Felieton
Taśmy RRX. Co na nich jest i komu mogą zaszkodzić? |FELIETON
– Kiedyś potrafiłem z Tede wąchać przez osiem miesięcy codziennie koks, palić jointy i pić wódkę za płytę "Nastukafszy".
Dyskusja na temat szalonych czasów RRX'u powraca co kilka lat jak bumerang, tym razem jednak jest to powrót w kontekście realnej możliwości publikacji archiwalnych nagrań z czasów, kiedy dzisiejsza czołówka polskich raperów przesiadywała razem w kultowym studiu Schron. Czy takie materiały mają jednak realną szansę komuś zaszkodzić, a jak tak, to komu?
Okrzyknięte terminem "szalonych czasów RRX'u" – tak o tamtych latach wypowiada się m.in. Krzysztof Kozak nie miały nic wspólnego z tym, co obserwujemy dzisiaj. Mało kto myślał na początku lat 90-tych o podpisywaniu umów, choć i to się czasem zdarzało. Wszystko raczej było dogadywane na tzw. gębę, mimo, że w grę wchodziły duże pieniądze, które często były głównym powodem do konfliktów.
Początkiem końca wielkiej rodziny Kozanostry – tak często o Krzysztofie Kozaku wypowiadali się jego podopieczeni, którzy swojego wydawcę traktowali bardziej jako kumpla niż szefa, był początek lat dwutysięcznych. Z Desantu zaczęło odchodzić coraz więcej artystów. Warto też przypomnieć kto tworzył tę rodzinę, a byli to: Born Juices, Slums Attack, Tede, Pih, Wzgórze Ya-Pa 3, V.E.T.O. czy DJ 600V. Tak tamte wydarzenia relacjonuje sam Krzysztof Kozak w rozmowie z magazynem Klan w 2003 roku. – Tamtego roku zapłaciłem wykonawcom łącznie dwa i pól miliarda złotych, oczywiście na stare (250 tys. nowych zł – przyp. red.). Znajdź kogoś, kto zapłacil tyle wykonawcom. Tede dostał osiemset baniek za płytę, Volt dostal pięćset. Człowieku, były takie pieniądze wypłacone w zeszłym roku, że sie w głowie nie miesci. A Tede odchodzi ode mnie, zachował się tak, jak się zachował. Wszystko to skupilo się wtedy, kiedy miałem ten wypadek. Z wielu kolesi, którzy byli przy mnie, kiedy miałem hajs i stawiałem dragi i wódkę, wyklarowała się mała grupka, która jest ze mną do tej pory. Wiesz, są tacy, co tylko na hajs patrzą, a przyjaciół poznaje się w biedzie. Reszta to jakieś pogłoski, zawsze są różne ploty. Gdyby nie było plotek, to ludzie by nie mieli o czym gadać. Jak największe kurwy, którzy łapią jednym uchem, a puszczają dalej. Kiedyś powiedziałem, jak chcesz sprawdzić, jak trzymają wszyscy język za zębami, to puść w obieg wkrętkę i zobaczysz, co się będzie działo.
Jeszcze wtedy Kozanostra nie wiedział, że to jest już koniec i za rok jego legendarna wytwórnia zakończy działalność. Po odejściu Tedego, Kozak miał jednak jeszcze w rękawie Piha, jednak okres zapaści na rynku muzycznym nie pozwolił mu się już podnieść z kolan. – To jest ostry hardcore, on jest moim czarnym koniem, terrorystą, który zawsze będzie miał i osiągał to co chce, po prostu niszczy wszystko – mówił Kozak w tym samym wywiadzie. – Ja sobie poradzę, mam paru takich typów, którzy mogą być tak samo dobrzy. Mam dobrą rękę do takich rzeczy. Za co się łapię to jest sukces, może oprócz Gana, ale zawsze się zdarza jakiś niewypał. Ale jak widzę jakiś potencjal u kogoś, to potrafię go rozwinąć. Zawsze, mimo że moje nośniki mają gorszą promocję. Teraz jest gorszy okres, przyszedł krach gospodarczy i nie ma już tyle szmalu, to wszystko. Kiedyś potrafiłem z Tede wąchać przez osiem miesięcy codziennie koks, palić jointy i pić wódkę za płytę "Nastukafszy". Przepierdolilem wtedy sume porównywalną do wartosci kawalerki w Warszawie. Teraz szanuję każdą złotówkę.

Uderz w stół…
Historie związane z wytwórnią RRX urosły już do rangi legendy, ale często mówi się o nich jako o "szalonych czasach RRX'u", czego dowodem są niektóre przecieki archiwalnych materiałów do sieci na przestrzeni ostatnich lat. Temat tym razem powrócił jednak za sprawą Tedego, byłego podopiecznego Kozaka, który w Desancie wydał album "Nastukafszy…" i "S.P.O.R.T.". Warszawiak karmi nas od kilku dni zdjęciami i fragmentami nagrań sprzed dwóch dekad, jednak okazuje się, że tego typu materiały posiadają także inni artyści.
Tede pochwalił się w mediach społecznościowych, że posiada "taśmy prawdy RRX'u". – Wiele wskazuje na to, że to ja mam te sławne taśmy RRX'u. Pozdrawiam zainteresowanych – poinformował raper i opublikował kilka fragmentów ze swojej kolekcji.
Kozanostra, który miał okazję kilka tygodni wcześniej spotkać się z TDF'em na jednym z koncertów w bardzo przyjaznej atmosferze, od razu skomentował te rewelacje i bez żadnego przejęcia ujawnił, że podobne materiały są również w rękach Wojtasa ze Wzgórza Yapa 3. Gdyby tego było mało, do dyskusji dołączył Maupa Praga Północ ogłaszając, że również i on jest w posiadaniu starych nagrań, na których możemy zobaczyć podobno bawiących się razem Tedego, Borixona i Kozaka w sylwestra. Póki co opublikował on jedynie fragment, w którym KNT stwierdza, że wydaje płytę WSP na złość Sokołowi i Vieniowi.

Co jest na taśmach?
Sypiący się koks, hektolitry wódki, trawka i akcje, których nie powstydziłby się Popek ze swoim Gangiem. W 2013 roku, szef RRX'u rozpoczął publikację swoich archiwalnych materiałów pod cyklem "Z Archiwum RRX". W kilkudziesięciu minutowych odcinkach mogliśmy zobaczyć jak w RRX'ie rodzą się rapowe diamenty m.in. Pih, Chada i Borixon. W sumie opublikowano cztery odcinki "kolumbijskiej sagi" i chociaż były to materiały mocno ciekawe, próżno było na nich szukać odjazdowych i szalonych akcji, o których tak wiele się mówiło.
Mówił o nich m.in. Pih w poniższym nagraniu, popijający wódkę z gwinta. – Może powiemy nasz epizod jak w sześciu zapinaliśmy kurwę – mówi do Kozaka białostocki gracz. Te słowa Piha cytowane są do dzisiaj, zresztą jak pokazują późniejsze wydarzenia, dorobił się on jeszcze wielu podobnych kultowych wypowiedzi.
Co zatem może znajdować się na taśmach RRX'u? Głos ponownie oddajemy Kozakowi. – Nie biorąc narkotyków przez sześć miesięcy mam w ogóle inną jazdę na wszystko. Czasem patrzę na ludzi dookoła i myślę, co wy kurwa robicie? Ale nie żałuję tego, co było, bo przeżylem tyle historii, że niejeden film o tym będzie. Wszystkie te hardcore'owe akcje, z policją, z dziwkami, z innymi rzeczami. Borixon śpiewał o takiej akcji w "Białym gońcu" z Wkurwionych bitów, wyciągaliśmy ich wtedy z aresztu z Krakowa, rozbili wtedy samochód, przyjebali w stację gazową. Po pijaku było tyle wycieczek samochodowych, że to się musiało źle skończyc. Teraz zabieram kluczyki Zajce, jak wypije za dużo. Nie żałuje nic, co w życiu robiłem, ale teraz mogę na to patrzeć z innej perspektywy, robić to lepiej.
Nie zaszkodzą nikomu.
Odgrzebany przed kilkoma laty nieudolny freestyle Eldoki, oprócz tego, że wzbogacił sieć o liczne-bekowe przeróbki, w żadnym stopniu nie przysporzył raperowi kłopotów, załamania kariery itp. Może poza głupimi pytaniami w wywiadach. Z perspektywy czasu możemy nawet powiedzieć, że przyniosło mu to popularność. W 2014 roku Eldo ze złotym albumem "Chi" znalazł się na szczycie listy OLiS, co pewnie zrobiłby także bez wszechobecnej w tym czasie beki ze starego freestyle'u. Podobnie może być ze starymi nagraniami RRX'u, które nie dorobią się niczego innego, niż serii cytatów czy memów, które kolejne pokolenie słuchaczy będzie namiętnie powtarzać na forach i w mediach społecznościowych.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
„Kutas Records” – żart Kuqe 2115 to tak naprawdę spory problem – felieton
Wspomniana wytwórnia istnieje, jest z Polski i ma pół miliona słuchaczy.
Kilka dni temu Kuqe 2115 opublikował żartobliwy film, w którym mówi, że odchodzi z 2115 Label na rzecz nowej wytwórni „Kutas Records”. Pośmialiśmy się z rzekomo czerstwego żartu, który tak naprawdę nie do końca był żartem. Jak sprawdziliśmy, wytwórnia „Kutas Records” istnieje, jest z Polski i podbija Spotify.
„Kutas Records” – o co w tym chodzi?
Na Youtube powstał kanał zatytułowany „Kutas Records”. Uśmiech na twarzy może budzić nie tylko nazwa kanału, ale także współgrające logo z plemnikiem. Od razu więc mamy jasny komunikat, że mamy do czynienia z trollingiem. Tylko ten żart powoli wymyka się spod kontroli, bo jest całkiem sprawnie zarządzany.
Kawałki, które pojawiają się na kanale mają zawsze podtekst erotyczny i są w pełni wygenerowane przez skrypt AI. Ich treść jest dość wulgarna, ale dla młodszych odbiorców może być interesująca i zabawna. Każdy kawałek jest dobrze opisany i ma wygenerowaną unikalną okładkę. Tytuły numerów, podobnie jak ich treść jest nacechowana seksualnie.
Oto kilka przykładów:
- Dariusz Jebadło – Podziemny Drąg
- Gejtos – Bóg Morza
- Cwelgar – Gejowski Łowca Potworów
- Johnny Cwel – NNN (Nie Orzech Listopad)
- Homo Erectus – Gejowski Jaskiniowiec II (prod. Kutas Records)

W ciągu roku, odkąd istnieje „wytwórnia” na Youtube wygenerowano 163 utwory, które łącznie mają ponad 4 mln wyświetleń.
Spotify podbite przez „Kutas Records”
Jeszcze większe cyfry żartobliwa wytwórnia wykręca na Spotify. Przed kilkoma dniami doszło do sytuacji, kiedy na pierwszych 15 miejsc najbardziej viralujących numerów aż 8 pochodziło z labelu „Kutas Records”. Na pierwszym miejscu mogliśmy zobaczyć „Antycznego Napaleńca”, który przebił już barierę 1 mln streamów.

Wytwórnia AI ma już blisko pół miliona słuchaczy na Spotify. To więcej niż Belmondo (300 tys.), Liroy (160 tys.) czy Ten Typ Mes (240 tys.). Niewiele więcej od żartownisiów ma np. O.S.T.R. (580 tys.), który jest w ciągu wydawniczym od ponad 25 lat.

Co więcej, kawałki wygenerowane przez AI zaczynają trafiać też do TOP 50 Polska. Wspomniany „Napaleniec” jest obecnie na 8. pozycji, wyprzedzając m.in. Malika Montanę, Kaza Bałagane czy Pezeta.

AI w muzyce – mamy problem
Sztucznie generowane kawałki i całe „wirtualne wytwórnie” oparte na AI to coraz większe wyzwanie dla branży muzycznej. Z jednej strony zalew tanich, żartobliwych produkcji obniża próg wejścia, ale z drugiej – rozmywa granice między twórczością a automatem.
To jest też problem dla słuchaczy, bo coraz częściej mają oni problem z odróżnieniem prawdziwej muzyki od algorytmicznej masówki. Branża stoi więc przed pytaniem, jak chronić kreatywność i unikalność w czasach, gdy muzykę można „wyklikać” w kilka sekund.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Eminem ma polskie korzenie? Dokumenty wskazują na wieś pod Strzegomiem
„Pradziadek rapera wpisywał w dokumentach narodowość polską”.
Brzmi absurdalnie? Z dokumentów wynika, że jeden z największych raperów świata ma rodzinne powiązania z Polską. Według badań genealogicznych część przodków Eminema pochodzi z Dolnego Śląska.
Od lat w mediach powraca temat polskich korzeni Marshalla Mathersa. Wiele portali pisze wprost – pradziadek Eminema był Polakiem. Choć historia ta nigdy nie zyskała takiej popularności jak internetowe plotki o jego rzekomej niechęci do Polski, fakty wskazują, że raper rzeczywiście może mieć polskie pochodzenie.

Polskie korzenie Eminema
Jak ustalono, jeden z pradziadków Eminema od strony matki – Georg A. Scheinert – urodził się 29 stycznia 1851 roku we wsi Kostrza, znajdującej się dziś w gminie Strzegom (woj. dolnośląskie).
Miejscowość ta, znana z wydobycia granitu, należała wówczas do Prus i nosiła nazwę Häslicht. Przodkowie Eminema mieli być z nią związani od pokoleń. W dokumentach pojawiają się nazwiska Joseph Scheinert (ur. ok. 1825) i Ewa Wasuzki (1827–1901) – rodzice wspomnianego Georga. To właśnie nazwisko Wasuzki, zapisane błędnie przez amerykańskich urzędników imigracyjnych, może sugerować polskie pochodzenie matki przodka rapera.

Przodkowie rapera – „Ger Polish”
Sprawą zainteresował się Janusz Andrasz, autor bloga „Genealogiczne śledztwo”, który odnalazł szereg dokumentów potwierdzających ten trop. Jak wskazuje, część aktów metrykalnych nie zachowała się, jednak dostępne źródła sugerują, że przodkowie rapera rzeczywiście mogli pochodzić z terenów dzisiejszej Polski.
Co więcej, w amerykańskich spisach ludności z początku XX wieku pojawia się przy rodzinie Scheinert określenie „Ger Polish”, co tłumaczone jest jako narodowość polska, kraj pochodzenia – Niemcy.
– Znalazłem zagadkowo brzmiący wpis w spisie mieszkańców USA z 1910 r., gdzie w przypadku jednej z córek Georga (wspomnianego 3x pradziadka Eminema) – Marcie Scheinert, po mężu Roesch, w rubryce „Miejsce urodzenia ojca”, znajduje się zapis „Ger Polish”. Potem znalazłem analogiczną kartę ze spisu, dotyczącego samego Josepha Scheinerta, czyli jej ojca. I tu również pada określenie „Ger Polish„, które znalazło się zarówno w rubryce jego matki, czego można byłoby się spodziewać, mając na uwadze jej polsko brzmiące nazwisko Wasuzki, jak i w rubryce podającej pochodzenie ojca Georga – Josepha Scheinerta! – pisze badacz.

W Eminemie płynie polska krew?
Wnioski z przeprowadzonego śledztwa odnośnie „polskości Eminema” są niejednoznaczne, ale coś ewidentnie jest na rzeczy.
– Skoro urodzony w 1851 roku w pruskim Häslicht Georg Scheinert, mieszkając w USA już od 46 lat, wpisuje w roku 1910 jako swoją narodowość polską, to coś jednak na rzeczy musi być. Niestety, bez dostępu do metryk tej tajemnicy wyjaśnić się nie da. Przyznam, że na początku tego genealogicznego śledztwa myślałem, iż wzmianka o polskich korzeniach Eminema była pomyłką. Teraz jednak widzę, że to raczej tajemnica, która wciąż czeka na swoje rozwiązanie.
Choć metryki z XIX-wiecznej Kostrzy nie są dostępne online, odkryte zapisy pozwalają przypuszczać, że w żyłach Eminema rzeczywiście może płynąć kropla polskiej krwi.
Fakty kontra plotki
W przeciwieństwie do dawnych, nieprawdziwych historii o rzekomym spaleniu polskiej flagi przez Eminema czy jego niechęci do występów w Polsce, informacje o polskim pochodzeniu rapera mają częściowo podstawy w dostępnych dokumentach.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Schwesta Ewa i Loredana – jedna z najbardziej wyczekiwanych kolaboracji od lat! – felieton
Polsko-niemiecko-albański mix, który może podbić rynek naszych zachodnich sąsiadów.
Fani komentują nieustannie sociale, upominając się o wyczekiwaną kolaborację dwóch kluczowych artystek w Niemczech. Kilka miesięcy temu pojawiły się filmiki jak Loredana czekała na Schwesta Ewę, przetrzymywaną dłużej przez celników na lotnisku. Wtedy pojawiły się pierwsze plotki na temat ich współpracy.
Takiego koktajlu nikt się jednak nie spodziewał. Można powiedzieć, że to muzyczne kamikadze przyprawiające o skoki ciśnienia. Jak mówi mój znajomy z Albanii: „Nie ma nic niebezpieczniejszego niż polsko-albański mix”. I chyba coś w tym jest.
Schwesta Ewa od dłuższego nie wypuściła żadnego nowego projektu i mocno ucichła w social mediach, zwłaszcza po tragicznej śmierci Xatar’a. Dużo osób oczekiwało od niej publicznego statementu, jednak ona przeżywała żałobę prywatnie.
Naturalnie, każdy z nas miał ochotę na nowe projekty jednej z najbardziej kontrowersyjnych raperek w Niemczech. W połowie października ukazała się świetna, nowa płyta rapera SSIO, wypromowana z resztą z wielkim sarkazmem, komizmem, rozmachem oraz zabawnymi i politycznymi reels, które viralowo latały w socialach. Niemiecki rynek nie widział jeszcze czegoś takiego, współtwórcą wizuali był jeden z najbardziej utalentowanych video makerów Mac Duke, który jest w połowie Polakiem. Raper zaprosił naszą rodaczkę m.in. na „Bitte keine Anzeige machen”, gdzie Ewa nawija do bardzo chilloutowego beatu:
Prześlizgam się przez system sprawiedliwości w szpilkach Versace
Wyślij laskę – Sandy do inspektora
Nancy do sędziego, gdzie uprawia seks na pieska
Albo duplikat Rolexa jako
akt wdzięczności za utracone dokumenty.
Fakt, że Ewa nie przebiera w słowach czyni ją jedną z najbardziej autentycznych postaci na niemieckiej scenie muzycznej. Do tematu bycia real odniosła się ostatnio Albanka, która w “Privileg” mocno krytykowała inne raperki i ich wizerunek, zarzucając im poniekąd kopiowanie jej osoby oraz wiele sztuczności. Loredana ma od wielu lat status gwiazdy, wybijając się typowymi chartowymi hitami. Już na początku kariery zyskała szybko popularność i uznanie. Niemcy potrzebowali nowej ikony damskiego rapu, kogoś kto nie tylko dobrze wygląda, ale potrafi faktycznie nawijać.
Jej burzliwy związek z raperem Mozzim, turbulentne sytuację życiowe, przeobraziły Albankę w artystkę, która odcięła się od starego brzmienia. King Lori mówi wprost, że ma dosyć robienia muzyki typowo pod label. Jej ostatni projekt jest osobisty, dlatego tak dobry. Prawda jest taka, że mimo komercyjnych początków Loredana jako jedna z nielicznych, autentycznie odzwierciedla wizerunek i definicję Hip-Hopu. Co ciekawe, nie pokazuje się w głębokich dekoltach czy kusych sukienkach, nie twerkuje na klipach, co jest w obecnych czasach dość unikalne.
Dwie silne kobiety – połączenie albańskiego i polskiego temperamentu to jedna z najbardziej ekscytujących kolaboracji od lat na niemieckim rynku muzycznym! Loredana i Schwesta Ewa w „Ihr möchtegern”.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Koniec kariery Quebonafide to farsa. Jego fani to „Psikutasy”, ale bez „s” – felieton
Opluj, zdepcz, ale na koniec przeproś.
Każdy element końca rapowej kariery Quebonafide miał wtopę i jest szeroko krytykowany nawet przez jego fanów. Od wydarzenia online, przez koncert na Narodowym, po wysyłkę płyt.
Z polskimi raperami jest dokładnie tak, jak z polskimi politykami. Mogą odpi*rdolić największą kaszanę, a i tak za chwilę wszyscy o tym zapomną. Tak jest teraz chociażby z Popkiem, który po kilku miesiącach od afery z psem wrócił do mainstreamowych mediów, a Kuba Wojewódzki przywitał go jak króla. To samo dzieje się z Januszem Palikotem, który jest w trakcie ocieplania swojego wizerunku w mediach. Komentatorzy zastanawiają się np. ile kosztuje wybielenie się u Żurnalisty, u którego był ostatnio pseudo biznesmen z Biłgoraja.
Jeszcze inaczej jest z Quebonafide, bo fani rapu są jeszcze bardziej podatni na dymanie i można to robić długofalowo – spokojnie – oni wybaczą wszystko, bo mają wyjątkowo silną psychikę. Takie Psikutasy, ale bez „s” na końcu.
Zakończenie rapowej kariery Quebonafide poszło jak krew z nosa – wyjątkowo dużego nosa. Większość pewnie już nie pamięta, ale budowanie napięcia przed ostatnim koncertem trwało naprawdę długo, a balonik był napuchnięty jak konserwa po surstrommingu. Media i fani robili „ochy i achy” na każde pierdnięcie rapera, a Krętacz z Ciechanowa to sprytnie wykorzystywał. Kiedy jednak przyszedł moment, żeby powiedzieć „sprawdzam”. Po stronie artysty tego nie udźwignięto.
Wydarzenie online reklamowane jako coś ekskluzywnego, i żeby to obejrzeć wiele osób musiało się zwalniać z pracy – ma być za chwilę dostępne online w każdej chwili dla każdego – kiedy tylko będziesz miał na to czas. Awesome! To tak się da? Da, no chyba, że chciało się włączyć tryb dymania, to się nie dało, ale teraz już się będzie dało, bo Canal+ rzucił kilka monet.
Koncert na Narodowym był pokazem chciwości i braku szacunku dla fanów. Kupiłeś bilet na ostatni koncert, a tu bach! Dzień wcześniej 60 tys. osób zobaczy ten sam koncert – szybciej niż ty – wierny fan, który kupując bilet był przekonany o wyjątkowości ostatniego koncertu. Znów zwolniłeś się z roboty, żeby klikać F5 na stronie, próbując załapać się na wejściówkę. Jakby tego było mało, piątkowi koncertowicze zleakują go w sieci – tysiące TikToków i artykułów prasowych i brak efektu pierwszeństwa – znów zostałeś przegrywem, ale mimo wszystko dalej czujesz się kimś elitarnym. No tak, elitarnym przegrywem też można być.
To oczywiście nie wszystko, bo z boxem „Północ/Południe” jest jeszcze większa wtopa. Preorderowicze mieli dostać zakupione boxy pod koniec sierpnia. Mamy tydzień do listopada… i oświadczenie Dawida Szynola, że na boxy jeszcze…. poczekacie. Kilka tygodni.
Koniec, bo szkoda strzępić ryja. Ha tfu!

Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Dawid Obserwator, na litość boską! „Nie miałem co jeść, mama robiła mi obiady” – felieton
Były raper dziękuje Bajorsonowi, a potem Bogu.
Dawid Obserwator to idealny przykład, jak swoim karczemnym zachowaniem można zaprzepaścić i tak ledwo funkcjonującą karierę rapera, by potem żalić się, że mama musiała mu gotować obiady, bo ten ma dwie lewe ręce i nie może iść do normalnej pracy.
Dawid Obserwator od zawsze był 3-ligowcem z przebłyskami wyświetleniowymi, bez perspektyw na większy zarobek z rapu, bo sprzedaż jego płyt oscylowała wokół błędu statystycznego, a koncerty można było policzyć na palcach jednej ręki. W przypadku ulicznych raperów trzeba być naprawdę topką, żeby mieć booking koncertowy, z którego można utrzymać się na poziomie. Nawet Peja, który jest weteranem przez lata był pomijany w line’upach największych hip-hopowych festiwali, bo według organizatorów uliczny rap nie nadawał się na taką imprezę i wprowadzał negatywny klimat.
„Boję się, że w rapie nie osiągnę więcej” – rapował w maju 2022 roku były zawodnik Step Records. Trzy miesiące później okazało się, że młody Dawid Obserwator próbował zrobić karierę polityczną w strukturach PiSu. Był jednym z twórców młodzieżówki tej partii w Wałbrzychu. Gryzło się to trochę z jego późniejszą karierę ulicznika, ale wciąż to było do przełknięcia przez jego garstkę fanów. Wystarczyło się przyznać, obrócić w żart, zrobić cokolwiek innego niż kłamać. Tymczasem Dawid postanowił brnąć w fejki, że nic takiego nie miało miejsca i tak właściwie znalazł się tam przypadkiem i było to jednorazowe, więc nie ma tematu. Większy reserach sprawił, że pojawiły zdjęcia Obserwatora z prominentnymi działaczami PiSu, a także wyszły na jaw dokumenty, że raper z ramienia partii Jarosława Kaczyńskiego zasiadał w komisjach obwodowych.
Ledwo zipiąca rapowa kariera Dawida załamała się na amen, bo nie był już wiarygodny dla swoich słuchaczy. Na odchodne zdissował GlamRap.pl bo opisał jego przeszłość polityczną i wytknął kłamstwa. A prawdziwy uliczny raper przecież taki nie jest, bo to nieskazitelny gracz i dobry chłopak, który zawsze dorzuci się do rakiety.
Wałbrzyski raper po załamaniu kariery bynajmniej nie poszedł do pracy. Wynika to z jego najnowszych statementów, bo teraz żali się, że nie miał co jeść i obiady musiała mu gotować mama. To kolejna bezczelna zagrywka byłego rapera, czyli branie ludzi na litość i jednoczesne chwalenie się wynikami w branży disco-polo. To trochę tak jakby ksiądz zrzucił sutannę, został najbardziej aktywnym ze Świadków Jehowy i odtrąbił sukces, żaląc się na brak gosposi.
– Chciałem podziękować wam z całego serca, ekipie siemano soprano i Bogu, i też przede wszystkim sobie kochani, bo jak mam mówić szczerze to rok temu byłem na dnie nie miałem co jeść mama mi przynosiła obiady. Zobaczcie, ile zrobiłem w rok. I to nie chodzi o to, że chcę się chwalić, ale skoro taki wulkanizator z Wałbrzycha może to wy też.
To zabawne jak szybko można przemianować się z rapera na disco-polowca. W którym momencie w głowie zachodzi ten proces, że zamiast sztywnym chłopakiem z ulicy jesteś zabawnym grajkiem do kotleta z narkotycznymi refrenami, którym do tej pory twoje środowisko gardziło. Money is bitch.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
-
News4 dni temuZnany muzyk ujawnił mroczne kulisy śmierci Pona
-
News4 dni temuPeja zaskakuje – zdjęcie z Pelsonem i Doniem. „Spotkanie po latach”
-
Felieton5 dni temu„Kutas Records” – żart Kuqe 2115 to tak naprawdę spory problem – felieton
-
News1 dzień temuThe Nitrozyniak dissuje Boxdela, Gimpera i Wardęgę
-
News3 dni temuPrzemek Ferguson dissuje Filipka!
-
News2 dni temuBezdomny Bastek dostał propozycję pracy. Jak zareagował?
-
News4 dni temuBedoes o problemach psychicznych Sentino
-
News4 dni temuBastek jest bezdomny. Kliczu zabrał głos: „Próbowałem…”