Felieton
KOMENTARZ KAABANA: Moda na rap i cierpienia młodego truskula

Do napisania tej polemiki zachęcił mnie zalew tekstów kolejnych rapowych mędrków, którzy płaczą nad tym, że rap wraca do mediów. W końcu postanowiłem odnieść się do jednego z nich, który opublikowany został na stronie wolne-dziennikarstwo.pl. Autorem jest niejaki Dominik Pajewski.
Na samym początku autor zabiera nas w sentymentalną podróż do czasów, kiedy rap był w modzie, czyli okolic roku 2003. Wspomina nam o takich „legendach” jak Jeden Osiem L i boomie związanym z ich działalnością. Wszystko jest fajnie dopóki nie dowiemy się, ile wiosen liczy sobie pan redaktor. Gdzieś tam dotarłem do informacji, że studiuje pierwszy rok dziennikarstwa, czyli całe 20. Tak się składa, że moja siostra jest dokładnie w tym wieku i „tamtych czasów” nie przetoczyłaby za dużo przykładów, o ile jakiekolwiek by w ogóle znalazła. Tymczasem pan Dominik pamięta nawet, że „był rok 2003 i wtedy wszędzie (nawet z lodówki) wyskakiwał jakiś raper”.
„Pamiętacie te czasy, gdy wszędzie gdzie się nie spojrzało, widać było gości w za dużych spodniach? Jak się włączyło telewizję muzyczną to leciał teledysk jakiegoś składu rapowego, a na Esce oprócz zwyczajnych audycji leciała także ,,HIP-HOP NOC” czyli od północy do rana sama muzyka spod znaku rap? Pewnie, że pamiętacie, bo trudno nie pamiętać tych czasów. Był rok 2003 i wtedy wszędzie (nawet z lodówki) wyskakiwał jakiś raper.”
Sam jestem niewiele starszy i pamiętam moją nieświadomość muzyczną, a tutaj ktoś jeszcze 3 lata młodszy próbuje pouczać, jak to było. Żaden raper nie wyskakiwał z żadnej lodówki i to jest fakt. Pomijam bekę z kierunku, wykładowcy dziennikarstwa sami śmieją się, że taki kierunek nie istnieje.
Po tym wstępie rozpoczynają się tytułowe cierpienia młodego truskula, wyrażone przede wszystkim w zdaniu: „Cały bum trwał mniej więcej do 2007 roku. Potem nastąpiło wycofanie tego gatunku muzyki z mediów. I BARDZO DOBRZE!”. Bardzo dobrze, że rap wyszedł z mediów, bardzo dobrze, że zmniejszyły się przychody, najważniejsze, żeby studenciaki miały swoje poczucie alternatywności.
Następnie usiłuje na przykładzie swojego miejsca pracy udowodnić nam, że powracająca moda to bardzo zły znak i należy ją zatrzymać. Posługuje się beznadziejnymi przykładami typu: „,,A teraz kawałek Donatana z kumplami Borixonem i Kajmanem, nawijać będą, że nie lubią robić” W tym momencie mówię sobie w duchu: ,,Od kiedy Donatan nawija z kumplami? Od kiedy Donatan to raper?”” Każdy myślący człowiek wywnioskuje z tego zdania, że nawijają Borixon i Kajman, EWENTUALNIE Donatan, ale to naprawdę nie robi różnicy przeciętnemu zjadaczowi chleba!
Następnie autor ubolewa nad brakiem szerszych informacji na temat albumu Roberta M., ale niech powie, ilu przeciętnych odbiorców Eski to w ogóle obchodzi? Ilu przeciętnych odbiorców Eski potrafi wymienić producenta/kompozytora choćby jednego „hitu” z „Gorącej 20-stki”? 1 na 1000? Może nawet mniej.
Festiwal szukania dziury w całym trwa jednak w najlepsze. Prawda jest taka, że powyższe dwa przykłady to przypierdalanie się. Spiker nie przekręcił tytułu/nazwy zespołu/producenta/płyty, to przypierdolmy się do czegoś innego, bo przecież trzeba udowodnić, że media to zło.
Następnie dostaje się 4fun TV, na którym wcześniej (rzekomo) nie leciał rap. Nie oglądam telewizji, ale z tego, co pamiętam, to sytuacja jest nieco inna i na tym kanale leciały (może nie w zawrotnych ilościach, ale jednak) hip-hopowe tracki.
Oczywiście konkluzją jest fakt, że (zdaniem autora) media robią z hip-hopu „maszynkę do robienia pieniędzy”, a przejawia się to… niedoprecyzowaniem, kto rapuje, a kto jest producentem w kawałku Donatana, oraz brakiem szerszych informacji o projekcie na którym znajdzie się dany utwór. Cytat „Jeśli fakty nie pasują do teorii tym gorzej dla faktów” sam nasuwa się na myśl.
Ostatnie dwa akapity zasługuje na przetoczenie z kilku powodów:
„Zauważam także, że historia zatacza koło. Rok 2003 Rap jest wszędzie. 2013 Rap znowu zaczyna być wszędzie, na koszulkach, na czapkach, w telewizji, w radiu. Niestety, jest moda na ten gatunek. Być może jest to spowodowane w dużej mierze filmem o Paktofonice. Z jednej strony dobrze, że młodzi ludzie usłyszą legendarne kawałki dzięki tej modzie. Jednak lepiej by było, gdyby także zaczerpnęli wiedzy z innych źródeł, niż z radia które na Rapie robi biznes… Tylko biznes…
Reasumując: hip-hop w mediach jest zbędny. Ta muzyka sama się obroni (wystarczy popatrzeć na kanał ProstoTV, ilość wyświetleń klipów mówi sama za siebie). Obrona przez lata wychodziła jej dobrze, teraz też tak będzie.”
Pierwszy z nich, to fakt, że krystalizuje się w nim podejście „starszych słuchaczy” do nowej fali mody. Jest ono negatywne, bo nie mogą czuć się już wyjątkowi, z kimś muszą dzielić się tym zbiorem prawd życiowych zawartych w wersach. Tak bardzo ich to boli, że potrafią tylko pisać „Niestety, jest moda na ten gatunek”, bez jakiegokolwiek podparcia faktami.
Po drugie jak na dłoni widać podejście typowego truskula, który cierpi na tym, że ktoś jeszcze zarabia na muzce jego idoli. Udostępnia kanały, którymi wykonawca może dotrzeć do odbiorców to zarabia i nie ma w tym NIC dziwnego.
Po trzecie krótkowzroczne podejście „hip-hop w mediach jest zbędny” i przetaczanie bzdurnych argumentów o ilości wyświetleń na kanale Prosto. Czy każdy polski raper wydaje u Sokoła? Nie, ale oczywiście słuchacze nie chcą tego widzieć, bo dzielą się na dwie grupy:
– Pierwsza, czyli osoby znające gatunek pobieżnie, przekonane, że jedyni raperzy jacy istnieją, to ci na tych oficjalnych kanałach, więc nie potrzeba rapu w mediach.
– Druga to osoby siedzące głębiej, jednak ogarniające wszystkie informacje samemu, przekonane, że każdy tak jak oni po 1000 razy dziennie odświeża ślizg i fanpejdże poszczególnych wykonawców.
Obie grupy się mylą, a przykładem krótkowzroczności tego myślenia jest chociażby Zeus, który dopóki nie związał się ze Stepem nie potrafił przebić się do szerszego grona odbiorców, mimo niepodważalnych umiejętności.
Drugim punktem odniesienia jest Jeżozwierz, który parę dni temu postanowił zakończyć karierę z powodu braku zainteresowania jego rapem. O takich przypadkach obie grupy słuchaczy-idiotów zapominają.
Wiem, że tekst, z którym polemizuję nie wnosi do tematu nic nowego. Po prostu chciałem wreszcie odnieść się do tych wszystkich mędrków, którzy piszą o powracającej „modzie” na rap, która z modą z 2003 nie ma tak naprawdę niemal nic wspólnego. Wtedy co godzinę słyszeliśmy o tym, dlaczego „Cztery pory rapu” są cztery, jak swoje kawałki tworzy Jeden Osiem L, czy też wychwalaniu umiejętności wokalnych Donia, specjalisty od śpiewanych refrenów. Tak było w 2003, dekadę później legiony „specjalistów” „wychowanych” na rapie głoszą jej powrót, bo dwa kawałki weszły do Gorącej Dwudziestki, a ileś tam utworów poleciało na antenie. Wartość tych wynurzeń jest równa zeru.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Felieton
„Sentino przejął majówkę”. Kupionymi wyświetleniami czy botami od komentarzy? – felieton
Scamerski duet postanowił wypromować nowy numer i merch.

Sentino przeżywa drugą młodość, przejmuje majówkę w Polsce – informują rapowe media. Tymczasem to kolejny scam spod szyldu Sentino x Trueman i jego brzydka promocja.
Konflikt Sentino z Truemanem sprzed kilku tygodni był prawdopodobnie tylko sprytnym planem marketingowym dla kilku nagłówków. Chociaż wiemy, jaki jest Sebastian, to przemycanie przez Truemana co chwila informacji o „Casablance”, kiedy są pokłóceni od samego początku źle pachniało. Minęły zaledwie dwa tygodnie, a duet rusza z grubą promocją: nowego numeru, płyty i merchu! W tak krótkim czasie udało się to wszystko zorganizować czy może było to przygotowane już wcześniej? Teraz śmierdzi już tak, jakby w domu zaparkowała ci śmieciarka, a to dalej nie wszystko.
Większość ostatnich numerów Sentino po miesiącu od publikacji ma ok. 150 tys. wyświetleń na Youtube. Nagle pojawia się kawałek „Casablanca”, który otwiera promocję płyty „King Sento 2” i merchu z koszulkami. Po dwóch dniach ma prawie pół miliona odsłon. Dziwne, ale wystarczy spojrzeć do komentarzy, żeby poznać prawdę o tej promocji.

Numer od samego początku jest pompowany przez boty, które piszą także pod nim komentarze dla zwiększenia zasięgu poprzez interakcje. Nie są to tzw. wpisy premium pochodzące z Polski, bo te są kilka razy droższe od tych „turecko-azjatyckich”. To losowe komentarze po angielsku, które co kilka minut pojawiają się masowo pod klipem. Najczęściej powtarzające się to:
- „You just earned a new subscriber”
- „I can t stop smiling watching this”

Sentino jak Skolim?
Idziemy dalej. Za produkcje nowego numeru Sentino odpowiada Crackhouse. Bardzo bliscy współpracownicy Skolima, któremu Young Multi zarzucił niedawno, że kupił sobie karierę milionowymi wyświetleniami pod klipami. Dorzucamy do tego Truemana jako menagera i mamy scamerską drużynę marzeń.

Mimo tego, że nowy numer Sebastiana śmierdzi jak zgniłe jaja, laurka w zaprzyjaźnionych mediach musi się zgadzać:


Przy okazji polecam tekst na temat działalności Sentino i Truemana: Sentino spadł Truemanowi jak z nieba. Uwiarygadnia scamy.

Warszawa, miasto, gdzie to nie hajs był problemem, tylko do której dziwki pojechać na noc. Gdzie nowe perspektywy, przybierając kształt rysunkowych gwiazdek na nocnym niebie, wlewały się falami światła do naszych spojówek.
Było głośne, niespokojne, niebezpieczne, i choć w tamtym momencie wydawało się nam domem, było właściwie miejscem, by oddychać. Oddychać, ale nie tak zwyczajnie… Oddychać smogiem pełnym konopnego dymu i wydychać rap wypełniony marzeniami o luksusie
Pustelnik, poszukujący spokoju, mógłby go tu odnaleźć jedynie pośród gwaru, wśród szumu dostrzegając linie wewnętrznej ciszy oplatającej jego skronie jak bluszcz… Czemu wcześniej nie dostrzegłeś jej zasięgu? Spoglądał w dal!

A jego oczy? Jakby z bólu utkane, jakby z opalu wykute, wykształcone, by móc wyczuć to, co ukryte, jak opuszki niematerialnych palców, delikatnie muskające kształty pokoju, w którym leżała nago…
Ta, była idealna. Zawsze wolał drogie swemu sercu przyjaciółki od tanich dziwek z Mokotowa i proste towarzystwo złodziei z Woli, od lewackiej młodzieży w kolorowych strojach, towarzystwo starych gangsterów — zawsze uważał, że w pewnym sensie to zagrożenie, ale byli też tacy, których szanował. Na ogół trzeba się ich wystrzegać…
Naprawdę… Okradną was, zabiją, zniszczą wam życie — możecie być pewni. No chyba że macie jakieś w sobie to coś… Takie coś specjalnego, co oni też mają, ale nie wszyscy, którzy to mają, muszą być jak oni… Oni to nie my… My to nie oni…
– Kim oni są? – krzyczy policjant przesłuchujący Mahatmę. A ten tylko, uśmiechając się delikatnie, mówi tonem ledwie głośniejszym od szeptu:
– A kim są „Oni”?

Kondukt pogrzebowy, niczym strumień łez, niosąc z prądem kilkadziesiąt pękniętych serc, wlewał się przez bramę cmentarza.
Większa część osób wyszła zaraz po ceremonii — my jednak zostaliśmy.
Żadne z nas nie mogło się pogodzić, że postanowił odejść.
Zostawił po sobie pustkę, którą jak dziura w płucach do dziś dławi czasem mój oddech.
Żaden opis nie jest w stanie wyrazić cierpienia na obliczu jego matki, gdy zamykano trumnę
Ani wyrazu spojrzenia starego bandziora, gdy zrozumiał, że widzi go ostatni raz…
Dzwony zaczęły uderzać miarowo, a wiatr wybrzmiewał smutną pieśń…
Stary grabarz patrzał bez wyrazu na górę ziemi, którą trzeba było przysypać trumnę…
Za kilka dni postawią tam pomnik… Taki z prawdziwego zdarzenia…
Ale dziś wbili krzyż i położyli na nim kwiaty, by osłonić nagi kurchanik przed wzrokiem przechodniów.
Pomyślałem sobie, że chyba nawet kamieniarz nie przewidział takiego obrotu spraw…
Utwór i krótkie wyjaśnienie:
– Utwór dedykuje moim zmarłym przyjaciołom. Chciałem jeszcze raz zobaczyć was takich jak kiedyś, chciałem by wasze imiona nie poszły w zapomnienie, chciałem by to, że tak młodo odeszliście stało się lekcją dla moich słuchaczy. Lekcją, by cenić życie, a w nim to, co najważniejsze, czyli miłość i przyjaźń… Rest in Peace Bracia [*]… – komentuje GSP, publikując utwór „Wars-Sawa”.
Felieton
Tede i Young Leosia – kolaboracja, która się nie udała?
„Najlepiej brzmi wyciszone” – brzmi jeden z wielu krytycznych komentarzy.

Tede postanowił na nową płytę „Vox Veritatis” zaprosić same kobiety, wśród których usłyszymy Bambi, Modelki i Young Leosię. Singiel z tą ostatnią ukazał się kilka dni temu i już możemy go podsumować, a właściwie zrobili to słuchacze.
Zarzuty w stronę Tedego i Young Leosi
Zazwyczaj, gdzie się nie pojawi Young Leosia, tam mamy murowany hit z repeat value. Niestety, nie w tym przypadku. Po trzech dniach kawałek z Tede „Więcej miejsca” ma skromne jak na taki duet niecałe 50 tys. wyświetleń klipu. Wynik kiepski i trzeba to otwarcie przyznać. Widać to też po odbiorze: 2 tys. łapek w górę i 400 w dół daje pogląd na to, że coś jest na rzeczy. Po wejściu w komentarze już jest wszystko jasne.
Słuchacze zarzucają Tedemu i Leosi, że nie wykorzystali potencjału współpracy. Numer nie buja tak jak powinien, trudno jest cokolwiek zrozumieć. Pojawiają też wątpliwości co do dobrze zrealizowanego numeru pod względem technicznym, w szczególności do mixu. Teledysk także się większości nie spodobał.

Krytyka w kierunku „Możesz więcej” Tedego i Leosi
Oto kilka najczęściej lajkowanych komentarzy pod wspólnym singlem Tedego i Sary. Duet raczej nie będzie z nich zadowolony:
- Szczerze, ale to jest chu**we, klip to już żenada całkowita.
- Stary chłop i nie potrafi nagrać ani jednego kawałka bez wspomnienia o wyimaginowanych hejterach. Rent free.
- Najlepiej brzmi wyciszone.
- Szkoda zmarnowanego potencjału na kolabo, jakoś bez wyrazu ten kawałek. Taki po prostu poprawny. Bit też nudny. Z sentymentu włączyłem sobie „Szpanpan” dla porównania i realizacyjnie, dykcyjnie, tekstowo, bitowo – przepaść.
- Mimo najszczerszych chęci, niewiele rozumiem z części Tedego. Mix w tym kawałku oraz w TSTMF położony. Zapowiada się interesujący album z nawet niezłym replay value, ale niestety niedopracowany technicznie.
- nie rozumiem ani jednego słowa z tego utworu poza refrenem
- Kawałek na max dwa przesłuchania. Tedzik top1 dla mnie ale niektóre jego ostatnie kawałki to wielkie iks de.
Propsów jest niewiele
Pozytywnych wpisów na temat kawałka jest niewiele i są to raczej pojedyncze pozycje, które nie cieszą się zbyt dużą popularnością:
- Ale ta różnica w skillach to jest przepaść.
- Tede xYL jest Moc. banger. banger.
- Moja ulubiona piosenka musi być hitem.
- Super. zajebiste. Mam nadzieję, że kiedyś spotkam TDF-a jeden z ”NIELICZNYCH” Polskich Raperów, których na co dzień słucham.
Z Bambi poszło lepiej, ale też bez fajerwerków
Niedawno sporych echem odbiło się przekazanie przez Tedego „dziedzictwa melanżu” Bambi, czego efektem było nagranie przez tę dwójkę remixu kultowego numeru „Drin za drinem”. Ta wiadomość poszła szeroko w środowisku i spolaryzowała słuchaczy. Kiedy później ukazał się już wspomniany kawałek na kanale Baila Ella, nie wykręcił on jednak spektakularnych liczb. Ponownie obyło się bez viralowości, chociaż potencjał był duży.
Jak zauważył ktoś w komentarzach, to sympatyczne, że nowe pokolenie słuchaczy będzie bawiło się pod ten sam bit, co wiele pokoleń wstecz. Brakuje jednak tych szczytów list przebojów.


Od premiery najnowszej płyty Dwóch Sławów minęły już dwa miesiące. Zdążyłam się z nią solidnie osłuchać i dowiedzieć, co dobrze by było opisać. Opinie o projekcie – wprost mówiąc – nie są najlepsze, co duet wziął już na klatę. Moje zdanie jest jednak nieco inne więc zapraszam na łyżkę miodu w beczce dziegciu.
Kryzys wieku średniego?
Zacznę prosto z mostu – uwielbiam ten duet. Na ich wielowymiarowe metafory trzeba kupić drukarkę 3D. Zabawa słowem, luz i humor to cechy, które niewątpliwie muszę im przypisać i wcale nie muszą nikogo do tego przekonywać. Ale, co w sytuacji, gdy masz za sobą dziesięć lat punchline’ów, wszechobecnej beki i hashtagów, a fani czekają? Jasne, możesz zrobić kolejny taki sam album, który i tak nie ma podjazdu do debiutu. Stąd najnowszy projekt Astka i Rada jest totalnie zrozumiały – dajmy im działać i się rozwijać. Kryzys wieku średniego i te sprawy.
Zabawa formą
A tak serio – spodziewaliście się kiedyś, że łódzki duet mógłby zagrać swoje numery na imprezie Świętego Bassu albo zrobi manifest polityczny, który będziecie podśpiewywać pod prysznicem? Chcecie starych Sławów – włączcie „Ludzi Sztosów”, proste. I oczywiście – jak większość z Was – analizowałam ten album na Genusie, łapiąc się za głowę po wytłumaczeniu kolejnego wersu. Jednak… to było dekadę temu. Nikogo zatem nie powinno dziwić, że przyszedł u panów czas na zabawę formą, poniekąd wyniesioną z projektu club2020.
Najwyżej będzie stójka lub parter
Czy „Dobrze by było” jest krążkiem bez treści? Złośliwi powiedzieliby, że tak. Ale obiektywnie patrząc – numery „Myślałem, że będzie gorzej” czy wcześniej wspomniany bez nazwy „To nie jest kraj dla kabrioletów”, mają to, co tygryski lubią najbardziej. Jest więcej śpiewów, autotune’ów i wtyczek niż kiedykolwiek. I dobrze by było trochę odpuścić, wychillować i zaakceptować ten wytwór, spięty słuchaczu. A, że krążek buja i na żywo miałam okazję sama się przekonać na trasie – a jakże! – „Dobrze by było Tour”. Już 4 kwietnia w ich mothership (czytaj w Łodzi) zagrają finałowy koncert więc jeśli w domowym zaciszu denerwują Cię te chłopy, daj im szansę. Najwyżej będzie stójka lub parter.
Felieton
Drugi koncert Quebonafide na Narodowym. Czy to jawne oszustwo? – felieton
Na pewno zachowanie nie po koleżeńsku.

Organizacja pożegnalnego koncertu Quebonafide przypomina zabawę w kotka i myszkę. Na pewno jest brakiem poszanowania dla słuchaczy, którzy kupili bilet i właśnie się dowiedzieli, że ostatni koncert rapera będzie miał kilka dat.
Wyobraźmy sobie sytuację, że kupujemy limitowaną płytę artysty za 200 zł, który deklaruje, że nakład tysiąca sztuk nie będzie nigdy wznawiany. Tymczasem zamiast cieszyć się z „białego kruka” w domu dowiadujemy się jeszcze w dniu zakupu, że z powodu dużego zainteresowania płytą postanowiono dotłoczyć drugi tysiąc egzemplarzy. Podobne do tej sytuacje już się zdarzały, ale płyty były dotłaczane po kilku latach. Tym niemniej, mamy tu do czynienia ze złamaniem umowy między artystą a słuchaczem, czyli ze zwykłym oszustwem.
Pierwszy, drugi… i trzeci – „ostatni koncert” Quebonafide
Podobnie jest z koncertem Quebonafide. W przeciągu bardzo krótkiego czasu, słuchacze mogą czuć się oszukani i to aż dwukrotnie. Za pierwszym razem, kiedy „Ostatni koncert Quebonafide” miał się odbyć online. Po kilku tygodniach, kiedy wykupiono bilety na wydarzenie, dowiedzieliśmy się, że wcale nie będzie to ostatni koncert, bo ostatni odbędzie się dzień później na PGE Narodowym. Kombinacje alpejskie, przesuwanie startu sprzedaży zakupu biletu to temat na zupełnie oddzielny wątek, ale to co się dzisiaj wydarzyło i jak zostały potraktowane osoby, które kupiły bilety na wydarzenie online powinno skończyć się co najmniej bojkotem ze strony odbiorców.
To jednak nie koniec kpin ze słuchaczy.

Oszustwo na drugi koncert?
W czwartek, w zaledwie parę godzin bilety na ostatni koncert Quebonafide na Narodowym zostały wyprzedane. Jeżeli ktoś miał szczęście, to po kilku godzinach walki z systemem bileterii i zacinającej się stronie kupił bilety. To nic, że będzie siedział gdzieś za przysłowiowym filarem, w ósmym rzędzie z daleka od sceny. Miał świadomość i satysfakcję, że warto było się pomęczyć, bo miało to być jedyne takie wydarzenie – unikalne, tak przynajmniej go zapewniano. Więc zamiast wcisnąć „Esc” postanowił wziąć nawet to najsłabsze miejsce, bo będzie częścią historii. Nic bardziej mylnego.
Po kilku godzinach ogłoszono, że „ostatni koncert” Quebonafide będzie miał jeszcze jedną datę. Dzień wcześniej raper zagra jeszcze jeden koncert. Dzień wcześniej! Przecież to brzmi jak absurd. Tuż po zakupie biletu, zmieniane są zasady gry i umowy między raperem a słuchaczem. Wygląda to jak celowe działanie i wprowadzenie kupującego bilety w błąd. Który koncert więc będzie tym ostatnim. Ten 27 czy 28 czerwca?
Quebonafide z ostatniego koncertu robi sobie trasę koncertową, choć przy zakupie biletu z nikim się na to nie umawiał. Ba, sugerował unikalne i jedyne tego typu wydarzenie. Tymczasem osoby, które walczyły dzisiaj o bilety będą musiały pocieszyć się zmęczonym artystą po występie dzień wcześniej i zleakowanym koncertem na TikToku.



-
News5 dni temu
Śmierć Joki. Fani od miesiąca wiedzieli, że z raperem jest źle
-
News22 godziny temu
Współpracownik DJ Hazela ujawnia: strzelił sobie w głowę
-
News3 dni temu
DJ Hazel nie żyje – legendarny polski artysta
-
News3 dni temu
Sushi z Krakowa promuje się na śmierci Joki. Skandaliczna reklama
-
News5 dni temu
Arek Tańcula, który zdissował Tedego, ujawnił swoje zarobki z muzyki
-
News4 dni temu
Open’er wraca do TVP po 15 latach
-
News21 godzin temu
Zmarł młody polski raper – informuje SBM Label
-
News5 dni temu
Suja pokazał problemy z zębami. Powinien pilnie iść do dentysty?