Sprawdź nas też tutaj

Felieton

„Kolega miał być od muzyki, ja od pisania najgorętszych tekstów” |FELIETON

Opublikowany

 

Pozostaje tylko płacz i zgrzytanie zębów.

Mam 27 lat, a potrafię wcielić się w rolę zarozumiałego dzieciaka, który momentami bez żadnego wyraźnego powodu – niemal dla zasady – uprzykrza życie przyjaciołom, znajomym z pracy czy mijanym przechodniom. W takiego dzieciaka, który to najbardziej Cię wkurwia, gdy stoisz w kolejce po zwykłe zapałki, a ten tylko drze ryja, płacze, smarka w rękaw i wyzywa matkę, ponieważ zachciało mu się akurat w tej chwili bajeranckiego samochodu z BBurago. Nie słucha jednak tłumaczeń bezradnej matuli i chyba nie zdaje sobie sprawy, że stoimy wszyscy za swoimi sprawami w ogólnospożywczym. Dokładnie tak, potrafię taki być. Z nieuzasadnionych przyczyn. Przychodzi mi to zupełnie naturalnie niczym oddech. Być może jest to wypadkową rozczarowania rzeczywistością – będąc jeszcze w gimnazjum inaczej sobie wyobrażałem tę całą dorosłość. Widziałem siebie jako wyluzowanego gościa, magistra, dyrektora na Polskę w międzynarodowej korporacji, mieszkającego w willi z basenem na przedmieściach wraz z dupeczką o urodzie Rosario Dawson, która urodziłaby mi trójkę szkrabów. Względnie jako prezesa, którego firma zostaje głównym sponsorem Zagłębia Sosnowiec, zdobywa z nim Mistrzostwo Polski i dostaje się do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Ostatecznie skończyłem jako intelektualista po technikum ze skłonnością do autodestrukcji, tonący w długach, z których bezskutecznie usiłuje się wydostać. Wszystko zaś w imię poświęcenia i próby życia z mentalnością zwycięzcy! Pomimo poniedziałku, obejrzanego Wołynia, przeczytanych Beksińskich i obejrzanej Ostatniej rodziny oraz melancholijnego nastroju, postaram się trzymać nerwy na wodzy i w miarę na chłodno, acz bardzo osobiście i gorzko, przybliżyć w czym rzecz.

 

Pamiętam, że pierwsze moje przewartościowanie rzeczywistości nastąpiło w momencie, gdy rozpocząłem studia. A właściwie to gdy je zakończyłem. Przestałem studiować, obiecując sobie, że w następnym roku powrócę do dziennikarstwa. Nie stać mnie było na ich opłacenie, ponieważ zmagałem się z bezrobociem i zmęczony pożyczaniem siana od rodziców postanowiłem odpocząć do momentu, aż wszystko się ustabilizuje. Wyznaczyłem sobie w tym celu maksymalnie rok, a mija już siedem lat jak zniechęcony nawet nie rozmyślam o powrocie do dalszej edukacji. Wtedy mocno się załamałem psychicznie, stałem się wyalienowany i straciłem chęci do życia na kilka miesięcy. Całe moje wyobrażenie etapu wchodzenia w dorosłość nagle legło w gruzach. Uzmysłowiłem sobie, że rozczarowałem bliskich, że jako pierwszy z rodziny nie zdobędę wyższego, że nie zostanę jakimś wielkim uczonym, że roztrwoniłem pokładane we mnie nadzieje. Po latach celowo się oszukuję, ironizując, że byłem po prostu za dobry, dlatego przedwcześnie skończyłem naukę. Celowo, żeby się nie załamywać. Z odsieczą w podobnych sytuacjach powinna przychodzić pasja! Niektórzy wolą się zatracić w alkoholu lub w dragach, lecz w moim przypadku był to hip-hop. Paradoksalnie jednak ta alternatywa, mająca pomóc, niestety mnie zgubiła.

 

Pomyślałem więc, że skoro nie pójdę klasyczną drogą, polegającą na skończeniu studiów i pójściu do dobrze płatnej pracy, zacznę kombinować na różne sposoby. Postawię na poświęcenie, na ciężką pracę nad sobą, na zdobywanie wiedzy i doskonalenie się na własną rękę. Poniekąd osiągnąłem, co chciałem. Pracuję od kilku lat w jednej firmie, czuję się docenionym pracownikiem i w ramach wdzięczności nawet po godzinach rozmyślam nad tym, jak pomóc w jej rozwoju, żeby mogła utrzeć nosa konkurencji. Jestem ogromnie wdzięczny, naprawdę. Zechcieli mieć u siebie chłopaka z niezamożnej rodziny bez koneksji, przymykając oko na jego wykształcenie średnie, a doceniając zdolność niekonwencjonalnego myślenia, zaczerpniętego żywcem z zasad kultury hip-hop. Wiecie: styl, flow, oryginalność, kreatywność, świeżość czy wstręt do kopiowania. Dzięki temu też znalazłem tę pracę. Przestałem składać CV po magazynach czy fabrykach, a zacząłem kombinować. No i wykombinowałem! Pojąłem też, że papier w dzisiejszych czasach może służyć za toaletowy. Chyba, że skończyłeś bioinformatykę, to zwracam honor! Ale zaraz, zaraz… Dlaczego tylko poniekąd coś osiągnąłem, skoro jest względnie dobrze?

 

Chciałem odnotować sukces w muzyce, ot co. Nie mówię, że w rapie – w międzyczasie zafascynowałem się psychodelicznym rockiem, a poza The Moondogs nie wiem, czy ktoś w Polsce się tym gatunkiem trudzi. Planowałem rozwinąć swoje flow do poziomu Pharoahe Moncha, nauczyć się śpiewać, czy chociaż zawodzić, grać na basie. W tym celu się właśnie poświęcałem i niejednokrotnie zmieniałem priorytety. Życie w zasadzie opiera się na kilku prostych kwestiach i choć uważam się za oportunistę czy nonkonformistę, również mnie one dotyczą. Pragnienie miłości, spędzanie czasu z przyjaciółmi, chodzenie do pracy czy realizowanie się w pasji. Czy jak kto woli: dupeczka, osiedle, robota, hip-hop. Żeby osiągnąć sukces, trzeba z czegoś zrezygnować, ponieważ najzwyczajniej w świecie brakuje czasu, aby mieć wokół siebie cały komplet. Większość moich znajomych zrezygnowała z przyjaciół i pasji, a ja dla odmiany z dupeczki. Nie chciałem być rozpraszany, a doskonale zdaję sobie sprawę z mojej nadmiernej uległości przyjemnym rzeczom. Trwam w tym już długie lata. Kiedyś śmialiśmy się z Cokiem, że jak osiągniemy upragniony sukces, to będziemy już starzy, a same najatrakcyjniejsze niewiasty będą zajęte. Która by chciała czekać na nieodpowiedzialnego dżentelmena, obiboka i lekkoducha, bo tak wyglądam w świetle opinii społecznej? Wiele sie nie pomyliliśmy, jak się okazuje. Wszystkie dziewczęta, w których się człowiek niegdyś podkochiwał, dziś są już czyimiś żonami, natomiast do wzięcia zostały jedynie ciężarne lub bezzębne. Przyjaciele zwracali mi uwagę, żebym się w tym całym poświęcaniu nie pogubił, a ja wręcz się naburmuszałem i pukałem w czoło.

 

"Nabawiłem się tymczasem depresji, ponieważ zbyt wiele spraw mnie przerosło"

 

Pozostałe aspekty mojego dotychczasowego życia miały identyczny bieg i odbywały się pod dyktando żonglowania priorytetami. Zanim oddałem się bezgranicznie muzyce, aspirowałem do tytułu największego na świecie ultrasa. Rezygnowałem z ważnych uroczystości rodzinnych typu komunia mojej ulubionej kuzynki czy moje własne bierzmowanie, żeby pojawić się na meczu o stawkę. W konsekwencji pogorszyły się moje stosunki z rodziną. Kiedy byłem młodym idealistą, nie potrzebowałem pieniędzy. Kolega z klatki obok miał być od muzyki, ja od pisania najgorętszych tekstów. Inni koledzy spędzali wakacje nad Bałtykiem lub w Chorwacji, my woleliśmy wykorzystać brak ich towarzystwa na zajmowanie się muzyką, a nie latanie po osiedlu jak młodzi kamoryści. W konsekwencji zjeździli oni pół świata oraz widzieli piramidy, a jedynym miejscem za granicą, w którym byłem ja, jest czeska Ostrawa. Nie zobaczyłbym nigdy Wrocławia, Warszawy czy Poznania, gdybym nie pojechał tam wyłącznie za koncertami. Wymyśliłem sobie, że nigdy w życiu się nie opiję, aby zachować trzeźwy stan umysłu, co miało spowodować, że moje teksty będą najrozsądniejsze, wnioski w nich zawarte niespotykane, a pointy błyskotliwe. Nabawiłem się tymczasem depresji, ponieważ zbyt wiele spraw mnie przerosło. A jak w rozmowie z przyjaciółmi przychodzi czas na wspominki, rozgoryczony nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Okazuje się, że ich najlepsze wspomnienia pochodzą z najbardziej dzikich imprez. Przyznacie, że nie widzieliście na OLIS płyt młodych idealistów z Zagórza, prawda? Niestety nie zdążyliśmy i zamiast żyć z muzyki, musimy codziennie wstawać z samego rana, wyjść na autobus i dojechać do biura.

 

Kiedy idąc do stałej pracy przestajesz być tym gówniarzem z marzeniami, to właściwie jesteś bohaterem bajki o identycznym scenariuszu. Wypłatę przeznaczasz w większości na realizowanie swoich planów czy marzeń. Z tą różnicą, że spotykasz się również z dużą krytyką znajomych, którzy w tym czasie odkładają na mieszkanie bądź samochód. Dopiero chwila, w której zobaczą Twoją płytę na sklepowej półce uciszy ich skuteczniej niż ich dziewczyna, gdy zapomną o jakiejś tam rocznicy. Ostatnio jednak zastanawiam się, czy oni tak przypadkiem nie z troski o mnie? Kupiłem mnóstwo płyt, odkąd pracuję. Potrafiłem po trzech dniach od wypłaty powiedzieć, że jestem dopiero przed wypłatą. Oni jeździli po świecie, ja odwiedzałem wciąż te same miasta w pogoni za koncertami. Kupowali najnowsze telefony, ja płaciłem za miks swoich nagrań. Chodzili do kina, ja kręciłem teledyski. Płacili za naprawę swoich samochodów, ja kupowałem muzykę od różnych producentów. Z przyjemnością wydawałem pieniądze na powyższe dogodności, wierząc, że każda kupiona przeze mnie płyta wpływa na mój muzyczny rozwój oraz na sukces, który zwróci poniesione nakłady po jego osiągnięciu. Zastępowało mi to ten porzucony przed laty dyplom magistra. Dzisiaj spoglądam z rozżaleniem na zakurzony gramofon i setki – w połowie nieprzesłuchanych – płyt winylowych i kompaktowych, walających się po moim pokoju chaotycznie, dzięki czemu nie mieszkam w sprzyjających dniu powszedniemu warunkach. Jestem ogromnie rozczarowany! Czasami mam wrażenie, że mam jakieś 77 lat, nikogo nie słucham, jestem zamknięty w swoim świecie i tetryczeję, obwiniając wszystkich za moje porażki. Łapię się na tym zwłaszcza jak odczuwam wstręt do każdego opublikowanego zdjęcia znajomych, na których uśmiechnięci pozują gdzieś nad Morskim Okiem we frakach i sukienkach ślubnych. Tyle poświęceń z mojej strony, a tkwię w głębszej dupie niż tkwiłem. Bez efektów, bez wyników. Akompaniując Siarze: co się stało, że się zesrało?

 

Mam wrażenie, że nie miałem na tyle ambicji, żeby to poświęcenie należycie wykorzystać. Być może mam słabą psychikę, charakter, osobowość? Istotnie. W mojej rodzinie nie stroniono od alkoholu, więc często nie miałem odpowiednich warunków. Zamiast postawić na swoim, uciec na siódme piętro i pisać, wolałem wyjść i się poszwendać po osiedlu. Denerwowałem się, jak nie wierzono w moje umiejętności i krytykowano moje posunięcia; odgrażałem się, że jeszcze się spotkamy w Empiku, a wychodzi na to, że tylko im przyklaskiwałem. Zamiast konsekwentnie robić swoje, przejmowałem się byle pierdołą i głupim słowem krytyki, w efekcie czego przez długi okres nic nie robiłem, wciąż jedynie skrycie myśląc, że jeszcze się uda. Tak jakby się kurwa miało samo udać? Dopiero musiał nadejść pewien moment, w którym na nowo załapałem bakcyla i zacząłem dalej działać twórczo. Przez długi czas moją twórczość znała tylko szuflada, ale po pewnym czasie zdecydowałem, że wyciągnę ją stamtąd. Potrafiłem na szczęście ocenić poziom swoich umiejętności, co jest przydatną cechą. Nigdy nie pozwoli Ci ośmieszyć się przed ludźmi! Kiedy więc zrobiłem coś, co wydawało mi się na tyle wartościowe, by się pokazać, a nie miało zadowalających zasięgów, znowu chowałem ogon na jakiś czas. I – ku przestrodze moi mili – to jest właśnie przepis na zmarnowanie się. Czy coś jeszcze osiągnę? Wierzę, że tak. Spróbuję. Lepiej późno niż wcale. Skoro już jestem tym nieporadnym nieudacznikiem, to co lepszego mogę zrobić od próbowania? Znajomi już mnie bardziej nie będą krytykować, nie da się. Dla społeczeństwa już nie będę większym pasożytem niż jestem, nie da się. A z doświadczeniem, które mam i wiedzą, którą posiadam, w połączeniu ze zdolnością do nieszablonowego myślenia mogę spróbować. Da się! Nie mam nic do stracenia, a bardzo wiele do zyskania. A jeśli nawet, to sprzedam wszystkie płyty i znajdę sobie lepszą pasję. Niewymagającą myślenia, kombinowania. Spróbuję sił w tym, w czym śliczna Angela Nikolau jest najlepsza! W końcu w tym roku prawie zdobyłem Rysy, więc jest potencjał.

 

Autorem tekstu jest Modest z ElQuatroNagrania.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Felieton

„Rhythm + Flow” Made in Poland – czy spełnił oczekiwania? – felieton

Podsumowuję polską edycję rapowego show na tle reszty świata.

Opublikowany

 

Przez

kara
Kara / fot. Marcin Oliva

Polska scena muzyczna doczekała się własnej wersji popularnego show Rythm n Flow, gdzie młode raperki oraz raperzy walczą o kwotę pieniężną, a zarazem o kontakty i popularność. Pierwsza edycja tego formatu, przewidywalnie, miała miejsce w Stanach Zjednoczonych. W jury zasiedli Cardi B, T.I. i Chance The Rapper, którzy znaleźli naprawdę zdolnego rapera, który zrobił bardzo konkretną karierę w Stanach, bowiem D Smoke otrzymał trzy nominacje do Grammy. Można by powiedzieć: damm, that’s what’s up! Jeżeli udział w programie Netflixa potrafi tak napędzić karierę i wykreować rapera, który w gruncie rzeczy wcale nie oferował komercyjnego rapu, czuję potencjał na kilometr. Natomiast ostatnia edycja z obłędną Latto, DJ Khaledem i super tekściarzem Ludacrisem wzbudziła we mnie (i wielu) bardzo mieszane uczucia. Zwycięzcą dla wielu widzów był tylko jeden, jednak zupełnie inny gość zgarnął hajs – raper, który nie prezentował się w każdym odcinku jako lider i nie postawiłabym na niego 5 PLN-ów.

W Ameryce jak na Eurowizji

Kontrowersyjna produkcja na pewno istotnie przyczynia się do rozwoju kariery i rozpoznawalności aspirujących muzyków. Realizacja samego show ma dość hip-hopowy wydźwięk, stylówki się zgadzają, tak samo jak zaproszeni producenci muzyczni oraz goście-jurorzy grubego formatu, jak np. Eminem. Ostatnia amerykańska edycja dała mi jednak wrażenie konkursu, który ma jakieś dziwne zasady… jak Eurowizja.

Edycja francuska vs włoska

Żeby nadać trochę jeszcze większego backgroundu, dodam, że edycja francuska również jest małym rollercoasterem, bo nie wszystkie werdykty były faktycznie oceną talentu, a bardziej opierały się na potencjale packagingu, co w sumie idealnie opisuje to, co dzieje się od kilku lat w przemyśle hip-hopowym. Wszyscy pogubili się między bletkami, różowym spritem, autotunem, sztuką pisania i BBL na loży VIP, albo wyrokami w pace za białe noski. To jak zainwestowanie w słaby temat, wrzucenie go do drogiego grindera, zwinięcie łodygi w złotym papierku i narzekanie na syntetyczne zapachy. Ten program pokazuje jak Gen Z reprezentuje obecnie kulturę rapową, która przeszła bez wątpienia transformację. Obok Francji wybitnie ekscytującą edycją jest wersja włoska, gdzie legenda rapu Fabri Fibra w drugiej odsłonie show bardzo pilnuje tego, aby oceniane były skille raperskie, a nie tylko wygląd i stylówka, dlatego program wygrał freestylowiec Cuta. Czyli jednak dostrzeżono, że może nie warto postępować jak większość majorsów, tylko dać szansę ludziom z prawdziwym talentem – ale nie zapominając o tym, że rap to biznes.

Rhythm + Flow – Made in Poland

Wersja polska była dla mnie bardzo nieoczekiwaną i zaskakującą niespodzianką, postawiłabym stówkę, że kolejna edycja odbędzie się w Niemczech. Here we go, biało-czerwoni na Netflixie, gdzie polskie „kur$a” zostało jednak w angielskim dubbingu przetłumaczone. Cały świat będzie myślał, że żeby dogadać się z Polakiem, wystarczy użyć f#ck jako co drugie słowo – very good, my friend. Okej, przekleństwa są nieodłącznym elementem polskiego rapu, chyba w tej kwestii od wielu lat się nic nie zmieniło, nawet na Netflixie…

fot. Marcin Oliva

Dziarma, Sokół i Bedoes porozjeżdżali się po kraju, szukając młodych, nowych i starych talentów. Zajaweczka z Poznania wywołała wzruszenie i kilka łez się potoczyło. Ostatnia włoska odsłona nagrodziła widzów bardzo fajnymi wizualami graficznymi i formą, w jakiej zostały przedstawione miasta oraz miejscówki, w których toczyła się akcja. Polska postawiła na komunistyczne bloki i małe zajaweczki z centrum. Globalni widzowie pomyślą, że wszyscy Polacy mieszkają jak w paryskim ghettcie Saint Denis – stary, tam to dopiero bloków w tej Polsce. Trąci tu ostrą ironią, w istocie Polska nie ma dużo wspólnego z blokowym ghettem, tak jak inne kraje Europy. Przyjęło się, że bloki to rap, a rap to ulica, ale o tym później.

Pyskata Kara

Znajomą twarzą w show jest pyskata Kara, która mówi to, co myśli, i brutalnie ocenia innych uczestników, mówiąc im wprost: „hej, to jest słabe”. Tak czułam, że to będzie czarny koń tej edycji, bo na tle innych intensywnie wyróżnia się swoimi umiejętnościami. Eliminacje, które zaprezentowały się na takie średnie okej, wyłoniły kilku mocniejszych zawodników i zawodniczek – niestety wielu z nich odpadło w Cypherach. Do udziału w show zostały również zaproszone osoby przez twórców formatu, casting, ale układy i polecenia, nie gwarantują im w istocie przejścia dalej. Bądźmy szczerzy: 24h na napisanie zwrotek i ich zapamiętanie przerosło wielu z nich, ale czy taki challenge jest naprawdę wielką weryfikacją talentu? Szelest odpadł niesłusznie z tej gry, widać było, że gościu ma charyzmę i potencjał, a Ywisa pamiętam jeszcze jako nastolatka, kiedy zaczynał tworzyć muzykę. Miło było zobaczyć, że nadal stara się realizować swoje marzenia.

Waga Bedoesa

Jurorzy mają swoich faworytów, konkurują między sobą o to, kto znalazł lepsze talenty. Jak na razie topowe wyniki zgarnia drużyna Sokoła. Dziarma szalała za Baby V, która w eliminacjach dostała „jestem na tak” z bardziej image’owych względów, ale w końcu to telewizyjne show. Bedoes, grający rolę ojca, najchętniej przepuściłby wszystkich, chociaż potrafi gniewnie, bez pardonu zaburczeć, posmagać paskiem krytyki i zbesztać młodych muzyków, aby ich zmotywować. Jestem dobitnie rozczarowana bodyshamingiem, który trochę psuje mi mood podczas oglądania tego show. Czy waga Bedoesa to jest naprawdę coś tak ważnego, że uczestnicy i jurorzy bezczelnie o tym non stop nawijają? Jeśli miała być to beczka przewodnia Nowego Rozdania, sorry, not sorry – super słabe i płytkie. Widać, że Polska nadal ma problem z jakąś ogólną akceptacją.

fot. Marcin Oliva

Od kiedy freestyle to nie FREE STYLE?

Bitwa freestyle’owa (powinnam chyba wziąć to słowo w cudzysłów) rozwaliła najbardziej system całego programu i pozostawiła posmak taniego jabola w ustach. Kara kontra Ja22y (wielokrotnie nazywana albo Jazzy, albo Jezzy – warto byłoby zgadać się, jak ma się wymawiać jej ksywkę, ponieważ to bardzo ważny aspekt jej marki). Ja22y pocisnęła Karze po rodzinie i ojcu alkoholiku. Zaatakowana dotkliwie tą linijką, doświadczona raperka odpowiedziała na to, jak to się w bitwie robi, spontanicznym freestylem, a nie wcześniej napisanym tekstem. Nawet największy kozak nie jest emocjonalnie pusty, bo bardzo często silne osoby mają sporo dużo emocji w sobie, dlatego zarzucanie Karze, że nie odbębniła swojego napisanego wcześniej tekstu, jest mało dojrzałe. Dla mnie była to i jest definicja bitwy freestyle’owej, dla jurorów rozczarowująco nie. Kara odpadła z tego show, a program miał zapewne pomóc jej rozwinąć swoją karierę lub ją uratować. Czytając między wersami, zastanawiam się, nad tym, że w Polsce może nie ma już popytu na uliczny rap? Wręcz przeciwnie wygląda to w innych krajach Europy, gdzie to nadal street raperzy robią wielkie kariery.

Czego chce jury?

Intrygującą postacią jest Kajtek, który postępuje podobnie jak taktyka uwodzenia mężczyzn w książce dla kobiet: bądź tajemnicza, zagadkowa, pewna siebie, dawaj hints, wycofaj się i nie odsłaniaj wszystkiego od razu. Jurorom się to jednak nie spodobało, a Kajtek wyśmiał ideę dzielenia się swoją całą historią i promowaniu rodziny w klipie jako wyznacznika autentyczności. Jury chciało kogoś z jajem, jak naszyjniki Dziarmy – loud and proud – gościa, który miał osobowość samca alfy, pasującą analogicznie do tego biznesu. Mimo – moim zdaniem – najlepszego klipu Kajtek odpadł, a teoretycznie był bardzo dobrym packagingiem. Tu znowu mam wielkiego clasha – o co kamman, jury? Podobny mindf#ck po tym, jak Sokół zarzucił Zippy Ogar, że jego performance na eliminacjach był „za dobry”, albo Dziarma Ja22y, że nie ma osobowości, ale jest komercyjna. Challenge stworzenia teledysków miał za zadanie zbudować więzi z publiką, odkrywając swoje rodzinne strony i przyjaciół, podobnie było w innych edycjach Rythm n Flow. Natomiast czy pokazywanie bliskich czyni Ciebie kimś autentycznym? Ludzie sukcesu to bardzo często One Man/ Gial Army, ale okey w Rythm n Flow chodzi bodajże o represent oraz lokalny support.

Kajtek / fot. Marcin Oliva

Bardziej ekscytujące występy na żywo to sprawdzian prezencji scenicznej, umiejętności tanecznych, kontaktu z publicznością i dykcji. Mam wrażenie, że koncerty rapowe ostatnimi czasy to takie catfishe z Tindera, ładnie opakowane, ale na żywo nie bardzo. Boron i Po Prostu Kajtek wypadli podczas tego wyzwania solidnie, dostarczając nam przyjemnych wrażeń. Highlightem tego epizodu był Żabson – profesjonalny typ, gotowy do pomocy, krytyczny, ale ziomalski, za wszelką cenę chce pomóc swojemu podopiecznemu w wygraniu hajsu! Wybitnie mnie to ujęło, w tym biznesie trudno jest o szczere wsparcie.

Ostatnie Rozdanie – wielkopolski finał!

Tak jak życzę Ja22y jak najlepiej, poczułam satysfakcję z trafnego wyboru finalistów i jej braku w ostatniej trójce. Dziewczyna ma talent, ale czy rapowy? Podobnym diamentem do oszlifowania jest sympatyczny Boron, który pozytywnie udowodnił, swoim ostatnim występem, że drzemie w nim potencjał, tylko potrzebuje trochę czasu i praktyki, wielu myśli, że raperem zostaje się w jeden dzień, not really. W tym momencie chciałabym podziękować Boronowi za nawijkę i za to, że przywrócił honor Donguralesko. Niestety Sokół w zajawce przedstawiającej Poznań, nie wymienił tego rapera w wielkiej trójce największych poznańskich legend, zabolało. Ponadto uczestnik, który jest przedstawicielem Gen Z, i nadal słucha majstra słowa czyli Gurala rokuje w mojej opinii bardzo dobrze.

Rythm n Flow ma momentami, koindencyjny mechanizm, oparty na tym, że lider tego programu z reguły go nie wygrywa. Po prostu Kajtek wzruszył do łez ludzkiego Bedoesa swoim artyzmem i predyspozycjami do pisania solidnych tekstów, pokazując, że nadal mamy w Polsce inteligentnych raperów, którzy znajdą swoich odbiorców pośród elokwentnych słuchaczy. Ciężko było zdecydować, kto na wygraną bardziej zasłużył, ponieważ Zippy Ogar rozwalił scenę bangerowym kawałkiem, pokazał uniwersalność, a takie biciory z reguły pomagają wygrać ten program. Czyj numer będzie częściej odtwarzany na Spotify, i kto ma szansę na bycie elastycznym, takie pytanie zadają sobie często jurorzy tej Netflixowej ramówki. To ta stara i dobrze znana w środowisku walka: czy pozostać wiernym swojemu stylowi, czy być różnorodnym? Zippy ominął comfort zone i to pomogło mu wspiąć się o level wyżej, robiąc duży krok naprzód!

Muszę odpalić teraz wersję angielską finału, żeby zobaczyć jak przetłumaczono po angielsku literackie rzucanie mięsem, w żadnej edycji tego programu nie więdły mi uszy tak jak w Nowym Rozdaniu.

Zippy Ogar – zwycięzca programu / fot. Marcin Oliva

Czytaj dalej

Felieton

Śliwa poszedł w disco-polo. Bajorson alfonsem raperów-przegrywów – felieton

Drugie życie raperów, którym nie wyszło.

Opublikowany

 

bajorson śliwa dawid obserwator

Rapowe przegrywy – Śliwa i Dawid Obserwator, którzy nie poradzili sobie na scenie i zostali wykluczeni przez słuchaczy ze środowiska, zostali wskrzeszeni przez Bajorsona jako disco-polowe przystawki.

Nie poszło ci w rapie? Czekaj na telefon od Bajorsona. Ten idealnie odnalazł się w roli alfonsa zbierającego z ulicy niechciane dziwki. Szybka metamorfoza, delikatny glow up i trafiasz dzięki niemu na inne osiedle, na którym znali cię co najwyżej z ksywki. Jak się postarasz i będziesz głośno jęczeć masz szansę zostać na dzielni k**wą miesiąca.

Czekam już na głosy oburzenia za wstęp, którego metaforyczność idealnie oddaje położenie w jakim znaleźli się wspomnieni w leadzie dwaj absztyfikanci pragnący dorobić kosztem resztek jakiegokolwiek street creditu, który i tak prawie w całości zmarnowali przez swoje zachowanie.

Dawid Obserwator i Śliwa to dwaj zupełnie inni raperzy o kompletnie różnych poziomach umiejętności i zdecydowanie innym piórze. Pierwszy z nich to ulicznik o bardzo prostych rymach, który dał się poznać jakiejś szerszej publiczności tylko dlatego, że został wzięty pod skrzydła Step Records. Kiedy przestał się klikać został wyrzucony z labelu. Nastąpiło to po jego medialnej klapie, kiedy wyszło na jaw, że w przeszłości miał związek z PISem. Uważam, że nie to go pogrzebało na rapowej scenie, tylko to w jaki sposób próbował się od tego odciąć – kłamiąc w żywe oczy, co błyskawicznie było weryfikowane na jego niekorzyść. Kilka takich wpadek i po karierze. Step zakręcił kurek i nastała bieda.

O poczynaniach Śliwy informowaliśmy od lat. Nie wysyłanie płyt fanom (czekamy już 4 lata na zakupiony krążek), krętactwo, bajeranctwo i jego fani, którzy nazywali go oszustem pod własnymi postami, które wrzucał na sociale. Ostatni wkręt do jego trumny „kariera Śliwińskiego” wkręcił Grande Connection. Wcześniej kilka gwoździ wbił też sam Peja, który zakończył z nim współpracę, jasno podkreślając, że został on wyrzucony z wytwórni, a nie odszedł dobrowolnie.

Bajorson to prawilniak, kryminogenny rap, ale z humorem. Dał się poznać jako freestyle’owiec z dużym dystansem i bekowymi przekminkami. Nigdy nikomu nie wkładał do głowy ulicznych zasad. Nie udało mu się zarobić z rapu tak jakby tego oczekiwał. Od niedawna robi disco. Pykło. „Bailando” po miesiącu ma 10 baniek na samym Youtube. Do projektu został zaangażowany Dawid Obserwator. Też prawilniak, ale z tych o twardych, ulicznych zasadach. Wkładał w głowę dzieciaków truizmy, moralizował, mówił latami w swoich liniach jak należy postępować. Skończył śpiewając narkotyczne refreny u Bajorsona.

Obserwator nie jest jednak wybitnym twórcą. Drewniane flow i monotematyczność. Pierwszy singiel disco się udał, ale to trudne do powtórzenia. Bajorson wydaje się to wiedzieć i zaangażował dodatkowo kogoś będącego półkę wyżej. Śliwa jest bardziej melodyjny. Miał być drugim Peją, ale żeby nie ubrudzić się fizyczną pracą, stara się jeszcze resztki godności sprzedać na disco-polowych refrenach. Został właśnie zatrudniony przez Bajora do potencjalnego kolejnego hitu wszystkich okolicznych potupajek. Jedyny „Piątek” jaki jednak polecam, to ten Dakanna. Przy tym poniżej nie klikajcie w trójkąt, chyba że jesteście masochistami.

Czytaj dalej

Felieton

„Chrupki dla szonów”. Niefortunna nazwa chrupek Bambi? – felieton

Słuchaczom i artystom kojarzy się ona niezbyt dobrze.

Opublikowany

 

bambiszonki chrupki bambi

Bambi ma swoje chrupki. We wtorek raperka rozpoczęła kampanię reklamową, a sieć od razu wrzuciła jej nowy produkt do niezbyt przyjemnego worka. Wszystko przez nazwę „Bambiszonki”.

Co to jest Bambiszon?

Najpierw powinniśmy sobie zadać podstawowe pytanie o „Bambiszona”. Co to tak właściwie jest? Po przeszukaniu sieci wyłaniają się nam dwa główne znaczenia tego słowa:

  • To osoba, która jest początkującym graczem, słaba w grze, lub niedoświadczona.
  • „Bambiszon” może być porównywany do niezdarnego, słabego, naiwnego, czy niedojrzałego człowieka.

Bambiszon odnosi się także do ksywki raperki Bambi, która czasami – choć bardzo rzadko i możemy domyślać się dlaczego – korzysta też z pseudonimu „Bambiszon”. Takowy jest m.in. w jej nicku na TikToku – bambi.bambiszon.

Bambiszonki – „chrupki dla szonów”

To właśnie odnosząc się do swojego alternatywnego pseudonimu, Bambi nazwała swoje nowe chrupki „Bambiszonki”. W powyższym kontekście nie wygląda to na zbyt fortunną nazwą, ale uwierzcie, może być jeszcze gorzej.

Drugi człon ksywki raperki „szon”, spopularyzowany przez filmy Patryka Vegi odnosi się do „kurwiszona”, czyli kobiety lekkich obyczajów. To właśnie z tym sporej części osób kojarzą się nowe chrupki Bambi:

„Pani córka to jest Szon
Jaki szon?
Kurwiszon”

„Pani córka to jest Szon
Jaki szon?
Bambiszon”
– brzmi ugrzeczniona wersja. Wiele wpisów pod informacją o nowym produkcie raperki, który trafił do Żabek tak właśnie wygląda. Komentujący są naprawdę bezlitośni:

Oska030 o chrupkach raperki

Na temat „Bambiszonków” wypowiedział się także Oska030 z Baba Hassan. Jak widzimy, mu również ich nazwa kojarzy się jednoznacznie:

Innym skojarzeniem, za którym Bambi też raczej nie będzie przepadać jest:

Nazwa niefortunna, a wręcz zła

Niestety, nazwa nowych chrupek Bambi nie jest zbyt fortunna. Nie udało się w tym przypadku przewidzieć reakcji sieci na „Bambiszonki” przez speców od marketingu. Nie ukrywajmy też, że to produkt skierowany przede wszystkim do dzieci. Oczami wyobraźni widzę już jak wyzywają się one „szonów” albo co gorsza „kurwiszonów” tylko dlatego, że ktoś kupił sobie w Żabce chrupki. Dzieci bywają okropne i to bardzo prawdopodobny scenariusz, skoro starsi w taki sposób robią sobie z tego bekę.

Czytaj dalej

Felieton

Jongmen wykupił boty? Ścigać powinni też jego grafika – felieton

Jongmen poszedł w ślady Sentino.

Opublikowany

 

jongmen kupione wyświetlenia

Jeden z ostatnich swoich numerów, Sentino postanowił wypromować botami, które dodawały randomowe komentarze i tym samym zwiększały zasięg teledysku. Czy na podobny ruch zdecydował się Jongmen?

Kupione łapki w górę u Jongmena?

Ścigany przez polskie służby listem gończym Jongmen, wiedzie luksusowe życie w Dubaju. Co jakiś czas wypuszcza też nowe numery. Tym razem otrzymaliśmy od niego „Tranquillo” z gościnnym udziałem Palucha. Niestety, już chwilę po premierze coś nieładnie pachnie.

Po godzinie od premiery nowy numer Jongmena ma ponad 2 tys. wyświetleń i 3,2 tys. łapek w górę. Wprawdzie licznik Youtube’a czasami nie wyrabia, to taka ilość łapek w tak krótkim czasie budzi duże wątpliwości. Tym bardziej, że premierę od Jongmena możemy porównać z nowym kawałkiem Gurala, który ukazał się w tym samym czasie:

  • Jongmen „Tranquillo”: 2.3k. wyświetleń, 3.2k łapek.
  • Gural „Totentanz”: 6k wyświetleń, 900 łapek.
Statystyki klipu Jongmena po ok. 1 godzinie
Statystyki klipu Gurala po ok. 1 godzinie

Co kierowało Jongmenem, żeby sięgnąć po boty? Możemy tylko przypuszczać, ale głośno myśląc może to wyglądać tak, że pomysłodawca Jongcoinów zaprosił sobie do numeru Palucha, poważnego gracza z mainstreamu i nie mógł sobie pozwolić na to, żeby ten numer przeszedł bez echa lub miał jakieś skromne zasięgi.

PS. Na czas pisania artykułu Paluch nie włączył się w promocję klipu.

Jongmen – mistrz okładek

To nie koniec nowości od Jongmena i będąc dalej przy premierze nowego singla nie mogę przejść obojętnie wobec jego strony graficznej. Przez lata raper raczył nas ponadprzeciętnymi artworkami, które dodawały uroku jego singlom i płytom. Nic w tej kwestii się nie zmieniło. Raper kontynuuje cały czas współpracę z tym samym grafikiem. Wystarczy spojrzeć na okładkę nowego singla, o której nawet trudno powiedzieć, że powstała na kolanie.

Ciekawi mnie proces komunikacyjny między Jongmenem a grafikiem. Mógł on wyglądać tak:

  • Jongmen: Ejj, potrzebuję zajebistą okładkę.
  • Grafik: Na kiedy?
  • Jongmen: Mordo, za minutę premierą.
  • Grafik, Luz mordo…
Okładka nowego singla Jongmena żywcem wyciągnięta z Painta

Gandi Ganda „Goronce wersy płonom” ma godnego następcę. A co na to Paluch, który jednak od lat dba o swoją nieskazitelną identyfikację wizualną? Hmm…

Pamiętna okładka płyty hypemana Peji

Czytaj dalej

Felieton

Bonus RPK nie chce być patusem z ulicy, więc wydaje płytę… „Głos ulicy” 👀 – felieton

Czego nie rozumiesz?

Opublikowany

 

bonus rpk głos ulicy

Bonus RPK postanowił zjeść ciastko i mieć ciastko. Jego działalność po wyjściu z więzienia jest pełna absurdów i sprzeczności.

BGU nie chciał trafić za kraty w związku z wyrokiem za handel narkotykami. W jednym momencie wszystkie antysystemowe hasła przez niego głoszone przestały mieć znaczenie i raper zaczął pojawiać się w mainstreamowych mediach, którymi do tej pory gardził. Przekonywał, że jest niewinny, ale oczy kota ze Shreka nie zrobiły wrażenia na organach ścigania.

Odsiedział niepełny wyrok z zasądzonych ponad 5 lat. Zaraz po wyjściu na wolność rozpoczęła się fala braku konsekwencji w jego działalności. Pokazywanie się z „kanapką hajsu”, kiedy chwilę wcześniej żebrało się każdą złotówkę. W tym przypadku fani szybko wyjaśnili flexownika, dając wyraz swojego niezadowolenia i rugając Bonusa na jego własnych profilach społecznościowych.

„Pomusz mam chorom curke” vs flexowanie się hajsem

Chwilę później kolejna wtopa. Próba przyciągnięcia kupujących na preorder płyty poprzez fejkową ilość osób na stronie. Bonus postanowił ściemnić na stronie z preorderem, że zainteresowanie jego płytą jest naprawdę duże. Oczywiście był to fejk i obok przycisku „Kup teraz” był licznik z losowo pojawiającymi się cyframi, a nie z faktyczną liczbą osób, która była zainteresowana zakupem albumu. Może i kłamstewko, ale zawsze kłamstewko.

Janusz Schwertner znany ze swoich lewicowych poglądów, niedawno bronił polityki migracyjnej, a także atakował Grzegorza Brauna. Z drugiej strony Bonus, który kojarzył się zawsze z prawicowymi poglądami. Ulicznik z zasadami. Nie przeszkodziło mu to jednak w nawiązaniu współpracy z lewicowym dziennikarzem, który napisał mu książkę, żeby spieniężyć pobyt za kratami.

Grande Connection nazwał Bonusa, który trenował też jakiś czas temu z Matą (ojciec Marcin Matczak ma powiązania polityczne) – wspólnikiem systemu. Trudno nie odnieść takiego wrażenia po jego ostatnich ruchach, tym bardziej, że chce on oficjalnie zerwać z ulicą – o czym zaczyna opowiadać w wywiadach.

Bonus trenujący z Młodym Matczakiem

Najnowsze doniesienia od Bonusa są takie, że przeszkadza mu już bycie ulicznikiem.

– Nie chcę już być uważany za jakiegoś Bonusa-patusa, który siedzi w klimatach ulicznych i ma zamkniętą głowę. Jestem ojcem, mam dzieci, które są wychowane w zupełnie innych czasach. Kiedyś raper miał jakieś swoje ramy, poza które nie wychodził. Dzisiaj rap jest wszędzie. Jeżeli ktoś w tych ramach pozostał, to ciężko mu zaakceptować nową rzeczywistość – wyznał w rozmowie z Newonce.

Bonus dorósł, nie chce być uważany za patusa z bramy, bo taki wizerunek przeszkadza nie tylko w życiu prywatnym, ale też w interesach. Marki nie chcą być kojarzone ze złą ulicą, menelami i penerami. Dlatego szef Ciemnej Strefy włączył najzwyczajniej w świecie tryb „family friendly”. Swoja drogą – świetny ruch i szkoda, że tak późno.

Jak zatem łagodnie obejść się z wiernymi fanami, których przez dekady karmiło się prawilną gadką? Nazwać płytę „Głos ulicy”. To nie żart. Bonus z jednej strony odcina się od ulicy w wywiadach, a z drugiej zapowiada nową płytę zatytułowaną „Głos ulicy”. No chyba sezamkowej w tym wypadku.

Zapowiedź nowej płyty

Patrząc na kandydatów na prezydenta, dostawiłbym w najbliższej debacie jeszcze jeden pulpit, przy którym znalazłby się Pan Oliwier. Jest idealnym przykładem politycznego bełkotu: jedno mówi, drugie robi.

PS. Więzienie resocjalizuje. Przypadek Artysty Kombinatora potwierdza tę tezę, bo z antysystemowca stał się on przykładnym obywatelem, który nie chce być już ulicznikiem, ale jeszcze chociaż jedną nogą tam zostanie, żeby nie odciąć całkiem pępowiny, przez którą mógłby stracić płynność finansową . Człowiek zasad (zobacz).

Czytaj dalej

Popularne

Copyright © Łukasz Kazek dla GlamRap.pl 2011-2025.
(Ta strona może używać Cookies, przeglądanie jej to zgoda na ich używanie.)

error: