Felieton
ROZKMINA: Może gdyby żyli dzisiaj… (cz.2)

Przeczytaj też część 1.
Jedną z najciekawszych postaci dla literatury, mogących potencjalnie wnieść w świat muzyki rap coś zgoła innego niż większość sceny, byłby Markiz de Sade, Francuski pisarz żyjący w latach 1740-1814. De Sade był libertynem – wyznawcą filozofii życiowej, według której wolność człowieka do zaspokajania własnych, najdzikszych nawet potrzeb stała wysoko ponad prawem oraz moralnością. Pisarz uważał, że dopiero podążanie za swoimi pragnieniami wiedzie do życia w zgodzie z naturą, a tłumienie ich stanowi jej wypaczenie. ”Nie ma powodu, by uważać, że fantazje łoża są bardziej dziwaczne od kulinarnych” – napisał. Markiz de Sade na wskutek życia w zgodzie z wyznawanymi przez siebie poglądami spędził połowę życia w zakładach karnych i dla obłąkanych, oraz dwukrotnie był skazany na karę śmierci, której ledwie udało mu się uniknąć. Udział w licznych orgiach seksualnych stał się dla niego inspiracją do napisania kilku skrajnie pornograficznych powieści, za sprawą których stał się jednym z najpoczytniejszych francuskich autorów w latach 1795-1800; po tym czasie społeczeństwo chcąc zatrzeć wszelkie ślady jego istnienia oraz inspiracji do wiedzenia zbrodniczego trybu życia jakie po sobie pozostawił w formie książek – niszczyło je. Kwintesencją konsekwencji poglądów filozoficznych pisarza stanowi dzieło zatytułowane ”120 Dni Sodomy, Czyli Szkoła Libertynizmu”. Akcja powieści rozgrywa się w umiejscowionym z dala od skupiska ludzi zamku Silling. Czwórka zamożnych libertynów wraz z 42 wybranymi przez siebie wcześniej towarzyszami i towarzyszkami, przez 4 miesiące pogrąża się w odbywaniu wyuzdanych orgii. W zamku obecne sa także cztery prostytutki, z których każda ma obowiązek podzielenia się z libertynami w ciągu miesiąca 150 opowiastkami ze swego fachu. Kiedy któraś z historii wznieca w mężczyznach płomień pożądania – realizują ją oni. Powieść przepełniona jest całą masą makabrycznych, gorszących maksymalnie opisów tortur, podczas których część z uczestników bachanalii umiera w męczarniach. W jednym momencie Sade relacjonuje: ”[Mężczyzna] pierdoli chłopca w dupę hostią, każe się pierdolić w dupę hostią. Na karku chłopca, którego rżnie, znajduje się inna hostia, na którą sra trzeci chłopiec. I tak to trwa, aż on się spuści, wypowiadając straszliwe bluźnierstwa.”. W innym miejscu: ”On prostytuuje swą żonę, córkę i siostrę, chcąc, by zostały wypierdolone w dupę, i ogląda, jak to się odbywa.”. Jeszcze dalej: ”Lubił pierdolić bardzo młode dziewczęta w usta i w dupę. Doskonali to, żywcem wyrywając serce dziewczynie; robi w nim otwór, pierdoli, wkłada serce z powrotem wraz ze swą spermą w środku”. Książka zawiera równie potworne opisy niemalże wszystkich najbardziej perwersyjnych zboczeń – pedofilii, nekrosadyzmu, sadyzmu, masochizmu, nekrofilii, zoofilii, koprofilii (jedzenia odchodów), itd. Sade pisał dzieło przebywając w Bastylii; ukończył je w formie jaka przeszła do historii w listopadzie 1785 roku. Co ciekawe, zostało mu ono odebrane przez jednego z ludzi którzy splądrowali więzienie w lipcu 1789 roku, i pisarz do końca życia przekonany był o tym, że zostało zniszczone. ”120 Dni Sodomy, Czyli Szkoła Libertynizmu” przetrwało jednak, przekazywane z rąk do rąk aż do 1900 roku, kiedy to jego ówczesny posiadacz, seksuolog Iwan Bloch, udostępnił je do przebadania swoim kolegom po fachu. Do dnia dzisiejszego ”120 Dni Sodomy…” nie doczekało się fizycznego wydania bez jakichkolwiek ingerencji cenzury, i pozostaje najbardziej bluźnierczym książkowym dziełem w historii.
Pierwszą z napisanych książek, które de Sade spłodził żeby jak sam mawiał ”odzyskać swoją ideę” po domniemanej stracie ”120 Dni Sodomy…”’, była ”Justyna, Czyli Nieszczęścia Cnoty”. Bohaterka powieści była młoda, cnotliwa dziewczyna imieniem Justyna, która po śmierci swego ojca błąka się po świecie pełnym ludzi pozbawionych zahamowań, padając ich ofiarą, ale do samego końca pozostaje ona wierna ideałowi człowieczeństwa i Bogu. W opowieści przeplatają się ze sobą filozoficzne wywody gloryfikujące zło oraz pornograficzne opisy wstrząsającego, patologicznego seksu z jakim pośrednio bądź bezpośrednio styka się dziewczę. Książka uzupełnia się z innym dziełem autora – ”Julietta, Czyli Powodzenie Występku”, w której przedstawił on losy siostry bohaterki poprzedniej powieści, która to siostra w przeciwieństwie do Justyny, zeszła na drogę występku. De Sade przemawia do psychiki odbiorcy w sposób niezwykle przejmujący; opowiada bowiem o sprawach naszej rzeczywistej natury, seksualności, stawia odważne tezy co do naszego przeznaczenia, negując istnienie Boga i redukując człowieka do zwierzęcego tworu natury, którego nie może czekać nic lepszego od zaspokojenia cielesnych przyjemności. Ciekawostką jest, że seksuolodzy przejęci do głębi opisywanymi przez niego, motywowanymi chucią zbrodniami, określili pochodzącym od jego nazwiska słowem Sadyzm dewiację seksualną, objawiającą się osiąganiem podniecenia seksualnego poprzez zadawanie bólu partnerowi.
Markiz De Sade ma w kulturze hip-hopowej swój częściowy odpowiednik; jest nim Amerykański raper Necro, którego twórczość obfituje w skrajnie hedonistyczne, szowinistyczne teksty, w jakich kobieta redukowana jest do kilku otworów w swoim ciele. Można zaryzykować jednak stwierdzenie, że najbardziej hardcore’owe fragmenty liryki rapera nie są nawet w połowie tak bluźniercze i szokujące, jak pierwsze lepsze passusy z ”120 Dni Sodomy, Czyli Szkoła Libertynizmu” de Sade’go. Aż dziw bierze, że dotychczas za działalność w rapowym podziemiu nie wzięli się podobnej maści zboczeńcy, gloryfikując swoją patologiczną seksualność.
Duński pisarz i poeta, Hans Christian Andersen, zasłynął z licznych bajek dla dzieci, chociaż pisał je niejako przy okazji, większość swojej uwagi poświęcając poezji oraz prozie adresowanym do starszych czytelników. Prawdopodobnie inspirację do rozpoczęcia działalności bajkopisarskiej stanowiły baśniowe opowieści jego babci, którą opiekował się podczas jej przedśmiertnego pobytu w przytułku. Pisarz wydawał swe opowiastki w tomach, których ukazało się kilka; wszystkie cieszyły się dużym powodzeniem. W ciągu kilkudziesięciu lat od publikacji zostały przetłumaczone na 80 języków, na stałe zapisując się do klasyki światowej literatury. Powstało nawet wyróżnienie jego imienia, przysługiwane co roku najwartościowszym twórcom literatury dla dzieci – Medal im. Hansa Christiana Andersena, nazywany pieszczotliwie Małym Noblem. Innym talentem Andersena była gra na pianinie, ale stracił możliwość robienia tego, kiedy przecięto mu błony pomiędzy palcami żeby zwiększyć sztucznie rozstaw palców i umożliwić mu grę na wyższym poziomie. Życie autora naznaczone było cierpieniem – borykał się on z wieloma przeciwnościami losu natury materialnej, chorował na depresje. Wielu problemów przysparzała mu również jego skomplikowana seksualność – był biseksualny. Kto wie, jaką popularność Andersen mógłby zyskać, pisząc bajki w swej ulubionej, rymowanej formie, a potem tworząc z nich piosenki?
Uznany za jednego z najbardziej wartościowych pisarzy XX wieku Irlandczyk Joyce, wydał w 1939 roku – na 2 lata przed śmiercią – dzieło zatytułowane ”Finnegans Wake”, nad którym pracował w pocie czoła przez całych 17 lat. Książka została przez niego napisana niezwykłym językiem – Joyce posłużył się bowiem słowami zaczerpniętymi z wielu języków (w tym Polskiego), oraz neologizmami, tworząc jeden gigantyczny kalambur, którego interpretacja stała się życiowym hobby co poniektórych jego czytelników. Zrozumienie tego arcydzieła literatury, na pierwszy rzut oka wydającego się zaledwie bełkotem szaleńca, plątaniną zdań bez składu i ładu, wymaga olbrzymiej znajomości innych języków oraz bystrości intelektu. Joyce pisze na przykład: ”Czy wyszedł za przykład zgodnie z deognozą tych co psieczuli go spoza muru morza gdzie Rurie, Thoath i Cleaver, trójca silnych swenoharców Orion Orgiastów, Meereschal MacMuhun tenże, Ipse dadden, ile razy ile czynionych ekstremów na poczet naszego co średniego, co każdemu mogłoby się przydarzyć, najbrutniejszy wasz leoman i princenniejszy wojownik naszej archidiakonii, czy może sklepiony z krawków Klio, którym kronikarz kwietności rycerstwa nie się wierzy chybaby mógł sulpić już na nich samoócz, anteżytnych lep z przytomnością, hol człowieczej egzystencji, którzy łączyli się, łączą i odnowy złączą jako Jan, jako Polikarp, oko ja, oko-w-oto świadkowie jaoczni i Paddy Palmer, w czas gdy mnisi sprzedają cis łucznikom albo woda istnienia lawą płynie rybią drogą życia, od dragrody Sary w most swar siebie pod przedbuttstatni śmiech Izaaka, z minnetrwogą jej seplętrza na jęko monolot wewstrętny? Czy to Perrichon i Bastienne czy ciężki Humph i lekka Nan Ricqueracqbrimbillyjicqueyjocqjolicass? Siej mówisz, dullcisamica? A i aa ab ad abu abiad. Babbel man dub na rów łez.”.
”Finnegans Wake” doczekała się Polskiego tłumaczenia dopiero w 2012 roku – 73 lata po pojawieniu się na rynku! Tak duża rozpiętość czasowa może szokować, ale warto odnotować, że dzieło doczekało się dotychczas pełnego przekładu tylko na 8 innych języków. Jego autorem był Krzysztof Bartnicki, któremu wykonanie tej pracy zajęło całą dekadę. Dzieło w Polsce ukazało się pod tytułem ”Finnegranów Tren”. Bartnicki tak wspomina pracę nad tłumaczeniem książki napisanej tak skomplikowanym językiem: „Postęp prac oceniałem nie w stronach, ale w liniach – pięć, sześć na godzinę; znane mi były frustracje, kiedy coś zatrzymywało w linii, jakiś wyjątkowo wredny wynalazek Joyce’a, którego nie mogłem ominąć. Potem musiałem nadrabiać czas, nie jeść obiadu albo nie widzieć się z dziećmi przez cały dzień.”. MC’s – również nasi rodzimi – czasami posuwają się do zabawy słowem – homonimami, łamańcami językowymi, dowcipem słownym – ale żaden z nich nie zbliżył się w swoich poczynaniach w tej materii do poziomu Joyce’a nawet o milimetr. Rapowy numer z tekstem ”Finnegranów Tren’’ przełożonym na rymowany język brzmiałby mocno kontrowersyjnie i dla większości asłuchalnie, jednak niekoniecznie byłby trudniejszy w odbiorze od swojej książkowej wersji. Znalazłby z całą pewnością swoich pasjonatów.
Wszystkich wyżej wymienionych autorów cechuje zupełnie odmienne podejście do literatury, jednak przy zachowaniu skrajnej uczciwości artystycznej i olbrzymiego szacunku dla słowa pisanego, niemalże niespotykanego wśród MC’s. Projekt duetu producenckiego WhiteHouse pt. ”Poeci”, na którym udzieliło się wielu z najlepszych polskich mistrzów ceremonii rapując wiersze, stanowi koronny dowód na to, że w tego typu utworach drzemie olbrzymi muzyczny potencjał który – gdyby wspomniani autorzy żyli w naszych czasach – kto wie, mogliby dostrzec i zechcieć spożytkować. Cóż, możemy sobie tylko wyobrażać, jak prezentowałby się utwór Mickiewicza nagrany we współpracy z Goethe na bicie Mozarta albo Chopina.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Felieton
„Chrupki dla szonów”. Niefortunna nazwa chrupek Bambi? – felieton
Słuchaczom i artystom kojarzy się ona niezbyt dobrze.

Bambi ma swoje chrupki. We wtorek raperka rozpoczęła kampanię reklamową, a sieć od razu wrzuciła jej nowy produkt do niezbyt przyjemnego worka. Wszystko przez nazwę „Bambiszonki”.
Co to jest Bambiszon?
Najpierw powinniśmy sobie zadać podstawowe pytanie o „Bambiszona”. Co to tak właściwie jest? Po przeszukaniu sieci wyłaniają się nam dwa główne znaczenia tego słowa:
- To osoba, która jest początkującym graczem, słaba w grze, lub niedoświadczona.
- „Bambiszon” może być porównywany do niezdarnego, słabego, naiwnego, czy niedojrzałego człowieka.
Bambiszon odnosi się także do ksywki raperki Bambi, która czasami – choć bardzo rzadko i możemy domyślać się dlaczego – korzysta też z pseudonimu „Bambiszon”. Takowy jest m.in. w jej nicku na TikToku – bambi.bambiszon.
Bambiszonki – „chrupki dla szonów”
To właśnie odnosząc się do swojego alternatywnego pseudonimu, Bambi nazwała swoje nowe chrupki „Bambiszonki”. W powyższym kontekście nie wygląda to na zbyt fortunną nazwą, ale uwierzcie, może być jeszcze gorzej.
Drugi człon ksywki raperki „szon”, spopularyzowany przez filmy Patryka Vegi odnosi się do „kurwiszona”, czyli kobiety lekkich obyczajów. To właśnie z tym sporej części osób kojarzą się nowe chrupki Bambi:
„Pani córka to jest Szon
Jaki szon?
Kurwiszon”
„Pani córka to jest Szon
Jaki szon?
Bambiszon” – brzmi ugrzeczniona wersja. Wiele wpisów pod informacją o nowym produkcie raperki, który trafił do Żabek tak właśnie wygląda. Komentujący są naprawdę bezlitośni:

Oska030 o chrupkach raperki
Na temat „Bambiszonków” wypowiedział się także Oska030 z Baba Hassan. Jak widzimy, mu również ich nazwa kojarzy się jednoznacznie:

Innym skojarzeniem, za którym Bambi też raczej nie będzie przepadać jest:
Bambiszonki to pomyślałam od razu o cycach https://t.co/em7USVeWdd
— wikusia♡ (@wisunkusia) May 19, 2025
Nazwa niefortunna, a wręcz zła
Niestety, nazwa nowych chrupek Bambi nie jest zbyt fortunna. Nie udało się w tym przypadku przewidzieć reakcji sieci na „Bambiszonki” przez speców od marketingu. Nie ukrywajmy też, że to produkt skierowany przede wszystkim do dzieci. Oczami wyobraźni widzę już jak wyzywają się one „szonów” albo co gorsza „kurwiszonów” tylko dlatego, że ktoś kupił sobie w Żabce chrupki. Dzieci bywają okropne i to bardzo prawdopodobny scenariusz, skoro starsi w taki sposób robią sobie z tego bekę.
Felieton
Jongmen wykupił boty? Ścigać powinni też jego grafika – felieton
Jongmen poszedł w ślady Sentino.

Jeden z ostatnich swoich numerów, Sentino postanowił wypromować botami, które dodawały randomowe komentarze i tym samym zwiększały zasięg teledysku. Czy na podobny ruch zdecydował się Jongmen?
Kupione łapki w górę u Jongmena?
Ścigany przez polskie służby listem gończym Jongmen, wiedzie luksusowe życie w Dubaju. Co jakiś czas wypuszcza też nowe numery. Tym razem otrzymaliśmy od niego „Tranquillo” z gościnnym udziałem Palucha. Niestety, już chwilę po premierze coś nieładnie pachnie.
Po godzinie od premiery nowy numer Jongmena ma ponad 2 tys. wyświetleń i 3,2 tys. łapek w górę. Wprawdzie licznik Youtube’a czasami nie wyrabia, to taka ilość łapek w tak krótkim czasie budzi duże wątpliwości. Tym bardziej, że premierę od Jongmena możemy porównać z nowym kawałkiem Gurala, który ukazał się w tym samym czasie:
- Jongmen „Tranquillo”: 2.3k. wyświetleń, 3.2k łapek.
- Gural „Totentanz”: 6k wyświetleń, 900 łapek.


Co kierowało Jongmenem, żeby sięgnąć po boty? Możemy tylko przypuszczać, ale głośno myśląc może to wyglądać tak, że pomysłodawca Jongcoinów zaprosił sobie do numeru Palucha, poważnego gracza z mainstreamu i nie mógł sobie pozwolić na to, żeby ten numer przeszedł bez echa lub miał jakieś skromne zasięgi.
PS. Na czas pisania artykułu Paluch nie włączył się w promocję klipu.
Jongmen – mistrz okładek
To nie koniec nowości od Jongmena i będąc dalej przy premierze nowego singla nie mogę przejść obojętnie wobec jego strony graficznej. Przez lata raper raczył nas ponadprzeciętnymi artworkami, które dodawały uroku jego singlom i płytom. Nic w tej kwestii się nie zmieniło. Raper kontynuuje cały czas współpracę z tym samym grafikiem. Wystarczy spojrzeć na okładkę nowego singla, o której nawet trudno powiedzieć, że powstała na kolanie.
Ciekawi mnie proces komunikacyjny między Jongmenem a grafikiem. Mógł on wyglądać tak:
- Jongmen: Ejj, potrzebuję zajebistą okładkę.
- Grafik: Na kiedy?
- Jongmen: Mordo, za minutę premierą.
- Grafik, Luz mordo…

Gandi Ganda „Goronce wersy płonom” ma godnego następcę. A co na to Paluch, który jednak od lat dba o swoją nieskazitelną identyfikację wizualną? Hmm…

Felieton
Bonus RPK nie chce być patusem z ulicy, więc wydaje płytę… „Głos ulicy” 👀 – felieton
Czego nie rozumiesz?

Bonus RPK postanowił zjeść ciastko i mieć ciastko. Jego działalność po wyjściu z więzienia jest pełna absurdów i sprzeczności.
BGU nie chciał trafić za kraty w związku z wyrokiem za handel narkotykami. W jednym momencie wszystkie antysystemowe hasła przez niego głoszone przestały mieć znaczenie i raper zaczął pojawiać się w mainstreamowych mediach, którymi do tej pory gardził. Przekonywał, że jest niewinny, ale oczy kota ze Shreka nie zrobiły wrażenia na organach ścigania.
Odsiedział niepełny wyrok z zasądzonych ponad 5 lat. Zaraz po wyjściu na wolność rozpoczęła się fala braku konsekwencji w jego działalności. Pokazywanie się z „kanapką hajsu”, kiedy chwilę wcześniej żebrało się każdą złotówkę. W tym przypadku fani szybko wyjaśnili flexownika, dając wyraz swojego niezadowolenia i rugając Bonusa na jego własnych profilach społecznościowych.

Chwilę później kolejna wtopa. Próba przyciągnięcia kupujących na preorder płyty poprzez fejkową ilość osób na stronie. Bonus postanowił ściemnić na stronie z preorderem, że zainteresowanie jego płytą jest naprawdę duże. Oczywiście był to fejk i obok przycisku „Kup teraz” był licznik z losowo pojawiającymi się cyframi, a nie z faktyczną liczbą osób, która była zainteresowana zakupem albumu. Może i kłamstewko, ale zawsze kłamstewko.
Janusz Schwertner znany ze swoich lewicowych poglądów, niedawno bronił polityki migracyjnej, a także atakował Grzegorza Brauna. Z drugiej strony Bonus, który kojarzył się zawsze z prawicowymi poglądami. Ulicznik z zasadami. Nie przeszkodziło mu to jednak w nawiązaniu współpracy z lewicowym dziennikarzem, który napisał mu książkę, żeby spieniężyć pobyt za kratami.
Grande Connection nazwał Bonusa, który trenował też jakiś czas temu z Matą (ojciec Marcin Matczak ma powiązania polityczne) – wspólnikiem systemu. Trudno nie odnieść takiego wrażenia po jego ostatnich ruchach, tym bardziej, że chce on oficjalnie zerwać z ulicą – o czym zaczyna opowiadać w wywiadach.

Najnowsze doniesienia od Bonusa są takie, że przeszkadza mu już bycie ulicznikiem.
– Nie chcę już być uważany za jakiegoś Bonusa-patusa, który siedzi w klimatach ulicznych i ma zamkniętą głowę. Jestem ojcem, mam dzieci, które są wychowane w zupełnie innych czasach. Kiedyś raper miał jakieś swoje ramy, poza które nie wychodził. Dzisiaj rap jest wszędzie. Jeżeli ktoś w tych ramach pozostał, to ciężko mu zaakceptować nową rzeczywistość – wyznał w rozmowie z Newonce.
Bonus dorósł, nie chce być uważany za patusa z bramy, bo taki wizerunek przeszkadza nie tylko w życiu prywatnym, ale też w interesach. Marki nie chcą być kojarzone ze złą ulicą, menelami i penerami. Dlatego szef Ciemnej Strefy włączył najzwyczajniej w świecie tryb „family friendly”. Swoja drogą – świetny ruch i szkoda, że tak późno.
Jak zatem łagodnie obejść się z wiernymi fanami, których przez dekady karmiło się prawilną gadką? Nazwać płytę „Głos ulicy”. To nie żart. Bonus z jednej strony odcina się od ulicy w wywiadach, a z drugiej zapowiada nową płytę zatytułowaną „Głos ulicy”. No chyba sezamkowej w tym wypadku.

Patrząc na kandydatów na prezydenta, dostawiłbym w najbliższej debacie jeszcze jeden pulpit, przy którym znalazłby się Pan Oliwier. Jest idealnym przykładem politycznego bełkotu: jedno mówi, drugie robi.
PS. Więzienie resocjalizuje. Przypadek Artysty Kombinatora potwierdza tę tezę, bo z antysystemowca stał się on przykładnym obywatelem, który nie chce być już ulicznikiem, ale jeszcze chociaż jedną nogą tam zostanie, żeby nie odciąć całkiem pępowiny, przez którą mógłby stracić płynność finansową . Człowiek zasad (zobacz).
Felieton
„Sentino przejął majówkę”. Kupionymi wyświetleniami czy botami od komentarzy? – felieton
Scamerski duet postanowił wypromować nowy numer i merch.

Sentino przeżywa drugą młodość, przejmuje majówkę w Polsce – informują rapowe media. Tymczasem to kolejny scam spod szyldu Sentino x Trueman i jego brzydka promocja.
Konflikt Sentino z Truemanem sprzed kilku tygodni był prawdopodobnie tylko sprytnym planem marketingowym dla kilku nagłówków. Chociaż wiemy, jaki jest Sebastian, to przemycanie przez Truemana co chwila informacji o „Casablance”, kiedy są pokłóceni od samego początku źle pachniało. Minęły zaledwie dwa tygodnie, a duet rusza z grubą promocją: nowego numeru, płyty i merchu! W tak krótkim czasie udało się to wszystko zorganizować czy może było to przygotowane już wcześniej? Teraz śmierdzi już tak, jakby w domu zaparkowała ci śmieciarka, a to dalej nie wszystko.
Większość ostatnich numerów Sentino po miesiącu od publikacji ma ok. 150 tys. wyświetleń na Youtube. Nagle pojawia się kawałek „Casablanca”, który otwiera promocję płyty „King Sento 2” i merchu z koszulkami. Po dwóch dniach ma prawie pół miliona odsłon. Dziwne, ale wystarczy spojrzeć do komentarzy, żeby poznać prawdę o tej promocji.

Numer od samego początku jest pompowany przez boty, które piszą także pod nim komentarze dla zwiększenia zasięgu poprzez interakcje. Nie są to tzw. wpisy premium pochodzące z Polski, bo te są kilka razy droższe od tych „turecko-azjatyckich”. To losowe komentarze po angielsku, które co kilka minut pojawiają się masowo pod klipem. Najczęściej powtarzające się to:
- „You just earned a new subscriber”
- „I can t stop smiling watching this”

Sentino jak Skolim?
Idziemy dalej. Za produkcje nowego numeru Sentino odpowiada Crackhouse. Bardzo bliscy współpracownicy Skolima, któremu Young Multi zarzucił niedawno, że kupił sobie karierę milionowymi wyświetleniami pod klipami. Dorzucamy do tego Truemana jako menagera i mamy scamerską drużynę marzeń.

Mimo tego, że nowy numer Sebastiana śmierdzi jak zgniłe jaja, laurka w zaprzyjaźnionych mediach musi się zgadzać:


Przy okazji polecam tekst na temat działalności Sentino i Truemana: Sentino spadł Truemanowi jak z nieba. Uwiarygadnia scamy.

Warszawa, miasto, gdzie to nie hajs był problemem, tylko do której dziwki pojechać na noc. Gdzie nowe perspektywy, przybierając kształt rysunkowych gwiazdek na nocnym niebie, wlewały się falami światła do naszych spojówek.
Było głośne, niespokojne, niebezpieczne, i choć w tamtym momencie wydawało się nam domem, było właściwie miejscem, by oddychać. Oddychać, ale nie tak zwyczajnie… Oddychać smogiem pełnym konopnego dymu i wydychać rap wypełniony marzeniami o luksusie
Pustelnik, poszukujący spokoju, mógłby go tu odnaleźć jedynie pośród gwaru, wśród szumu dostrzegając linie wewnętrznej ciszy oplatającej jego skronie jak bluszcz… Czemu wcześniej nie dostrzegłeś jej zasięgu? Spoglądał w dal!

A jego oczy? Jakby z bólu utkane, jakby z opalu wykute, wykształcone, by móc wyczuć to, co ukryte, jak opuszki niematerialnych palców, delikatnie muskające kształty pokoju, w którym leżała nago…
Ta, była idealna. Zawsze wolał drogie swemu sercu przyjaciółki od tanich dziwek z Mokotowa i proste towarzystwo złodziei z Woli, od lewackiej młodzieży w kolorowych strojach, towarzystwo starych gangsterów — zawsze uważał, że w pewnym sensie to zagrożenie, ale byli też tacy, których szanował. Na ogół trzeba się ich wystrzegać…
Naprawdę… Okradną was, zabiją, zniszczą wam życie — możecie być pewni. No chyba że macie jakieś w sobie to coś… Takie coś specjalnego, co oni też mają, ale nie wszyscy, którzy to mają, muszą być jak oni… Oni to nie my… My to nie oni…
– Kim oni są? – krzyczy policjant przesłuchujący Mahatmę. A ten tylko, uśmiechając się delikatnie, mówi tonem ledwie głośniejszym od szeptu:
– A kim są „Oni”?

Kondukt pogrzebowy, niczym strumień łez, niosąc z prądem kilkadziesiąt pękniętych serc, wlewał się przez bramę cmentarza.
Większa część osób wyszła zaraz po ceremonii — my jednak zostaliśmy.
Żadne z nas nie mogło się pogodzić, że postanowił odejść.
Zostawił po sobie pustkę, którą jak dziura w płucach do dziś dławi czasem mój oddech.
Żaden opis nie jest w stanie wyrazić cierpienia na obliczu jego matki, gdy zamykano trumnę
Ani wyrazu spojrzenia starego bandziora, gdy zrozumiał, że widzi go ostatni raz…
Dzwony zaczęły uderzać miarowo, a wiatr wybrzmiewał smutną pieśń…
Stary grabarz patrzał bez wyrazu na górę ziemi, którą trzeba było przysypać trumnę…
Za kilka dni postawią tam pomnik… Taki z prawdziwego zdarzenia…
Ale dziś wbili krzyż i położyli na nim kwiaty, by osłonić nagi kurchanik przed wzrokiem przechodniów.
Pomyślałem sobie, że chyba nawet kamieniarz nie przewidział takiego obrotu spraw…
Utwór i krótkie wyjaśnienie:
– Utwór dedykuje moim zmarłym przyjaciołom. Chciałem jeszcze raz zobaczyć was takich jak kiedyś, chciałem by wasze imiona nie poszły w zapomnienie, chciałem by to, że tak młodo odeszliście stało się lekcją dla moich słuchaczy. Lekcją, by cenić życie, a w nim to, co najważniejsze, czyli miłość i przyjaźń… Rest in Peace Bracia [*]… – komentuje GSP, publikując utwór „Wars-Sawa”.
-
News2 dni temu
Kara została rozjechana walcem. „Nawinęłaś z Białasem, został ci na brodzie łoniak”
-
News5 dni temu
Zarzuty wobec Peji, że głosował na Trzaskowskiego i jego mocna reakcja
-
News3 dni temu
Bambi oficjalnie ogłosiła: „Bambiszonki dostępne”
-
News2 dni temu
Mei zaatakowała przeciwniczkę Kary: „Którym pontonem przypłynął jej stary”
-
News4 dni temu
Czeka nas historyczne starcie w polskim rap battle?
-
News4 dni temu
Malik ujawnił, co było powodem jego odklejek
-
Felieton2 dni temu
„Chrupki dla szonów”. Niefortunna nazwa chrupek Bambi? – felieton
-
News3 dni temu
Nie żyje Jaosh – raper z Przemyśla