Wywiad
MC ROBAK: „STARAŁEM SIĘ ZYSKAĆ UZNANIE KRAKOWSKIEJ SCENY”

Raper, producent muzyczny, a przede wszystkim dziennikarz muzyczny i konferansjer.
MC Robaka możecie kojarzyć z audycji "Koszykówka Rap i Grill", której był gospodarzem oraz programu "Real Talk", który niejednokrotnie prezentowaliśmy na naszych łamach.
Zaczynamy naszą rozmowę od powrotu do przeszłości. Pamiętasz imprezę Hip Hop Kolage z 1998 roku?
MC Robak: O tak, pamiętam i to bardzo dobrze. Dwu dniowa impreza Hip Hopowa, która odbywała się w latarni morskiej w Kołobrzegu. Zorganizowana w stu procentach w podziemnych warunkach, bez sponsorów, banerów i patronatów. Pojawiło się tam wiele składów, o których w niedalekiej przyszłości zrobiło się bardzo głośno, Warszafski Deszcz, Snuz, T?Mon, Gie Gie, i wiele wiele innych. Z wielu względów była to dla mnie wyjątkowa impreza. Przede wszystkim dlatego, że mimo młodego wieku byłem pośrednio zaangażowany w jej organizację, ale także dlatego, że właśnie wtedy po raz pierwszy wystąpiłem na scenie.
Kołobrzeg to Twoje rodzinne strony. Tam zaczęła się przygoda z rapem. Przytocz nam swoje początki muzyczne.
MC Robak: Ten sam facet, który organizował Hip Hop Kolage, w lokalnym Radio Kołobrzeg prowadził audycję Hiphopową. Nazywa się Mariusz Wałęga. W jednym z programów ogłosił konkurs dla raperów. Miało on polegać na tym, że goście dzwonią do radia i rapują pod instrumental. Najlepszy z nich miał otrzymać nagrodę jaką była możliwość nagrania kawałka w studio na bicie lokalnego producenta, którym okazał się sam Mariusz. Ja zadzwoniłem i ten konkurs wygrałem…przede wszystkim dlatego, że byłem jedynym uczestnikiem. Hehehe, no proszę sobie wyobrazić że, w 97 roku tak to właśnie wyglądało. Podczas realizacji zwycięskiego kawałka okazało się, że bardzo dobrze się dogadujemy z kolegą Mariuszem i od tamtej pory nawiązaliśmy stałą współpracę. Przez kilka kolejnych lat tworzyliśmy zespół Primo Loco, którego skład kilkakrotnie się zmieniał. Graliśmy sporo koncertów, głównie na Pomorzu Zachodnim. Nagraliśmy naprawdę sporo utworów, jednak większość z nich nigdy nie doczekała się publikacji.
Od wielu lat Twoje życie toczy się w Krakowie. Które miasto jest Ci bliższe?
MC Robak: Moje życie w Krakowie toczy się dłużej niż większości osób się wydaje. Ja owszem urodziłem się w Kołobrzegu, ale jako trzylatek wraz z mamą przeprowadziłem się do Krakowa, Nowej Huty, do mieszkania w którym mieszkam do dziś. Tak naprawdę po śmierci mamy, mieszkałem u ojca w Kołobrzegu od jedenastego do siedemnastego roku życia, czyli tak naprawdę tylko 6 lat, resztę życia spędziłem w Krakowie. Mam lat 31 więc łatwo policzyć i wywnioskować, że bilans jest zdecydowanie na korzyść Krakowa. Nie tylko z tego powodu i z całą sympatia do Kołobrzegu, ale odpowiadając na pytanie, zdecydowanie bliższym mi miastem jest Kraków.
Pamiętasz swoje początki w krakowskim rap podziemiu?
MC Robak: Naturalnie. Kiedy wróciłem do Krakowa, to akurat był czas premiery pierwszej oficjalnej krakowskiej składanki KRK RAP ATAK. Zainteresowanie i nadzieje związane z tym wydawnictwem były ogromne. Wtedy to miało odmienić się oblicze krakowskiej sceny i cały kraj miał usłyszeć o raperach z Krakowa. Ja w tamtym czasie nagrałem swoją pierwszą solową demówkę pt. „15 Minut Haju”, która w mojej ocenie, poziomem co najmniej dorównywała reszcie funkcjonujących w tym czasie na scenie składów. Jednak nie wszyscy podzielali mój entuzjazm. Śmiało mogę powiedzieć, że dość długo na przestrzeni kolejnych lat, starałem się zyskać uznanie krakowskiej sceny. Postacie się zmieniały, problemy pozostawały takie same. I myślę, że z perspektywy wielu młodych krakowskich raperów, którzy teraz są w punkcie takim jak ja byłem wtedy, nadal może to tak wyglądać.
Jesteś autorem, bądź współautorem wielu utworów, ale nie każdy wie, że MC Robak również produkuje muzykę. Skąd u Ciebie takie pokłady energii na realizowanie się w zajawce?
MC Robak: Owszem był taki okres, w którym robiłem podkłady, ale o jakiejś poważniejszej produkcji to tu nie może być mowy. Wydaje mi się, że mam taką „fantazję muzyczną”, żeby złożyć fajny bit. Natomiast jeżeli chodzi o sprawy techniczne, to już nie idzie mi najlepiej. Ciekawe, że o to pytasz, bo ostatnio myślałem o powrocie do robienia bitów. Skąd energia? Hmm, nasza kultura ma to do siebie, że można się w ramach niej kreatywnie realizować na tak wiele sposobów. Ja jestem w tym już za długo i za głęboko. Nie ma już dla mnie innej drogi. Energię czerpię z Hip Hopu i oddaję ją Hip Hopowi.
Czujesz się bardziej dziennikarzem muzycznym, raperem czy producentem?
MC Robak: Zdecydowanie jako dziennikarz i bardzo mi to odpowiada. Widzisz, nawiązując do mojej poprzedniej odpowiedzi, w tej przestrzeni, w której możemy się realizować na tak wiele sposobów po latach odnalazłem to, do czego mam jak się okazuje najlepsze predyspozycje. Bardzo długo wierzyłem w swój sukces jako rapera, ale mimo ogromnego zaangażowania i konsekwencji efekty nie były takie jakich oczekiwałem. Kiedy jednak skoncentrowałem się na dziennikarstwie, nieoczekiwanie i w stosunkowo krótkim czasie odniosłem satysfakcjonujący mnie sukces, oczywiście apetyt rośnie w miarę jedzenia i stawiam sobie kolejne coraz wyższe cele. Dlatego warto szukać swojego powołania bez względu na wiek. Moim na pewno jest dziennikarstwo i jestem postrzegany przez środowisko przede wszystkim jako dziennikarz.
Twój autorski program Koszykówka Rap i Grill – kto umożliwił Ci zrealizowanie tego projektu?
MC Robak: Odezwał się do mnie któregoś dnia mój stary dobry znajomy Sebastian Adamczyk, lokalny nowohucki aktywista z informacją, że planuje reaktywować internetowe Radio Nowa Huta i zapytaniem czy chciałbym aby na playliście znalazły się moje utwory. Odpisałem dość przekornie, że nie jestem tym zainteresowany, jednak chciałbym realizować program. Pewien zarys takowej audycji miałem już od dawna i podświadomie chyba potrzebowałem i przyciągnąłem taki bodziec sprawczy.
Początkowo formuła miała być nieco inna, rzeczywiście chciałem, żeby w audycji mówiło się o sporcie, muzyce i kulinariach w pewien luźny, charakterystyczny dla naszego środowiska sposób, ale projekt poszedł w nieco inną stronę, także ze względu na preferencje słuchaczy, których szybko przybywało.
Audycja KRiG stała się jedynym tego typu programem o krakowskim rapie. Graliśmy samych krakowskich raperów, co tydzień gościliśmy kogoś innego. Program stał się tubą informującą o tym co dzieje się w krakowskim podziemiu, a okres w którym powstawał był dla naszej sceny bardzo płodny, zarówno pod względem imprez, wydawnictw i teledysków. Kolejnym celem była chęć udowodnienia światu, że wbrew powszechnym przekonaniom w Krakowie dzieje się bardzo dużo. Nie przypadkowo także mówię w liczbie mnogiej gdyż audycję tworzymy wspólnie z moim przyjacielem Jenczmieniem, który zawsze towarzyszy mi we wszelkich działaniach.
Pamiętasz swoje pierwsze audycje oraz swoich gości?
MC Robak: Wydaje mi się że pamiętam wszystkie moje programy, mimo iż nieraz klimat się robił się na tyle luźny i przyjazny, że były warunki, w których można by było nie wszystko zapamiętać.
Pierwszym gościem w programie na żywo był Kobik. Bardzo miło wspominam ten program, nie ukrywam, że emocje towarzyszyły mi ogromne, a po udanej audycji bardzo duża satysfakcja. Wierzyłem wtedy głęboko, że zaczyna się coś dla mnie bardzo ważnego i ta wiara niesie mnie przez ten nasz rapowy świat do dziś.
Od jakiegoś czasu jesteś kojarzony z ekipą Evil Eye Studio. Jak się poznaliście i kto wyszedł z propozycją „Real Talk”?
MC Robak: Prawda jest taka, że z ekipą Evil Eye poznałeś mnie Ty drogi Piotrze. Kiedy otrzymałem od Ciebie zaproszenie do serii Rap One Shot.
Ty za pośrednictwem naszej wspólnej koleżanki Atamy, umówiłeś mnie z nimi w celu zarejestrowania mojego występu. Kim jest Kuba, Pat Kastoms wiedziałem już wcześniej mimo, iż nie mieliśmy okazji się poznać, Materaca poznałem natomiast właśnie tego dnia i niespodziewanie okazało się, że z Jenczmieniem ma bardzo bliskie wspólne grono znajomych. Podczas tego spotkania opowiedziałem chłopakom o mojej audycji, która w tamtym czasie dopiero startowała i zaproponowałem im w niej udział. Bardzo spodobał się im program i oprócz tego, że zgodzili się być jego gośćmi, to bardzo wspierali mnie na różne sposoby, na przykład umawiając mnie rozmowę na żywo z Nullem i Masseyem, którzy gościli w Krakowie przy okazji realizacji klipu do Basketball 2. Pomysł realizowania wywiadów wideo wyszedł od Pata, na początku realizowaliśmy je pod znakiem Evil Eye Vlog, potem Pat wymyślił nieco inną formułę, rozmów na kierunkowanych na konkretny temat i tak powstał Real Talk. Można śmiało powiedzieć, że jest to program Pata, w którym to on ma ostateczny wpływ na większość pomysłów i decyzji. Ja tam tylko pracuje, heh.
Jak długo przygotowujesz się do takiej rozmowy?
MC Robak: Moje rozmowy bazują na wiedzy, którą udało mi się zgromadzić obserwując scenę na przestrzeni lat. Rzadko jest tak, że przed samą rozmową jakoś specjalnie siedzę i robię jakiś wnikliwy „research”, zbieram informację na bieżąco.
Wolisz rozmowy improwizowane, czy może takie z tzw. „kartki”?
MC Robak: Absolutnie żadnej „kartki”. Widzowie nie mieli mnie okazji zobaczyć podczas wywiadu z kartką i bardzo wątpię, żeby to się zmieniło. Mogę zdradzić taki mały sekret mojego „warsztatu”, że owszem czasem zapisuję sobie przed rozmową wskazówki na kartce, ale w formie hasłowej i nie używam później tej kartki podczas wywiadu. Mam pamięć wzrokową i po prostu przypominam sobie zapisane wcześniej hasła nakierowujące mnie nawet nie tyle na pytanie, co na temat, który w dalszej kolejności chcę poruszyć z rozmówcą. Bardzo często też sam rozmówca odpowiadając na pytanie, podpowiada ciekawy temat do dalszej rozmowy i ze względu na takie sytuacje pytania z kartki nie sprawdzają się w moim sposobie pracy.
Do wywiadu z kim przygotowywałeś się najdłużej i czy była trema?
MC Robak: Trema jest zawsze kiedy mam rozmowę z osobą, którą prywatnie podziwiam. Bez względu na to do jakiego stopnia jest to podziw, zawsze są jakieś elementy twórczości czy wizerunku, do których mam zastrzeżenia. W takich sytuacjach delikatny stres polega na tym, że z jednej strony nie chce okazać tego podziwu zbyt wyraźnie, a z drugiej strony nie chcę zrazić do siebie rozmówcy tymi trudniejszymi pytaniami, które czuję się zobowiązany zadać. Poza tym sam chciałbym poznać na nie odpowiedzi. Ciekawy przypadek wydarzył mi się całkiem niedawno. Miałem rozmowę z zespołem, który jako słuchacz bardzo lubię, natomiast wyczułem spory dystans ze strony moich rozmówców, którzy na pewno znali moje wcześniejsze dziennikarskie dokonania. Nie ukrywam że pierwszy raz znalazłem się w takiej sytuacji i odnalezienie się w niej nie było dla mnie początkowo łatwe.
Zapytam o inspiracje dziennikarskie – wiele osób, które miałem okazje poznać, a które rozmawiają z raperami – wzoruje się na Arturze Rawiczu z CGM.PL – Twoim dziennikarskim idolem jest?
MC Robak: Kuba Wojewódzki. I tu ma miejsce także taka sytuacja o jakiej mówiłem w poprzednim pytaniu. Nie podchodzę do swoich idoli bezkrytycznie, nie wszystko co robią czy mówią mi się podoba. Tak samo jest z panem Wojewódzkim. Patrzę natomiast na niego po przez całokształt jego kariery, którą śledziłem na długo przed jego komercyjnym sukcesem w programie Idol. Zwróciłem na niego szczególną uwagę gdy był redaktorem naczelnym magazynu Brum, którego byłem stałym czytelnikiem. Magazyn ten jako jeden z nielicznych pisał wtedy o raczkującym jeszcze polskim rapie, a niejednokrotnie autorem tych tekstów był sam naczelny. Popadł wtedy w konflikt i inną moją dziennikarską idolką Joanną Tyszkiewicz (do dziś autorką audycji hip hopowej Woo Doo w Polskim Radiu Szczecin) nazywając ją, w kontekście płyty którą wydała wówczas z zespołem Snuz, „Fajną Bicz”. Riposta ze strony Joanny i dalsze wątki tej historii były także niezwykle ciekawe, ale to już temat na inną rozmowę.
Wspomnianego przez ciebie Artura Rawicza także darze ogromnym szacunkiem i chętnie oglądam jego rozmowy, jednak , odpowiadając na pytanie, zdecydowanie nie staram się na nim wzorować. A wracając do Wojewódzkiego, jak najbardziej widzę siebie w jego wieku prowadzącego własny Talk Show, w którym chętnie gościł bym nie tylko ludzi z kultury hiphopowej.
Ok, ostatnie pytanie w tym temacie. Prowadziłeś audycję muzyczną, przeprowadziłeś kilkadziesiąt wywiadów czy to w radiu, czy też video. Jakie masz jeszcze cele do osiągnięcia w tej dziedzinie?
MC Robak: Rzeczywiście wiele celów i dziennikarskich marzeń udało mi się już zrealizować, ale tym bardziej chętnie stawiam sobie ambitniejsze. Bardzo chciałbym realizować filmy dokumentalne, chodzi mi to po głowie od dłuższego czasu i w momencie kiedy piszę te słowa, już pewne kroki w tym kierunku są poczynione i liczę na to, że zdjęcia rozpoczną się jeszcze w tym roku. Gdyby tak się nie stało, na pewno będę szukał kolejnych możliwości. Chciałbym też kontynuować swoją pracę dziennikarską poza granicami kraju. Po angielsku mówię dobrze. Takim długo dystansowym celem jest Nowy Jork.
Kwestia pieniędzy w rapie, czy udało Ci się kiedykolwiek zarobić na pasji?
MC Robak: Tak. Jako konferansjer mam ustaloną stawkę, w mojej ocenie konkurencyjną i od dłuższego czasu od niej nie odstępuję. Oczywiście nie tyczy się to imprez charytatywnych.
Skupimy się także na organizacji imprez, wiem że w Krakowie, a także Kołobrzegu zdarza Ci się prowadzić różnego rodzaju eventy. Co MC Robak lubi w tym najbardziej?
MC Robak: Podkreślmy przy tej okazji bardzo ważną rzecz. Ja nie organizuje imprez, w ogóle się tym nie zajmuje. Jestem zapraszany przez organizatorów jako prowadzący i jak mówiłem w poprzednim pytaniu, rozliczam się z organizatorem za taką usługę. Co lubię najbardziej? Zabawę, mam z tego naprawdę niezły fun i potrafię zarazić ludzi tym entuzjazmem, w ten sposób zostałem „guwno prowadzącym” jak sam to czasem określam. Słuchaj, mam taką cechę, że lubię być w centrum wydarzeń, lubię skupiać na sobie uwagę, lubię czasem zwyczajnie po pajacować i sprawia mi to radość.
Kolejna wielka pasja to sport, a dokładnie koszykówka. Poza tym, że kibicujesz i masz sporą wiedzę – uprawiasz również czynnie?
MC Robak: Niestety nie. Nie gram w kosza. Pozostaje w roli kibica. Poza tym, moja dziewczyna jest zawodową koszykarką i po pierwsze chcąc nie chcąc mam tej koszykówki na co dzień bardzo dużo, po drugie jeden sportowiec w domu wystarczy, heh. Ale absolutnie nie uskarżam się na takie warunki, wręcz przeciwnie, dzięki temu, że moja Asia uprawia taki zawód, mogę bardzo zgłębić wiedzę na temat mojej ulubionej dyscypliny sportu i bardzo to doceniam.
Komu kibicujesz i jakie są Twoje typy na nadchodzącą jesień w NBA?
MC Robak: Moim ulubionym koszykarzem jest LeBron James, bardzo przeżyłem jego kolejną finałową porażkę, mimo heroicznych dokonań i trzymam mocno kciuki za to, żeby w nadchodzącym sezonie plaga kontuzji omijała Cavsów, i aby Lebron w końcu zdobył tytuł mistrza NBA w swoim rodzinnym Ohio.
Ostatnie pytanie, nawiążę tutaj do wcześniejszego pytania o krakowskie podziemie, które ma wielu utalentowanych graczy. Dlaczego według Ciebie tak niewielu reprezentantów Krakowa wypływa na szersze wody i nie odnosi tak zwanego mainstreamowego sukcesu?
MC Robak: Jest to kluczowe pytanie, na które wszyscy próbujemy znaleźć odpowiedź. Nawet na tegorocznym Hip Hop Kempie po raz kolejny rozmawialiśmy o tym z jednym ze znanych DJów, któremu los krakowskiej sceny także leży na sercu i poparł mnie w jednej z moich teorii. Wielokrotnie słyszałem komentarze krakowskich raperów na temat ich nadchodzących płyt w tonie „ten materiał rozpierdoli Kraków”. Zawsze zastanawiałem się dlaczego tylko Kraków, a nie całą Polskę? I tu upatruje odpowiedź na to pytanie. Myślę, że wielu raperom z Krakowa wystarczał lokalny sukces.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Wywiad
TPS: „Mało jest filmów, które oddają klimat rapu” – wywiad
TPS, Małach i Dudek P56 wystąpili w filmie „Życie w błocie się złoci”.

12 maja do kin trafi film „Życie w błocie się złoci” osadzony w rapowej konwencji. W produkcji wystąpiło aż trzech polskich raperów. Małach, który zagrał w produkcji Piotra Kujawińskiego główną rolę oraz Dudek P56 i TPS. Z radomskim raperem mieliśmy okazję ostatnio zamienić parę słów zarówno na temat nadchodzącego filmu, jak i jego pasji do aktorstwa.
TPS to jeszcze raper czy już aktor?
TPS to przede wszystkim normalny chłopak, którego mijasz na chodniku. Raper – tak, aktor jeszcze nie.
Coraz częściej pojawiasz się na wielkim ekranie.
Muzyka to główna pasja, która przerodziła się tak samo w dobro płatną pracę. Co do filmu, to chciałem się sprawdzić czy dam radę podołać grze aktorskiej, dialogom itd. Myślę, że dałem radę. Spodobało mi się to bardzo!
Wystąpiłeś już w paru głośnych produkcjach.
„Asymetria” – nie polecam nikomu, ale za to naprawdę zachęcam do sprawdzenia filmu „Chleb i sól” reżyserii Damiana Kocura, jak i „Życie w błocie się złoci ” Piotra Kujawińskiego. Oba filmy są warte obejrzenia.
Spodobało ci się aktorstwo?
Spodobało. I to bardzo. Zarówno ze strony aktorskiej i produkcyjnej. Czas pokaże, czy uda się zrealizować kolejne plany.
Wspomniane „Życie w błocie się złoci” to ze wszystkich filmów, w których wystąpiłeś najmocniej najwiązujący do kultury hip-hopowej. Było ci dzięki temu łatwiej odnaleźć się na planie?
Żeby było śmieszniej, każdy z chłopaków gra w filmie rapera, oprócz mnie. Także zbytnio w moich scenach nie ma to znaczenia. Mi przypada, póki co, zawsze czarny charakter.

Wcieliłeś się w postać Grubego.
Gruby jest odzwierciedleniem mnie sprzed 10 lat. Nie w 100%, ale tak mi się ta postać od razu skojarzyła. Nie chcę za bardzo spoilerować, ale nie chcielibyście chodzić w jego butach i być uwikłanym w to, co on.
Główną rolę zagrał Małach, co też jest interesujące z punktu widzenia słuchacza rapu.
Co do Bartka, to jest topka zarówno muzycznie jak i aktorsko. Pierwsze do kogo napisałem po obejrzeniu filmu to właśnie do niego. Oczywiście z gratulacjami naprawdę dobrej roli. Co tu dużo mówić, trzeba zobaczyć film. Pozdrawiam serdecznie Bartek, jak i całą ekipę filmu.
W produkcji Piotra Kujawińskiego pojawia się też jeszcze jeden raper – Dudek P56.
Dudek jak to Dudek, wszędzie się odnajdzie. My z Łukaszem nie gramy aż tak dużo w tym filmie, żeby oceniać naszą grę aktorską, ale są przecieki, że na tym filmie się nie skończy.
Razem z Małachem i Dudkiem nagraliście nawet wspólny klip promujący film.
Teledysk promujący film możecie znaleźć na kanale YouTube „TiW Music”. Kawałek o tej samej nazwie co film, wyprodukowany przez Tytuza w P1Studio. Realizacją klipu zajął się mój brat Bart Lenski. Ogólnie fajny klimat, kino Atlantic w Warszawie. Szybko i sprawnie jak zawsze. Życie w błocie się złoci…
Miałeś na planie kontakt z Dziadkiem Edwardem?
Niestety, nie było mi dane zagrać w jednej scenie ze ś.p. Janem Nowickim.
Również miałem okazję zapoznać się już z tą produkcją i wydaje mi się, że to mocny kandydat do jednego z najlepszych filmów okołorapowych ostatnich lat.
Uważam, że mało jest filmów, które tak trafnie oddają klimat rapu. Rapu jaki ja znam, na którym się wychowywałem. Klimat czasów, gdzie to się wszystko zaczęło.
Obecność topowych raperów na ekranie dodaje mu niesamowitego autentyzmu.
Nie mi to oceniać kto jest topowym raperem, ale na pewno film jest prawdziwy przez takie smaczki. Myślę, że każdy z nas w swojej roli odnalazł trochę samego siebie.
Będzie cię można zobaczyć na premierze?
Jeszcze czekam na dokładne wieści na temat pokazu premierowego, ale napewno będzie opcja obejrzeć razem ze mną ten film w kinie.
Odbiegając do kinemtagorafii. Co z muzyką?
Plany muzyczne – „TiW Mixtape3”, wspólna płyta z Wieszakiem i solo „I need $”, którym najbardziej się jaram.
Dzięki za rozmowę.
Dzięki!
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Wywiad
Kali: „W Szybim Szmalu rotacja była normą” – wywiad
2$Z Kali opowiada o powrocie na scenę i planach na przyszłość.

Pod koniec ubiegłego roku ukazała się długo oczekiwana płyta 2$Z Kalieg „A świat niech płonie”. Raper z legendarnego podziemnego kolektywu wzbogacił krążek o bonusowy „Mixtape 2022” firmowany szyldem Szybki Szmal. Po co wrócił na scenę, czy nagrałby z Oliwką Brazil i w jaki sposób chce rozwijać Szybki Szmal? Tego dowiecie się z poniższej rozmowy.
Zacznijmy bez owijania w bawełnę. Wracasz po ośmioletniej nieobecności na scenę. Po co?
Nagrywanie jest dla mnie naturalne. Całe życie miałem studio i wszyscy znajomi zajmują się muzyką. Zacząłem rapować, jak usłyszałem „Na mojej ulicy” Kazika z 1993, czyli zanim pojawił się Liroy. Skąd przerwa? Jak bierzesz “szmal” na godło to trzeba być konsekwentnym, więc poszedłem za radą Michała Wiśniewskiego: „najpierw pieniądze, potem muzyka”. Dzięki temu mogę sobie dziś pozwolić na to, by realizować, co tylko chcę. A mam przekaz, który powinien dotrzeć do ludzi, bo wierzę, że go potrzebują. Chciałem też przy okazji wyprostować pewne przekłamania o Szybkim Szmalu, ale to raczej na marginesie.
Masz za sobą kilka niezłych numerów, kultowy „Mixtape 2005” i współpracowałeś z topowymi raperami, ale powiedzmy sobie szczerze, dzisiejszy słuchacz nie wie, kto to Kali z Szybkiego Szmalu.
Ta przeszłość to dla mnie baza, fundament, na którym dopiero zaczynam budować nowe dzieło. Mam tu bardziej na myśli rozwijanie platformy, jaką jest Szybki Szmal niż własną twórczość. A że młodsi ludzie mnie nie znają to nawet lepiej, bo mogę jeszcze liczyć na efekt świeżości.
Czyli możemy liczyć na to, że Szybki Szmal będzie z krwi i kości wytwórnią promująca innych artystów?
Taki jest cel, chociaż te nowe początki są na razie skromne. Myślę, że z czasem „Szmal” będzie miał ludziom coraz więcej do zaoferowania. Traktuję to obecnie bardziej jako mecenat, dawanie innym szansy czy możliwości do kultywowania twórczości. Jest to też płaszczyzna wzajemnej motywacji i nakręcania zajawki. Każdy, kto to, czuje, jest mile widziany. Nigdy nie wiadomo, kiedy coś pyknie i zrobi się z tego dochodowy biznes.
Chcesz przekonać młodych odbiorców do siebie czy starasz się przypomnieć o sobie starym fanom?
Jeżeli muzyka ma żyć, to musi docierać do nowych ludzi, a starym odbiorcom warto uświadamiać, że świat się zmienił. Sam zupełnie nie żyję przeszłością, nostalgią, a dawni słuchacze najczęściej oczekują kawałków w starym stylu. Zdarzają się głosy uznania od faktycznych “starych fanów”, ale dużo tego nie ma.
Konkurowanie z Oliwką Brazil nie będzie łatwe (śmiech).
Wolałbym konkurować np. z SBM w kwestiach wydawniczych, bo w samej muzyce konkurencja to pewna iluzja. Słuchaczy “przejmuje się” raczej współpracą. A czy nagrałbym z nią kawałek? Chętnie. W klipie “Księżyca blask” widać nawet sympatię Ciecha do postaci, która “być może” była nią inspirowana.
Długa przerwa, ale wracasz po niej z konkretnym materiałem. Podwójny album, długo nad nim pracowałeś?
Pierwsze teksty i nagrywki na płytę były w 2020 więc można powiedzieć, że dosyć długo, ale to było raczej luźne i nieukierunkowane. Faktyczna praca nad albumem trwała parę miesięcy. Najwięcej wysiłku pochłonęły kwestie organizacyjne, techniczne i marketingowe, ale przy kolejnym projekcie powinno to już pójść sprawniej.
Nawiązując do pierwszego singla, bujasz trochę w obłokach. Wydaje mi się, że postawiłeś wszystko na jedną kartę, która nazywa się melodyjność. Liryka odeszła na drugi tor. To znak obecnych czasów?
Czasy są takie, że znaczenie rymowania maleje na korzyść ekspresji. Mariaż emo z rapem w minimalistycznym sosie wydaje się najdostępniejszą opcją dla dzisiejszych słuchaczy i twórców. Zawsze lubiłem melodyjny rap, a to, co się faktycznie u mnie zmieniło to postawa i stosunek do świata. Dawniej byłem bardziej agresywny. Teraz bardziej refleksyjny, może nawet melancholiczny. Myślę, że to jest właśnie bardziej liryczne, o ile liryka to nie tylko płytkie pancze w gąszczu neologizmów. Poezja to też głębia myśli i emocji, ukryta w nieoczywistej formie.
Autotune to narzędzie, które nie jest czymś nowym i z tego, co pamiętam, korzystałeś z niego już wiele lat temu. Tymczasem widziałem komentarze części fanów, którzy nie są zadowoleni, że tak dużo go używasz na nowym projekcie.
Jeśli ktoś nie lubi autotune, to ma w czym wybierać. Zacząłem używać autotune jakoś w 2011, początkowo jako dodatek do refrenu, potem na zwrotki do wybranych kawałków. Z czasem stwierdziłem, że tych kawałków z autotune lepiej mi się słucha, mają ciekawsze brzmienie.
Ta forma ma mimo wszystko w sobie coś futurystycznego, co pozwala łatwiej oderwać się w wyrazie od szarej przyziemności.
Przejdźmy do projektu „Mixtape 2022”. Nie brzmi to, jak kontynuacja albumu sprzed 18 lat.
Jest to faktycznie raczej zapowiedź kontynuacji, a wyszło to trochę przypadkiem jako bonus do mojej płyty. Pod szyldem Sz$z powstało w przeszłości kilka płyt, m.in. Enziskenzis (2001), Benzyna (2010) i żadna nie była stricte kontynuacją poprzedniej. Materiał typu “Mixtape 2005” wymaga nieco większego zaangażowania od wszystkich uczestników, ale liczę, że może w tym roku uda się coś podobnego odpalić.
Nie da się ukryć, że na krążku słychać duże inspiracje traperami ze Stanów.
Podobno “jesteś tym, co jesz” więc jak przesiąkniesz, tym czego słuchasz, to siłą rzeczy zaczynasz tym trącić. W ostatnich latach słuchałem dużo więcej muzyki niż kiedyś. W dodatku wyłącznie ze Stanów i to ma konsekwencje. Trap to zresztą dla mnie kulminacja fali, która długo wzbierała. Sięgam tu wręcz do antyków jak Lost Boyz czy Bone Thugs, czyli takich moich pierwszych autentycznych faworytów.
Dotarły do mnie informacje, że przy płycie większość dawnych reprezentantów Szybkiego Szmalu nie chce mieć z tym projektem nic wspólnego.
Faktycznie, w większości nie mają z tym związku, chociaż przy ostatniej okazji ludzi z M’05 i Benzyny zbiorczo zapraszałem do udziału. Trzeba zaznaczyć, że w Szmalu rotacja była normą od początku. Z pierwszej płyty, EnzisKenzis, 60% ludzi z okładki nie dotrwało do kolejnej płyty. Nie był to nigdy klasyczny zespół, ale luźny kolektyw podziemnego labelu. Coś na kształt dawnego Ruff Ryderz czy dzisiejszego Young Stoner Life. Kiedy wystartowała Aloha, spora część wykonawców skupiła się na pracy tam, więc zaangażowanie w Szybki Szmal zaczęło szybko wygasać, a Kajuta Studio przestało być centrum socjalizacji. Były też różnice w poglądach, osobowości, stylistyce. Mnie nie fascynował ani trueschool, ani hardcore. Innych za to tak nie pociągał bounce, crunk czy w końcu trap. Dzieciaki patrzą na swoich ziomków przez różowe okulary i dopiero z czasem może się okazać czy naprawdę tak wiele nas łączy.
Z kim ze składu masz jeszcze kontakt?
Z czasów EnzisKenzis to już tylko z Ciechem i Brunem, a z etapu M’2005 jeszcze ze Scoopem.
Reszta się od Ciebie odwróciła?
Można chyba tak powiedzieć, ale bym nie dramatyzował. To była naturalna kolej rzeczy.
Poza Ciechem, którego starsi słuchacze na pewno pamiętają, na „Mixtape 2022” pojawili się też mniej znani zawodnicy.
Inkognito i Winz to nasze stare ziomki z Ursynowa. Winz (dawniej Cfany Gapa) też miał studio i tam m.in. z Inkognito i Thorem tworzyli UGC (Ursynów Gandzia Club). Dany, bardzo aktywny reprezentant młodszego pokolenia i ziom z Imielina. Jako jeden z ostatnich nagrywał w starej Kajucie. Mieliśmy z nim i Wifonem swego czasu freestajlowy skład Imieligos. Czeczen i Joanna, rapowe małżeństwo, które nagrywa z całą Polską hardkorowy rap. Joanna nagrywała w Kajucie jeszcze w czasach Benzyny. Miała być nawet w kawałku “Rozgrywka”, ale finalnie nie wszedł na płytę. Kiedy startowało nowe studio, zaprosili mnie na swój album i tak się znów spiknęliśmy. Tektywa nie trzeba raczej zbytnio przedstawiać. Weteran z 7 Łez, a obecnie FracTalle. Poznaliśmy się dawno temu, chyba jeszcze przez Kozaka. Kontakt odnowił się trochę dzięki CZN&J, którzy z nim intensywniej kolaborowali.
Label Szybki Szmal w 2023. Czego możemy się spodziewać?
Zaczęliśmy właśnie nowy projekt z Ciechem, Winzem i Wielkim Czarnym. Czarny to ziom Winza, z którym tworzą Foozye. Występował też np. na płycie Jędkera. Zobaczymy, w jakim kierunku to pójdzie i czy dołączą inni. Poza tym nadchodzi “Kalifornia”, coś, co zbuduje konkretny wizerunek $zmalu, ale na teraz nie chcę więcej spojlerować, by nie zapeszyć.
Na koniec jeszcze czysto rozluźniające pytanie. Często mylą cię z Kalim z Ganja Mafii? Bo słyszałem nawet o historiach, że ktoś przejechał pół Polski na koncert i się mocno zdziwił.
Zdarzyło mi się parę razy, że ktoś mnie gdzieś zapraszał itp. i dopiero po dłuższej chwili orientowałem się, że to pomyłka. Stąd pojawiło się u mnie 2$Z (dwa, dolar, zet) przed Kali, chociaż dla wielu to też okazało się nieprzeniknioną enigmą (2$z, czyli 2Sz lub inaczej SzSz to w skrócie po prostu Szybki Szmal). Było w historii kilka przypadków zbieżności imion. Niedawno taki problem mieli Lil Baby i DaBaby. Ostatnio wspominałem nawet u Flinstona, że najprostszym rozwiązaniem byłoby zrobić jak oni, czyli nagrać coś razem.
Dwóch Kalich w jednym numerze. Brzmi spektakularnie.
A kto by nie chciał? To ceniony artysta i moim zdaniem utalentowany. Łączą nas też, jak widzę wypalane ilości. Od wielu lat nie słucham polskiej muzyki i nie śledzę sceny, więc mam spory dystans. Wiem, że są jak zawsze podziały, konflikty i inne dramy, ale nie wiem, kto jest z kim, przeciw komu i czy komuś bym się taką lub inną kolaboracją naraził. Zresztą, każda kontrowersja to publicity i działa dobrze na rynek.
Dzięki za rozmowę.
Dzięki.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Wywiad
Alan: „Nie jestem graczem na lato tylko na lata” – wywiad
Z raperem rozmawiamy na konferencji trzeciej gali High League.

Alan jest kolejnym raperem, ogłoszonym w federacji Malika Montany. Zawalczy on na trzeciej gali High League, gdzie zmierzy się w oktagonie z Przemysławem „Kolarem” Kolarczykiem. Złapaliśmy kontrowersyjnego artystę po konferencji, żeby zadać mu parę pytań.
W środowisku hip-hopowym różnie się mówi o galach freak fight, jakie masz do nich podejście? Przyszedłeś tutaj dla promocji czy bardziej zajawkowo żeby, się sprawdzić w walce… legalnej?
Wiesz co, zawsze chciałem się tak ponapi*rdalać w klatce. Już za dzieciaka, jak oglądałem filmy w takiej tematyce, to o tym marzyłem. Nie jestem tu dla promocji, nie jestem tu dla hajsu. Ja przyszedłem tu sprawdzić samego siebie.
A jest jakiś raper, z którym chciałbyś zawalczyć?
Myślę, że nie, ja nie jestem taki konfliktowy. To zawsze było tak, że ktoś mnie mocno wk*rwił, a ja robiłem z tego wielką aferę. Wiesz, bo ja jestem taki, że jak już uderzam to na pełnej k*rwie i przez to były dymy. Tak było z Cheatzem, a nawet nie wiedziałem, że to jest szczyl, ile on ma lat, bo chciałem to z nim wyjaśnić w inny sposób. Nie jestem taki, żeby specjalnie dymić i odpi*rdalać lipę. Przychodzę i po prostu robię swoje.
Okej, a co do twojego impulsywnego charakteru. Nie uważasz, że takie akcje jak z samochodem mogą Ci zaszkodzić. W komentarzach nawet twoi fani twierdzili, że było to głupie zachowanie.
Ja mam wyj*bane w PR. Jestem po prostu sobą. Wiedziałem, co robię więc po co mam za to przepraszać? To jest najgorsze, że ludzie nie widzą, że jestem po prostu w tym wszystkim szczery. Oni uważają mnie za jakiegoś turbo przyj*ba, gdzie nie robię sam z siebie poj*banych akcji. Wszyscy stali się nagle obrońcami gościa, co się do mnie przypi*rdolił. Skopał mi furę, a ja go nie rozjechałem na śmierć, tylko lekko puknąłem. Ja już się z nim biłem dwa razy tam, myślę, że go j*bnę tym samochodem, niech leży niech spi*rdala. Pi*rdolnąłem go, pojechałem w pizdu. Wróciłem do domu, zagrałem w LOLa, zwaliłem konia, poszedłem spać.
“… i sprawa zamknięta”. Przejdźmy do muzyki, jakieś plany wydawnicze? Bo trochę ci nie po drodze ostatnio z wytwórnią.
No tak. Nie mogę też teraz za dużo mówić. Chcę odejść, a oni robią mi problemy i nie chcą mnie puścić. Pojawiają się jakieś chore sumy za wykup, zupełnie nierealne. Jeżeli faktycznie jestem tyle wart, to chciałbym tyle zarobić. Czekam na oświadczenie, bo HHNS miało wydać komunikat w mojej sprawie. Ludzie mieli poznać prawdę, jestem ciekawy jaka jest ta prawda. Ja chcę po prostu odejść i robić swoje, żeby nikt mi się nie wpi*rdalał. Ludzie mi piszą, że Sajkoplacebo się przyjęło, po czym zniknąłem na rok. Ale to nie ja sam z siebie zniknąłem na rok, tylko stwierdzono, że ludzie będą mną rzygać, więc robimy przerwę. No i spoko, zrobiłem sobie tę przerwę. Ja nie wiedziałem mordo jak to działa. Dotychczas byłem na swoim kanale, gdzie jak zrobiłem 10 koła wyświetleń, to było zajebiste i wow mega. Tutaj zaczęły się jakieś większe liczby i byłem tym zajarany. A po przerwie wyszło gówno. Zacząłem robić rzeczy bardziej jakie czuje, a nie jakie siadają. Pisał ktoś nawet, że byłem blisko mainstreamu, ale zszedłem na inną drogę. Stary, ja mam wyj*bane. Ja nie muszę iść na sam szczyt i na siłę robić ten patotrap czy inne poj*bane numery. Wolę robić, co w danej chwili czuję. Ostatnio napisałem nawet na Instagramie, że nie wszystko jest dla sławy, nie wszystko jest dla pieniędzy. Ludzie będą mówić, że ja tu przyszedłem, żeby się wypromować — ch*j tam. Jedyne czego potrzebuję to robić swoje, i żeby być z tego usatysfakcjonowanym. Tyle mi wystarczy.
Zakładając, że udałoby Ci się rozwiązać problem z HHNS, pójdziesz na swoje czy masz już może jakieś wstępne rozmowy z labelami?
Nie miałem żadnych rozmów z wytwórniami. Chce iść na swoje i wydawać na swoim kanale, ale to za jakiś czas. Na razie chce sobie odłożyć materiał i go dopracować, żeby to było 100% mnie. Nie skupiam się na tym, żeby to były virale na TikToku czy hity lata, bo ja nie jestem graczem na lato tylko na lata. Potrafię zrobić kawałek w każdym stylu czy to będzie trap, czy boom bab, mogę sobie zrobić dancehall. Poruszam się na wielu płaszczyznach i nie jest mi potrzebne zamykanie się tak, jakby w jednym gatunku tego, co robię.
Dzięki za rozmowę.
Dzięki.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Wywiad
Szymon_C: „Płyty VNM-a znamy na pamięć” – wywiad
Rozmawiamy z autorem płyty „Student”, którą wydała wytwórnia DeNekstBest.

– W życiu nie dostałem lepszego dema – tak jeszcze kilka miesięcy temu o Szymonie_C mówił VNM. W miniony piątek ukazał się solowy album rapera zatytułowany „Student”, który ukazał się nakładem wytwórni DeNekstBest. Z autorem krążka mieliśmy okazję zamienić parę słów.
Cześć, zacznijmy od czegoś prostego na początek naszej rozmowy. Co się zmieniło od „Pocztówki”?
Siema, właściwie od tego czasu zmieniło się wszystko. Kiedy nagrywałem „Pocztówkę” byłem świeżo po maturze i zaczynałem pierwsze znienawidzone przeze mnie studia, które później porzuciłem. Właściwie okres, który opisuję na „Studencie” to było właśnie wtedy. Pamiętam, że głowę zajmowało mi wtedy mnóstwo różnych głupot typu jakieś nieudane związki, frustracja związana z wyborem nieodpowiedniego dla mnie kierunku studiów i lęk przed konsekwencjami tego wszystkiego. Bałem się, że zawiodę rodziców jeśli zdecyduję się rzucić tamte studia, bałem się, że robiąc to mogę też nie mieć racji i zmarnować sobie życie, a najbardziej przerażało mnie to, że jestem już dorosły i sam muszę podjąć jakąś decyzję. Koniec końców, wszyscy są cali i udało mi się wejść w dorosłość bez większych obrażeń. Rzuciłem ówczesną teleinformatykę na rzecz studiów reżyserii dźwięku, które za dwa miesiące kończę, podpisałem kontrakt z wytwórnią i wydaję debiut, więc chyba całkiem nieźle, przynajmniej jeśli ktoś patrzy na to z boku.
Wiele zmienił też moment, w którym postanowiliśmy z Verim stać się duetem twórczym i każdy kawałek robimy razem, niezależnie od tego czy będzie on solowym wydawnictwem, któregoś z nas czy wspólnym. Dziś mieszkam razem z nim i jego dziewczyną i bez przerwy pracujemy nad muzyką, robimy beaty, nagrywamy kawałki, on jest moim realizatorem, a ja jego. Znamy się dość długo, bo jako ekipa jeszcze zanim to nazwaliśmy i powstało SCBD, bujamy się jakoś od 2014/2015 roku jeśli dobrze pamiętam, ale tak naprawdę rapowymi bliźniakami staliśmy się jakoś 1,5 roku temu. Odkąd coś nam przeskoczyło w głowie i odkryliśmy nowy sposób tworzenia muzyki zmieniło się wszystko. Dziś, żeby zrobić kawałek od zera łącznie z beatem i wymyśleniem tematu i tekstu, potrzebuję góra kilku godzin. Kiedyś trwało to dniami, czasem i tygodniami, przez co robiliśmy stosunkowo mało muzyki i sfrustrowani czekaliśmy na wenę. Od 1,5 roku tworzenie piosenek i dźwięków jest naszą obsesją i robimy to każdego dnia. Dlatego „Student” to zaledwie trailer tego, co kitramy w szufladzie. Myślę, że gdyby ten jak my to nazywamy „przełom” się nie wydarzył to nie byłoby kontraktu, ani tego wywiadu dlatego mimo, że Veriego nie ma na płycie jako feat. to musisz zdawać sobie sprawę, że jest on integralną częścią każdego mojego albumu, a jak dobrze wsłuchasz się w tę płytę, to usłyszysz jego wokal na adlibach lub jako skit.
Dużo w moim życiu zmieniła też choroba mojej mamy, o czym nie chcę zbyt wiele się rozwijać, bo to sprawy rodzinne, ale na pewno sytuacja, w której znalazła się moja rodzina wymusiła na mnie, żebym z kolesia, który średnio ogarnia godzinę, dzień tygodnia i to jak się nazywa – stał się gościem, który robi robotę, bierze odpowiedzialność za swoje życie i stara się zadbać o najbliższych. Nikomu nie życzę tego, bo to nic przyjemnego, daleko też mi do wymądrzania się, ale moment kiedy dotarło do mnie, że moi rodzice nie są nieśmiertelni, i że przyszedł czas kiedy to ja powinienem martwić się o nich bardziej niż oni o mnie, zmienił na dobre to jak do tej pory postrzegałem świat. Podsumowując moją przydługą odpowiedź na to pytanie – finalnie wszystko skończyło się dobrze, mama jest na dobrej drodze do wyzdrowienia, ja wydałem debiut, studia zaraz mam nadzieję ukończę – witamy w dorosłości.

Jak wyglądała praca nad tą płytą? Jeździłeś te pół Polski jak nawijasz w „Jogurcie’?
Płyta powstawała dość długo, bo niektóre kawałki powstały bezpośrednio po „Pocztówce” np. „Moja Dziewczyna” czy „Nowy Rok” kiedy to jeszcze nie miałem żadnego pomysłu na album, ani planów wydawniczych. Finalnie część numerów nagrałem u siebie w domu rodzinnym, kiedy mieszkałem jeszcze z rodzicami, kilka kawałków powstało też teraz, chwilę przed oddaniem materiału. Proces powstawania beatów na ten album był bardzo dziwacznym, bo nie licząc beatu do „Prania”, który zrobiłem razem z Verim, to w większości były to podkłady albo od producentów, którzy są prywatnie moimi przyjaciółmi jak PMBTZ czy bL lub od producentów, których rzeczy zwyczajnie mi się podobają. Nie było to jednak typowe raperskie branie beatów z paki, którą dany producent wysłał, no może pomijając beat do „Nowego roku” czy „Kebaba” – tam rzeczywiście po prostu spodobał mi się beat i pod niego nagrałem. Natomiast w większości beatów, każdy był robiony dla mnie na zamówienie według moich różnych szalonych pomysłów, często nawet główny main sampel czy melodia były grane/samplowane lub wybierane przeze mnie i taki szkic beatu lub zamysł wysyłałem do jednego czy drugiego producenta lub spotykaliśmy się w studio i dopiero wtedy powstawała muzyka. Żeby było jasne – nie uważam, że są to jakieś superskomplikowane produkcje z kosmosu, wręcz przeciwnie – są w większości proste, zależało mi na tym, żeby po prostu to było moje i mam nadzieję, że w pewnym stopniu to słychać. A co do tego wersu z „Jogurtu” to gdyby tak zliczyć te spotkania u jednego czy drugiego ziomala podczas produkowania tej płyty to myślę, że podróżując bez legitymacji studenckiej i z dzisiejszymi cenami za paliwo mógłbym zbankrutować.
Od początku wiedziałeś jak będzie wyglądał ten album? Był na to konkretny zamysł czy trzaskałeś numery i coś się z tego najzwyczajniej uzbierało?
Tak jak wspomniałem wcześniej – parę kawałków powstało bezpośrednio po „Pocztówce” i trochę sobie poleżały, ale kiedy zauważyłem zależność między nimi, dodałem do tego miejsce, w którym aktualnie życiowo się znajduję i kilka innych rzeczy to wyszedł wydaje mi się, że dość mocno koncepcyjny i spójny album. Na pewnym etapie kiedy już miałem w głowie koncept całej historii postanowiłem, że muzycznie to musi być skrajnie różne żeby po prostu każdy numer nie tylko treścią, ale też formą obrazował miejsce czy sytuację, którą w danym kawałku opisuję. Ostatnią rzeczą jaką dodałem dla nadania klimatu całej płycie były skity wzięte żywcem z messengerowych rozmów i lektor, za którego robi mój przyjaciel o genialnym głosie i lekkim piórze – Resu. Jako, że Resu jest raperem, możecie usłyszeć np. w składzie Santhe Synthesi – to chyba jest to najdziwniejszy i zarazem jedyny stricte rapowy feat na tej płycie.
Siadasz do pisania, kiedy nadejdzie wena, czy na zasadzie „no dobra, dzisiaj mam czas to coś trzeba nabazgrać”.
Zacznijmy od tego, że już od dłuższego czasu nie piszę tekstów. Zwykle wymyślam sobie temat kawałka i wymyślam zwrotki w głowie lub staję przed mikrofonem, beat leci w pętli i po prostu rapuję, czasem po wersie, czasem po dwa, czasem po cztery. Odkąd pracujemy razem z Verim w studiu to nasze sesje wyglądają tak, że robimy kawałek od początku do końca, czyli robimy sobie jakiegoś loopa, później kładziemy szybko perkę i pod to już można nawijać i nagrać cały numer. Resztę rzeczy i instrumentów dodajemy później w aranżu. Wiele osób może nie zrozumieć naszego sposobu pracy, ale zaufaj mi, że za oceanem robią tak wszyscy i zawsze i to nie bez powodu. Jeśli robisz w ten sposób muzykę to zawsze udaje Ci się uchwycić największy ładunek emocjonalny, czyli moment, w którym wpadasz na jakiś pomysł i to zarejestrować, wszystko inne nawet najlepiej nawinięte – zawsze będzie odtwórcze. A przy takiej pracy zawsze jest świetna zabawa, plus kawałki powstają tak znacznie szybciej. Ktoś powie, że to freestyle, ale to nie jest żaden freestyle, przynajmniej nie taki z jakim kojarzą go wszyscy, bo nie jest to opcja bitewna gdzie serio musisz stać i wymyślić całe wejście na poczekaniu. To jest to samo, co pisanie tekstów tylko, że w momencie kiedy raper X zapisuje w notatniku wymyślony wers, ja mam już go nagranego i lecę dalej. Nie jest to nic wyjątkowego, każdy może to robić, to jest do wyćwiczenia i w dodatku pokazuje idealnie formę, w której jesteś oraz Twój stan emocjonalny. Założę się, że Pikers właśnie tak robi te numery i dlatego robi ich tyle i ma zawsze flowsy z kosmosu. Nie ma czegoś takiego jak wena, bo jak wymyślisz sobie taki wers to jesteś tak podjarany, że od razu chcesz wymyślić następny i to jest zajawka, to jest hip-hop.
Zawsze artysta ma swój ulubiony numer z płyty. Który to będzie u ciebie?
Moim ulubionym chyba jest „Pranie”, po 1. dlatego, że nieźle nam się odkleiło przy robieniu muzyki i ogólnie wszystkiego do tego kawałka. A po 2. dlatego, że niesie za sobą bardzo ważną dla mnie treść i jest swego rodzaju zwieńczeniem, puentą płyty. Bez tego numeru ta płyta byłaby jak film bez zakończenia i chyba nie miałaby sensu. Planujemy zrobić do tego jeszcze klip i puścić go po premierze albumu.
Warto było iść na te studia czy niekoniecznie?
Jak się obronię w czerwcu to Ci powiem XD. Ale ogólnie to jest temat rzeka – zależy na jakie studia chcesz iść, po co i czy masz jakieś inne wyjście, żeby dotrzeć do wymarzonego celu. Mi studia dały przede wszystkim czas, bo nie oszukujmy się – zakres wiedzy, którą dostajemy w polskim systemie edukacji często jest w ogóle nieadekwatny do tego czego od nas oczekuje świat po ukończeniu takich studiów. Wiadomo, że jeśli chcesz zostać lekarzem to musisz iść na medycynę i w tym przypadku chyba nie ma innych dróg, ale jeśli zamierzasz pójść w moim kierunku, a wcześniej nie miałeś nic wspólnego z mixem/masteringiem/produkcją muzyczną i idziesz tam w nadziei, że Cię nauczą (jak w sumie powinno to wyglądać) to radzę się trzy razy zastanowić jeśli nie idziesz do tego typu szkoły w Londynie tylko w Polsce. Wiele kierunków związanych z branżą muzyczną w Polsce kuleje, nie ma się co oszukiwać i nijak się to ma do poziomu, podejścia i zakresu wiedzy, który jest reprezentowany na tych samych kierunkach za granicą. Często to nawet nie jest wina samych wykładowców, którzy mogą być fachowcami w swojej dziedzinie, ale tego jak ułożony jest odgórny plan nauczania. Nie mniej jako prawie absolwent, paru rzeczy się nauczyłem, umiem np. nagrać już płytę kapeli rockowej, co nie jest wcale taką prostą sprawą. Moim zdaniem studia powinny wynikać z pasji, zainteresowań, szczególnie na takim kierunku jak mój, na którym raczej uzupełnisz wiedzę i zostanie Ci przedstawione dużo wiedzy naukowej. Jeśli po zajęciach sam nie robisz mixów, ani innych tego typu rzeczy i nie grindujesz tego, to takie studia nic Ci nie dadzą, nawet jeśli je ukończysz, ale tak chyba jest ze wszystkim. Nie ma co się bać stereotypów i słuchać gadania, że „bez studiów będziesz nikim” – jak wiesz, co chcesz robić w życiu, to po prostu to rób i będzie gitara.
To teraz pytanie równe proste co intrygujące. Co jest najważniejsze w muzyce?
Najważniejsza w muzyce jest… MUZYKA. Wiem, głupie ale czasem jak słucham niektórych artystów, to mam wrażenie, że zapomnieli do czego muzyka służy (w sensie, że do słuchania). Żaden normalny człowiek nie siedzi z kalkulatorem i nie liczy podwójnych rymów, ilości skomplikowanych metafor, trudnych słów, panczlajnów, nie sprawdza czy zaśpiewałeś najczyściej albo czy ułożyłeś najbardziej skomplikowane flow albo zmieniłeś 10 razy tempo i tonację w 3-minutowym kawałku. Ja osobiście mam to wszystko gdzieś. Raz zrobię głupi numer, raz coś smutnego, innym razem coś mądrego, raz zrobię techno, raz trap, raz oldschool a raz sobie nawinę do gitary przy ognisku, mam to w dupie, bo takie jest życie. Po prostu to ma się dobrze słuchać i mają być w tym emocje, które odzwierciedlają ten numer, który robię i taką muzykę robię, a przynajmniej staram się. Czasem mi to wyjdzie lepiej, czasem gorzej, ale takie jest moje założenie.
A masz w jakiś artystach inspirację?
Ojej, mnóstwo jest tego, ja ogólnie słucham bardzo dużo muzyki, ale tak bardzo bardzo bardzo dużo. Odkąd do Polski wszedł streaming to zapuszczam się w naprawdę najciemniejsze zakątki Spotify i w żadnym wypadku nie zamierzam przestać, dlatego jeśli zapytałbyś mnie CZEGO SŁUCHAM, to każdego dnia byłbym w stanie podać Ci inne tytuły. Mogę powiedzieć czego słucham w tym momencie albo jacy artyści są dla mnie ważni, może o tak. Chociaż pewnie zapomnę połowy.
Zacznę od tego, że mamy cudownych artystów i muzyków w Polsce, jestem wielkim fanem Bitaminy, Vito Bambino, Sanah, Natalii Nykiel, Jareckiego, Ralpha Kamińskiego, Igora Herbuta, zespołu Lemon, Marie, Mięthy, Natalii Szroeder, Domowych Melodii, Marii Peszek, Rosalie, Kacperczyków i mógłbym tak naprawdę długo wymieniać, podobnie jest z raperami. Wiem, że u nas w środowisku panuje jakieś takie dziwne przeświadczenie, że skoro jesteś raperem to przyznawanie się do tego, że słuchasz muzyki kolegów, a już broń Boże chwalenie ich wiąże się z tym, że zaraz ktoś tam Ci zarzuca, że wchodzisz temu czy tamtemu w dupę, ale mam na to ciężko wyj*bane, bo to tylko jakiś kolejny stereotyp wymyślony przez twarde głowy. Uważam, że mamy w Polsce świetnych raperów, którzy dziś już często niczym nie odstają od tego, co się teraz dzieje w Stanach. Ba! często nawet są zwyczajnie ciekawsi. I już mniejsza o to czy słucham tego w kontekście inspiracji, bo to już rzeczywiście zdarza mi się coraz rzadziej, ale ja po prostu lubię słuchać dobrej muzyki i dobrego rapu, a w Polsce jest tego naprawdę masa, bo masz i Sokoła, którego płyty katuję i Białasa, którego jestem ogromnym fanem jeszcze z czasów jak wydawał mixtape’y i Bedoesa, Okiego, Otso, Pro8l3m, Żabę, Matę, Tau, Szpaka, Pikersa, Ćpaj Stajl, Mesa, śp. Rasmentalism, Quebo, Zdechłego Osę, Diseta (który jako pierwszy w Polsce połączył synthwave z rapem!), nieśmiertelnego Borixona, Tedego, Mielona, Undę, Tymka, który odlatuje w coraz ciekawsze rejony, Sentino, Sobla, Pezeta, VNMa, Veriego i ta lista mogłaby jeszcze zawrzeć ze stu raperów, których muzykę lubię, ale nie o to w tym chodzi. Dziewczyny w Polsce rapują już coraz fajniej i jest ich coraz więcej, ale czekam na coś, co nie będzie dissem na facetów, wyzwoleniem seksualnym czy historią miłosną, oczywiście generalizuję, ale jeszcze nic w Polsce z kobiecego rapu nie rozj*bało mnie tak jak np. 070 Shake, Tierra Whack, Little Shimz czy Doechii – tam serio są skillsy nie tylko rapowe i w dodatku jest to coś odkrywczego, unikatowego, bardzo czekam, aż pojawi się ktoś taki u nas. Póki co, najciekawiej do gry moim zdaniem weszła Ruskiefajki, ale nie wiem czy przypisywać to do rapu, w każdym razie bardzo fajna muzyka.
Jeśli chodzi o rzeczy, które wychodzą za granicą to już w ogóle jest studnia bez dna, w której codziennie kopię. Wiadomo, uwielbiam Kanye, Drake’a, J.Cola, Jaya-Z, Kendricka i ogólnie tam tych wszystkich świętych, często lubię sobie wrócić do początków Cash Money, kiedy była tam jeszcze duża, fajna ekipa i robili chamski południowy trap, lubię Torego Laneza, Westside Boogiego, Ty Dolla Signa, Kevina Gatesa, Jeana Dawsona, Joynera Lucasa, którego śledzę odkąd wyszło „Im not racist”, MGK’a w wersji rapowej i rockowej, Nas wrócił z bardzo fajnymi płytami, The Weeknda śledzę w sumie od początku kariery, kocham Jorję Smith, lubię Mura Masę, Slowthaia, French Tha Kida, Stormziego, Octaviana i ogólnie dużo ciekawych rzeczy wychodzi na Wyspach. Ostatnio wkręciłem się też w muzykę Mike’a Deana, ale to już jest rzecz dla odklejeńców. Lubię też inne gatunki, często zdarza mi się odpalić ten taki niuskulowy rock jak Bring Me The Horizon czy The Neighbourhood. Ostatnio też katuję taką alternatywną dziewczynę, która nazywa się Wet. To wszystko i wszystko to czego nie wymieniłem na pewno wpływa na mnie jakoś, szczególnie te bardziej pokręcone rzeczy, bo z tego czerpię największą inspirację. Ale inspiracja to nie tylko muzyka, ostatnio coraz więcej obcuję ze sztuką np. z filmami Wojciecha Bąkowskiego, bardzo dużo oglądam i słucham też wywiadów i podcastów, sporo inspiracji dostarczają mi też filmy/seriale/książki, ale tu już nie będę wymieniał, bo i tak odpowiedź na to pytanie jest za długa. Nie polecam gadać ze mną o muzyce, nie potrafię zamknąć gęby.
Jak wygląda bycie podopiecznym VNMa? Ingerował on w jakimś stopniu w „Studenta”?
Nie wiem jak wygląda bycie podopiecznym VNMa, bo automatycznie jak zaczęliśmy współpracować staliśmy się ziomkami i nie ma tutaj relacji uczeń-mistrz, po prostu jaramy się nawzajem swoją muzyką. Chociaż pół żartem mówi mi „synu”, a ja mówię „ojciec”, bo co by nie było, przez pół mojego rapowego życia był to dla mnie i dla wielu moich kolegów idol, koleś który wprowadził do Polski coś, co dla nas, gówniaków z gimnazjum było powiewem świeżości w tym smutnym jak wiadomo co kraju. Jego płyty mimowolnie znamy na pamięć od deski do deski i jesteśmy w stanie zacytować je obudzeni w środku nocy i to trzeba mu oddać mimo tego, że dziś jesteśmy innymi artystami i robimy nieco inną muzykę, bo raczej ciężko porównać to w jaki sposób ja rapuję do tego jak rapuje VNM, jest to zwyczajnie coś innego – i fajnie! Co do ingerowania VNMa w „Studenta” to przyszedłem z niemalże gotowym, ukształtowanym materiałem i pomysłem na siebie. Jemu ten pomysł się spodobał i postanowił to wydać i w sumie tyle. Wiadomo – zawsze mogę liczyć na szczerą opinię czy jakąś radę, ale nikt mi tutaj nie mówi jak mam robić muzykę i jaką mam robić muzykę, choć zawsze jestem otwarty do wysłuchania wszelkich sugestii. To czy z nich skorzystam już zależy ode mnie.
Najlepszy kebab jakiego jadłeś?
Hubson zabrał mnie na taki Kebab w Warszawie, nazywał się bodajże Sapko, na Wolskiej – jedyny kebab, który po zjedzeniu nie sprawił, że zgnił mi żołądek. Nie dość, że był wyśmienity to jeszcze czułem się po nim jak po zjedzeniu normalnej, dobrej potrawy. Polecam, ja.
Co dalej będzie z SCBD?
Mam nadzieję, że za parę lat będzie to jedna z największych wytwórni w Polsce, a przynajmniej jedna z takich, które coś znaczą na rynku. Ta, wiem, można się zaśmiać czytając to, ale mi wcale nie jest do śmiechu, bo mamy plany, które już realizujemy, żeby w przyszłości tak się stało. Chwilę po premierze „Studenta” odpalamy kanał SCBD, zaczynamy budować własną markę, będzie tam leciało bardzo dużo luźnej muzyki od nas. Między płytami wydawanymi w DNB, mamy też kilka fajnych pomysłów na to jak wypełnić niszę i zrobić parę ruchów, których nikt w Polsce nie robi jako grupa ze ściśle określoną ideą i hasłem. Dużo muzyki od nas w tym roku przede wszystkim, a więcej nie chcę zdradzać, bo jeszcze przypadkiem komuś się obije o uszy i zrobi to przed nami. Polecam obserwować ruchy, mamy w szufladzie mocne rzeczy i głupie pomysły.
No to zakończmy ten wywiad najważniejszym pytaniem? Nauczyłeś się już wstawiać tę pralkę?
TAK! Co więcej, każdy kto kupi moją płytę w pakiecie dostanie przyjazną dla oka instrukcję do robienia prania w formie komiksu, który narysowała moja współlokatorka. Nie dziękujcie :*
Dzięki za rozmowę.
Dzięki.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Wywiad
L1.PA: „Każda linijka ma za sobą nieść jakąś wartość” – wywiad
Rozmawiamy z autorem albumu „Nie, dziękuję”.

4 marca ukazał się solowy album rapera działającego na scenie pod pseudonimem L1.PA. Z okazji premiery krążka przeprowadziłem z mieszkającym na co dzień w Holandii artystą krótką rozmowę.
W wywiadzie poruszyliśmy oczywiście temat nowego krążka, a także historii z numeru „Pocztówka” i postrzeleniem Kuby przez sąsiada. Ponadto dowiedzieliśmy się, co L1.PA sądzi o dzisiejszej scenie hip-hopowej i jak jego życie zmieniło się, kiedy odstawił alkohol.
Cześć, zacznijmy może od tematu równie błahego, co intrygującego. Komu lub czemu, tak właściwie odmawiasz w tytule albumu?
„Nie Dziękuję” to bezpośrednie nawiązanie do słynnego mema „Nie, dziękuję”. Okładka była próbą odwzorowania 1:1 tego właśnie mema. Przez ubrania, rekwizyty, kolorystykę po posturę i gesty. W zasadzie jest to żartobliwa metafora lub w sumie bezpośrednia próba przekazania informacji o rezygnacji z picia alkoholu. Po zakończeniu pisania tekstów na album zdałem sobie sprawę, że w większości kawałków na płycie jest jakaś linijka poruszająca temat odbicia od melanżu. Ponadto album napisałem już w okresie całkowitej abstynencji. Przez co stwierdziłem, że ten temat spina całość w jedną klamrę.

Jak wyglądały prace nad tym materiałem? Z góry wiedziałeś jak to wszystko będzie wyglądać, czy jednak spontaniczniej wyszło? Dwa numery pochodzą chyba jeszcze z roku 2019.
Odpowiedź w pierwszym pytaniu odnosi się trochę do tego. Materiał był tworzony nieco chaotycznie, z doskoku i w przerwach między ogarnianiem życia zawodowego. Napisałem 2-3 numery w 2019, a potem parę miesięcy nic, potem znowu 2-3 numery i na końcu w 2021 spiąłem się i dopisałem resztę.
Nawiązując do twoich wersów z “Rezonansu”, co jest nie tak z nową falą?
Pochodzę ze starej szkoły rapu, nic nie mam do nowych brzmień, słucham również newschoolu. Aczkolwiek dla mnie najważniejszą wagę zawsze miała treść i przekaz.
Szacunek do słowa, dla mnie każda linijka ma za sobą nieść jakąś wartość dodatnią, nie lubię wypełniaczy, zapychaczy, pisania linijek byle się rymowało. Rap nowego pokolenia jest muzyką typowo rozrywkową. Nie ubolewam nad tym, kultura uległa komercjalizacji i to jest tylko tego skutkiem ubocznym. Lecz ja się zakochałem w muzyce, w której ważne są emocje i autentyczność. Jak ktoś nawija, to musi być czuć, że te historie są prawdziwe.
W każdym numerze udziela się inny producent. Niecodzienne rozwiązanie. Wynika to z twojej „wybredności”?
Wynika to z ekstremalnej wybredności. Przykładowo kawałek „Głód Tworzenia” był nagrany na trzech lub nawet czterech różnych bitach, po czym finalnie wylądował na produkcji Eeryskies’a. Ciężko jest mi dogodzić i proces poszukiwania bitów to przesłuchiwanie setek produkcji.
Zmieniło się coś w Twoim życiu po trzydziestce, czy to jednak umowna granica wiekowa?
Może nie dokładnie po trzydziestce, ale w okolicach tego wieku trochę przed i trochę po, wydaje mi się, że zmienia się trochę optyka i postrzeganie świata. Przewartościowałem sporo spraw w swoim życiu. Generalnie w moim życiu bardzo dużo się zmieniło odkąd przestałem melanżować i pić alkohol. A to miało miejsce niedługo po 28. urodzinach. Jak patrzę w tył, to była to najlepsza decyzja ever. Od tamtego czasu praktycznie każdy aspekt mojego życia się poprawił.
„Pocztówka” robi wrażenie. Jak to było z tym postrzeleniem Kuby przez sąsiada?
Oczywiście wszystkie historie z „Pocztówki” są odbiciem rzeczywistych sytuacji 1:1. Było dokładnie tak jak nawinąłem. Gościu strzelał do nas z wiatrówki z balkonu z czwartego piętra, podczas gdy my graliśmy w nogę na boisku koło śmietnika i trzepaka. Typ się chyba wk*rwiał, bo piłka czasem uderzała w zaparkowane auta i wyzwalała alarmy. Na początku nie wiedzieliśmy, co jest grane, parę razy słyszeliśmy tylko świst powietrza i ktoś tam dostał kulą po kostkach. No i w końcu mój ziomek Kuba został postrzelony dokładnie w sam środek klatki piersiowej, centralnie w mostek. Ta kula na szczęście nie przebiła się, tylko zostawiła ranę i spory ślad na skórze. Później były jakieś rozkminy, że rodzice jego mieli to zgłosić na policję, ale nie było 100% pewności, że to był ten gość z balkonu, bo to były tylko domysły. No, ale fakt był taki, że strzelano do nas z wiatrówki.
Jak patrzysz z perspektywy operatora i montażysty na poziom polskich produkcji music video?
Poziom teledysków w Polsce jest kozacki. Produkcja video mocno się rozwinęła w ciągu ostatnich lat i jest parę silnych ekip w PL jak i również solo film makerów. Każdy zna chyba 9liter filmy i HDSCVM. Z solo film makerów fajne rzeczy robi Szerszeń, Kooza i Brevko. Tych ludzi jest dużo więcej, długo możnaby wymieniać. Obserwuję i sprawdzam, jest trochę tak, że pewne pomysły i patenty są zapożyczane i krążą w obiegu. Każdy od każdego podpatruje jakichś rozwiązań, działa to z resztą tak samo jak i w muzyce. W zasadzie nie mamy się czego wstydzić na arenie międzynarodowej. Budżety w ostatnich latach też są coraz większe. Niekiedy raperzy zatrudniają domy produkcyjne spoza półświatka hip-hopowego i to też przynosi ciekawe efekty.

Odnośnie do jeszcze perspektywy, na co dzień mieszkasz w Holandii. Masz kontakt z tamtejszą kulturą hip-hopu?
Sprawdzam czasem raperów holenderskich, przesłucham czasem jakieś albumy i obejrzę klipy.
W tym kraju oczywiście rap również jest nurtem muzycznym numer jeden. Mimo, że ten kraj jest wielkości dwóch polskich województw i ma ok. 16 mln mieszkańców, to rapowe klipy potrafią wykręcać ponad 50 mln wyświetleń na YouTube.
To tak na zakończenie, lekko i niezobowiązująco. Przedstawisz nam swoje plany na przyszłość?
Plany na przyszłość to przede wszystkim realizować się w fachu filmowca i rozwijać swoją firmę video produkcyjną „Offbeat Motion”. Co do muzyki to traktuje ją jako formę autoterapii, do kartki przysiadam głównie kiedy się nazbiera we mnie różnych emocji i czuję, że muszę to wyrzucić z siebie. Cały czas odczuwam potrzebę dzielenia się pewnymi obserwacjami i nie sądzę, żeby to się zmieniło w najbliższym czasie.
Nie snuje planów wydawniczych, piszę tylko w momentach, gdy mam trochę wolnego czasu od pracy. Na pewno będę nagrywać, mam już jakieś nowe bity, które chcę w przyszłości zaatakować. Wydaje mi się, że po tej płycie zdefiniowałem bardziej klimat muzyczny, w którym chciałbym się poruszać, i w którym dobrze się czuję.
Dzięki za rozmowę.
Dzięki i pozdrawiam!
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Rozmowa z Tede, która została przeprowadzona 26 lutego podczas koncertu rapera we Wrocławiu z okazji 20-lecia płyty „S.P.O.R.T.”.
Podczas wywiadu poruszono takie tematy jak aktualna sytuacja na Ukrainie, 20-lecie S.P.O.R.T.-u, nagrywki za czasów RRX-u czy pięć najlepszych płyt. Ponadto Tede powiedział czy nagra kontynuację numeru „Pażałsta”.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
-
News4 dni temu
Bedoes zszokowany. Kończy współpracę z Gargamelem
-
News2 dni temu
26 lat temu policja zatrzymała Włodiego, Wilka i Sokoła
-
News4 dni temu
Zui: „Król jest jeden, król Sentino”
-
News22 godziny temu
Josef Bratan vs Wiewiór – raper kilkukrotnie na deskach
-
News3 dni temu
Taco Hemingway pobił rekord Maty
-
News1 dzień temu
Fazi „dojechał” Alberto? Zawodnik GM2L odpowiada
-
News1 dzień temu
Young Leosia i Bambi w studiu Fame MMA. „Nagrywamy płytę jak Drake i 21 Savage”
-
News2 dni temu
Waldek Kasta idzie na wojnę z hejterami