

Po wstąpieniu w szeregi QueQuality przypuszczałem, że kariera Emesa w końcu nabierze odpowiedniego rozpędu. Dwie płyty – „Nowe kino” nagrane z Kartkym i solowy „Self-Made Man” – wydane w ramach wytwórni Quebonafide miały zagwarantować poszerzenie fanbase’u i wzrost rozpoznawalności. Niestety los nie był tak łaskawy dla Emesa jak w przypadku pozostałych artystów QQ, a droga okazała się bardziej wyboista niż przypuszczałem. Współpraca została przerwana, a Emes na jakiś czas zniknął. Po krótkiej przerwie powraca z nowym albumem wydanym pod własnym egidą. Czy to „YUSH.”?
Tak i nie. Zdecydowanie „YUSH.” dla Emesa, wciąż za mało „YUSH.” dla odbiorcy. Co z tego, że można rozpisywać się na dwie strony A4 jak bardzo zaangażowanym twórcą jest Milligan, że kuma trendy, że z głową przeszczepia flowowe patenty, że ma niesamowity warsztat, skoro tkwi przy nim łatka piekielnie utalentowanego, ale wciąż niedocenionego artysty? Niestety ta płyta tego nie zmieni. Szkoda, bo Emes ma papiery na mainstreamowca. Nie na poprawnego grajka wykreowanego na potrzeby muzycznych trendów, tylko gościa, którzy wnosi do polskiej muzyki rozrywkowej zupełnie nową jakość – tak jak w przypadku hitowego „Dynvmitu”. Ale jego kunszt nie przejawia się tylko i wyłącznie w robieniu bangerów z klasą. Spójrzcie na „Magnez” – kolejny lovesong w dyskografii Emesa, w którym mówi o uczuciach i emocjach nie popadając w kicz. Zobaczcie w jakim stylu łapie się za temat przeciwności losu i dążenia do celu w „Seiya”. „YUSH.” to zdecydowany krok w kierunku realizacji swojej wizji, aniżeli granie na emocjach słuchaczy…
Cieszyć może fakt, że Emes zaczyna bardziej odważnie wykorzystywać wszystkie swoje walory, że potrafi zgrabnie romansować z mainstreamowymi rzeczami zachowując przy tym rapowy charakter. Jednocześnie nie zrywa ze swoją tożsamością muzyczną i nagrywa numery kojarzone stylistycznie z dotychczasowymi pozycjami w dyskografii. Podobnie jest w kontekście produkcyjnym. Oprócz odważnych, innowacyjnych rozwiązań potrafi postawić na minimalizm przywołujący na myśl chociażby „Spin-OFF”. Całość jest odpowiednim balansem pomiędzy tym co się dzieje teraz w muzyce, a tym kim jest Emes i jaką drogę przebył do teraz. Gościnnie? Ludzie z najbliższego otoczenia. Kartky i Deys. W takich konfiguracjach czuć chemię i za każdym konsekwencją ich działań są najmocniejsze numery na tracklistach.
Paradoks „YUSH.” rozbija się o poziom i feedback. Emes wciąż jest żądny krwi, gry i kolejny raz nagrywa album lepszy od swojego poprzednika. Sęk w tym, że nic nie wskazuje na to, żeby jego ruchy poszły szerzej. Według mnie to jedna z ciekawszych pozycji, którą wypluła branża w 2019 roku. W końcu to album niebanalnych pomysłów, ciekawych eksperymentów i dojrzałości muzycznej Emesa. Potraktujmy to jak imponujący start w nowy, lepszy rozdział, a zacznijmy go „YUSH.”.

-
News5 dni temu
Adek WWA nie żyje
-
News2 dni temu
Grande odpowiada Kacprowi HTA: „Gangsta udaje ofiarę”
-
News3 dni temu
Mata po drogim preorderze sprzedaje bluzy za 555 zł
-
News3 dni temu
Kacper HTA o Grande Connection: „Jesteś Mają Staśko w hip-hopie”
-
News4 dni temu
Po przeprosinach Żabsona Mia Khalifa nabrała do niego szacunku?
-
News4 dni temu
Ten Typ Mes powiedział Winiemu, czy dołączy do GM2L
-
News2 dni temu
Oliwka Brazil idzie na swoje i ogłasza preorder
-
News3 dni temu
Rekompensata za boxy Malika Montany – znamy szczegóły
Jebać Moderatorów Glam Rapu, którzy Hurtowo w kilka sekund, Plusują-Minusują po 10 Lajków (akcja przy Njusach o Tede), tak aby nadać priorytet komentarzom, manipulować…!!!
Jebać za Tolerowanie tych Ścieków, tego Szamba, tego Bagna…!
Niszczycie Portal, tak jak był niszczony Hip-Hop.PL!!!
Niech Reklamodawcy, zaczną Was Pierdolić!
POPKILLER.PL i CGM.PL – na Propsie!
…a Wy, jesteście Śmieszni i zarazem Żenujący-Żałośni!
Jebać, wszystkie Kurwy, Tfu…
BASY Z MODERATORA, TEGO CWELA Z KUTASEM…!!! 🙂
Ciepły mocz, na twój ryj Kurwo, Tfu…!
…!!! 🙂
Może komuś się spodoba ja tam nie wiem.
Emes Milligan ft. Krzysztof Kononowicz – analne zakamarki choroszczy yush & wytrysk potem (prod. Żądło boże majora)
Papiery na mainstreamowca, co ty bredzisz pedale….każdy ma papiery, kto ma kasę lub znajomosci, większość mainstreemowcow to łaki pierdolone.
Bodysong to filmowa mozaika, na którą składają się liczne portrety bezimiennych bohaterów, wydarzeń, przedmiotów. To bogactwo pozwala każdemu widzowi na ich indywidualne odkrywanie i identyfikowanie się z nimi. Bodysong to epicka opowieść o miłości, seksie, przemocy, śmierci i marzeniach. Historia nas samych, opowiedziana za pomocą zdjęć i fragmentów filmów pochodzących z całego świata. Bodysong to panoramiczny wgląd w życie ludzi, zrealizowany przy pomocy niekonwencjonalnych ujęć i sekwencji.
Scenariusz i reżyseria: Simon Pummell
Gatunek: Dokumentalny, Dramat, Wojenny, Erotyczny
https://www.youtube.com/watch?v=9AOq-bVaymo
Emes Milligan – „ANAL.”
Emsh Millies -„Yugan”