Sprawdź nas też tutaj

News

Peja o uzależnieniu od alkoholu – bardzo emocjonalny wpis!

Opublikowany

 

peja-5678.jpg

– Chcę resztę życia przeżyć trzeźwy.

O alkoholowych problemach Peji wiedzą chyba wszyscy jego słuchacze, bowiem raper nigdy nie krył się z tym, że lubi przechylić kieliszek. W dużej części kariera Rycha była oparta na alkoholu, ale od kilku lat raper skutecznie radzi sobie z tym rodzajem uzależnienia.

 

Z okazji 8 lat trzeźwości Poznaniak podzielił się ze słuchaczami bardzo emocjonalnym wpisem, z którego dowiadujemy się m.in., że wkrótce urodzi mu się pierwszy syn.

 

Pełny wpis Peji (zachowana oryginalna pisownia):

Wczoraj minęło dokładnie 8 lat mojej przygody zwanej drogą do trzeźwości. Kiedy próbuję to wszystko zbilansować pojawia się masa wspomnień zarówno tych z lat kiedy chlałem jak i momentów walki o normalność. Z roku na rok jest mi łatwiej pomimo, problemów, z którymi jak każdy się borykam. Kiedy nie picie staje się czymś oczywistym i jako fundament mojej rzeczywistości dodaje sił do dalszej drogi myślę sobie o tych wszystkich straconych, pijanych latach zadając sobie pytanie czy miałem jakąkolwiek szansę aby tego uniknąć? Za każdym razem pada ta sama odpowiedź: Nie! Kiedy byłem na początku mojej drogi ten wniosek naprawdę mnie smucił. Dziś mogę powiedzieć, że mój alkoholizm zdefiniował mnie od początku dając mi szansę na nowe, lepsze życie. Kiedy uznałem swoją bezsilność wobec alkoholu zrozumiałem, że każda potyczka z flaszką skończy się dla mnie nokautem. Przyszedł w końcu moment kiedy byłem na tyle zmęczony ciągłym obrywaniem na własne życzenie i za własne pieniądze, że postanowiłem coś z tym zrobić. Przełomowy był dla mnie rok 2008 – totalna degrengolada w drugiej jego połowie.
 
Mój upadek na dobre rozpoczął sie w roku 2005 po premierze albumu „N.O.J.A.” Jak bardzo wtedy wciągnęło mnie nocne życie i własny egoizm wiem tylko ja sam. Potem przyszedł album „Szacunek ludzi ulicy”, na którym większość tego upadku zarejestrowałem. Kolejne dwa lata (2006-2008) to nic innego jak kluby, alk, koks i dupy. Mówicie, że to były moje najlepsze czasy? Mam na ten temat trochę inne zdanie. Oprócz braku zajęć (z tymi najlepszymi według wielu płytami „N.O.J.A” i „Szacunek ludzi ulicy” zagrałem najmniej koncertów ever w latach 2005-2006) i pomysłu na dalszy rozwój nadal pijąc podpisałem się pod własnym stylem życia uruchamiając projekt Rychu Peja Solufka. Blisko dwa lata nagrywałem album „Styl Życia G’N.O.J.A.” wydany w grudniu 2008. To była przysłowiowa kropka nad „i” jak to się mówi. Jednocześnie był to powód do rozpoczęcia zmian, głębszej przebudowy na początku jeszcze głównie zawodowo. Uznałem, iż nie ma sensu się nad sobą dalej użalać i obwiniać wszystkich za zastany stan rzeczy. Gdy płyta się ukazała nie potrafiłem się z nią już identyfikować. Odbiorcom na pewno super się słucha o bohaterskim upadku swojego idola – tak znam to, też uwielbiam penerstwo w czystym wdaniu, też od zawsze kibicuje moim hardcore’owym bohaterom zza Oceanu tak jak zawsze uwielbiałem wracać do starych solówek PIHa i jego albumu z Chadą. Ale co innego identyfikować się z rapem i szukać w nich podobieństwa własnego postępowania a co innego niszczyć swoje życie i być w konflikcie z całym światem i sobą włącznie. Antybohater? Buntownik? Zadymiarz? Ideowiec? Wielu z nich zasiliło klub 27 – jak jest to mody wiek nikomu nie muszę chyba tłumaczyć. Moja matka zmarła w wieku 38 lat – byłem tą osobą, która próbowała ją obudzić, myśląc, że zwyczajnie śpi. Zadziwiające, że zawsze kiedy komuś o tym opowiadam mówię to bez większych emocji. Wtedy tam w moim rodzinnym domu we mnie tez coś umarło.
 
Po raz pierwszy dzielę się tym publicznie i nie bez powodu. Choć trenowałem już wtedy judo w klubie sportowym i z miejscową jeżycką patologią obcowałem sporadycznie z oczywistych względów (młody wiek i aspiracje sportowe) – alkohol na dobre zagościł w moim życiu. Piłem go przez blisko 20 lat i nigdy nie było to picie towarzyskie. Styl mojego chlania był praktycznie zawsze piciem nałogowca. Nawet jeśli chciałem ten alkohol włączyć do diety wyłącznie jako element dobrego samopoczucia i życia towarzyskiego – prawda była inna. Teraz po latach z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, iż był lekiem na wszystko. Na troski, smutek, żal, poczucie winny, niską samoocenę – regulowałem nim wszelkie złe ale również dobre nastroje. Na radości, w trasie z kumplami, w klubach z dziewczynami, w hotelach, na chatach, melinach, gdziekolwiek. W marcu 2009 pojawiłem się na pierwszych mityngach AA. nie piłem 3 miesiące. Przyszło lato i był kolejny powód, żeby do tego wrócić – wakacje w ciepłych krajach z darmowym barem. I tak zleciał mi ten rok, kilka wpadek, najebany na koncercie w Chorzowie, to było jeszcze w styczniu i kompletnie załatwiony (zresztą niewielką dawką alkoholu) pod koniec grudnia w Poznaniu. Najwidoczniej jeszcze chciałem się napić. Perspektywa tracenia kolejnych obszarów, które powoli zajmował alkohol była przerażająca. Wcześniej wszystko potrafiłem sobie wytłumaczyć po swojemu. Piję tylko w weekendy. Piję tylko w pracy. Piję, bo inni też piją. Piję, bo nikt mnie nie rozumie. Piję, bo lubię. Piję, bo mam za co. Piję za swoje. Piję, bo nie mam rodziców. Piję, bo świat jest zły. Piję, bo mam urodziny. Piję bo koledze urodziło się dziecko. No to kurwa kiedy w końcu są dni kiedy nie piję? Przyszedł czas kiedy nie miałem już nic na swoje usprawiedliwienie. Chciałem coś w swoim życiu zmienić. Coś osiągnąć. A wciąż balansowałem na granic utraty zdrowia lub życia. Zapalenie błony śluzowej żołądka, podejrzenie zapalenia trzustki, zażywanie sterydów anabolicznych, liczne awantury pod wpływem alkoholu. Aż dziw, że w całej mojej pijackiej karierze tylko raz wylądowałem na Izbie wytrzeźwień. Być może dlatego, ze zatrzymała mnie policja. Z Izby trafiłem do Aresztu na blisko 3 dni. Zarzuty? Jak zwykle pobicie. Mimo, iż była to bójka.
 
Wyrok 1,5 roku pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem odbycia kary na lat 5. Wtedy najwyższy z możliwych wyroków. To było jedno z ostrzeżeń. Rok 2000. Najgorszy dla mnie okres pod każdym względem. Zdanie ludzi na mój temat od zawsze było podzielone. Co z tego, że zyskiwałem przy bliższym poznaniu, skoro pod wieloma względami dawałem powody bo o mnie źle mówiono. Przesłuchałem płyty. To ten „skurwiel”, „najgorszy”, „pener” etc. Przecież ja sam sobie wystawiłem taką opinię. Mało tego przez wiele lat gloryfikowałem ten styl życia. W 2010 roku oprócz mityngów zapisałem się na terapię dzienną. Terapia polegała na tym, iż grupa ludzi spotykała sie dwa razy w tygodniu na zajęciach z różnymi terapeutami. Pierwszy etap to 6 tygodni. Docelowo dwa lata. Terapię ukończyłem za pierwszym podejściem. Od tamtego czasu tj. od 10 stycznia 2010 kiedy po raz pierwszy przyszedłem na zajęcia na „łazarski narożnik” przestałem pić. Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z terapeutami, ośrodkami zamkniętymi, detoksami etc. Sam zawsze wylizywałem się z ran bez niczyjej pomocy. Tamten dzień pamiętam dość dobrze. To była ważna decyzja. I odpowiedni moment. Od ponad roku byłem w nowym związku z dziewczyną, która od 5 lat jest moją żoną i matką dwójki naszych dzieci. Przez cały ten rok obserwowała moje wzloty i upadki z Zieloną Górą włącznie (paradoksalnie nie piłem tam alkoholu).
 
Dziś wiem jak bardzo się bała czy ten związek przetrwa. Poszedłem do nowej szkoły na zajęcia i poznałem cały zestaw zabezpieczeń przed chorobą. Zmieniałem nawyki i chłonąłem wiedzę. jestem przecież zdolnym uczniem. Dużo w życiu nauczyłem się sam. Niestety jak każdy w terapii bardzo często zacząłem operować terminami typu „głód”, nawrót” etc. Zwykły głód alkoholowy często pojmowałem jako nawrót a gdy miałem prawdziwy nawrót to chciałem umrzeć. Na szczęście ukończyłem też warsztaty z nawrotów choroby. Od tego czasu ich nie mam. Miewam jedynie gorsze dni. Jak się wkurwię to nie idę po flachę tylko nazywam swoje uczucia. Wiem co w danej chwili przeżywam. kiedyś tego nie rozróżniałem. Nie maiłem żadnych szans postępować racjonalnie kiedy wewnątrz buzował emocjonalny koktajl. Pijane myślenie. Pijane życie. Nawet kiedy nie piłem przez dłuższy okres gołym okiem było widoczne, że jestem rozpierdolony neurologicznie. Widać to w wywiadach, jąkam się, powtarzam słowa, szybko nakręcam, reaguję bardzo emocjonalnie, nawet kiedy wchodzę trzeźwy jak niemowlę na taki wywiad. Tak jak u Kuby Wojewódzkiego za pierwszym razem. Wiele osób myślało, że jestem tam naćpany. Nie kochani – to zwykłe emocje, duży program, media etc. I on – mały zagubiony człowiek w skórze ulicznego bohatera. I bez przyjaciółki piersiówki, bo przecież nie należy sie wygłupiać po pijaku przed telewidzami. Jakoś sobie tam poradziłem – „Rychu szacun za pojechanie Wojewódzkiemu!” – to najczęściej stosowane pozdrowienie przez kolejne 2 lata. Ja mu nawet tam nie pojechałem ale utrwaliłem wizerunek pojebanego watażki, który doskonale odnajduje się w dużym, mainstreamowym formacie. Muszę przyznać, że przez długi czas alkohol „pomagał” mi ze stresem towarzyszącym na koncertach.
 
Niestety dla mnie w praktyce oznaczało to że piłem podczas jazdy na koncert, przed koncertem, na próbie, podczas koncertu, po koncercie całą noc i w aucie na drugi dzień w drodze na kolejny koncert lub gdziekolwiek, bo przecież do domu nie chciałem w żaden sposób wracać bo i po co? Znam wiele historii kolegów z branży, z którymi rozumiemy się bez słów, bo nasze przygody są dosłownie bliźniacze. Zwłaszcza, że jakaś część z nich przydarzyła nam się wspólnie. Znam ich walkę, znam ich wzloty i upadki. Na początku to niesamowicie trudne żyć na trzeźwo i radzić sobie ze wszystkim, uczyć się od nowa wszystkiego, zmienić otoczenie, nawyki, higienę życia a wręcz całe życie. I refleksje, ze kiedyś było łatwiej. Wystarczyło się napić i pierdolić wszystko i wszystkich a jutro wszystko jakoś sie ułoży. Nigdy się nie układało. Bardzo długi okres w moim życiu gdy nie piłem miałem taki naczelny trip, że czekałem na coś złego, coś co powinno sie wydarzyć tylko dlatego, że za długo jest dobrze. Nie wydarzało się. Nie było żadnych telefonów, afer, pretensji innych (pisze tu o życiu prywatnym). Z czasem kumple od flaszki zniknęli nawet nie za sprawą mojego odcięcia się – po prostu byli gdzie indziej. Po co siedzieć ze smutasem, który nie pije. W pełni to rozumiem i akceptuję. Gdybym kiedykolwiek miał powrócić do chlania znajdę ich bez problemu. Niektórych znajomości mi naprawdę szkoda ale jesteśmy po drugiej stronie barykady i na ten moment niech tak zostanie.
 
Znam też przypadki kiedy moja trzeźwość zaczęła uwierać tych, którzy czuli, że są troszkę lepsi ode mnie. Kiedy stracili z radaru bardzo widocznego wcześniej najebanego Rycha – nie mogli sie juz z nim porównać. A to może jednak przeszkadzać. Jak on mógł z tego kurwa wyjść? Jakim kurwa prawem? Przecież zawsze był w moich oczach skończony. A teraz to ja mam trochę roboty przed sobą, żeby móc się z nim mierzyć. To chyba taki schemat myślowy grał wtedy niektórym. Jeśli moje zmian w ten sposób weryfikowały różne znajomości niech i tak będzie. Ja nie oceniam i nie udzielam rad. Niech pracują nad sobą, jeśli taka ich wola. Najważniejsze to być po prostu sobą. A to bardzo trudne. Staram się nieść posłanie alkoholikowi, który wciąż jeszcze cierpi. Od zeszłego roku zacząłem prowadzić mityngi AA. Przeżycie równie mocne jak pierwsze koncerty za małolata. Głos się nawet trochę łamał. Nie wiem co by tu jeszcze napisać. Trzeźwość albo inaczej dążenie do niej dało mi niesamowity bonus pod każdym względem. Przez te 8 lat moja tzw. kariera muzyczna niesamowicie się rozwinęła – głównie dlatego, że zadbałem o własną niezależność, stając się coraz bardziej asertywny (brak asertywności to chyba problem większości alkoholików). Mówią regres artystyczny? No niech mówią. Nie będę krzyczał z tego powodu. Progres człowieczeństwa to główny priorytet. Wciąż wierzę, że są ludzie, którzy w pełni rozumieją co się właściwie u mnie wyrabia i podzielają mój punkt widzenia. Te kilka (naście) tysięcy osób, które kupują płyty i te kilka setek ludzi na koncertach, czasem mniej. Osiągnięcia? Piękna i mądra żona, z którą nie zawsze jest nam we wszystkim po drodze, wspierająca w każdym trudnym momencie. Kobieta, z którą dzielę to życie na dobre i złe. To matka moich dzieci.
 
W marcu urodzi się nasz syn. Nie potrafimy wybrać imienia ale wciąż się staramy wypracować kompromis. Problemy? Owszem! Jak w każdej rodzinie. Czasem słyszę: „Rychu przyszyj sobie jaja jak Arthur Shelby i pojedź z kurwami”! Może nie raz bym i chciał. Ale mam swoje życie i jako mąż, ojciec- nie jako artysta czy kimkolwiek według Was kurwa jestem – właśnie wobec mojej rodziny mam obowiązek zapewnić im poczucie bezpieczeństwa. Coś czego sam nigdy nie miałem. Są dni kiedy jestem emocjonalnym robotem i wiem, ze to nienormalne ale znoszę to z pokorą, bo niektórych rzeczy juz nie zmienię. Jako osoba chora mógłbym jechać na tym koniku i robić z siebie bidulka ale to zwyczajnie pierdolę. Święty nigdy nie byłem i już nim nie zostanę – ale wiem, ze nawet największa kanalia może być wspaniałym ojcem i mężem. Samoocena jak na dziś jest w normie, więc nie ma szans by cokolwiek zaburzało moją pogodę ducha. Realne życie daje mi tyle możliwości jak nigdy dotąd. Nie wiem ile będę żył jako człowiek, raper, wyrobnik, ktokolwiek. Wiem, że chcę resztę życia przeżyć trzeźwy.
 
Dzisiaj nie piję i po tych kilku latach zaczynam coraz lepiej oceniać różne sytuacje. Nie boje się żyć, nie mam wyrzutów sumienia, nie boję się popełniać błędów. Potrafię być szczery, potrafię powiedzieć nie. Przestałem być patologicznym kłamcą i człowiekiem niegodnym zaufania. Z każdym dniem coraz mniej skupiam sie na innych za to więcej na sobie i najbliższych. Jeśli kogoś nie lubię, lub zwyczajnie nie trawię to nie przeglądam tego czym się aktualnie zajmuje. Ten czas staram się przeznaczyć na coś pożytecznego. Zbyt wiele mojego czasu roztrwoniłem na darmo. Nie będę pisał o tym ile zdobyłem złotych i platynowych płyt, ile zagrałem koncertów w ciągu tych 8 lat. Napisze jedynie, że pod każdym względem były to najlepsze lata mojego życia. Po raz pierwszy naprawdę przeżyłem „7 lat tłustych” i nie myślę tu o pieniądzach. Pieniądze też są ważne w życiu. Również w moim. Przez wiele lat alkohol napędzał moje działania zawodowe ale nigdy nie poniosłem w związku z tym większych strat finansowych (pomijając wydanie bajońskich sum na „styl życia gnoja”). Straty jakich za to przez alkohol doznałem – niektóre z nich dziś opisałem. Ale to naprawdę szczątkowa wiedza, którą się dziś z Wami dzielę. Mam świadomość, że ludzie za mną idą – coraz więcej ludzi, z którymi przebywam lub utrzymuje kontakt informuje mnie o swoich sukcesach w nie piciu. Bardzo sie cieszę i szanuję takie wybory. W żadnym razie nie uważam się za ojca ich małych sukcesów. Każdy sam zapracował na własny komfort i jakość życia. Bo to w głównej mierze my decydujemy jak może to życie wyglądać nawet, jeśli nie na wszystko mamy wpływ. Jeśli coś jest do zmiany – to zmień. Wiem, co to strach przed nieznanym, samotność i poczucie wewnętrznej pustki. Jednak mówię Wam – nie ma sie co łamać.
 
„Może być wiele spraw smutnych, niedobrych i nieprzyjemnych ale jedyną rzeczą oznaczającą koniec świata – jest koniec świata”. Trzymam się od lat tej maksymy. kiedyś było to pewnie „Coco Jambo i do przodu”:) Jeszcze jedna refleksja. Bodajże 2-3 lata temu przypomniałem sobie, iż pierwsze mityngi AA zaliczyłem w roku 1996 mając zaledwie 20 lat. tyle tylko, że moja obecność spowodowana była tym, iż bardzo chciałem zmienić kategorię wojskową z A na przynajmniej D. Finalnie dostałem E, bo trochę przyświrowałem jeszcze w Poradni piętro wyżej. Przypomniałem sobie tamte mityngi. Już wtedy jako 20 letni chłopak miałem refleksje – „dlaczego wypowiedzi innych mają tyle wspólnego z moim życiem?”. Niestety dla mnie na tym refleksje się skończyły. Nic za tym nie poszło. Gdybym wtedy zdał sobie sprawę z tego, że jestem uzależniony od alkoholu być może dziś byłbym zupełnie kimś innym. Być może nie było by Rycha Peji. Ale z całą pewnością doświadczyłbym mniej zła, które towarzyszyło mi przez następne 13 lat. Czasu juz nie cofnę. Dziś rozpocząłem 9 rok mojej drogi. A w przyszły wtorek będę obchodził tę moją kolejną rocznicę wśród trzeźwych przyjaciół. Taki jest plan. Pozdrawiam. Rychu.
 


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

News

EsDeeKid – kim jest najbardziej tajemniczy raper 2025 roku

Raper z Liverpoolu robi błyskawiczną, światową karierę.

Opublikowany

 

EsDeeKid

Maska, agresywny sound i Liverpool na ustach. EsDeeKid w kilka miesięcy przeszedł drogę z undergroundu na Billboard 200, a internet oszalał na punkcie jego rzekomego związku z Timothéem Chalametem. Faktów jest niewiele, hype ogromny – poniżej konkrety o raperze, który już kilkukrotnie odwiedził Polskę.

Brytyjski rap przeżywa wyraźne odbicie. Obok takich postaci jak fakemink, Jim Legxacy czy skaiwater, coraz mocniej przebija się nowa twarz – EsDeeKid. Zamaskowany, nieuchwytny, bez wywiadów i bez klasycznej promocji. Jego muzyka krąży głównie po TikToku i streamingu, ale skala zainteresowania dawno przestała być niszowa.

Liverpool, nie Londyn

EsDeeKid pochodzi z Liverpoolu i regularnie podkreśla to w numerach oraz mediach społecznościowych. W kawałku „4 Raws” rapuje: „Jestem śmieciem, wychowałem się w slumsach Liverpoolu, stary.”

Od SoundClouda do „Rebel”

Pierwsze ślady EsDeeKida w sieci to 2024 rok i remix „Black Beatles” Rae Sremmurda wrzucony na SoundClouda. Potem pojawiły się luźne numery, coraz mroczniejsze i bardziej agresywne. Przełomem był „Palaces”, który przekroczył 2 mln odsłuchów.

20 czerwca 2025 roku wyszedł debiutancki album „Rebel” – 11 numerów, w całości wyprodukowanych przez Wraith9. Płyta trafiła na Billboard 200, co jak na całkowicie zamaskowanego debiutanta z UK nie jest standardem.

„Phantom” zrobił robotę

Największym viralem okazał się numer „Phantom”. Utwór, oparty na rwanych bębnach i niepokojących syntezatorach, stał się tłem do setek memów i trailerów DIY. Efekt?

  • ponad 70 mln streamów na Spotify.
  • album „Rebel” notujący ok. 6,2 mln odsłuchów dziennie w szczycie.

Wcześniej uwagę przyciągnął też „LV Sandals” – wspólny numer z fakeminkiem i Rico Ace’em – ale to „Phantom” wyniósł EsDeeKida poziom wyżej.

Maska i teoria spiskowa

EsDeeKid zawsze występuje w kominiarce. Brak wywiadów i anonimowość uruchomiły internetową paranoję, że raperem jest… Timothée Chalamet.

Timothée Chalamet i EsDeeKid
Timothée Chalamet i EsDeeKid

Plotka zaczęła się od porównań twarzy, oczu i wspólnych elementów stylu. Oliwy do ognia dolał fakt, że obaj byli widziani w identycznym szaliku Alexander McQueen.

Fakty są takie:

  • Chalamet bywa na koncertach fakeminka.
  • otwarcie interesuje się rapem.
  • 19 grudnia EsDeeKid i Chalamet zapowiedzieli remix „4 RAWS”, publikując wspólny teaser wideo.
  • Panowie pojawili się razem na zdjęciu, co wyklucza, że to jedna osoba.

Najbliższy skład rapera

Krąg EsDeeKida jest wąski i konkretny: Wraith9 – producent całego „Rebel”, Rico Ace – cztery wspólne numery, fakemink – regularne kolaboracje od 2024 roku.

  • EsDeeKid dostał też zielone światło z kilku stron sceny:
  • support na koncercie Yung Lean w UK,
  • wspólne zdjęcia i interakcje z Yeat,
  • kontakty z Nettspendem i OsamaSonem,
  • Jack Harlow słuchający „LV Sandals” publicznie.
Timothée Chalamet i EsDeeKid
Timothée Chalamet i EsDeeKid

Kim naprawdę jest EsDeeKid?

To wciąż otwarte pytanie. Nie potwierdzono jego tożsamości. Rolling Stone wspominał o rzekomym koncie CashApp na nazwisko „Damario Jones”, ale brak oficjalnego potwierdzenia. Sam raper napisał w sierpniu: – Zrobiłem to wszystko jako nastolatek.

Fani częściej wskazują inną teorię – że EsDeeKid wcześniej działał pod aliasem Dualspines, który zniknął po 2023 roku.

Co dalej z rozchwytywanym raperem?

EsDeeKid zapowiedział ośmioprzystankową trasę światową na początek 2026 roku – m.in. Nowy Jork, Chicago, Montreal i Sydney. Bilety na nowojorski Bowery Ballroom są wyprzedane, a ceny na rynku wtórnym sięgają 700-1000 dolarów.

Hype jest realny. Liczby się zgadzają. Reszta pozostaje niedopoweidziana.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

News

YouTube dusi rap? Żabson z Wizem Khalifą nie przebili bańki, a w cieniu rośnie anonimowy LEAF

Nie ma żadnego wizerunku i zaczyna wykręcać duże liczby na przekór algorytmom.

Opublikowany

 

leaf

YouTube po raz kolejny przykręca śrubę zasięgom – i tym razem widać to czarno na białym. Doszliśmy do momentu, w którym -podobno – największa kooperacja w historii polskiego rapu nie jest w stanie przebić magicznej bariery 1 miliona wyświetleń w tydzień.

Mowa oczywiście o numerze Żabsona z Wizem Khalifą. Kawałek był mocno promowany, wspierany przez samego Wiza w social mediach, ma crossa z oficjalnym kanałem rapera z USA, a mimo to… po tygodniu nie przebił miliona odsłon na YouTube. Kilkadziesiąt milionów zasięgu Wiz Khalify rozbija się o algorytmową ścianę.

Jeszcze kilka lat temu taki numer robiłby milion w pierwszej dobie. Dziś? YouTube skutecznie odcina tlen wszystkim – bez względu na skalę, nazwiska i budżet promocji.

A tymczasem… anonim robi liczby

Na tym samym podwórku, w zupełnie innym klimacie, pojawia się tajemniczy gracz bez wizerunku – LEAF. Bez wywiadów, bez pokazywania twarzy, bez wielkiej machiny promocyjnej.

Jego debiutancki numer „Lew” z Hinolem PW po trzech tygodniach przekroczył pół miliona wyświetleń na YouTube. Jeden singiel wystarczył, żeby LEAF wskoczył na ponad 100 tysięcy miesięcznych słuchaczy na Spotify.

Gość świetnie śpiewa, nie ujawnia wizerunku i pozwala, żeby muzyka robiła robotę. Do tego ma już na koncie feat i pojawia się na nowej płycie Małacha.

Tego chłopaka warto mieć na radarze.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

News

Artur Szpilka w stroju więźnia – do walki wyprowadził go Kacper HTA

Udana walka pięściarza na gali KSW 113.

Opublikowany

 

kacper hta szpilka

Artur Szpilka znów wygrał, a jego wejście do klatki było równie głośne jak sam nokaut. Podczas gali XT KSW 113 w Łodzi towarzyszył mu Kacper HTA.

Wspólne wyjścia Artura Szpilki i Kacpra HTA przestają być ciekawostką – to już stały element gal KSW. Tym razem pięściarz postawił na mocny, symboliczny obraz. W Atlas Arenie w Łodzi pojawił się w pomarańczowym stroju niebezpiecznego więźnia, a w drodze do ringu towarzyszył mu Kacper HTA, wykonując na żywo numer „Tommy Gun” wraz z ekipą Fonos, która też od samego początku towarzyszy Szpilce w wyjściach na ring.

Pojedynek Szpilki z Czechem, Michalem Martínkiem, był jednym z najmocniej promowanych starć gali XTB KSW 113. Walka odbyła się w królewskiej kategorii wagowej do 120,2 kg.

Decydujące momenty przyszły w drugiej rundzie. Szpilka trafił Martínka, posłał go na deski i natychmiast ruszył z serią ciosów. Sędzia przerwał pojedynek, a Polak dopisał do rekordu kolejne, bardzo konkretne zwycięstwo.

Warto odnotować, że w ubiegłym roku wyjście Szpilki do ringu w komorze gazowej zostało uznane przez branżowy serwis Sherdog najlepszym wyjściem 2024 roku. Towarzyszył mu również wtedy Kacper HTA, który – jak się okazuje – stał za tym pomysłem.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

News

Taco Hemingway przejął listę TOP50 Polska: 7 milionów odsłuchów płyty w 24h

Duży sukces to mało powiedziane.

Opublikowany

 

Przez

taco hemingway
fot. karol grygoruk shootme

Niespodziewana premiera albumu „Latarnie wszędzie dawno zgasły” kompletnie zdominowała streaming. Taco Hemingway w ciągu jednej doby przejął polskie Spotify i dorzucił globalny wynik.

Dzisiejszy ranking Spotify Polska TOP50 wygląda jak prywatna playlista Taco. Nowa płyta wbiła 7 milionów odtworzeń w 24 godziny, a raper obsadził 16 numerów w TOP50 jednocześnie. Do tego dochodzi 100. miejsce na globalnej liście najczęściej streamowanych artystów na świecie, co jasno pokazuje skalę zasięgu.

  • 16 utworów w TOP50 Spotify Polska
  • 7 mln odsłuchów albumu w 24h
  • 100 miejsce w globalnym rankingu artystów Spotify

Szczegóły nadchodzącej trasy rapera są dostępne tu: Taco Hemingway znów na Narodowym + największe hale.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

News

Żabson rozbił głowę Bedoesowi, ale nie wykorzystał tego medialnie

Młody Borek do dzisiaj ma bliznę po tym starciu.

Opublikowany

 

Przez

bedoes żabson

Bedoes w nowym numerze „Kamień z serca” przyznał, że nosi bliznę na czole po bójce z Żabsonem. Teraz głos zabrał szef Internziomali.

W rozmowie z Tuba.FM Żabson jasno dał do zrozumienia, że nie ma zamiaru rozkładać tej historii na czynniki pierwsze ani robić z niej medialnego widowiska

– Prawda lubi ciszę. On tego nie nagłośnił, ja też nie. Nie wyobrażam sobie, żeby tę sytuację wykorzystać jakoś pod publikę – powiedział.

Blizna na czole Bedoesa po spotkaniu z Żabsonem.
Blizna na czole Bedoesa po spotkaniu z Żabsonem.

Temat wrócił, bo Bedoes sam odsłonił pewne kulisy zajścia w kawałku. W sieci od dawna krążyła wersja, że Żabson miał uderzyć Bedoesa głową, co skończyło się rozcięciem na czole Młodego Borka. Z kolei undergroundowy gracz Komil informował wówczas, że Bedoes miał wjechać do studia Żabsona w kilka samochodów ze sprzętem i celować w niego z gazowej repliki broni.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Popularne

Copyright © Łukasz Kazek dla GlamRap.pl 2011-2025.
(Ta strona może używać Cookies, przeglądanie jej to zgoda na ich używanie.)

error: