Sprawdź nas też tutaj

Felieton

FETTY WAP – BIG BANG THEORY, POWRÓT MEEK MILL’A I TYGA SPRZEDAJĄCY MNIEJ OD KAENA

Opublikowany

 

Fetty Wap lata po wszystkich radiostacjach. Meek Mill wykręca jedną z najwyższych sprzedaży w tym roku, a Tyga sprzedaje mniej od KaeNa i wbija na melanż do Sopotu.

Komercyjny sukces Trap Queen to nie subiektywny wymysł, a rzeczywistość. Liczby mówią same za siebie: drugie miejsce na Billboard Hot 100, ok. 2 mln sprzedanych kopii (podwójna platyna), notowanie na listach w 14 innych krajach (Kanada, Dania i Belgia jako TOP10) i ponad 150 mln wyświetleń.

Świat oszalał na punkcie kawałka Fetty’ego (a.k.a. cyklopa) i póki co Hype nie maleje, a laski zamiast obiad wolą gotować crack. Pytanie brzmi – co jest takiego oryginalnego w tym numerze?

 

Gdy pierwszy raz go odsłuchałem, był już mega hitem, szczerze się zdziwiłem. Ani tu polotu na miarę Black and Yellow, bit jak masę innych Rich Homie Quanów, a tu taki Meksyk. W dodatku typ brzmi… no bez szału, let’s face it, było już paru takich. To mi mniej więcej przeszło przez głowę. Porównanie do hitu Wiz’a nie bez przyczyny – sukces, przynajmniej w stanach oba kawałki odniosły podobny. Posłuchałem innych tracków i zacząłem się w ten cały wyjący styl nawijania wkręcać, po czym okazało się, że Fetty jest jednak jedyny w swoim rodzaju. Tak oto "Trap Queen” stał się najbardziej pożądanym imprezowm bangerem. Ok., ale mimo wszystko, to się nie nadaje na aż taki hit single… A może jednak?

Podstawowe pytanie brzmi: Dlaczego kawałek jest takim hitem? Odpowiedź jest prosta. Wsłuchajcie się w treść tego numeru. Nic szczególnego? Ok., to wsłuchajcie się drugi raz. Jak Fetty nazywa tam kobiety? „She’s my trap QUEEN..”, „And I get high with my BABY, I’ll be In the kitchen cookin pies with my BABY”.

Oczywiście „Hoe” też się trafi, ale nie tak często jak u innych. I dlatego płci pięknej łatwiej jest identyfikować się z tym numerem. A jak się podoba paniom i dobrze się do tego bawią, to spodoba się panom. Kawałek nie dewaluuje pozycji kobiet, a raczej ją gloryfikuje, co w tej kulturze nie jest często spotykane, a określenie „bitch” zamiast „girl” weszło tak bardzo w krew, że raperki same się tak nazywają. Więc tym prostym zabiegiem stylistycznym (choć jak mniemam niezamierzonym) Fetty zrobił różnicę, która zadecydowała o tym, że teraz lata po top 10 Overseas, a mógł równie dobrze skończyć w okolicach 100 miejsca w stanach, bo sporo tam tego typu muzyki.

Co dalej? Fetty ma się dobrze, pytanie co teraz. Ilu takich widzieliśmy, którzy zwijali się po jednym singlu? Trynidad James niech posłuży za archetyp tego typu osobnika. Teraz w takim obliczu stoi m.in. T-Wayne, autor genialnego freestyle’u „Nasty” (9. na ogólnym billboardzie i echo poza tym numerem). Fetty również mógłby tak skończyć ale… chyba się tak nie stanie. Ma duży Hype, regularnie pokazuje się w TV, a jego drugi singiel „679” zadebiutował na 34. miejscu, notując numer jeden wśród nowych utworów w zestawieniu. W drugim tygodniu wspiął się na 19 pozycję, czyli wyrównał wynik takich hitów jak np. „My Nigga” autorstwa YG. Każdy kawałek w TOP40 w stanach to numer znany w całym kraju. Poza tym nowy singiel notuje się także Kanadzie. Wygląda na to, że Fetty przygotowuje się do pierwszego albumu studyjnego i ma duże szanse, by wejść w grę na dobre. Osobiście mu tego życzę, bo ostatnio nie schodzi u mnie z odsłuchów i życzę mu powodzenia. Trzeba jednak pamiętać, że hitowe single nie zawsze mają przełożenie na hitową sprzedaż (idealny case to Sage the Gemini i jego pierwsza płyta). Jakie będą dalsze losy cyklopa? Najbliższe miesiące pokażą, wiele zależy też od włodarzy labelu „300”, z którym Fetty ma kontrakt.

Meek Mill – z Thug Story w Love Story.

Spójrzmy prawdzie w oczy – raper z MMG nie był najpopularniejszą postacią w ostatnich dwóch latach. Jego pierwszy album ze świetną sprzedażą, ale bez singli zapewnił mu rozgłos na parę miesięcy w 2012, do tego należy dołożyć mixtape-arceydzieło Dreamchasers 2, który poprzedzał płytę. Potem nadeszła era zwrotki K Dota z Control, albumów J cole’a, Big Sean’a czy młodych zawodników z labelu „300”. A o Meek’u jakoś nie było głośno, może z wyjątkiem kilkumiesięcznego aresztu. Jego własny label (You’re signed to one nigga, that signed to another nigga, that signed to three niggas now that’s a Bad luck #KingPush) stracił kilku raperów, a sam zainteresowany nie puszczał singli, które trzymałyby go w ogólnym airplayu. Dodatkowo słaba sprzedaż kumpli z MMG (Wale 90k w pierwszym tyg, Ross >80 k albumu „Hood Billionaire”) spowodowała, że zacząłem zastanawiać się, w którą stronę zmierza label grubego oficera z Miami. Aż nagle stał się cud.

Cud ma jakieś 160 cm wzrostu, implanty na całym ciele i jedną z najmocniejszych person w całym show biznesie. Jedni się do niej ślinią, inni twierdzą, że jest paskudna. Jedni ją kochają, inni nienawidzą, ale nikt nie przechodzi obojętnie. Nicki Minaj! Meek Mill złowił złotą rybkę, przynętą był pokaźny pierścionek zaręczynowy. Meek i Nicki stali się parą, a raper z Filadelfii wrócił na okładki kolorowych magazynów.

Tak oto Meek wyszedł z paki, pojeździł z Nicki po stanach jako artysta wspomagający trasę (i tu się chyba cała ich przygoda zaczęła tak na serio) i znowu był na topie. Chapeu Bas dla managementu za trasę z Nicki, która pozwoliła mu wrócić do show bizu i zrobić rozgłos wokół siebie. Potem przyszedł czas na album. Meek był z powrotem w grze. Obyło się bez kosztownej, kilkumiesięcznej promocji – mixtape’ów z listą gości i producentów wartych w sumie więcej niż niejeden label czy klipów za grube setki tysięcy dolców u Directora X czy Hype’a Williamsa. Zimą jeden promo singiel z Big Sean’em i ASAP Ferg’iem. Na wiosnę poszło info o dacie nowego albumu. Potem okładka na Instagramie. W maju drugi promo singiel (nie znalazł się na albumie, ale za to już jest grany w krakowskich klubach #PotwierdzoneInfo). Cała promocja nie była szeroko zakrojona (zresztą powoli odchodzi się od promowania albumów na rok przed premierą. Case: #StayTrippy od pierwszego singla do wydania ponad 11 miesięcy, sprzedaż 64k w pierwszym tyg). Tak było i tutaj. Efekt?

https://www.youtube.com/watch?v=NtXSsVNcLUE

Jedynka na Billboard 200 z 216 000 sprzedanych egzemplarzy (fizyki + digitsy) w pierwszym tygodniu. Więcej niż ostatnie albumy Wale i Rozaya razem. Impreza w siedzibie MMG będzie trwała jeszcze parę tygodni, zwłaszcza że w drugim tygodniu poszło kolejne 97k i dzięki temu „Dreams Worth More Than Money” utrzymało pierwszą pozycję na liście najpopularniejszych albumów w stanach.

Profesjonalną ocenę płyty pozostawiam krytykom muzycznym, nie o tym tutaj. Po krótce –  jest się czym jarać, parę numerów przewijam, ale ogólne wrażenie jest dobre, choć to nie to, co w przypadku Dreamchasers 2. Radiówka z Krzyśkiem Brązowym i narzeczoną jak najbardziej spoko, największy sukces singlowy Meek’a póki co (32. na billboardzie po dwóch tygodniach). Producenci dali radę z jednym minusem – beat do numer „classic” wyprodukował Danja – od tego gościa należy oczekiwać dużo więcej niż to co tu pokazał. Nie wiem czemu nie dodano tu kawałków z promo singli, bo obydwa były świetne. Niemniej producenko naprawdę jest dobrze, a album pokazał, że można przeżyć bez beatu od DJ Mustarda czy Mike Will’a.

Meek Mill wrócił do gry na dobre i chyba prędko jej nie opuści. Oby na kolejny album nie trzeba było czekać trzech lat.

Tyga – Gold Album, który… nigdy nie będzie złoty.

Co najwyżej aluminiowy. Tyga po kilku odważnych ruchach (odejściu od YMCMB, założeniu swojego labelu oraz wydaniu płyty z Krzyśkiem Brązowym w RCA) zaliczył… flop. Ale nie flop jak Nelly z ostatnim albumem (15k w pierwszym tyg). Nawet nie taki jak Troy Ave i jego 3,700 w pierwszym tyg. Tygrys sprzedał… 2,2k!

Naprawdę? Gość wraz ze swoim ex labelem wydaje single z tej płyty od 2 lat (2013 „słynny” feat z Bieberem, next 2014 hookah, 40 mill, make it work i w 2015 dwa kawałki z płyty, które wyszły jakoś w maju), jest masę przesunięć premiery, w międzyczasie Tyga ratuje się dobrym albumem z Chrisem Brownem, po to, by cztery miesiące później wydać surprise release album? Nie tak to się robi, bracia i siostry. Nie wydajesz solowego albumu-niespodzianki po tym, jak cztery miesiące temu latałeś po radiach i klubach ze swoim AYO czy Bitches & Marijuana z płyty z innym wykonawcą. Ludzie już się osłuchali z tamtym albumem, już im się lekko przejada, i to nie jest czas na to, żebyś wydawał swoje solo, bo póki co słuchacze Tygi mają go lekko dość! Na chwilę muszą od Tygrysa odpocząć, więc poczekaj do świąt, wtedy sprzedaż zawsze idzie w górę, Ty ogarniesz albo hajs na promo albo Deal z jakimś dużym wydawnictwem i rób takie rzeczy, ale nie w obecnej sytuacji! Duży flop, serio nie chciałbym być w jego skórze. Trochę wstyd patrzeć na zestawienie dorobku i obok dwóch poprzednich naszpikowanych bangierami płyt zobaczyć „to coś”. Co do singli to nie ma nawet o czym dyskutować. Pleazer wyłączyłem po 30 sekundach, Hollywood niggaz po minucie. Nie da się słuchać. Reszty póki co nie sprawdziłem, ale po „singlach” obawiam się o jakość tego albumu.

Jak tygrys opłaci teraz swoje białe Royce Rolls’y, aventadory i kocią karmę? O to należy zapytać samego zainteresowanego.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

 

Felieton

„Sentino przejął majówkę”. Kupionymi wyświetleniami czy botami od komentarzy? – felieton

Scamerski duet postanowił wypromować nowy numer i merch.

Opublikowany

 

Sentino przeżywa drugą młodość, przejmuje majówkę w Polsce – informują rapowe media. Tymczasem to kolejny scam spod szyldu Sentino x Trueman i jego brzydka promocja.

Konflikt Sentino z Truemanem sprzed kilku tygodni był prawdopodobnie tylko sprytnym planem marketingowym dla kilku nagłówków. Chociaż wiemy, jaki jest Sebastian, to przemycanie przez Truemana co chwila informacji o „Casablance”, kiedy są pokłóceni od samego początku źle pachniało. Minęły zaledwie dwa tygodnie, a duet rusza z grubą promocją: nowego numeru, płyty i merchu! W tak krótkim czasie udało się to wszystko zorganizować czy może było to przygotowane już wcześniej? Teraz śmierdzi już tak, jakby w domu zaparkowała ci śmieciarka, a to dalej nie wszystko.

Większość ostatnich numerów Sentino po miesiącu od publikacji ma ok. 150 tys. wyświetleń na Youtube. Nagle pojawia się kawałek „Casablanca”, który otwiera promocję płyty „King Sento 2” i merchu z koszulkami. Po dwóch dniach ma prawie pół miliona odsłon. Dziwne, ale wystarczy spojrzeć do komentarzy, żeby poznać prawdę o tej promocji.

Trapstar i jego wątpliwości

Numer od samego początku jest pompowany przez boty, które piszą także pod nim komentarze dla zwiększenia zasięgu poprzez interakcje. Nie są to tzw. wpisy premium pochodzące z Polski, bo te są kilka razy droższe od tych „turecko-azjatyckich”. To losowe komentarze po angielsku, które co kilka minut pojawiają się masowo pod klipem. Najczęściej powtarzające się to:

  • „You just earned a new subscriber”
  • „I can t stop smiling watching this”
Kupione komentarze pod klipem Sentino

Sentino jak Skolim?

Idziemy dalej. Za produkcje nowego numeru Sentino odpowiada Crackhouse. Bardzo bliscy współpracownicy Skolima, któremu Young Multi zarzucił niedawno, że kupił sobie karierę milionowymi wyświetleniami pod klipami. Dorzucamy do tego Truemana jako menagera i mamy scamerską drużynę marzeń.

Fani porównujący sytuację z Sentino do Skolima

Mimo tego, że nowy numer Sebastiana śmierdzi jak zgniłe jaja, laurka w zaprzyjaźnionych mediach musi się zgadzać:

Przy okazji polecam tekst na temat działalności Sentino i Truemana: Sentino spadł Truemanowi jak z nieba. Uwiarygadnia scamy.

Czytaj dalej

Felieton

GSP „Wars-Sawa” – felieton

„Kim oni są? – krzyczy policjant przesłuchujący Mahatmę”.

Opublikowany

 

Przez

gsp

Warszawa, miasto, gdzie to nie hajs był problemem, tylko do której dziwki pojechać na noc. Gdzie nowe perspektywy, przybierając kształt rysunkowych gwiazdek na nocnym niebie, wlewały się falami światła do naszych spojówek.

Było głośne, niespokojne, niebezpieczne, i choć w tamtym momencie wydawało się nam domem, było właściwie miejscem, by oddychać. Oddychać, ale nie tak zwyczajnie… Oddychać smogiem pełnym konopnego dymu i wydychać rap wypełniony marzeniami o luksusie

Pustelnik, poszukujący spokoju, mógłby go tu odnaleźć jedynie pośród gwaru, wśród szumu dostrzegając linie wewnętrznej ciszy oplatającej jego skronie jak bluszcz… Czemu wcześniej nie dostrzegłeś jej zasięgu? Spoglądał w dal!

A jego oczy? Jakby z bólu utkane, jakby z opalu wykute, wykształcone, by móc wyczuć to, co ukryte, jak opuszki niematerialnych palców, delikatnie muskające kształty pokoju, w którym leżała nago…

Ta, była idealna. Zawsze wolał drogie swemu sercu przyjaciółki od tanich dziwek z Mokotowa i proste towarzystwo złodziei z Woli, od lewackiej młodzieży w kolorowych strojach, towarzystwo starych gangsterów — zawsze uważał, że w pewnym sensie to zagrożenie, ale byli też tacy, których szanował. Na ogół trzeba się ich wystrzegać…

Naprawdę… Okradną was, zabiją, zniszczą wam życie — możecie być pewni. No chyba że macie jakieś w sobie to coś… Takie coś specjalnego, co oni też mają, ale nie wszyscy, którzy to mają, muszą być jak oni… Oni to nie my… My to nie oni…

– Kim oni są? – krzyczy policjant przesłuchujący Mahatmę. A ten tylko, uśmiechając się delikatnie, mówi tonem ledwie głośniejszym od szeptu:

– A kim są „Oni”?

Kondukt pogrzebowy, niczym strumień łez, niosąc z prądem kilkadziesiąt pękniętych serc, wlewał się przez bramę cmentarza.

Większa część osób wyszła zaraz po ceremonii — my jednak zostaliśmy.

Żadne z nas nie mogło się pogodzić, że postanowił odejść.

Zostawił po sobie pustkę, którą jak dziura w płucach do dziś dławi czasem mój oddech.
Żaden opis nie jest w stanie wyrazić cierpienia na obliczu jego matki, gdy zamykano trumnę

Ani wyrazu spojrzenia starego bandziora, gdy zrozumiał, że widzi go ostatni raz…

Dzwony zaczęły uderzać miarowo, a wiatr wybrzmiewał smutną pieśń…

Stary grabarz patrzał bez wyrazu na górę ziemi, którą trzeba było przysypać trumnę…

Za kilka dni postawią tam pomnik… Taki z prawdziwego zdarzenia…

Ale dziś wbili krzyż i położyli na nim kwiaty, by osłonić nagi kurchanik przed wzrokiem przechodniów.

Pomyślałem sobie, że chyba nawet kamieniarz nie przewidział takiego obrotu spraw…

Utwór i krótkie wyjaśnienie:

– Utwór dedykuje moim zmarłym przyjaciołom. Chciałem jeszcze raz zobaczyć was takich jak kiedyś, chciałem by wasze imiona nie poszły w zapomnienie, chciałem by to, że tak młodo odeszliście stało się lekcją dla moich słuchaczy. Lekcją, by cenić życie, a w nim to, co najważniejsze, czyli miłość i przyjaźń… Rest in Peace Bracia [*]… – komentuje GSP, publikując utwór „Wars-Sawa”.

Czytaj dalej

Felieton

Tede i Young Leosia – kolaboracja, która się nie udała?

„Najlepiej brzmi wyciszone” – brzmi jeden z wielu krytycznych komentarzy.

Opublikowany

 

tede young leosia

Tede postanowił na nową płytę „Vox Veritatis” zaprosić same kobiety, wśród których usłyszymy Bambi, Modelki i Young Leosię. Singiel z tą ostatnią ukazał się kilka dni temu i już możemy go podsumować, a właściwie zrobili to słuchacze.

Zarzuty w stronę Tedego i Young Leosi

Zazwyczaj, gdzie się nie pojawi Young Leosia, tam mamy murowany hit z repeat value. Niestety, nie w tym przypadku. Po trzech dniach kawałek z Tede „Więcej miejsca” ma skromne jak na taki duet niecałe 50 tys. wyświetleń klipu. Wynik kiepski i trzeba to otwarcie przyznać. Widać to też po odbiorze: 2 tys. łapek w górę i 400 w dół daje pogląd na to, że coś jest na rzeczy. Po wejściu w komentarze już jest wszystko jasne.

Słuchacze zarzucają Tedemu i Leosi, że nie wykorzystali potencjału współpracy. Numer nie buja tak jak powinien, trudno jest cokolwiek zrozumieć. Pojawiają też wątpliwości co do dobrze zrealizowanego numeru pod względem technicznym, w szczególności do mixu. Teledysk także się większości nie spodobał.

Statystyki klipu

Krytyka w kierunku „Możesz więcej” Tedego i Leosi

Oto kilka najczęściej lajkowanych komentarzy pod wspólnym singlem Tedego i Sary. Duet raczej nie będzie z nich zadowolony:

  • Szczerze, ale to jest chu**we, klip to już żenada całkowita.
  • Stary chłop i nie potrafi nagrać ani jednego kawałka bez wspomnienia o wyimaginowanych hejterach. Rent free.
  • Najlepiej brzmi wyciszone.
  • Szkoda zmarnowanego potencjału na kolabo, jakoś bez wyrazu ten kawałek. Taki po prostu poprawny. Bit też nudny. Z sentymentu włączyłem sobie „Szpanpan” dla porównania i realizacyjnie, dykcyjnie, tekstowo, bitowo – przepaść.
  • Mimo najszczerszych chęci, niewiele rozumiem z części Tedego. Mix w tym kawałku oraz w TSTMF położony. Zapowiada się interesujący album z nawet niezłym replay value, ale niestety niedopracowany technicznie.
  • nie rozumiem ani jednego słowa z tego utworu poza refrenem
  • Kawałek na max dwa przesłuchania. Tedzik top1 dla mnie ale niektóre jego ostatnie kawałki to wielkie iks de.

Propsów jest niewiele

Pozytywnych wpisów na temat kawałka jest niewiele i są to raczej pojedyncze pozycje, które nie cieszą się zbyt dużą popularnością:

  • Ale ta różnica w skillach to jest przepaść.
  • Tede xYL jest Moc. banger. banger.
  • Moja ulubiona piosenka musi być hitem.
  • Super. zajebiste. Mam nadzieję, że kiedyś spotkam TDF-a jeden z ”NIELICZNYCH” Polskich Raperów, których na co dzień słucham.

Z Bambi poszło lepiej, ale też bez fajerwerków

Niedawno sporych echem odbiło się przekazanie przez Tedego „dziedzictwa melanżu” Bambi, czego efektem było nagranie przez tę dwójkę remixu kultowego numeru „Drin za drinem”. Ta wiadomość poszła szeroko w środowisku i spolaryzowała słuchaczy. Kiedy później ukazał się już wspomniany kawałek na kanale Baila Ella, nie wykręcił on jednak spektakularnych liczb. Ponownie obyło się bez viralowości, chociaż potencjał był duży.

Jak zauważył ktoś w komentarzach, to sympatyczne, że nowe pokolenie słuchaczy będzie bawiło się pod ten sam bit, co wiele pokoleń wstecz. Brakuje jednak tych szczytów list przebojów.

Statystyki kooperacji Bambi i Tedego

Czytaj dalej

Felieton

Dwa Sławy – czy dobrze już było? – felieton

Zabawa formą vs wielowymiarowe metafory.

Opublikowany

 

dwa sławy

Od premiery najnowszej płyty Dwóch Sławów minęły już dwa miesiące. Zdążyłam się z nią solidnie osłuchać i dowiedzieć, co dobrze by było opisać. Opinie o projekcie – wprost mówiąc – nie są najlepsze, co duet wziął już na klatę. Moje zdanie jest jednak nieco inne więc zapraszam na łyżkę miodu w beczce dziegciu.

Kryzys wieku średniego?

Zacznę prosto z mostu – uwielbiam ten duet. Na ich wielowymiarowe metafory trzeba kupić drukarkę 3D. Zabawa słowem, luz i humor to cechy, które niewątpliwie muszę im przypisać i wcale nie muszą nikogo do tego przekonywać. Ale, co w sytuacji, gdy masz za sobą dziesięć lat punchline’ów, wszechobecnej beki i hashtagów, a fani czekają? Jasne, możesz zrobić kolejny taki sam album, który i tak nie ma podjazdu do debiutu. Stąd najnowszy projekt Astka i Rada jest totalnie zrozumiały – dajmy im działać i się rozwijać. Kryzys wieku średniego i te sprawy.

Zabawa formą

A tak serio – spodziewaliście się kiedyś, że łódzki duet mógłby zagrać swoje numery na imprezie Świętego Bassu albo zrobi manifest polityczny, który będziecie podśpiewywać pod prysznicem? Chcecie starych Sławów – włączcie „Ludzi Sztosów”, proste. I oczywiście – jak większość z Was – analizowałam ten album na Genusie, łapiąc się za głowę po wytłumaczeniu kolejnego wersu. Jednak… to było dekadę temu. Nikogo zatem nie powinno dziwić, że przyszedł u panów czas na zabawę formą, poniekąd wyniesioną z projektu club2020.

Najwyżej będzie stójka lub parter

Czy „Dobrze by było” jest krążkiem bez treści? Złośliwi powiedzieliby, że tak. Ale obiektywnie patrząc – numery „Myślałem, że będzie gorzej” czy wcześniej wspomniany bez nazwy „To nie jest kraj dla kabrioletów”, mają to, co tygryski lubią najbardziej. Jest więcej śpiewów, autotune’ów i wtyczek niż kiedykolwiek. I dobrze by było trochę odpuścić, wychillować i zaakceptować ten wytwór, spięty słuchaczu. A, że krążek buja i na żywo miałam okazję sama się przekonać na trasie – a jakże! – „Dobrze by było Tour”. Już 4 kwietnia w ich mothership (czytaj w Łodzi) zagrają finałowy koncert więc jeśli w domowym zaciszu denerwują Cię te chłopy, daj im szansę. Najwyżej będzie stójka lub parter.

Czytaj dalej

Felieton

Drugi koncert Quebonafide na Narodowym. Czy to jawne oszustwo? – felieton

Na pewno zachowanie nie po koleżeńsku.

Opublikowany

 

quebonafide

Organizacja pożegnalnego koncertu Quebonafide przypomina zabawę w kotka i myszkę. Na pewno jest brakiem poszanowania dla słuchaczy, którzy kupili bilet i właśnie się dowiedzieli, że ostatni koncert rapera będzie miał kilka dat.

Wyobraźmy sobie sytuację, że kupujemy limitowaną płytę artysty za 200 zł, który deklaruje, że nakład tysiąca sztuk nie będzie nigdy wznawiany. Tymczasem zamiast cieszyć się z „białego kruka” w domu dowiadujemy się jeszcze w dniu zakupu, że z powodu dużego zainteresowania płytą postanowiono dotłoczyć drugi tysiąc egzemplarzy. Podobne do tej sytuacje już się zdarzały, ale płyty były dotłaczane po kilku latach. Tym niemniej, mamy tu do czynienia ze złamaniem umowy między artystą a słuchaczem, czyli ze zwykłym oszustwem.

Pierwszy, drugi… i trzeci – „ostatni koncert” Quebonafide

Podobnie jest z koncertem Quebonafide. W przeciągu bardzo krótkiego czasu, słuchacze mogą czuć się oszukani i to aż dwukrotnie. Za pierwszym razem, kiedy „Ostatni koncert Quebonafide” miał się odbyć online. Po kilku tygodniach, kiedy wykupiono bilety na wydarzenie, dowiedzieliśmy się, że wcale nie będzie to ostatni koncert, bo ostatni odbędzie się dzień później na PGE Narodowym. Kombinacje alpejskie, przesuwanie startu sprzedaży zakupu biletu to temat na zupełnie oddzielny wątek, ale to co się dzisiaj wydarzyło i jak zostały potraktowane osoby, które kupiły bilety na wydarzenie online powinno skończyć się co najmniej bojkotem ze strony odbiorców.

To jednak nie koniec kpin ze słuchaczy.

Pierwszy, drugi i trzeci – „ostatni koncert” Quebonafide

Oszustwo na drugi koncert?

W czwartek, w zaledwie parę godzin bilety na ostatni koncert Quebonafide na Narodowym zostały wyprzedane. Jeżeli ktoś miał szczęście, to po kilku godzinach walki z systemem bileterii i zacinającej się stronie kupił bilety. To nic, że będzie siedział gdzieś za przysłowiowym filarem, w ósmym rzędzie z daleka od sceny. Miał świadomość i satysfakcję, że warto było się pomęczyć, bo miało to być jedyne takie wydarzenie – unikalne, tak przynajmniej go zapewniano. Więc zamiast wcisnąć „Esc” postanowił wziąć nawet to najsłabsze miejsce, bo będzie częścią historii. Nic bardziej mylnego.

Po kilku godzinach ogłoszono, że „ostatni koncert” Quebonafide będzie miał jeszcze jedną datę. Dzień wcześniej raper zagra jeszcze jeden koncert. Dzień wcześniej! Przecież to brzmi jak absurd. Tuż po zakupie biletu, zmieniane są zasady gry i umowy między raperem a słuchaczem. Wygląda to jak celowe działanie i wprowadzenie kupującego bilety w błąd. Który koncert więc będzie tym ostatnim. Ten 27 czy 28 czerwca?

Quebonafide z ostatniego koncertu robi sobie trasę koncertową, choć przy zakupie biletu z nikim się na to nie umawiał. Ba, sugerował unikalne i jedyne tego typu wydarzenie. Tymczasem osoby, które walczyły dzisiaj o bilety będą musiały pocieszyć się zmęczonym artystą po występie dzień wcześniej i zleakowanym koncertem na TikToku.

Opinie słuchaczy
Opinie słuchaczy
Opinie słuchaczy

Czytaj dalej

Popularne

Copyright © Łukasz Kazek dla GlamRap.pl 2011-2025.
(Ta strona może używać Cookies, przeglądanie jej to zgoda na ich używanie.)

error: