Sprawdź nas też tutaj

Felieton

KOMENTARZ KAABANA: „Przekrój” o polskim hip hopie

Opublikowany

 

alt

Trudno zanegować rozwijającą się niemal z dnia na dzień nową falę mody na polski rap. Kiedy wydaje się, że kolejna granica nie zostanie przekroczona, albo przynajmniej to całe zamieszanie przynajmniej wyhamuje, następnego dnia okazuje się, że nic bardziej mylnego. Myślałem, że występ Pokahontaz u Wojewódzkiego wynikał bezpośrednio z chęci zagarnięcia fejmu zbitego na tym filmie, jednak zaraz potem w programie tym mogliśmy oglądać Pezeta. Afera zatacza coraz większe kręgi, ponieważ temat rapu postanowił wziąć na warsztat (i przy okazji okładkę) tygodnik „Przekrój”.

Początkowo sądziłem, że znowu jakiś dziennikarzyna za 2zł pod wpływem 5cio krotnego obejrzenia „Jesteś bogiem” oraz przesłuchania dyskografii Magika postanowił podzielić się z całym światem swoim odkryciem, jednak okazuje się, że nie. Autorem tekstu „Wyjście z bloków” jest znany (i ceniony) w środowisku Andrzej Cała. Przymknąłem oko na tytuł oraz nabijanie lewackiej kabzy i z nieskrywanym zaciekawieniem rozpocząłem lekturę tekstu.

Może jestem nienormalny, ale po takim autorze oczekiwałem tekstu, który pokrywa się z faktami 1:1 z dokładnością co do 0,00000000000000000001. Tradycyjnie już moje oczekiwania minęły się z rzeczywistością, chociaż nie w takim stopniu jak to ma zazwyczaj miejsce. Zgrzyt następuje już na samym początku, gdzie Andrzej opisuje popularność rapu na wszystkich płaszczyznach. Zacytujmy kawałek:

 

„Wskaźniki sprzedaży albumów sceptyków nie przekonają. W końcu płyty rozchodzą się u nas w minimalnych nakładach, więc takie zestawienia nie muszą być miarodajnym wyznacznikiem. By doświadczyć większej skali, odwiedźmy więc YouTube i sprawdźmy, czyje klipy ogląda się najczęściej. Jak się okazuje, królują tu discopolowcy z zespołu Weekend oraz Rihanna. Ale już kawałek „Chcę ci dać” donGURALesko zajmuje siódmą pozycję, „Nie lubimy robić” Donatana jest dziewiąty, „Chmura” Pezeta to miejsce 11., a Peja z kawałkiem „A ja jestem pomidorem” zamyka czołową „15″.”

 

Absurdalnym jest powoływanie się na wskaźnik YT przy jednoczesnym umniejszaniu miarodajności OLiS-u. To, że jakiś utwór ma dużo wyświetleń na YT równie dobrze może świadczyć o postępującej roli tego medium jako swoistego odtwarzacza muzyki, zastępującego mp3 z dysku twardego. Możemy to pominąć, ponieważ jest to kwestia dyskusyjna, bardziej bekowe jest natomiast powoływanie się na wysoką lokatę „A ja jestem pomidorem”. Wszyscy (wierzę, że pan Andrzej również) dobrze wiedzą, że popularność tego utworu jest efektem beki przez niego wywołanej, a nie poziomu czy też zapotrzebowania na kawałki, w których pomidor jest podmiotem lirycznym. Tym sposobem ludzie spoza środowiska wpiszą sobie w wyszukiwarkę ten tytuł, posłuchają i utwierdzą się w przekonaniu, że brak rapu w mediach jest dobry, a ten typ z artykułu to jakiś jebnięty. Skoro i tak w pierwszej 15 znajdowały się 3 inne utwory, to po co było przetaczać tego nieszczęsnego pomidora?

Dalej wkurwiają nieścisłości odnośnie marek odzieżowych. Przeciętny czytelnik tygodnika opinii po przeczytaniu „Ten Typ Mes od 2006 r. jest twarzą firmy Alkopoligamia.” wywnioskuje od razu, że marka Alkopoligamia istniała sobie na rynku, zaś w 2006 do promocji postanowili zatrudnić Mesa. Jak było wszyscy dobrze wiemy, poza tym dla ścisłości Alkopoligamia w 2006 była stroną internetową wypuszczającą co jakiś czas bardzo mocno limitowane serie koszulek, zaś firmą (której twarzą mógł zostać Mes) stała się dopiero w 2009, przy okazji poszukiwania wydawcy „Zamachu na przeciętność”.

 

To jednak nic w porównaniu z beką, którą dostarcza fragment:

„Z natury oszczędny i odrobinę nieufny młody człowiek musi być przekonany, że zawsze dostanie do ręki coś, co przetrwa dłużej niż podobny artykuł z sieciówki. Gdy raz się sparzy, raczej już nie wróci.”

 

Wszelkie próby wcielenia się przez kogoś dorosłego w postać przeciętnego nastolatka kończą się fiaskiem, tak też skończyły się i tutaj. Skąd ten autor wziął obraz nastolatka „odrobinę nieufnego” i do tego „oszczędnego”. Wygląda na to, że autor pomylił przymiotnik „oszczędny” z „biedny”, co nie świadczy o nim najlepiej.

Im dalej tym tylko gorzej – gdzieś w środku artykułu Bisz oraz Zeus zostali określeni mianem twórców, którzy trafiają do… hipsterów. Tak, nie przewidziało wam się. Oczywiście bez cienia uzasadnienia, po prostu zwykłe „jeb, oni są dla hipsterów”.

alt

Nie mieści mi się w głowie, jak osoba, która przecież „siedzi” w tej kulturze może pisać takie bzdury. Pewnie ma 2-3 znajomych z tej grupy społecznej (którą gardzę na równi z lewakami), którzy jarają się Zeusem i Biszem, w związku z czym postanowił zamieścić to w artykule.

Następny na warsztat wzięty zostaje wzięty wątek treści polityczno – społecznych. Pojawia się nawet wypowiedź Najgorszego Recenzenta Polskiego Rapu, która jest tak absurdalna, że po prostu muszę ją przetoczyć:

 

„Nie brakuje też raperów zaangażowanych politycznie i społecznie. – Polski hip-hop w 2012 r. jest bardziej zaangażowany w życie polityczne, niż był kiedykolwiek wcześniej. Scena zawsze była zachowawcza, ale takiego przechyłu konserwatywno-nacjonalistycznego nie było nigdy. Raperzy żerują na panującej wśród młodzieży modzie na ostentacyjny patriotyzm, dorzucając swoje populistyczne trzy grosze. A nawet więcej”

 

Chętnie dowiem się, gdzie jest widoczny ten „konserwatywno-nacjonalistyczny” przechył, bo ja go jakoś kurwa nie widzę, a słucham dosłownie wszystkiego. Parę jednostek OD ZAWSZE przemyca pojedyncze treści nawet nie o charakterze konserwatywnym, a zwyczajnie zdroworozsądkowym, Flint nazywa to „przechyłem”, żenada.

Na potwierdzenie tej tezy redaktor Andrzej powołuje się na nagranie „Leming” oraz poparcie twórców dla Marszu Niepodległości, by w następnym akapicie uczciwie przyznać, że u wymienionych raperów taka tematyka nie jest nowością. Przyznam, że czytałem ten fragment parę razy i w dalszym ciągu nie umiem uchwycić sensu pisania, że coś może być dowodem, żeby zaraz potem to obalać.

 

Tymczasem festiwal durnych cytatów trwa w najlepsze. Tym razem mają za zadanie uwiarygodnić rzekomą wagę filmu „Jesteś bogiem”. Z tej okazji kretyna robi z siebie Abradab:

 

„Magik na pewno jest osobą, którą warto przybliżyć ludziom, zwłaszcza młodszemu pokoleniu. Tak sobie myśleliśmy ostatnio z chłopakami – kiedyś nawet nikt by się nie spodziewał, że komuś będzie się chciało pisać o tym scenariusze”

 

Zrozumiałbym taką wypowiedź, gdyby Dab sam grał w tym filmie. Tymczasem jego wątek jest tam praktycznie pominięty, wiec nie ma potrzeby promowania ścierwa. Odrzucając tę opcję już wiemy, że współzałożyciel Kalibra jest po prostu idiotą, który uważa, że warto przybliżać ludziom postać nieodpowiedzialnego ćpuna, który skoczył z okna mając małe dziecko, w dodatku w tym filmie pokazaną jako tego, który „chciał dobrze, ale nie wyszło”, więc należy mu współczuć.

Chyba nie muszę dodawać, że na kondycję polskiego rapu film ten nie wpłynął nawet w 1%, ponieważ 99% widzów PRZYNAJMNIEJ kojarzyła Paktofonikę i postać samego Magika, przypływ nowych słuchaczy (o ile został odnotowany) jest raczej znikomy.

 

W rolę imbecyla wciela się również postać, której nigdy bym o to nie podejrzewał, czyli Mes. We fragmencie poświęconym „hiphopolo” dzieli się z nami następującą opinią:

„Ale to artyści tacy jak Łona, Sokół czy Te-tris wciąż grają koncerty i sprzedają płyty, to im na ulicy ludzie przybijają piątki. Przetrwali jeden zalew syfu, przetrwają kolejne.”

 

Niby tutaj wszystko się zgadza, ale pięknie wychodzi jakie pojęcie mają polscy raperzy o polskim rapie. W erze hiphopolo Te-Tris był anonimowym undergroundowcem, autorem jednej kiepsko zarapowanej płyty, znanym głównie z WBW. Stawianie go w jednym szeregu z Łoną i Sokołem odnośnie tego, że „grał koncerty wtedy i gra teraz” to grube nieporozumienie.

alt

Na sam koniec denerwuje maksymalnie stronniczy fragment o potencjalnej możliwości ewolucji raperów do roli celebrytów. W tym miejscu autor przy pomocy paru wypowiedzi Sokoła podkreśla to, jak bardzo takie kreacje raperom nie odpowiadają, w związku z czym na pewno w nie nie wejdą. Jakie trzeba mieć klapki na oczach, żeby coś takiego pisać?

Czyżby redaktor Andrzej zapomniał o tym, że Mezo przed rozpoczęciem kariery celebryty był normalnym raperem, którego nikt by nie posądzał o takie posunięcie? Co najmniej dziwne jest też pomięcie chociażby Tedego, który od fleszy nie stroni. Celowe wprowadzanie ludzi w błąd, czy niewiedza?

 

Najlepsze zaczyna się oczywiście na koniec, gdzie Calak z sobie tylko znanych powodów zamieszcza„5 utworów, które zmieniły polski hip-hop”autorstwa niejakiego Jakuba Żulczyka. Nie mam pojęcia kim jest ten człowiek, ale tym artykule razem z Flintem będzie rywalizował o miano mojego ulubionego dziennikarza muzycznego.

Nie wiadomo, jakimi kryteriami kierował się ten dziennikarzyna, ale efekt końcowy jest niesamowicie komiczny. Bo jak nazwać brak w zestawieniu jakiegokolwiek utworu ze „Skandalu” bądź „Nastukafszy”? Zamiast tego mamy „Pamiętaj o melanżu”, „Głuchą noc”, „Ukryty w mieście krzyk” (wtf?!?!), „Nienawiść” oraz „W aucie”. Z drugim oraz piątym wyborem mogę się zgodzić, utwory te faktycznie zmieniły polski hip hop. „Pamiętaj o melanżu” jest niezłe, ale jak pisałem wyżej – coś z pierwszej Molesty lub WFD jest NIEZBĘDNE. Utwory Pezeta oraz HG zostały dokooptowane chyba w drodze losowania, bo nie widzę żadnych, podkreślam żadnych logicznych przesłanek na ich umieszczenie. Do tego ten debil pomylił tytuł jednego z numerów, bo przecież track ten nazywa się „Nienawiść”, a nie „Nienawiść do policji”.

 

Po tej grubej kompromitacji czas na jeszcze większą, czyli „5 najlepszych płyt polskiego hip-hopu”. Tutaj z otwartym hejtingiem jest nieco trudniej, ponieważ autor zostawił sobie furtkę ewakuacyjną podając ranking pięciu „najlepszych”, a nie „najważniejszych” płyt, co jednak nie przeszkadza w zrównaniu go z ziemią.

Podobnie jak poprzedni, tak i ten wybór jest po prostu absurdalny, obok siebie stoją „Skandal” oraz… solowa płyta Winiego. Tak, Winiego. Całość dopełniają albumy Małolata, Sokoła oraz JWP. Gdzie tu jest jakikolwiek klucz?

„Skandal” – bezdyskusyjny klasyk, zostawmy w spokoju. „Witam was w rzeczywistości” to bardzo dobra płyta, ale czy od razu najlepsza w historii? Bardziej pasowałaby tutaj dowolna płyta Pezeta, jednak jak widać dla pana Żulczyka obecność tracku, który „zmienił polski hip hop” to niewystarczająca rekomendacja do tego, aby umieścić taki album w swoim zestawieniu. Małolat również nagrał bardzo dobrą płytę, może nie w 5, ale w top 15 spokojnie bym ją sklasyfikował. W uzasadnieniu do wyboru „Wroga publicznego #1” czytamy, że jest to ekipa „w której poziom rapowania jest rozłożony u wszystkich jej członków mniej więcej po równo”. No to chyba kurwa słuchał innego składu, bo jak wiadomo Ero>Kosi>Doni=Foster. Wisienką na torcie jest płyta „Bóg jest miłością”, której uzasadnienie po prostu trzeba przetoczyć:

 

„Trudno pisać o Winim. Trudno napisać coś sensownego o płycie, na której znajduje się 11-minutowy utwór „Nienawidzę raperów”, w którym występuje połowa raperów z Polski. Trudno pisać o płycie, na której dubstep łączy się z ogniskową gitarą, punk rock z autotune’owym wyciem, na której muzyka Matheo i strumień świadomości Winiego zlewają się w jedną wielką joyce’owską magmę. Jedno jest pewne – Wini jest osobowością przez wielkie O, a takich jaj i takiej pomysłowości nie miał w polskim hip-hopie przed nim nikt.”

 

Czyli dobre wino jest dobre bo jest dobre i tanie i takie historie. 80 wyrazów, 432 znaki i ZERO, PIERDOLONE ZERO KONKRETÓW. Bo konkretem nie jest napisanie co się z czym łączy oraz to, że Wini „jest osobowością przez wielkie O”. Co za cep, nie mam pytań. Wybór oczywiście do zmiany i to natychmiastowej, ale niektórzy chyba mają takie parcie na szkło, że muszą łapać się brzytew.

 

Mam nadzieję, że chociaż jedna zagubiona duszyczka, która po przeczytaniu artykułu w „Przekroju” będzie poszukiwała w Internecie informacji na temat polskiego rapu trafi na ten artykuł i dowie się, czemu jest on mocno wątpliwej jakości. Z drugiej strony może należy cieszyć się, że nie jest to bzdura na poziome „tu for sewen”? Nie zapominajmy także, że mamy do czynienia z lewackim tygodnikiem opinii, w którym artykuły bez kłamstw nie istnieją. Być może i ten musiał dostosować się do linii redakcyjnej, a że Cała zrobił to dość niskim kosztem, przekręcając raczej drobniejsze kwestie, postanowiono dodać te durne rankingi idioty z „Wprostu”. Tak czy inaczej zjawisko pt. „boom na polski rap” rozwija się coraz szybciej i aż się boję w którą stronę to wszystko wędruje. Pewnie za miesiąc tematem dnia w „Superaku” będzie relacja z zakończenia pobytu Chady w więzieniu.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

 

Felieton

Tede i Young Leosia – kolaboracja, która się nie udała?

„Najlepiej brzmi wyciszone” – brzmi jeden z wielu krytycznych komentarzy.

Opublikowany

 

tede young leosia

Tede postanowił na nową płytę „Vox Veritatis” zaprosić same kobiety, wśród których usłyszymy Bambi, Modelki i Young Leosię. Singiel z tą ostatnią ukazał się kilka dni temu i już możemy go podsumować, a właściwie zrobili to słuchacze.

Zarzuty w stronę Tedego i Young Leosi

Zazwyczaj, gdzie się nie pojawi Young Leosia, tam mamy murowany hit z repeat value. Niestety, nie w tym przypadku. Po trzech dniach kawałek z Tede „Więcej miejsca” ma skromne jak na taki duet niecałe 50 tys. wyświetleń klipu. Wynik kiepski i trzeba to otwarcie przyznać. Widać to też po odbiorze: 2 tys. łapek w górę i 400 w dół daje pogląd na to, że coś jest na rzeczy. Po wejściu w komentarze już jest wszystko jasne.

Słuchacze zarzucają Tedemu i Leosi, że nie wykorzystali potencjału współpracy. Numer nie buja tak jak powinien, trudno jest cokolwiek zrozumieć. Pojawiają też wątpliwości co do dobrze zrealizowanego numeru pod względem technicznym, w szczególności do mixu. Teledysk także się większości nie spodobał.

Statystyki klipu

Krytyka w kierunku „Możesz więcej” Tedego i Leosi

Oto kilka najczęściej lajkowanych komentarzy pod wspólnym singlem Tedego i Sary. Duet raczej nie będzie z nich zadowolony:

  • Szczerze, ale to jest chu**we, klip to już żenada całkowita.
  • Stary chłop i nie potrafi nagrać ani jednego kawałka bez wspomnienia o wyimaginowanych hejterach. Rent free.
  • Najlepiej brzmi wyciszone.
  • Szkoda zmarnowanego potencjału na kolabo, jakoś bez wyrazu ten kawałek. Taki po prostu poprawny. Bit też nudny. Z sentymentu włączyłem sobie „Szpanpan” dla porównania i realizacyjnie, dykcyjnie, tekstowo, bitowo – przepaść.
  • Mimo najszczerszych chęci, niewiele rozumiem z części Tedego. Mix w tym kawałku oraz w TSTMF położony. Zapowiada się interesujący album z nawet niezłym replay value, ale niestety niedopracowany technicznie.
  • nie rozumiem ani jednego słowa z tego utworu poza refrenem
  • Kawałek na max dwa przesłuchania. Tedzik top1 dla mnie ale niektóre jego ostatnie kawałki to wielkie iks de.

Propsów jest niewiele

Pozytywnych wpisów na temat kawałka jest niewiele i są to raczej pojedyncze pozycje, które nie cieszą się zbyt dużą popularnością:

  • Ale ta różnica w skillach to jest przepaść.
  • Tede xYL jest Moc. banger. banger.
  • Moja ulubiona piosenka musi być hitem.
  • Super. zajebiste. Mam nadzieję, że kiedyś spotkam TDF-a jeden z ”NIELICZNYCH” Polskich Raperów, których na co dzień słucham.

Z Bambi poszło lepiej, ale też bez fajerwerków

Niedawno sporych echem odbiło się przekazanie przez Tedego „dziedzictwa melanżu” Bambi, czego efektem było nagranie przez tę dwójkę remixu kultowego numeru „Drin za drinem”. Ta wiadomość poszła szeroko w środowisku i spolaryzowała słuchaczy. Kiedy później ukazał się już wspomniany kawałek na kanale Baila Ella, nie wykręcił on jednak spektakularnych liczb. Ponownie obyło się bez viralowości, chociaż potencjał był duży.

Jak zauważył ktoś w komentarzach, to sympatyczne, że nowe pokolenie słuchaczy będzie bawiło się pod ten sam bit, co wiele pokoleń wstecz. Brakuje jednak tych szczytów list przebojów.

Statystyki kooperacji Bambi i Tedego

Czytaj dalej

Felieton

Dwa Sławy – czy dobrze już było? – felieton

Zabawa formą vs wielowymiarowe metafory.

Opublikowany

 

dwa sławy

Od premiery najnowszej płyty Dwóch Sławów minęły już dwa miesiące. Zdążyłam się z nią solidnie osłuchać i dowiedzieć, co dobrze by było opisać. Opinie o projekcie – wprost mówiąc – nie są najlepsze, co duet wziął już na klatę. Moje zdanie jest jednak nieco inne więc zapraszam na łyżkę miodu w beczce dziegciu.

Kryzys wieku średniego?

Zacznę prosto z mostu – uwielbiam ten duet. Na ich wielowymiarowe metafory trzeba kupić drukarkę 3D. Zabawa słowem, luz i humor to cechy, które niewątpliwie muszę im przypisać i wcale nie muszą nikogo do tego przekonywać. Ale, co w sytuacji, gdy masz za sobą dziesięć lat punchline’ów, wszechobecnej beki i hashtagów, a fani czekają? Jasne, możesz zrobić kolejny taki sam album, który i tak nie ma podjazdu do debiutu. Stąd najnowszy projekt Astka i Rada jest totalnie zrozumiały – dajmy im działać i się rozwijać. Kryzys wieku średniego i te sprawy.

Zabawa formą

A tak serio – spodziewaliście się kiedyś, że łódzki duet mógłby zagrać swoje numery na imprezie Świętego Bassu albo zrobi manifest polityczny, który będziecie podśpiewywać pod prysznicem? Chcecie starych Sławów – włączcie „Ludzi Sztosów”, proste. I oczywiście – jak większość z Was – analizowałam ten album na Genusie, łapiąc się za głowę po wytłumaczeniu kolejnego wersu. Jednak… to było dekadę temu. Nikogo zatem nie powinno dziwić, że przyszedł u panów czas na zabawę formą, poniekąd wyniesioną z projektu club2020.

Najwyżej będzie stójka lub parter

Czy „Dobrze by było” jest krążkiem bez treści? Złośliwi powiedzieliby, że tak. Ale obiektywnie patrząc – numery „Myślałem, że będzie gorzej” czy wcześniej wspomniany bez nazwy „To nie jest kraj dla kabrioletów”, mają to, co tygryski lubią najbardziej. Jest więcej śpiewów, autotune’ów i wtyczek niż kiedykolwiek. I dobrze by było trochę odpuścić, wychillować i zaakceptować ten wytwór, spięty słuchaczu. A, że krążek buja i na żywo miałam okazję sama się przekonać na trasie – a jakże! – „Dobrze by było Tour”. Już 4 kwietnia w ich mothership (czytaj w Łodzi) zagrają finałowy koncert więc jeśli w domowym zaciszu denerwują Cię te chłopy, daj im szansę. Najwyżej będzie stójka lub parter.

Czytaj dalej

Felieton

Drugi koncert Quebonafide na Narodowym. Czy to jawne oszustwo? – felieton

Na pewno zachowanie nie po koleżeńsku.

Opublikowany

 

quebonafide

Organizacja pożegnalnego koncertu Quebonafide przypomina zabawę w kotka i myszkę. Na pewno jest brakiem poszanowania dla słuchaczy, którzy kupili bilet i właśnie się dowiedzieli, że ostatni koncert rapera będzie miał kilka dat.

Wyobraźmy sobie sytuację, że kupujemy limitowaną płytę artysty za 200 zł, który deklaruje, że nakład tysiąca sztuk nie będzie nigdy wznawiany. Tymczasem zamiast cieszyć się z „białego kruka” w domu dowiadujemy się jeszcze w dniu zakupu, że z powodu dużego zainteresowania płytą postanowiono dotłoczyć drugi tysiąc egzemplarzy. Podobne do tej sytuacje już się zdarzały, ale płyty były dotłaczane po kilku latach. Tym niemniej, mamy tu do czynienia ze złamaniem umowy między artystą a słuchaczem, czyli ze zwykłym oszustwem.

Pierwszy, drugi… i trzeci – „ostatni koncert” Quebonafide

Podobnie jest z koncertem Quebonafide. W przeciągu bardzo krótkiego czasu, słuchacze mogą czuć się oszukani i to aż dwukrotnie. Za pierwszym razem, kiedy „Ostatni koncert Quebonafide” miał się odbyć online. Po kilku tygodniach, kiedy wykupiono bilety na wydarzenie, dowiedzieliśmy się, że wcale nie będzie to ostatni koncert, bo ostatni odbędzie się dzień później na PGE Narodowym. Kombinacje alpejskie, przesuwanie startu sprzedaży zakupu biletu to temat na zupełnie oddzielny wątek, ale to co się dzisiaj wydarzyło i jak zostały potraktowane osoby, które kupiły bilety na wydarzenie online powinno skończyć się co najmniej bojkotem ze strony odbiorców.

To jednak nie koniec kpin ze słuchaczy.

Pierwszy, drugi i trzeci – „ostatni koncert” Quebonafide

Oszustwo na drugi koncert?

W czwartek, w zaledwie parę godzin bilety na ostatni koncert Quebonafide na Narodowym zostały wyprzedane. Jeżeli ktoś miał szczęście, to po kilku godzinach walki z systemem bileterii i zacinającej się stronie kupił bilety. To nic, że będzie siedział gdzieś za przysłowiowym filarem, w ósmym rzędzie z daleka od sceny. Miał świadomość i satysfakcję, że warto było się pomęczyć, bo miało to być jedyne takie wydarzenie – unikalne, tak przynajmniej go zapewniano. Więc zamiast wcisnąć „Esc” postanowił wziąć nawet to najsłabsze miejsce, bo będzie częścią historii. Nic bardziej mylnego.

Po kilku godzinach ogłoszono, że „ostatni koncert” Quebonafide będzie miał jeszcze jedną datę. Dzień wcześniej raper zagra jeszcze jeden koncert. Dzień wcześniej! Przecież to brzmi jak absurd. Tuż po zakupie biletu, zmieniane są zasady gry i umowy między raperem a słuchaczem. Wygląda to jak celowe działanie i wprowadzenie kupującego bilety w błąd. Który koncert więc będzie tym ostatnim. Ten 27 czy 28 czerwca?

Quebonafide z ostatniego koncertu robi sobie trasę koncertową, choć przy zakupie biletu z nikim się na to nie umawiał. Ba, sugerował unikalne i jedyne tego typu wydarzenie. Tymczasem osoby, które walczyły dzisiaj o bilety będą musiały pocieszyć się zmęczonym artystą po występie dzień wcześniej i zleakowanym koncertem na TikToku.

Opinie słuchaczy
Opinie słuchaczy
Opinie słuchaczy

Czytaj dalej

Felieton

Zaginiona córka Magika. Kamka z „Rap Generation” to przyszłość sceny? – felieton

Uczestniczka programu zdobyła uznanie jurorów i widzów.

Opublikowany

 

kamka

Za nami dwa pierwsze odcinki programu „Rap Generation”, po którym sporo emocji budzi Kamka – skromna raperka z klasycznym sznytem.

Kamka „zaginiona córka Magika”

Kamka wykonała w programie utwór „To nie GTA”. Spodobał się on Pezetowi, Malikowi i Leosi. Pierwsze recenzje występu Kamki wśród widzów są bardzo, ale to bardzo pozytywne – mówi się już wprost o nowej świeżości na scenie. Nie tylko komentatorzy hip-hopowi są pełni optymizmu, ale także słuchacze. Pod nagraniami z Kamką pojawiają się prawie same propsy:

  • Lepszego flow nie słyszałem w polskim rapie od lat.
  • Vibe jak Paktofonika.
  • Zaginiona córka Magika.
  • Malik jest w szoku, że można tak rymować.
  • Leosia w końcu usłyszała prawdziwy damski rap.
  • Rzadko mam ciary od muzy, dzięki młoda za emocje.

Czy Kamka to przyszłość sceny?

Pojawienie się newschoolu i nowej fali raperów zrewolucjonizowało scenę, ale nie spowodowało, że weterani tworzący klasyczny odłam zaczęli zdychać z głodu. Po kilku latach tryumfu młodej fali, dinozaury sceny zaczynają brać coraz głębszy oddech. Młodzi wracają do oldschoolu, co widać chociażby po ilości koncertów starych wyjadaczy. To też bardzo dobra wiadomość dla Kamki, która dała się poznać z klasycznej strony.

Najpopularniejsze raperki w kraju to twórcy newschoolowi, balansujący na granicy rapu i popu. Kamka jest ich przeciwieństwem i z automatu zdobyła przychylność sporej części odbiorców, którzy – powiedzmy sobie szczerze – nie przepadają za rapem Bambi, Young Leosię czy Oliwki Brazil. Dobrze poprowadzona Kamka może stać się jedną z głównych sił na polskiej scenie rapowej. To idealny czas na kobiecy trueschool – słuchacze o to zabiegają jak nigdy dotąd, rzygając cukierkowością i zbyt przesadną wulgarnością.

Kim jest Kamka

Kamka, czyli Kamila Podziewska to 20-latka pochodząca z Suwałk, która obecnie mieszka w Warszawie. Swoje numery publikuje od 1.5 roku, chociaż pierwsze teksty zaczęła pisać już w szkole podstawowej. W ostatnim czasie publikuje coraz więcej muzyki i nie boi się eksperymentować z różnymi gatunkami. Raperka może liczyć na wsparcie mamy, siostry, ojczyma i babci. Z tatą nie utrzymuje kontaktu.

Łączy rap z wojskiem

Kamila od lat interesuje się wojskowością. To studentka Akademii Sztuk Wojennych. Przez ostatnie dwa lata służy w Wojskach Obrony Terytorialnej: wyjeżdża na granice, poligony i ćwiczenia.

Czytaj dalej

Felieton

Sentino spadł Truemanowi jak z nieba. Uwiarygadnia scamy – felieton

„Udawany milioner, największy pozer i scamer”.

Opublikowany

 

trueman sentino
fot. kadr z wideo yt/TrueMan

Trueman został menagerem Sentino, pomógł wydać mu książkę, wypuścili razem płytę i przy jego medialności promuje swoje biznesy. Co najważniejsze – Sentino uwiarygadnia je, a ten może docierać do nowej grupy docelowej, którą łatwo scamować.

Trueman to postać pozująca na milionera, która uchodzi za płynnie poruszającego się po biznesach internetowych i kryptowalutowych. Za każdą z jego działalności ciągnie się jednak potężny smród, a na największych forach o zarabianiu w sieci jest określany przez użytkowników jako scamer, czyli oszust.

Sprzedawca ebooków

Początkowo internetowa działalność Truemana opierała się na tworzeniu filmów na temat innych twórców. Szybko jednak przeszedł do sprzedaży własnych ebooków. W 2020 roku ukazał się „Milioner 2021”. W ebooku obiecywał jak zarabiać setki złotych dziennie na afiliacji kont bankowych. Osoby, które dały się namówić na zakup magicznej wiedzy Truemana, twierdzą, że poradniki finansowego influencera to same ogólniki i oczywistości. Wszystko, co znajduje się w jego książkach, znajdziemy na pierwszym lepszym kanale o finansach.

I tak np. promowany przez niego projekt kryptowalutowy ScanDeFi okazał się być pump and dumpem, czyli oszustwem finansowym, który polega na sztucznym podbijaniu cen aktywów (w przypadku Truemana, cenę podbijały jego kontakty z influencerami), żeby potem na górce szybko je sprzedać, zostawiając innych inwestorów z bezwartościowymi udziałami. Na kryptowalucie zarobił oczywiście tylko Trueman, a straciły osoby, które mu uwierzyły, że zarobią. Z przekazów medialnych wiemy, że wzbogacił się na tym o ok. 180 tys. zł.

Punktem zwrotnym w jego karierze było podjęcie współpracy z Amadeuszem Ferrarim, który był idealnym uwiarygodnieniem działalności Truemana w sieci. Dzięki niemu mógł docierać do nowej grupy odbiorców i pomnażać na niej swój majątek. Jak sam mówił, w wieku 20 lat miał na koncie podobno 4 mln zł. Prowadził też rzekomo 12 firm. Jego nazwiska próżno jednak było szukać w KRS czy CEIDG, a jedyną działalność jaką miał, była ta otworzona w 2022 roku.

Trueman o sobie

„Oscamował tyle ludzi. Łapią się na to dzieciaki”

Wśród społeczności skupionej wokół zarabiania w Internecie Trueman jest spalony, mając opinię scamera, z którym nie warto wchodzić w żadną współpracę.

„Ten gość opiera się tylko na farmazonach. Łapią się na to dzieciaki, które myślą, że jak kupią ebooka to będą robić kasę jak ich idole z Internetu. Tu nie ma żadnej wartości.”

„Gościu przecież tyle ludzi oscamował, czy to na fake krypto, bukmacherka czy kij wie co jeszcze. Tak jak wszystko inne, zapewne jego aktualna działalność opiera się na wyłudzeniu jak największej kasy i rozpoczęcie kolejnego „biznesu”.”

Opinie o Truemanie na make-cash.pl

Sentino – uwiarygadniacz

Co więc można zrobić w sytuacji, kiedy branża nie chce mieć z tobą nic wspólnego? Poszukać odbiorców w innej, robiąc biznes na tych, którzy cię jeszcze nie znają i próbować założyć własną społeczność. Pomóc w tym może ten, który ma już wierną grupę fanów, czyli w tym przypadku Sentino.

Obecnie Trueman działa jako menager Sentino. Pomógł wydać mu książkę, razem również wydali płytę „BNP”. Współpraca z raperem otworzyła mu nowe możliwości i dotarcie do całkiem innej grupy odbiorców i to liczonej w setkach tysięcy. Bazując na stałej grupie słuchaczy Sentino i jego muzyki, Trueman chce spieniężyć swoją współpracę z raperem kolejnym biznesem – BNP.Global. To społeczność, która ma zrzeszać „scammerów, finesserów oraz hustlerów”.

Nowy biznes Truemana i Sentino

Sentino wydaje się być do tego idealną postacią, która od lat polaryzuje środowisko rapowe, ale ma też zaufane grono fanów. Panowie zaczęli właśnie promować nowy biznes, oczywiście pokazując jak bardzo są zarobieni, bo nic nie działa tak na wyobraźnię, jak kupno bransoletki za 20 tys. zł czy okularów za 5 tys. zł

Oferta BNP Global to zero konkretów i same ogólniki. Osoba, która zarabia na jakimś biznesie nie ujawnia swoich metod zarobków, chyba, że metodą na zarabianie jest sprzedawanie takich właśnie ebooków.

– Idziemy jeszcze po najdroższą torbę, która jest w Louis Vuitton dostępna, która jest w cenie samochodu polskiego rapera – mówi Sentino w pierwszym vlogu reklamowym, którego zadaniem jest napędzić jak największą ilość osób do zakupu dostępu do nowej platformy Truemana.

Niestety, po komentarzach widać, że współpraca Treumana z Sentino jest strzałem w dziesiątkę. Tylko nieliczni dopatrują się w ich biznesie czegoś niepokojącego. Dodatkowo jakiś czas temu pojawiła się informacja o pogodzeniu się Sentino z Malikiem i ich spotkaniu w Paryżu, do czego miał doprowadzić sam Trueman. Czy szef GM2L będzie kolejną osobą, która ma uwiarygadniać szemrane biznesy, czas pokaże.

Odbiorcami Truemana są teraz najwierniejsi fani Sebastiana

Czytaj dalej

Popularne

Copyright © Łukasz Kazek dla GlamRap.pl 2011-2025.
(Ta strona może używać Cookies, przeglądanie jej to zgoda na ich używanie.)

error: