Felieton
ROZKMINA: Może gdyby żyli dzisiaj… (cz.2)

Przeczytaj też część 1.
Jedną z najciekawszych postaci dla literatury, mogących potencjalnie wnieść w świat muzyki rap coś zgoła innego niż większość sceny, byłby Markiz de Sade, Francuski pisarz żyjący w latach 1740-1814. De Sade był libertynem – wyznawcą filozofii życiowej, według której wolność człowieka do zaspokajania własnych, najdzikszych nawet potrzeb stała wysoko ponad prawem oraz moralnością. Pisarz uważał, że dopiero podążanie za swoimi pragnieniami wiedzie do życia w zgodzie z naturą, a tłumienie ich stanowi jej wypaczenie. ”Nie ma powodu, by uważać, że fantazje łoża są bardziej dziwaczne od kulinarnych” – napisał. Markiz de Sade na wskutek życia w zgodzie z wyznawanymi przez siebie poglądami spędził połowę życia w zakładach karnych i dla obłąkanych, oraz dwukrotnie był skazany na karę śmierci, której ledwie udało mu się uniknąć. Udział w licznych orgiach seksualnych stał się dla niego inspiracją do napisania kilku skrajnie pornograficznych powieści, za sprawą których stał się jednym z najpoczytniejszych francuskich autorów w latach 1795-1800; po tym czasie społeczeństwo chcąc zatrzeć wszelkie ślady jego istnienia oraz inspiracji do wiedzenia zbrodniczego trybu życia jakie po sobie pozostawił w formie książek – niszczyło je. Kwintesencją konsekwencji poglądów filozoficznych pisarza stanowi dzieło zatytułowane ”120 Dni Sodomy, Czyli Szkoła Libertynizmu”. Akcja powieści rozgrywa się w umiejscowionym z dala od skupiska ludzi zamku Silling. Czwórka zamożnych libertynów wraz z 42 wybranymi przez siebie wcześniej towarzyszami i towarzyszkami, przez 4 miesiące pogrąża się w odbywaniu wyuzdanych orgii. W zamku obecne sa także cztery prostytutki, z których każda ma obowiązek podzielenia się z libertynami w ciągu miesiąca 150 opowiastkami ze swego fachu. Kiedy któraś z historii wznieca w mężczyznach płomień pożądania – realizują ją oni. Powieść przepełniona jest całą masą makabrycznych, gorszących maksymalnie opisów tortur, podczas których część z uczestników bachanalii umiera w męczarniach. W jednym momencie Sade relacjonuje: ”[Mężczyzna] pierdoli chłopca w dupę hostią, każe się pierdolić w dupę hostią. Na karku chłopca, którego rżnie, znajduje się inna hostia, na którą sra trzeci chłopiec. I tak to trwa, aż on się spuści, wypowiadając straszliwe bluźnierstwa.”. W innym miejscu: ”On prostytuuje swą żonę, córkę i siostrę, chcąc, by zostały wypierdolone w dupę, i ogląda, jak to się odbywa.”. Jeszcze dalej: ”Lubił pierdolić bardzo młode dziewczęta w usta i w dupę. Doskonali to, żywcem wyrywając serce dziewczynie; robi w nim otwór, pierdoli, wkłada serce z powrotem wraz ze swą spermą w środku”. Książka zawiera równie potworne opisy niemalże wszystkich najbardziej perwersyjnych zboczeń – pedofilii, nekrosadyzmu, sadyzmu, masochizmu, nekrofilii, zoofilii, koprofilii (jedzenia odchodów), itd. Sade pisał dzieło przebywając w Bastylii; ukończył je w formie jaka przeszła do historii w listopadzie 1785 roku. Co ciekawe, zostało mu ono odebrane przez jednego z ludzi którzy splądrowali więzienie w lipcu 1789 roku, i pisarz do końca życia przekonany był o tym, że zostało zniszczone. ”120 Dni Sodomy, Czyli Szkoła Libertynizmu” przetrwało jednak, przekazywane z rąk do rąk aż do 1900 roku, kiedy to jego ówczesny posiadacz, seksuolog Iwan Bloch, udostępnił je do przebadania swoim kolegom po fachu. Do dnia dzisiejszego ”120 Dni Sodomy…” nie doczekało się fizycznego wydania bez jakichkolwiek ingerencji cenzury, i pozostaje najbardziej bluźnierczym książkowym dziełem w historii.
Pierwszą z napisanych książek, które de Sade spłodził żeby jak sam mawiał ”odzyskać swoją ideę” po domniemanej stracie ”120 Dni Sodomy…”’, była ”Justyna, Czyli Nieszczęścia Cnoty”. Bohaterka powieści była młoda, cnotliwa dziewczyna imieniem Justyna, która po śmierci swego ojca błąka się po świecie pełnym ludzi pozbawionych zahamowań, padając ich ofiarą, ale do samego końca pozostaje ona wierna ideałowi człowieczeństwa i Bogu. W opowieści przeplatają się ze sobą filozoficzne wywody gloryfikujące zło oraz pornograficzne opisy wstrząsającego, patologicznego seksu z jakim pośrednio bądź bezpośrednio styka się dziewczę. Książka uzupełnia się z innym dziełem autora – ”Julietta, Czyli Powodzenie Występku”, w której przedstawił on losy siostry bohaterki poprzedniej powieści, która to siostra w przeciwieństwie do Justyny, zeszła na drogę występku. De Sade przemawia do psychiki odbiorcy w sposób niezwykle przejmujący; opowiada bowiem o sprawach naszej rzeczywistej natury, seksualności, stawia odważne tezy co do naszego przeznaczenia, negując istnienie Boga i redukując człowieka do zwierzęcego tworu natury, którego nie może czekać nic lepszego od zaspokojenia cielesnych przyjemności. Ciekawostką jest, że seksuolodzy przejęci do głębi opisywanymi przez niego, motywowanymi chucią zbrodniami, określili pochodzącym od jego nazwiska słowem Sadyzm dewiację seksualną, objawiającą się osiąganiem podniecenia seksualnego poprzez zadawanie bólu partnerowi.
Markiz De Sade ma w kulturze hip-hopowej swój częściowy odpowiednik; jest nim Amerykański raper Necro, którego twórczość obfituje w skrajnie hedonistyczne, szowinistyczne teksty, w jakich kobieta redukowana jest do kilku otworów w swoim ciele. Można zaryzykować jednak stwierdzenie, że najbardziej hardcore’owe fragmenty liryki rapera nie są nawet w połowie tak bluźniercze i szokujące, jak pierwsze lepsze passusy z ”120 Dni Sodomy, Czyli Szkoła Libertynizmu” de Sade’go. Aż dziw bierze, że dotychczas za działalność w rapowym podziemiu nie wzięli się podobnej maści zboczeńcy, gloryfikując swoją patologiczną seksualność.
Duński pisarz i poeta, Hans Christian Andersen, zasłynął z licznych bajek dla dzieci, chociaż pisał je niejako przy okazji, większość swojej uwagi poświęcając poezji oraz prozie adresowanym do starszych czytelników. Prawdopodobnie inspirację do rozpoczęcia działalności bajkopisarskiej stanowiły baśniowe opowieści jego babci, którą opiekował się podczas jej przedśmiertnego pobytu w przytułku. Pisarz wydawał swe opowiastki w tomach, których ukazało się kilka; wszystkie cieszyły się dużym powodzeniem. W ciągu kilkudziesięciu lat od publikacji zostały przetłumaczone na 80 języków, na stałe zapisując się do klasyki światowej literatury. Powstało nawet wyróżnienie jego imienia, przysługiwane co roku najwartościowszym twórcom literatury dla dzieci – Medal im. Hansa Christiana Andersena, nazywany pieszczotliwie Małym Noblem. Innym talentem Andersena była gra na pianinie, ale stracił możliwość robienia tego, kiedy przecięto mu błony pomiędzy palcami żeby zwiększyć sztucznie rozstaw palców i umożliwić mu grę na wyższym poziomie. Życie autora naznaczone było cierpieniem – borykał się on z wieloma przeciwnościami losu natury materialnej, chorował na depresje. Wielu problemów przysparzała mu również jego skomplikowana seksualność – był biseksualny. Kto wie, jaką popularność Andersen mógłby zyskać, pisząc bajki w swej ulubionej, rymowanej formie, a potem tworząc z nich piosenki?
Uznany za jednego z najbardziej wartościowych pisarzy XX wieku Irlandczyk Joyce, wydał w 1939 roku – na 2 lata przed śmiercią – dzieło zatytułowane ”Finnegans Wake”, nad którym pracował w pocie czoła przez całych 17 lat. Książka została przez niego napisana niezwykłym językiem – Joyce posłużył się bowiem słowami zaczerpniętymi z wielu języków (w tym Polskiego), oraz neologizmami, tworząc jeden gigantyczny kalambur, którego interpretacja stała się życiowym hobby co poniektórych jego czytelników. Zrozumienie tego arcydzieła literatury, na pierwszy rzut oka wydającego się zaledwie bełkotem szaleńca, plątaniną zdań bez składu i ładu, wymaga olbrzymiej znajomości innych języków oraz bystrości intelektu. Joyce pisze na przykład: ”Czy wyszedł za przykład zgodnie z deognozą tych co psieczuli go spoza muru morza gdzie Rurie, Thoath i Cleaver, trójca silnych swenoharców Orion Orgiastów, Meereschal MacMuhun tenże, Ipse dadden, ile razy ile czynionych ekstremów na poczet naszego co średniego, co każdemu mogłoby się przydarzyć, najbrutniejszy wasz leoman i princenniejszy wojownik naszej archidiakonii, czy może sklepiony z krawków Klio, którym kronikarz kwietności rycerstwa nie się wierzy chybaby mógł sulpić już na nich samoócz, anteżytnych lep z przytomnością, hol człowieczej egzystencji, którzy łączyli się, łączą i odnowy złączą jako Jan, jako Polikarp, oko ja, oko-w-oto świadkowie jaoczni i Paddy Palmer, w czas gdy mnisi sprzedają cis łucznikom albo woda istnienia lawą płynie rybią drogą życia, od dragrody Sary w most swar siebie pod przedbuttstatni śmiech Izaaka, z minnetrwogą jej seplętrza na jęko monolot wewstrętny? Czy to Perrichon i Bastienne czy ciężki Humph i lekka Nan Ricqueracqbrimbillyjicqueyjocqjolicass? Siej mówisz, dullcisamica? A i aa ab ad abu abiad. Babbel man dub na rów łez.”.
”Finnegans Wake” doczekała się Polskiego tłumaczenia dopiero w 2012 roku – 73 lata po pojawieniu się na rynku! Tak duża rozpiętość czasowa może szokować, ale warto odnotować, że dzieło doczekało się dotychczas pełnego przekładu tylko na 8 innych języków. Jego autorem był Krzysztof Bartnicki, któremu wykonanie tej pracy zajęło całą dekadę. Dzieło w Polsce ukazało się pod tytułem ”Finnegranów Tren”. Bartnicki tak wspomina pracę nad tłumaczeniem książki napisanej tak skomplikowanym językiem: „Postęp prac oceniałem nie w stronach, ale w liniach – pięć, sześć na godzinę; znane mi były frustracje, kiedy coś zatrzymywało w linii, jakiś wyjątkowo wredny wynalazek Joyce’a, którego nie mogłem ominąć. Potem musiałem nadrabiać czas, nie jeść obiadu albo nie widzieć się z dziećmi przez cały dzień.”. MC’s – również nasi rodzimi – czasami posuwają się do zabawy słowem – homonimami, łamańcami językowymi, dowcipem słownym – ale żaden z nich nie zbliżył się w swoich poczynaniach w tej materii do poziomu Joyce’a nawet o milimetr. Rapowy numer z tekstem ”Finnegranów Tren’’ przełożonym na rymowany język brzmiałby mocno kontrowersyjnie i dla większości asłuchalnie, jednak niekoniecznie byłby trudniejszy w odbiorze od swojej książkowej wersji. Znalazłby z całą pewnością swoich pasjonatów.
Wszystkich wyżej wymienionych autorów cechuje zupełnie odmienne podejście do literatury, jednak przy zachowaniu skrajnej uczciwości artystycznej i olbrzymiego szacunku dla słowa pisanego, niemalże niespotykanego wśród MC’s. Projekt duetu producenckiego WhiteHouse pt. ”Poeci”, na którym udzieliło się wielu z najlepszych polskich mistrzów ceremonii rapując wiersze, stanowi koronny dowód na to, że w tego typu utworach drzemie olbrzymi muzyczny potencjał który – gdyby wspomniani autorzy żyli w naszych czasach – kto wie, mogliby dostrzec i zechcieć spożytkować. Cóż, możemy sobie tylko wyobrażać, jak prezentowałby się utwór Mickiewicza nagrany we współpracy z Goethe na bicie Mozarta albo Chopina.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Felieton
Tede i Young Leosia – kolaboracja, która się nie udała?
„Najlepiej brzmi wyciszone” – brzmi jeden z wielu krytycznych komentarzy.

Tede postanowił na nową płytę „Vox Veritatis” zaprosić same kobiety, wśród których usłyszymy Bambi, Modelki i Young Leosię. Singiel z tą ostatnią ukazał się kilka dni temu i już możemy go podsumować, a właściwie zrobili to słuchacze.
Zarzuty w stronę Tedego i Young Leosi
Zazwyczaj, gdzie się nie pojawi Young Leosia, tam mamy murowany hit z repeat value. Niestety, nie w tym przypadku. Po trzech dniach kawałek z Tede „Więcej miejsca” ma skromne jak na taki duet niecałe 50 tys. wyświetleń klipu. Wynik kiepski i trzeba to otwarcie przyznać. Widać to też po odbiorze: 2 tys. łapek w górę i 400 w dół daje pogląd na to, że coś jest na rzeczy. Po wejściu w komentarze już jest wszystko jasne.
Słuchacze zarzucają Tedemu i Leosi, że nie wykorzystali potencjału współpracy. Numer nie buja tak jak powinien, trudno jest cokolwiek zrozumieć. Pojawiają też wątpliwości co do dobrze zrealizowanego numeru pod względem technicznym, w szczególności do mixu. Teledysk także się większości nie spodobał.

Krytyka w kierunku „Możesz więcej” Tedego i Leosi
Oto kilka najczęściej lajkowanych komentarzy pod wspólnym singlem Tedego i Sary. Duet raczej nie będzie z nich zadowolony:
- Szczerze, ale to jest chu**we, klip to już żenada całkowita.
- Stary chłop i nie potrafi nagrać ani jednego kawałka bez wspomnienia o wyimaginowanych hejterach. Rent free.
- Najlepiej brzmi wyciszone.
- Szkoda zmarnowanego potencjału na kolabo, jakoś bez wyrazu ten kawałek. Taki po prostu poprawny. Bit też nudny. Z sentymentu włączyłem sobie „Szpanpan” dla porównania i realizacyjnie, dykcyjnie, tekstowo, bitowo – przepaść.
- Mimo najszczerszych chęci, niewiele rozumiem z części Tedego. Mix w tym kawałku oraz w TSTMF położony. Zapowiada się interesujący album z nawet niezłym replay value, ale niestety niedopracowany technicznie.
- nie rozumiem ani jednego słowa z tego utworu poza refrenem
- Kawałek na max dwa przesłuchania. Tedzik top1 dla mnie ale niektóre jego ostatnie kawałki to wielkie iks de.
Propsów jest niewiele
Pozytywnych wpisów na temat kawałka jest niewiele i są to raczej pojedyncze pozycje, które nie cieszą się zbyt dużą popularnością:
- Ale ta różnica w skillach to jest przepaść.
- Tede xYL jest Moc. banger. banger.
- Moja ulubiona piosenka musi być hitem.
- Super. zajebiste. Mam nadzieję, że kiedyś spotkam TDF-a jeden z ”NIELICZNYCH” Polskich Raperów, których na co dzień słucham.
Z Bambi poszło lepiej, ale też bez fajerwerków
Niedawno sporych echem odbiło się przekazanie przez Tedego „dziedzictwa melanżu” Bambi, czego efektem było nagranie przez tę dwójkę remixu kultowego numeru „Drin za drinem”. Ta wiadomość poszła szeroko w środowisku i spolaryzowała słuchaczy. Kiedy później ukazał się już wspomniany kawałek na kanale Baila Ella, nie wykręcił on jednak spektakularnych liczb. Ponownie obyło się bez viralowości, chociaż potencjał był duży.
Jak zauważył ktoś w komentarzach, to sympatyczne, że nowe pokolenie słuchaczy będzie bawiło się pod ten sam bit, co wiele pokoleń wstecz. Brakuje jednak tych szczytów list przebojów.


Od premiery najnowszej płyty Dwóch Sławów minęły już dwa miesiące. Zdążyłam się z nią solidnie osłuchać i dowiedzieć, co dobrze by było opisać. Opinie o projekcie – wprost mówiąc – nie są najlepsze, co duet wziął już na klatę. Moje zdanie jest jednak nieco inne więc zapraszam na łyżkę miodu w beczce dziegciu.
Kryzys wieku średniego?
Zacznę prosto z mostu – uwielbiam ten duet. Na ich wielowymiarowe metafory trzeba kupić drukarkę 3D. Zabawa słowem, luz i humor to cechy, które niewątpliwie muszę im przypisać i wcale nie muszą nikogo do tego przekonywać. Ale, co w sytuacji, gdy masz za sobą dziesięć lat punchline’ów, wszechobecnej beki i hashtagów, a fani czekają? Jasne, możesz zrobić kolejny taki sam album, który i tak nie ma podjazdu do debiutu. Stąd najnowszy projekt Astka i Rada jest totalnie zrozumiały – dajmy im działać i się rozwijać. Kryzys wieku średniego i te sprawy.
Zabawa formą
A tak serio – spodziewaliście się kiedyś, że łódzki duet mógłby zagrać swoje numery na imprezie Świętego Bassu albo zrobi manifest polityczny, który będziecie podśpiewywać pod prysznicem? Chcecie starych Sławów – włączcie „Ludzi Sztosów”, proste. I oczywiście – jak większość z Was – analizowałam ten album na Genusie, łapiąc się za głowę po wytłumaczeniu kolejnego wersu. Jednak… to było dekadę temu. Nikogo zatem nie powinno dziwić, że przyszedł u panów czas na zabawę formą, poniekąd wyniesioną z projektu club2020.
Najwyżej będzie stójka lub parter
Czy „Dobrze by było” jest krążkiem bez treści? Złośliwi powiedzieliby, że tak. Ale obiektywnie patrząc – numery „Myślałem, że będzie gorzej” czy wcześniej wspomniany bez nazwy „To nie jest kraj dla kabrioletów”, mają to, co tygryski lubią najbardziej. Jest więcej śpiewów, autotune’ów i wtyczek niż kiedykolwiek. I dobrze by było trochę odpuścić, wychillować i zaakceptować ten wytwór, spięty słuchaczu. A, że krążek buja i na żywo miałam okazję sama się przekonać na trasie – a jakże! – „Dobrze by było Tour”. Już 4 kwietnia w ich mothership (czytaj w Łodzi) zagrają finałowy koncert więc jeśli w domowym zaciszu denerwują Cię te chłopy, daj im szansę. Najwyżej będzie stójka lub parter.
Felieton
Drugi koncert Quebonafide na Narodowym. Czy to jawne oszustwo? – felieton
Na pewno zachowanie nie po koleżeńsku.

Organizacja pożegnalnego koncertu Quebonafide przypomina zabawę w kotka i myszkę. Na pewno jest brakiem poszanowania dla słuchaczy, którzy kupili bilet i właśnie się dowiedzieli, że ostatni koncert rapera będzie miał kilka dat.
Wyobraźmy sobie sytuację, że kupujemy limitowaną płytę artysty za 200 zł, który deklaruje, że nakład tysiąca sztuk nie będzie nigdy wznawiany. Tymczasem zamiast cieszyć się z „białego kruka” w domu dowiadujemy się jeszcze w dniu zakupu, że z powodu dużego zainteresowania płytą postanowiono dotłoczyć drugi tysiąc egzemplarzy. Podobne do tej sytuacje już się zdarzały, ale płyty były dotłaczane po kilku latach. Tym niemniej, mamy tu do czynienia ze złamaniem umowy między artystą a słuchaczem, czyli ze zwykłym oszustwem.
Pierwszy, drugi… i trzeci – „ostatni koncert” Quebonafide
Podobnie jest z koncertem Quebonafide. W przeciągu bardzo krótkiego czasu, słuchacze mogą czuć się oszukani i to aż dwukrotnie. Za pierwszym razem, kiedy „Ostatni koncert Quebonafide” miał się odbyć online. Po kilku tygodniach, kiedy wykupiono bilety na wydarzenie, dowiedzieliśmy się, że wcale nie będzie to ostatni koncert, bo ostatni odbędzie się dzień później na PGE Narodowym. Kombinacje alpejskie, przesuwanie startu sprzedaży zakupu biletu to temat na zupełnie oddzielny wątek, ale to co się dzisiaj wydarzyło i jak zostały potraktowane osoby, które kupiły bilety na wydarzenie online powinno skończyć się co najmniej bojkotem ze strony odbiorców.
To jednak nie koniec kpin ze słuchaczy.

Oszustwo na drugi koncert?
W czwartek, w zaledwie parę godzin bilety na ostatni koncert Quebonafide na Narodowym zostały wyprzedane. Jeżeli ktoś miał szczęście, to po kilku godzinach walki z systemem bileterii i zacinającej się stronie kupił bilety. To nic, że będzie siedział gdzieś za przysłowiowym filarem, w ósmym rzędzie z daleka od sceny. Miał świadomość i satysfakcję, że warto było się pomęczyć, bo miało to być jedyne takie wydarzenie – unikalne, tak przynajmniej go zapewniano. Więc zamiast wcisnąć „Esc” postanowił wziąć nawet to najsłabsze miejsce, bo będzie częścią historii. Nic bardziej mylnego.
Po kilku godzinach ogłoszono, że „ostatni koncert” Quebonafide będzie miał jeszcze jedną datę. Dzień wcześniej raper zagra jeszcze jeden koncert. Dzień wcześniej! Przecież to brzmi jak absurd. Tuż po zakupie biletu, zmieniane są zasady gry i umowy między raperem a słuchaczem. Wygląda to jak celowe działanie i wprowadzenie kupującego bilety w błąd. Który koncert więc będzie tym ostatnim. Ten 27 czy 28 czerwca?
Quebonafide z ostatniego koncertu robi sobie trasę koncertową, choć przy zakupie biletu z nikim się na to nie umawiał. Ba, sugerował unikalne i jedyne tego typu wydarzenie. Tymczasem osoby, które walczyły dzisiaj o bilety będą musiały pocieszyć się zmęczonym artystą po występie dzień wcześniej i zleakowanym koncertem na TikToku.



Felieton
Zaginiona córka Magika. Kamka z „Rap Generation” to przyszłość sceny? – felieton
Uczestniczka programu zdobyła uznanie jurorów i widzów.

Za nami dwa pierwsze odcinki programu „Rap Generation”, po którym sporo emocji budzi Kamka – skromna raperka z klasycznym sznytem.
Kamka „zaginiona córka Magika”
Kamka wykonała w programie utwór „To nie GTA”. Spodobał się on Pezetowi, Malikowi i Leosi. Pierwsze recenzje występu Kamki wśród widzów są bardzo, ale to bardzo pozytywne – mówi się już wprost o nowej świeżości na scenie. Nie tylko komentatorzy hip-hopowi są pełni optymizmu, ale także słuchacze. Pod nagraniami z Kamką pojawiają się prawie same propsy:
- Lepszego flow nie słyszałem w polskim rapie od lat.
- Vibe jak Paktofonika.
- Zaginiona córka Magika.
- Malik jest w szoku, że można tak rymować.
- Leosia w końcu usłyszała prawdziwy damski rap.
- Rzadko mam ciary od muzy, dzięki młoda za emocje.
Czy Kamka to przyszłość sceny?
Pojawienie się newschoolu i nowej fali raperów zrewolucjonizowało scenę, ale nie spowodowało, że weterani tworzący klasyczny odłam zaczęli zdychać z głodu. Po kilku latach tryumfu młodej fali, dinozaury sceny zaczynają brać coraz głębszy oddech. Młodzi wracają do oldschoolu, co widać chociażby po ilości koncertów starych wyjadaczy. To też bardzo dobra wiadomość dla Kamki, która dała się poznać z klasycznej strony.
Najpopularniejsze raperki w kraju to twórcy newschoolowi, balansujący na granicy rapu i popu. Kamka jest ich przeciwieństwem i z automatu zdobyła przychylność sporej części odbiorców, którzy – powiedzmy sobie szczerze – nie przepadają za rapem Bambi, Young Leosię czy Oliwki Brazil. Dobrze poprowadzona Kamka może stać się jedną z głównych sił na polskiej scenie rapowej. To idealny czas na kobiecy trueschool – słuchacze o to zabiegają jak nigdy dotąd, rzygając cukierkowością i zbyt przesadną wulgarnością.
Kim jest Kamka
Kamka, czyli Kamila Podziewska to 20-latka pochodząca z Suwałk, która obecnie mieszka w Warszawie. Swoje numery publikuje od 1.5 roku, chociaż pierwsze teksty zaczęła pisać już w szkole podstawowej. W ostatnim czasie publikuje coraz więcej muzyki i nie boi się eksperymentować z różnymi gatunkami. Raperka może liczyć na wsparcie mamy, siostry, ojczyma i babci. Z tatą nie utrzymuje kontaktu.
Łączy rap z wojskiem
Kamila od lat interesuje się wojskowością. To studentka Akademii Sztuk Wojennych. Przez ostatnie dwa lata służy w Wojskach Obrony Terytorialnej: wyjeżdża na granice, poligony i ćwiczenia.
Felieton
Sentino spadł Truemanowi jak z nieba. Uwiarygadnia scamy – felieton
„Udawany milioner, największy pozer i scamer”.

Trueman został menagerem Sentino, pomógł wydać mu książkę, wypuścili razem płytę i przy jego medialności promuje swoje biznesy. Co najważniejsze – Sentino uwiarygadnia je, a ten może docierać do nowej grupy docelowej, którą łatwo scamować.
Trueman to postać pozująca na milionera, która uchodzi za płynnie poruszającego się po biznesach internetowych i kryptowalutowych. Za każdą z jego działalności ciągnie się jednak potężny smród, a na największych forach o zarabianiu w sieci jest określany przez użytkowników jako scamer, czyli oszust.
Sprzedawca ebooków
Początkowo internetowa działalność Truemana opierała się na tworzeniu filmów na temat innych twórców. Szybko jednak przeszedł do sprzedaży własnych ebooków. W 2020 roku ukazał się „Milioner 2021”. W ebooku obiecywał jak zarabiać setki złotych dziennie na afiliacji kont bankowych. Osoby, które dały się namówić na zakup magicznej wiedzy Truemana, twierdzą, że poradniki finansowego influencera to same ogólniki i oczywistości. Wszystko, co znajduje się w jego książkach, znajdziemy na pierwszym lepszym kanale o finansach.
I tak np. promowany przez niego projekt kryptowalutowy ScanDeFi okazał się być pump and dumpem, czyli oszustwem finansowym, który polega na sztucznym podbijaniu cen aktywów (w przypadku Truemana, cenę podbijały jego kontakty z influencerami), żeby potem na górce szybko je sprzedać, zostawiając innych inwestorów z bezwartościowymi udziałami. Na kryptowalucie zarobił oczywiście tylko Trueman, a straciły osoby, które mu uwierzyły, że zarobią. Z przekazów medialnych wiemy, że wzbogacił się na tym o ok. 180 tys. zł.
Punktem zwrotnym w jego karierze było podjęcie współpracy z Amadeuszem Ferrarim, który był idealnym uwiarygodnieniem działalności Truemana w sieci. Dzięki niemu mógł docierać do nowej grupy odbiorców i pomnażać na niej swój majątek. Jak sam mówił, w wieku 20 lat miał na koncie podobno 4 mln zł. Prowadził też rzekomo 12 firm. Jego nazwiska próżno jednak było szukać w KRS czy CEIDG, a jedyną działalność jaką miał, była ta otworzona w 2022 roku.

„Oscamował tyle ludzi. Łapią się na to dzieciaki”
Wśród społeczności skupionej wokół zarabiania w Internecie Trueman jest spalony, mając opinię scamera, z którym nie warto wchodzić w żadną współpracę.
„Ten gość opiera się tylko na farmazonach. Łapią się na to dzieciaki, które myślą, że jak kupią ebooka to będą robić kasę jak ich idole z Internetu. Tu nie ma żadnej wartości.”
„Gościu przecież tyle ludzi oscamował, czy to na fake krypto, bukmacherka czy kij wie co jeszcze. Tak jak wszystko inne, zapewne jego aktualna działalność opiera się na wyłudzeniu jak największej kasy i rozpoczęcie kolejnego „biznesu”.”

Sentino – uwiarygadniacz
Co więc można zrobić w sytuacji, kiedy branża nie chce mieć z tobą nic wspólnego? Poszukać odbiorców w innej, robiąc biznes na tych, którzy cię jeszcze nie znają i próbować założyć własną społeczność. Pomóc w tym może ten, który ma już wierną grupę fanów, czyli w tym przypadku Sentino.
Obecnie Trueman działa jako menager Sentino. Pomógł wydać mu książkę, razem również wydali płytę „BNP”. Współpraca z raperem otworzyła mu nowe możliwości i dotarcie do całkiem innej grupy odbiorców i to liczonej w setkach tysięcy. Bazując na stałej grupie słuchaczy Sentino i jego muzyki, Trueman chce spieniężyć swoją współpracę z raperem kolejnym biznesem – BNP.Global. To społeczność, która ma zrzeszać „scammerów, finesserów oraz hustlerów”.

Sentino wydaje się być do tego idealną postacią, która od lat polaryzuje środowisko rapowe, ale ma też zaufane grono fanów. Panowie zaczęli właśnie promować nowy biznes, oczywiście pokazując jak bardzo są zarobieni, bo nic nie działa tak na wyobraźnię, jak kupno bransoletki za 20 tys. zł czy okularów za 5 tys. zł

– Idziemy jeszcze po najdroższą torbę, która jest w Louis Vuitton dostępna, która jest w cenie samochodu polskiego rapera – mówi Sentino w pierwszym vlogu reklamowym, którego zadaniem jest napędzić jak największą ilość osób do zakupu dostępu do nowej platformy Truemana.
Niestety, po komentarzach widać, że współpraca Treumana z Sentino jest strzałem w dziesiątkę. Tylko nieliczni dopatrują się w ich biznesie czegoś niepokojącego. Dodatkowo jakiś czas temu pojawiła się informacja o pogodzeniu się Sentino z Malikiem i ich spotkaniu w Paryżu, do czego miał doprowadzić sam Trueman. Czy szef GM2L będzie kolejną osobą, która ma uwiarygadniać szemrane biznesy, czas pokaże.

-
News5 dni temu
Wujek o sprzedaży książek na ulicy: „Dowiedziałem się, że to totalny upadek”
-
News3 dni temu
Szpaku odbiera Popkillera za Young Multiego i mówi o Fagacie
-
News2 dni temu
Bonus RPK odwołał koncert, bo klub należy do funkcjonariusza CBŚP
-
News2 dni temu
Kafara boli serce jak widzi, co robi jego kolega ze sceny
-
News4 dni temu
Mata ujawnił, dlaczego McDonald’s się od niego odciął
-
News4 dni temu
Mata chce iść do wojska
-
Wywiad3 dni temu
Tymek: „Jestem podekscytowany faktem, że w końcu mam coś do powiedzenia”
-
News3 dni temu
Oki głównym zwycięzcą Popkillerów 2025. Pełne wyniki gali