Sprawdź nas też tutaj

Felieton

BARDZIEJ I MNIEJ ZNANE KOOPERACJE POLSKA – USA (CZ.2/2)

Opublikowany

 

Na YouTube można znaleźć bardzo wymowny filmik, w którym kilku przypadkowo spotkanych na ulicy Amerykanów odpowiada na pytania dotyczące Polski. Koleżka przeprowadzający sondę porusza tematy odnośnie wciąż obecnego problemu konieczności posiadania wiz przez Polaków, gdy chcą oni dostać się do Stanów, pyta też co o Polsce wiedzą,  z czym się im kojarzy i najważniejsze – gdzie ta Polska się w ogóle znajduje. Okazuje się, że żadna z przepytanych osób nie za bardzo miała pomysł którą część Europy wskazać, a co dopiero konkretne granice naszego kraju. Nie wiadomo oczywiście, czy Ci obywatele USA nie mieliby podobnego problemu z pokazaniem na mapie Czech czy Finlandii, ale widzimy, że w świadomości ludzi stanowiących o sile czołoweg państwa świata, Polacy nie są kojarzeni ani znani tak naprawdę z czegokolwiek. Potęgą gospodarczą nie jesteśmy, międzynarodowych przedsiębiorstw nie posiadamy (no chyba, że coś mi umknęło), a i muzycznie także nie jesteśmy raczej najlepszym rynkiem zbytu.

Artyści zza Oceanu cały czas nie do końca chyba mają świadomość, że można rapować w jakimś innym języku niż angielski, a z drugiej strony Polacy konsekwentnie twierdzą, że muzycznie jesteśmy dobrą dekadę za Stanami, a międzynarodowe kolaboracje – mimo, że obecnie jest ich coraz więcej – to ciągle nie są na porządku dziennym i wzbudzają masę emocji i dyskusji. W związku z tym postanowiłem prześledzić numery, które powstały pomiędzy artystami na linii PolskaUSA i które, jak sami zresztą zobaczycie, nie do końca wzbudziły odpowiednie zainteresowanie i uznanie słuchaczy, ale znajdą się też takie, które spora część z Was będzie znała. Sprawdźcie drugą pierwszą naszego zestawienia.

 

Familia HP i WC, Emilio Rojas.

W poprzedniej części skupiłem się na polskich producentach, więc w tym wypadałoby wspomnieć co nieco o raperach, bo nasi rodzimi liryczni wandale także mają na koncie parę mocnych kolaboracji z kolegami po fachu z USA. Na pierwszy ogień idzie łódzka grupa Familia HP, o której ciężko powiedzieć, że jest popularna, więc tym bardziej należy docenić featuringi, które udało się im ogarnąć. W 2009 roku Emilio Rojas był młodym, szerzej nieznanym artystą, chcącym przebić się do większego grona odbiorców raperem, jednak już wtedy trzymał poziom i wydawał się być obiecującym artystą. Dzisiaj ma już sporo fanów i wciąż czeka na swoją szansę i podpisanie kontraktu z dużą wytwórnią, jednak nie zmienia to faktu, że może pozwolić sobie na zaproszenie do numeru Joe Buddena czyStyles P. Kto wie, czy w takim wypadku w 2015 rokuEmilio zgodziłby się dograćchłopakom z Familii HP, jednak w 2009 było o to z pewnością łatwiej i sprawnie to wykorzystali, przez co powstał numer "Za Zamkniętymi Drzwiami". Co ciekawe nie jest to jedyna polska kolaboracja z Rojasem, ponieważ wspólny utwór mają z nim chociażbyRap Addix czyRaca, a o wspólnej nagrywcejakiś czas temu wspominał VNM. Dużo głośniejszą ksywką (przynajmniej dla mnie przez mój ogromny sentyment do dobrego rapu z zachodniego wybrzeża) z którą mieli przyjemność współpracować łódzcy raperzy jest jednak WC. Masa świetnych numerów, bardzo równa dyskografia, nagrywki ze Snoop Doggiem,The Game'em,Scarface'em płyty zIce Cube'em. Dla ludzi szanujących klasycznywest coast z pewnością jest to prawdziwa ikona tego rapowego nurtu, więc fakt, że raper ten nagrał z Polakami jest dość sporym wyróżnieniem. Szkoda, że nie było wokół tego wydarzenia zbyt dużegoszumu, bo niecałe 20 tysięcy wyświetleń numeru "To Właśnie Jest Rap" należy rozpatrywać raczej w kategorii rozczarowania.

 

Malik Montana i Fat Trel, Jadakiss, Capone.

Dla ludzi słyszących pierwszy raz ksywkę "Malik Montana" w pierwszej kolejności przed oczyma staje zapewne jakiś nowy raper ze Stanów, więc część pewnie będzie nieco zaskoczona, że mamy jednak do czynienia z… Polakiem. A konkretniej z raperem o polskich korzeniach, bowiem ojciec Malika pochodzi z Afganistanu, natomiast mama jest Polką, ale w jej żyłach płynie także grecka krew. Jak doszło do tego, że "nasz" człowiek dotarł do tak uznanych i szanowanych ludzi jak Capone, Jadakiss czy członek Maybach Music Group, Fat Trel? Pomocne okazało się doświadczenie nabyte przy organizacji koncertów i wydarzeń hiphopowych, a także nawiązanie współpracy z zagranicznymi producentami, co przełożyło się na zdobycie sporej ilości kontaktów. Malik sprawia wrażenie bardzo ambitnego, głodnego artysty i wydaje się, że dotychczasowe głośne kolaboracje wcale nie są dla niego szczytem, a jedynie przepustką do dalszych sukcesów. Wynikiem tego jest fakt, że rapuje często w języku angielskim, co tłumaczył chęcią docierania dużo szerzej niż tylko do polskich słuchaczy, co miałoby miejsce, gdyby postawił jednak na nasz ojczysty język.

 

Kaczor i Paul Wall.

Podczas gdy Gural nie ograniczył się do tworzenia jedynie pod szyldem Killaz Group i wydawał projekty czy to z Kastą, czy solowo, dzięki temu budując swoją markę, tak na materiał Kaczora czekać musieliśmy aż do 2010 roku, kiedy to raper zaprezentował nam "Przyjaźń, Dumę, Godność". Po tylu, bądź co bądź, nieco straconych latach wypadało promocyjnie zaakcentować premierę albumu. Oprócz dość oczywistego niepisanego sloganu "członek legendarnego składu Killaz Group wydaje pierwszą płytę", a także wykręcającego sporą oglądalność klipu"Ile Dni",Kaczorowiudało sięzaprosić na projekt naprawdę poważnego gościa z USA. Co tu dużo mówić – jedna z najważniejszych postaci rapowej sceny Houston, dla wielu nawet jej legenda. Na koncie platynowe "The Peoples Champ", wspólne krążki zChamillionaire, masa nagrywek ze światową, rapową czołówką (chybawystarczy wymienić Three 6 Mafię czy Kanye Westa) i gdzieś wśród tego wszystkiego pojawił się Kaczor.Dogranie sięPaula na"Przyjaźń, Duma, Godność" wyszło bardzo spontanicznie- Panowieprzecięli się podczas jednego koncertu organizowanego w Poznaniu, spotkali się na backstage'u, pogadali i jak się okazało raper z USA nie widział żadnych przeciwwskazań, by położyć zwrotkę na album kolegi po fachu zza Oceanu. Dzień po koncercie Panowie spotkali się w studio u DJ-a Decksa, napisali wersy, nagrali i w taki sposób powstało "H-Town To Poznań". Temat numeru raczej nie powalał kreatywnością, no ale poranny kac z pewnością nie sprzyjał wenie, co także sam Kaczor potwierdził. Co ciekawe, współpraca z Wallem nie była jednorazowym strzałem, ponieważ 4 lata później, "Most Na Rzece Odkupienia" także zawierał zwrotkę gościa ze Stanów.

 

Roach i Kokane, Knoc-Turn'al, King T.

Roach, czyli trójmiejski (były?) raper wziął sięw zasadzie nie wiadomo skąd i jużna debiutanckimalbumie nie bawił się w żadne półśrodki atakując numerami, w których udzielili się bynajmniej nie jacyś topowi gracze z Polski, a raperzy będący niemal fundamentem klasycznego, westcoastowego brzmienia. Ciężko nie przyznać, że okres największej popularności Kokane'a, Knoc-Turn'ala i King T minął wiele lat temu i być może dla młodszych słuchaczy, będą to niestety anonimowe ksywki, jednak ludzie śledzący od wielu lat nie tylko zachodnią część sceny USA, ale także i całe muzyczne Stany powinni pokiwać głową z uznaniem. Do współpracy doszło chyba w najbardziej prosty sposób na jaki można było wpaść, czyli przez… wysłanie maili do każdego z artystów. Zarówno Roach jak i producent "Trójmiejskiego Funku", znany wszem i wobec,Sherlock, doceniali profesjonalne podejście donagrywki z kompletnie nieznanym dla nich wcześniej raperem z Polski. Oczywiście zachodnie legendy nie dograły się do numerów "LA 2 Tricity" i "Gangsta Funk" z czystej zajawki, bo przecież studio i transport do niego trzeba w jakiś sposób opłacić. Roach po premierze płyty chwalił się w wywiadach, że nadal ma kontakt z Kokane i współpraca najprawdopodobniej się rozwinie, jednak po puszczeniu singla "Ogień" z drugiego albumu w Boże Narodzenie 2012 roku i chwilowym uaktywnieniu się na jedną z minionych akcji Młodych Wilków Popkillera, raper przepadł jak kamień w wodę.

 

Projekt W.E.S.T. i Dr. Dre.

Jeśli chodzi o zdobytą popularność to mamy tutaj dwa zupełnie przeciwległe bieguny. Nie wydaje mi się, żebym miał bliżej pochylać się nad postacią Dr. Dre. Wystarczy przypomnieć, że z jednej strony jest to człowiek rozpoznawalny prawdopodobnie niemal w każdym zakątku świata, mający ogromną ilość klasyków na koncie, odkrywca talentów takich jak Eminem, The Game, 50 Cent, Snoop Dogg, czy Kendrick Lamar, będący obrzydliwie bogaty. A z drugiej strony grupa rapowa z kraju, który Dre miałby problem wskazać na mapie, łącząca ludzi, którzy niby puścili swój album w legalnym obiegu, jednak mimo tego jest totalnie anonimowa. Jak więc doszło do tego, że muzyczny gigant użyczył swoich produkcji na płycie nieznanych gości z Projektu W.E.S.T.? Kluczową rolę odegrała tutaj postać Mietka, czyli Pawła Miedzielca – inicjatora całej koncepcji płyty, który od wielu lat jest pasjonatem iekspertem od brzmień z zachodniego wybrzeża. Jego znajomości, które nawiązał z ludźmi z zachodniego wybrzeża USA pozwoliły mu na zdobycie dwóch produkcji Dr. Dre, z czego na albumie pojawiła się jedna, w numerze "Jestem". Bity nie trafiły jednak do chłopaków z Poznania oficjalną drogą – Mietek otrzymał je od "osoby trzeciej". Muzyka pierwotnie brzmiała nieco inaczej niż na albumie – nieco ją zmodyfikowano, by uniknąć ewentualnych problemów, gdyby numer miał jakimś cudem zatoczyć koło i trafić z powrotem do Dre (jednak na klasyczne "what's up this is Dr. Dre" miejsce się znalazło). Ciekawostką jest też fakt, że na albumie miał udzielić się syn wielkiego producenta – Curtis Young – jednak do nagrywki finalnie nie doszło.

 

Szejku i V Don.

Jak się okazuje nie tylko nasi raperzy i producenci mogą pochwalić się współpracą ze znanymi w wielu miejscach na świecie artystami. Ilu z Was spojrzało usłyszało kiedyś zwrotkę nieznanego rapera i stwierdziło, że sprawdzi coś jeszcze z jego twórczości? Pewnie sporo, a tylu samo spojrzało na okładkę singla czy nawet albumu i zapytało kto za tym stoi i gdzie można znaleźć inne rzeczy tego gościa? Tu pewnie nie będzie zbyt wielu rąk w górze, a jak się okazuje zwykle marginalizowani i nie wymieniani w pierwszych rzędach razem z raperami i ich producentami graficy są szalenie ważnymi postaciami w muzycznym świecie. Nasi rodacy zajmujący się plastyczną stroną albumów doceniani są nie tylko przez rodzime "gwiazdy" rapu, ale także te zza wielkiej wody. Szejku, czyli Tomasz Mielec od jakiegoś czasu buduje swoją markę w Stanach i coraz wyraźniej akcentuje swoją obecność współpracą z takimi ludźmi jak Trae Tha Truth, Smoke DZA, czy A$AP Mob (natomiast w Polsce z jego usług korzystali chociażby Braddu, Żabson czy Kuban). A już wkrótce jego kariera może pójść naprzód, bowiem 6 listopada na rynku ukazać się ma producencki album V Dona, czyli człowieka, bez którego nie byłoby "Ghetto Symphony" A$AP-a Rocky'ego, "Live And Learn (It Will)" 2 Chainza, a także "Life Is But A Dream" The Game'a. Udział Szejka w pracach nad "The Opiate" nie ograniczył się do rzucenia jakiegoś coveru singla, a wręcz przeciwnie – Polak stanął przed wymagającym zadaniem dopełnienia całości projektu "The Opiate" pełną szatą graficzną. Poczynając od wspomnianych obrazków zdobiących single, wędrując przez wnętrze płyty, a na okładce albumu kończąc – za to wszystko odpowiada właśnie Tomasz. Okej, może nadchodzący materiał V Dona nie będzie miał takiego przebicia, jak wiele wydanych w tym roku krążków, może nie zalicza się do nawet pierwszej dziesiątki najbardziej oczekiwanych tytułów w ostatnich 12 miesiącach, jednak to w ogóle nie odbiera wyróżnienia jakie spotkało Szejka. A kto wie, czy właśnie to wyróżnienie nie otworzy Tomkowi jeszcze szerzej furtki do dalszego promowania swojej twórczości na wielkim, o globalnym zasięgu, amerykańskim rynku.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

 

Felieton

Dwa Sławy – czy dobrze już było? – felieton

Zabawa formą vs wielowymiarowe metafory.

Opublikowany

 

dwa sławy

Od premiery najnowszej płyty Dwóch Sławów minęły już dwa miesiące. Zdążyłam się z nią solidnie osłuchać i dowiedzieć, co dobrze by było opisać. Opinie o projekcie – wprost mówiąc – nie są najlepsze, co duet wziął już na klatę. Moje zdanie jest jednak nieco inne więc zapraszam na łyżkę miodu w beczce dziegciu.

Kryzys wieku średniego?

Zacznę prosto z mostu – uwielbiam ten duet. Na ich wielowymiarowe metafory trzeba kupić drukarkę 3D. Zabawa słowem, luz i humor to cechy, które niewątpliwie muszę im przypisać i wcale nie muszą nikogo do tego przekonywać. Ale, co w sytuacji, gdy masz za sobą dziesięć lat punchline’ów, wszechobecnej beki i hashtagów, a fani czekają? Jasne, możesz zrobić kolejny taki sam album, który i tak nie ma podjazdu do debiutu. Stąd najnowszy projekt Astka i Rada jest totalnie zrozumiały – dajmy im działać i się rozwijać. Kryzys wieku średniego i te sprawy.

Zabawa formą

A tak serio – spodziewaliście się kiedyś, że łódzki duet mógłby zagrać swoje numery na imprezie Świętego Bassu albo zrobi manifest polityczny, który będziecie podśpiewywać pod prysznicem? Chcecie starych Sławów – włączcie „Ludzi Sztosów”, proste. I oczywiście – jak większość z Was – analizowałam ten album na Genusie, łapiąc się za głowę po wytłumaczeniu kolejnego wersu. Jednak… to było dekadę temu. Nikogo zatem nie powinno dziwić, że przyszedł u panów czas na zabawę formą, poniekąd wyniesioną z projektu club2020.

Najwyżej będzie stójka lub parter

Czy „Dobrze by było” jest krążkiem bez treści? Złośliwi powiedzieliby, że tak. Ale obiektywnie patrząc – numery „Myślałem, że będzie gorzej” czy wcześniej wspomniany bez nazwy „To nie jest kraj dla kabrioletów”, mają to, co tygryski lubią najbardziej. Jest więcej śpiewów, autotune’ów i wtyczek niż kiedykolwiek. I dobrze by było trochę odpuścić, wychillować i zaakceptować ten wytwór, spięty słuchaczu. A, że krążek buja i na żywo miałam okazję sama się przekonać na trasie – a jakże! – „Dobrze by było Tour”. Już 4 kwietnia w ich mothership (czytaj w Łodzi) zagrają finałowy koncert więc jeśli w domowym zaciszu denerwują Cię te chłopy, daj im szansę. Najwyżej będzie stójka lub parter.

Czytaj dalej

Felieton

Drugi koncert Quebonafide na Narodowym. Czy to jawne oszustwo? – felieton

Na pewno zachowanie nie po koleżeńsku.

Opublikowany

 

quebonafide

Organizacja pożegnalnego koncertu Quebonafide przypomina zabawę w kotka i myszkę. Na pewno jest brakiem poszanowania dla słuchaczy, którzy kupili bilet i właśnie się dowiedzieli, że ostatni koncert rapera będzie miał kilka dat.

Wyobraźmy sobie sytuację, że kupujemy limitowaną płytę artysty za 200 zł, który deklaruje, że nakład tysiąca sztuk nie będzie nigdy wznawiany. Tymczasem zamiast cieszyć się z „białego kruka” w domu dowiadujemy się jeszcze w dniu zakupu, że z powodu dużego zainteresowania płytą postanowiono dotłoczyć drugi tysiąc egzemplarzy. Podobne do tej sytuacje już się zdarzały, ale płyty były dotłaczane po kilku latach. Tym niemniej, mamy tu do czynienia ze złamaniem umowy między artystą a słuchaczem, czyli ze zwykłym oszustwem.

Pierwszy, drugi… i trzeci – „ostatni koncert” Quebonafide

Podobnie jest z koncertem Quebonafide. W przeciągu bardzo krótkiego czasu, słuchacze mogą czuć się oszukani i to aż dwukrotnie. Za pierwszym razem, kiedy „Ostatni koncert Quebonafide” miał się odbyć online. Po kilku tygodniach, kiedy wykupiono bilety na wydarzenie, dowiedzieliśmy się, że wcale nie będzie to ostatni koncert, bo ostatni odbędzie się dzień później na PGE Narodowym. Kombinacje alpejskie, przesuwanie startu sprzedaży zakupu biletu to temat na zupełnie oddzielny wątek, ale to co się dzisiaj wydarzyło i jak zostały potraktowane osoby, które kupiły bilety na wydarzenie online powinno skończyć się co najmniej bojkotem ze strony odbiorców.

To jednak nie koniec kpin ze słuchaczy.

Pierwszy, drugi i trzeci – „ostatni koncert” Quebonafide

Oszustwo na drugi koncert?

W czwartek, w zaledwie parę godzin bilety na ostatni koncert Quebonafide na Narodowym zostały wyprzedane. Jeżeli ktoś miał szczęście, to po kilku godzinach walki z systemem bileterii i zacinającej się stronie kupił bilety. To nic, że będzie siedział gdzieś za przysłowiowym filarem, w ósmym rzędzie z daleka od sceny. Miał świadomość i satysfakcję, że warto było się pomęczyć, bo miało to być jedyne takie wydarzenie – unikalne, tak przynajmniej go zapewniano. Więc zamiast wcisnąć „Esc” postanowił wziąć nawet to najsłabsze miejsce, bo będzie częścią historii. Nic bardziej mylnego.

Po kilku godzinach ogłoszono, że „ostatni koncert” Quebonafide będzie miał jeszcze jedną datę. Dzień wcześniej raper zagra jeszcze jeden koncert. Dzień wcześniej! Przecież to brzmi jak absurd. Tuż po zakupie biletu, zmieniane są zasady gry i umowy między raperem a słuchaczem. Wygląda to jak celowe działanie i wprowadzenie kupującego bilety w błąd. Który koncert więc będzie tym ostatnim. Ten 27 czy 28 czerwca?

Quebonafide z ostatniego koncertu robi sobie trasę koncertową, choć przy zakupie biletu z nikim się na to nie umawiał. Ba, sugerował unikalne i jedyne tego typu wydarzenie. Tymczasem osoby, które walczyły dzisiaj o bilety będą musiały pocieszyć się zmęczonym artystą po występie dzień wcześniej i zleakowanym koncertem na TikToku.

Opinie słuchaczy
Opinie słuchaczy
Opinie słuchaczy

Czytaj dalej

Felieton

Zaginiona córka Magika. Kamka z „Rap Generation” to przyszłość sceny? – felieton

Uczestniczka programu zdobyła uznanie jurorów i widzów.

Opublikowany

 

kamka

Za nami dwa pierwsze odcinki programu „Rap Generation”, po którym sporo emocji budzi Kamka – skromna raperka z klasycznym sznytem.

Kamka „zaginiona córka Magika”

Kamka wykonała w programie utwór „To nie GTA”. Spodobał się on Pezetowi, Malikowi i Leosi. Pierwsze recenzje występu Kamki wśród widzów są bardzo, ale to bardzo pozytywne – mówi się już wprost o nowej świeżości na scenie. Nie tylko komentatorzy hip-hopowi są pełni optymizmu, ale także słuchacze. Pod nagraniami z Kamką pojawiają się prawie same propsy:

  • Lepszego flow nie słyszałem w polskim rapie od lat.
  • Vibe jak Paktofonika.
  • Zaginiona córka Magika.
  • Malik jest w szoku, że można tak rymować.
  • Leosia w końcu usłyszała prawdziwy damski rap.
  • Rzadko mam ciary od muzy, dzięki młoda za emocje.

Czy Kamka to przyszłość sceny?

Pojawienie się newschoolu i nowej fali raperów zrewolucjonizowało scenę, ale nie spowodowało, że weterani tworzący klasyczny odłam zaczęli zdychać z głodu. Po kilku latach tryumfu młodej fali, dinozaury sceny zaczynają brać coraz głębszy oddech. Młodzi wracają do oldschoolu, co widać chociażby po ilości koncertów starych wyjadaczy. To też bardzo dobra wiadomość dla Kamki, która dała się poznać z klasycznej strony.

Najpopularniejsze raperki w kraju to twórcy newschoolowi, balansujący na granicy rapu i popu. Kamka jest ich przeciwieństwem i z automatu zdobyła przychylność sporej części odbiorców, którzy – powiedzmy sobie szczerze – nie przepadają za rapem Bambi, Young Leosię czy Oliwki Brazil. Dobrze poprowadzona Kamka może stać się jedną z głównych sił na polskiej scenie rapowej. To idealny czas na kobiecy trueschool – słuchacze o to zabiegają jak nigdy dotąd, rzygając cukierkowością i zbyt przesadną wulgarnością.

Kim jest Kamka

Kamka, czyli Kamila Podziewska to 20-latka pochodząca z Suwałk, która obecnie mieszka w Warszawie. Swoje numery publikuje od 1.5 roku, chociaż pierwsze teksty zaczęła pisać już w szkole podstawowej. W ostatnim czasie publikuje coraz więcej muzyki i nie boi się eksperymentować z różnymi gatunkami. Raperka może liczyć na wsparcie mamy, siostry, ojczyma i babci. Z tatą nie utrzymuje kontaktu.

Łączy rap z wojskiem

Kamila od lat interesuje się wojskowością. To studentka Akademii Sztuk Wojennych. Przez ostatnie dwa lata służy w Wojskach Obrony Terytorialnej: wyjeżdża na granice, poligony i ćwiczenia.

Czytaj dalej

Felieton

Sentino spadł Truemanowi jak z nieba. Uwiarygadnia scamy – felieton

„Udawany milioner, największy pozer i scamer”.

Opublikowany

 

trueman sentino
fot. kadr z wideo yt/TrueMan

Trueman został menagerem Sentino, pomógł wydać mu książkę, wypuścili razem płytę i przy jego medialności promuje swoje biznesy. Co najważniejsze – Sentino uwiarygadnia je, a ten może docierać do nowej grupy docelowej, którą łatwo scamować.

Trueman to postać pozująca na milionera, która uchodzi za płynnie poruszającego się po biznesach internetowych i kryptowalutowych. Za każdą z jego działalności ciągnie się jednak potężny smród, a na największych forach o zarabianiu w sieci jest określany przez użytkowników jako scamer, czyli oszust.

Sprzedawca ebooków

Początkowo internetowa działalność Truemana opierała się na tworzeniu filmów na temat innych twórców. Szybko jednak przeszedł do sprzedaży własnych ebooków. W 2020 roku ukazał się „Milioner 2021”. W ebooku obiecywał jak zarabiać setki złotych dziennie na afiliacji kont bankowych. Osoby, które dały się namówić na zakup magicznej wiedzy Truemana, twierdzą, że poradniki finansowego influencera to same ogólniki i oczywistości. Wszystko, co znajduje się w jego książkach, znajdziemy na pierwszym lepszym kanale o finansach.

I tak np. promowany przez niego projekt kryptowalutowy ScanDeFi okazał się być pump and dumpem, czyli oszustwem finansowym, który polega na sztucznym podbijaniu cen aktywów (w przypadku Truemana, cenę podbijały jego kontakty z influencerami), żeby potem na górce szybko je sprzedać, zostawiając innych inwestorów z bezwartościowymi udziałami. Na kryptowalucie zarobił oczywiście tylko Trueman, a straciły osoby, które mu uwierzyły, że zarobią. Z przekazów medialnych wiemy, że wzbogacił się na tym o ok. 180 tys. zł.

Punktem zwrotnym w jego karierze było podjęcie współpracy z Amadeuszem Ferrarim, który był idealnym uwiarygodnieniem działalności Truemana w sieci. Dzięki niemu mógł docierać do nowej grupy odbiorców i pomnażać na niej swój majątek. Jak sam mówił, w wieku 20 lat miał na koncie podobno 4 mln zł. Prowadził też rzekomo 12 firm. Jego nazwiska próżno jednak było szukać w KRS czy CEIDG, a jedyną działalność jaką miał, była ta otworzona w 2022 roku.

Trueman o sobie

„Oscamował tyle ludzi. Łapią się na to dzieciaki”

Wśród społeczności skupionej wokół zarabiania w Internecie Trueman jest spalony, mając opinię scamera, z którym nie warto wchodzić w żadną współpracę.

„Ten gość opiera się tylko na farmazonach. Łapią się na to dzieciaki, które myślą, że jak kupią ebooka to będą robić kasę jak ich idole z Internetu. Tu nie ma żadnej wartości.”

„Gościu przecież tyle ludzi oscamował, czy to na fake krypto, bukmacherka czy kij wie co jeszcze. Tak jak wszystko inne, zapewne jego aktualna działalność opiera się na wyłudzeniu jak największej kasy i rozpoczęcie kolejnego „biznesu”.”

Opinie o Truemanie na make-cash.pl

Sentino – uwiarygadniacz

Co więc można zrobić w sytuacji, kiedy branża nie chce mieć z tobą nic wspólnego? Poszukać odbiorców w innej, robiąc biznes na tych, którzy cię jeszcze nie znają i próbować założyć własną społeczność. Pomóc w tym może ten, który ma już wierną grupę fanów, czyli w tym przypadku Sentino.

Obecnie Trueman działa jako menager Sentino. Pomógł wydać mu książkę, razem również wydali płytę „BNP”. Współpraca z raperem otworzyła mu nowe możliwości i dotarcie do całkiem innej grupy odbiorców i to liczonej w setkach tysięcy. Bazując na stałej grupie słuchaczy Sentino i jego muzyki, Trueman chce spieniężyć swoją współpracę z raperem kolejnym biznesem – BNP.Global. To społeczność, która ma zrzeszać „scammerów, finesserów oraz hustlerów”.

Nowy biznes Truemana i Sentino

Sentino wydaje się być do tego idealną postacią, która od lat polaryzuje środowisko rapowe, ale ma też zaufane grono fanów. Panowie zaczęli właśnie promować nowy biznes, oczywiście pokazując jak bardzo są zarobieni, bo nic nie działa tak na wyobraźnię, jak kupno bransoletki za 20 tys. zł czy okularów za 5 tys. zł

Oferta BNP Global to zero konkretów i same ogólniki. Osoba, która zarabia na jakimś biznesie nie ujawnia swoich metod zarobków, chyba, że metodą na zarabianie jest sprzedawanie takich właśnie ebooków.

– Idziemy jeszcze po najdroższą torbę, która jest w Louis Vuitton dostępna, która jest w cenie samochodu polskiego rapera – mówi Sentino w pierwszym vlogu reklamowym, którego zadaniem jest napędzić jak największą ilość osób do zakupu dostępu do nowej platformy Truemana.

Niestety, po komentarzach widać, że współpraca Treumana z Sentino jest strzałem w dziesiątkę. Tylko nieliczni dopatrują się w ich biznesie czegoś niepokojącego. Dodatkowo jakiś czas temu pojawiła się informacja o pogodzeniu się Sentino z Malikiem i ich spotkaniu w Paryżu, do czego miał doprowadzić sam Trueman. Czy szef GM2L będzie kolejną osobą, która ma uwiarygadniać szemrane biznesy, czas pokaże.

Odbiorcami Truemana są teraz najwierniejsi fani Sebastiana

Czytaj dalej

Felieton

Lacazette ratuje niemiecki rap – felieton

Młodego rapera propsują m.in. Capital Bra, Celo, Abdi, Loredana i Kolja Goldstein.

Opublikowany

 

Przez

lacazette

Niemiecki rap od pewnego czasu nie ma zbyt wiele do zaoferowania i to samo zdanie podziela raperka Loredana. Ciężko robi się na sercu słuchaczy, nie ma co ściemniać, że niemiecka scena była po francuskiej jedną z najmocniejszych w Europie, a tu ledwie kilku artystów nadaje się do konsumpcji. Obecnie albumy wpadają w jedno ucho i tak samo szybko wylatują drugim. Treści oraz teksty nie trenują mózgu, nie bawią, ani nie intrygują. Jadąc w Sbahnie grzebiesz coś na telefonie i nawet nie wiesz, czego słuchasz. Do czasu aż pojawił się Lacazette, który zmusza odbiorcę do poświęcenia mu inkluzywnej uwagi.

„LID” – album roku 2024

Nazywa siebie samego ratunkiem niemieckiego rapu i raczej nie będzie musiał składać od tego apelacji. Nikt nie zarzuci mu niekompetencji albo ghostwritingu. Jego album “LID” bardzo szybko po premierze usytuował się na 5 miejscu top albumów. Muzyk nie był żadną wielką figurą undergroundu. Zrobiło się o nim bardziej głośno, kiedy kawałek “H&K” puszczał w samochodzie Capital Bra, co w pewnym stopniu pomogło newcomerowi na uzyskanie pierwszego rozgłosu. Typ pojawił się tak naprawdę znikąd i nie wiemy o nim zbyt dużo. Od początku wspierają go Gringo i Kalazh44, którzy propsują ciężką pracę chłopaka związanego z Labelem Baklava Music. Celo i Abdi w jednym z wywiadów również przychylnie odnieśli się do berlińczyka. Ten duet obok Haftiego, to ojcowie Straßenrap w Niemczech.

Okładka albumu „LID”

Milion euro zysku

Pochodzący ze Steglitz- Zehlendorf raper nie postawił na typową ścieżkę kariery. Zazwyczaj jako newbie robisz drop dwóch kawałków i czekasz po dobrze przyjętej premierze na deal z Universal albo Sony. Lacazette natomiast, nagrał aż 13 klipów w bardzo podobnej, ulicznej, zimnej stylistyce mrocznego Berlina, które na YouTube przyniosły mu ok. 1 miliona euro zysku. Estetyka dość już znana, ale przedstawiona w innej, ciekawej perspektywie, owiana tajemnicą i zawadiackim spojrzeniem muzyka.

Inteligentny uliczny rap

Lucky sprawił, że niemiecki rap dostarcza słuchaczowi i szerokiej grupie wiekowej odbiorców, dużej przyjemności. Streetrap doczekał się w końcu chwytliwych i inteligentnych wersów, przeplatanych ironicznym humorem. Grek lubi czasem znikąd wypuścić zaskakujący, humorystyczny punchline jak: “Dostawca jest Niemcem, ale biega jak Hakimi” (“Läufer ist Deutscher doch rennt wie Hakimi”) czy “Przyjdę do Twojego akwarium Cię wyłowić” (“Ich komm’ in dein Aquarium, dich rausfischen”), “Bycie mądrym jest niebezpieczne, niebezpieczne nie jest mądre” ( “Schlau sein ist gefährlich, gefährlich ist nicht schlau”).

Trafnych fraz posiada on tak wiele, że musiałabym zrobić dla was jakąś best of listę. Dykcja Lacazette jest wybitnie on point, dlatego myślę, że ze spokojem zrozumiecie jego teksty, nawet jeśli Wasz niemiecki nie jest na wygórowanym poziomie.

Lacazette

Wyróżnia się na monotonnej scenie niemieckiego rapu

Wallah! Na albumie nie znajdziecie autotune, za to solidne beaty w klasycznej stylistyce, uwaga to nie jest codeinowy rap, afrobeat albo hiphopop. Fabuła traktuje o dealowaniu i używkach, zarabianiu hajsu, refleksjach oraz demonach. Mimo to raper ugryzł ten temat w inny, swój sposób, bez monotonnych adlibów o double cup czy fat ass. Lucky postawił na dobrze napisane teksty, przekaz i porządny warsztat, co słychać przez to jak buduje zdania czy zgrabnie łączy rymy. W kunsztowny sposób akcentuje słowa, wyróżniając go tym pośród monotonnej sceny niemieckiego rapu. Po pierwszym odsłuchu jego twórczości byłam pewna, że to jakiś streetowo doświadczony, grubo po 30-tce typ. Bity są bardzo klasyczne jak na obecne czasy i trendy. Obecnie wielu niemieckich artystów, takich jak Loredana wrzucają na Instagram jego utwory. Respekt oddał mu także sam wielki Kolja Goldstein, który koleguje się z managerem Lacazette.

Lacazette

210 mln streamów

Zawadiacki i charyzmatyczny raper, który nazywa swoich słuchaczy Matrosen ma w sobie pewną aurę, która spodobała się szerszemu gronu odbiorców, dając mu 210 milionów streamów albumu na Spotify. Przywraca to wiarę w to, że ludzie są głodni dobrej muzyki, a album Luckiego leci non stop on repeat!

Beaty wyprodukowali min: jroc, 808swerve, Sam4prod, yung.rox, jaydon6jam, goldfinger030, murdsdrum, maccrazy1.

Lacazette „LID” – odsłuch albumu

Czytaj dalej

Popularne

Copyright © Łukasz Kazek dla GlamRap.pl 2011-2025.
(Ta strona może używać Cookies, przeglądanie jej to zgoda na ich używanie.)

error: