Felieton
Perypetie raperów na TikToku – felieton
Dziwne czasy. Influencerzy z raperami pozamieniali się rolami.

Ekipa na pierwszym miejscu Olisu, Edzio na głównej Tiktoka. Brzmi abstrakcyjnie, ale 2021 właśnie to nam przyniósł. Szczerze wierzę, że druga połowa roku będzie przynajmniej ciut ciekawsza i zamkniemy najbliższą zimę z większym przytupem. Jesteśmy już w końcu na półmetku. Minęło całe sześć miesięcy, a póki co najciekawszymi wątkami okazały się wybryki Sentino (nieprzerwanie hustler roku od 2017), debiut grupy Friza i hip-hopowcy próbujący sił na popularnych platformach społecznościowych. W najbliższych tygodniach spodziewajcie się na naszym portalu szerszego poruszenia każdego z tych wątków. A rozpoczniemy dzisiaj od tej ostatniej kategorii. Przebadamy w tym felietonie najciekawsze perypetie polskich raperów na Tiktoku.
Z Tiktoka do rapgry
Zacznijmy pozytywnie. Okazuje się bowiem, że Tiktok może być świetną platformą do wylansowania swojej twórczości. Ciekawym przykładem będzie tutaj postać Czasina, który to niedawno zasilił szeregi MaxFlo i już za miesiąc pod ich szyldem zadebiutuje na rynku wydawniczym. Raper swój kontent na TT opiera na ciekawostkach dotyczących Hiszpanii, skeczy dotyczących pracy w studio oraz na naśladowaniu flow znanych raperów. Tematyka nieprzypadkowa, bo sam jest osobą o mieszanych korzeniach i ewidentnie posiada wiedzę na temat produkcji muzyki. Czy to wystarczy, aby nagrać numer z Rahimem i Abradabem oraz puścić CD w tejże klasycznej już wytwórni? Najwyraźniej. Czasinowi nie można odmówić oryginalnej stylówki i sporego ładu w muzyce. Gdzieś tam jeszcze chłopak zdaje się poszukiwać własnej drogi w rapie, no ale od czego innego są w końcu debiuty?
Catchup również dał się poznać szerszej publiczności za pomocą TikToka. Dzisiaj to już ważny zawodnik 2020, liczący sobie odtworzenia w milionach na popularnych platformach streamingowych. Dał się on stosunkowo szybko zauważyć poprzez serię filmów, gdzie prześmiewczo podchodził do produkcji muzyki. W minutę „tworzył” utwory, bagatelizując do granic możliwości każdy z etapów powstawania. Doliczmy do tego głupkowatą otoczkę i trafne pomysły na urozmaicenie kontentu – mamy nasz sukces. Co było dalej? Podwójny featuring u Taco na „Jarmarku”, parę świetnych singli i otrzymujemy intrygujący transfer spod skrzydeł Gedza do tajemniczego kolektywu wydawniczego, sygnowanego rokiem covidowym. Poważnie, nie znalazłem lepszego synonimu dla tego labelu.
Można też w drugą stronę, prawda Edzio?
To teraz trochę o tym jak w młodzieżowej aplikacji nie radzą sobie raperzy, jakie żenujące treści tam prezentują oraz w jakim nikłym stopniu ich popularność ma to przełożenie na sam hip-hop. Tak, skupimy się na Edziu. Samozwańczy „najbardziej niedoceniony raper w kraju”, który po beznadziejnie przyjętym albumie (adekwatnie do poziomu) na początku 2020 roku zdawał się powoli zanikać w branży. Kiedy nikt już raczej nie miał co do niego większych nadziei, ten odnalazł zupełnie inną drogę do kariery. Na ten moment, podwójny zdobywca pasa WBW, dumnie idzie po milion na Tiktoku. Jego filmy opierają się na trzech schematach. Podstawą jest freestyle na losowo podane mu trzy słowa, i to właśnie na tym pomyśle się on wybił. Do tego sporadycznie pojawiają się skecze i własne interpretacje trendów z platformy. Wszystkiemu towarzyszy narracja w postaci rapu. No i tutaj zaczynają się problemy. Samo wykonanie jest żenujące. Ewidentny kontent pod najniższą wiekowo grupę docelową. Konsekwencją tego jest fakt, że środowisko nie może ze śmiechu, jak widzi Edzia poniżającego się dla paru wyświetleń. No dobrze, może nie takich paru, a paru milionów.
Edzio natomiast nie odpuszcza kariery rapera. Nadal próbuje. Nadal wychodzi mu to miernie. Parę dni temu wypuścił nawet klip do utworu „Real Slim Edzio”, którego na razie wam tutaj nie wstawię, bo Soul Records postanowiło usunąć ten wybryk. Piąteczka dla was Panowie za to. Nie znam co prawda podstaw prawnych do tego zabiegu, jednak kaleczenie klasycznego numeru Eminema jest dla mnie raczej wystarczającym powodem. Zresztą co mi szkodzi, odpalę sobie na Spotify i pokrótce przeanalizuję.
Pierwszy raper na Tiktoku, cóż to za chwalebny tytuł
Nie pierwszy. Nawet nie jeden z pierwszych. Fakt faktem, że najpopularniejszy, jednak nadal daleko mu do pionierów tej platformy na tle reszty hip-hopowej sceny.
A raperzy to fighterzy, se w klatce po gębie dają
Wszyscy się wszędzie pchają, gdzie jest siano, wiecznie mało
A jak raper na Tiktoka wbił to nagle wielkie halo
Edzio nie zrozumiał, a może tylko tak udaje, bo mu wtedy łatwiej? Nikt naprawdę nie ma problemu z pokazywaniem twarzy na Tiktoku. Udowadniają to poprzedzające przykłady Czasina i Catchupa, a zaraz podbiją kolejne. Problem w przykrym i infantylnym kontencie, który zmusza freestyle’owca do poniżania się dla uciechy uczniów szkoły podstawowej.
Raperzy na hejcie na mnie chcą zasięgi swe odnowić
Z taką różnicą, że poza Tiktokiem to Edzio nie masz zasięgów. Twój YouTube leży i kwiczy pod względem wyświetleń, reszta social mediów podobnie. Trzydzieści tysięcy słuchaczy na Spotify to mają również randomowe grajki z podziemia, których jedynie koledzy kojarzą z ksywki. Nawet na GlamRapie nie podbijasz listy popularnych newsów. Poza jednym utworem to sława freestyle’owca na młodzieżowej aplikacji zupełnie nie przeniosła się na samą muzykę.
Jak Slim Shady ja mam ten styl bejbi
Faktycznie, Edzio ma swój styl. Ten sam mierny od lat. Chłop brzmi dzisiaj identycznie jak w 2016 roku. Poważnie, na wspólnej płycie z Filipkiem miał on solowy utwór “Hate”. Nic się od tamtej pory nie zmieniło u niego warsztatowo, a co dopiero brzmieniowo. Nadal na rymach czasownikowych lub prostych, nadal pisząc dwu wersami całe zwrotki, żeby nagrać je kwadratowo. Szczerze, to nawet przykry jest ten brak progressu na przestrzeni ostatnich 5 lat. Myślałem, że to potrafią tylko uliczni raperzy. Kontynuowanie tego akapitu, to byłoby już jakieś dążenie do lirycznego znęcania się nad Edziem, więc przejdźmy do kolejnych przykładów.
“Chillwagon tańczy crip walk, tańczy, tańczę, nie nagrywam TikTok”
Trio OIO podobnie jak kolektyw Żabsona – Internaziomale, obrało prostszą formułę. Na ich profilach zobaczycie urywki z koncertów, filmiki jak tańczą do własnych utworów albo po prostu głupkowate nagrania. Patrząc po zasięgach, odbiorcy TikToka to kupują. Z drugiej też strony nie ma wstydu przed branżą i własnym odbiciem w lustrze. Szczególnie ciekawym aspektem są właśnie choreografie. To właśnie dzięki nim można nie tylko zbudować zainteresowanie wokół danego numeru, ale również konsekwentnie przedłużać jego żywotność na szczycie popularności. Świetnie odzwierciedlają to ‘Szklanki” Leosi, „Ulala” Żabsona, „Worki w tłum” od OIO, a nawet diamentowy singiel Ekipy „3KIPA”. No i nie ma nic w tym złego. Taniec zawsze był elementem hip-hopu.
Są też tacy raperzy co nie do końca wydają się jeszcze rozumieć konwencję Tiktoka. Jednak, żeby utrzymać się na topie w tym biznesie, gdzie statystyczny odbiorca nie jest nawet pełnoletni, trzeba trzymać się trendów. Tak jak wczoraj hip-hopowcy musieli przesiąść się z Facebooka na Instagrama, tak dzisiaj muszą zainstalować aplikację z dwoma T. Środowisko zaczyna powoli przyswajać ten fakt. W tym persony pokroju potężnego włodarza Biura Ochrony Rapu. Tak, nawet Paluch pomimo opornych początków, gdzie raczej alkoholu nie brakowało, zaczął się wyrabiać. Influencer Marketing pełną parą w polskim hip-hopie. Kto by pomyślał. Zresztą, nawet nasz portal posiada konto na TikToku. Szczególnie polecam czytelnikom stęsknionym za działem Bekowo.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Felieton
„Sentino przejął majówkę”. Kupionymi wyświetleniami czy botami od komentarzy? – felieton
Scamerski duet postanowił wypromować nowy numer i merch.

Sentino przeżywa drugą młodość, przejmuje majówkę w Polsce – informują rapowe media. Tymczasem to kolejny scam spod szyldu Sentino x Trueman i jego brzydka promocja.
Konflikt Sentino z Truemanem sprzed kilku tygodni był prawdopodobnie tylko sprytnym planem marketingowym dla kilku nagłówków. Chociaż wiemy, jaki jest Sebastian, to przemycanie przez Truemana co chwila informacji o „Casablance”, kiedy są pokłóceni od samego początku źle pachniało. Minęły zaledwie dwa tygodnie, a duet rusza z grubą promocją: nowego numeru, płyty i merchu! W tak krótkim czasie udało się to wszystko zorganizować czy może było to przygotowane już wcześniej? Teraz śmierdzi już tak, jakby w domu zaparkowała ci śmieciarka, a to dalej nie wszystko.
Większość ostatnich numerów Sentino po miesiącu od publikacji ma ok. 150 tys. wyświetleń na Youtube. Nagle pojawia się kawałek „Casablanca”, który otwiera promocję płyty „King Sento 2” i merchu z koszulkami. Po dwóch dniach ma prawie pół miliona odsłon. Dziwne, ale wystarczy spojrzeć do komentarzy, żeby poznać prawdę o tej promocji.

Numer od samego początku jest pompowany przez boty, które piszą także pod nim komentarze dla zwiększenia zasięgu poprzez interakcje. Nie są to tzw. wpisy premium pochodzące z Polski, bo te są kilka razy droższe od tych „turecko-azjatyckich”. To losowe komentarze po angielsku, które co kilka minut pojawiają się masowo pod klipem. Najczęściej powtarzające się to:
- „You just earned a new subscriber”
- „I can t stop smiling watching this”

Sentino jak Skolim?
Idziemy dalej. Za produkcje nowego numeru Sentino odpowiada Crackhouse. Bardzo bliscy współpracownicy Skolima, któremu Young Multi zarzucił niedawno, że kupił sobie karierę milionowymi wyświetleniami pod klipami. Dorzucamy do tego Truemana jako menagera i mamy scamerską drużynę marzeń.

Mimo tego, że nowy numer Sebastiana śmierdzi jak zgniłe jaja, laurka w zaprzyjaźnionych mediach musi się zgadzać:


Przy okazji polecam tekst na temat działalności Sentino i Truemana: Sentino spadł Truemanowi jak z nieba. Uwiarygadnia scamy.

Warszawa, miasto, gdzie to nie hajs był problemem, tylko do której dziwki pojechać na noc. Gdzie nowe perspektywy, przybierając kształt rysunkowych gwiazdek na nocnym niebie, wlewały się falami światła do naszych spojówek.
Było głośne, niespokojne, niebezpieczne, i choć w tamtym momencie wydawało się nam domem, było właściwie miejscem, by oddychać. Oddychać, ale nie tak zwyczajnie… Oddychać smogiem pełnym konopnego dymu i wydychać rap wypełniony marzeniami o luksusie
Pustelnik, poszukujący spokoju, mógłby go tu odnaleźć jedynie pośród gwaru, wśród szumu dostrzegając linie wewnętrznej ciszy oplatającej jego skronie jak bluszcz… Czemu wcześniej nie dostrzegłeś jej zasięgu? Spoglądał w dal!

A jego oczy? Jakby z bólu utkane, jakby z opalu wykute, wykształcone, by móc wyczuć to, co ukryte, jak opuszki niematerialnych palców, delikatnie muskające kształty pokoju, w którym leżała nago…
Ta, była idealna. Zawsze wolał drogie swemu sercu przyjaciółki od tanich dziwek z Mokotowa i proste towarzystwo złodziei z Woli, od lewackiej młodzieży w kolorowych strojach, towarzystwo starych gangsterów — zawsze uważał, że w pewnym sensie to zagrożenie, ale byli też tacy, których szanował. Na ogół trzeba się ich wystrzegać…
Naprawdę… Okradną was, zabiją, zniszczą wam życie — możecie być pewni. No chyba że macie jakieś w sobie to coś… Takie coś specjalnego, co oni też mają, ale nie wszyscy, którzy to mają, muszą być jak oni… Oni to nie my… My to nie oni…
– Kim oni są? – krzyczy policjant przesłuchujący Mahatmę. A ten tylko, uśmiechając się delikatnie, mówi tonem ledwie głośniejszym od szeptu:
– A kim są „Oni”?

Kondukt pogrzebowy, niczym strumień łez, niosąc z prądem kilkadziesiąt pękniętych serc, wlewał się przez bramę cmentarza.
Większa część osób wyszła zaraz po ceremonii — my jednak zostaliśmy.
Żadne z nas nie mogło się pogodzić, że postanowił odejść.
Zostawił po sobie pustkę, którą jak dziura w płucach do dziś dławi czasem mój oddech.
Żaden opis nie jest w stanie wyrazić cierpienia na obliczu jego matki, gdy zamykano trumnę
Ani wyrazu spojrzenia starego bandziora, gdy zrozumiał, że widzi go ostatni raz…
Dzwony zaczęły uderzać miarowo, a wiatr wybrzmiewał smutną pieśń…
Stary grabarz patrzał bez wyrazu na górę ziemi, którą trzeba było przysypać trumnę…
Za kilka dni postawią tam pomnik… Taki z prawdziwego zdarzenia…
Ale dziś wbili krzyż i położyli na nim kwiaty, by osłonić nagi kurchanik przed wzrokiem przechodniów.
Pomyślałem sobie, że chyba nawet kamieniarz nie przewidział takiego obrotu spraw…
Utwór i krótkie wyjaśnienie:
– Utwór dedykuje moim zmarłym przyjaciołom. Chciałem jeszcze raz zobaczyć was takich jak kiedyś, chciałem by wasze imiona nie poszły w zapomnienie, chciałem by to, że tak młodo odeszliście stało się lekcją dla moich słuchaczy. Lekcją, by cenić życie, a w nim to, co najważniejsze, czyli miłość i przyjaźń… Rest in Peace Bracia [*]… – komentuje GSP, publikując utwór „Wars-Sawa”.
Felieton
Tede i Young Leosia – kolaboracja, która się nie udała?
„Najlepiej brzmi wyciszone” – brzmi jeden z wielu krytycznych komentarzy.

Tede postanowił na nową płytę „Vox Veritatis” zaprosić same kobiety, wśród których usłyszymy Bambi, Modelki i Young Leosię. Singiel z tą ostatnią ukazał się kilka dni temu i już możemy go podsumować, a właściwie zrobili to słuchacze.
Zarzuty w stronę Tedego i Young Leosi
Zazwyczaj, gdzie się nie pojawi Young Leosia, tam mamy murowany hit z repeat value. Niestety, nie w tym przypadku. Po trzech dniach kawałek z Tede „Więcej miejsca” ma skromne jak na taki duet niecałe 50 tys. wyświetleń klipu. Wynik kiepski i trzeba to otwarcie przyznać. Widać to też po odbiorze: 2 tys. łapek w górę i 400 w dół daje pogląd na to, że coś jest na rzeczy. Po wejściu w komentarze już jest wszystko jasne.
Słuchacze zarzucają Tedemu i Leosi, że nie wykorzystali potencjału współpracy. Numer nie buja tak jak powinien, trudno jest cokolwiek zrozumieć. Pojawiają też wątpliwości co do dobrze zrealizowanego numeru pod względem technicznym, w szczególności do mixu. Teledysk także się większości nie spodobał.

Krytyka w kierunku „Możesz więcej” Tedego i Leosi
Oto kilka najczęściej lajkowanych komentarzy pod wspólnym singlem Tedego i Sary. Duet raczej nie będzie z nich zadowolony:
- Szczerze, ale to jest chu**we, klip to już żenada całkowita.
- Stary chłop i nie potrafi nagrać ani jednego kawałka bez wspomnienia o wyimaginowanych hejterach. Rent free.
- Najlepiej brzmi wyciszone.
- Szkoda zmarnowanego potencjału na kolabo, jakoś bez wyrazu ten kawałek. Taki po prostu poprawny. Bit też nudny. Z sentymentu włączyłem sobie „Szpanpan” dla porównania i realizacyjnie, dykcyjnie, tekstowo, bitowo – przepaść.
- Mimo najszczerszych chęci, niewiele rozumiem z części Tedego. Mix w tym kawałku oraz w TSTMF położony. Zapowiada się interesujący album z nawet niezłym replay value, ale niestety niedopracowany technicznie.
- nie rozumiem ani jednego słowa z tego utworu poza refrenem
- Kawałek na max dwa przesłuchania. Tedzik top1 dla mnie ale niektóre jego ostatnie kawałki to wielkie iks de.
Propsów jest niewiele
Pozytywnych wpisów na temat kawałka jest niewiele i są to raczej pojedyncze pozycje, które nie cieszą się zbyt dużą popularnością:
- Ale ta różnica w skillach to jest przepaść.
- Tede xYL jest Moc. banger. banger.
- Moja ulubiona piosenka musi być hitem.
- Super. zajebiste. Mam nadzieję, że kiedyś spotkam TDF-a jeden z ”NIELICZNYCH” Polskich Raperów, których na co dzień słucham.
Z Bambi poszło lepiej, ale też bez fajerwerków
Niedawno sporych echem odbiło się przekazanie przez Tedego „dziedzictwa melanżu” Bambi, czego efektem było nagranie przez tę dwójkę remixu kultowego numeru „Drin za drinem”. Ta wiadomość poszła szeroko w środowisku i spolaryzowała słuchaczy. Kiedy później ukazał się już wspomniany kawałek na kanale Baila Ella, nie wykręcił on jednak spektakularnych liczb. Ponownie obyło się bez viralowości, chociaż potencjał był duży.
Jak zauważył ktoś w komentarzach, to sympatyczne, że nowe pokolenie słuchaczy będzie bawiło się pod ten sam bit, co wiele pokoleń wstecz. Brakuje jednak tych szczytów list przebojów.


Od premiery najnowszej płyty Dwóch Sławów minęły już dwa miesiące. Zdążyłam się z nią solidnie osłuchać i dowiedzieć, co dobrze by było opisać. Opinie o projekcie – wprost mówiąc – nie są najlepsze, co duet wziął już na klatę. Moje zdanie jest jednak nieco inne więc zapraszam na łyżkę miodu w beczce dziegciu.
Kryzys wieku średniego?
Zacznę prosto z mostu – uwielbiam ten duet. Na ich wielowymiarowe metafory trzeba kupić drukarkę 3D. Zabawa słowem, luz i humor to cechy, które niewątpliwie muszę im przypisać i wcale nie muszą nikogo do tego przekonywać. Ale, co w sytuacji, gdy masz za sobą dziesięć lat punchline’ów, wszechobecnej beki i hashtagów, a fani czekają? Jasne, możesz zrobić kolejny taki sam album, który i tak nie ma podjazdu do debiutu. Stąd najnowszy projekt Astka i Rada jest totalnie zrozumiały – dajmy im działać i się rozwijać. Kryzys wieku średniego i te sprawy.
Zabawa formą
A tak serio – spodziewaliście się kiedyś, że łódzki duet mógłby zagrać swoje numery na imprezie Świętego Bassu albo zrobi manifest polityczny, który będziecie podśpiewywać pod prysznicem? Chcecie starych Sławów – włączcie „Ludzi Sztosów”, proste. I oczywiście – jak większość z Was – analizowałam ten album na Genusie, łapiąc się za głowę po wytłumaczeniu kolejnego wersu. Jednak… to było dekadę temu. Nikogo zatem nie powinno dziwić, że przyszedł u panów czas na zabawę formą, poniekąd wyniesioną z projektu club2020.
Najwyżej będzie stójka lub parter
Czy „Dobrze by było” jest krążkiem bez treści? Złośliwi powiedzieliby, że tak. Ale obiektywnie patrząc – numery „Myślałem, że będzie gorzej” czy wcześniej wspomniany bez nazwy „To nie jest kraj dla kabrioletów”, mają to, co tygryski lubią najbardziej. Jest więcej śpiewów, autotune’ów i wtyczek niż kiedykolwiek. I dobrze by było trochę odpuścić, wychillować i zaakceptować ten wytwór, spięty słuchaczu. A, że krążek buja i na żywo miałam okazję sama się przekonać na trasie – a jakże! – „Dobrze by było Tour”. Już 4 kwietnia w ich mothership (czytaj w Łodzi) zagrają finałowy koncert więc jeśli w domowym zaciszu denerwują Cię te chłopy, daj im szansę. Najwyżej będzie stójka lub parter.
Felieton
Drugi koncert Quebonafide na Narodowym. Czy to jawne oszustwo? – felieton
Na pewno zachowanie nie po koleżeńsku.

Organizacja pożegnalnego koncertu Quebonafide przypomina zabawę w kotka i myszkę. Na pewno jest brakiem poszanowania dla słuchaczy, którzy kupili bilet i właśnie się dowiedzieli, że ostatni koncert rapera będzie miał kilka dat.
Wyobraźmy sobie sytuację, że kupujemy limitowaną płytę artysty za 200 zł, który deklaruje, że nakład tysiąca sztuk nie będzie nigdy wznawiany. Tymczasem zamiast cieszyć się z „białego kruka” w domu dowiadujemy się jeszcze w dniu zakupu, że z powodu dużego zainteresowania płytą postanowiono dotłoczyć drugi tysiąc egzemplarzy. Podobne do tej sytuacje już się zdarzały, ale płyty były dotłaczane po kilku latach. Tym niemniej, mamy tu do czynienia ze złamaniem umowy między artystą a słuchaczem, czyli ze zwykłym oszustwem.
Pierwszy, drugi… i trzeci – „ostatni koncert” Quebonafide
Podobnie jest z koncertem Quebonafide. W przeciągu bardzo krótkiego czasu, słuchacze mogą czuć się oszukani i to aż dwukrotnie. Za pierwszym razem, kiedy „Ostatni koncert Quebonafide” miał się odbyć online. Po kilku tygodniach, kiedy wykupiono bilety na wydarzenie, dowiedzieliśmy się, że wcale nie będzie to ostatni koncert, bo ostatni odbędzie się dzień później na PGE Narodowym. Kombinacje alpejskie, przesuwanie startu sprzedaży zakupu biletu to temat na zupełnie oddzielny wątek, ale to co się dzisiaj wydarzyło i jak zostały potraktowane osoby, które kupiły bilety na wydarzenie online powinno skończyć się co najmniej bojkotem ze strony odbiorców.
To jednak nie koniec kpin ze słuchaczy.

Oszustwo na drugi koncert?
W czwartek, w zaledwie parę godzin bilety na ostatni koncert Quebonafide na Narodowym zostały wyprzedane. Jeżeli ktoś miał szczęście, to po kilku godzinach walki z systemem bileterii i zacinającej się stronie kupił bilety. To nic, że będzie siedział gdzieś za przysłowiowym filarem, w ósmym rzędzie z daleka od sceny. Miał świadomość i satysfakcję, że warto było się pomęczyć, bo miało to być jedyne takie wydarzenie – unikalne, tak przynajmniej go zapewniano. Więc zamiast wcisnąć „Esc” postanowił wziąć nawet to najsłabsze miejsce, bo będzie częścią historii. Nic bardziej mylnego.
Po kilku godzinach ogłoszono, że „ostatni koncert” Quebonafide będzie miał jeszcze jedną datę. Dzień wcześniej raper zagra jeszcze jeden koncert. Dzień wcześniej! Przecież to brzmi jak absurd. Tuż po zakupie biletu, zmieniane są zasady gry i umowy między raperem a słuchaczem. Wygląda to jak celowe działanie i wprowadzenie kupującego bilety w błąd. Który koncert więc będzie tym ostatnim. Ten 27 czy 28 czerwca?
Quebonafide z ostatniego koncertu robi sobie trasę koncertową, choć przy zakupie biletu z nikim się na to nie umawiał. Ba, sugerował unikalne i jedyne tego typu wydarzenie. Tymczasem osoby, które walczyły dzisiaj o bilety będą musiały pocieszyć się zmęczonym artystą po występie dzień wcześniej i zleakowanym koncertem na TikToku.



-
News5 dni temu
Śmierć Joki. Fani od miesiąca wiedzieli, że z raperem jest źle
-
News5 dni temu
Rapowa scena płacze. Pezet, Słoń, Włodi, Peja czy Pih żegnają śp. brata Jokę
-
News16 godzin temu
Współpracownik DJ Hazela ujawnia: strzelił sobie w głowę
-
News2 dni temu
DJ Hazel nie żyje – legendarny polski artysta
-
News3 dni temu
Sushi z Krakowa promuje się na śmierci Joki. Skandaliczna reklama
-
News4 dni temu
Arek Tańcula, który zdissował Tedego, ujawnił swoje zarobki z muzyki
-
News3 dni temu
Open’er wraca do TVP po 15 latach
-
News4 dni temu
Suja pokazał problemy z zębami. Powinien pilnie iść do dentysty?