Sprawdź nas też tutaj

Felieton

ROZKMINA: Dr. Dre wraca z długiej podróży, a Drake wygrywa „przegrany” beef z Meek Mill’em

Opublikowany

 

alt

Hold on. Ile razy to już przechodziliśmy? „Detox” był w swojej historii przekładany częściej niż jakikolwiek inny album. Były już obietnice i kilkakrotne ich odwołania, wreszcie w 2011 zrobiło się poważnie i była okładka XXL’a z hasłem „Tak, Detox nadchodzi”. Do tego były nawet dwa single, które banglały w klubach i kręciły wybitne liczby odtworzeń i sprzedaży. I co powiedział następnie dziadek z Compton? „Muszę odpocząć od muzyki, teraz nic nie wyjdzie, znikam, ogólnie to się odp%$@*lcie”.

I tyle w temacie jeśli chodzi o „Detox”. Wszyscy zrozumieli, że trzecia płyta Dr. Dre to fikcja i jego perfekcjonizm zapewne nigdy nie pozwoli mu wydać kolejnego albumu. W międzyczasie West Coast doczekał się nowej legendy – Kendricka Lamara, a także fali raperów dobrych technicznie, których kawałki bujały kluby od Los Angeles przez Warszawę po Tokio (Tyga, Kid Ink, Schoolboy Q). West Coast odżył, a młody Andrzej (Dr Dre = Andre Young, przyp. red.) zniknął. W międzyczasie rozkręcił swój biznes słuchawkowy na tyle, że Apple wykupiło brand, a doktorek uderzył w ostry melanż, jak na pierwszego „miliardera”  w rapgrze przystało (tu różne źródła mówią o ogólnej kwocie operacji i przychodzie Dr. Dre z tego tytułu, niemniej obecne liczby nie przedstawiają go jako miliardera. Jakkolwiek by nie było, hajsu ma w C&$j). Do czasu aż…

 

Do czasu aż pojawiła się koncepcja wydania filmu pod tym samym tytułem co pierwszy album NWA, czyli „Straight Outta Compton”. Pojawił się pomysł, truski odżyły na forach, a gimby zaczęły wpisywać w google bliżej im nieznany trzyliterowy skrót, dowiadując się, że rap istniał także przed ASAP’em Rocky i Kendrick’iem. Wraz z pomysłem Doktorowi przypomniało się, że kiedyś był raperem. Czarnym, zbuntowanym i bezkompromisowym. Kimś kto jest legendą dzięki temu, co wtedy się stało, a nie dzięki temu, że wspomniani wyżej wielbiciele sukienek i rurek bujają się w jego słuchawkach z fajnym logo. I z tego co mówi, po prostu wszedł do studia i zaczął nagrywać.

 

Jak to się przełożyło na rzeczywistość? A no tak, że „Detox”, który powstawał milion lat koniec końców nie wyjdzie, za to wyjdzie nagrany w kilka miesięcy „Compton: The Soundtrack”. Nie jest ważne to, czy to ten sam album pod inną nazwą. Ważne jest to, że Dr. Dre wydaje pierwszą od 16 lat płytę, to jest już nieuniknione. 7 Sierpnia, Panie i Panowie, czyli już jutro. Preorder w Stanach już ruszył. Goście? Snoop, Eminem, Kendrick, Xzibit etc. Crème de la crème. Producencko nie ma co się obawiać, w końcu to płyta gościa, który wyprodukował „In Da Club”, „Nuthin’ But A G Thang”  czy „California Love”. Do tego na produkcji  dołączył się także DJ Premier. No klasyk to mało powiedziane. A słuchacze Rich Homie Quan’a (w tym ja) będą mogli odetchnąć trochę od cykaczy i auto-tune’a, słuchając czegoś naprawdę konkretnego.

 

Osobiście mógłbym robić za marketingowego Nostradamusa. Dwa dni przed oficjalną informacją o wyjściu tej płyty powiedziałem, że gdybym był teraz Dr’em Dre, wydałbym „Surprise-Release”, bo w kolejną zapowiadaną premierę nikt już nie uwierzy. I proszę, co robi Dr Dre? Wydaje album-niespodziankę. 1 na billboardzie pewna. „Album roku” zdobyty za sam fakt jego wyjścia, to czy muzycznie się obroni to inna kwestia, ale o tym już niebawem w recenzji.

 

Zadanie pytania „kto czeka?” mija się z celem. Każdy kto choć trochę ogarnia wielkość zaistniałej sytuacji zamknie japę, przestanie stukać w klawiaturę i sprawdzi płytę. Zwłaszcza, że to ostatnia w jego karierze. A drugiego Dr. Dre nie będzie.

 

Meek Mill przegrywa „wygrany” beef z Drake’iem.

Nienawidzę gdy zadaje się mi pytanie „Jak mogłeś?!/No ale jak tak można?!”. Jest to jedno z tych pytań, które do niczego nie prowadzą i są zadawane w afekcie/akcie desperacji, ukazując chęć skupienia się na problemie, a nie na jego rozwiązaniu. Jeśli coś się stało, to jak widać k***a można, i teraz trzeba działać a nie płakać. W tym przypadku jednak sam sobie zadaje pytanie. „Jak, do k***y nędzy, można tak sromotnie przegrać wygraną sprawę?”. Oto co się wydarzyło w „beef’ie” między Meek Mill’em a Drake’iem i dlaczego ten pierwszy miał wszelkie argumenty by go wygrać.

 

Oto jaka była sytuacja przed beef’em. Meek Mill miał świeżo wydany album, który był na ustach wszystkich w Stanach. Bardzo wysoka sprzedaż, single w airplay’u, propsy od środowiska. Swoje umiejętności po raz kolejny potwierdził we freestyle’u w „Sway In The Morning”, który jest 10-minutowym majstersztykiem, nie pierwszym w jego karierze. Nicki Minaj chodzi wpatrzona w niego jak w obrazek. Gość generalnie ma wszystko.

 

Z drugiej strony Drake. Od albumu minęło już trochę czasu, pojawiły się kontrowersje odnośnie kradzieży numerów (m.in. 6 God), które miały pierwotnie należeć do Jace’a z Two-9. No i Nicki. Wszyscy wiedzą, że ślinił się do niej całą swoją karierę, a ona najwyraźniej kręciła go wokół palca i traktowała z przymrużeniem oka (zainteresowanych odsyłam do tekstu kawałka „Only” z ostatniej płyty Nicki). Gość jest supergwiazdą, ale nie ma tego co ma Meek – autentyczności i Nicki.

alt

Ci dwaj panowie wdali się w najbardziej medialny konflikt w rapie w 2015 so far. Ze swoim street credit’em i umiejętnościami Meek musiał to wygrać. Jak to się stało, że mimo to przegrywa/już przegrał?

Zaczęło się od Twittera, jak zwykle. Meek zamieścił info o rzekomym używaniu przez Drake’a ghostwriter’ów. Stwierdził też, że na ich wspólny kawałek z jego ostatniej płyty, „R.I.C.O.”  Drizzy również nawinął zwrotkę, której nie pisał. Do tego dołącza się Funkmaster Flex, potwierdzając słowa Meek’a i dorzucając swoje trzy grosze. Płaczek stwierdził, że miarka się przebrała i odpowiedział, nagrywając „Charged Up”. Zaczepił Meek’a kilkakrotnie o czym już wielokrotnie pisaliśmy. Numer był spokojny, ale stanowczo pokazał, że Drake nie ma zamiaru tak po prostu tego puszczać. Wszyscy fani oczekiwali odpowiedzi Meek’a. Odpowiedzi w formie kawałka, rzecz jasna. Co dostali? Klip do „All Eyes On You”. Serio? Nie da się chyba bardziej pokazać powodów, dla których Meek wywołał całą tę gównoburzę. Sprzedaż musi się trzymać na dobrym poziomie, hajs się musi zgadzać. A beef to wszystko nakręca.

 

Ok. to fani byli jeszcze w stanie wybaczyć, ale już przy tej akcji Meek stracił sporo punktów. A jak wpędził się bagno? Odpowiedzią, która przyszła po kilku dniach. W jakiej formie? 15 sekundowego skitu, w którym ktoś drze się w niebogłosy. I tyle. SERIO? Gość może nagrać numer naprędce, może na freestyle’u pojechać i go zje w dwie minuty, może wziąć Nicki  na feat, by jeszcze bardziej mu dograć, bo nie sądzę by za nim nie poszła. A robi co? Wydaje skit z darciem ryja?! NO ALE JAK TAK MOŻNA?!!!!

 

Po tym fani nie wytrzymali i zaczęli masowo przechodzić na stronę Drake’a. Ten dorzucił jeszcze drugi mocny diss „Back To Back” i Meek był na łopatkach. Tak oto bananowy raper zjadł ulicznika z topu Billboardu. Meek próbował się odgryźć w numerze „Wanna Know”, gdzie zaprosił na feat rzekomego ghostwritera Drake’a, Quentina Millera. Numer jest czerstwy jak chleb po trzech dniach na słońcu, a słuchacze nie pozostawiają suchej nitki na Meek’u w komentarzach. Numer nie broni się nawet mimo produkcji od Swizz Beatz’a i Jahlil Beats’a.

 

Meek jest w czarnej d…ie, i to dosłownie (#GraSłów) i musi jakoś z tego wyjść. /Edit: dalsza część beefu: Drake szydzi z Meek Milla, ten mu odpowiada


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

 

Felieton

Dwa Sławy – czy dobrze już było? – felieton

Zabawa formą vs wielowymiarowe metafory.

Opublikowany

 

dwa sławy

Od premiery najnowszej płyty Dwóch Sławów minęły już dwa miesiące. Zdążyłam się z nią solidnie osłuchać i dowiedzieć, co dobrze by było opisać. Opinie o projekcie – wprost mówiąc – nie są najlepsze, co duet wziął już na klatę. Moje zdanie jest jednak nieco inne więc zapraszam na łyżkę miodu w beczce dziegciu.

Kryzys wieku średniego?

Zacznę prosto z mostu – uwielbiam ten duet. Na ich wielowymiarowe metafory trzeba kupić drukarkę 3D. Zabawa słowem, luz i humor to cechy, które niewątpliwie muszę im przypisać i wcale nie muszą nikogo do tego przekonywać. Ale, co w sytuacji, gdy masz za sobą dziesięć lat punchline’ów, wszechobecnej beki i hashtagów, a fani czekają? Jasne, możesz zrobić kolejny taki sam album, który i tak nie ma podjazdu do debiutu. Stąd najnowszy projekt Astka i Rada jest totalnie zrozumiały – dajmy im działać i się rozwijać. Kryzys wieku średniego i te sprawy.

Zabawa formą

A tak serio – spodziewaliście się kiedyś, że łódzki duet mógłby zagrać swoje numery na imprezie Świętego Bassu albo zrobi manifest polityczny, który będziecie podśpiewywać pod prysznicem? Chcecie starych Sławów – włączcie „Ludzi Sztosów”, proste. I oczywiście – jak większość z Was – analizowałam ten album na Genusie, łapiąc się za głowę po wytłumaczeniu kolejnego wersu. Jednak… to było dekadę temu. Nikogo zatem nie powinno dziwić, że przyszedł u panów czas na zabawę formą, poniekąd wyniesioną z projektu club2020.

Najwyżej będzie stójka lub parter

Czy „Dobrze by było” jest krążkiem bez treści? Złośliwi powiedzieliby, że tak. Ale obiektywnie patrząc – numery „Myślałem, że będzie gorzej” czy wcześniej wspomniany bez nazwy „To nie jest kraj dla kabrioletów”, mają to, co tygryski lubią najbardziej. Jest więcej śpiewów, autotune’ów i wtyczek niż kiedykolwiek. I dobrze by było trochę odpuścić, wychillować i zaakceptować ten wytwór, spięty słuchaczu. A, że krążek buja i na żywo miałam okazję sama się przekonać na trasie – a jakże! – „Dobrze by było Tour”. Już 4 kwietnia w ich mothership (czytaj w Łodzi) zagrają finałowy koncert więc jeśli w domowym zaciszu denerwują Cię te chłopy, daj im szansę. Najwyżej będzie stójka lub parter.

Czytaj dalej

Felieton

Drugi koncert Quebonafide na Narodowym. Czy to jawne oszustwo? – felieton

Na pewno zachowanie nie po koleżeńsku.

Opublikowany

 

quebonafide

Organizacja pożegnalnego koncertu Quebonafide przypomina zabawę w kotka i myszkę. Na pewno jest brakiem poszanowania dla słuchaczy, którzy kupili bilet i właśnie się dowiedzieli, że ostatni koncert rapera będzie miał kilka dat.

Wyobraźmy sobie sytuację, że kupujemy limitowaną płytę artysty za 200 zł, który deklaruje, że nakład tysiąca sztuk nie będzie nigdy wznawiany. Tymczasem zamiast cieszyć się z „białego kruka” w domu dowiadujemy się jeszcze w dniu zakupu, że z powodu dużego zainteresowania płytą postanowiono dotłoczyć drugi tysiąc egzemplarzy. Podobne do tej sytuacje już się zdarzały, ale płyty były dotłaczane po kilku latach. Tym niemniej, mamy tu do czynienia ze złamaniem umowy między artystą a słuchaczem, czyli ze zwykłym oszustwem.

Pierwszy, drugi… i trzeci – „ostatni koncert” Quebonafide

Podobnie jest z koncertem Quebonafide. W przeciągu bardzo krótkiego czasu, słuchacze mogą czuć się oszukani i to aż dwukrotnie. Za pierwszym razem, kiedy „Ostatni koncert Quebonafide” miał się odbyć online. Po kilku tygodniach, kiedy wykupiono bilety na wydarzenie, dowiedzieliśmy się, że wcale nie będzie to ostatni koncert, bo ostatni odbędzie się dzień później na PGE Narodowym. Kombinacje alpejskie, przesuwanie startu sprzedaży zakupu biletu to temat na zupełnie oddzielny wątek, ale to co się dzisiaj wydarzyło i jak zostały potraktowane osoby, które kupiły bilety na wydarzenie online powinno skończyć się co najmniej bojkotem ze strony odbiorców.

To jednak nie koniec kpin ze słuchaczy.

Pierwszy, drugi i trzeci – „ostatni koncert” Quebonafide

Oszustwo na drugi koncert?

W czwartek, w zaledwie parę godzin bilety na ostatni koncert Quebonafide na Narodowym zostały wyprzedane. Jeżeli ktoś miał szczęście, to po kilku godzinach walki z systemem bileterii i zacinającej się stronie kupił bilety. To nic, że będzie siedział gdzieś za przysłowiowym filarem, w ósmym rzędzie z daleka od sceny. Miał świadomość i satysfakcję, że warto było się pomęczyć, bo miało to być jedyne takie wydarzenie – unikalne, tak przynajmniej go zapewniano. Więc zamiast wcisnąć „Esc” postanowił wziąć nawet to najsłabsze miejsce, bo będzie częścią historii. Nic bardziej mylnego.

Po kilku godzinach ogłoszono, że „ostatni koncert” Quebonafide będzie miał jeszcze jedną datę. Dzień wcześniej raper zagra jeszcze jeden koncert. Dzień wcześniej! Przecież to brzmi jak absurd. Tuż po zakupie biletu, zmieniane są zasady gry i umowy między raperem a słuchaczem. Wygląda to jak celowe działanie i wprowadzenie kupującego bilety w błąd. Który koncert więc będzie tym ostatnim. Ten 27 czy 28 czerwca?

Quebonafide z ostatniego koncertu robi sobie trasę koncertową, choć przy zakupie biletu z nikim się na to nie umawiał. Ba, sugerował unikalne i jedyne tego typu wydarzenie. Tymczasem osoby, które walczyły dzisiaj o bilety będą musiały pocieszyć się zmęczonym artystą po występie dzień wcześniej i zleakowanym koncertem na TikToku.

Opinie słuchaczy
Opinie słuchaczy
Opinie słuchaczy

Czytaj dalej

Felieton

Zaginiona córka Magika. Kamka z „Rap Generation” to przyszłość sceny? – felieton

Uczestniczka programu zdobyła uznanie jurorów i widzów.

Opublikowany

 

kamka

Za nami dwa pierwsze odcinki programu „Rap Generation”, po którym sporo emocji budzi Kamka – skromna raperka z klasycznym sznytem.

Kamka „zaginiona córka Magika”

Kamka wykonała w programie utwór „To nie GTA”. Spodobał się on Pezetowi, Malikowi i Leosi. Pierwsze recenzje występu Kamki wśród widzów są bardzo, ale to bardzo pozytywne – mówi się już wprost o nowej świeżości na scenie. Nie tylko komentatorzy hip-hopowi są pełni optymizmu, ale także słuchacze. Pod nagraniami z Kamką pojawiają się prawie same propsy:

  • Lepszego flow nie słyszałem w polskim rapie od lat.
  • Vibe jak Paktofonika.
  • Zaginiona córka Magika.
  • Malik jest w szoku, że można tak rymować.
  • Leosia w końcu usłyszała prawdziwy damski rap.
  • Rzadko mam ciary od muzy, dzięki młoda za emocje.

Czy Kamka to przyszłość sceny?

Pojawienie się newschoolu i nowej fali raperów zrewolucjonizowało scenę, ale nie spowodowało, że weterani tworzący klasyczny odłam zaczęli zdychać z głodu. Po kilku latach tryumfu młodej fali, dinozaury sceny zaczynają brać coraz głębszy oddech. Młodzi wracają do oldschoolu, co widać chociażby po ilości koncertów starych wyjadaczy. To też bardzo dobra wiadomość dla Kamki, która dała się poznać z klasycznej strony.

Najpopularniejsze raperki w kraju to twórcy newschoolowi, balansujący na granicy rapu i popu. Kamka jest ich przeciwieństwem i z automatu zdobyła przychylność sporej części odbiorców, którzy – powiedzmy sobie szczerze – nie przepadają za rapem Bambi, Young Leosię czy Oliwki Brazil. Dobrze poprowadzona Kamka może stać się jedną z głównych sił na polskiej scenie rapowej. To idealny czas na kobiecy trueschool – słuchacze o to zabiegają jak nigdy dotąd, rzygając cukierkowością i zbyt przesadną wulgarnością.

Kim jest Kamka

Kamka, czyli Kamila Podziewska to 20-latka pochodząca z Suwałk, która obecnie mieszka w Warszawie. Swoje numery publikuje od 1.5 roku, chociaż pierwsze teksty zaczęła pisać już w szkole podstawowej. W ostatnim czasie publikuje coraz więcej muzyki i nie boi się eksperymentować z różnymi gatunkami. Raperka może liczyć na wsparcie mamy, siostry, ojczyma i babci. Z tatą nie utrzymuje kontaktu.

Łączy rap z wojskiem

Kamila od lat interesuje się wojskowością. To studentka Akademii Sztuk Wojennych. Przez ostatnie dwa lata służy w Wojskach Obrony Terytorialnej: wyjeżdża na granice, poligony i ćwiczenia.

Czytaj dalej

Felieton

Sentino spadł Truemanowi jak z nieba. Uwiarygadnia scamy – felieton

„Udawany milioner, największy pozer i scamer”.

Opublikowany

 

trueman sentino
fot. kadr z wideo yt/TrueMan

Trueman został menagerem Sentino, pomógł wydać mu książkę, wypuścili razem płytę i przy jego medialności promuje swoje biznesy. Co najważniejsze – Sentino uwiarygadnia je, a ten może docierać do nowej grupy docelowej, którą łatwo scamować.

Trueman to postać pozująca na milionera, która uchodzi za płynnie poruszającego się po biznesach internetowych i kryptowalutowych. Za każdą z jego działalności ciągnie się jednak potężny smród, a na największych forach o zarabianiu w sieci jest określany przez użytkowników jako scamer, czyli oszust.

Sprzedawca ebooków

Początkowo internetowa działalność Truemana opierała się na tworzeniu filmów na temat innych twórców. Szybko jednak przeszedł do sprzedaży własnych ebooków. W 2020 roku ukazał się „Milioner 2021”. W ebooku obiecywał jak zarabiać setki złotych dziennie na afiliacji kont bankowych. Osoby, które dały się namówić na zakup magicznej wiedzy Truemana, twierdzą, że poradniki finansowego influencera to same ogólniki i oczywistości. Wszystko, co znajduje się w jego książkach, znajdziemy na pierwszym lepszym kanale o finansach.

I tak np. promowany przez niego projekt kryptowalutowy ScanDeFi okazał się być pump and dumpem, czyli oszustwem finansowym, który polega na sztucznym podbijaniu cen aktywów (w przypadku Truemana, cenę podbijały jego kontakty z influencerami), żeby potem na górce szybko je sprzedać, zostawiając innych inwestorów z bezwartościowymi udziałami. Na kryptowalucie zarobił oczywiście tylko Trueman, a straciły osoby, które mu uwierzyły, że zarobią. Z przekazów medialnych wiemy, że wzbogacił się na tym o ok. 180 tys. zł.

Punktem zwrotnym w jego karierze było podjęcie współpracy z Amadeuszem Ferrarim, który był idealnym uwiarygodnieniem działalności Truemana w sieci. Dzięki niemu mógł docierać do nowej grupy odbiorców i pomnażać na niej swój majątek. Jak sam mówił, w wieku 20 lat miał na koncie podobno 4 mln zł. Prowadził też rzekomo 12 firm. Jego nazwiska próżno jednak było szukać w KRS czy CEIDG, a jedyną działalność jaką miał, była ta otworzona w 2022 roku.

Trueman o sobie

„Oscamował tyle ludzi. Łapią się na to dzieciaki”

Wśród społeczności skupionej wokół zarabiania w Internecie Trueman jest spalony, mając opinię scamera, z którym nie warto wchodzić w żadną współpracę.

„Ten gość opiera się tylko na farmazonach. Łapią się na to dzieciaki, które myślą, że jak kupią ebooka to będą robić kasę jak ich idole z Internetu. Tu nie ma żadnej wartości.”

„Gościu przecież tyle ludzi oscamował, czy to na fake krypto, bukmacherka czy kij wie co jeszcze. Tak jak wszystko inne, zapewne jego aktualna działalność opiera się na wyłudzeniu jak największej kasy i rozpoczęcie kolejnego „biznesu”.”

Opinie o Truemanie na make-cash.pl

Sentino – uwiarygadniacz

Co więc można zrobić w sytuacji, kiedy branża nie chce mieć z tobą nic wspólnego? Poszukać odbiorców w innej, robiąc biznes na tych, którzy cię jeszcze nie znają i próbować założyć własną społeczność. Pomóc w tym może ten, który ma już wierną grupę fanów, czyli w tym przypadku Sentino.

Obecnie Trueman działa jako menager Sentino. Pomógł wydać mu książkę, razem również wydali płytę „BNP”. Współpraca z raperem otworzyła mu nowe możliwości i dotarcie do całkiem innej grupy odbiorców i to liczonej w setkach tysięcy. Bazując na stałej grupie słuchaczy Sentino i jego muzyki, Trueman chce spieniężyć swoją współpracę z raperem kolejnym biznesem – BNP.Global. To społeczność, która ma zrzeszać „scammerów, finesserów oraz hustlerów”.

Nowy biznes Truemana i Sentino

Sentino wydaje się być do tego idealną postacią, która od lat polaryzuje środowisko rapowe, ale ma też zaufane grono fanów. Panowie zaczęli właśnie promować nowy biznes, oczywiście pokazując jak bardzo są zarobieni, bo nic nie działa tak na wyobraźnię, jak kupno bransoletki za 20 tys. zł czy okularów za 5 tys. zł

Oferta BNP Global to zero konkretów i same ogólniki. Osoba, która zarabia na jakimś biznesie nie ujawnia swoich metod zarobków, chyba, że metodą na zarabianie jest sprzedawanie takich właśnie ebooków.

– Idziemy jeszcze po najdroższą torbę, która jest w Louis Vuitton dostępna, która jest w cenie samochodu polskiego rapera – mówi Sentino w pierwszym vlogu reklamowym, którego zadaniem jest napędzić jak największą ilość osób do zakupu dostępu do nowej platformy Truemana.

Niestety, po komentarzach widać, że współpraca Treumana z Sentino jest strzałem w dziesiątkę. Tylko nieliczni dopatrują się w ich biznesie czegoś niepokojącego. Dodatkowo jakiś czas temu pojawiła się informacja o pogodzeniu się Sentino z Malikiem i ich spotkaniu w Paryżu, do czego miał doprowadzić sam Trueman. Czy szef GM2L będzie kolejną osobą, która ma uwiarygadniać szemrane biznesy, czas pokaże.

Odbiorcami Truemana są teraz najwierniejsi fani Sebastiana

Czytaj dalej

Felieton

Lacazette ratuje niemiecki rap – felieton

Młodego rapera propsują m.in. Capital Bra, Celo, Abdi, Loredana i Kolja Goldstein.

Opublikowany

 

Przez

lacazette

Niemiecki rap od pewnego czasu nie ma zbyt wiele do zaoferowania i to samo zdanie podziela raperka Loredana. Ciężko robi się na sercu słuchaczy, nie ma co ściemniać, że niemiecka scena była po francuskiej jedną z najmocniejszych w Europie, a tu ledwie kilku artystów nadaje się do konsumpcji. Obecnie albumy wpadają w jedno ucho i tak samo szybko wylatują drugim. Treści oraz teksty nie trenują mózgu, nie bawią, ani nie intrygują. Jadąc w Sbahnie grzebiesz coś na telefonie i nawet nie wiesz, czego słuchasz. Do czasu aż pojawił się Lacazette, który zmusza odbiorcę do poświęcenia mu inkluzywnej uwagi.

„LID” – album roku 2024

Nazywa siebie samego ratunkiem niemieckiego rapu i raczej nie będzie musiał składać od tego apelacji. Nikt nie zarzuci mu niekompetencji albo ghostwritingu. Jego album “LID” bardzo szybko po premierze usytuował się na 5 miejscu top albumów. Muzyk nie był żadną wielką figurą undergroundu. Zrobiło się o nim bardziej głośno, kiedy kawałek “H&K” puszczał w samochodzie Capital Bra, co w pewnym stopniu pomogło newcomerowi na uzyskanie pierwszego rozgłosu. Typ pojawił się tak naprawdę znikąd i nie wiemy o nim zbyt dużo. Od początku wspierają go Gringo i Kalazh44, którzy propsują ciężką pracę chłopaka związanego z Labelem Baklava Music. Celo i Abdi w jednym z wywiadów również przychylnie odnieśli się do berlińczyka. Ten duet obok Haftiego, to ojcowie Straßenrap w Niemczech.

Okładka albumu „LID”

Milion euro zysku

Pochodzący ze Steglitz- Zehlendorf raper nie postawił na typową ścieżkę kariery. Zazwyczaj jako newbie robisz drop dwóch kawałków i czekasz po dobrze przyjętej premierze na deal z Universal albo Sony. Lacazette natomiast, nagrał aż 13 klipów w bardzo podobnej, ulicznej, zimnej stylistyce mrocznego Berlina, które na YouTube przyniosły mu ok. 1 miliona euro zysku. Estetyka dość już znana, ale przedstawiona w innej, ciekawej perspektywie, owiana tajemnicą i zawadiackim spojrzeniem muzyka.

Inteligentny uliczny rap

Lucky sprawił, że niemiecki rap dostarcza słuchaczowi i szerokiej grupie wiekowej odbiorców, dużej przyjemności. Streetrap doczekał się w końcu chwytliwych i inteligentnych wersów, przeplatanych ironicznym humorem. Grek lubi czasem znikąd wypuścić zaskakujący, humorystyczny punchline jak: “Dostawca jest Niemcem, ale biega jak Hakimi” (“Läufer ist Deutscher doch rennt wie Hakimi”) czy “Przyjdę do Twojego akwarium Cię wyłowić” (“Ich komm’ in dein Aquarium, dich rausfischen”), “Bycie mądrym jest niebezpieczne, niebezpieczne nie jest mądre” ( “Schlau sein ist gefährlich, gefährlich ist nicht schlau”).

Trafnych fraz posiada on tak wiele, że musiałabym zrobić dla was jakąś best of listę. Dykcja Lacazette jest wybitnie on point, dlatego myślę, że ze spokojem zrozumiecie jego teksty, nawet jeśli Wasz niemiecki nie jest na wygórowanym poziomie.

Lacazette

Wyróżnia się na monotonnej scenie niemieckiego rapu

Wallah! Na albumie nie znajdziecie autotune, za to solidne beaty w klasycznej stylistyce, uwaga to nie jest codeinowy rap, afrobeat albo hiphopop. Fabuła traktuje o dealowaniu i używkach, zarabianiu hajsu, refleksjach oraz demonach. Mimo to raper ugryzł ten temat w inny, swój sposób, bez monotonnych adlibów o double cup czy fat ass. Lucky postawił na dobrze napisane teksty, przekaz i porządny warsztat, co słychać przez to jak buduje zdania czy zgrabnie łączy rymy. W kunsztowny sposób akcentuje słowa, wyróżniając go tym pośród monotonnej sceny niemieckiego rapu. Po pierwszym odsłuchu jego twórczości byłam pewna, że to jakiś streetowo doświadczony, grubo po 30-tce typ. Bity są bardzo klasyczne jak na obecne czasy i trendy. Obecnie wielu niemieckich artystów, takich jak Loredana wrzucają na Instagram jego utwory. Respekt oddał mu także sam wielki Kolja Goldstein, który koleguje się z managerem Lacazette.

Lacazette

210 mln streamów

Zawadiacki i charyzmatyczny raper, który nazywa swoich słuchaczy Matrosen ma w sobie pewną aurę, która spodobała się szerszemu gronu odbiorców, dając mu 210 milionów streamów albumu na Spotify. Przywraca to wiarę w to, że ludzie są głodni dobrej muzyki, a album Luckiego leci non stop on repeat!

Beaty wyprodukowali min: jroc, 808swerve, Sam4prod, yung.rox, jaydon6jam, goldfinger030, murdsdrum, maccrazy1.

Lacazette „LID” – odsłuch albumu

Czytaj dalej

Popularne

Copyright © Łukasz Kazek dla GlamRap.pl 2011-2025.
(Ta strona może używać Cookies, przeglądanie jej to zgoda na ich używanie.)

error: