Sprawdź nas też tutaj

Felieton

KOMENTARZ: Polski rap jak Gra o Tron…

Opublikowany

 

Upaliłem się, a co, mogę… wolne mam. Wyłączyłem Xboxa, wyłączyłem steam'a (wszystko z łóżka – poco wstawać?) i mając za sobą najtrudniejszą rzecz czyli nooo…. kurwa, gubię wątki coraz częściej. Dobra chwila.

Chwila później….

 

Ok, jestem. Mając najtrudniejszą czynność za sobą, czyli jednak wstać – nalać soku – wrócić do łóżka. Odpaliłem Youtube w celu pooglądania filmików z Kotami – nie wiem, ale koty po zjaraniu są śmieszne, serio… muszę sobie kupić – i jaranie i kota. Zwłaszcza taki kot co no, drugiego kota spycha ze schodów – linka dam na końcu to będzie można sobie zobaczyć jak ktoś nie widział – ale nie zmuszam, jak ktoś nie chce to nie.

Wracając do tematu. Po godzinie zmarnowanego czasu i spaleniu kolejnego jointa przełączyłem się na tryb "co tam słychać w polskim rapie". Obadałem nowości i tak mnie naszło, że cały ten no, polski rap, to taka swojego rodzaju gra o tron, jak zauważył palący ze mną ziomek kiedyś (znaczy kiedyś palący i kiedyś zauważył – po prostu mi się przypomniało) brak tylko tak dużej ilości cycków i jeszcze nikogo nie odjebali (a w końcu kogoś zajebią – i mamy już nawet własne typy kto będzie pierwszy), także szykować się na ujarane przemyślenia na temat polskiej rapowej sceny – podziemnej i mainstream'owej. Płyńmy.

Cała scena to swojego rodzaju gra, każdy zaczyna jako pionek – a jak myśli, że nie, bo jego rodzice mają jakiś dorobek i będzie mu łatwiej – to mają jeszcze bardziej przejebane. Ot niefart. Taki zaczynający "janusz" ma marne szanse wybić się ponad "bekowo" jeśli nie pierdolnie się w ten głupi łeb i zrezygnuje z pomysłu wrzucenia swojej drugiej nagrywki do sieci, albo wysłania je na jakieś konkurs bardziej znanego "janusza". Ja ten błąd niestety popełniłem (ehhh młodość), na całe kurwa szczęście bez klipu itp, dlatego rozeszło się po kościach – wszyscy olali, tylko kumple się nabijali – Shit Happens. Próbować jednak nie można przestawać – polecam jednak na dysk… przez minimum pół roku, albo nawet więcej, można opcjonalnie puścić zaufanemu kumplowi – ale podsyłać nie polecam – wiemy jak to po pijaku potem jest. ("Ej coś wam pokaże!").

Jeśli "janusz" nabierze już trochę pokory, zauważy, że trzeba siadać w bit, a teksty nie będą opierały się na jebaniu policji na czasownikach, zacząć może walkę na swoim podwórku – street cred zbiera się na początku lokalnie – jak doświadczenie w rpgach – wyższy level – wyższe rozpoznanie – i tak dalej i tak dalej. Mechanika taka sama jak w mainstream'ie tylko na mniejszą skalę.

No to teraz przerwa techniczna bo schodzi mi faza….

 

Wracamy, i tak. Powiedzmy, że nasz "janusz" dotarł do mainstream'u, jest znany, ma ekipę albo jest w wytwórni. "Janusza" możemy już więc olać – nie dosłownie – nie wypada, chyba. Skupmy się na mechanice. Dzieje się ostatnimi czasy dużo – wręcz można powiedzieć, że trwa wojna domowa – niestety głównie facebook'owa – again Pierdolona Era Facebooka. Co chwila lecą jakieś pstryczki w nos, w trackach też ktoś walnie od czasu do czasu jakiś celniejszy punchline (albo mniej celniejszy patrz – Aspiratio Crew).

 

Jak już jesteśmy przy Aspiratio Crew, to na warsztat weźmiemy sobie SB Maffiję, która aktualnie (można się z tym zgadzać lub nie, ja raczej się zgadzam) piastuje dość wysoką pozycje na scenie. No może poza tym jednym takim co nawet nie wiem jak się nazywa – mały taki, coś tam z hajsem była z nim afera – no offence, ale nie mogę go słuchać. Mimo początkowej niechęci do nich, docenić trzeba fakt, że chłopaki poradzili sobie śpiewająco, wybili się, i trzymają aktualnie formę życia. Głównie z 2 powodów:

Punkt A: Raper to jest no, raper – a nie pieprzony felietonista na facebooku – załatwia problemy na bitach, i jego zadanie to sprowadzić przeciwnika nisko, bardzo nisko.

Punkt 2: Pozytywne myślenie daje pozytywne wyniki – w tym wypadku to działa na zasadzie pozytywne myślenie o sobie jako o najlepszym raperze ever. (Każdy raper tak myśli, i jak się mówi, że nie mają to jest to bullshit, bo każdy tak myśli. Rzekłem.)

 

Moja przekmina jest taka – każdy ma jakiś swój genialny plan, niekoniecznie sądzę, że każde posunięcie jest planowane: – ooooooo mariuszku! A teraz tu pierdolniemy punchline, on nam odpowie, potem my to, i on wtedy to, ooooo kurwaaaaaa, jaram sie.

Plan jednak jakiś zawsze jest, może to mało odkrywcze, ale jak przez taki pryzmat patrząc na scenę można dojść do ciekawych konkluzji (jakie ładne słowo). Konkluzje chciałbym napisać ładnie ale siada mi myślenie – sorry.

Osoby traktujące rap poważnie, bez dystansu, jako coś wielkiego i w ogóle stawiającego go na równi z religią albo kij raczy wiedzieć czym jeszcze, szybko kończą "strollowane" przez nową szkołę, która pierdoli wszystko i interesuje ją tylko zrobienie największego hałasu. Takich delikwentów – (co biorą rap full poważnie) później chuj strzela z pistoletu, co społeczność internetu rozbraja jeszcze bardziej (pozdro Eldo). Dlatego chłopaki z SB (jak się nie doda Maffija, to brzmi to dziwnie, ale nie dodam, już mi się nie chcę.) radzą sobie wyśmienicie na "nowej" scenie.

 

Zdobywanie "władzy" w ten sposób jest czymś całkowicie innym, czego starsze pokolenie nie rozumie (bo oni tworzą ambitną muzykę dla ambitnego słuchacza, który pamięta czasy Kalibra – a taki chuj! bo takich słuchaczy jest coraz mniej) z drugiej strony trudno wymagać od 40-latniego faceta (mającego rodzinę, albo psa) żeby zachowywał się jak wyswagowane pokolenie nowych graczy. Innymi słowy śmierć naturalna jest nieunikniona i naturalna dla nich – tak wieszczę ja.

Dezinformacja (do dziś nie wiadomo co to było z tym Lankiem i passami do kanału SB), spiskowanie i kosy w plecy można wyjąć żywcem z gry o tron. Na przykład na przykładzie beefu z Deysem gdzie wypłynęło pełno "brudów", albo dziwnym zapewnieniom Sulina, że pokaże "brudy" na Bonsona – biedny chłopak pewnie myślał, że Bonson się przestraszy, zadzwoni z soróweczką, a tu wał, i nic nie pokazał Sulin nam – czuje jakiś "spiseg".

Tron jest jeden, co prawda nie z mikrofonów poległych raperów – a można by taki zrobić, tyle że nie z poległych, bo tych mamy mało, ale z przegranych (a tych już cała lista – kiedyś opublikuje). A "królów samozwańców" każdego dnia coraz więcej… Kto zasiada więc na aktualnym tronie? Mogę napisać, że Tomb – będzie źle, mogę napisać, że Tede – będzie źle, mogę napisać że Quebo? – będzie źle. OSTRy? Będzie źle, i że się nie znam, no może się nie znam, nie wiem.

Zasiada ten kto ma największe poparcie "ludu", a aktualnie takie + najwięcej hałasu w około siebie robi SB Maffija – taka prawda. Wiem za to, że w stanach króluje nieprzerwanie King Mathers – i nikt mi kurwa nie powie, że jest inaczej. Stany to jednak w ogóle inna bajka. Tam już dawno pojawiły się cycki przerastające liczbowo GoTa, i co chwila kogoś odstrzelą. Plaża.

 

Wracając jednak do Polski – każdy początkujący raper patrzy z błyskiem w oczach na iluzoryczny "tron" i "koronę", niestety zazwyczaj kończy bawiąc się "berłem" do własnych tracków – taka rzeczywistość. Again, sorry. Ci, którym udaje się wybić znajdują sojuszników, bo jak to napisał mistrz Sapkowski – "samemu to dobrze wychodzi tylko samogwałt".

Jest trochę chaotycznie ale czego spodziewać się można od gościa, który właśnie skończył palić trzeciego jointa z Amnezją. (I to bez tytoniu – nie żebym się chwalił – fajek po prostu nie mam.) Dobrze, że pamiętam o czym piszę.

Tak czy tak, jakbym miał porównać polską rap scenę do gry o tron – i to dość dosłownie – to tak kurwa właśnie zrobię! A co mi tam. Porównanie polskiej rap sceny do rodów w grze o tron (na podstawie serialu, bo książek to już kurwa chyba nikt w tym świecie nie czyta – a szkoda). Jedziemy:

Starks – Stoprocent, bo: Zgrani, technicznie trzymają poziom, poza poziomem trzymają też Szczecin, nie za bardzo interesują ich przepychanki reszty ekip chyba, że są w nie zamieszani.
Baratheon – Step Records, bo: Niby są dobrzy tam jakoś, niby coś tam przy tronie się kręcą, i hajs im się zgadza, ale tak naprawdę to są nijacy i za bardzo niczym się nie wyróżniają ot tak o są, dla tła.
Martell – QueQuality, bo: Pojawili się późno, i to za sprawą strasznie charyzmatycznego gościa, który namieszał i rozpierdolił parę osób, do tego mają dziwne fazy, których nie wszyscy tolerują.
Lannister – Prosto, bo: Hajs się zgadza konkretnie, silna liczba graczy których się lubi (Sokół, KęKę, etc.) I paru, których się nie trawi (np. KaeN).

Tyrell – Fandango, bo: Chcieliby uchodzić za nie wiadomo kogo, trzymać władzę nad wszystkimi – rzucając przy tym puste groźby, których nikt nie traktuje poważnie (eeee jak to było…"Eripe na oczach całej polski zje kutasa" – bitch please.)
Greyjoy – Koka Beats, bo: Kiedyś to było o nich głośno – ale głównie za sprawą lidera, mieli władzę i możliwości, a potem "pan i władca" się zestarzał, i chuj wszystko strzelił, cicho o nich jak w 4 sezonie GoTa.

Targaryen – Wielkie joł, bo: Jest ich dość mało, (a dla wielu to tylko jedna osoba tam jest) oddzielili się trochę od reszty, próbują coś tam działać, a Tede rośnie mimo wszystko w siłę, smoków nie ma, ale ma WuWunia – taki Tyrion, tylko wyższy i trochę głupszy. I Sir Micha – nawet ma Sir już dodane. Aaaa no i Tede – wielu go uwielbia ostatnio, i wielu nienawidzi i chciałoby, żeby zamknął mordę. Mi tam to lotto szczerze mówiąc. Nic nie mam do gościa i jego muzyki – taka dygresja.

Arryn – MaxFlo, bo: Tak siedzą tam u siebie, nie wychylają się za bardzo, i Buka coś ostatnio za bardzo wyje, więc tak mi się skojarzyło z tą jak jej tam jak spadała.

Tully – Alkopoligamia, bo: Wrażenie jest jakiegoś tam większego zżycia między nimi, tak o, i musiałem coś wymyślić tu, bo akurat to w Grze, to za bardzo się nimi nie przejmuje.

Bolton – SB Mafija, bo: Są pojebani, a beefami pokazują, że jak kogoś dopadną i nie na niego "uwezma" to good luck have fun. Dużo osób ich nie trawi, równie wiele uwielbia, na przykład właśnie za to. A ja dalej nie mogę wyjść z podziwu na ich progres – kiedyś jak słyszałem, że wychodzi coś od SB to bez jarania w ogóle było, potem udowodnili mi, że są dobrzy.

Frey – RPS, bo: no kurwa… nie, nie będę pisał, ale jako bonus dodam, że jak Freyowie blokowali przeprawę przez rzekę, tak Ryszard blokuje Jackowi Poznań.

Nights Watch – Asfalt Records. bo: trzymają poziom, w dupie mają innych i robią swoje, przez co ogólnie się ich szanuje i nie wtyka nosa w ich sprawy.

Mógłbym tak wymieniać dalej, ale mi się nie chce, i tak jestem wielce zdziwiony że chciało mi się coś takiego napisać, przecież to trzeba mieć najebane, ehh.. pierdole, idę oglądać koty na YT.

Oczywiście mam świadomość, że jeśli ktoś to przeczyta, to można napisać, że mnie pojebało, bo on uważa inaczej (albo nie uważa, ale i tak mnie pojebało i jestem zjebany – hejting dla hejtingu zawsze spoko) także no, nie brać do końca wszystkiego na poważnie, tekst nie miał chyba na celu nikogo obrazić (może miał ale już o tym zapomniałem – ehhhh kochana Amnezja) a jak ktoś się obraził, to znaczy, że to jego pojebało.

To ja ten, płynę gdzieś dalej, zwłaszcza że mam urlop, (taaaaak kurwa, wbrew wszelkim przesłankom mam pracę… mówiłem, że zawsze da się znaleźć miejsce gdzie będą płacić za opierdalanie się? Mówiłem.) to do następnego portu.

 

Jakby coś, i ktoś by był na tyle wariat żeby uznać że to się spoko czytało to no – na blogu więcej tekstów ujaranego pióra – statekopti.blogspot.com. Aaaa ten, no P.S. To tu wrzucam ten link z kotem co 2 spycha ze schodów… no kurwa przecież to jest zajebiste! 

__________

Tekst nadesłany przez czytelnika. *Cykl "Komentarz" jest subiektywną oceną wydarzeń ze świata Hip-Hopu. Jeżeli Ty również chcesz podjąć się jakiegoś tematu, który ma zostać opublikowany w tym cyklu, prześlij do nas gotowy tekst na adres kontakt@glamrap.pl


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

 

Felieton

Dwa Sławy – czy dobrze już było? – felieton

Zabawa formą vs wielowymiarowe metafory.

Opublikowany

 

dwa sławy

Od premiery najnowszej płyty Dwóch Sławów minęły już dwa miesiące. Zdążyłam się z nią solidnie osłuchać i dowiedzieć, co dobrze by było opisać. Opinie o projekcie – wprost mówiąc – nie są najlepsze, co duet wziął już na klatę. Moje zdanie jest jednak nieco inne więc zapraszam na łyżkę miodu w beczce dziegciu.

Kryzys wieku średniego?

Zacznę prosto z mostu – uwielbiam ten duet. Na ich wielowymiarowe metafory trzeba kupić drukarkę 3D. Zabawa słowem, luz i humor to cechy, które niewątpliwie muszę im przypisać i wcale nie muszą nikogo do tego przekonywać. Ale, co w sytuacji, gdy masz za sobą dziesięć lat punchline’ów, wszechobecnej beki i hashtagów, a fani czekają? Jasne, możesz zrobić kolejny taki sam album, który i tak nie ma podjazdu do debiutu. Stąd najnowszy projekt Astka i Rada jest totalnie zrozumiały – dajmy im działać i się rozwijać. Kryzys wieku średniego i te sprawy.

Zabawa formą

A tak serio – spodziewaliście się kiedyś, że łódzki duet mógłby zagrać swoje numery na imprezie Świętego Bassu albo zrobi manifest polityczny, który będziecie podśpiewywać pod prysznicem? Chcecie starych Sławów – włączcie „Ludzi Sztosów”, proste. I oczywiście – jak większość z Was – analizowałam ten album na Genusie, łapiąc się za głowę po wytłumaczeniu kolejnego wersu. Jednak… to było dekadę temu. Nikogo zatem nie powinno dziwić, że przyszedł u panów czas na zabawę formą, poniekąd wyniesioną z projektu club2020.

Najwyżej będzie stójka lub parter

Czy „Dobrze by było” jest krążkiem bez treści? Złośliwi powiedzieliby, że tak. Ale obiektywnie patrząc – numery „Myślałem, że będzie gorzej” czy wcześniej wspomniany bez nazwy „To nie jest kraj dla kabrioletów”, mają to, co tygryski lubią najbardziej. Jest więcej śpiewów, autotune’ów i wtyczek niż kiedykolwiek. I dobrze by było trochę odpuścić, wychillować i zaakceptować ten wytwór, spięty słuchaczu. A, że krążek buja i na żywo miałam okazję sama się przekonać na trasie – a jakże! – „Dobrze by było Tour”. Już 4 kwietnia w ich mothership (czytaj w Łodzi) zagrają finałowy koncert więc jeśli w domowym zaciszu denerwują Cię te chłopy, daj im szansę. Najwyżej będzie stójka lub parter.

Czytaj dalej

Felieton

Drugi koncert Quebonafide na Narodowym. Czy to jawne oszustwo? – felieton

Na pewno zachowanie nie po koleżeńsku.

Opublikowany

 

quebonafide

Organizacja pożegnalnego koncertu Quebonafide przypomina zabawę w kotka i myszkę. Na pewno jest brakiem poszanowania dla słuchaczy, którzy kupili bilet i właśnie się dowiedzieli, że ostatni koncert rapera będzie miał kilka dat.

Wyobraźmy sobie sytuację, że kupujemy limitowaną płytę artysty za 200 zł, który deklaruje, że nakład tysiąca sztuk nie będzie nigdy wznawiany. Tymczasem zamiast cieszyć się z „białego kruka” w domu dowiadujemy się jeszcze w dniu zakupu, że z powodu dużego zainteresowania płytą postanowiono dotłoczyć drugi tysiąc egzemplarzy. Podobne do tej sytuacje już się zdarzały, ale płyty były dotłaczane po kilku latach. Tym niemniej, mamy tu do czynienia ze złamaniem umowy między artystą a słuchaczem, czyli ze zwykłym oszustwem.

Pierwszy, drugi… i trzeci – „ostatni koncert” Quebonafide

Podobnie jest z koncertem Quebonafide. W przeciągu bardzo krótkiego czasu, słuchacze mogą czuć się oszukani i to aż dwukrotnie. Za pierwszym razem, kiedy „Ostatni koncert Quebonafide” miał się odbyć online. Po kilku tygodniach, kiedy wykupiono bilety na wydarzenie, dowiedzieliśmy się, że wcale nie będzie to ostatni koncert, bo ostatni odbędzie się dzień później na PGE Narodowym. Kombinacje alpejskie, przesuwanie startu sprzedaży zakupu biletu to temat na zupełnie oddzielny wątek, ale to co się dzisiaj wydarzyło i jak zostały potraktowane osoby, które kupiły bilety na wydarzenie online powinno skończyć się co najmniej bojkotem ze strony odbiorców.

To jednak nie koniec kpin ze słuchaczy.

Pierwszy, drugi i trzeci – „ostatni koncert” Quebonafide

Oszustwo na drugi koncert?

W czwartek, w zaledwie parę godzin bilety na ostatni koncert Quebonafide na Narodowym zostały wyprzedane. Jeżeli ktoś miał szczęście, to po kilku godzinach walki z systemem bileterii i zacinającej się stronie kupił bilety. To nic, że będzie siedział gdzieś za przysłowiowym filarem, w ósmym rzędzie z daleka od sceny. Miał świadomość i satysfakcję, że warto było się pomęczyć, bo miało to być jedyne takie wydarzenie – unikalne, tak przynajmniej go zapewniano. Więc zamiast wcisnąć „Esc” postanowił wziąć nawet to najsłabsze miejsce, bo będzie częścią historii. Nic bardziej mylnego.

Po kilku godzinach ogłoszono, że „ostatni koncert” Quebonafide będzie miał jeszcze jedną datę. Dzień wcześniej raper zagra jeszcze jeden koncert. Dzień wcześniej! Przecież to brzmi jak absurd. Tuż po zakupie biletu, zmieniane są zasady gry i umowy między raperem a słuchaczem. Wygląda to jak celowe działanie i wprowadzenie kupującego bilety w błąd. Który koncert więc będzie tym ostatnim. Ten 27 czy 28 czerwca?

Quebonafide z ostatniego koncertu robi sobie trasę koncertową, choć przy zakupie biletu z nikim się na to nie umawiał. Ba, sugerował unikalne i jedyne tego typu wydarzenie. Tymczasem osoby, które walczyły dzisiaj o bilety będą musiały pocieszyć się zmęczonym artystą po występie dzień wcześniej i zleakowanym koncertem na TikToku.

Opinie słuchaczy
Opinie słuchaczy
Opinie słuchaczy

Czytaj dalej

Felieton

Zaginiona córka Magika. Kamka z „Rap Generation” to przyszłość sceny? – felieton

Uczestniczka programu zdobyła uznanie jurorów i widzów.

Opublikowany

 

kamka

Za nami dwa pierwsze odcinki programu „Rap Generation”, po którym sporo emocji budzi Kamka – skromna raperka z klasycznym sznytem.

Kamka „zaginiona córka Magika”

Kamka wykonała w programie utwór „To nie GTA”. Spodobał się on Pezetowi, Malikowi i Leosi. Pierwsze recenzje występu Kamki wśród widzów są bardzo, ale to bardzo pozytywne – mówi się już wprost o nowej świeżości na scenie. Nie tylko komentatorzy hip-hopowi są pełni optymizmu, ale także słuchacze. Pod nagraniami z Kamką pojawiają się prawie same propsy:

  • Lepszego flow nie słyszałem w polskim rapie od lat.
  • Vibe jak Paktofonika.
  • Zaginiona córka Magika.
  • Malik jest w szoku, że można tak rymować.
  • Leosia w końcu usłyszała prawdziwy damski rap.
  • Rzadko mam ciary od muzy, dzięki młoda za emocje.

Czy Kamka to przyszłość sceny?

Pojawienie się newschoolu i nowej fali raperów zrewolucjonizowało scenę, ale nie spowodowało, że weterani tworzący klasyczny odłam zaczęli zdychać z głodu. Po kilku latach tryumfu młodej fali, dinozaury sceny zaczynają brać coraz głębszy oddech. Młodzi wracają do oldschoolu, co widać chociażby po ilości koncertów starych wyjadaczy. To też bardzo dobra wiadomość dla Kamki, która dała się poznać z klasycznej strony.

Najpopularniejsze raperki w kraju to twórcy newschoolowi, balansujący na granicy rapu i popu. Kamka jest ich przeciwieństwem i z automatu zdobyła przychylność sporej części odbiorców, którzy – powiedzmy sobie szczerze – nie przepadają za rapem Bambi, Young Leosię czy Oliwki Brazil. Dobrze poprowadzona Kamka może stać się jedną z głównych sił na polskiej scenie rapowej. To idealny czas na kobiecy trueschool – słuchacze o to zabiegają jak nigdy dotąd, rzygając cukierkowością i zbyt przesadną wulgarnością.

Kim jest Kamka

Kamka, czyli Kamila Podziewska to 20-latka pochodząca z Suwałk, która obecnie mieszka w Warszawie. Swoje numery publikuje od 1.5 roku, chociaż pierwsze teksty zaczęła pisać już w szkole podstawowej. W ostatnim czasie publikuje coraz więcej muzyki i nie boi się eksperymentować z różnymi gatunkami. Raperka może liczyć na wsparcie mamy, siostry, ojczyma i babci. Z tatą nie utrzymuje kontaktu.

Łączy rap z wojskiem

Kamila od lat interesuje się wojskowością. To studentka Akademii Sztuk Wojennych. Przez ostatnie dwa lata służy w Wojskach Obrony Terytorialnej: wyjeżdża na granice, poligony i ćwiczenia.

Czytaj dalej

Felieton

Sentino spadł Truemanowi jak z nieba. Uwiarygadnia scamy – felieton

„Udawany milioner, największy pozer i scamer”.

Opublikowany

 

trueman sentino
fot. kadr z wideo yt/TrueMan

Trueman został menagerem Sentino, pomógł wydać mu książkę, wypuścili razem płytę i przy jego medialności promuje swoje biznesy. Co najważniejsze – Sentino uwiarygadnia je, a ten może docierać do nowej grupy docelowej, którą łatwo scamować.

Trueman to postać pozująca na milionera, która uchodzi za płynnie poruszającego się po biznesach internetowych i kryptowalutowych. Za każdą z jego działalności ciągnie się jednak potężny smród, a na największych forach o zarabianiu w sieci jest określany przez użytkowników jako scamer, czyli oszust.

Sprzedawca ebooków

Początkowo internetowa działalność Truemana opierała się na tworzeniu filmów na temat innych twórców. Szybko jednak przeszedł do sprzedaży własnych ebooków. W 2020 roku ukazał się „Milioner 2021”. W ebooku obiecywał jak zarabiać setki złotych dziennie na afiliacji kont bankowych. Osoby, które dały się namówić na zakup magicznej wiedzy Truemana, twierdzą, że poradniki finansowego influencera to same ogólniki i oczywistości. Wszystko, co znajduje się w jego książkach, znajdziemy na pierwszym lepszym kanale o finansach.

I tak np. promowany przez niego projekt kryptowalutowy ScanDeFi okazał się być pump and dumpem, czyli oszustwem finansowym, który polega na sztucznym podbijaniu cen aktywów (w przypadku Truemana, cenę podbijały jego kontakty z influencerami), żeby potem na górce szybko je sprzedać, zostawiając innych inwestorów z bezwartościowymi udziałami. Na kryptowalucie zarobił oczywiście tylko Trueman, a straciły osoby, które mu uwierzyły, że zarobią. Z przekazów medialnych wiemy, że wzbogacił się na tym o ok. 180 tys. zł.

Punktem zwrotnym w jego karierze było podjęcie współpracy z Amadeuszem Ferrarim, który był idealnym uwiarygodnieniem działalności Truemana w sieci. Dzięki niemu mógł docierać do nowej grupy odbiorców i pomnażać na niej swój majątek. Jak sam mówił, w wieku 20 lat miał na koncie podobno 4 mln zł. Prowadził też rzekomo 12 firm. Jego nazwiska próżno jednak było szukać w KRS czy CEIDG, a jedyną działalność jaką miał, była ta otworzona w 2022 roku.

Trueman o sobie

„Oscamował tyle ludzi. Łapią się na to dzieciaki”

Wśród społeczności skupionej wokół zarabiania w Internecie Trueman jest spalony, mając opinię scamera, z którym nie warto wchodzić w żadną współpracę.

„Ten gość opiera się tylko na farmazonach. Łapią się na to dzieciaki, które myślą, że jak kupią ebooka to będą robić kasę jak ich idole z Internetu. Tu nie ma żadnej wartości.”

„Gościu przecież tyle ludzi oscamował, czy to na fake krypto, bukmacherka czy kij wie co jeszcze. Tak jak wszystko inne, zapewne jego aktualna działalność opiera się na wyłudzeniu jak największej kasy i rozpoczęcie kolejnego „biznesu”.”

Opinie o Truemanie na make-cash.pl

Sentino – uwiarygadniacz

Co więc można zrobić w sytuacji, kiedy branża nie chce mieć z tobą nic wspólnego? Poszukać odbiorców w innej, robiąc biznes na tych, którzy cię jeszcze nie znają i próbować założyć własną społeczność. Pomóc w tym może ten, który ma już wierną grupę fanów, czyli w tym przypadku Sentino.

Obecnie Trueman działa jako menager Sentino. Pomógł wydać mu książkę, razem również wydali płytę „BNP”. Współpraca z raperem otworzyła mu nowe możliwości i dotarcie do całkiem innej grupy odbiorców i to liczonej w setkach tysięcy. Bazując na stałej grupie słuchaczy Sentino i jego muzyki, Trueman chce spieniężyć swoją współpracę z raperem kolejnym biznesem – BNP.Global. To społeczność, która ma zrzeszać „scammerów, finesserów oraz hustlerów”.

Nowy biznes Truemana i Sentino

Sentino wydaje się być do tego idealną postacią, która od lat polaryzuje środowisko rapowe, ale ma też zaufane grono fanów. Panowie zaczęli właśnie promować nowy biznes, oczywiście pokazując jak bardzo są zarobieni, bo nic nie działa tak na wyobraźnię, jak kupno bransoletki za 20 tys. zł czy okularów za 5 tys. zł

Oferta BNP Global to zero konkretów i same ogólniki. Osoba, która zarabia na jakimś biznesie nie ujawnia swoich metod zarobków, chyba, że metodą na zarabianie jest sprzedawanie takich właśnie ebooków.

– Idziemy jeszcze po najdroższą torbę, która jest w Louis Vuitton dostępna, która jest w cenie samochodu polskiego rapera – mówi Sentino w pierwszym vlogu reklamowym, którego zadaniem jest napędzić jak największą ilość osób do zakupu dostępu do nowej platformy Truemana.

Niestety, po komentarzach widać, że współpraca Treumana z Sentino jest strzałem w dziesiątkę. Tylko nieliczni dopatrują się w ich biznesie czegoś niepokojącego. Dodatkowo jakiś czas temu pojawiła się informacja o pogodzeniu się Sentino z Malikiem i ich spotkaniu w Paryżu, do czego miał doprowadzić sam Trueman. Czy szef GM2L będzie kolejną osobą, która ma uwiarygadniać szemrane biznesy, czas pokaże.

Odbiorcami Truemana są teraz najwierniejsi fani Sebastiana

Czytaj dalej

Felieton

Lacazette ratuje niemiecki rap – felieton

Młodego rapera propsują m.in. Capital Bra, Celo, Abdi, Loredana i Kolja Goldstein.

Opublikowany

 

Przez

lacazette

Niemiecki rap od pewnego czasu nie ma zbyt wiele do zaoferowania i to samo zdanie podziela raperka Loredana. Ciężko robi się na sercu słuchaczy, nie ma co ściemniać, że niemiecka scena była po francuskiej jedną z najmocniejszych w Europie, a tu ledwie kilku artystów nadaje się do konsumpcji. Obecnie albumy wpadają w jedno ucho i tak samo szybko wylatują drugim. Treści oraz teksty nie trenują mózgu, nie bawią, ani nie intrygują. Jadąc w Sbahnie grzebiesz coś na telefonie i nawet nie wiesz, czego słuchasz. Do czasu aż pojawił się Lacazette, który zmusza odbiorcę do poświęcenia mu inkluzywnej uwagi.

„LID” – album roku 2024

Nazywa siebie samego ratunkiem niemieckiego rapu i raczej nie będzie musiał składać od tego apelacji. Nikt nie zarzuci mu niekompetencji albo ghostwritingu. Jego album “LID” bardzo szybko po premierze usytuował się na 5 miejscu top albumów. Muzyk nie był żadną wielką figurą undergroundu. Zrobiło się o nim bardziej głośno, kiedy kawałek “H&K” puszczał w samochodzie Capital Bra, co w pewnym stopniu pomogło newcomerowi na uzyskanie pierwszego rozgłosu. Typ pojawił się tak naprawdę znikąd i nie wiemy o nim zbyt dużo. Od początku wspierają go Gringo i Kalazh44, którzy propsują ciężką pracę chłopaka związanego z Labelem Baklava Music. Celo i Abdi w jednym z wywiadów również przychylnie odnieśli się do berlińczyka. Ten duet obok Haftiego, to ojcowie Straßenrap w Niemczech.

Okładka albumu „LID”

Milion euro zysku

Pochodzący ze Steglitz- Zehlendorf raper nie postawił na typową ścieżkę kariery. Zazwyczaj jako newbie robisz drop dwóch kawałków i czekasz po dobrze przyjętej premierze na deal z Universal albo Sony. Lacazette natomiast, nagrał aż 13 klipów w bardzo podobnej, ulicznej, zimnej stylistyce mrocznego Berlina, które na YouTube przyniosły mu ok. 1 miliona euro zysku. Estetyka dość już znana, ale przedstawiona w innej, ciekawej perspektywie, owiana tajemnicą i zawadiackim spojrzeniem muzyka.

Inteligentny uliczny rap

Lucky sprawił, że niemiecki rap dostarcza słuchaczowi i szerokiej grupie wiekowej odbiorców, dużej przyjemności. Streetrap doczekał się w końcu chwytliwych i inteligentnych wersów, przeplatanych ironicznym humorem. Grek lubi czasem znikąd wypuścić zaskakujący, humorystyczny punchline jak: “Dostawca jest Niemcem, ale biega jak Hakimi” (“Läufer ist Deutscher doch rennt wie Hakimi”) czy “Przyjdę do Twojego akwarium Cię wyłowić” (“Ich komm’ in dein Aquarium, dich rausfischen”), “Bycie mądrym jest niebezpieczne, niebezpieczne nie jest mądre” ( “Schlau sein ist gefährlich, gefährlich ist nicht schlau”).

Trafnych fraz posiada on tak wiele, że musiałabym zrobić dla was jakąś best of listę. Dykcja Lacazette jest wybitnie on point, dlatego myślę, że ze spokojem zrozumiecie jego teksty, nawet jeśli Wasz niemiecki nie jest na wygórowanym poziomie.

Lacazette

Wyróżnia się na monotonnej scenie niemieckiego rapu

Wallah! Na albumie nie znajdziecie autotune, za to solidne beaty w klasycznej stylistyce, uwaga to nie jest codeinowy rap, afrobeat albo hiphopop. Fabuła traktuje o dealowaniu i używkach, zarabianiu hajsu, refleksjach oraz demonach. Mimo to raper ugryzł ten temat w inny, swój sposób, bez monotonnych adlibów o double cup czy fat ass. Lucky postawił na dobrze napisane teksty, przekaz i porządny warsztat, co słychać przez to jak buduje zdania czy zgrabnie łączy rymy. W kunsztowny sposób akcentuje słowa, wyróżniając go tym pośród monotonnej sceny niemieckiego rapu. Po pierwszym odsłuchu jego twórczości byłam pewna, że to jakiś streetowo doświadczony, grubo po 30-tce typ. Bity są bardzo klasyczne jak na obecne czasy i trendy. Obecnie wielu niemieckich artystów, takich jak Loredana wrzucają na Instagram jego utwory. Respekt oddał mu także sam wielki Kolja Goldstein, który koleguje się z managerem Lacazette.

Lacazette

210 mln streamów

Zawadiacki i charyzmatyczny raper, który nazywa swoich słuchaczy Matrosen ma w sobie pewną aurę, która spodobała się szerszemu gronu odbiorców, dając mu 210 milionów streamów albumu na Spotify. Przywraca to wiarę w to, że ludzie są głodni dobrej muzyki, a album Luckiego leci non stop on repeat!

Beaty wyprodukowali min: jroc, 808swerve, Sam4prod, yung.rox, jaydon6jam, goldfinger030, murdsdrum, maccrazy1.

Lacazette „LID” – odsłuch albumu

Czytaj dalej

Popularne

Copyright © Łukasz Kazek dla GlamRap.pl 2011-2025.
(Ta strona może używać Cookies, przeglądanie jej to zgoda na ich używanie.)

error: