Wywiad
STAHUSTAH: „ZADZWONIŁ DO MNIE KOZAK I POWIEDZIAŁ, ŻEBYM ZAJĄŁ MIEJSCE ONARA”
Jego numer "Kokaina" do dzisiaj nieźle radzi sobie w klubach, a on sam po chwilowej ciszy szykuje się do wydania kilku nowych projektów.
StahuStah, którego możecie znać m.in. z "Hardcorowej Komercji" Borixona odpowiedział na kilka naszych pytań…
Siemano, na początek – jak się mieszka w Amsterdamie i skąd decyzja o wyjeździe z Polski?
StahuStah: Ahoj wilki morskie, prawdziwi gracze, forumowi napinacze i cały Glamrap! Parafrazując Lema – póki tu nie zajrzałem, nie miałem pojęcia, jaki to rynsztok (śmiech). Ale to chyba taki folklor po prostu. W Amsterdamie mieszka się wyśmienicie. Świetna atmosfera, ludzie jakby weselsi, fantastyczne miasto. Klimatem przypomina mi trochę Nowy Jork, tylko bez wieżowców (śmiech). Być może nie wszyscy wiedzą, że Nowy Jork nazywał się wcześniej Nowy Amsterdam. Przypadek? A co do decyzji o wyjeździe, to podjęliśmy ją wspólnie z żoną po kilku weekendowych wypadach do Amsterdamu. Chcieliśmy spróbować czegoś innego, pomieszkać z dala od naszego polskiego bagna, które ostatnimi czasy stało się gęstsze i nie do zniesienia. Więc to też trochę decyzja „polityczna”.
Gdy do Ciebie napisałem, powiedziałeś mi „jestem weteranem, 33 lata, żona” – czujesz się jak weteran, czy traktujesz to z przymrużeniem oka?
StahuStah: Dobre pytanie. Nagrywam już ok. 15 lat, zacząłem słuchać rapu, jak miałem z 8, czyli pewnie ok. 1990. Więc na tle polskiej sceny jawię się jako stary pryk już. Pamiętam początki rapu w Polsce, znam się z większością pionierów lepiej lub gorzej, zawsze gdzieś tam byłem sobie z boku. Z drugiej strony, zawsze czułem, że jestem o krok przed wszystkimi – w doborze bitów, ze stylówą, z tym, co akurat leciało w moich głośnikach. Dobrze pamiętam, jak np. w 2000 roku przywiozłem ze Stanów płytę „When The Smoke Clears” Three 6 Mafii. Nikt o nich wtedy u nas nie słyszał (może poza Janmario, który był ich wielkim fanem od zawsze), kumple zżymali się, że to jakieś techno jest, a nie hiphop i nie da się tego słuchać. A ja już wtedy uwielbiałem bity na TR808, uwielbiałem Cash Money. 10 lat później ktoś nazwał to brzmienie trapem i stało się to totalnym mainstreamem. Tak naprawdę bardzo wcześnie przestałem być 'boom-bap', w sumie to chyba nie jestem już nawet 'hiphop'. Można powiedzieć, że zdradziłem ideały i teraz jestem pariasem, który gdzieś tam sobie siedzi na obrzeżach hiphoplandu i robi swoje wygrzewki. Za to zdecydowanie mogę powiedzieć o sobie, że jestem raperem – gdybym wciąż nazywał się hiphopowcem, to byłby brak szacunku dla hiphopowców (śmiech). W każdym razie na pewno wciąż jestem fresh, mimo swojego wieku.
Gdy napomniałem o Twoim powrocie do rapu, poprawiłeś mnie i dodałeś, że nigdzie nie wracasz, bo znikąd nie odchodziłeś. Dlaczego w Twoim wypadku przebicie się do tzw. mainstreamu było chwilowe?
StahuStah: To bardzo proste – po pierwsze jestem straszliwym leniem, po drugie nigdy nie miałem parcia na szkło. Nie czułem nigdy, że mam coś ważnego do powiedzenia i wszyscy muszą to usłyszeć, nie uważałem się też nigdy za jakoś wyjątkowo dobrego rapera. Ja po prostu kocham proces twórczy. Uwielbiam nagrywać, a potem słuchać tych numerów po 100 razy na repeacie (śmiech). Na pewno duże znaczenie miał też fakt, że jestem z Rzeszowa, więc zawsze byłem z dala od głównych ognisk polskiej rapgry – Warszawy, Śląska czy np. Poznania. Być może dzięki temu jednak zachowałem coś, co można od biedy nazwać „swoim stylem”. Jeśli chodzi o „mainstream”, to nigdy nie odniosłem wrażenia, że się przebiłem, czy coś w tym stylu. Zapewne masz namyśli Hardkorową Komercję i adventure z Borixonem.
Generalnie nie zależy mi na polskiej scenie rapowej, nie aspiruję do tego środowiska. Uważam je za bardzo zepsute, nietolerancyjne i zapatrzone w siebie. Polski rap stał się po prostu „polski” – nudny, szary i wtórny. Nie słucham, nie znam się, nie interesuję się. Robię swoje, po swojemu i z jak najmniejszą ilością featów.
Czasy HaKa – jak wspominasz ten lot?
StahuStah: HaKa to był jeden z najwyższych lotów (śmiech)! Mogłem mieć ze 20 lat wtedy, ale już byłem wystarczająco zepsuty, żeby wiedzieć, że cholernie mi się to podoba. Któregoś dnia zadzwonił do mnie Krzysiek Kozak z RRX. Powiedział, że Onar, prawdopodobnie pod presją prawilnego środowiska, zrezygnował z udziału w płycie, i że ja powinienem zająć jego miejsce. Słyszałem wcześniej bootleg HaKi, który mną wstrząsnął, bo wcześniej prócz mnie nikt nie robił takiego rapu w Polsce! A na bitach Ośki, w wykonaniu Tomka i Onara to po prostu był jakiś kosmos! Do tej pory trzymam gdzieś instrumentale z Haki, bo to są najlepsze bity na świecie! Wtedy środowisko zjechało ten album dokumentnie. Wiem, że Borys przez długi czas odcinał się od tego projektu. Teraz co drugi raper w Polsce próbuje kopiować ten styl, a Tomek przeżywa drugą młodość w Gangu Albanii, co w mojej opinii jest pewną kontynuacją HaKi. Wtedy nikt nie był na to gotowy. Teraz każdy dzieciak marzy o piździe nad głową (śmiech). Nagrywki u KNT w domu na Ursusie to już osobna historia. Zostawię ją dla siebie…
Kontakt z Borixonem i resztą osób, które wtedy z Wami działały jest, czy Wasze losy toczą się na oddzielnych torach?
StahuStah: Z Krzyśkiem kontakt się urwał. Wiem, że miał trochę kłopotów, ostatnio reaktywował RRX, ale nie jest to coś, co budzi moje zainteresowanie. Z Tomkiem jesteśmy w stałym kontakcie, raczej na stopie koleżeńskiej niż „artystycznej”. Czasem wyświadczamy sobie drobne przysługi. Zawsze czułem szacunek ze strony Borysa, ja też zawsze bardzo go szanuję za wszystko, co dla mnie i nie tylko dla mnie zrobił. Nie rozmawiamy ze sobą bardzo często, Tomek jest teraz busy man, ale zawsze zamienimy ze sobą dwa słowa. Uważam go za przyjaciela.
Natknąłem się przygotowując się do tej rozmowy na Twoją kolaborację z Gedzem – jako producentem – jak doszło do Waszej współpracy?
StahuStah: Gedz to moim zdaniem najzdolniejszy i najciekawszy artysta hiphopowy w Polsce. Jest świetnym raperem i doskonałym producentem. Bardzo się cieszę, że w końcu został doceniony i bardzo mu gratuluję, bo to naprawdę ogrom pracy. Gedza poznałem w 2005 lub 2006. Mieszkałem wtedy na Wyspie Man i przyjeżdżałem czasem do Rzeszowa na melanż i nagrywki. Wtedy też poznałem Kaiteu, którego ciągle i niezmiennie uważam za geniusza, który gdzieś się zagubił międzyczasie. Kiciunio od razu przypadł mi do gustu i zaczęliśmy razem nagrywać. Bardzo się zbliżyliśmy, wymyślaliśmy coraz bardziej odjechane numery. Wtedy powstał też mixtape BKC South – „Szau Pau” do spóły z Dziarskim i Amuniem, oraz Jiggitem, którego to był pomysł. Któregoś dnia w studiu pojawił się jakiś młodzian. Nie poświęciłem mu wtedy zbyt wiele uwagi, ale gdy dowiedziałem się, że koleś przejechał całą Polskę, żeby z nami ponagrywać, zaczęliśmy rozmawiać trochę więcej i okazało się, że Gedziulka to bardzo inteligentny, wrażliwy osobnik, który nie dość, że coraz lepiej rapuje, to jeszcze produkuje bity na poziomie, o jakim mógł marzyć wtedy niejeden producent w Polsce i nie tylko. Dzięki uprzejmości Kuby dostawałem naprawdę najlepsze bity, jakie wtedy mogłem sobie wyobrazić.
Nagrywka z Redem to efekt również Waszej dłuższej znajomości, czy przypadek?
StahuStah: Wpadliśmy na siebie z Wują przypadkiem w studiu tatuażu Dirty Lust, okazało się, że dziaramy się u tych samych ludzi. Red odezwał się do mnie po tym spotkaniu, powiedział, że pamięta mnie jeszcze z czasów HaKi i że kuma mój swag i powinniśmy coś razem zrobić. Jeszcze o nas usłyszycie…
Headlinerz – jaka była geneza powstania tego tworu i co on ze sobą niesie (śmiech)?
StahuStah: Przez kilka lat byliśmy w nieciekawych stosunkach z Kiciuniem. Mieliśmy kilka niezałatwionych spraw, które w końcu wyjaśniliśmy, bo dwóch dorosłych facetów nie może się na siebie obrażać jak dzieci, zwłaszcza, jeśli potrafią razem zrobić zajebiste rzeczy. Pogadaliśmy i stwierdziliśmy wspólnie, że skoro znów jesteśmy friends, to trzeba coś nagrać! Kitu przyjaźnił się z Gacą, z którym robiłem wcześniej jakieś interesy i wiedziałem, że rapuje i że generalnie jest bardzo dobrze ogarnięty od strony organizacyjnej, co z kolei nigdy nie było moją mocną stroną (śmiech). Więc założyliśmy spółę, nazwaliśmy się HEADLINERZ (można tłumaczyć na wiele sposobów ) i postanowiliśmy zrobić to, co umiemy najlepiej – czyli nagrywać zajebiste, wystrzelone w kosmos kawałki. Gaca postawił u siebie w domu nagrywkę, założyliśmy, że będziemy spotykać się przynajmniej raz w tygodniu i nagrywać, nagrywać i jeszcze raz nagrywać. Efektem tego jest album HDLNRZ – HDBNGRZ, który ukaże się już niedługo naszym własnym sumptem. Headlinerz to czysty entertainment. Głównym założeniem tych produkcji jest po prostu dawanie rozrywki. Szybkie, pyskate przewijki, krótkie zwrotki, którymi się przeplatamy, dynamiczne przejścia, tłuste, nowoczesne bity, ale też masa nawiązań do oldskulu i klasyki. Nikt z nas nie jest tu od tego, żeby kogokolwiek pouczać, mówić jak ma żyć, moralizować czy też świecić przykładem i przekazem. Opowiadamy o współczesnej rzeczywistości, z pierwszej lub drugiej ręki, o kobietach, narkotykach, przygodach lepszych lub gorszych, czasem serio, czasem z przymrużeniem oka. Szukasz płyty na imprezę, którą możesz spokojnie włączyć od pierwszego do ostatniego numeru bez przewijania? HDBNGRZ to właśnie to.
Uważacie się za twór rapowy, czy bardziej chcecie eksperymentować, bawić się muzyką?
StahuStah: Siłą rzeczy jesteśmy tworem rapowym, bo jednak płyta w większości jest zarapowana. Muzycznie rozpiętość stylów jest ogromna. Jest nowocześnie, momentami oldskulowo, są slow-jamy, jest trochę r'n'b a'la lata 90', jest dużo elektroniki, generalnie spory mash-up. Podeszliśmy do tego materiału na totalnym luzie. Np. nigdy nie było wiadomo, pod jaki bit nagramy, póki nie wybraliśmy go od razu na nagrywce. Co za tym idzie, nikt z nas nie pisał tekstów w domu, bo komu by się chciało (śmiech). Trochę narzuciłem taki styl pracy, bo ja już od lat nie piszę tekstów wcześniej. Zawsze byłem fristajlowcem i to słychać w moich kawałkach. Zwrotkę piszę 10 minut przed nagrywką, czasem w ogóle nie zapisuję, tylko lecę od razu. Jak ktoś pyta „ile zajmuje wam nagranie kawałka?”, często odpowiadamy pół-żartem, że „tyle, ile trwa kawałek”. Więc tak naprawdę nie było jakiegoś większego planu, prócz ogólnych założeń, jak mniej więcej ma to wszystko wyglądać. Headlinerz to raczej projekt towarzyski, przy okazji którego powstało trochę materiału.
W jednym z numerów wspominasz o muzyce na jakiej się wychowałeś, jednak obecnie wpasowujesz się w trendy, eksperymentujesz – myślisz, że klasyczny rap w 2015 nie miałby wzięcia?
StahuStah: Gdybyś posłuchał moich wcześniejszych produkcji, zauważyłbyś, że ja od zawsze eksperymentowałem. Nagrywałem pod cykacze, kiedy nikt nawet nie potrafił ich układać w Fastrackerze (śmiech). To raczej trendy mnie dogoniły i teraz każdy jest, chce być fresh i „eksperymntować”. A w dzisiejszych czasach nie ma nic łatwiejszego, niż „eksperymentowanie”. Internet daje gotowe odpowiedzi na wszystko. Brzmienie? Stylówa? Wystarczy dwa razy kliknąć i masz receptę na wszystko. Klasyczny rap w 2015? Myślę, że ma się świetnie. Raperzy jak Joey Badass czy Action Bronson pięknie przypomnieli boombapowe brzmienia z lat 90tych, które z kolei dla słuchacza urodzonego po 2000 roku są właśnie eksperymentem. Także punkt widzenia zależy od tego, kto i z jakiej perspektywy patrzy. Mnie nie interesują klasyczne brzmienia. Byłem tam, zjadłem na tym zęby, przesłuchałem wszystkie płyty jak Włodi (śmiech) i lecę dalej! Numery typu „Deszcz”, „Neptunes Faling”, „Widziałem Cię” czy „Nienawidzę Cię” w ogóle nie są hiphopowe. Nie są nawet zarapowane, więc chyba można mówić o eksperymencie. Jaki inny raper w kraju robi takie numery prócz mnie? (śmiech) Poszukajcie na Youtube, jeśli jesteście ciekawi. Wszystko tam jest.
Zbliżamy się powoli do końca rozmowy – jak to było z tą kokainą – komu dedykowany jest ten numer? (śmiech)
Stahu Stah: Nie pamiętam dokładnie, kiedy nagrałem „Kokainę” (w ogóle nie za dobrze pamiętam tamten czas, ale chyba byłem niezły (śmiech)). Pamiętam za to, że to było w domu u mojego kumpla WRB (swoją drogą świetnego producenta, który już wtedy produkował dla takich artystów jak np. Fu), ok. 10 rano, po kilku piwkach na dobry początek dnia. Jeszcze wtedy kolegowaliśmy się z Pietzem. Ziom przyniósł ten bit i poleciałem. Nawet nie wiem, jak to się stało, że trafił do internetu – wtedy mało kto miał internet w domu. 10 lat później wciąż jest hitem, ma pewnie z kilka milionów odsłonięć, a ja nie zarobiłem na nim ani grosza (śmiech). Numer jest dedykowany wszystkim dziewczynom, które miałem przyjemność poznać w tamtych czasach, kiedy moim głównym zajęciem było jeżdżenie od imprezy do imprezy i łojenie tyłków na fristajlach. To było zdobywanie pierwszych poważnych doświadczeń – w rapie i z kobietami. W obu dziedzinach jestem już weteranem (śmiech).
Nawiążę do jednej z Twoich wypowiedzi, która przewinęłaś się podczas naszej ostatniej rozmowy:
„Z projektami u mnie to jest tak, że masa osób by coś chciała robić ze mną, ja bardzo chcę, ale nie mam tyle czasu.” – gdy ktoś się zgłasza, odmawiasz, czy po prostu wybierasz te najciekawsze propozycje?
StahuStah: Ze względu na moje wrodzone lenistwo połączone z brakiem czasu, niestety przyjmuję tylko takie propozycje, które naprawdę mnie kręcą i nie wymagają ode mnie wielkiego nakładu pracy. Dostałem niedawno propozycję od dużej wytwórni, żeby nagrać cały album z pewnym znanym raperem, w bardzo krótkim czasie. Niestety musiałem odmówić ze względu na brak tegoż czasu i stałego dostępu do nagrywki, w związku z moją przeprowadzką do Amsterdamu. Poza tym nie mam najmniejszego ciśnienia na fejm czy zaistnienie w mainstreamie. Nie utożsamiam się z polską sceną hiphopową, uczestniczę w niej jedynie siłą rozpędu. Po prostu mam kilku kolegów w branży, ale nie czuję się jej częścią.
Ostatnie pytanie, zajmujesz się muzyką ponieważ Cię stać, czy dlatego że jest to część Ciebie i mimo „dorosłego” życia nie umiesz się bez tego obejść?
StahuStah: Nigdy nie myślałem o nagrywaniu w kategoriach, czy mnie na to stać, czy nie. Zawsze znajdzie się chwila, żeby coś nagrać, a w dzisiejszych czasach naprawdę wystarczy niewiele – średni komputer, podstawowy program do nagrywki i w miarę dobry mikrofon. Uwielbiam nagrywać i będę nagrywał, nawet jeśli zupełnie zostawię rapowanie i skupie się tylko na śpiewaniu piosenek (co ostatnimi czasy preferuję, choć nie potrafię w ogóle śpiewać i nigdy nie brałem żadnych lekcji).
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Wywiad
Rabo: „Wychowali mnie mama, tata i Wojtek Sokół” – wywiad
Rozmawiamy z raperem, który nagrał płytę inspirowaną znanymi bajkami.
W ubiegłą sobotę ukazał się album Rabo „Życie to nie bajka”. To twórca znanego kanału związanego z filmami animowanymi Disneya, Pixara i DreamWorks. Mieliśmy okazję porozmawiać z byłym dziennikarzem programu „Uwaga!” na temat jego projektu.
Polećmy klasykiem na początek – jak zaczęła się Twoja przygoda z rapem?
Cóż… okres, gdy miałem 9 lat i kolega przyniósł do szkoły Grupę Operacyjną pozwolę sobie pominąć (śmiech). Oficjalnie wszystko zaczęło się rok później, gdy ojczym pożyczył mi swoją empetrójkę, bym się nie nudził w autokarze podczas wycieczki szkolnej. Znajdowała się tam „Droga” od Hemp Gru, którą momentalnie się zachwyciłem. Potem już poszło. Ogólnie jestem z pokolenia dzieciaków, dla których rap był jak łyk świeżego powietrza w świecie przepełnionym smogiem. Gdybym na pewnym etapie nastoletniego życia nie usłyszał, że „Damy radę”, to nie wiem, czy bym dał. Gdybym nie podśpiewywał sobie, że „Bierzemy sprawy w swoje ręce” albo że „Każdą porażkę obracam w sukces”, to też pewnie wszystko wyglądałoby inaczej. Nie bez powodu czasem żartuję sobie, że wychowali mnie mama, tata i Wojtek Sokół (śmiech). I coś w tym jest.
A skąd pomysł, by samemu zacząć rapować?
Od zawsze marzyłem, by być częścią tej kultury. Przez wiele lat prowadziłem kanał na YouTube, gdzie opowiadałem o różnych ciekawostkach, szokujących teoriach i absurdach związanych z filmami animowanymi, głównie ze stajni Disneya, Pixara i DreamWorks i gdy przekroczyłem magiczną barierę 100 000 subów, chciałem przygotować dla widzów coś specjalnego. Uznałem wtedy, że to dobra okazja, by zadebiutować i tak powstał utwór „Sto tysięcy powodów”. Odbiór był pozytywny, więc zacząłem doskonalić swój warsztat i dziś, po 5 latach od tamtego wydarzenia, myślę, że rozwinąłem się już na tyle, by przedstawić się szerszemu gronu słuchaczy.
No właśnie, niedawno do sieci trafiła Twoja EPka „Życie to nie bajka”, oparta na ciekawym patencie. Opowiedz o tym.
Od jakiegoś czasu kiełkował mi w głowie pomysł na płytę związaną z tym, czym zajmowałem się na co dzień. W końcu postanowiłem się za to zabrać i efektem tego jest album inspirowany znanymi animacjami, takimi jak „Toy Story”, „Auta” czy „Król Lew”. Bajki te stanowiły jednak jedynie punkt wyjścia do opowiadanych historii, dzięki czemu mogłem zgrabnie połączyć moje osobiste przeżycia z fabułą wspomnianych filmów. Przykładowo w utworze „Simba” opowiedziałem o swojej drodze do sukcesu, która ciągle trwa, niestety (śmiech). Refren oparłem na słynnej frazie Mufasy „Kiedyś to wszystko będzie Twoje”, którą kojarzy niemal każdy, a której, co ciekawe, Mufasa nigdy do Simby nie wypowiedział. Taki bajkowy efekt Mandeli.
Tu, gdzie jestem, konsekwentnie rządzi prawo dżungli
Walczę mężnie, bo lwie serce w mojej piersi dudni
Wygram ze złem, wsparcie wielkie mam od wiernych kumpli
Dzieło zwieńczę happy endem, będą ze mnie dumni!
Zanim jednak zdecydowałeś się wrócić do ksywki Rabo, wydałeś dwie EP-ki pod innym pseudonimem na osobnym kanale, którego prawie nikt nie zna.
I całe szczęście (śmiech). Faktycznie, w 2020 roku postanowiłem wypuścić pierwszą EP-kę, ale czułem podskórnie, że mimo iż teraz wydaje mi się to cudowne, to za parę lat zapewne będę wolał o tym zapomnieć. I faktycznie – dziś, gdy patrzę na swoje poprzednie projekty, na czele z tym starszym, to widzę, jak wiele rzeczy mógłbym zrobić lepiej. Ale cóż – chyba właśnie na tym polega rozwój. Ostatecznie dobrze mi zrobiło te parę lat w takim klasycznym podziemiu – miałem czas, by spokojnie progresować, a jednocześnie mało kto musiał być tego świadkiem (śmiech).
To teraz trochę z innej beczki – jak YouTuber trafia do redakcji Uwagi! TVN?
Faktycznie, jest to historia dość oryginalna. Niecałe 2 lata temu przechodziłem najgorszy okres mojego życia. To było chwilę po wypuszczeniu EPki „To The Ground”, która zresztą odzwierciedla ówczesny stan mojej psychiki. Z przyczyn niezależnych ode mnie, musiałem odejść jakiś czas wcześniej z YouTube’a, co wywróciło moje życie do góry nogami. Moim planem ₿ na życie był wtedy rynek kryptowalut, który jednak dał mi wielką lekcję pokory i plany bycia kryptomilionerem musiałem odłożyć na później. Ostatecznie znalazłem się w sytuacji, w której byłem bezrobotny, samotny i bez perspektyw. Wysłałem CV do wielu firm, by zaczepić się gdziekolwiek. Odpowiedziały mi dwie – jakieś Call Center i… McDonald’s (śmiech). Wybrałem pracę na słuchawce i – jak się potem okazało – ta jedna decyzja odmieniła moje życie.
Dlaczego? I jak to się łączy z pracą dziennikarza?
Już tłumaczę. W wielkim skrócie firma, w której zacząłem pracować, okazała się być jedną wielką kuźnią oszustów i prężnie działającą machiną okradającą starszych i schorowanych ludzi na grube miliony złotych. Gdy tylko zrozumiałem, w czym biorę udział, chciałem się zwolnić, ale ostatecznie tego nie zrobiłem. Uznałem, że więcej zdziałam, jeśli zostanę tam przez pewien czas, przemęczę się i zdobędę jak najwięcej dowodów na to, co tam się wyprawia. Ostatecznie wyszło lepiej, niż przypuszczałem. Odezwałem się do redakcji Uwagi! opisując całą sprawę i dostarczając im materiały. Podjęli temat i wspólnie zrealizowaliśmy 5-częściowy cykl reportaży o tytule „Szatańska Loża VIP”. Efekt był taki, że po pierwsze – złodziejska firma upadła, po drugie – wielu osobom odpowiedzialnym za ten niemoralny proceder postawiono zarzuty, a po trzecie – dostrzeżono we mnie potencjał i zaproszono do redakcji na staż. Reszta jest już historią. Szaloną, jak całe moje życie.
W takim razie gratuluję, dobra robota.
Dzięki. Swoją drogą na mojej najnowszej EP-ce nawiązuję do tych zdarzeń w kawałku „Pinokio”. Utwór ogólnie opowiada o poczuciu wyobcowania wśród rówieśników, o byciu niepasującym elementem układanki, ale także o potrzebie osiągnięcia wielkiego sukcesu, by mój Gepetto był ze mnie dumny i by nigdy mu niczego nie zabrakło. Myślę, że metafora jest zrozumiała dla wszystkich. Za to sama końcówka drugiej zwrotki jest właśnie o wspomnianej chwilę wcześniej historii. Pamiętam, że wszyscy przestrzegali mnie, bym się w to nie pakował, bo może stać mi się krzywda. Ja jednak miałem przekonanie, że w takich sytuacjach należy działać, nie bacząc na konsekwencje. I tak też zrobiłem. Na razie wszystko ze mną w porządku i mam nadzieję, że tak zostanie. A jeśli nie, to przynajmniej pozostanie po mnie muzyka.
Będę bronił starszych oraz kobiet, cóż
Nawet jak przypłacę to niejedną blizną
Nie chcę być prawdziwym chłopcem już
Od kiedy zostałem prawdziwym mężczyzną
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Wywiad
Małpa: „Moja żona ma tatuaż z okładką płyty Łony” – wywiad
W rozmowie z Małpą padają także ksywki Otschodzi i Lil Konona.
Z okazji pojawienia się na rynku winylowej wersji kultowego albumu „Kilka numerów o czymś”, spotkaliśmy się z Małpą z Warszawie, żeby porozmawiać o jego debiucie, który w większości został napisany we Włoszech.
Chociaż Małpa nigdy tego nie ujawniał, nasza redakcyjna koleżanka opowiedziała podczas rozmowy pewną anegdotę związaną z żoną rapera, która posiada tatuaż z Łoną. – Ma kilka rapowych tatuaży – przyznał raper w rozmowie z Luizą Di Felici. Więcej na ten temat w poniższej rozmowie.
Poruszone wątki w wywiadzie:
- „Kilka numerów o czymś” powstało we Włoszech na Erasmusie.
- Czy Małpa inspirował się włoskimi artystami?
- Lil Konon i jego zakola
- Otsochodzi kupuje winyl za 12 tys. zł
- Praca na stacji benzynowej
- Dlaczego Małpa zniknął na 6 lat?
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Wywiad
Feno: „Young Leosia i Bambi to grzeczna muzyka, która trafia do dzieci” – wywiad
Jak i kiedy modli się Edzio, Pikers GOAT, Grande Connection i monetyzacja konfliktów freakfightami.
Nasza rozmowa z Feno to przede wszystkim tematy rapowe. Czy kobiecy rap w Polsce jest dobry? Tutaj raper wspomina o Bambi, Young Leosi i Oliwce Brazil.
– Mamy Young Leosię i Bambi. To są takie najpotężniejsze postacie. To jest taka grzeczna muzyka, która trafia do dzieci. Sanah i Julka Żugaj to ten sam case – mówi Feno w rozmowie z Oskarem Brzostowskim dla GlamRap.pl.
– Mi rap się kojarzy z lekkim sk***ysyństwem. I takiej damskiej postaci jak Cardi B nie ma. No jest Oliwka i ma te skillsy, ale ewidentnie też jakieś problemy wizerunkowe. Żyjemy w post katolickim kraju, w którym nie ma akceptacji na jakieś jechanie w stylu Oliwki Brazil i obciąganie ku**sów – dodaje.
W rozmowie ponadto:
- Feno spotyka dwie małe dziewczynki, które są fankami Bambi
- Co myśli o Grande Connection
- Jak i kiedy modli się Edzio
- Kacper HTA i monetyzacja konfliktu freakfightami
- 10 tys. pomysłów Sebastiana Fabijańskiego
- Pikers to GOAT
- Najbardziej klimatyczny festiwal rapowy
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Wywiad
Mamy dość technicznego rapu? Koro: „Eripe, Tomb czy Golin wyczerpali tę formułę” – wywiad
Koro mówi o Young Leosi, Bambi, Grande Connection, Szpaku, White Widow i Taazym.
Podczas naszej rozmowy z Koro poruszyliśmy ciekawy wątek kalkulacji i warsztatu w polskim rapie. Czy w dzisiejszych czasach odbiorcy nie chcą słuchać już przekminionych wersów czy liczyć podwójnych i potrójnych rymów?
Koro „To nie rap się zmienia”
Jak twierdzi Koro, to nie rap się zmienia. – To raperzy zaczęli robić inny rodzaj muzyki. To nie chodzi o to, że rap się rozwija, bo on ma proste korzenie i prostą definicję, tylko ludzie otwierają się na coraz więcej rzeczy. W każdą stronę ta granica się przesuwa – mówi Koro w rozmowie z Oskarem Brzostowskim dla GlamRap.pl.
Nie chcemy już słuchać rapu dobrego warsztatowo?
W większości wypadków rap odbił w stronę popu, śpiewanych refrenów i autotune’a. Bardzo nieliczni robią jeszcze rap stawiający na technikę.
– Dzisiaj młodzi raperzy nie muszą być dobrzy warsztatowo. Tacy gracze jak Eripe, Tomb, Quebo, Golin i jeszcze mógłbym wymienić parę ksywek, wyczerpali na tyle tę formułę, że ludzie mają dość. Żyjemy w takich czasach TikTokowych i przebodźcowanych, że ta muzyka ma być takim głaskaniem psychiki, żeby się wyluzować, a nie rozkminiać o co chodziło – twierdzi Koro. Czy to dobrze czy źle? Wśród fanów możemy dostrzec dwa główne obozy. Pierwszy, który krytykuje większość rzeczy wychodzących od młodych twórców i drugi, który jest zafascynowany każdym kawałkiem, którego głównym zadaniem jest wpaść w viral i największą rotację.
W poniższej rozmowie poruszyliśmy takie wątki jak: Young Leosia i Bambi nagrywają w szafie, działalność Grande Connection, dissy i beefy się nie kalkulują, konflikt Szpaka i White Widow, Taazy objawieniem freakfightów, co z walką na Fame MMA, a także, kiedy nowa płyta.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Wywiad
Pueblos (Bitwa o Południe): „Żyję z freestyle’u, to moje główne źródło utrzymania” – wywiad
Rozmawiamy z organizatorem Bitwy o Południe.
Wybraliśmy się na BOP9, gdzie mieliśmy zrobić relacje z wydarzenia, ale jak to z freestylem – zamiast relacji przeprowadziliśmy kilka mocnych wywiadów. Na pierwszy ogień rozmowa z Pueblosem – organizatorem Bitwy o Południe.
– Randomowi ludzie boją się BOP-u i boją się wystąpić. Wiedzą, że można się bardzo łatwo zbłaźnić, jak np. wchodzący teraz bez koszulki Syn Młynarza z flagą Kiribati – mówi w rozmowie z Oskarem Brzostowskim dla GlamRap.pl Pueblos.
Organizator Bitwy o Południe ujawnił przed naszymi kamerami m.in., że jako jedna z nielicznych osób, a może nawet jedyna utrzymuje się z organizowania bitew freestyle’owych. – To moje główne źródło utrzymania – przyznaje.
Z Pueblosem porozmawialiśmy m.in. o aktualnej sytuacji BOP-u i WBW i najbardziej przyszłościowych zawodnikach, którzy jeszcze namieszają we freestyle’u.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Tym razem przed naszymi kamerami zasiadł Sarius, z którym w ponad godzinnym wywiadzie poruszyliśmy mnóstwo tematów, także ten jeden z najbardziej grzejących, czyli niesnaski z Żabsonem.
Kilka tygodni temu między Sariusem z Żabsonem doszło do małego konfliktu, który miał zostać nie do końca zrozumiany przez słuchaczy. Sarius zdecydował się szczegółowo opisać, o co chodziło i dlaczego Żabson miał u niego dług.
Ponadto szef Antihype ujawnił, czy żałuje, że sytuacja z Gibbsem lub Deysem tak się potoczyły.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
-
News4 dni temu
Gangster, który pobił Wilka z Hemp Gru, opowiedział o tym przed kamerą
-
News2 dni temu
Ostatni koncert Quebonafide – wyciekła dokładna data
-
teledysk3 dni temu
Oliwka Brazil: „Dziewczyny z branży mają chcice jak zwierzęta”
-
News5 dni temu
Dlaczego Suja nie pracuje? Znamy odpowiedź
-
News4 dni temu
Bambi w dwa lata została rap superstar. Przegoniła nawet swoją szefową
-
News5 dni temu
Onet pisze o Jongmenie ukrywającym się w Dubaju przed polską policją
-
News5 dni temu
„Hip-hop umarł” – twierdzi znany polski producent
-
News2 dni temu
Bonus RPK: „Na tym mikrofonie Gabi nagrała diss na Chadę”