News
Peja rzucił alkohol 10 lat temu. „Chciano nas spisać na straty”
Raper obchodzi wyjątkową rocznicę.
Tradycyjnie, jak co roku Peja podzielił się swoimi przemyśleniami na temat uzależnienia od alkoholu. Dzisiejsza rocznica jest wyjątkowa, bo raper nie pije już od 10 lat.
Poniżej pełna wypowiedź Rycha na ten temat:
„Szczerze to nie wiem jak zacząć. Może zacznę od refleksji na temat trzeźwienia. Od dłuższego czasu utrwalam słowa zasłyszane od przyjaciół, że trzeźwienie zaczyna się w 6-7 roku abstynencji. Nie piszę o tym bez powodu. W końcu pierwszy publiczny wpis o mojej drodze ku trzeźwości popełniłem obchodząc 6 rocznicę. Przypadek? Na pewno byłem tym nieco zaskoczony. Na pewno kupiłem te słowa jako pewnik, że idzie lepsze. Że zmiany jakie zachodzą są zauważalne nie tylko w oczach ludzi, z którymi dzielę się swoim doświadczeniem. Sam te zmiany zaczynam powoli dostrzegać. Mimo popełnianych błędów, całej gamy wad, prób sprawowania kontroli (nadal!) nad rzeczami na, które nie mam wpływu ale również świadomości własnych braków staram się być szczęśliwy. Bo jak wiemy szczęśliwym się bywa a nie jest cały czas. Tego akurat nie rozumiałem gdy piłem. Rozpaczliwie szukałem szczęścia w zmianie nastroju, który z założenia miał się poprawić na lepsze. I wiecie co? Z tym byciem szczęśliwym całkiem nieźle mi idzie. Czasem się zastanawiam czy gdybym wcześniej ustalił właściwą hierarchię priorytetów uniknąłbym pewnych błędów, złych decyzji, nieszczęść i fatalnej kondycji w sferze mentalnej? Otóż nie. Z jednej prostej przyczyny. W czasie gdy piłem nie mogło być o tym mowy. To picie było naczelnym priorytetem. Ubrane w ładne słowa staczanie się pod płaszczykiem niewinnej zabawy i dalekosiężne plany, z których wytwarzała się nerwówka gdy po jako takim ogarnięciu się próbowałem wdrożyć plan ratunkowy by uniknąć kolejnych porażek w życiu zarówno osobistym jak i zawodowym.
Plany były zawsze pierwszorzędne. Wykonanie jednak bardzo freestylowe. Stwórca musiał mieć niezły ubaw. Spytacie zapewne – na chuj to biczowanie się? Było minęło. Może minęło ale pamięć pozostała. Zapewne nie zdaję sobie sprawy ilu ludzi ma ze mną jakieś wspomnienia z tamtego okresu. Nie zawsze dobre. Być może słuszne. Być może krzywdzące. Dobrze pamiętam jak trudno zachować obiektywizm. Również mnie. Pisząc te słowa niewiele się zastanawiam. Trochę tak jakbym spisywał własne myśli. W końcu nie wiedziałem od czego zacząć. Chwilę mi zajęło zanim cokolwiek napisałem. Ale to dobrze. Piszę swobodnie bez zbędnej analizy i strachu przed oceną. To moja opowieść, w której postawiłem na szczerość. No bo jak inaczej? Nie zawsze taki byłem. Czasem myślałem, że jestem. Często bywałem szczery aż nadto. Czasem myślę, że jest to moja nadrzędna wada a nie zaleta. Nadal staram się odpowiadać szczerze. Nawet, jeśli miałoby mi to zaszkodzić. Mogę się zmieniać na wielu płaszczyznach. Pewnych rzeczy się nie da. Najważniejsze aby wiedzieć gdzie granica między szczerością a naiwnością. Bo jak mówi Desiderata: „…Świat pełen jest oszustwa…”. Wracając do pytania o hierarchię wartości, priorytetów – czy, jeśli zatem postawiłem na przebudowę, szczere pragnienie zaprzestania picia, rozwój duchowy, wyznawanie zasad opartych na szacunku i zaufaniu mam szansę na bycie szczęśliwym? No jasne! Czy mam szansę by uniknąć wszystkich błędów i przykrych konsekwencji wynikających z ich popełnienia? Czy uniknę dyskomfortu wynikającego z konfliktu z drugim człowiekiem, lub spowodowanym wewnętrznym napięciem (ach te wytłumaczenia!) następstw złych decyzji? Otóż nie! Nie picie w oparciu o program AA i postępowanie według przyjętych powszechnie norm nie jest w stanie mnie przed tym uchronić. Po pierwsze jestem człowiekiem a nie wyśmienicie zaprogramowaną maszyną, która w oczywisty sposób zlikwiduje każdy błąd uprzednio wcześnie rozpoznając zagrożenie. Po drugie jestem alkoholikiem. Ile czasu musi jeszcze upłynąć zanim nauczę się rozpoznawać co właściwe a co nie? Jak postępować z ludźmi? Jak okazać wyrozumienie, empatię? Jak nie angażować się w spory? Nie oceniać? Oczywiście dysponuje tym wszystkim na co dzień ale czy zawsze z tego korzystam? Mógłbym oczywiście napisać, że ludzie, których nie dotknęło uzależnienie postępują podobnie. I że każdy ma prawo do błędów, gniewu i różnych słabostek. Ale mówię o sobie – Ryszardzie alkoholiku. Nie o całym świecie. Bez wymówek i usprawiedliwień. Po trzecie również i ja od dłuższego czasu wyznaję zasadę, że wszystko jest po coś. Nie wiem czy obstawałbym przy tym w obliczu wielkiego nieszczęścia jak choroba lub śmierć najbliższych – bo choć i ten element przerobiłem lata temu nie chciałbym ponownie zostać wystawiony na próbę. Dlatego zdaję sobie sprawę, iż są ludzie, którzy nie zgodzą się z tym, że wszystko jest po coś. Jednak dla mnie to dobra metoda na godzenie się z tym, że nie mam na coś wpływu pomimo, iż na początku jest tak trudno to zaakceptować.
Utrata przyjaciela, zerwanie zaręczyn, rozwód, śmierć najbliższych, niepowodzenia zawodowe, niesprawiedliwa ocena, utrata zdrowia (mój alkoholizm) – nie myślcie, że czasem do tego nie wracam. Nie zawsze przechodzę nad tym stwierdzając – że wszystko to wydarzyło się po coś. Czasem myślę, co by się stało gdy przyjdzie o jedno coś za dużo. Czy znajdę na tyle siły, by zaakceptować zastaną rzeczywistość i uznać bezsilność wobec tej sytuacji, wobec rzeczy, które bezpośrednio uderzają w moje poczucie bezpieczeństwa? Czy będę pamiętał o mojej bezsilności wobec alkoholu, o której mówi pierwszy krok? Nie na wszystko mam odpowiedź ale napiszę, że robię wszystko aby w razie zdarzeń skrajnie kryzysowych czerpać z siły duchowej jakkolwiek dziwnie dla niektórych to zabrzmi (choć kiedy piłem nagrałem utwór „Duchowo mocny” – jednak znaczenie tych słów zinterpretowałbym dziś zupełnie inaczej), którą zyskuję przez uczestnictwo w mityngach AA. To właśnie ta siła jest dla mnie codzienną tarczą dla rzeczy, zdarzeń uczuć i ludzi, z którymi nie jest mi po drodze. Wiem również, że dzięki grupie nigdy nie zostanę sam. Powiem więcej. Nigdy w całym moim pokręconym życiu nie miałem przy sobie tylu oddanych, szczerych i wspaniałych osobowości jak na mityngowej sali. Dziękuję Wam za szczerość i odwagę z jaką stawiacie czoła rzeczywistości na trzeźwo. Dziękuję Wam za Wasze świadectwo i doświadczenie, którym dzielicie się ze mną na każdym spotkaniu. Dla wielu z nas grupa jest jak rodzina. Nikt inny nie zrozumie mnie lepiej niż drugi trzeźwiejący alkoholik. Ta rodzina chroni moje życie i dba o mnie. Wysłucha z szacunkiem, dopuści do głosu. Nie generuje konfliktów. Nie komentuje i nie ocenia. Ta rodzina to skarbnica wiedzy na temat prawdziwego życia. Cieszę się, że ta rodzina się powiększa. Cieszę się, że dzięki Wam mój własny dom jest coraz częściej bardziej uporządkowany. Że ubiegły rok był również naprawdę dobry a moje relacje z najbliższymi nie uległy pogorszeniu. Wręcz przeciwnie. I choć nadal jestem zdania, że na nic nie starcza mi czasu, że nie realizuje wszystkiego co sobie wymyśliłem, staram się być jak najlepszym mężem i tatą. Swoją pracę również tę zawodową wykonuję solidnie dając zawsze maksimum możliwości. Kiedy wychodzi moja niekonsekwencja nie zwalam winy na innych, nie tłumaczę się dyspozycją dnia. Wiem co zawalam i z czym mam problemy.
Wiem jak wiele jest do zrobienia i jaka to orka. Ode mnie zależy czy będzie przyjemna czy kojarzona z nieprzyjemnymi korepetycjami, których zresztą za małolata nigdy nie miałem. Nie mi oceniać jak spełniam się w tych wszystkich funkcjach. Cieszę się z możliwości prowadzenia mityngów i sukcesów grupy w postaci każdej rocznicy. Bo każda kolejna rocznica to święto całej grupy. Cieszę się z życia jakie prowadzę i jakie poznałem dzięki nie piciu. Cieszę się każdym dniem na trzeźwo pamiętając, że nawet najgorszy z przeżytych na trzeźwo dni jest niczym w porównaniu z tym kiedy zdecydowałbym sie wrócić do życia z alkoholem. Alkoholem, który dziś nie stanowi dla mnie problemu. Którego nie zauważam, bo przestałem się na nim koncentrować skupiając swoją uwagę na rzeczach znaczących. Pamiętam jednak o jego niszczycielskiej mocy mając przed nim respekt. Nie to żebym się bał – nie uciekam z monopolowego na widok szkła, nie wychodzę z restauracji gdzie wszyscy piją. To stan, którego nie zmienię. Na który nie mam wpływu. To ja codziennie uczę się żyć na świecie gdzie alkohol występuje wszędzie i dosłownie nagminnie. Czym byłoby nie picie i bycie nieszczęśliwym z tego powodu? Czym byłoby życie pozbawione radości, którą w sobie mam również z tego powodu iż nie piję? Jaki miałby sens rozwód z flaszką gdyby moje życie sensu było pozbawione? Jak trudne jest dla alkoholika pogodzenie się z faktem, że zrywa z alkoholem kategorycznie i nieodwołalnie? Jak trudny do przerobienia jest żal po stracie najważniejszej rzeczy w świecie alkoholika? Jak trudne jest poruszanie się w nowej, trzeźwej rzeczywistości bez podpórek, złudnego poczucia szczęścia i możliwości natychmiastowego regulowania nastroju? Jak trudno nauczyć się odmawiać nie tylko alkoholu? Jak trudno zadbać o asertywność? Poczucie własnego szczęścia? Własnej wartości? Jak trudno alkoholikowi odbudować własne niezakłamane ja? Jak trudno odbudować swoje człowieczeństwo? Jak trudno wziąć odpowiedzialność za własne życie? Za bezpieczeństwo innych? Jak trudno zauważyć więcej niż czubek własnego nosa? Jak trudno przestać tylko gadać a zacząć słuchać? Jak trudno nie przerywać dając dojść do głosu swojemu kolosalnemu ego? Jak trudno przyznać się do popełnionych błędów, świństw i łajdactw? Jak trudno uznać swą bezsilność wobec potęgi alkoholu? Jak trudno uznać swój własny alkoholizm, na który każdy z pijących sam zapracował przez wszystkie te lata? Cieszę się, że na wszystkie te pytania znajduje odpowiedzi uczęszczając na mityngi.
Wiem też jak postępować by ustrzec się wielu błędów podczas wędrówki na wyboistej drodze ku trzeźwości. Stanu, którego nigdy nie osiągnę. Żaden staż nie predysponuje mnie do takiego stwierdzenia. Staż może jedynie mnie nieco przybliżyć. Wiem, że nigdy nie wytrzeźwieję. Nie da się. A może tu nie chodzi o cel tylko o drogę? Moja grupa nazywa się Qvo Vadis. Przypadek? Dziś mogę powiedzieć, że dokładnie wiem dokąd zmierzam. Zmierzam na kolejny mityng bez górnolotnych opisów jaki to jestem wspaniały. Wielu z Was mogło mnie zakodować jako chama i mendę. Liczę, że są również tacy, którzy mają o mnie inne zdanie. Mieli mnie okazję poznać. Nie istotne czy w starym czy w jak to nazywam nowym życiu. Każdy z nich ma swój odbiór, punkt widzenia – podobnie jak ja. Jestem alkoholikiem i jeszcze przez długi czas będę mówił o sobie niekoniecznie w pochlebny sposób. Nie liczę na oklaski, na to, że ktoś mi wybaczy moje uczynki, że ktoś wystawi mi pomnik. Nie mam oczekiwań. Bardzo trudno ich nie mieć. Zwłaszcza w mojej pracy zawodowej. Kiedyś zażartowałem, że program AA pozbawi mnie pracy:) Szołbiz również ten rapowy to droga po trupach. Na mityngach uczę się jak głownie jak być przyzwoitym człowiekiem. Dlatego cieszą wieloletnie relacje z tymi, którzy od samego początku darzyli mnie prawdziwym szacunkiem. Zawsze możecie na mnie liczyć. Na pewno na początku mojej drogi nie miałem wielkich oczekiwań w związku z nie piciem i samej chęci zaprzestania. Myślę, wszystkie te rzeczy, które są po coś musiały się przydarzyć bym w końcu doznał jakiegoś przebudzenia i zaczął działać. Walka o zmianę. Pisałem Wam kiedyś o moim pierwszym roku w AA. Ale właśnie w tym pierwszym roku zaznajomiłem się z tematem. Zapicia nie były już niczym innym jak kluczem do zrozumienia, że nie ma dla mnie drogi powrotu do kontrolowanego picia, które nie wpływa na całokształt mojej egzystencji. Zapisałem się na terapię.
Poniedziałek 11 stycznia tuż obok mojej sali mityngowej. Wszystko kompleksowo w jednym miejscu:) Od Świąt Bożego Narodzenia nie piłem, bo wyszła przeginka i oczywiście moralniak. Sylwester na trzeźwo to była wtedy jakaś rzeźnia. Tym bardziej, że towarzystwo przychodziło do mnie a ja osobiście kupowałem alkohol na ten bal. To był mój pierwszy trzeźwy Sylwester od 21 lat. Odbiłem to sobie na pierwszych styczniowych koncertach. Najpierw 8 w Piotrkowie Trybunalskim i delikatna poprawka na WOŚP-ie w Gliwicach dnia następnego. Ostatni kieliszek w moim starym życiu wychylił ze mną DVJ. Rink. Wiedziałem gdzie idę w poniedziałek i naszła mnie taka myśl: „A więc tak wygląda pożegnanie z wódą…” Kurwa naprawdę tak pomyślałem. I coś w tym musiało być skoro wódki zostało sporo i poszliśmy grzecznie spać. Standardowo bolał mnie żołądek. A umysł pijaka paradoksalnie powiedział: „Rychu olej tę flachę kładź się do łóżka”. W domu czekała Paulina. Czy zaświtało poczucie odpowiedzialności? Czy to zwykła sztuczka by po powrocie wyglądać jak nowy? Chyba jednak mi zależało. Przecież w niedzielę światełko do nieba. Zdarzyło mi się w życiu wystawić kilka dziewczyn do wiatru. Jaki miałby sens powielać schemat z kolejną dziewczyną? Dziewczyną, która była przy mnie podczas mojego pierwszego roku w kratkę w AA. Naszego pierwszego roku związku. Dziewczyną, która zdążyła poznać niezrozumiałe dla niej zależności, z których pomogła mi się wyplątać. Dziewczyną, dla której chciałem się zaangażować w poważny związek nie będąc do końca poważnym, chociaż bardzo dobrze odgrywałem rolę gentlemana kompletnego. Kiedy ją poznałem mój narkotykowy epizod dobiegał właśnie końca. Kiedy zaczęliśmy się spotykać moja karta sim ze spisem wszystkich kaskaderek wylądowała w kiblu. Po 3 miesiącach związku przyszedł czas na AA. Muszę przyznać, że trafiłem na bardzo rozsądną dziewczynę. Tylko taka mogła nic nie narzucając pomóc mi wykonać pierwszy ruch. Bez presji, pretensji. Z ukrytym żalem i smutkiem za te pare incydentów z 2009. Dla mnie to kilka incydentów dla niej zwyczajne przegięcie dupy. Myślę, że bardzo się bała. Zaangażowana na tyle, że była gotowa inwestować w ten związek kolejne miesiące. W dodatku zmierzając w nieznane. Tego 10 stycznia w niedzielę wymyśliłem sobie powrót ze Śląska przez Częstochowę. Każdy nowy dzień to kolejny genialny plan jak to się mówi.
Jeśli Częstochowa to Jasna Góra. Od rana padał śnieg. Wielkie zdające się być najcięższymi na świecie płatami. Po co jechałem na Jasną Górę? Nie wiem. Czy pamiętam siebie, który był tam 5 lat wcześniej? Pamiętam. Czy pamiętam swoje zachowanie. Oczywiście, że pamiętam. Czy podzielę się tym z Wami? Ni chuja. Czy odczuwam ciarki żenady. Trochę tak. Czy opowiem o tym kiedyś na grupie? Sam nie wiem. Śnieżyca tak nas załatwiła, że dojechałem do domu po Światełku do Nieba. Trzeźwy. Jeśli pierwszy trzeźwy dzień mojego życia zaczynam od pobytu w świętym miejscu to na czym skończę? Możliwe, że nie na Powązkach – pomyślałem parafrazując Ola i Frantza. Od tego czasu minęło równo 10 lat. 3650 dni. Ile to kwartałów? 40. Ile tygodni? 520. Od dawna rytm rocznic wyznaczają również styczniowe urodziny Lili. Wtedy rocznice obchodzi też mój człowiek Mieciu. I też będzie to 10 lat bez alko. I pomyśleć, że chciano nas spisać na straty. A może sami tego chcieliśmy? W najbliższą niedzielę jest Światełko do Nieba. Mam nadzieję, że obejrzę je w towarzystwie żony i dzieci. Należy się. A jeśli moja druga rodzina z Qvo Vadisu zechce wybrać się na koncert w ramach WOŚP w Suchym Lesie to serdecznie zapraszam. Zapraszam oczywiście wszystkich chętnych!
Moją 10 rocznicę drogi ku trzeźwości wyprawiam na grupie Qvo Vadis 21 stycznia. Pogody Ducha Kochani! Rychu AA”.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
News
6ix9ine wyprowadził do walki Youtubera. Kaczor komentuje: „Raper konfident”
Jake Paul zmierzył się z Anthonym Joshuą.
Jake Paul znów zrobił z walki show i internetowy spektakl. Na galę transmitowaną przez Netflixa wyszedł do ringu z Tekashim 6ix9ine u boku, mierząc się z Anthonym Joshuą – mistrzem olimpijskim i dwukrotnym mistrzem świata wagi ciężkiej.
Jake Paul doskonale wie, jak przyciągać uwagę. Kilka dni przed pojedynkiem zaprezentował absurdalnie drogi strój inspirowany Hulkiem Hoganem – wykonany ze skóry aligatora. Zawodnik oddał w ten sposób hołd legendzie wrestlingu, zmarłej w lipcu w wieku 71 lat. Na Instagramie napisał: – Przerobiłem 12-stopowego aligatora na mój strój na walkę, w hołdzie dla legendarnego Hulka Hogana – spoczywaj w pokoju, bracie.

Hulk Hogan został uczczony również muzycznie. Paul wyszedł przy kultowym „Real American” Ricka Derringera, ale po chwili klimat zmienił się diametralnie. Do ringu wprowadził go Tekashi 6ix9ine, a całość przerodziła się w rapowy performance, w którym Paul nawijał razem z kontrowersyjnym raperem.
Sportowo zestawienie było skrajne. 28-letni Paul przystępował do walki z bilansem 12-1 i siedmioma nokautami. Anthony Joshua to zupełnie inna liga doświadczenia: rekord 28-4, aż 25 zwycięstw przez KO, 198 cm wzrostu i na koncie wygrane z Władimirem Kliczką, Josephem Parkerem, Kubratem Pulewem, Dillianem Whyte’em czy Aleksandrem Powietkinem. Różnica klas była oczywista, ale w tym przypadku sport był tylko częścią widowiska. Wielu komentujących twierdzi, że wydarzenie rozczarowało, a Joshua specjalnie przeciągał walkę.
Całość skomentował też dosadnie poznański raper Kaczor.
– Mistrz olimpijski i dwukrotny zawodowy mistrz świata w ciężkiej boksuje z gwiazdą YouTube i nie tylko, którego to wyprowadza do ringu raper konfident, a ja to oglądam… Gdyby mi ktoś to przepowiedział 20 lat temu, pomyślałbym, że go grubo popi*rdoliło. Numer ‘Deszcz’ jest między innymi o poziomie dzisiejszej rozrywki i braku jakichkolwiek świętości także w sporcie – napisał.
Tekashi 6ix9ine walked out Jake Paul to the ring tonight for his fight on Netflix with Anthony Joshua📍 pic.twitter.com/NE3xb0ELn5
— SOUND | Victor Baez (@itsavibe) December 20, 2025
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
News
Meek Mill jest wkurzony, że ludzie mówią o jego tweetach, a nie o tym, że pomaga młodym wyrwać się z ulicy
„Pchają złą narrację”.
Meek Mill ma dość tego, że opinię publiczną interesują wyłącznie jego wpisy w mediach społecznościowych. Raper twierdzi, że ta narracja celowo pomija realne działania, jakie podejmuje poza internetem, w tym pomoc młodym ludziom w wyrwaniu się z ulicy.
Meek Mill odniósł się na platformie X do tego, jak jest postrzegany przez pryzmat social mediów. Jego zdaniem media i komentatorzy chętnie podchwytują narrację o „problemowym Meeku z Twittera”, ignorując to, co faktycznie robi w realnym życiu.
– Pchają taką złą narrację, a nigdy nie wspominają o prawdziwych rzeczach, które robię. Pomagam młodym chłopakom zmieniać ich życie.
Raper dodał, że przez kilkanaście lat obecności w branży nie potrzebował tanich trików ani internetowych prowokacji, żeby utrzymać swoją pozycję.
– Jestem na świeczniku od 15 lat, bez gimmicków, myślę, że całkiem nieźle radzę sobie w social mediach. Czasem zacytuję linijkę z kawałka i już jestem na każdej stronie z clickbaitem w tytule.
Meek Mill ma rację w jednym – jego obecność w social mediach od lat dostarcza skrajnych emocji, od kontrowersji po absurd i humor.
They pushing "Meek's bad social media rep" narrative …they never mention the change I make or real stuff I do … helping young men in music change the directions of their lives… I speak out of term on social media because it's not reality … it's separate from who I am
— MeekMill (@MeekMill) December 19, 2025
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
News
TikTok sprzedany – czy uniknie zamknięcia w USA?
Chińska platforma prawdopodobnie została uratowana.
Chiński właściciel TikToka dogadał się z Amerykanami, żeby zablokować groźbę bana w USA od 2026 roku. Kontrola właścicielska ma trafić w amerykańskie ręce, ale algorytm zostaje po stronie Chin.
ByteDance potwierdził porozumienie, na mocy którego większościową kontrolę nad TikTokiem w USA przejmą amerykańscy inwestorzy. Celem jest spełnienie warunków ustawy „sprzedaj albo zablokuj” i uniknięcie całkowitego wyłączenia aplikacji na rynku, z którego korzysta ponad 170 mln użytkowników.
Nowa spółka w USA ma być kontrolowana w 80,1 proc. przez inwestorów z USA i państw sojuszniczych, ale technologia decydująca o tym, co widzą użytkownicy, pozostanie własnością ByteDance i będzie jedynie licencjonowana.
W praktyce oznacza to, że infrastruktura i dane są pod amerykańskim nadzorem, ale algorytm pozostaje chińskim aktywem technologicznym.
Administracja Trumpa utrzymuje, że porozumienie spełnia wymogi ustawy. Część Republikanów otwarcie kwestionuje, czy licencjonowanie algorytmu zamiast jego sprzedaży realnie usuwa zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Young Buck odpalił otwarty diss w stronę Fat Joe i zarzuca mu konfabulacje. Chodzi o historię sprzed lat, w której Joe twierdzi, że jego ekipa pobiła rapera z Tennessee. Buck odpowiada wprost: żadnego pobicia nie było, a cała opowieść to bajka pod podcasty.
Young Buck zapowiedział numer w social mediach, a chwilę później wypuścił pełnoprawny diss nagrany na bicie “Went Legit” od G Herbo. W niespełna dwuminutowym kawałku celuje nie tylko w Fat Joe, ale też w Jadakissa. Buck drwi z tego, że weterani rapu zamienili się w duet podcastowy:
„Ci raperzy muszą przestać łączyć siły w podcastach i odstawiać te ich scenki”.
W dalszej części numeru Buck wprost zaprzecza wersji wydarzeń przedstawianej przez Joe. Według niego nikt nikogo nie tknął, a cała historia jest kompletnie zmyślona. Pada też złośliwa linijka, w której raper ironicznie zastanawia się, czy opowieść Joe to jego własne słowa, czy raczej efekt „Ozempicu” (lek na cukrzycę stosowany do szybkiego zbijania wagi).
Cała sprawa zaczęła się od wypowiedzi Joe na podcaście “Joe and Jada”, gdzie raper z Bronksu po raz pierwszy publicznie opowiedział historię rzekomego zajścia sprzed lat. Joe twierdził, że doszło do niego w Chicago, po jednym z festiwali, w czasie gdy konflikt między Terror Squad a ekipą G-Unit był w szczytowej fazie. Według jego relacji Buck miał próbować go „ustawić”, Joe rzucił w jego stronę butelką z wodą i wyzwał go na konfrontację, po czym – jak stwierdził – jego ludzie mieli spuścić Buckowi lanie. – Nigdy wcześniej nikomu tej historii nie opowiadałem – mówił Joe w podcaście.
Diss na bicie G Herbo jest jasnym sygnałem, że Buck nie traktuje tej historii jak żartu, tylko jak bezczelne przeinaczanie faktów i próbę budowania sensacji po latach.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Bandura i Mario ze SP. ZOO założyli wspólny kanał z kontentem jedzeniowym. W najnowszym odcinku pojawił się Kizo.
Na kanale „Na Hapsa” Bandura i Mario testują jarmark bożonarodzeniowy w Gdańsku, więc naturalnie gościnnie pojawił się Kizo ze swoją ekipą MTS. Raperzy testują typowe dla tego typu miejsc przekąski: kiełbasy, pierogi czy oscypki.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
-
News3 dni temuWaldemar Kasta dołączył do rosyjskiej federacji
-
News3 dni temuFu był w rozsypce po śmierci Pona. Wiemy, skąd przyszło wsparcie
-
News2 dni temuRumunia: Wiz Khalifa skazany na więzienie
-
News2 dni temuTaco Hemingway „Latarnie wszędzie dawno zgasły”- nowa pyta promowana na Narodowym
-
News3 dni temuWaldemar Kasta zrezygnował z gali w Moskwie. „Przerwałem udział w wydarzeniu na żywo”
-
News4 dni temuSprzedał katalog za miliard dolarów, nie sprzedając go. The Weeknd ustawił nowy standard dla artystów
-
News2 dni temuFagata u Maty na Torwarze. „Jest najlepszą raperką w Polsce”
-
News2 dni temuNatsu twierdzi, że Avi chciał ją poderwać. Fani piszą do rapera