Sprawdź nas też tutaj

Felieton

Białas i jego droga na szczyt – czyli o raperze, któremu się należało |FELIETON

Opublikowany

 

„Przyszedłem wtedy na pierwszą bitwę, zestresowany złapałem za majka i wiesz jakim się zakończyła werdyktem/ publika poznała moją ksywkę, bałem się, że nawet jedna osoba nie krzyknie/zostałem zjedzony no i opierdalał wstyd mnie, tak jak oni nie wierzyłem, że mi kiedyś wyjdzie”– nawijał Białas na swój legalnym debiucie pod skrzydłami Prosto . Z pewnością już wtedy wiary w osiągnięcie prawdziwego sukcesu w rapowej branży mu nie brakowało. A dziś ten sukces się ziścił- po latach starań, podbojach wolnostylowej sceny i wydaniu niezliczonej ilości mniej rozsławionych płyt oraz mixtape’ów jego najnowsze solo przoduje na liście OLISU…

 

A zaczęło się przecież od durnych freestyle’i, od co tygodniowych podróży przez pół Polski w celu kultywowania niezrozumiałej  zajawki, bezsensownego  przepierdalania hajsu i wypijania morza wódki. Co prawda to jak blisko może być od występów na scenie bitewnej do sukcesu w rapowej branży pokazała chociażby kariera Quebonafide, lecz w przypadku Białasa nic przyszło z dnia na dzień, nic nie spadło z nieba, a każdy sukces musiał zostać mozolnie wypracowany.

 

Po wolnostylowych bitwach Beezy jeździł dobrych parę wiosen. Do finału Wielkiej Bitwy Warszawskiej awansował trzykrotnie (w latach 2007-2009). Dwa razy łapał się nawet do najlepszej czwórki, lecz także i wyniku kontrowersyjnych decyzji sędziów nigdy nie dane było mu sięgnąć po mistrzowski pas. Parę lat temu w kawałku „Freestyle Wars”  Beezy nawijał, jak to do dziś- pomimo licznych triumfów na innych wolnostylowych imprezach- wkurwia go fakt, iż nigdy nie wygrał WBW…

 

Co oczywiście nie zmienia tego, że bitewny okres swojej kariery wspomina niezwykle pozytywnie. Dowód?

Już za wspomnianych czasów, późniejszy założyciel SB Maffiji rozpoczynał też swoją działalność studyjną. W 2006 roku Białas debiutuje pięciokawałkowym mixtape’em „H8ME” i od samego początku emanuje niezwykłą pewnością siebie. „Siemasz powracam, 2006 jest rokiem Białasa”– słyszymy w jednym z numerów na krążku. I choć rzecz jasna tak się nie dzieje, a pierwsze niezłej jakości trueschoolowe nagrywki Beezego nie mają szansy odbić się szerszym echem w rapgrze, to zaciętości i konsekwencji we wspinaniu się na szczyt nigdy nie można było mu odmówić.

 

Nie bez kozery swoją pierwszą nielegalną epkę, wydaną rok po wspomnianym mixtape’ie Białas tytułuje słowami „Miej wiarę”. Chyba rzeczywiście trzeba było ją mieć, by w przeciągu pierwszych trzech lat na scenie wydać nielegal i cztery mixtape’y, a przy okazji zjechać pół Polski na freestyle’owych bitwach…

Jak pewnie doskonale wiecie, to właśnie i na nich Białas poznał współzałożyciela SB Maffiji, Solara. Już w 2009 roku w ramach finału eliminacji WBW obaj panowie zamiast rywalizować wykonali na scenie wspólny, studyjny numer. Z kolei w kolejnych trzech latach wydali razem cztery mixtape’y oraz jeden świetnie przyjęty oraz mocno spopularyzowany nielegal pod tytułem „Z ostatniej ławki”.

 

Na krążku tym słychać ogromną chemię, jaka musiała panować w studio pomiędzy raperami. Słychać też dobre klasyczne, oldschoolowe bity i chociażby przekozacki featuring Bonsona. Pierwszy pełnowymiarowy album w połączeniu ze wspomnianymi wyżej licznymi mixtape’ami oraz zalążkiem ciągot obu panów do pchania się w beefy zaowocował tym, że już w 2013 roku (niecałe dwa lata po premierze poprzedniego krążka) Solar i Białas zaliczyli swój legalny debiut. I to nie byle gdzie, bo pod skrzydłami wytwórni Prosto…

 

„Stage diving” dało radę, ale bezsprzecznie nie zachwyciło. Były perełki takie jak: „Z nieba nie spadło”, „Spacer po linie” czy też „Upaść, wstać”, ale zdarzały się też kolejne wpadki z nieumiejętnie używanym autotune’em czy też wątpliwej jakości aranżacjami muzycznymi. Kapitalnie płytę tę zrecenzował wówczas Karol Stefańczyk, pisząc o tym, iż duetowi Solar/Białas z pewnością nie można zarzucić braku jaj, ich atutem jest bezkompromisowość i zaciekłość, lecz nie zawsze w parze z tym wszystkim idzie dobry smak artystyczny…

Jednak i jego sam Białas z czasem zaczął nabierać. A nabrał także i ogłady w beefach, umiejętności do tworzenia przekozackiego i agresywnego bragga, które to ogromne grono jego hejterów z czasem przemieniło w jeszcze większą rzeszę oddanych fanów. I gdy wydawało się, że tą drogą Beezy pójdzie dalej, że będąc na fali nie zaprzestanie rapować o melanżach, wywyższać się i atakować w kawałkach połowę rapowej sceny, na światło dzienne wychodzi „Rehab”…

 

Pierwszy legalny debiut solo Białasa, który zamiast wejściem z buta w mainstream okazał się być rozliczeniem z przeszłością. Dojrzałym, lecz pozbawionym irytującego patosu czy moralizatorstwa. Nie zawsze idealnie nawiniętym, lecz bardzo spójnym tekstowo i muzycznie. A w dodatku pełnym mądrości,  złotych myśli, o których to napisanie nigdy w życiu bym Białasa nie podejrzewał. Gdy z jego ust pada stwierdzenie, że „to bycie normalnym Cię czyni wyjątkowym” bądź słowa „Macie jedno życie, aż jedno życie/łatwiej będzie wam je przejść, jak się zjednoczycie” , człowiek z minuty na minutę odzyskuje wiarę w polski hip hop…

A w dodatku cholernie cieszy się, że tego typu wersy wychodzą spod pióra gościa, który i z wielu innych względów powinien robić za wizytówkę rapu. Faceta, który przeszedł możliwie najbardziej hip hopową drogę w swej wspinaczce na branżowy piedestał…Trzeba docenić,  że gdy znalazł się już o krok od jego blasku, zdecydował się zrobić przerwę na refleksję i rozliczenie z przeszłością. Nagrał płytę o tym, co „czuje, a nie co ludzie wolą”. Z tym że, jak się okazuje potem, zrobił to i w dużej mierze po to, by móc wrócić ze zdwojoną siłą i nieobcym mu lirycznym pierdolnięciem…

 

„H8M4” to już prawdziwy wjazd z buta w mainstream. Nieraz bezczelny i bezkompromisowy, a paroma chwilami aż zanadto przepełniony nienawiścią, która nieco gryzie mi się z tym, co słyszeliśmy na „Rehabie”. Ale rzeczywiście, zupełnie nie zważywszy na tego typu obiekcje 2k16 jest rokiem Białasa. Jego jest też pierwsze miejsce na liście OLIS oraz niemały kwit z wydanego nakładem swej własnej wytwórni kozackiego krążka.

I wiecie co? I teraz bez względu na wszystko, Beezy może jeszcze dobitniej stwierdzić to, co usłyszeliśmy z jego ust na poprzednim albumie.„Poświęciłem wszystko, żeby tutaj stanąć i nie czuję nic poza tym, że mi się to należało”- nawijał na Rehabie Białas, którego sukces w rapowej branży jest znacznie więcej niż zasłużony…

 

A najfajniejsze w tym wszystkim jest to, iż sam raper nie zamierza spoczywać na laurach. Na wieść o debiucie jego płyty na szczycie listy OLISu, napisał na facebooku, iż spełnienie czuje tylko chwilowe, a zamiast się rozwodzić w postach, zamierza jeszcze ciężej pracować.

 

Cóż, mam wrażenie, że choć Białasa można z różnych przyczyn nie lubić, nie trawić, to jako rapera cholernie ciężko jest go nie szanować…


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

 

Felieton

„Sentino przejął majówkę”. Kupionymi wyświetleniami czy botami od komentarzy? – felieton

Scamerski duet postanowił wypromować nowy numer i merch.

Opublikowany

 

Sentino przeżywa drugą młodość, przejmuje majówkę w Polsce – informują rapowe media. Tymczasem to kolejny scam spod szyldu Sentino x Trueman i jego brzydka promocja.

Konflikt Sentino z Truemanem sprzed kilku tygodni był prawdopodobnie tylko sprytnym planem marketingowym dla kilku nagłówków. Chociaż wiemy, jaki jest Sebastian, to przemycanie przez Truemana co chwila informacji o „Casablance”, kiedy są pokłóceni od samego początku źle pachniało. Minęły zaledwie dwa tygodnie, a duet rusza z grubą promocją: nowego numeru, płyty i merchu! W tak krótkim czasie udało się to wszystko zorganizować czy może było to przygotowane już wcześniej? Teraz śmierdzi już tak, jakby w domu zaparkowała ci śmieciarka, a to dalej nie wszystko.

Większość ostatnich numerów Sentino po miesiącu od publikacji ma ok. 150 tys. wyświetleń na Youtube. Nagle pojawia się kawałek „Casablanca”, który otwiera promocję płyty „King Sento 2” i merchu z koszulkami. Po dwóch dniach ma prawie pół miliona odsłon. Dziwne, ale wystarczy spojrzeć do komentarzy, żeby poznać prawdę o tej promocji.

Trapstar i jego wątpliwości

Numer od samego początku jest pompowany przez boty, które piszą także pod nim komentarze dla zwiększenia zasięgu poprzez interakcje. Nie są to tzw. wpisy premium pochodzące z Polski, bo te są kilka razy droższe od tych „turecko-azjatyckich”. To losowe komentarze po angielsku, które co kilka minut pojawiają się masowo pod klipem. Najczęściej powtarzające się to:

  • „You just earned a new subscriber”
  • „I can t stop smiling watching this”
Kupione komentarze pod klipem Sentino

Sentino jak Skolim?

Idziemy dalej. Za produkcje nowego numeru Sentino odpowiada Crackhouse. Bardzo bliscy współpracownicy Skolima, któremu Young Multi zarzucił niedawno, że kupił sobie karierę milionowymi wyświetleniami pod klipami. Dorzucamy do tego Truemana jako menagera i mamy scamerską drużynę marzeń.

Fani porównujący sytuację z Sentino do Skolima

Mimo tego, że nowy numer Sebastiana śmierdzi jak zgniłe jaja, laurka w zaprzyjaźnionych mediach musi się zgadzać:

Przy okazji polecam tekst na temat działalności Sentino i Truemana: Sentino spadł Truemanowi jak z nieba. Uwiarygadnia scamy.

Czytaj dalej

Felieton

GSP „Wars-Sawa” – felieton

„Kim oni są? – krzyczy policjant przesłuchujący Mahatmę”.

Opublikowany

 

Przez

gsp

Warszawa, miasto, gdzie to nie hajs był problemem, tylko do której dziwki pojechać na noc. Gdzie nowe perspektywy, przybierając kształt rysunkowych gwiazdek na nocnym niebie, wlewały się falami światła do naszych spojówek.

Było głośne, niespokojne, niebezpieczne, i choć w tamtym momencie wydawało się nam domem, było właściwie miejscem, by oddychać. Oddychać, ale nie tak zwyczajnie… Oddychać smogiem pełnym konopnego dymu i wydychać rap wypełniony marzeniami o luksusie

Pustelnik, poszukujący spokoju, mógłby go tu odnaleźć jedynie pośród gwaru, wśród szumu dostrzegając linie wewnętrznej ciszy oplatającej jego skronie jak bluszcz… Czemu wcześniej nie dostrzegłeś jej zasięgu? Spoglądał w dal!

A jego oczy? Jakby z bólu utkane, jakby z opalu wykute, wykształcone, by móc wyczuć to, co ukryte, jak opuszki niematerialnych palców, delikatnie muskające kształty pokoju, w którym leżała nago…

Ta, była idealna. Zawsze wolał drogie swemu sercu przyjaciółki od tanich dziwek z Mokotowa i proste towarzystwo złodziei z Woli, od lewackiej młodzieży w kolorowych strojach, towarzystwo starych gangsterów — zawsze uważał, że w pewnym sensie to zagrożenie, ale byli też tacy, których szanował. Na ogół trzeba się ich wystrzegać…

Naprawdę… Okradną was, zabiją, zniszczą wam życie — możecie być pewni. No chyba że macie jakieś w sobie to coś… Takie coś specjalnego, co oni też mają, ale nie wszyscy, którzy to mają, muszą być jak oni… Oni to nie my… My to nie oni…

– Kim oni są? – krzyczy policjant przesłuchujący Mahatmę. A ten tylko, uśmiechając się delikatnie, mówi tonem ledwie głośniejszym od szeptu:

– A kim są „Oni”?

Kondukt pogrzebowy, niczym strumień łez, niosąc z prądem kilkadziesiąt pękniętych serc, wlewał się przez bramę cmentarza.

Większa część osób wyszła zaraz po ceremonii — my jednak zostaliśmy.

Żadne z nas nie mogło się pogodzić, że postanowił odejść.

Zostawił po sobie pustkę, którą jak dziura w płucach do dziś dławi czasem mój oddech.
Żaden opis nie jest w stanie wyrazić cierpienia na obliczu jego matki, gdy zamykano trumnę

Ani wyrazu spojrzenia starego bandziora, gdy zrozumiał, że widzi go ostatni raz…

Dzwony zaczęły uderzać miarowo, a wiatr wybrzmiewał smutną pieśń…

Stary grabarz patrzał bez wyrazu na górę ziemi, którą trzeba było przysypać trumnę…

Za kilka dni postawią tam pomnik… Taki z prawdziwego zdarzenia…

Ale dziś wbili krzyż i położyli na nim kwiaty, by osłonić nagi kurchanik przed wzrokiem przechodniów.

Pomyślałem sobie, że chyba nawet kamieniarz nie przewidział takiego obrotu spraw…

Utwór i krótkie wyjaśnienie:

– Utwór dedykuje moim zmarłym przyjaciołom. Chciałem jeszcze raz zobaczyć was takich jak kiedyś, chciałem by wasze imiona nie poszły w zapomnienie, chciałem by to, że tak młodo odeszliście stało się lekcją dla moich słuchaczy. Lekcją, by cenić życie, a w nim to, co najważniejsze, czyli miłość i przyjaźń… Rest in Peace Bracia [*]… – komentuje GSP, publikując utwór „Wars-Sawa”.

Czytaj dalej

Felieton

Tede i Young Leosia – kolaboracja, która się nie udała?

„Najlepiej brzmi wyciszone” – brzmi jeden z wielu krytycznych komentarzy.

Opublikowany

 

tede young leosia

Tede postanowił na nową płytę „Vox Veritatis” zaprosić same kobiety, wśród których usłyszymy Bambi, Modelki i Young Leosię. Singiel z tą ostatnią ukazał się kilka dni temu i już możemy go podsumować, a właściwie zrobili to słuchacze.

Zarzuty w stronę Tedego i Young Leosi

Zazwyczaj, gdzie się nie pojawi Young Leosia, tam mamy murowany hit z repeat value. Niestety, nie w tym przypadku. Po trzech dniach kawałek z Tede „Więcej miejsca” ma skromne jak na taki duet niecałe 50 tys. wyświetleń klipu. Wynik kiepski i trzeba to otwarcie przyznać. Widać to też po odbiorze: 2 tys. łapek w górę i 400 w dół daje pogląd na to, że coś jest na rzeczy. Po wejściu w komentarze już jest wszystko jasne.

Słuchacze zarzucają Tedemu i Leosi, że nie wykorzystali potencjału współpracy. Numer nie buja tak jak powinien, trudno jest cokolwiek zrozumieć. Pojawiają też wątpliwości co do dobrze zrealizowanego numeru pod względem technicznym, w szczególności do mixu. Teledysk także się większości nie spodobał.

Statystyki klipu

Krytyka w kierunku „Możesz więcej” Tedego i Leosi

Oto kilka najczęściej lajkowanych komentarzy pod wspólnym singlem Tedego i Sary. Duet raczej nie będzie z nich zadowolony:

  • Szczerze, ale to jest chu**we, klip to już żenada całkowita.
  • Stary chłop i nie potrafi nagrać ani jednego kawałka bez wspomnienia o wyimaginowanych hejterach. Rent free.
  • Najlepiej brzmi wyciszone.
  • Szkoda zmarnowanego potencjału na kolabo, jakoś bez wyrazu ten kawałek. Taki po prostu poprawny. Bit też nudny. Z sentymentu włączyłem sobie „Szpanpan” dla porównania i realizacyjnie, dykcyjnie, tekstowo, bitowo – przepaść.
  • Mimo najszczerszych chęci, niewiele rozumiem z części Tedego. Mix w tym kawałku oraz w TSTMF położony. Zapowiada się interesujący album z nawet niezłym replay value, ale niestety niedopracowany technicznie.
  • nie rozumiem ani jednego słowa z tego utworu poza refrenem
  • Kawałek na max dwa przesłuchania. Tedzik top1 dla mnie ale niektóre jego ostatnie kawałki to wielkie iks de.

Propsów jest niewiele

Pozytywnych wpisów na temat kawałka jest niewiele i są to raczej pojedyncze pozycje, które nie cieszą się zbyt dużą popularnością:

  • Ale ta różnica w skillach to jest przepaść.
  • Tede xYL jest Moc. banger. banger.
  • Moja ulubiona piosenka musi być hitem.
  • Super. zajebiste. Mam nadzieję, że kiedyś spotkam TDF-a jeden z ”NIELICZNYCH” Polskich Raperów, których na co dzień słucham.

Z Bambi poszło lepiej, ale też bez fajerwerków

Niedawno sporych echem odbiło się przekazanie przez Tedego „dziedzictwa melanżu” Bambi, czego efektem było nagranie przez tę dwójkę remixu kultowego numeru „Drin za drinem”. Ta wiadomość poszła szeroko w środowisku i spolaryzowała słuchaczy. Kiedy później ukazał się już wspomniany kawałek na kanale Baila Ella, nie wykręcił on jednak spektakularnych liczb. Ponownie obyło się bez viralowości, chociaż potencjał był duży.

Jak zauważył ktoś w komentarzach, to sympatyczne, że nowe pokolenie słuchaczy będzie bawiło się pod ten sam bit, co wiele pokoleń wstecz. Brakuje jednak tych szczytów list przebojów.

Statystyki kooperacji Bambi i Tedego

Czytaj dalej

Felieton

Dwa Sławy – czy dobrze już było? – felieton

Zabawa formą vs wielowymiarowe metafory.

Opublikowany

 

dwa sławy

Od premiery najnowszej płyty Dwóch Sławów minęły już dwa miesiące. Zdążyłam się z nią solidnie osłuchać i dowiedzieć, co dobrze by było opisać. Opinie o projekcie – wprost mówiąc – nie są najlepsze, co duet wziął już na klatę. Moje zdanie jest jednak nieco inne więc zapraszam na łyżkę miodu w beczce dziegciu.

Kryzys wieku średniego?

Zacznę prosto z mostu – uwielbiam ten duet. Na ich wielowymiarowe metafory trzeba kupić drukarkę 3D. Zabawa słowem, luz i humor to cechy, które niewątpliwie muszę im przypisać i wcale nie muszą nikogo do tego przekonywać. Ale, co w sytuacji, gdy masz za sobą dziesięć lat punchline’ów, wszechobecnej beki i hashtagów, a fani czekają? Jasne, możesz zrobić kolejny taki sam album, który i tak nie ma podjazdu do debiutu. Stąd najnowszy projekt Astka i Rada jest totalnie zrozumiały – dajmy im działać i się rozwijać. Kryzys wieku średniego i te sprawy.

Zabawa formą

A tak serio – spodziewaliście się kiedyś, że łódzki duet mógłby zagrać swoje numery na imprezie Świętego Bassu albo zrobi manifest polityczny, który będziecie podśpiewywać pod prysznicem? Chcecie starych Sławów – włączcie „Ludzi Sztosów”, proste. I oczywiście – jak większość z Was – analizowałam ten album na Genusie, łapiąc się za głowę po wytłumaczeniu kolejnego wersu. Jednak… to było dekadę temu. Nikogo zatem nie powinno dziwić, że przyszedł u panów czas na zabawę formą, poniekąd wyniesioną z projektu club2020.

Najwyżej będzie stójka lub parter

Czy „Dobrze by było” jest krążkiem bez treści? Złośliwi powiedzieliby, że tak. Ale obiektywnie patrząc – numery „Myślałem, że będzie gorzej” czy wcześniej wspomniany bez nazwy „To nie jest kraj dla kabrioletów”, mają to, co tygryski lubią najbardziej. Jest więcej śpiewów, autotune’ów i wtyczek niż kiedykolwiek. I dobrze by było trochę odpuścić, wychillować i zaakceptować ten wytwór, spięty słuchaczu. A, że krążek buja i na żywo miałam okazję sama się przekonać na trasie – a jakże! – „Dobrze by było Tour”. Już 4 kwietnia w ich mothership (czytaj w Łodzi) zagrają finałowy koncert więc jeśli w domowym zaciszu denerwują Cię te chłopy, daj im szansę. Najwyżej będzie stójka lub parter.

Czytaj dalej

Felieton

Drugi koncert Quebonafide na Narodowym. Czy to jawne oszustwo? – felieton

Na pewno zachowanie nie po koleżeńsku.

Opublikowany

 

quebonafide

Organizacja pożegnalnego koncertu Quebonafide przypomina zabawę w kotka i myszkę. Na pewno jest brakiem poszanowania dla słuchaczy, którzy kupili bilet i właśnie się dowiedzieli, że ostatni koncert rapera będzie miał kilka dat.

Wyobraźmy sobie sytuację, że kupujemy limitowaną płytę artysty za 200 zł, który deklaruje, że nakład tysiąca sztuk nie będzie nigdy wznawiany. Tymczasem zamiast cieszyć się z „białego kruka” w domu dowiadujemy się jeszcze w dniu zakupu, że z powodu dużego zainteresowania płytą postanowiono dotłoczyć drugi tysiąc egzemplarzy. Podobne do tej sytuacje już się zdarzały, ale płyty były dotłaczane po kilku latach. Tym niemniej, mamy tu do czynienia ze złamaniem umowy między artystą a słuchaczem, czyli ze zwykłym oszustwem.

Pierwszy, drugi… i trzeci – „ostatni koncert” Quebonafide

Podobnie jest z koncertem Quebonafide. W przeciągu bardzo krótkiego czasu, słuchacze mogą czuć się oszukani i to aż dwukrotnie. Za pierwszym razem, kiedy „Ostatni koncert Quebonafide” miał się odbyć online. Po kilku tygodniach, kiedy wykupiono bilety na wydarzenie, dowiedzieliśmy się, że wcale nie będzie to ostatni koncert, bo ostatni odbędzie się dzień później na PGE Narodowym. Kombinacje alpejskie, przesuwanie startu sprzedaży zakupu biletu to temat na zupełnie oddzielny wątek, ale to co się dzisiaj wydarzyło i jak zostały potraktowane osoby, które kupiły bilety na wydarzenie online powinno skończyć się co najmniej bojkotem ze strony odbiorców.

To jednak nie koniec kpin ze słuchaczy.

Pierwszy, drugi i trzeci – „ostatni koncert” Quebonafide

Oszustwo na drugi koncert?

W czwartek, w zaledwie parę godzin bilety na ostatni koncert Quebonafide na Narodowym zostały wyprzedane. Jeżeli ktoś miał szczęście, to po kilku godzinach walki z systemem bileterii i zacinającej się stronie kupił bilety. To nic, że będzie siedział gdzieś za przysłowiowym filarem, w ósmym rzędzie z daleka od sceny. Miał świadomość i satysfakcję, że warto było się pomęczyć, bo miało to być jedyne takie wydarzenie – unikalne, tak przynajmniej go zapewniano. Więc zamiast wcisnąć „Esc” postanowił wziąć nawet to najsłabsze miejsce, bo będzie częścią historii. Nic bardziej mylnego.

Po kilku godzinach ogłoszono, że „ostatni koncert” Quebonafide będzie miał jeszcze jedną datę. Dzień wcześniej raper zagra jeszcze jeden koncert. Dzień wcześniej! Przecież to brzmi jak absurd. Tuż po zakupie biletu, zmieniane są zasady gry i umowy między raperem a słuchaczem. Wygląda to jak celowe działanie i wprowadzenie kupującego bilety w błąd. Który koncert więc będzie tym ostatnim. Ten 27 czy 28 czerwca?

Quebonafide z ostatniego koncertu robi sobie trasę koncertową, choć przy zakupie biletu z nikim się na to nie umawiał. Ba, sugerował unikalne i jedyne tego typu wydarzenie. Tymczasem osoby, które walczyły dzisiaj o bilety będą musiały pocieszyć się zmęczonym artystą po występie dzień wcześniej i zleakowanym koncertem na TikToku.

Opinie słuchaczy
Opinie słuchaczy
Opinie słuchaczy

Czytaj dalej

Popularne

Copyright © Łukasz Kazek dla GlamRap.pl 2011-2025.
(Ta strona może używać Cookies, przeglądanie jej to zgoda na ich używanie.)

error: