Sprawdź nas też tutaj

Wywiad

Miuosh: „Hip-hop okazał się być za wąski”

Jaką naukę raper wyciągnął ze słów Peji?

Opublikowany

 

fot. Mateusz Czech

Z jakiego powodu nie mógł rozmawiać przez telefon po koncercie na Stadionie Śląskim? Jaką naukę wyciągnął ze słów Peji? Dlaczego nie warto zachwycać się sobą tu i teraz, tylko należy myśleć o karierze z wyprzedzeniem? O tym wszystkim i o wielu innych tematach porozmawialiśmy z Miuoshem przy okazji premiery jego najnowszego albumu “Powroty”.

Jakie to jest uczucie kiedy stoisz na środku sceny Stadionu Śląskiego, czyli takiego miejsca, które ma dla ciebie, ale też kultury, sportu – w ogóle dla życia śląska, niesamowite znaczenie. I widzisz komplet ludzi, którzy przyszli na Twój koncert, znają twoje kawałki.

To jest uczucie wyjątkowe, tylko ja nie przeszedłem tego tak jak wszyscy chyba (czy przynajmniej większość) oczekiwali ode mnie. Były momenty fenomenalne, parę takich chwil podczas tych dwóch koncertów, że zapierało mnie od środka, ale one działy się tak niespodziewanie. Nie spodziewałem się na przykład tego, że będzie można na ciele poczuć, gdy dwadzieścia parę tysięcy osób stojących na płycie stadionu naraz klaśnie. Czujesz falę dźwięku, a nie tylko ją słyszysz, i to jest super.

Mówiłem zresztą gdzieś w jakimś wywiadzie, że dla mnie to było fenomenalne uczucie, bo działo się na Stadionie Śląskim, na który chodziłem na mecze polskiej reprezentacji. Pochłaniałem słonecznik z kolegami, widziałem jak awansują na mundial w Korei i Japonii, jak Kuszczak puszcza te legendarną bramkę…. To były długie lata moich wspomnień, emocji związanych z tym miejscem. Legendarna miejscówka dla nas wszystkich, dla ludzi nie tylko z mojego pokolenia, ale też starszych, więc to było coś wyjątkowego i mam tego świadomość.

Byłem niezwykle zadowolony z tego, że tak się tam dobrze bawimy. Szczególnie część ze Smolikiem była już taką czystą frajdą. My po prostu się uśmiechaliśmy do siebie i robiliśmy to, co lubimy robić – graliśmy muzykę w niesamowitym otoczeniu. Nie było tak, że stałem i myślałem: “O Boże gdzie ja dotarłem?!”, tylko stałem na scenie, dobrze się czułem i nieważne nawet, czy byłoby tam pięć albo pięćdziesiąt tysięcy ludzi – była to ogromna przyjemność.

No dobra, ale nie wierzę, że nie było takiego momentu, w którym nie stanąłeś i nie pomyślałeś – kurde, udało się, nie jest to dzień jak każdy inny, udało się, zrobiłem w pewnym sensie podsumowanie dotychczasowej kariery.

Bardziej cieszyłem się, że udało się doprowadzić do finiszu ten projekt, bo tego na taką skalę, nikt wcześniej nie zrobił. Zaczęliśmy o tym myśleć na zupełnie innym pułapie, by skończyć te projekty koncertem na Stadionie Śląskim i samo to było dla mnie czymś niesamowitym. Byłem bardzo zaangażowany w produkcję tego wydarzenia, pilnując każdego kroku, zarazem działając w pełni drużynowo. Bardzo cieszyłem się z tego, co ci ludzie zrobili, bo po prostu niektórzy z nich są dla mnie, praktycznie, rodziną. Zasługują na to, żeby chociaż raz w roku robić takie rzeczy, bo są fantastycznymi osobami, a zarazem totalnymi profesjonalistami.

Przy takiej skali produkcji i rozmachu koncertu, w który jest się zaangażowanym osobiście, nawet nie ma się możliwości o czymkolwiek więcej myśleć, upajać się chwilą. Po wszystkim zaczyna się zamieszanie. Chciałbyś podziękować wszystkim, z każdym chwilę pogadać, jednocześnie pobyć trochę z przyjaciółmi. Telefony nie działają, jest po prostu nieludzkie zamieszanie.

O 4 rano mój telefon wciąż nie łapał zasięgu. Nie mogłem się do nikogo dodzwonić, z nikim załapać na tym największym backstage’u w kraju. Okazało się, że nie zapłaciłem rachunku…

Sto procent hip-hop.

Hip-hop, dokładnie (śmiech). Ale najfajniejsze było to, że u mnie te emocje jakoś szybko przeszły. Pamiętam to, że wyjeżdżając o czwartej rano ze stadionu w taksówce powiedziałem,, że trzeba w ciągu dwóch lat tam powrócić.

Trzeba wymyślić z czym. No a rano już myślałem o tym, że po prostu trzeba tę płytę skończyć, wrócić do normalności mniejszego grania. Jak człowiek zostanie z tym stadionem w głowie, to stanie w miejscu, nie wykona żadnego kroku do przodu.

Chodzi Ci o to, że osiądziesz na laurach, czy raczej stracisz kontakt z rzeczywistością?

Mam na myśli to, że chcę grać muzykę dalej tak jak ją lubię. Nie jestem Dawidem Podsiadło i nie mogę myśleć tylko o największych arenach. Wiem doskonale, że są fajne kluby na półtora – dwa tysiące osób, gdzie mogę zagrać moją płytę i wiem, że tyle mniej więcej osób tam będzie. Tyle że chciałem jak najszybciej po stadionie przypomnieć sobie, jak to było w mniejszych miejscach, stąd nasza decyzja à propos trasy, żeby grać też w małych miejscowościach. Zależało mi, aby zagrać ten album nie tylko w głównych ośrodkach koncertowych w Polsce, ale też w klubach na 200 – 350 osób i tam też jedziemy. Wydaje mi się, że to z jednej strony odważna, ale też w pełni racjonalna decyzja.

Znów poczuć publikę tuż przed sobą, a nie z perspektywy sceny na wielkim stadionie?

Ja to najbardziej lubię i wydaje mi się, że czasami na takich koncertach, gdzie grasz ze swoimi chłopakami w piątkę na scenie, w trochę mniejszym miejscu, trochę inaczej wszystko widzisz. Faktycznie czujesz tych ludzi, ich bliskość. Wtedy możesz wynieść równie dużo, co z takich ogromnych projektów, bo ja uważam, że się cały czas uczę i, że cały czas też powinienem jakoś w tym kraju zdobywać teren.

Fajnie, że potrafię “zrobić” stadion, ale chciałbym np. też zagrać w Białymstoku nie na festiwalu, tylko w klubie, biletowany koncert. Pojadę do Olsztyna, do Rzeszowa, do Kielc nie z okazji juwenaliów i festiwali, tylko po prostu żeby była tylko i wyłącznie moja publika, która tam przyszła tylko i wyłącznie z powodu mojego i moich ostatnich numerów. Chcę to przeżyć, poczuć nieco inny wiatr – to będzie bardzo odświeżające po stadionie.

Czym dla Ciebie jest muzyka?

Uch… W moim przypadku trzeba najpierw określić, co to dokładnie jest, skoro ona tyle czasu zajmuje? Czym innym byłaby muzyka gdybym jej tylko słuchał, na pewno czym innym byłaby muzyka gdybym dopiero ją zaczynał robić, a czym innym jest muzyka dla gościa, który od dwudziestu lat zajmuje się w zasadzie tylko nią.

Jest czymś, czego muszę się ciągle uczyć…

Jest w tym trochę metafizyki? Na zasadzie, że muzyka to coś, co jest ulotne i masz świadomość, że musisz właśnie dlatego cały czas się uczyć, gonić, bo można stanąć w miejscu?

Tak, trochę się tego boję i faktycznie, dlatego też trochę gonię. Świadomie. Pozornie najlepsze lata w mojej egzystencji artystycznej, były takimi latami, które mnie potem zaczęły trochę martwić, bo w momencie kiedy człowiek mając 26 lat sprzedaje nagle 30 – 40 – 50 tysięcy płyt, w krótkim okresie dostaje złota, platyny, gra prawie dwieście koncertów w rok, jest w wiecznej trasie to… To zaczyna rozumieć, co się stało z radiowymi idolami sprzed kilku lat, dlaczego te osoby nie są w fazie rozwojowej.

Mnie zawsze dziwiło, że generując dobrą kasę, mając spory obrót finansowy – mówmy o tym wprost – niektórzy stanęli w miejscu, chociażby pod kątem grania muzyki na żywo. Ja byłem zawsze tym gościem, który mówi: “dobrze, mogę teraz dorzucić cztery tysiące złotych do stawki koncertowej, to zróbmy tak, żeby za ten hajs wynająć większego busa, znaleźć muzyków, którym będę mógł zapłacić opłacić salę prób i po prostu grajmy to z bandem”.

Wiedziałem, że to zaprocentuje, że jest nauką. Stąd te moje różne drogi zespołowe, rozwijanie składu, dodanie perkusji i koniec końców stały zespół. Zawsze chciałem inwestować w siebie, na szczęście miałem takie możliwości.

I zawsze ku temu po prostu dążyłem i chciałem, żeby ta muzyka stawiała jakieś wyzwania. Publiczność rapowa w też się starzeje. Dzisiejsza 16-letnia publika słuchając twoich płyt za te 8 lat będzie miała 24 lata i zaczną dokładać czegoś do swoich poszukiwań. To naturalne! Ludzie, którzy tylko i wyłącznie słuchają rapu od szesnastego do trzydziestego drugiego roku życia wydają mi się podejrzani (śmiech). Rozwój muzyczny występuje też u słuchaczy. Więc jeżeli jesteś wykonawcą i chcesz robić coś dobrze, to musisz też pozwalać na siebie wpłynąć, czy to innym wykonawcom czy tym jak grają. Musisz po prostu badać rynek, badać to, jak się tę muzykę gra.

W bardzo dobrym momencie się trochę na ten polski rap obraziłem, to była wypadkowa wielu różnych sekwencji wydarzeń, za które dziękuję do dzisiaj opatrzności. Dostrzegłem, że to świat, w którym wszyscy chcą się przepychać, bo myślą, że ten tort jest ograniczony i każdy kawałek trzeba sobie wyrywać, a to coś w czym nie czuję się dobrze. Uznałem, że może to jest moment, w którym powinienem poszukać nowych rozwiązań i zaatakować trochę z drugiej strony. Oczywiście jak już będę mieć na to pomysł.

I kiedy do tego doszedłeś?

2015 to był przełomowy rok, który się po prostu bardzo dobrze skończył, bo powstała FDG.orkiestra – założyliśmy ten zespół i okazało się, że nie tylko razem gramy i rozwijamy się muzycznie, to też cholernie się polubiliśmy – tak po ludzku. Od lat gramy zawsze razem, jesteśmy sobie przyjaciółmi. Wpadając w taką ekipę miałem wreszcie od kogo uczyć się muzyki.

Hip-hop okazał się za wąski?

Zdecydowanie! Zaczęło mnie trochę wręcz śmieszyć, że u nas nie myślano nad czymś nowym, świeżym, tylko czekało na to, co się stanie w Stanach, Niemczech czy Francji, żeby to jakoś skopiować. Nie mam do nikogo rzecz jasna pretensji, że taką drogą idzie, nie mam ich też do fanów, skoro wielu osobom takie podejście pasuje – ja potrzebowałem wyjścia z tej bańki.

W Ameryce te mody zmieniają się na dobrą sprawę co kwartał, przetasowania są ogromne i nie mam wrażenia, iż za jakiś czas będziemy w ogóle pamiętali o większości tych twórców. Części z nich, według mnie, nie da się na dobrą sprawę słuchać i nie chciałbym nagle próbować podążać tym śladem, żeby się komuś przypodobać, żeby cały czas próbować być na bieżąco z tym, co akurat modne.

Można się w tym też zwyczajnie pogubić.

Jeśli chodzi o moje albumy, to im bliżej tej klasyki rapowej, tym lepiej mnie ludzie odbierali i lepiej mi to szło koncertowo. Im więcej wchodziło eksperymentów, tym było gorzej, ale uznałem, że nie tylko rap jest muzyką, więc mogę starać się robić muzykę zgodną z muzycznymi korzeniami, ale wykraczającą poza rap. Żeby niosła te rzeczy, które moim zdaniem w muzyce są dobre, ponadczasowe, trwałe i jednocześnie trochę eksperymentalne.

2015 był takim rokiem, który mnie tego nauczył. Spotkałem wreszciie odpowiednie osoby, które w odpowiedni sposób zajęły się prowadzenim moich spraw. Towarzystwo Smolika, Michała Króla i chłopaków z FDG.Orkiestry okazało się decydujące. Głowę otworzyła mi jakaś taka ich bezpośredniość w tłumaczeniu tego, że jak chcę robić inną niż dotąd muzykę, to powinienem po prostu zacząć ją robić, a nie zastanawiać się czy umiem.

Ich porady, doświadczenie, ale też różne propozycje, które zaczęły napływać, doprowadziły do sytuacji, w której naprawdę czuję się gościem który tę muzykę wreszcie robi!

To chyba musiało być bardzo odświeżające.

Zdecydowanie odświeżające, ale też twórcze. W przyszłym roku minie 20 lat mojej aktywności artystycznej. Mam świadomość, że wciąż się rozwijam, uczę, a nie osiadłem w miejscu, w którym musze inwestować w coraz to nowe hobby, żeby poczuć adrenalinę. Mi wystarczy wejść do studia, żeby mieć zastrzyki energii i ekscytacji

W studiu to jest dla Ciebie freestyle, swoista wolna amerykanka – próbujesz wszystkiego, czy też jednak masz pewne formy, w których starasz się zamknąć?

Próbuję, mierzę się z tym, co nowe, ale jestem bardzo daleki od tego, by to potem bezkrytycznie puszczać dalej w świat. Czasem jest tak, że wydaje mi się, iż zrobiłem coś bardzo fajnego, włączam to żonie, a ona mówi – to się do niczego nie nadaje! (śmiech)

Równie krytyczny na “Powrotach” jesteś ty sam, wobec siebie z przeszłości. Odniosłem wrażenie, jakby jednym z motywów przewodnich albumu była jakaś ostra samokrytyka, rozliczenie się ze sobą.

Zamysł tego albumu był taki, żeby każdy numer wracał do jakiegoś ważnego momentu, swoistych “kamieni” mojego życia, życia moich bliskich. Generalnie chodziło o to, żeby każdy numer był budowany przez jakiś biograficzny punkt wyjścia. Może i chciałem po prostu wiele spraw rozliczyć, nauczyłem się też, żeby po prostu się z tym nie kryć. Dużo osób zawiodłem, wiele czasu straciłem. Na szczęście od jednej z osób dostawałem kolejne i kolejne szanse. Jakoś udało mi się to wykorzystać i odpowiednio przekuć na taką relację, która jest po prostu niesamowice budująca. Ona spaja mnie w całość. A płyta to są takie składowe mojego obecnego świata na podstawie tego, co się wydarzyło.

Na pewno jest tak, że lubię sobie dać czasem w dupę, skopać samego siebie.. Muzyka dała mi możliwość, żeby emocje i refleksje przelać w formę, która jest mi najbliższa. W dodatku okazuje się, że ludziom się to podoba i często dają mi znać, że to, iż otwarcie powiedziałem o tym czy tamtym, dało im powód do refleksji. To wielkie szczęście dla artysty.

Muzycznie z kolei “Powroty” są… No właśnie, jakie one są?

Mnie najtrudniej oceniać. Na pewno są dopracowane pod absolutnie każdym względem. Słowo jakość to coś, co przewijało się w zasadzie w każdej rozmowie z Michałem Królem, gdy nagrywaliśmy album.

Spójność tutaj jest, to moje spostrzeżenie. To rzeczywiście jest taka zamknięta całość, spięta wyrazistym brzmieniowym sznytem.

Bardzo nam na tym zależało. Nie tylko w produkcji muzycznej, ale też klipie, grafice, wkładce do płyty. Żeby to było coś, co przetrwa próbę czasu.

Wiesz, ktoś może teraz w pełni nie poczuć “Powrotów”, nie okażą mu się bliskie i ja to zrozumiem. Płyta jest osobista, brzmieniowo gdzieś tam poszukująca. Natomiast może się okazać, że za pięć lat ktoś zdejmie ją z półki i wtedy do niego przemówi. Mnie się to często zdarza z muzyką. Tylko podstawą zawsze musi być wtedy to, by tworzyć coś dojrzałego, dopracowanego, co może w spokoju poczekać. Mam poczucie, że nagrywając “Powroty” dołożyłem wszelkich starań, aby tak było. Stąd dopieszczanie absolutnie wszystkiego na tip-top.

Czyli, wracając do jednego z początkowych wątków, muzyka to też swoista terapia i nauka perfekcjonizmu?

Terapia to na pewno. Od dawna to zresztą powtarzam. Kżona nie chciała mnie po dwóch koncertach wpuścić do domu, bo zdecydowanie przesadzałem z alkoholem i ona to zauważyła na jakimś filmiku w sieci. To był występ w Białymstoku i rzeczywiście, nie byłem w najlepszej formie. Dostało mi się za to, skrytykowała to, jak podszedłem do fanów, że było to skrajnie nieprofesjonalne. Nie było lekko.

Pamiętam, że natrafiłem na drugi dzień na program, w który prowadzili Sokół ii Kuba Żulczyk, a gościem był Peja. No i Peja, już wtedy niepijący, powiedział: wolę mieć zjebany wieczór niż poranek.

Trafiło mnie to, sporo przemyślałem. No i zdecydowanie zmieniłem z czasem swoje podejście do alkoholu, teraz nie stanowi on dla mnie żadnego obciążenia. To ważne, bo branża alkoholem stoi. W muzyce jest on wszędzie. Trzeba silnej woli, żeby nie popłynąć, nie oszukujmy się.

To jeszcze na koniec wątek gości. Udało Ci się zebrać naprawdę fajny zestaw wyrazistych osobowości, ale nie dałeś im się zepchnąć w cień. Jest właściwa symbioza.

Z wszystkimi osobami mieliśmy już okazję się wcześniej przeciąć przy okazji różnych projektów i doskonale wiedziałem, że chcę ich mieć w “Powrotach” w tych, konkretnych numerach. O wszystkich mógłbym opowiadać godzinami, bo są niesamowicie utalentowanymi ludźmi i dla mnie jest po prostu zaszczytem, iż udało nam się stworzyć coś wspólnie. Jest też spora zmiana w stosunku do poprzedniego projektu – “POP.”, gdzie w większości towarzyszyli mi starsi stażem i doświadczeniem artyści. Tutaj sytuacja się odwróciła i to też jest ciekawe.

10 numerów, około 40 minut. Prawie jak w “Illmatic” Nasa!

Dobrze trafiłeś. Ten album to dla mnie Biblia rapu, coś czego często się łapie. Rzecz jasna nie sugerowałem się tym, pracując nad “Powrotami”, ale taka długość jest moim zdaniem pod każdym względem optymalna. Czasy się zmieniają, ludzie żyją coraz szybciej i płyty, które mają tworzyć zamkniętą całość, opowiadać historie powiązane ze sobą, trzeba tak przygotować, by słuchacza nie zamęczyć.

Dla mnie na albumie zawsze najważniejsze jest pierwsze i ostatnie zdanie. Tutaj było tak samo.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

 

Wywiad

Rabo: „Wychowali mnie mama, tata i Wojtek Sokół” – wywiad

Rozmawiamy z raperem, który nagrał płytę inspirowaną znanymi bajkami.

Opublikowany

 

W ubiegłą sobotę ukazał się album Rabo „Życie to nie bajka”. To twórca znanego kanału związanego z filmami animowanymi Disneya, Pixara i DreamWorks. Mieliśmy okazję porozmawiać z byłym dziennikarzem programu „Uwaga!” na temat jego projektu.

Polećmy klasykiem na początek – jak zaczęła się Twoja przygoda z rapem?

Cóż… okres, gdy miałem 9 lat i kolega przyniósł do szkoły Grupę Operacyjną pozwolę sobie pominąć (śmiech). Oficjalnie wszystko zaczęło się rok później, gdy ojczym pożyczył mi swoją empetrójkę, bym się nie nudził w autokarze podczas wycieczki szkolnej. Znajdowała się tam „Droga” od Hemp Gru, którą momentalnie się zachwyciłem. Potem już poszło. Ogólnie jestem z pokolenia dzieciaków, dla których rap był jak łyk świeżego powietrza w świecie przepełnionym smogiem. Gdybym na pewnym etapie nastoletniego życia nie usłyszał, że „Damy radę”, to nie wiem, czy bym dał. Gdybym nie podśpiewywał sobie, że „Bierzemy sprawy w swoje ręce” albo że „Każdą porażkę obracam w sukces”, to też pewnie wszystko wyglądałoby inaczej. Nie bez powodu czasem żartuję sobie, że wychowali mnie mama, tata i Wojtek Sokół (śmiech). I coś w tym jest.

A skąd pomysł, by samemu zacząć rapować?

Od zawsze marzyłem, by być częścią tej kultury. Przez wiele lat prowadziłem kanał na YouTube, gdzie opowiadałem o różnych ciekawostkach, szokujących teoriach i absurdach związanych z filmami animowanymi, głównie ze stajni Disneya, Pixara i DreamWorks i gdy przekroczyłem magiczną barierę 100 000 subów, chciałem przygotować dla widzów coś specjalnego. Uznałem wtedy, że to dobra okazja, by zadebiutować i tak powstał utwór „Sto tysięcy powodów”. Odbiór był pozytywny, więc zacząłem doskonalić swój warsztat i dziś, po 5 latach od tamtego wydarzenia, myślę, że rozwinąłem się już na tyle, by przedstawić się szerszemu gronu słuchaczy.

No właśnie, niedawno do sieci trafiła Twoja EPka „Życie to nie bajka”, oparta na ciekawym patencie. Opowiedz o tym.

Od jakiegoś czasu kiełkował mi w głowie pomysł na płytę związaną z tym, czym zajmowałem się na co dzień. W końcu postanowiłem się za to zabrać i efektem tego jest album inspirowany znanymi animacjami, takimi jak „Toy Story”, „Auta” czy „Król Lew”. Bajki te stanowiły jednak jedynie punkt wyjścia do opowiadanych historii, dzięki czemu mogłem zgrabnie połączyć moje osobiste przeżycia z fabułą wspomnianych filmów. Przykładowo w utworze „Simba” opowiedziałem o swojej drodze do sukcesu, która ciągle trwa, niestety (śmiech). Refren oparłem na słynnej frazie Mufasy „Kiedyś to wszystko będzie Twoje”, którą kojarzy niemal każdy, a której, co ciekawe, Mufasa nigdy do Simby nie wypowiedział. Taki bajkowy efekt Mandeli.

Tu, gdzie jestem, konsekwentnie rządzi prawo dżungli
Walczę mężnie, bo lwie serce w mojej piersi dudni
Wygram ze złem, wsparcie wielkie mam od wiernych kumpli
Dzieło zwieńczę happy endem, będą ze mnie dumni!

Zanim jednak zdecydowałeś się wrócić do ksywki Rabo, wydałeś dwie EP-ki pod innym pseudonimem na osobnym kanale, którego prawie nikt nie zna.

I całe szczęście (śmiech). Faktycznie, w 2020 roku postanowiłem wypuścić pierwszą EP-kę, ale czułem podskórnie, że mimo iż teraz wydaje mi się to cudowne, to za parę lat zapewne będę wolał o tym zapomnieć. I faktycznie – dziś, gdy patrzę na swoje poprzednie projekty, na czele z tym starszym, to widzę, jak wiele rzeczy mógłbym zrobić lepiej. Ale cóż – chyba właśnie na tym polega rozwój. Ostatecznie dobrze mi zrobiło te parę lat w takim klasycznym podziemiu – miałem czas, by spokojnie progresować, a jednocześnie mało kto musiał być tego świadkiem (śmiech).

To teraz trochę z innej beczki – jak YouTuber trafia do redakcji Uwagi! TVN?

Faktycznie, jest to historia dość oryginalna. Niecałe 2 lata temu przechodziłem najgorszy okres mojego życia. To było chwilę po wypuszczeniu EPki „To The Ground”, która zresztą odzwierciedla ówczesny stan mojej psychiki. Z przyczyn niezależnych ode mnie, musiałem odejść jakiś czas wcześniej z YouTube’a, co wywróciło moje życie do góry nogami. Moim planem ₿ na życie był wtedy rynek kryptowalut, który jednak dał mi wielką lekcję pokory i plany bycia kryptomilionerem musiałem odłożyć na później. Ostatecznie znalazłem się w sytuacji, w której byłem bezrobotny, samotny i bez perspektyw. Wysłałem CV do wielu firm, by zaczepić się gdziekolwiek. Odpowiedziały mi dwie – jakieś Call Center i… McDonald’s (śmiech). Wybrałem pracę na słuchawce i – jak się potem okazało – ta jedna decyzja odmieniła moje życie.

Dlaczego? I jak to się łączy z pracą dziennikarza?

Już tłumaczę. W wielkim skrócie firma, w której zacząłem pracować, okazała się być jedną wielką kuźnią oszustów i prężnie działającą machiną okradającą starszych i schorowanych ludzi na grube miliony złotych. Gdy tylko zrozumiałem, w czym biorę udział, chciałem się zwolnić, ale ostatecznie tego nie zrobiłem. Uznałem, że więcej zdziałam, jeśli zostanę tam przez pewien czas, przemęczę się i zdobędę jak najwięcej dowodów na to, co tam się wyprawia. Ostatecznie wyszło lepiej, niż przypuszczałem. Odezwałem się do redakcji Uwagi! opisując całą sprawę i dostarczając im materiały. Podjęli temat i wspólnie zrealizowaliśmy 5-częściowy cykl reportaży o tytule „Szatańska Loża VIP”. Efekt był taki, że po pierwsze – złodziejska firma upadła, po drugie – wielu osobom odpowiedzialnym za ten niemoralny proceder postawiono zarzuty, a po trzecie – dostrzeżono we mnie potencjał i zaproszono do redakcji na staż. Reszta jest już historią. Szaloną, jak całe moje życie.

W takim razie gratuluję, dobra robota.

Dzięki. Swoją drogą na mojej najnowszej EP-ce nawiązuję do tych zdarzeń w kawałku „Pinokio”. Utwór ogólnie opowiada o poczuciu wyobcowania wśród rówieśników, o byciu niepasującym elementem układanki, ale także o potrzebie osiągnięcia wielkiego sukcesu, by mój Gepetto był ze mnie dumny i by nigdy mu niczego nie zabrakło. Myślę, że metafora jest zrozumiała dla wszystkich. Za to sama końcówka drugiej zwrotki jest właśnie o wspomnianej chwilę wcześniej historii. Pamiętam, że wszyscy przestrzegali mnie, bym się w to nie pakował, bo może stać mi się krzywda. Ja jednak miałem przekonanie, że w takich sytuacjach należy działać, nie bacząc na konsekwencje. I tak też zrobiłem. Na razie wszystko ze mną w porządku i mam nadzieję, że tak zostanie. A jeśli nie, to przynajmniej pozostanie po mnie muzyka.

Będę bronił starszych oraz kobiet, cóż
Nawet jak przypłacę to niejedną blizną
Nie chcę być prawdziwym chłopcem już
Od kiedy zostałem prawdziwym mężczyzną


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Wywiad

Małpa: „Moja żona ma tatuaż z okładką płyty Łony” – wywiad

W rozmowie z Małpą padają także ksywki Otschodzi i Lil Konona.

Opublikowany

 

Przez

małpa wywiad

Z okazji pojawienia się na rynku winylowej wersji kultowego albumu „Kilka numerów o czymś”, spotkaliśmy się z Małpą z Warszawie, żeby porozmawiać o jego debiucie, który w większości został napisany we Włoszech.

Chociaż Małpa nigdy tego nie ujawniał, nasza redakcyjna koleżanka opowiedziała podczas rozmowy pewną anegdotę związaną z żoną rapera, która posiada tatuaż z Łoną. – Ma kilka rapowych tatuaży – przyznał raper w rozmowie z Luizą Di Felici. Więcej na ten temat w poniższej rozmowie.

Poruszone wątki w wywiadzie:

  • „Kilka numerów o czymś” powstało we Włoszech na Erasmusie.
  • Czy Małpa inspirował się włoskimi artystami?
  • Lil Konon i jego zakola
  • Otsochodzi kupuje winyl za 12 tys. zł
  • Praca na stacji benzynowej
  • Dlaczego Małpa zniknął na 6 lat?


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Wywiad

Feno: „Young Leosia i Bambi to grzeczna muzyka, która trafia do dzieci” – wywiad

Jak i kiedy modli się Edzio, Pikers GOAT, Grande Connection i monetyzacja konfliktów freakfightami.

Opublikowany

 

Przez

Nasza rozmowa z Feno to przede wszystkim tematy rapowe. Czy kobiecy rap w Polsce jest dobry? Tutaj raper wspomina o Bambi, Young Leosi i Oliwce Brazil.

– Mamy Young Leosię i Bambi. To są takie najpotężniejsze postacie. To jest taka grzeczna muzyka, która trafia do dzieci. Sanah i Julka Żugaj to ten sam case – mówi Feno w rozmowie z Oskarem Brzostowskim dla GlamRap.pl.

– Mi rap się kojarzy z lekkim sk***ysyństwem. I takiej damskiej postaci jak Cardi B nie ma. No jest Oliwka i ma te skillsy, ale ewidentnie też jakieś problemy wizerunkowe. Żyjemy w post katolickim kraju, w którym nie ma akceptacji na jakieś jechanie w stylu Oliwki Brazil i obciąganie ku**sów – dodaje.

W rozmowie ponadto:

  • Feno spotyka dwie małe dziewczynki, które są fankami Bambi
  • Co myśli o Grande Connection
  • Jak i kiedy modli się Edzio
  • Kacper HTA i monetyzacja konfliktu freakfightami
  • 10 tys. pomysłów Sebastiana Fabijańskiego
  • Pikers to GOAT
  • Najbardziej klimatyczny festiwal rapowy


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Wywiad

Mamy dość technicznego rapu? Koro: „Eripe, Tomb czy Golin wyczerpali tę formułę” – wywiad

Koro mówi o Young Leosi, Bambi, Grande Connection, Szpaku, White Widow i Taazym.

Opublikowany

 

Przez

koro wywiad

Podczas naszej rozmowy z Koro poruszyliśmy ciekawy wątek kalkulacji i warsztatu w polskim rapie. Czy w dzisiejszych czasach odbiorcy nie chcą słuchać już przekminionych wersów czy liczyć podwójnych i potrójnych rymów?

Koro „To nie rap się zmienia”

Jak twierdzi Koro, to nie rap się zmienia. – To raperzy zaczęli robić inny rodzaj muzyki. To nie chodzi o to, że rap się rozwija, bo on ma proste korzenie i prostą definicję, tylko ludzie otwierają się na coraz więcej rzeczy. W każdą stronę ta granica się przesuwa – mówi Koro w rozmowie z Oskarem Brzostowskim dla GlamRap.pl.

Nie chcemy już słuchać rapu dobrego warsztatowo?

W większości wypadków rap odbił w stronę popu, śpiewanych refrenów i autotune’a. Bardzo nieliczni robią jeszcze rap stawiający na technikę.

– Dzisiaj młodzi raperzy nie muszą być dobrzy warsztatowo. Tacy gracze jak Eripe, Tomb, Quebo, Golin i jeszcze mógłbym wymienić parę ksywek, wyczerpali na tyle tę formułę, że ludzie mają dość. Żyjemy w takich czasach TikTokowych i przebodźcowanych, że ta muzyka ma być takim głaskaniem psychiki, żeby się wyluzować, a nie rozkminiać o co chodziło – twierdzi Koro. Czy to dobrze czy źle? Wśród fanów możemy dostrzec dwa główne obozy. Pierwszy, który krytykuje większość rzeczy wychodzących od młodych twórców i drugi, który jest zafascynowany każdym kawałkiem, którego głównym zadaniem jest wpaść w viral i największą rotację.

W poniższej rozmowie poruszyliśmy takie wątki jak: Young Leosia i Bambi nagrywają w szafie, działalność Grande Connection, dissy i beefy się nie kalkulują, konflikt Szpaka i White Widow, Taazy objawieniem freakfightów, co z walką na Fame MMA, a także, kiedy nowa płyta.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Wywiad

Pueblos (Bitwa o Południe): „Żyję z freestyle’u, to moje główne źródło utrzymania” – wywiad

Rozmawiamy z organizatorem Bitwy o Południe.

Opublikowany

 

Przez

Wybraliśmy się na BOP9, gdzie mieliśmy zrobić relacje z wydarzenia, ale jak to z freestylem – zamiast relacji przeprowadziliśmy kilka mocnych wywiadów. Na pierwszy ogień rozmowa z Pueblosem – organizatorem Bitwy o Południe.

– Randomowi ludzie boją się BOP-u i boją się wystąpić. Wiedzą, że można się bardzo łatwo zbłaźnić, jak np. wchodzący teraz bez koszulki Syn Młynarza z flagą Kiribati – mówi w rozmowie z Oskarem Brzostowskim dla GlamRap.pl Pueblos.

Organizator Bitwy o Południe ujawnił przed naszymi kamerami m.in., że jako jedna z nielicznych osób, a może nawet jedyna utrzymuje się z organizowania bitew freestyle’owych. – To moje główne źródło utrzymania – przyznaje.

Z Pueblosem porozmawialiśmy m.in. o aktualnej sytuacji BOP-u i WBW i najbardziej przyszłościowych zawodnikach, którzy jeszcze namieszają we freestyle’u.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Wywiad

Sarius o konflikcie z Żabsonem: „Miał u mnie dług”- wywiad

Rozmawiamy z szefem Antihype.

Opublikowany

 

Przez

sarius

Tym razem przed naszymi kamerami zasiadł Sarius, z którym w ponad godzinnym wywiadzie poruszyliśmy mnóstwo tematów, także ten jeden z najbardziej grzejących, czyli niesnaski z Żabsonem.

Kilka tygodni temu między Sariusem z Żabsonem doszło do małego konfliktu, który miał zostać nie do końca zrozumiany przez słuchaczy. Sarius zdecydował się szczegółowo opisać, o co chodziło i dlaczego Żabson miał u niego dług.

Ponadto szef Antihype ujawnił, czy żałuje, że sytuacja z Gibbsem lub Deysem tak się potoczyły.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Popularne

Copyright © Łukasz Kazek dla GlamRap.pl 2011-2024.
(Ta strona może używać Cookies, przeglądanie jej to zgoda na ich używanie.)

error: