Felieton
Płyty, które się nie ukazały, a powinny |CZ.4

Piąty, niemal nieodłączny element hip hopu? No cóż, obsuwa dobiera się do wielu muzycznych przedsięwzięć, a w rapie zjawisko to otrzymało niemal kultową rangę.
Oczywiście większość zapowiadanych albumów, których tworzenie i zbieranie do kupy – delikatnie mówiąc – zajęło nieco więcej czasu niż pierwotnie zakładano doczekało swojej premiery, jednak niestety (lub stety) część projektów nie została sfinalizowana, a okazuje się, że czas nie był łaskawy dla wielu ciekawych albumów. Sprawdźcie więc trzecią część naszego zestawienia.
Części poprzednie: część 1 | część 2 | część 3
Donatan
Może tylko nieliczni pamiętają, że po premierze "Równonocy", a przed ogłoszeniem albumu z Cleo, Donatan zapowiedział, że rozpoczął prace nad nowym i zupełnie innym projektem, który rzekomo zamykać miał dyskografię producenta. Witold na wstępie wypalił, że mamy bynajmniej nie spodziewać się z jego strony tanich zagrywek w postaci kontynuacji wątków Słowian (lub raczej wątku melanżowego na słowiańsko brzmiących bitach) i zamierza skręcić w zupełnie inną stronę, a sam określał go jako "mroczny, chropowaty i socjologiczny", a także mało komercyjny, co można było wywnioskować z jego wypowiedzi, gdy żartował, że po tym albumie, Eska raczej go na wywiad nie zaprosi. Producent zapewniał, że pracuje nad albumem każdego dnia, a efekt finalny będzie jego rozrachunkiem muzycznym, sumą obserwacji, sukcesów i rozczarowań. Czyli tak naprawdę wiadomo o nim tyle co nic, bo określenia, którymi rzucał Donatan nic konkretnego ze sobą nie niosą. Ach, no może poza tym, że na tymże krążku pojawią się gości, których CV nie dostało angażu do "Równonocy".
Szanse na ukazanie się: "może powstawać dwa lata, może pięć albo i sześć".
Red i Spinache – "9 Rano" / "Red i Spinache"
Panowie kilkukrotnie próbowali podejść do tematu trzeciego wspólnego krążka, jednak przy każdym niepowodzeniu, które im towarzyszyło pojawiał się jeden i ten sam argument – "nie chcemy nagrywać płyty słabszej niż poprzednie". Cóż, oczywiście ciężko odmówić raperom racji, zwłaszcza, że już do poziomu "8 Rano" mieli oni pewne zastrzeżenia, a ich plany nie zakładały nagrania materiału stojącego niżej niż wspólny debiut. Po nagraniu części utworów na "9 Rano", a nawet wypuszczeniu w 2008 roku pierwszego singla "Biegnij", Red i Spinache nagle postanowili zawiesić swoją współpracę… na zawsze. Jak się później okazało, raperzy słowni ni byli, bo w 2013 roku reaktywowali swój projekt i ponownie spotkali się w studio. No i w zasadzie do pewnego momentu wszystko wyglądało w porządku – Panowie podpisali kontrakt ze Stepem, słodzili w wywiadach jak to świetnie się stało, że sprawami wydawniczymi zajmą się tacy ludzie jak opolscy magnaci, nieśmiało ujawniali, że powstające kawałki nijak mają się do klimatu dwóch pierwszych krążków i zamiast ciepłych, funkowych brzmień w studio szykuje się coś bardziej nowoczesnego. I faktycznie – Panowie zaatakowali świetnym i niesamowicie klimatycznym numerem "Podpalamy Noc" no i niestety to było na tyle. Jakiś czas później doszła do nas informacja, że album roboczo zatytułowany po prostu "Red i Spinache" nie ukaże jednak w Stepie, a bardzo krótka współpraca zakończy się zaledwie remixem singlowego numeru. Żeby tego było mało, to kilka miesięcy później sami zainteresowani stwierdzili, że razem także nie będą nagrywać. Powód? Tego można się tylko domyślać, a zapytany o przyczyny Spinache dość mało konkretnie odparł: "Tego jak my ze sobą żyliśmy, spotykaliśmy się i dzieliliśmy różne pasje – tego nic nie zmieni i to zostaje, bo przeżyliśmy masę szalonych sytuacji. Jak w każdej relacji kiedyś jest koniec i trzeba sobie powiedzieć "done, nie udajemy, że jest dalej fajnie". Nie musimy się na siłę szczepiać."
Szanse na ukazanie się: Do trzech razy sztuka…?
SoDrumatic – "Good Times"
Gdy zabieramy się za wyliczenie najlepszych producentów z naszego pięknego kraju, to nie wolno zapominać o SoDrumaticu, znany zapewne wszem i wobec dzięki swoim produkcjom, z których każda albo dany numer ratuje albo podnosi o 16 poziomów wyżej. No w każdym razie chłop hejterów chyba nie posiada. Po ugruntowaniu swojej pozycji i zakorzenieniu się w świadomości słuchaczy dzięku współpracy z Sokołem, Paluchem, Mesem i płytom z VNM-em czy Kobrą i Bezczelem, Wojtek zasiadł do prac nad swoim własnym albumem, którym wydaniem miało zająć się Prosto. Miało, bo niemal dwa lata po premierze pierwszego, instrumentalnego singla "Who Got The Funk", ale o krążku "Good Times" na razie cisza jak makiem zasiał. Można się tylko domyślać czy album kiedykolwiek się ukaże, a jeśli tak to kiedy i czego można się po nim spodziewać. )arówno sam singiel, jak i rzeczy, wypuszczane w ostatnim czasie przez SoDrumatica sugerują, że typowo rapowego projektu nie ma się co spodziewać – i bardzo dobrze. Wojtek wygląda na zbyt ambitnego producenta, by zajmować się takimi pierdołami jak uganianie się za przeciętnymi zwrotkami przeciętnych raperów z Polski.
Szanse na ukazanie się: Nie wiem jak to będzie ziom.
Matheo
Przez wiele lat uważany za bezprzecznie najlepszego, zostawiającego rodzimą konkurencję w tyle, a z czasem szykowany także na podbój rynku zagranicznego i mimo, że w międzyczasie pojawiło się sporo ciekawych i równie dobrych producentów, to nadal na pytanie "jacy są najlepsi bitmejkerzy w Polsce?" wielu bez dłuższego zastanawiania się odpowiada wprost: Matheo. Mateusz najbardziej lub chyba zaskakiwać i udzielać się w nie do końca typowych projektach, a jednym z najciekawszych, jeśli nie najciekawszym były słowiańskie klimaty przeniesione na scenę rapową, więc właśnie na tym koncepcie miała być oparta jego pierwsza, w pełni solowa, producencka płyta. Pomysł jak najbardziej właściwy, gdyby nie to, że pomysł postanowił nie kto inny, jak Donatan. Co prawda, Matheo planował całe brzmienie nieco zmodyfikować, łącząc to z nurtami elektronicznymi, a konkretnie z trapem, ale powiedzmy sobie szczerze – po tak ogromnej medialnej burzy jaką wywołał Donatan nikt na kolejną dawkę słowiańskich brzmień serwowanych przez hiphopowego producenta nie miał już chyba najmniejszej ochoty. Mimo tego, Matheo zaprezentował nam pierwszy singiel "Little Moon" który brzmiał… hmm, no brzmiał dobrze, naprawdę dobrze, ale wielkiego szału nie zrobił. Na tym numerze pomysł z albumem producenckim członka Stoprocent obecnie stoi pod znakiem zapytania – Matheo jak to Matheo – pracoholizm daje mu się we znaki i angażuje się w projekt za projektem, klepie wspólne albumy z raperami lub obsługuje ich regularnie swoimi produkcjami, więc i nad krążkiem nie ma kiedy przysiąść. Wydaje mi się, że prędzej, czy później materiał i tak w końcu powstanie, ale szkoda tylko jednego – że to nie Matheo, jako jeden z pomysłodawców łączenia folku z hip hopem nie zebrał za ten pomysł największych laurów.
Szanse na powstanie: Obstawiam, że album całkowicie nie upadł, więc kiedyś na pewno go usłyszymy.
Popek – "Monster 3"
Jeszcze do niedawna, kiedy Popek przesiadywał w Anglii, nowe numery wypuszczał w zasadzie taśmowo. Wpadł mu do głowy remix popularnego utworu? No to szybka wizyta w studio, nagrywka i za moment nowy numer wisiał na kanale Króla Albanii. ) wizytą przyjechał akurat Matheo? Chłop nie zdążył pewnie rozpakować walizek, a Popek już wgrywał nowy track do internetu. Niestety miało to swój jeden podstawowy minus – za nowościami od rapera nie szło zwyczajnie nadążyć, a konia z rzędem temu, kto zdążył zapoznać się ze wszystkimi wypuszczonymi trackami i zwrotkami od momentu rozpoczęcia "bumu" na byłego członka Firmy. Kolejnych albumów także raper nie szczędził i mimo wielu premier, to zapowiedzianych projektów było pewnie i ze trzy razy tyle, a słynne 11 płyt, które nagranych zostało w 5 miesięcy tylko czeka na premierę. Wśród nich na wydostanie się na sklepowe półki czeka cierpliwie "Monster 3". Album miał się ukazać już kilka lat temu, dat przez Popka serwowanych było przynajmniej kilka a spojlery co do tego, co miało się na materiale znaleźć działały nieco na wyobraźnię i podkręcały atmosferę. Obie części "Monsterów" były przepełnione gościnnymi występami, a pojawiający się w pierwszej odsłonie Hijack ze zwrotek dogranych na album mógłby pewnie złożyć własną EPkę. No właśnie – goście to tak naprawdę jedna z większych ozdób na albumach Popka, który nie uznaje żadnych limitów i potrafił ściągnąć na płytę poważnych graczy jak weteran i gwiazda angielskiej sceny Wiley, znany z konflików i oryginalnej stylówy Stitches czy naturalnie The Game. Na "Monster 3" także mieli pojawić się goście z zagranicy, a ksywkami, które miały zasilić płytę były Kool G Rap, KRS One, Sean Price (R.I.P.) oraz jeden z członków Wu-Tang Clanu. Oczywiście, można sobie pierdolić, że to podstarzałe gwiazdy, nieco zapomniane przez obecnie funkcjonujący rynek, ale oczywiście to tylko pierdolenie. Nagrywka z takim nazwiskiem jak wyżej jest sporym wydarzeniem, a sam Popek ma przecież dostęp do bardziej znanych raperów. O trzeciej części "Monstera" od dłuższego czasu cisza, a przez inne projekty, jak Gang Albanii, krążek z Matheo czy wspólna płyta z Sobotą pewnie nieprędko się ukaże. Sam Popek zdaje sobie sprawę, że z biznesowego punktu widzenia hurtowe wypuszczanie muzyki nie jest do końca opłacalne, więc zamierza bardziej rozważnie publikować nowe rzeczy.
Szanse na ukazanie się: "….a niedługo Monster 3!"
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Felieton
Bonus RPK nie chce być patusem z ulicy, więc wydaje płytę… „Głos ulicy” 👀 – felieton
Czego nie rozumiesz?

Bonus RPK postanowił zjeść ciastko i mieć ciastko. Jego działalność po wyjściu z więzienia jest pełna absurdów i sprzeczności.
BGU nie chciał trafić za kraty w związku z wyrokiem za handel narkotykami. W jednym momencie wszystkie antysystemowe hasła przez niego głoszone przestały mieć znaczenie i raper zaczął pojawiać się w mainstreamowych mediach, którymi do tej pory gardził. Przekonywał, że jest niewinny, ale oczy kota ze Shreka nie zrobiły wrażenia na organach ścigania.
Odsiedział niepełny wyrok z zasądzonych ponad 5 lat. Zaraz po wyjściu na wolność rozpoczęła się fala braku konsekwencji w jego działalności. Pokazywanie się z „kanapką hajsu”, kiedy chwilę wcześniej żebrało się każdą złotówkę. W tym przypadku fani szybko wyjaśnili flexownika, dając wyraz swojego niezadowolenia i rugając Bonusa na jego własnych profilach społecznościowych.

Chwilę później kolejna wtopa. Próba przyciągnięcia kupujących na preorder płyty poprzez fejkową ilość osób na stronie. Bonus postanowił ściemnić na stronie z preorderem, że zainteresowanie jego płytą jest naprawdę duże. Oczywiście był to fejk i obok przycisku „Kup teraz” był licznik z losowo pojawiającymi się cyframi, a nie z faktyczną liczbą osób, która była zainteresowana zakupem albumu. Może i kłamstewko, ale zawsze kłamstewko.
Janusz Schwertner znany ze swoich lewicowych poglądów, niedawno bronił polityki migracyjnej, a także atakował Grzegorza Brauna. Z drugiej strony Bonus, który kojarzył się zawsze z prawicowymi poglądami. Ulicznik z zasadami. Nie przeszkodziło mu to jednak w nawiązaniu współpracy z lewicowym dziennikarzem, który napisał mu książkę, żeby spieniężyć pobyt za kratami.
Grande Connection nazwał Bonusa, który trenował też jakiś czas temu z Matą (ojciec Marcin Matczak ma powiązania polityczne) – wspólnikiem systemu. Trudno nie odnieść takiego wrażenia po jego ostatnich ruchach, tym bardziej, że chce on oficjalnie zerwać z ulicą – o czym zaczyna opowiadać w wywiadach.

Najnowsze doniesienia od Bonusa są takie, że przeszkadza mu już bycie ulicznikiem.
– Nie chcę już być uważany za jakiegoś Bonusa-patusa, który siedzi w klimatach ulicznych i ma zamkniętą głowę. Jestem ojcem, mam dzieci, które są wychowane w zupełnie innych czasach. Kiedyś raper miał jakieś swoje ramy, poza które nie wychodził. Dzisiaj rap jest wszędzie. Jeżeli ktoś w tych ramach pozostał, to ciężko mu zaakceptować nową rzeczywistość – wyznał w rozmowie z Newonce.
Bonus dorósł, nie chce być uważany za patusa z bramy, bo taki wizerunek przeszkadza nie tylko w życiu prywatnym, ale też w interesach. Marki nie chcą być kojarzone ze złą ulicą, menelami i penerami. Dlatego szef Ciemnej Strefy włączył najzwyczajniej w świecie tryb „family friendly”. Swoja drogą – świetny ruch i szkoda, że tak późno.
Jak zatem łagodnie obejść się z wiernymi fanami, których przez dekady karmiło się prawilną gadką? Nazwać płytę „Głos ulicy”. To nie żart. Bonus z jednej strony odcina się od ulicy w wywiadach, a z drugiej zapowiada nową płytę zatytułowaną „Głos ulicy”. No chyba sezamkowej w tym wypadku.

Patrząc na kandydatów na prezydenta, dostawiłbym w najbliższej debacie jeszcze jeden pulpit, przy którym znalazłby się Pan Oliwier. Jest idealnym przykładem politycznego bełkotu: jedno mówi, drugie robi.
PS. Więzienie resocjalizuje. Przypadek Artysty Kombinatora potwierdza tę tezę, bo z antysystemowca stał się on przykładnym obywatelem, który nie chce być już ulicznikiem, ale jeszcze chociaż jedną nogą tam zostanie, żeby nie odciąć całkiem pępowiny, przez którą mógłby stracić płynność finansową . Człowiek zasad (zobacz).
Felieton
„Sentino przejął majówkę”. Kupionymi wyświetleniami czy botami od komentarzy? – felieton
Scamerski duet postanowił wypromować nowy numer i merch.

Sentino przeżywa drugą młodość, przejmuje majówkę w Polsce – informują rapowe media. Tymczasem to kolejny scam spod szyldu Sentino x Trueman i jego brzydka promocja.
Konflikt Sentino z Truemanem sprzed kilku tygodni był prawdopodobnie tylko sprytnym planem marketingowym dla kilku nagłówków. Chociaż wiemy, jaki jest Sebastian, to przemycanie przez Truemana co chwila informacji o „Casablance”, kiedy są pokłóceni od samego początku źle pachniało. Minęły zaledwie dwa tygodnie, a duet rusza z grubą promocją: nowego numeru, płyty i merchu! W tak krótkim czasie udało się to wszystko zorganizować czy może było to przygotowane już wcześniej? Teraz śmierdzi już tak, jakby w domu zaparkowała ci śmieciarka, a to dalej nie wszystko.
Większość ostatnich numerów Sentino po miesiącu od publikacji ma ok. 150 tys. wyświetleń na Youtube. Nagle pojawia się kawałek „Casablanca”, który otwiera promocję płyty „King Sento 2” i merchu z koszulkami. Po dwóch dniach ma prawie pół miliona odsłon. Dziwne, ale wystarczy spojrzeć do komentarzy, żeby poznać prawdę o tej promocji.

Numer od samego początku jest pompowany przez boty, które piszą także pod nim komentarze dla zwiększenia zasięgu poprzez interakcje. Nie są to tzw. wpisy premium pochodzące z Polski, bo te są kilka razy droższe od tych „turecko-azjatyckich”. To losowe komentarze po angielsku, które co kilka minut pojawiają się masowo pod klipem. Najczęściej powtarzające się to:
- „You just earned a new subscriber”
- „I can t stop smiling watching this”

Sentino jak Skolim?
Idziemy dalej. Za produkcje nowego numeru Sentino odpowiada Crackhouse. Bardzo bliscy współpracownicy Skolima, któremu Young Multi zarzucił niedawno, że kupił sobie karierę milionowymi wyświetleniami pod klipami. Dorzucamy do tego Truemana jako menagera i mamy scamerską drużynę marzeń.

Mimo tego, że nowy numer Sebastiana śmierdzi jak zgniłe jaja, laurka w zaprzyjaźnionych mediach musi się zgadzać:


Przy okazji polecam tekst na temat działalności Sentino i Truemana: Sentino spadł Truemanowi jak z nieba. Uwiarygadnia scamy.

Warszawa, miasto, gdzie to nie hajs był problemem, tylko do której dziwki pojechać na noc. Gdzie nowe perspektywy, przybierając kształt rysunkowych gwiazdek na nocnym niebie, wlewały się falami światła do naszych spojówek.
Było głośne, niespokojne, niebezpieczne, i choć w tamtym momencie wydawało się nam domem, było właściwie miejscem, by oddychać. Oddychać, ale nie tak zwyczajnie… Oddychać smogiem pełnym konopnego dymu i wydychać rap wypełniony marzeniami o luksusie
Pustelnik, poszukujący spokoju, mógłby go tu odnaleźć jedynie pośród gwaru, wśród szumu dostrzegając linie wewnętrznej ciszy oplatającej jego skronie jak bluszcz… Czemu wcześniej nie dostrzegłeś jej zasięgu? Spoglądał w dal!

A jego oczy? Jakby z bólu utkane, jakby z opalu wykute, wykształcone, by móc wyczuć to, co ukryte, jak opuszki niematerialnych palców, delikatnie muskające kształty pokoju, w którym leżała nago…
Ta, była idealna. Zawsze wolał drogie swemu sercu przyjaciółki od tanich dziwek z Mokotowa i proste towarzystwo złodziei z Woli, od lewackiej młodzieży w kolorowych strojach, towarzystwo starych gangsterów — zawsze uważał, że w pewnym sensie to zagrożenie, ale byli też tacy, których szanował. Na ogół trzeba się ich wystrzegać…
Naprawdę… Okradną was, zabiją, zniszczą wam życie — możecie być pewni. No chyba że macie jakieś w sobie to coś… Takie coś specjalnego, co oni też mają, ale nie wszyscy, którzy to mają, muszą być jak oni… Oni to nie my… My to nie oni…
– Kim oni są? – krzyczy policjant przesłuchujący Mahatmę. A ten tylko, uśmiechając się delikatnie, mówi tonem ledwie głośniejszym od szeptu:
– A kim są „Oni”?

Kondukt pogrzebowy, niczym strumień łez, niosąc z prądem kilkadziesiąt pękniętych serc, wlewał się przez bramę cmentarza.
Większa część osób wyszła zaraz po ceremonii — my jednak zostaliśmy.
Żadne z nas nie mogło się pogodzić, że postanowił odejść.
Zostawił po sobie pustkę, którą jak dziura w płucach do dziś dławi czasem mój oddech.
Żaden opis nie jest w stanie wyrazić cierpienia na obliczu jego matki, gdy zamykano trumnę
Ani wyrazu spojrzenia starego bandziora, gdy zrozumiał, że widzi go ostatni raz…
Dzwony zaczęły uderzać miarowo, a wiatr wybrzmiewał smutną pieśń…
Stary grabarz patrzał bez wyrazu na górę ziemi, którą trzeba było przysypać trumnę…
Za kilka dni postawią tam pomnik… Taki z prawdziwego zdarzenia…
Ale dziś wbili krzyż i położyli na nim kwiaty, by osłonić nagi kurchanik przed wzrokiem przechodniów.
Pomyślałem sobie, że chyba nawet kamieniarz nie przewidział takiego obrotu spraw…
Utwór i krótkie wyjaśnienie:
– Utwór dedykuje moim zmarłym przyjaciołom. Chciałem jeszcze raz zobaczyć was takich jak kiedyś, chciałem by wasze imiona nie poszły w zapomnienie, chciałem by to, że tak młodo odeszliście stało się lekcją dla moich słuchaczy. Lekcją, by cenić życie, a w nim to, co najważniejsze, czyli miłość i przyjaźń… Rest in Peace Bracia [*]… – komentuje GSP, publikując utwór „Wars-Sawa”.
Felieton
Tede i Young Leosia – kolaboracja, która się nie udała?
„Najlepiej brzmi wyciszone” – brzmi jeden z wielu krytycznych komentarzy.

Tede postanowił na nową płytę „Vox Veritatis” zaprosić same kobiety, wśród których usłyszymy Bambi, Modelki i Young Leosię. Singiel z tą ostatnią ukazał się kilka dni temu i już możemy go podsumować, a właściwie zrobili to słuchacze.
Zarzuty w stronę Tedego i Young Leosi
Zazwyczaj, gdzie się nie pojawi Young Leosia, tam mamy murowany hit z repeat value. Niestety, nie w tym przypadku. Po trzech dniach kawałek z Tede „Więcej miejsca” ma skromne jak na taki duet niecałe 50 tys. wyświetleń klipu. Wynik kiepski i trzeba to otwarcie przyznać. Widać to też po odbiorze: 2 tys. łapek w górę i 400 w dół daje pogląd na to, że coś jest na rzeczy. Po wejściu w komentarze już jest wszystko jasne.
Słuchacze zarzucają Tedemu i Leosi, że nie wykorzystali potencjału współpracy. Numer nie buja tak jak powinien, trudno jest cokolwiek zrozumieć. Pojawiają też wątpliwości co do dobrze zrealizowanego numeru pod względem technicznym, w szczególności do mixu. Teledysk także się większości nie spodobał.

Krytyka w kierunku „Możesz więcej” Tedego i Leosi
Oto kilka najczęściej lajkowanych komentarzy pod wspólnym singlem Tedego i Sary. Duet raczej nie będzie z nich zadowolony:
- Szczerze, ale to jest chu**we, klip to już żenada całkowita.
- Stary chłop i nie potrafi nagrać ani jednego kawałka bez wspomnienia o wyimaginowanych hejterach. Rent free.
- Najlepiej brzmi wyciszone.
- Szkoda zmarnowanego potencjału na kolabo, jakoś bez wyrazu ten kawałek. Taki po prostu poprawny. Bit też nudny. Z sentymentu włączyłem sobie „Szpanpan” dla porównania i realizacyjnie, dykcyjnie, tekstowo, bitowo – przepaść.
- Mimo najszczerszych chęci, niewiele rozumiem z części Tedego. Mix w tym kawałku oraz w TSTMF położony. Zapowiada się interesujący album z nawet niezłym replay value, ale niestety niedopracowany technicznie.
- nie rozumiem ani jednego słowa z tego utworu poza refrenem
- Kawałek na max dwa przesłuchania. Tedzik top1 dla mnie ale niektóre jego ostatnie kawałki to wielkie iks de.
Propsów jest niewiele
Pozytywnych wpisów na temat kawałka jest niewiele i są to raczej pojedyncze pozycje, które nie cieszą się zbyt dużą popularnością:
- Ale ta różnica w skillach to jest przepaść.
- Tede xYL jest Moc. banger. banger.
- Moja ulubiona piosenka musi być hitem.
- Super. zajebiste. Mam nadzieję, że kiedyś spotkam TDF-a jeden z ”NIELICZNYCH” Polskich Raperów, których na co dzień słucham.
Z Bambi poszło lepiej, ale też bez fajerwerków
Niedawno sporych echem odbiło się przekazanie przez Tedego „dziedzictwa melanżu” Bambi, czego efektem było nagranie przez tę dwójkę remixu kultowego numeru „Drin za drinem”. Ta wiadomość poszła szeroko w środowisku i spolaryzowała słuchaczy. Kiedy później ukazał się już wspomniany kawałek na kanale Baila Ella, nie wykręcił on jednak spektakularnych liczb. Ponownie obyło się bez viralowości, chociaż potencjał był duży.
Jak zauważył ktoś w komentarzach, to sympatyczne, że nowe pokolenie słuchaczy będzie bawiło się pod ten sam bit, co wiele pokoleń wstecz. Brakuje jednak tych szczytów list przebojów.


Od premiery najnowszej płyty Dwóch Sławów minęły już dwa miesiące. Zdążyłam się z nią solidnie osłuchać i dowiedzieć, co dobrze by było opisać. Opinie o projekcie – wprost mówiąc – nie są najlepsze, co duet wziął już na klatę. Moje zdanie jest jednak nieco inne więc zapraszam na łyżkę miodu w beczce dziegciu.
Kryzys wieku średniego?
Zacznę prosto z mostu – uwielbiam ten duet. Na ich wielowymiarowe metafory trzeba kupić drukarkę 3D. Zabawa słowem, luz i humor to cechy, które niewątpliwie muszę im przypisać i wcale nie muszą nikogo do tego przekonywać. Ale, co w sytuacji, gdy masz za sobą dziesięć lat punchline’ów, wszechobecnej beki i hashtagów, a fani czekają? Jasne, możesz zrobić kolejny taki sam album, który i tak nie ma podjazdu do debiutu. Stąd najnowszy projekt Astka i Rada jest totalnie zrozumiały – dajmy im działać i się rozwijać. Kryzys wieku średniego i te sprawy.
Zabawa formą
A tak serio – spodziewaliście się kiedyś, że łódzki duet mógłby zagrać swoje numery na imprezie Świętego Bassu albo zrobi manifest polityczny, który będziecie podśpiewywać pod prysznicem? Chcecie starych Sławów – włączcie „Ludzi Sztosów”, proste. I oczywiście – jak większość z Was – analizowałam ten album na Genusie, łapiąc się za głowę po wytłumaczeniu kolejnego wersu. Jednak… to było dekadę temu. Nikogo zatem nie powinno dziwić, że przyszedł u panów czas na zabawę formą, poniekąd wyniesioną z projektu club2020.
Najwyżej będzie stójka lub parter
Czy „Dobrze by było” jest krążkiem bez treści? Złośliwi powiedzieliby, że tak. Ale obiektywnie patrząc – numery „Myślałem, że będzie gorzej” czy wcześniej wspomniany bez nazwy „To nie jest kraj dla kabrioletów”, mają to, co tygryski lubią najbardziej. Jest więcej śpiewów, autotune’ów i wtyczek niż kiedykolwiek. I dobrze by było trochę odpuścić, wychillować i zaakceptować ten wytwór, spięty słuchaczu. A, że krążek buja i na żywo miałam okazję sama się przekonać na trasie – a jakże! – „Dobrze by było Tour”. Już 4 kwietnia w ich mothership (czytaj w Łodzi) zagrają finałowy koncert więc jeśli w domowym zaciszu denerwują Cię te chłopy, daj im szansę. Najwyżej będzie stójka lub parter.
-
News2 dni temu
Współpracownik DJ Hazela ujawnia: strzelił sobie w głowę
-
News4 dni temu
DJ Hazel nie żyje – legendarny polski artysta
-
News4 dni temu
Sushi z Krakowa promuje się na śmierci Joki. Skandaliczna reklama
-
News2 dni temu
Zmarł młody polski raper – informuje SBM Label
-
News1 dzień temu
Peja, Kali, WSZ, Rahim na pogrzebie śp. brata Joki
-
News7 godzin temu
Shark – raperka polskiego pochodzenia we Włoszech. „Jestem złą gangsterką”
-
News4 dni temu
Sentino ujawnił swoje zarobki z muzyki
-
News4 dni temu
Ten Typ Mes ma żal do Białasa i innych raperów, bo rehabilitują hip-hopolo