Sprawdź nas też tutaj

Felieton

Jak stworzyć album roku i zawstydzić Black Milka? |FELIETON

Opublikowany

 

Mógłbym przysiąc, że najczęściej odtwarzanym przeze mnie utworem w ciągu ostatniego roku był Trillmatic. Na niespełna czternaście milionów wyświetleń tego wideoklipu z całą pewnością przynajmniej jeden milion jest wygenerowany przeze mnie. Sądzę, że nigdy nie namówiłbym się do pierwszego odsłuchania, a co za tym idzie nie zakochałbym się w nim, gdyby nie gościnny udział Method Mana w nagraniu. W końcu stylistyka A$AP Mob jest daleka od mojej ulubionej, a A$AP Nast to nie A$AP Rocky, którego dopiero później polubiłem za sprawą (trochę doorsowego) L$D. Sam utwór jest genialny i zaskakujący, to niepodważalne! Trudno więc, żebym podczas tylu odtworzeń zapomniał o pewnej kwestii, która właśnie do mnie wróciła niczym Arturo z zaświatów, gdy jeszcze oglądałem Pierwszą miłość.

Zastanawiam się, jak stworzyć klasyczny album? Czy w czasach, całkowicie zdominowanych przez trap, cloud rap lub kolejną stylistykę, której nawet nie odróżniam od poprzedniej, jest szansa na klasyk? Na niezapomnianą płytę, utrwaloną w pamięci na długie lata lub będącą przedmiotem analiz w podręcznikach szkolnych? Pewnie, że jest taka szansa! Good Kid, M.A.A.D City albo My Beautiful Dark Twisted Fantasy stanowią tego wzorcowy przykład. Mam jednak na myśli album, którego warstwa muzyczna oparta jest w całości o sampling i surowe bębny z EMU SP1200, bez wzbogacania jej o melodie z zastosowaniem Mooga czy TR-808. Album, dzięki któremu w oczach zamiast źrenic natychmiast pojawia się plac zabaw, Fiat 125p i spodnie w lampasy. Taki, który nie przejdzie niezauważony jak – niestety – dwa ostatnie dzieła Large Professora. Uściślając, czy może dzisiaj powstać płyta, którą położylibyśmy na półce pomiędzy Illmatic, Reasonable Doubt, Ready To Die i nie przenieślibyśmy jej na inną, nawet gdybyśmy nagle postanowili posegregować płyty według roczników? Może, a jakże!

 

W moich rozważaniach chciałbym pominąć kilka oczywistości. Miks i mastering należy oddać w odpowiednie ręce, bezapelacyjnie. Realizacji okładki i poligrafii musi się podjąć uzdolniony grafik, ilustrator lub ewentualnie fotograf, nie inaczej. Wykluczam również flow i teksty. Rap ewidentnie nie może stać na niskim poziomie, a musi co najwyżej na przyzwoitym. Warstwa tekstowa z kolei jest na tyle osobistą i indywidualną sprawą, że niezależnie od tego, czy obieramy za jej pomocą bardziej zaangażowaną społecznie postawę, czy nawołujemy wygłodniałych samców do lizania cipek, szanse na klasyk są identyczne. Teksty muszą być naturalne, wiarygodne i nacechowane emocjami. Historia pokazała niejednokrotnie, że na klasyk składały się nagrania, zawierające teksty złożone kiepsko, ale przepełnione treścią, a także zakręcone niczym Boomer w okrągłym opakowaniu, lecz mówiące mniej niż reklama tejże gumy. Ograniczam się więc wyłącznie do warstwy muzycznej. Obok producenta nawet nie stałem (Cok i KAEES się do mnie nie przyznają), toteż zastanawiam się nad tym z pozycji… selekcjonera? Moim narzędziem jest ucho, nie sampler. Dopytam: da się?

 

Hip-hop świadomie uciekł od swojej tradycyjnej formuły, ponieważ ona już zdążyła się wyczerpać. Producenci prawdopodobnie poczuli się ograniczeni zastanym kanonem i zaczęli eksperymentować. Klasyczny proces tworzenia poszerzony został o fuzję z innymi gatunkami. Ewoluował. Używa się innego sprzętu lub preferuje się inne używki podczas pracy nad muzyką. Szuka się alternatywnych rozwiązań. Niestety w ostateczności te alternatywne stają się powszechnymi, a hip-hop muzycznie kuśtyka po bliżej nieokreślonej przestrzeni. Acz wąskiej. Czasami przybiera taki kształt, za który niegdyś skazywano na ostracyzm, a pojawiał się jedynie jako dowcip z ust tych najprawdziwszych. Wszyscy wiedzą, że ewolucja przypomina sinusoidę. Nie opłaca się jednak cierpliwie czekać na powrót klasycznych brzmień. Trzeba działać! Tylko jak?

 

"Założę się o kontener płyt z USA, że gdybyśmy spróbowali powtórzyć sesję nagraniową „Illmatic” (…) ostateczny kształt tego arcydzieła byłby inny"

 

Powtarzałem kilka razy, że inspiruję się różnymi gatunkami. Dzisiaj jest to psychodeliczny rock, jutro może być to brytyjska elektronika. Zawsze natomiast wracam do rapu z lat dziewięćdziesiątych. Nawet o tym mówiąc się powtarzam, ale właśnie dlatego ubzdurałem sobie znaleźć receptę na płytę idealną, która zabrzmi jak żywcem wyjęta z tamtych czasów. Są ludzie, którzy konsekwentnie kroczą dawno obraną ścieżką i z niej nie schodzą. Ich najnowsze produkcje współcześnie już tak nie porywają i zostają pominięte w podsumowaniach. Przywoływałem już Large’a Professora w tym kontekście, ponieważ jest pierwszym z brzegu przykładem tego, o czym mówię. Może to smutne, ale niestety prawdziwe. Kiedyś nawet nie przypuszczałem, że w przyszłości to powiem, ale nie pamiętam tytułów jego dwóch ostatnich płyt. Całkiem niechcący przewinąłem jeden z jego nowych teledysków i gdzieś tam zasłyszałem, że zakontraktowany jest z Fat Beats. Nie zachęcił mnie ów klip najwidoczniej do przetestowania reszty. Wolę więc włączyć Breaking Atoms lub tysięczny raz Daily Operation. Nawet pomimo tego, że ten skurwysyński, charakterystyczny i wypracowany latami styl Pro uwielbiam! Podobne odczucia żywię do DJ Premiera, któremu naprawdę wiele zawdzięczam. Można nawet powiedzieć, że pewnego razu odmienił moje życie. Co prawda o nim już dziesięć lat temu mówiono, że twórczo się wypalił, a ni stąd ni zowąd opublikowali wspólnie z Termanologym Watch How It Go Down, przez które nabawiłem się zgryzu, ponieważ szczękę z podłogi zbierałem bodajże przez cały rok od premiery! Problem jednak występuje.

 

Co więcej, to smutne zjawisko – i stwierdzam to ze łzami w oczach – dotyczy również takich nazwisk jak Diamond D, Buckwild czy Pete Rock. Bez wyjątku. Dobrze, że chociaż Q-Tip już nic nie robi. Zaprzestano nawet mówić o ich spadkobiercach jak Illmind, M-Phazes czy Nottz. Hi-Tek eksperymentuje z elektroniką. Ostatni album Black Sheep (pomimo obsadzonej konkretnymi ksywami listy utworów) znalazłem przez przypadek, za sprawą jakiejś sugestii, szukając w sieci zupełnie czegoś innego. KRS-One nagrał album wspólnie z True Masterem, a dywagując tutaj sobie, dowiedziałem się jeszcze mimochodem, że i z Freddie Foxxxem. Ktoś o tym słyszał? Nie, ponieważ to już nie ten sam Freddie Foxxx czy KRS-One. Założę się o kontener płyt z USA, że gdybyśmy spróbowali powtórzyć sesję nagraniową Illmatic, otworzyli D&D Studios, zebrali w nim te same persony i nakazali odtworzyć cały proces twórczy z precyzją wizji lokalnej, ostateczny kształt tego arcydzieła byłby inny. Czasy się zmieniły, technika. Wrażliwość artystyczna lub forma ekspresji. Inspiracje. Tło społeczne i polityczne. Organized Noize w ten sam sposób nigdy nie powtórzyliby tego samego ATLiens. Tak poza tym to Nas przed każdym nowym albumem zapewniał, że będzie on lepszy od debiutu. Niestety – żadna jego płyta już nie dorównała Illmatic. Jak więc zrobić ten pieprzony album?

 

W tym celu musimy zebrać utwory, które nie nużą i z powodzeniem wwiercą się w głowę słuchacza dożywotnio. Napakowałbym więc album wyłącznie utworami o stylistyce zbliżonej do Trillmatic. Właśnie tak! Uważam ten utwór za taki, który mógłby stanąć na ringu i powalczyć bez szwanku z każdym nagraniem, którego premiera miała miejsce we wczesnych latach dziewięćdziesiątych. W czym więc tkwi jego fenomen? Dlaczego stanowi namiastkę tamtych lat? Skąd ta pewność, że płyta złożona z bliźniaczych piosenek zostałaby zapamiętana jako klasyka gatunku? Z pewnością każda odpowiedź na powyższe pytania będzie mocno subiektywna, ale pójdźmy za ciosem! Początkowo byłem przekonany, że działa on na mnie podświadomie, ponieważ próbka, którą wykorzystano przy produkcji podkładu, pochodzi z The World Is A Ghetto autorstwa WAR – z nagrania, które znajduje się na podium moich najukochańszych utworów. Stwierdziłem jednak, że to niemożliwe, ponieważ przypomniałem sobie nagle skąd pochodzi sampel wykorzystany w mistrzowskim The Red duetu Jaylib. Z nagrania, które jest – mówiąc najmniej krzywdząco – beznadziejne. Można więc wyrzeźbić Oktawiana Augusta z gówna. Zastanawiałem się dalej. Bas? Brzmienie?

 

Apollo Brown, mimo że gdzieś przebąkiwał o niekorzystaniu z odsłuchów i robieniu beatów za pomocą sławetnego Cool Edit Pro, wespół z OC stworzył ponadczasowe nagranie, “The Pursuit”, które też mogłoby się znaleźć na moim wymarzonym albumie. Tutaj najbardziej smakuje właśnie bas i brzmienie. Sampel mniej, lecz gdyby nie smakował, nie rozmyślałbym o nim w tej kategorii. Dopiero jak usłyszałem Twenty Fifty Three duetu L'Orange & Kool Keith, uświadomiłem sobie pewną rzecz. Oprzytomniałem i zauważyłem, że wszystkie wyżej wymienione beaty zawierają jeden wspólny mianownik, będący kluczem do sukcesu. Te sample są po prostu hipnotyzujące! Tak, są hipnotyzujące, a beaty minimalistyczne. Hipnotyzujący sampel i prosta, minimalistyczna konstrukcja podkładu stanowią o sile w nagraniach, których proces twórczy ma pewne ograniczenia. Nie mam więcej argumentów, ale mam jedną radę dla producentów: szukajcie tego sampla, dopóki nie poczujecie się jakby ktoś machał wahadłem przed waszymi oczami. Jeśli będziemy mieć okazję do zrobienia czegoś razem, poszukam go z wami! Sięgnę do moich płyt, a jak będzie trzeba, to ukradnę jakąś płytę Cokowi!

 

Zróbmy ten pierdolony klasyk!

Autorem tekstu jest Modest z ElQuatroNagrania.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

 

Felieton

Tede i Young Leosia – kolaboracja, która się nie udała?

„Najlepiej brzmi wyciszone” – brzmi jeden z wielu krytycznych komentarzy.

Opublikowany

 

tede young leosia

Tede postanowił na nową płytę „Vox Veritatis” zaprosić same kobiety, wśród których usłyszymy Bambi, Modelki i Young Leosię. Singiel z tą ostatnią ukazał się kilka dni temu i już możemy go podsumować, a właściwie zrobili to słuchacze.

Zarzuty w stronę Tedego i Young Leosi

Zazwyczaj, gdzie się nie pojawi Young Leosia, tam mamy murowany hit z repeat value. Niestety, nie w tym przypadku. Po trzech dniach kawałek z Tede „Więcej miejsca” ma skromne jak na taki duet niecałe 50 tys. wyświetleń klipu. Wynik kiepski i trzeba to otwarcie przyznać. Widać to też po odbiorze: 2 tys. łapek w górę i 400 w dół daje pogląd na to, że coś jest na rzeczy. Po wejściu w komentarze już jest wszystko jasne.

Słuchacze zarzucają Tedemu i Leosi, że nie wykorzystali potencjału współpracy. Numer nie buja tak jak powinien, trudno jest cokolwiek zrozumieć. Pojawiają też wątpliwości co do dobrze zrealizowanego numeru pod względem technicznym, w szczególności do mixu. Teledysk także się większości nie spodobał.

Statystyki klipu

Krytyka w kierunku „Możesz więcej” Tedego i Leosi

Oto kilka najczęściej lajkowanych komentarzy pod wspólnym singlem Tedego i Sary. Duet raczej nie będzie z nich zadowolony:

  • Szczerze, ale to jest chu**we, klip to już żenada całkowita.
  • Stary chłop i nie potrafi nagrać ani jednego kawałka bez wspomnienia o wyimaginowanych hejterach. Rent free.
  • Najlepiej brzmi wyciszone.
  • Szkoda zmarnowanego potencjału na kolabo, jakoś bez wyrazu ten kawałek. Taki po prostu poprawny. Bit też nudny. Z sentymentu włączyłem sobie „Szpanpan” dla porównania i realizacyjnie, dykcyjnie, tekstowo, bitowo – przepaść.
  • Mimo najszczerszych chęci, niewiele rozumiem z części Tedego. Mix w tym kawałku oraz w TSTMF położony. Zapowiada się interesujący album z nawet niezłym replay value, ale niestety niedopracowany technicznie.
  • nie rozumiem ani jednego słowa z tego utworu poza refrenem
  • Kawałek na max dwa przesłuchania. Tedzik top1 dla mnie ale niektóre jego ostatnie kawałki to wielkie iks de.

Propsów jest niewiele

Pozytywnych wpisów na temat kawałka jest niewiele i są to raczej pojedyncze pozycje, które nie cieszą się zbyt dużą popularnością:

  • Ale ta różnica w skillach to jest przepaść.
  • Tede xYL jest Moc. banger. banger.
  • Moja ulubiona piosenka musi być hitem.
  • Super. zajebiste. Mam nadzieję, że kiedyś spotkam TDF-a jeden z ”NIELICZNYCH” Polskich Raperów, których na co dzień słucham.

Z Bambi poszło lepiej, ale też bez fajerwerków

Niedawno sporych echem odbiło się przekazanie przez Tedego „dziedzictwa melanżu” Bambi, czego efektem było nagranie przez tę dwójkę remixu kultowego numeru „Drin za drinem”. Ta wiadomość poszła szeroko w środowisku i spolaryzowała słuchaczy. Kiedy później ukazał się już wspomniany kawałek na kanale Baila Ella, nie wykręcił on jednak spektakularnych liczb. Ponownie obyło się bez viralowości, chociaż potencjał był duży.

Jak zauważył ktoś w komentarzach, to sympatyczne, że nowe pokolenie słuchaczy będzie bawiło się pod ten sam bit, co wiele pokoleń wstecz. Brakuje jednak tych szczytów list przebojów.

Statystyki kooperacji Bambi i Tedego

Czytaj dalej

Felieton

Dwa Sławy – czy dobrze już było? – felieton

Zabawa formą vs wielowymiarowe metafory.

Opublikowany

 

dwa sławy

Od premiery najnowszej płyty Dwóch Sławów minęły już dwa miesiące. Zdążyłam się z nią solidnie osłuchać i dowiedzieć, co dobrze by było opisać. Opinie o projekcie – wprost mówiąc – nie są najlepsze, co duet wziął już na klatę. Moje zdanie jest jednak nieco inne więc zapraszam na łyżkę miodu w beczce dziegciu.

Kryzys wieku średniego?

Zacznę prosto z mostu – uwielbiam ten duet. Na ich wielowymiarowe metafory trzeba kupić drukarkę 3D. Zabawa słowem, luz i humor to cechy, które niewątpliwie muszę im przypisać i wcale nie muszą nikogo do tego przekonywać. Ale, co w sytuacji, gdy masz za sobą dziesięć lat punchline’ów, wszechobecnej beki i hashtagów, a fani czekają? Jasne, możesz zrobić kolejny taki sam album, który i tak nie ma podjazdu do debiutu. Stąd najnowszy projekt Astka i Rada jest totalnie zrozumiały – dajmy im działać i się rozwijać. Kryzys wieku średniego i te sprawy.

Zabawa formą

A tak serio – spodziewaliście się kiedyś, że łódzki duet mógłby zagrać swoje numery na imprezie Świętego Bassu albo zrobi manifest polityczny, który będziecie podśpiewywać pod prysznicem? Chcecie starych Sławów – włączcie „Ludzi Sztosów”, proste. I oczywiście – jak większość z Was – analizowałam ten album na Genusie, łapiąc się za głowę po wytłumaczeniu kolejnego wersu. Jednak… to było dekadę temu. Nikogo zatem nie powinno dziwić, że przyszedł u panów czas na zabawę formą, poniekąd wyniesioną z projektu club2020.

Najwyżej będzie stójka lub parter

Czy „Dobrze by było” jest krążkiem bez treści? Złośliwi powiedzieliby, że tak. Ale obiektywnie patrząc – numery „Myślałem, że będzie gorzej” czy wcześniej wspomniany bez nazwy „To nie jest kraj dla kabrioletów”, mają to, co tygryski lubią najbardziej. Jest więcej śpiewów, autotune’ów i wtyczek niż kiedykolwiek. I dobrze by było trochę odpuścić, wychillować i zaakceptować ten wytwór, spięty słuchaczu. A, że krążek buja i na żywo miałam okazję sama się przekonać na trasie – a jakże! – „Dobrze by było Tour”. Już 4 kwietnia w ich mothership (czytaj w Łodzi) zagrają finałowy koncert więc jeśli w domowym zaciszu denerwują Cię te chłopy, daj im szansę. Najwyżej będzie stójka lub parter.

Czytaj dalej

Felieton

Drugi koncert Quebonafide na Narodowym. Czy to jawne oszustwo? – felieton

Na pewno zachowanie nie po koleżeńsku.

Opublikowany

 

quebonafide

Organizacja pożegnalnego koncertu Quebonafide przypomina zabawę w kotka i myszkę. Na pewno jest brakiem poszanowania dla słuchaczy, którzy kupili bilet i właśnie się dowiedzieli, że ostatni koncert rapera będzie miał kilka dat.

Wyobraźmy sobie sytuację, że kupujemy limitowaną płytę artysty za 200 zł, który deklaruje, że nakład tysiąca sztuk nie będzie nigdy wznawiany. Tymczasem zamiast cieszyć się z „białego kruka” w domu dowiadujemy się jeszcze w dniu zakupu, że z powodu dużego zainteresowania płytą postanowiono dotłoczyć drugi tysiąc egzemplarzy. Podobne do tej sytuacje już się zdarzały, ale płyty były dotłaczane po kilku latach. Tym niemniej, mamy tu do czynienia ze złamaniem umowy między artystą a słuchaczem, czyli ze zwykłym oszustwem.

Pierwszy, drugi… i trzeci – „ostatni koncert” Quebonafide

Podobnie jest z koncertem Quebonafide. W przeciągu bardzo krótkiego czasu, słuchacze mogą czuć się oszukani i to aż dwukrotnie. Za pierwszym razem, kiedy „Ostatni koncert Quebonafide” miał się odbyć online. Po kilku tygodniach, kiedy wykupiono bilety na wydarzenie, dowiedzieliśmy się, że wcale nie będzie to ostatni koncert, bo ostatni odbędzie się dzień później na PGE Narodowym. Kombinacje alpejskie, przesuwanie startu sprzedaży zakupu biletu to temat na zupełnie oddzielny wątek, ale to co się dzisiaj wydarzyło i jak zostały potraktowane osoby, które kupiły bilety na wydarzenie online powinno skończyć się co najmniej bojkotem ze strony odbiorców.

To jednak nie koniec kpin ze słuchaczy.

Pierwszy, drugi i trzeci – „ostatni koncert” Quebonafide

Oszustwo na drugi koncert?

W czwartek, w zaledwie parę godzin bilety na ostatni koncert Quebonafide na Narodowym zostały wyprzedane. Jeżeli ktoś miał szczęście, to po kilku godzinach walki z systemem bileterii i zacinającej się stronie kupił bilety. To nic, że będzie siedział gdzieś za przysłowiowym filarem, w ósmym rzędzie z daleka od sceny. Miał świadomość i satysfakcję, że warto było się pomęczyć, bo miało to być jedyne takie wydarzenie – unikalne, tak przynajmniej go zapewniano. Więc zamiast wcisnąć „Esc” postanowił wziąć nawet to najsłabsze miejsce, bo będzie częścią historii. Nic bardziej mylnego.

Po kilku godzinach ogłoszono, że „ostatni koncert” Quebonafide będzie miał jeszcze jedną datę. Dzień wcześniej raper zagra jeszcze jeden koncert. Dzień wcześniej! Przecież to brzmi jak absurd. Tuż po zakupie biletu, zmieniane są zasady gry i umowy między raperem a słuchaczem. Wygląda to jak celowe działanie i wprowadzenie kupującego bilety w błąd. Który koncert więc będzie tym ostatnim. Ten 27 czy 28 czerwca?

Quebonafide z ostatniego koncertu robi sobie trasę koncertową, choć przy zakupie biletu z nikim się na to nie umawiał. Ba, sugerował unikalne i jedyne tego typu wydarzenie. Tymczasem osoby, które walczyły dzisiaj o bilety będą musiały pocieszyć się zmęczonym artystą po występie dzień wcześniej i zleakowanym koncertem na TikToku.

Opinie słuchaczy
Opinie słuchaczy
Opinie słuchaczy

Czytaj dalej

Felieton

Zaginiona córka Magika. Kamka z „Rap Generation” to przyszłość sceny? – felieton

Uczestniczka programu zdobyła uznanie jurorów i widzów.

Opublikowany

 

kamka

Za nami dwa pierwsze odcinki programu „Rap Generation”, po którym sporo emocji budzi Kamka – skromna raperka z klasycznym sznytem.

Kamka „zaginiona córka Magika”

Kamka wykonała w programie utwór „To nie GTA”. Spodobał się on Pezetowi, Malikowi i Leosi. Pierwsze recenzje występu Kamki wśród widzów są bardzo, ale to bardzo pozytywne – mówi się już wprost o nowej świeżości na scenie. Nie tylko komentatorzy hip-hopowi są pełni optymizmu, ale także słuchacze. Pod nagraniami z Kamką pojawiają się prawie same propsy:

  • Lepszego flow nie słyszałem w polskim rapie od lat.
  • Vibe jak Paktofonika.
  • Zaginiona córka Magika.
  • Malik jest w szoku, że można tak rymować.
  • Leosia w końcu usłyszała prawdziwy damski rap.
  • Rzadko mam ciary od muzy, dzięki młoda za emocje.

Czy Kamka to przyszłość sceny?

Pojawienie się newschoolu i nowej fali raperów zrewolucjonizowało scenę, ale nie spowodowało, że weterani tworzący klasyczny odłam zaczęli zdychać z głodu. Po kilku latach tryumfu młodej fali, dinozaury sceny zaczynają brać coraz głębszy oddech. Młodzi wracają do oldschoolu, co widać chociażby po ilości koncertów starych wyjadaczy. To też bardzo dobra wiadomość dla Kamki, która dała się poznać z klasycznej strony.

Najpopularniejsze raperki w kraju to twórcy newschoolowi, balansujący na granicy rapu i popu. Kamka jest ich przeciwieństwem i z automatu zdobyła przychylność sporej części odbiorców, którzy – powiedzmy sobie szczerze – nie przepadają za rapem Bambi, Young Leosię czy Oliwki Brazil. Dobrze poprowadzona Kamka może stać się jedną z głównych sił na polskiej scenie rapowej. To idealny czas na kobiecy trueschool – słuchacze o to zabiegają jak nigdy dotąd, rzygając cukierkowością i zbyt przesadną wulgarnością.

Kim jest Kamka

Kamka, czyli Kamila Podziewska to 20-latka pochodząca z Suwałk, która obecnie mieszka w Warszawie. Swoje numery publikuje od 1.5 roku, chociaż pierwsze teksty zaczęła pisać już w szkole podstawowej. W ostatnim czasie publikuje coraz więcej muzyki i nie boi się eksperymentować z różnymi gatunkami. Raperka może liczyć na wsparcie mamy, siostry, ojczyma i babci. Z tatą nie utrzymuje kontaktu.

Łączy rap z wojskiem

Kamila od lat interesuje się wojskowością. To studentka Akademii Sztuk Wojennych. Przez ostatnie dwa lata służy w Wojskach Obrony Terytorialnej: wyjeżdża na granice, poligony i ćwiczenia.

Czytaj dalej

Felieton

Sentino spadł Truemanowi jak z nieba. Uwiarygadnia scamy – felieton

„Udawany milioner, największy pozer i scamer”.

Opublikowany

 

trueman sentino
fot. kadr z wideo yt/TrueMan

Trueman został menagerem Sentino, pomógł wydać mu książkę, wypuścili razem płytę i przy jego medialności promuje swoje biznesy. Co najważniejsze – Sentino uwiarygadnia je, a ten może docierać do nowej grupy docelowej, którą łatwo scamować.

Trueman to postać pozująca na milionera, która uchodzi za płynnie poruszającego się po biznesach internetowych i kryptowalutowych. Za każdą z jego działalności ciągnie się jednak potężny smród, a na największych forach o zarabianiu w sieci jest określany przez użytkowników jako scamer, czyli oszust.

Sprzedawca ebooków

Początkowo internetowa działalność Truemana opierała się na tworzeniu filmów na temat innych twórców. Szybko jednak przeszedł do sprzedaży własnych ebooków. W 2020 roku ukazał się „Milioner 2021”. W ebooku obiecywał jak zarabiać setki złotych dziennie na afiliacji kont bankowych. Osoby, które dały się namówić na zakup magicznej wiedzy Truemana, twierdzą, że poradniki finansowego influencera to same ogólniki i oczywistości. Wszystko, co znajduje się w jego książkach, znajdziemy na pierwszym lepszym kanale o finansach.

I tak np. promowany przez niego projekt kryptowalutowy ScanDeFi okazał się być pump and dumpem, czyli oszustwem finansowym, który polega na sztucznym podbijaniu cen aktywów (w przypadku Truemana, cenę podbijały jego kontakty z influencerami), żeby potem na górce szybko je sprzedać, zostawiając innych inwestorów z bezwartościowymi udziałami. Na kryptowalucie zarobił oczywiście tylko Trueman, a straciły osoby, które mu uwierzyły, że zarobią. Z przekazów medialnych wiemy, że wzbogacił się na tym o ok. 180 tys. zł.

Punktem zwrotnym w jego karierze było podjęcie współpracy z Amadeuszem Ferrarim, który był idealnym uwiarygodnieniem działalności Truemana w sieci. Dzięki niemu mógł docierać do nowej grupy odbiorców i pomnażać na niej swój majątek. Jak sam mówił, w wieku 20 lat miał na koncie podobno 4 mln zł. Prowadził też rzekomo 12 firm. Jego nazwiska próżno jednak było szukać w KRS czy CEIDG, a jedyną działalność jaką miał, była ta otworzona w 2022 roku.

Trueman o sobie

„Oscamował tyle ludzi. Łapią się na to dzieciaki”

Wśród społeczności skupionej wokół zarabiania w Internecie Trueman jest spalony, mając opinię scamera, z którym nie warto wchodzić w żadną współpracę.

„Ten gość opiera się tylko na farmazonach. Łapią się na to dzieciaki, które myślą, że jak kupią ebooka to będą robić kasę jak ich idole z Internetu. Tu nie ma żadnej wartości.”

„Gościu przecież tyle ludzi oscamował, czy to na fake krypto, bukmacherka czy kij wie co jeszcze. Tak jak wszystko inne, zapewne jego aktualna działalność opiera się na wyłudzeniu jak największej kasy i rozpoczęcie kolejnego „biznesu”.”

Opinie o Truemanie na make-cash.pl

Sentino – uwiarygadniacz

Co więc można zrobić w sytuacji, kiedy branża nie chce mieć z tobą nic wspólnego? Poszukać odbiorców w innej, robiąc biznes na tych, którzy cię jeszcze nie znają i próbować założyć własną społeczność. Pomóc w tym może ten, który ma już wierną grupę fanów, czyli w tym przypadku Sentino.

Obecnie Trueman działa jako menager Sentino. Pomógł wydać mu książkę, razem również wydali płytę „BNP”. Współpraca z raperem otworzyła mu nowe możliwości i dotarcie do całkiem innej grupy odbiorców i to liczonej w setkach tysięcy. Bazując na stałej grupie słuchaczy Sentino i jego muzyki, Trueman chce spieniężyć swoją współpracę z raperem kolejnym biznesem – BNP.Global. To społeczność, która ma zrzeszać „scammerów, finesserów oraz hustlerów”.

Nowy biznes Truemana i Sentino

Sentino wydaje się być do tego idealną postacią, która od lat polaryzuje środowisko rapowe, ale ma też zaufane grono fanów. Panowie zaczęli właśnie promować nowy biznes, oczywiście pokazując jak bardzo są zarobieni, bo nic nie działa tak na wyobraźnię, jak kupno bransoletki za 20 tys. zł czy okularów za 5 tys. zł

Oferta BNP Global to zero konkretów i same ogólniki. Osoba, która zarabia na jakimś biznesie nie ujawnia swoich metod zarobków, chyba, że metodą na zarabianie jest sprzedawanie takich właśnie ebooków.

– Idziemy jeszcze po najdroższą torbę, która jest w Louis Vuitton dostępna, która jest w cenie samochodu polskiego rapera – mówi Sentino w pierwszym vlogu reklamowym, którego zadaniem jest napędzić jak największą ilość osób do zakupu dostępu do nowej platformy Truemana.

Niestety, po komentarzach widać, że współpraca Treumana z Sentino jest strzałem w dziesiątkę. Tylko nieliczni dopatrują się w ich biznesie czegoś niepokojącego. Dodatkowo jakiś czas temu pojawiła się informacja o pogodzeniu się Sentino z Malikiem i ich spotkaniu w Paryżu, do czego miał doprowadzić sam Trueman. Czy szef GM2L będzie kolejną osobą, która ma uwiarygadniać szemrane biznesy, czas pokaże.

Odbiorcami Truemana są teraz najwierniejsi fani Sebastiana

Czytaj dalej

Popularne

Copyright © Łukasz Kazek dla GlamRap.pl 2011-2025.
(Ta strona może używać Cookies, przeglądanie jej to zgoda na ich używanie.)

error: