Sprawdź nas też tutaj

Felieton

Wyjdzie w praniu. Jak to się robi na południu? |FELIETON

Opublikowany

 

Ujawniając jego personalia, zniżylibyśmy się do frajerskiego poziomu.

Cześć, z tej strony Modest. Rzekłbym, że przepraszam każdego za zwłokę, ale zastanawiam się, czy aby nie byłoby to wyjściem przed szereg? Przyzwyczaiłem ludzi do tego, że od dłuższego już czasu w co drugi poniedziałek czytają oni moje utyskiwania, zachwyty, spostrzeżenia czy emocjonalne, ekshibicjonistyczne zrywy. W zeszłym tygodniu zaniemogłem i byłem okropnie zły na siebie z tego powodu. Dotychczas konsekwentnie trzymałem się tych terminów i nawet jak przyszło mi pisać podczas gorączki, to nikogo (a przede wszystkim siebie) nie zawiodłem i tekst – mimo że mógł odstawać od pewnego poziomu – zawsze był opublikowany w ten felerny poniedziałek. Ze względu jednak na brak odzewu po ostatniej wpadce, nie jestem pewny poziomu tego przyzwyczajenia. Powiedzcie, że jestem w błędzie! Tym bardziej, że zamierzałem przygotować ekskluzywny materiał o – powiedzmy – wpływie populacji Tanzanii na regres polskiej alternatywy. Zdecydowałem się natomiast na wykonanie innego kroku. Skoro jutro ma miejsce premiera Wypranej EP Furmana i w międzyczasie trwa jej promocja na naszych kanałach, pomyślałem, że połączę przyjemne z pożytecznym i przybliżę wszystkim kilka zakulisowych ciekawostek. Wiecie, takich dotyczących promocji, produkcji, dystrybucji, masturbacji. Tanzańczycy mogą poczekać.

O ile mnie pamięć nie myli, pierwsze wzmianki o tym, że Furman zaczyna nad czymś pracować, pojawiły się w ostatnim kwartale ubiegłego roku. Wrzesień, październik. Przypuszczam, że bardziej październik, w którym to odbyła się premiera utworu Furmana, zatytułowanego… Lipiec. Tak, zdaje się, że był to pierwszy bodziec do napisania płyty i wtedy też zabrzmiały pierwsze telefony w tej sprawie. Nasz przyjaciel pracował sobie spokojnie nad albumem, a życie toczyło się dalej. Kumple, praca, Szkocja, stresy, interesy. A przepraszam, "spokojnie" to najbardziej delikatne określenie. Zaczęło się od tego, że zrobiliśmy gruntowny porządek i przemeblowanie w naszym studio i – jak to bywa po zmianach – każdy pragnął już wejść do kabiny. Niestety, pragnienia zniweczyła awaria interfejsu. Żeby tego było mało – cały proces reklamacyjny, kupno nowego sprzętu, oddanie go z powodu… usterki, następny okres rozpatrzenia reklamacji, zwrot pieniędzy i zakup kolejnego Focusrite'a trwały przeszło trzy miesiące. Równolegle Furman kupował beaty i pisał teksty. Pewnego razu ten sam człowiek, który na każdym kroku podkreśla, że od konceptualnych (do granicy przekombinowania) numerów, woli wykonywać prosty, acz dosadny rap, przedstawił mi pomysł na klip, którego nie powstydziliby się mistrzowie gatunku, za jakich prywatnie uważam Łonę i Webbera. Oniemiałem. Musieliśmy zwrócić się o pomoc do znienawidzonej przeze mnie instytucji KZK GOP. Oznaczało to kolaborację (słownikową, nie hip-hopową), ale lubimy wyzwania i wiedząc, że będzie ciężko, zatelefonowaliśmy gdzie trzeba. Urzędowe pisma, bieganie po biurach i dostawanie gołą dupą w twarz od zasiadających w nich ludzi, głuche telefony. Mamy już doświadczenie w tym zakresie. Pech chciał, że skończyło się na wielkich planach i w zasadzie mógłbym tutaj zdradzić cały scenariusz teledysku, lecz wierzę, że jeszcze uda się sfinalizować ten pomysł przy innej okazji. A wspomniane doświadczenie wykorzystaliśmy w przygotowaniach do klipu Pranie, którego premiera miała miejsce nie tak dawno temu. Najsmutniejsze jest to, że plany nie pokrzyżowała jakaś odmowa ze strony KZK GOP, a pewien szkodnik z Radomia.

Wszystko zapowiadało się zgodnie z planem jak w Czasie Surferów, dopóki nie pojawił się Rysio. Furman dostał beat, zaczął pisać tekst, a w wolnej chwili załatwiał formalności, związane z klipem. Wszystko ułożyłoby się idealnie, gdyby producentem tego utworu nie było nieznane dotąd wcielenie "chytrej baby z Radomia". Czym on doprowadził Patryka do frustracji i zniechęcania, co miało wpływ na opóźnienie premiery Wypranej EP? Otóż pożądany beat został wybrany spośród wielu innych z Soundclouda autora, a przelew został zrealizowany. W tych czasach to już powszechność niczym zakupy w Biedronce. Transakcja dotyczyła jednej produkcji, ale Furmanowi spodobały się trzy. Następnie ten beatmaker (i jak siebie sam nazywa, raper) poprosił o przesłanie większej ilości pieniędzy. O kwotę, która mu brakuje do mikrofonu. Zapłacono więc za kolejny podkład. Prace nad albumem trwały dalej, ale od momentu przekazania wokali do aranżacji, klaun przestał odpowiadać na wiadomości przez trzy tygodnie, a gdy łaskawie odpisał, to kłamiąc, że wyśle w ciągu doby. Po kilku nerwowych tygodniach, Furman dostał aranże, ale bez śladów. Rozmowy z gościem były męczące i mogły wydawać się bezcelowe, ponieważ wciąż jedynie się ściemniał. Padły werbalne groźby, ponieważ może i ta kwota za dwie produkcje nie była jakaś zawrotna, ale przyzwoitość powinna być czymś naturalnym, a nie towarem luksusowym. Chłopak tłumaczył się przeprowadzką i innymi pierdołami wyssanymi z palca, ale ewidentnie miał nieczyste sumienie. Zwłaszcza, że na jego profilu oraz pod utworem Deysa, który on wyprodukował, pojawiały się uzasadnione oskarżenia od innych osób. Zablokował również każdą możliwą formę kontaktu oraz zmienił… ksywę, nad której reputacją tak pracował. Wierzymy przede wszystkim w zasady, więc nie będziemy wymieniać jego nazwiska. Zresztą, ujawniając jego personalia, zniżylibyśmy się do frajerskiego poziomu, jaki reprezentuje ten kretyn. Tego typu zachowanie przynosi jednak refleksję. Osobiście postarałbym się zrozumieć jego postawę, gdyby był on popularniejszy niż Donatan, a serwery jego poczty byłyby zapchane od propozycji współpracy. Młodemu – być może perspektywicznemu – producentowi tak po prostu nie przystoi. Najciekawsze, że to druga osoba z Radomia, która dopuściła się czegoś podobnego we współpracy z nami. Peja straszył kiedyś Liroya chuliganami Arki Gdynia. My nikogo nikim nie będziemy straszyć, wyzywać jak nasi przodkowie od warchołów też nie zamierzamy, ale wiedz jedno typie – hip-hop w Twoim przypadku powróci do lat 90'. I niekoniecznie muzycznie. Mam na myśli pierwszą Molestę i teksty Włodiego o bójkach pod klubem. Niestety nasz biedak trafił na frajera, przez co trzy gotowe nagrania już nigdy nie ujrzą światła dziennego. Wszystko to wywołało złość, zmęczenie i zniechęcenie, które wpłynęły znacząco na przełożenie premiery o kilka miesięcy. Szczególnie, że nie było gdzie nagrywać. Pieprzony interfejs.

Tym sposobem nastał styczeń, a zmotywowany Furman ogłosił w gronie elQuatro, że w lutym odbędzie się premiera! Zainspirowało to resztę do działania i jak zwykle w bliźniaczych sytuacjach, zaczęliśmy myśleć o promocji. Podzieliliśmy się obowiązkami. Informację prasową napisałem, słysząc zaledwie kilka numerów z płyty. Całość przesłuchałem dopiero wtedy, gdy otrzymaliśmy zmiksowany materiał od Nagrywarki, a okładka była już gotowa. A przynajmniej jej wstępna wersja. Zadaniem wykonania okładki obarczyliśmy naszego człowieka – Pan Sezamek. Realizacja frontu, tyłu i wewnętrznej części poligrafii, a także przygotowanie jej do druku oraz zrobienie prezentacji, grafik na portale społecznościowe i wszelkiej maści rzeczy do zaprojektowania, trwała ponad dwa tygodnie (bez podziału na dni robocze i wolne) przez 8 godzin dziennie! Luty zbliżał się nieuchronnie, a raptem kilka numerów było kompletnych. Jednym z nich był opublikowany wczoraj Zagłębie Dąbrowskie [Robię Swoje]. Pamiętam, że brałem bierny udział w sesji nagraniowej do tego numeru. Wstawiliśmy się w naszym – niedziałającym jeszcze – ToNieTo Studio w trójkę, a KAEES zabrał ze sobą swój sprzęt, umożliwiający rejestrację wokali. Nie przypominam sobie, żebyśmy korzystali z jakichś używek, ale jeden wers Furmana mógłby o tym świadczyć. Wy usłyszeliście w jego zwrotce frazę "upalony ziomek", przy czym pierwotna wersja brzmiała "upalony pojeb". Co więcej, zostało to tak zajebiście zarapowane, że z Kaeesem tylko spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo i długo nie myśląc uznaliśmy, że tak powinna brzmieć nazwa kawałka. Upalony pojeb! Brzmiało to genialnie. Może i było w tym trochę kalkulacji, gdyż taka nazwa mogłaby się przyjąć, ale po prostu zostaliśmy oczarowani tym fragmentem. Długo lobbowaliśmy za tym, żeby tę nazwę pozostawić w użyciu. Tygodniami! Jak dowiedziałem się, że Patryk zmienił ten wers, zrobiłem się smutny. Serio. Kaees pewnie też! Przy reszcie numerów nie brałem udziału, ponieważ zostały zrealizowane w Gliwickim Studiu Nagrań. Trwało to niewiele ponad tydzień!

Kiedy usłyszałem Pranie byłem zdumiony tym chłopakiem, ponieważ sam sobie zaprzecza w kontekście konceptualnych numerów. Numer jest piękny. Nie dziwi więc, że dwa tygodnie temu mogliśmy odsłuchać go, jednocześnie oglądając teledysk. Realizacją zdjęć i montażem zajęła się zaprzyjaźniona ekipa – Filminati. Zaproponowali oni miejsce kręcenia natychmiast po usłyszeniu utworu i finalny obrazek wyszedł z ich inicjatywy. Problemem z kolei okazało się znalezienie samej pralni. Nigdy bym nie powiedział, że znalezienie takiego przybytku na południu graniczy z cudem. Szkoda, że pralnia w pobliskim Będzinie kilka lat temu stanęła w płomieniach. Pierwszym wyborem był Oświęcim, lecz z marnym skutkiem. Ostatecznie udało się znaleźć pralnie, będącą częścią gliwickiego Centrum Onkologii. Początkowo dostaliśmy zielone światło, lecz dla formalności musieliśmy przygotować pismo. Następnie musieliśmy pismo przeredagować. Furman latał od pomieszczenia do pomieszczenia, słuchał wymówek Grażyn, a w konsekwencji poznał wyższość i pogardę prezesa. Trwało to kilka dni, co opóźniło klip, który zaś finalnie nakręcono w prywatnej pralni Bielux. W tym czasie ruszyły już machiny promocyjne. Mieliśmy ciekawy plan, równający się poziomem z promocją płyty "Nagrania". Z części pomysłów musieliśmy zrezygnować, część wyszła (o ironio!) w praniu. Popełniliśmy jednak jeden błąd. Zapowiedź planowaliśmy opublikować tydzień przed teledyskiem i do momentu jego premiery podsycać zainteresowanie. Żeby to zrobić, najpierw powinniśmy mieć wszystko na dysku, gotowe do publikacji. Jak się okazało, chcieliśmy aż zanadto trzymać się terminów i zrobić premierę jeszcze w lutym. Ukazała się więc zapowiedź, choć na planie teledysku nie padł jeszcze ani jeden klaps. Mieliśmy jednak zapewnienia od każdej ze stron, że zdążymy się wyrobić w tydzień. Nie przewidzieliśmy problemów ze znalezieniem miejscówki, które opóźniły zdjęcia, a co za tym idzie, premierę. Wideo ukazało się dwa tygodnie później, poprzedzone okresem ciszy, a spowodowało to, że o zapowiedzi już każdy zapomniał, a zainteresowanie klipem nie było praktycznie niczym pobudzone. Szkoda, bo już sama zapowiedź była niesamowicie intrygująca i zrealizowana z tą samą pieczołowitością, co wideoklip. Premierę i tak przełożyliśmy na 7 marca. Na szczęście nie próżnowaliśmy i zdążyliśmy przygotować materiał na nowy krążek elQuatro. Licząc od jutra, będzie się działo!


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

 

Felieton

Dwa Sławy – czy dobrze już było? – felieton

Zabawa formą vs wielowymiarowe metafory.

Opublikowany

 

dwa sławy

Od premiery najnowszej płyty Dwóch Sławów minęły już dwa miesiące. Zdążyłam się z nią solidnie osłuchać i dowiedzieć, co dobrze by było opisać. Opinie o projekcie – wprost mówiąc – nie są najlepsze, co duet wziął już na klatę. Moje zdanie jest jednak nieco inne więc zapraszam na łyżkę miodu w beczce dziegciu.

Kryzys wieku średniego?

Zacznę prosto z mostu – uwielbiam ten duet. Na ich wielowymiarowe metafory trzeba kupić drukarkę 3D. Zabawa słowem, luz i humor to cechy, które niewątpliwie muszę im przypisać i wcale nie muszą nikogo do tego przekonywać. Ale, co w sytuacji, gdy masz za sobą dziesięć lat punchline’ów, wszechobecnej beki i hashtagów, a fani czekają? Jasne, możesz zrobić kolejny taki sam album, który i tak nie ma podjazdu do debiutu. Stąd najnowszy projekt Astka i Rada jest totalnie zrozumiały – dajmy im działać i się rozwijać. Kryzys wieku średniego i te sprawy.

Zabawa formą

A tak serio – spodziewaliście się kiedyś, że łódzki duet mógłby zagrać swoje numery na imprezie Świętego Bassu albo zrobi manifest polityczny, który będziecie podśpiewywać pod prysznicem? Chcecie starych Sławów – włączcie „Ludzi Sztosów”, proste. I oczywiście – jak większość z Was – analizowałam ten album na Genusie, łapiąc się za głowę po wytłumaczeniu kolejnego wersu. Jednak… to było dekadę temu. Nikogo zatem nie powinno dziwić, że przyszedł u panów czas na zabawę formą, poniekąd wyniesioną z projektu club2020.

Najwyżej będzie stójka lub parter

Czy „Dobrze by było” jest krążkiem bez treści? Złośliwi powiedzieliby, że tak. Ale obiektywnie patrząc – numery „Myślałem, że będzie gorzej” czy wcześniej wspomniany bez nazwy „To nie jest kraj dla kabrioletów”, mają to, co tygryski lubią najbardziej. Jest więcej śpiewów, autotune’ów i wtyczek niż kiedykolwiek. I dobrze by było trochę odpuścić, wychillować i zaakceptować ten wytwór, spięty słuchaczu. A, że krążek buja i na żywo miałam okazję sama się przekonać na trasie – a jakże! – „Dobrze by było Tour”. Już 4 kwietnia w ich mothership (czytaj w Łodzi) zagrają finałowy koncert więc jeśli w domowym zaciszu denerwują Cię te chłopy, daj im szansę. Najwyżej będzie stójka lub parter.

Czytaj dalej

Felieton

Drugi koncert Quebonafide na Narodowym. Czy to jawne oszustwo? – felieton

Na pewno zachowanie nie po koleżeńsku.

Opublikowany

 

quebonafide

Organizacja pożegnalnego koncertu Quebonafide przypomina zabawę w kotka i myszkę. Na pewno jest brakiem poszanowania dla słuchaczy, którzy kupili bilet i właśnie się dowiedzieli, że ostatni koncert rapera będzie miał kilka dat.

Wyobraźmy sobie sytuację, że kupujemy limitowaną płytę artysty za 200 zł, który deklaruje, że nakład tysiąca sztuk nie będzie nigdy wznawiany. Tymczasem zamiast cieszyć się z „białego kruka” w domu dowiadujemy się jeszcze w dniu zakupu, że z powodu dużego zainteresowania płytą postanowiono dotłoczyć drugi tysiąc egzemplarzy. Podobne do tej sytuacje już się zdarzały, ale płyty były dotłaczane po kilku latach. Tym niemniej, mamy tu do czynienia ze złamaniem umowy między artystą a słuchaczem, czyli ze zwykłym oszustwem.

Pierwszy, drugi… i trzeci – „ostatni koncert” Quebonafide

Podobnie jest z koncertem Quebonafide. W przeciągu bardzo krótkiego czasu, słuchacze mogą czuć się oszukani i to aż dwukrotnie. Za pierwszym razem, kiedy „Ostatni koncert Quebonafide” miał się odbyć online. Po kilku tygodniach, kiedy wykupiono bilety na wydarzenie, dowiedzieliśmy się, że wcale nie będzie to ostatni koncert, bo ostatni odbędzie się dzień później na PGE Narodowym. Kombinacje alpejskie, przesuwanie startu sprzedaży zakupu biletu to temat na zupełnie oddzielny wątek, ale to co się dzisiaj wydarzyło i jak zostały potraktowane osoby, które kupiły bilety na wydarzenie online powinno skończyć się co najmniej bojkotem ze strony odbiorców.

To jednak nie koniec kpin ze słuchaczy.

Pierwszy, drugi i trzeci – „ostatni koncert” Quebonafide

Oszustwo na drugi koncert?

W czwartek, w zaledwie parę godzin bilety na ostatni koncert Quebonafide na Narodowym zostały wyprzedane. Jeżeli ktoś miał szczęście, to po kilku godzinach walki z systemem bileterii i zacinającej się stronie kupił bilety. To nic, że będzie siedział gdzieś za przysłowiowym filarem, w ósmym rzędzie z daleka od sceny. Miał świadomość i satysfakcję, że warto było się pomęczyć, bo miało to być jedyne takie wydarzenie – unikalne, tak przynajmniej go zapewniano. Więc zamiast wcisnąć „Esc” postanowił wziąć nawet to najsłabsze miejsce, bo będzie częścią historii. Nic bardziej mylnego.

Po kilku godzinach ogłoszono, że „ostatni koncert” Quebonafide będzie miał jeszcze jedną datę. Dzień wcześniej raper zagra jeszcze jeden koncert. Dzień wcześniej! Przecież to brzmi jak absurd. Tuż po zakupie biletu, zmieniane są zasady gry i umowy między raperem a słuchaczem. Wygląda to jak celowe działanie i wprowadzenie kupującego bilety w błąd. Który koncert więc będzie tym ostatnim. Ten 27 czy 28 czerwca?

Quebonafide z ostatniego koncertu robi sobie trasę koncertową, choć przy zakupie biletu z nikim się na to nie umawiał. Ba, sugerował unikalne i jedyne tego typu wydarzenie. Tymczasem osoby, które walczyły dzisiaj o bilety będą musiały pocieszyć się zmęczonym artystą po występie dzień wcześniej i zleakowanym koncertem na TikToku.

Opinie słuchaczy
Opinie słuchaczy
Opinie słuchaczy

Czytaj dalej

Felieton

Zaginiona córka Magika. Kamka z „Rap Generation” to przyszłość sceny? – felieton

Uczestniczka programu zdobyła uznanie jurorów i widzów.

Opublikowany

 

kamka

Za nami dwa pierwsze odcinki programu „Rap Generation”, po którym sporo emocji budzi Kamka – skromna raperka z klasycznym sznytem.

Kamka „zaginiona córka Magika”

Kamka wykonała w programie utwór „To nie GTA”. Spodobał się on Pezetowi, Malikowi i Leosi. Pierwsze recenzje występu Kamki wśród widzów są bardzo, ale to bardzo pozytywne – mówi się już wprost o nowej świeżości na scenie. Nie tylko komentatorzy hip-hopowi są pełni optymizmu, ale także słuchacze. Pod nagraniami z Kamką pojawiają się prawie same propsy:

  • Lepszego flow nie słyszałem w polskim rapie od lat.
  • Vibe jak Paktofonika.
  • Zaginiona córka Magika.
  • Malik jest w szoku, że można tak rymować.
  • Leosia w końcu usłyszała prawdziwy damski rap.
  • Rzadko mam ciary od muzy, dzięki młoda za emocje.

Czy Kamka to przyszłość sceny?

Pojawienie się newschoolu i nowej fali raperów zrewolucjonizowało scenę, ale nie spowodowało, że weterani tworzący klasyczny odłam zaczęli zdychać z głodu. Po kilku latach tryumfu młodej fali, dinozaury sceny zaczynają brać coraz głębszy oddech. Młodzi wracają do oldschoolu, co widać chociażby po ilości koncertów starych wyjadaczy. To też bardzo dobra wiadomość dla Kamki, która dała się poznać z klasycznej strony.

Najpopularniejsze raperki w kraju to twórcy newschoolowi, balansujący na granicy rapu i popu. Kamka jest ich przeciwieństwem i z automatu zdobyła przychylność sporej części odbiorców, którzy – powiedzmy sobie szczerze – nie przepadają za rapem Bambi, Young Leosię czy Oliwki Brazil. Dobrze poprowadzona Kamka może stać się jedną z głównych sił na polskiej scenie rapowej. To idealny czas na kobiecy trueschool – słuchacze o to zabiegają jak nigdy dotąd, rzygając cukierkowością i zbyt przesadną wulgarnością.

Kim jest Kamka

Kamka, czyli Kamila Podziewska to 20-latka pochodząca z Suwałk, która obecnie mieszka w Warszawie. Swoje numery publikuje od 1.5 roku, chociaż pierwsze teksty zaczęła pisać już w szkole podstawowej. W ostatnim czasie publikuje coraz więcej muzyki i nie boi się eksperymentować z różnymi gatunkami. Raperka może liczyć na wsparcie mamy, siostry, ojczyma i babci. Z tatą nie utrzymuje kontaktu.

Łączy rap z wojskiem

Kamila od lat interesuje się wojskowością. To studentka Akademii Sztuk Wojennych. Przez ostatnie dwa lata służy w Wojskach Obrony Terytorialnej: wyjeżdża na granice, poligony i ćwiczenia.

Czytaj dalej

Felieton

Sentino spadł Truemanowi jak z nieba. Uwiarygadnia scamy – felieton

„Udawany milioner, największy pozer i scamer”.

Opublikowany

 

trueman sentino
fot. kadr z wideo yt/TrueMan

Trueman został menagerem Sentino, pomógł wydać mu książkę, wypuścili razem płytę i przy jego medialności promuje swoje biznesy. Co najważniejsze – Sentino uwiarygadnia je, a ten może docierać do nowej grupy docelowej, którą łatwo scamować.

Trueman to postać pozująca na milionera, która uchodzi za płynnie poruszającego się po biznesach internetowych i kryptowalutowych. Za każdą z jego działalności ciągnie się jednak potężny smród, a na największych forach o zarabianiu w sieci jest określany przez użytkowników jako scamer, czyli oszust.

Sprzedawca ebooków

Początkowo internetowa działalność Truemana opierała się na tworzeniu filmów na temat innych twórców. Szybko jednak przeszedł do sprzedaży własnych ebooków. W 2020 roku ukazał się „Milioner 2021”. W ebooku obiecywał jak zarabiać setki złotych dziennie na afiliacji kont bankowych. Osoby, które dały się namówić na zakup magicznej wiedzy Truemana, twierdzą, że poradniki finansowego influencera to same ogólniki i oczywistości. Wszystko, co znajduje się w jego książkach, znajdziemy na pierwszym lepszym kanale o finansach.

I tak np. promowany przez niego projekt kryptowalutowy ScanDeFi okazał się być pump and dumpem, czyli oszustwem finansowym, który polega na sztucznym podbijaniu cen aktywów (w przypadku Truemana, cenę podbijały jego kontakty z influencerami), żeby potem na górce szybko je sprzedać, zostawiając innych inwestorów z bezwartościowymi udziałami. Na kryptowalucie zarobił oczywiście tylko Trueman, a straciły osoby, które mu uwierzyły, że zarobią. Z przekazów medialnych wiemy, że wzbogacił się na tym o ok. 180 tys. zł.

Punktem zwrotnym w jego karierze było podjęcie współpracy z Amadeuszem Ferrarim, który był idealnym uwiarygodnieniem działalności Truemana w sieci. Dzięki niemu mógł docierać do nowej grupy odbiorców i pomnażać na niej swój majątek. Jak sam mówił, w wieku 20 lat miał na koncie podobno 4 mln zł. Prowadził też rzekomo 12 firm. Jego nazwiska próżno jednak było szukać w KRS czy CEIDG, a jedyną działalność jaką miał, była ta otworzona w 2022 roku.

Trueman o sobie

„Oscamował tyle ludzi. Łapią się na to dzieciaki”

Wśród społeczności skupionej wokół zarabiania w Internecie Trueman jest spalony, mając opinię scamera, z którym nie warto wchodzić w żadną współpracę.

„Ten gość opiera się tylko na farmazonach. Łapią się na to dzieciaki, które myślą, że jak kupią ebooka to będą robić kasę jak ich idole z Internetu. Tu nie ma żadnej wartości.”

„Gościu przecież tyle ludzi oscamował, czy to na fake krypto, bukmacherka czy kij wie co jeszcze. Tak jak wszystko inne, zapewne jego aktualna działalność opiera się na wyłudzeniu jak największej kasy i rozpoczęcie kolejnego „biznesu”.”

Opinie o Truemanie na make-cash.pl

Sentino – uwiarygadniacz

Co więc można zrobić w sytuacji, kiedy branża nie chce mieć z tobą nic wspólnego? Poszukać odbiorców w innej, robiąc biznes na tych, którzy cię jeszcze nie znają i próbować założyć własną społeczność. Pomóc w tym może ten, który ma już wierną grupę fanów, czyli w tym przypadku Sentino.

Obecnie Trueman działa jako menager Sentino. Pomógł wydać mu książkę, razem również wydali płytę „BNP”. Współpraca z raperem otworzyła mu nowe możliwości i dotarcie do całkiem innej grupy odbiorców i to liczonej w setkach tysięcy. Bazując na stałej grupie słuchaczy Sentino i jego muzyki, Trueman chce spieniężyć swoją współpracę z raperem kolejnym biznesem – BNP.Global. To społeczność, która ma zrzeszać „scammerów, finesserów oraz hustlerów”.

Nowy biznes Truemana i Sentino

Sentino wydaje się być do tego idealną postacią, która od lat polaryzuje środowisko rapowe, ale ma też zaufane grono fanów. Panowie zaczęli właśnie promować nowy biznes, oczywiście pokazując jak bardzo są zarobieni, bo nic nie działa tak na wyobraźnię, jak kupno bransoletki za 20 tys. zł czy okularów za 5 tys. zł

Oferta BNP Global to zero konkretów i same ogólniki. Osoba, która zarabia na jakimś biznesie nie ujawnia swoich metod zarobków, chyba, że metodą na zarabianie jest sprzedawanie takich właśnie ebooków.

– Idziemy jeszcze po najdroższą torbę, która jest w Louis Vuitton dostępna, która jest w cenie samochodu polskiego rapera – mówi Sentino w pierwszym vlogu reklamowym, którego zadaniem jest napędzić jak największą ilość osób do zakupu dostępu do nowej platformy Truemana.

Niestety, po komentarzach widać, że współpraca Treumana z Sentino jest strzałem w dziesiątkę. Tylko nieliczni dopatrują się w ich biznesie czegoś niepokojącego. Dodatkowo jakiś czas temu pojawiła się informacja o pogodzeniu się Sentino z Malikiem i ich spotkaniu w Paryżu, do czego miał doprowadzić sam Trueman. Czy szef GM2L będzie kolejną osobą, która ma uwiarygadniać szemrane biznesy, czas pokaże.

Odbiorcami Truemana są teraz najwierniejsi fani Sebastiana

Czytaj dalej

Felieton

Lacazette ratuje niemiecki rap – felieton

Młodego rapera propsują m.in. Capital Bra, Celo, Abdi, Loredana i Kolja Goldstein.

Opublikowany

 

Przez

lacazette

Niemiecki rap od pewnego czasu nie ma zbyt wiele do zaoferowania i to samo zdanie podziela raperka Loredana. Ciężko robi się na sercu słuchaczy, nie ma co ściemniać, że niemiecka scena była po francuskiej jedną z najmocniejszych w Europie, a tu ledwie kilku artystów nadaje się do konsumpcji. Obecnie albumy wpadają w jedno ucho i tak samo szybko wylatują drugim. Treści oraz teksty nie trenują mózgu, nie bawią, ani nie intrygują. Jadąc w Sbahnie grzebiesz coś na telefonie i nawet nie wiesz, czego słuchasz. Do czasu aż pojawił się Lacazette, który zmusza odbiorcę do poświęcenia mu inkluzywnej uwagi.

„LID” – album roku 2024

Nazywa siebie samego ratunkiem niemieckiego rapu i raczej nie będzie musiał składać od tego apelacji. Nikt nie zarzuci mu niekompetencji albo ghostwritingu. Jego album “LID” bardzo szybko po premierze usytuował się na 5 miejscu top albumów. Muzyk nie był żadną wielką figurą undergroundu. Zrobiło się o nim bardziej głośno, kiedy kawałek “H&K” puszczał w samochodzie Capital Bra, co w pewnym stopniu pomogło newcomerowi na uzyskanie pierwszego rozgłosu. Typ pojawił się tak naprawdę znikąd i nie wiemy o nim zbyt dużo. Od początku wspierają go Gringo i Kalazh44, którzy propsują ciężką pracę chłopaka związanego z Labelem Baklava Music. Celo i Abdi w jednym z wywiadów również przychylnie odnieśli się do berlińczyka. Ten duet obok Haftiego, to ojcowie Straßenrap w Niemczech.

Okładka albumu „LID”

Milion euro zysku

Pochodzący ze Steglitz- Zehlendorf raper nie postawił na typową ścieżkę kariery. Zazwyczaj jako newbie robisz drop dwóch kawałków i czekasz po dobrze przyjętej premierze na deal z Universal albo Sony. Lacazette natomiast, nagrał aż 13 klipów w bardzo podobnej, ulicznej, zimnej stylistyce mrocznego Berlina, które na YouTube przyniosły mu ok. 1 miliona euro zysku. Estetyka dość już znana, ale przedstawiona w innej, ciekawej perspektywie, owiana tajemnicą i zawadiackim spojrzeniem muzyka.

Inteligentny uliczny rap

Lucky sprawił, że niemiecki rap dostarcza słuchaczowi i szerokiej grupie wiekowej odbiorców, dużej przyjemności. Streetrap doczekał się w końcu chwytliwych i inteligentnych wersów, przeplatanych ironicznym humorem. Grek lubi czasem znikąd wypuścić zaskakujący, humorystyczny punchline jak: “Dostawca jest Niemcem, ale biega jak Hakimi” (“Läufer ist Deutscher doch rennt wie Hakimi”) czy “Przyjdę do Twojego akwarium Cię wyłowić” (“Ich komm’ in dein Aquarium, dich rausfischen”), “Bycie mądrym jest niebezpieczne, niebezpieczne nie jest mądre” ( “Schlau sein ist gefährlich, gefährlich ist nicht schlau”).

Trafnych fraz posiada on tak wiele, że musiałabym zrobić dla was jakąś best of listę. Dykcja Lacazette jest wybitnie on point, dlatego myślę, że ze spokojem zrozumiecie jego teksty, nawet jeśli Wasz niemiecki nie jest na wygórowanym poziomie.

Lacazette

Wyróżnia się na monotonnej scenie niemieckiego rapu

Wallah! Na albumie nie znajdziecie autotune, za to solidne beaty w klasycznej stylistyce, uwaga to nie jest codeinowy rap, afrobeat albo hiphopop. Fabuła traktuje o dealowaniu i używkach, zarabianiu hajsu, refleksjach oraz demonach. Mimo to raper ugryzł ten temat w inny, swój sposób, bez monotonnych adlibów o double cup czy fat ass. Lucky postawił na dobrze napisane teksty, przekaz i porządny warsztat, co słychać przez to jak buduje zdania czy zgrabnie łączy rymy. W kunsztowny sposób akcentuje słowa, wyróżniając go tym pośród monotonnej sceny niemieckiego rapu. Po pierwszym odsłuchu jego twórczości byłam pewna, że to jakiś streetowo doświadczony, grubo po 30-tce typ. Bity są bardzo klasyczne jak na obecne czasy i trendy. Obecnie wielu niemieckich artystów, takich jak Loredana wrzucają na Instagram jego utwory. Respekt oddał mu także sam wielki Kolja Goldstein, który koleguje się z managerem Lacazette.

Lacazette

210 mln streamów

Zawadiacki i charyzmatyczny raper, który nazywa swoich słuchaczy Matrosen ma w sobie pewną aurę, która spodobała się szerszemu gronu odbiorców, dając mu 210 milionów streamów albumu na Spotify. Przywraca to wiarę w to, że ludzie są głodni dobrej muzyki, a album Luckiego leci non stop on repeat!

Beaty wyprodukowali min: jroc, 808swerve, Sam4prod, yung.rox, jaydon6jam, goldfinger030, murdsdrum, maccrazy1.

Lacazette „LID” – odsłuch albumu

Czytaj dalej

Popularne

Copyright © Łukasz Kazek dla GlamRap.pl 2011-2025.
(Ta strona może używać Cookies, przeglądanie jej to zgoda na ich używanie.)

error: