tatuaży – przyznał raper w rozmowie z Luizą Di Felici. Więcej na ten temat w poniższej rozmowie.
Poruszone wątki w wywiadzie:
- „Kilka numerów o czymś” powstało we Włoszech na Erasmusie.
- Czy Małpa inspirował się włoskimi artystami?
- Lil Konon i jego zakola
- Otsochodzi kupuje winyl za 12 tys. zł
- Praca na stacji benzynowej
- Dlaczego Małpa zniknął na 6 lat?
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Wywiad
Feno: „Young Leosia i Bambi to grzeczna muzyka, która trafia do dzieci” – wywiad
Jak i kiedy modli się Edzio, Pikers GOAT, Grande Connection i monetyzacja konfliktów freakfightami.
Nasza rozmowa z Feno to przede wszystkim tematy rapowe. Czy kobiecy rap w Polsce jest dobry? Tutaj raper wspomina o Bambi, Young Leosi i Oliwce Brazil.
– Mamy Young Leosię i Bambi. To są takie najpotężniejsze postacie. To jest taka grzeczna muzyka, która trafia do dzieci. Sanah i Julka Żugaj to ten sam case – mówi Feno w rozmowie z Oskarem Brzostowskim dla GlamRap.pl.
– Mi rap się kojarzy z lekkim sk***ysyństwem. I takiej damskiej postaci jak Cardi B nie ma. No jest Oliwka i ma te skillsy, ale ewidentnie też jakieś problemy wizerunkowe. Żyjemy w post katolickim kraju, w którym nie ma akceptacji na jakieś jechanie w stylu Oliwki Brazil i obciąganie ku**sów – dodaje.
W rozmowie ponadto:
- Feno spotyka dwie małe dziewczynki, które są fankami Bambi
- Co myśli o Grande Connection
- Jak i kiedy modli się Edzio
- Kacper HTA i monetyzacja konfliktu freakfightami
- 10 tys. pomysłów Sebastiana Fabijańskiego
- Pikers to GOAT
- Najbardziej klimatyczny festiwal rapowy
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Wywiad
Mamy dość technicznego rapu? Koro: „Eripe, Tomb czy Golin wyczerpali tę formułę” – wywiad
Koro mówi o Young Leosi, Bambi, Grande Connection, Szpaku, White Widow i Taazym.
Podczas naszej rozmowy z Koro poruszyliśmy ciekawy wątek kalkulacji i warsztatu w polskim rapie. Czy w dzisiejszych czasach odbiorcy nie chcą słuchać już przekminionych wersów czy liczyć podwójnych i potrójnych rymów?
Koro „To nie rap się zmienia”
Jak twierdzi Koro, to nie rap się zmienia. – To raperzy zaczęli robić inny rodzaj muzyki. To nie chodzi o to, że rap się rozwija, bo on ma proste korzenie i prostą definicję, tylko ludzie otwierają się na coraz więcej rzeczy. W każdą stronę ta granica się przesuwa – mówi Koro w rozmowie z Oskarem Brzostowskim dla GlamRap.pl.
Nie chcemy już słuchać rapu dobrego warsztatowo?
W większości wypadków rap odbił w stronę popu, śpiewanych refrenów i autotune’a. Bardzo nieliczni robią jeszcze rap stawiający na technikę.
– Dzisiaj młodzi raperzy nie muszą być dobrzy warsztatowo. Tacy gracze jak Eripe, Tomb, Quebo, Golin i jeszcze mógłbym wymienić parę ksywek, wyczerpali na tyle tę formułę, że ludzie mają dość. Żyjemy w takich czasach TikTokowych i przebodźcowanych, że ta muzyka ma być takim głaskaniem psychiki, żeby się wyluzować, a nie rozkminiać o co chodziło – twierdzi Koro. Czy to dobrze czy źle? Wśród fanów możemy dostrzec dwa główne obozy. Pierwszy, który krytykuje większość rzeczy wychodzących od młodych twórców i drugi, który jest zafascynowany każdym kawałkiem, którego głównym zadaniem jest wpaść w viral i największą rotację.
W poniższej rozmowie poruszyliśmy takie wątki jak: Young Leosia i Bambi nagrywają w szafie, działalność Grande Connection, dissy i beefy się nie kalkulują, konflikt Szpaka i White Widow, Taazy objawieniem freakfightów, co z walką na Fame MMA, a także, kiedy nowa płyta.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Wywiad
Pueblos (Bitwa o Południe): „Żyję z freestyle’u, to moje główne źródło utrzymania” – wywiad
Rozmawiamy z organizatorem Bitwy o Południe.
Wybraliśmy się na BOP9, gdzie mieliśmy zrobić relacje z wydarzenia, ale jak to z freestylem – zamiast relacji przeprowadziliśmy kilka mocnych wywiadów. Na pierwszy ogień rozmowa z Pueblosem – organizatorem Bitwy o Południe.
– Randomowi ludzie boją się BOP-u i boją się wystąpić. Wiedzą, że można się bardzo łatwo zbłaźnić, jak np. wchodzący teraz bez koszulki Syn Młynarza z flagą Kiribati – mówi w rozmowie z Oskarem Brzostowskim dla GlamRap.pl Pueblos.
Organizator Bitwy o Południe ujawnił przed naszymi kamerami m.in., że jako jedna z nielicznych osób, a może nawet jedyna utrzymuje się z organizowania bitew freestyle’owych. – To moje główne źródło utrzymania – przyznaje.
Z Pueblosem porozmawialiśmy m.in. o aktualnej sytuacji BOP-u i WBW i najbardziej przyszłościowych zawodnikach, którzy jeszcze namieszają we freestyle’u.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Tym razem przed naszymi kamerami zasiadł Sarius, z którym w ponad godzinnym wywiadzie poruszyliśmy mnóstwo tematów, także ten jeden z najbardziej grzejących, czyli niesnaski z Żabsonem.
Kilka tygodni temu między Sariusem z Żabsonem doszło do małego konfliktu, który miał zostać nie do końca zrozumiany przez słuchaczy. Sarius zdecydował się szczegółowo opisać, o co chodziło i dlaczego Żabson miał u niego dług.
Ponadto szef Antihype ujawnił, czy żałuje, że sytuacja z Gibbsem lub Deysem tak się potoczyły.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
-
News2 dni temu
Kali o powrocie Quebonafide: „Błagajcie go na kolanach…”
-
News3 dni temu
Ostatni koncert Quebonafide – wyciekła dokładna data
-
teledysk5 dni temu
Oliwka Brazil: „Dziewczyny z branży mają chcice jak zwierzęta”
-
News2 dni temu
Quebonafide: „Sfingowałem swoją muzyczną śmierć”
-
News22 godziny temu
Sokół kłania się Quebonafide
-
News3 dni temu
Zwrotka podziemnego rapera robi furorę 3 lata po premierze
-
News4 dni temu
Bonus RPK: „Na tym mikrofonie Gabi nagrała diss na Chadę”
-
News4 dni temu
Malik płaci za zwrotki? Raper ujawnia, jak pozyskuje topowych raperów