Felieton
„Kolega miał być od muzyki, ja od pisania najgorętszych tekstów” |FELIETON
Pozostaje tylko płacz i zgrzytanie zębów.
Mam 27 lat, a potrafię wcielić się w rolę zarozumiałego dzieciaka, który momentami bez żadnego wyraźnego powodu – niemal dla zasady – uprzykrza życie przyjaciołom, znajomym z pracy czy mijanym przechodniom. W takiego dzieciaka, który to najbardziej Cię wkurwia, gdy stoisz w kolejce po zwykłe zapałki, a ten tylko drze ryja, płacze, smarka w rękaw i wyzywa matkę, ponieważ zachciało mu się akurat w tej chwili bajeranckiego samochodu z BBurago. Nie słucha jednak tłumaczeń bezradnej matuli i chyba nie zdaje sobie sprawy, że stoimy wszyscy za swoimi sprawami w ogólnospożywczym. Dokładnie tak, potrafię taki być. Z nieuzasadnionych przyczyn. Przychodzi mi to zupełnie naturalnie niczym oddech. Być może jest to wypadkową rozczarowania rzeczywistością – będąc jeszcze w gimnazjum inaczej sobie wyobrażałem tę całą dorosłość. Widziałem siebie jako wyluzowanego gościa, magistra, dyrektora na Polskę w międzynarodowej korporacji, mieszkającego w willi z basenem na przedmieściach wraz z dupeczką o urodzie Rosario Dawson, która urodziłaby mi trójkę szkrabów. Względnie jako prezesa, którego firma zostaje głównym sponsorem Zagłębia Sosnowiec, zdobywa z nim Mistrzostwo Polski i dostaje się do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Ostatecznie skończyłem jako intelektualista po technikum ze skłonnością do autodestrukcji, tonący w długach, z których bezskutecznie usiłuje się wydostać. Wszystko zaś w imię poświęcenia i próby życia z mentalnością zwycięzcy! Pomimo poniedziałku, obejrzanego Wołynia, przeczytanych Beksińskich i obejrzanej Ostatniej rodziny oraz melancholijnego nastroju, postaram się trzymać nerwy na wodzy i w miarę na chłodno, acz bardzo osobiście i gorzko, przybliżyć w czym rzecz.
Pamiętam, że pierwsze moje przewartościowanie rzeczywistości nastąpiło w momencie, gdy rozpocząłem studia. A właściwie to gdy je zakończyłem. Przestałem studiować, obiecując sobie, że w następnym roku powrócę do dziennikarstwa. Nie stać mnie było na ich opłacenie, ponieważ zmagałem się z bezrobociem i zmęczony pożyczaniem siana od rodziców postanowiłem odpocząć do momentu, aż wszystko się ustabilizuje. Wyznaczyłem sobie w tym celu maksymalnie rok, a mija już siedem lat jak zniechęcony nawet nie rozmyślam o powrocie do dalszej edukacji. Wtedy mocno się załamałem psychicznie, stałem się wyalienowany i straciłem chęci do życia na kilka miesięcy. Całe moje wyobrażenie etapu wchodzenia w dorosłość nagle legło w gruzach. Uzmysłowiłem sobie, że rozczarowałem bliskich, że jako pierwszy z rodziny nie zdobędę wyższego, że nie zostanę jakimś wielkim uczonym, że roztrwoniłem pokładane we mnie nadzieje. Po latach celowo się oszukuję, ironizując, że byłem po prostu za dobry, dlatego przedwcześnie skończyłem naukę. Celowo, żeby się nie załamywać. Z odsieczą w podobnych sytuacjach powinna przychodzić pasja! Niektórzy wolą się zatracić w alkoholu lub w dragach, lecz w moim przypadku był to hip-hop. Paradoksalnie jednak ta alternatywa, mająca pomóc, niestety mnie zgubiła.
Pomyślałem więc, że skoro nie pójdę klasyczną drogą, polegającą na skończeniu studiów i pójściu do dobrze płatnej pracy, zacznę kombinować na różne sposoby. Postawię na poświęcenie, na ciężką pracę nad sobą, na zdobywanie wiedzy i doskonalenie się na własną rękę. Poniekąd osiągnąłem, co chciałem. Pracuję od kilku lat w jednej firmie, czuję się docenionym pracownikiem i w ramach wdzięczności nawet po godzinach rozmyślam nad tym, jak pomóc w jej rozwoju, żeby mogła utrzeć nosa konkurencji. Jestem ogromnie wdzięczny, naprawdę. Zechcieli mieć u siebie chłopaka z niezamożnej rodziny bez koneksji, przymykając oko na jego wykształcenie średnie, a doceniając zdolność niekonwencjonalnego myślenia, zaczerpniętego żywcem z zasad kultury hip-hop. Wiecie: styl, flow, oryginalność, kreatywność, świeżość czy wstręt do kopiowania. Dzięki temu też znalazłem tę pracę. Przestałem składać CV po magazynach czy fabrykach, a zacząłem kombinować. No i wykombinowałem! Pojąłem też, że papier w dzisiejszych czasach może służyć za toaletowy. Chyba, że skończyłeś bioinformatykę, to zwracam honor! Ale zaraz, zaraz… Dlaczego tylko poniekąd coś osiągnąłem, skoro jest względnie dobrze?
Chciałem odnotować sukces w muzyce, ot co. Nie mówię, że w rapie – w międzyczasie zafascynowałem się psychodelicznym rockiem, a poza The Moondogs nie wiem, czy ktoś w Polsce się tym gatunkiem trudzi. Planowałem rozwinąć swoje flow do poziomu Pharoahe Moncha, nauczyć się śpiewać, czy chociaż zawodzić, grać na basie. W tym celu się właśnie poświęcałem i niejednokrotnie zmieniałem priorytety. Życie w zasadzie opiera się na kilku prostych kwestiach i choć uważam się za oportunistę czy nonkonformistę, również mnie one dotyczą. Pragnienie miłości, spędzanie czasu z przyjaciółmi, chodzenie do pracy czy realizowanie się w pasji. Czy jak kto woli: dupeczka, osiedle, robota, hip-hop. Żeby osiągnąć sukces, trzeba z czegoś zrezygnować, ponieważ najzwyczajniej w świecie brakuje czasu, aby mieć wokół siebie cały komplet. Większość moich znajomych zrezygnowała z przyjaciół i pasji, a ja dla odmiany z dupeczki. Nie chciałem być rozpraszany, a doskonale zdaję sobie sprawę z mojej nadmiernej uległości przyjemnym rzeczom. Trwam w tym już długie lata. Kiedyś śmialiśmy się z Cokiem, że jak osiągniemy upragniony sukces, to będziemy już starzy, a same najatrakcyjniejsze niewiasty będą zajęte. Która by chciała czekać na nieodpowiedzialnego dżentelmena, obiboka i lekkoducha, bo tak wyglądam w świetle opinii społecznej? Wiele sie nie pomyliliśmy, jak się okazuje. Wszystkie dziewczęta, w których się człowiek niegdyś podkochiwał, dziś są już czyimiś żonami, natomiast do wzięcia zostały jedynie ciężarne lub bezzębne. Przyjaciele zwracali mi uwagę, żebym się w tym całym poświęcaniu nie pogubił, a ja wręcz się naburmuszałem i pukałem w czoło.
"Nabawiłem się tymczasem depresji, ponieważ zbyt wiele spraw mnie przerosło"
Pozostałe aspekty mojego dotychczasowego życia miały identyczny bieg i odbywały się pod dyktando żonglowania priorytetami. Zanim oddałem się bezgranicznie muzyce, aspirowałem do tytułu największego na świecie ultrasa. Rezygnowałem z ważnych uroczystości rodzinnych typu komunia mojej ulubionej kuzynki czy moje własne bierzmowanie, żeby pojawić się na meczu o stawkę. W konsekwencji pogorszyły się moje stosunki z rodziną. Kiedy byłem młodym idealistą, nie potrzebowałem pieniędzy. Kolega z klatki obok miał być od muzyki, ja od pisania najgorętszych tekstów. Inni koledzy spędzali wakacje nad Bałtykiem lub w Chorwacji, my woleliśmy wykorzystać brak ich towarzystwa na zajmowanie się muzyką, a nie latanie po osiedlu jak młodzi kamoryści. W konsekwencji zjeździli oni pół świata oraz widzieli piramidy, a jedynym miejscem za granicą, w którym byłem ja, jest czeska Ostrawa. Nie zobaczyłbym nigdy Wrocławia, Warszawy czy Poznania, gdybym nie pojechał tam wyłącznie za koncertami. Wymyśliłem sobie, że nigdy w życiu się nie opiję, aby zachować trzeźwy stan umysłu, co miało spowodować, że moje teksty będą najrozsądniejsze, wnioski w nich zawarte niespotykane, a pointy błyskotliwe. Nabawiłem się tymczasem depresji, ponieważ zbyt wiele spraw mnie przerosło. A jak w rozmowie z przyjaciółmi przychodzi czas na wspominki, rozgoryczony nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Okazuje się, że ich najlepsze wspomnienia pochodzą z najbardziej dzikich imprez. Przyznacie, że nie widzieliście na OLIS płyt młodych idealistów z Zagórza, prawda? Niestety nie zdążyliśmy i zamiast żyć z muzyki, musimy codziennie wstawać z samego rana, wyjść na autobus i dojechać do biura.
Kiedy idąc do stałej pracy przestajesz być tym gówniarzem z marzeniami, to właściwie jesteś bohaterem bajki o identycznym scenariuszu. Wypłatę przeznaczasz w większości na realizowanie swoich planów czy marzeń. Z tą różnicą, że spotykasz się również z dużą krytyką znajomych, którzy w tym czasie odkładają na mieszkanie bądź samochód. Dopiero chwila, w której zobaczą Twoją płytę na sklepowej półce uciszy ich skuteczniej niż ich dziewczyna, gdy zapomną o jakiejś tam rocznicy. Ostatnio jednak zastanawiam się, czy oni tak przypadkiem nie z troski o mnie? Kupiłem mnóstwo płyt, odkąd pracuję. Potrafiłem po trzech dniach od wypłaty powiedzieć, że jestem dopiero przed wypłatą. Oni jeździli po świecie, ja odwiedzałem wciąż te same miasta w pogoni za koncertami. Kupowali najnowsze telefony, ja płaciłem za miks swoich nagrań. Chodzili do kina, ja kręciłem teledyski. Płacili za naprawę swoich samochodów, ja kupowałem muzykę od różnych producentów. Z przyjemnością wydawałem pieniądze na powyższe dogodności, wierząc, że każda kupiona przeze mnie płyta wpływa na mój muzyczny rozwój oraz na sukces, który zwróci poniesione nakłady po jego osiągnięciu. Zastępowało mi to ten porzucony przed laty dyplom magistra. Dzisiaj spoglądam z rozżaleniem na zakurzony gramofon i setki – w połowie nieprzesłuchanych – płyt winylowych i kompaktowych, walających się po moim pokoju chaotycznie, dzięki czemu nie mieszkam w sprzyjających dniu powszedniemu warunkach. Jestem ogromnie rozczarowany! Czasami mam wrażenie, że mam jakieś 77 lat, nikogo nie słucham, jestem zamknięty w swoim świecie i tetryczeję, obwiniając wszystkich za moje porażki. Łapię się na tym zwłaszcza jak odczuwam wstręt do każdego opublikowanego zdjęcia znajomych, na których uśmiechnięci pozują gdzieś nad Morskim Okiem we frakach i sukienkach ślubnych. Tyle poświęceń z mojej strony, a tkwię w głębszej dupie niż tkwiłem. Bez efektów, bez wyników. Akompaniując Siarze: co się stało, że się zesrało?
Mam wrażenie, że nie miałem na tyle ambicji, żeby to poświęcenie należycie wykorzystać. Być może mam słabą psychikę, charakter, osobowość? Istotnie. W mojej rodzinie nie stroniono od alkoholu, więc często nie miałem odpowiednich warunków. Zamiast postawić na swoim, uciec na siódme piętro i pisać, wolałem wyjść i się poszwendać po osiedlu. Denerwowałem się, jak nie wierzono w moje umiejętności i krytykowano moje posunięcia; odgrażałem się, że jeszcze się spotkamy w Empiku, a wychodzi na to, że tylko im przyklaskiwałem. Zamiast konsekwentnie robić swoje, przejmowałem się byle pierdołą i głupim słowem krytyki, w efekcie czego przez długi okres nic nie robiłem, wciąż jedynie skrycie myśląc, że jeszcze się uda. Tak jakby się kurwa miało samo udać? Dopiero musiał nadejść pewien moment, w którym na nowo załapałem bakcyla i zacząłem dalej działać twórczo. Przez długi czas moją twórczość znała tylko szuflada, ale po pewnym czasie zdecydowałem, że wyciągnę ją stamtąd. Potrafiłem na szczęście ocenić poziom swoich umiejętności, co jest przydatną cechą. Nigdy nie pozwoli Ci ośmieszyć się przed ludźmi! Kiedy więc zrobiłem coś, co wydawało mi się na tyle wartościowe, by się pokazać, a nie miało zadowalających zasięgów, znowu chowałem ogon na jakiś czas. I – ku przestrodze moi mili – to jest właśnie przepis na zmarnowanie się. Czy coś jeszcze osiągnę? Wierzę, że tak. Spróbuję. Lepiej późno niż wcale. Skoro już jestem tym nieporadnym nieudacznikiem, to co lepszego mogę zrobić od próbowania? Znajomi już mnie bardziej nie będą krytykować, nie da się. Dla społeczeństwa już nie będę większym pasożytem niż jestem, nie da się. A z doświadczeniem, które mam i wiedzą, którą posiadam, w połączeniu ze zdolnością do nieszablonowego myślenia mogę spróbować. Da się! Nie mam nic do stracenia, a bardzo wiele do zyskania. A jeśli nawet, to sprzedam wszystkie płyty i znajdę sobie lepszą pasję. Niewymagającą myślenia, kombinowania. Spróbuję sił w tym, w czym śliczna Angela Nikolau jest najlepsza! W końcu w tym roku prawie zdobyłem Rysy, więc jest potencjał.
Autorem tekstu jest Modest z ElQuatroNagrania.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
PSR stoi za największymi rapowymi hitami. Czy jest niedoceniony? – felieton
Multiplatynowy producent bez wizerunku.
Matheo, Sir Michu, Kubi Producent czy powracający z drugą „Równonocą” Donatan, to postaci, które znane są w środowisku bardzo dobrze. Tymczasem mamy na scenie producenta, którego ksywkę każdy powinien kojarzyć, bo ma na koncie mnóstwo przebojów, ale nie posiada wizerunku medialnego.
Nie wyskakuje z lodówki
Mamy w Polsce kilka dużych ksywek producentów, którzy mają na koncie sporo solidnych przebojów, ale też w pełni wykształtowany wizerunek, który jest ich medialną marką. Tymczasem multiplatynowy PSR wydaje się funkcjonować w branży zupełnie inaczej. Praktycznie nie udziela wywiadów, nie wypowiada się na temat kolegów raperów i nie komentuje bieżących wydarzeń. Trudno powiązać go też z jakąś aferą. Kiedy próbujemy znaleźć cokolwiek na temat jego życia, odbijamy się od ściany. Po wpisaniu w Google frazy „Prod. PSR” otrzymamy wyniki z wyłącznie numerami z jego udziałem. PSR nie wyskakuje z lodówki. Nie funkcjonuje praktycznie nigdzie indziej niż w numerach, które produkuje.
Współpraca z największymi: hit za hitem
Będąc przy kawałkach, które wyprodukował, w oczy rzucają się od razu ogromne wyświetlenia. PSR maczał palce w kilku największych hitach, które osiągnęły multiplatynowe wyróżnienia i po kilkadziesiąt milionów odsłon. Poniżej kilka wyselekcjonowanych numerów z Youtube’a:
Paluch „Szaman” – 124 mln
Ganja Mafia „Gdy ujrzałem drogę” – 63 mln
Sobel „Bandyta” – 53 mln
ReTo ft. Avi „BMW” – 48 mln
Kali „Tu gdzie żyjemy” – 47 mln
KęKe „Zrobiłeś to chłopak” – 46 mln
Szpaku „W krainie czarów” – 36 mln
Kubańczyk „Lady Pank 2” – 25 mln
Niedoceniony producent, antycelebryta?
Hitmaker, który nie jest celebrytą na rapowym podwórku, to bardzo rzadki przypadek, szczególnie w branży rozrywkowej. O braku popularności Kamila na pewno świadczy jego Instagram, na którym ma zaledwie 7 tysięcy obserwujących. Patrząc na wielomilionowe hity, za którymi stoi, jest to liczba śmiesznie niska, ale wydaje się być w pełni odzwierciedleniem jego „medialnej” działalności. Trudno go bowiem znaleźć na kolorowych portalach, czyli tam gdzie toczą się największe internetowe dramy także z udziałem hip-hopowców.
PSR wydaje się wychodzić z założenia, żeby nie słuchać ksywek i nie przyzwyczajać słuchaczy do swojej osoby, tylko słuchać muzyki i oceniać twórczość przez jej pryzmat. To idealny przykład antycelebryty, którego pseudonim nie wyświetla się byle gdzie. Nie jest popularny, a jego twórczość wręcz odwrotnie – najwyższy wskaźnik repeat value. Czy to oznacza, że jest niedoceniony? Bynajmniej.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Szpaku, PRO8L3M, VNM, Zeus, VBS, OSTR, Solar – co im siedzi w bani?
Cykl rapowo-naukowy z okazji Dnia Zdrowia Psychicznego.
Memy, o tym, że jesteś dzisiejszą datą zalały nam wszelkie tablice, lekko przyćmiewając dzisiejszy dzień, a to taki w stylu WAŻNY. 10 października przypada Dzień Zdrowia Psychicznego, a jak wiemy – jest to lekko wycofany, ale niesamowicie kluczowy temat. Chociaż na pojedyncze zagadnienia powstały już artykuły, tak dzisiaj zapraszam na lekki zarys zaburzeń i chorób. By wszystkim nam żyło się łatwiej i bardziej świadomie.
Zacznijmy od małego sprostowania – w niniejszym tekście nie wspomnę o depresji, ADHD czy bipolarze. Dlaczego? Bo są to terminy powszechnie znane, a dwa ostatnie posiadają swoje osobne teksty. Depresja jest wielkim problemem, z którym (chociaż epizodycznie) miało do czynienia około 30-40% polskiego społeczeństwa. O tym jak działa, mówi się całkiem sporo stąd dzisiaj ominiemy ten temat, a skupimy się na innych, zamiecionych na drugi plan zaburzeniach. A jeśli interesuje Was choroba dwubiegunowa bądź nadpobudliwość, to odsyłam do wcześniejszych artykułów.
Żeby zachować pewną harmonię, będę wspominać o zaburzeniach wg klasyfikacji ICD-10. Dzieli ona różne dolegliwości na jedenaście różnych grup, dzięki czemu łatwiej się w nich połapać. I na początku wchodzimy w jeden z największych problemów nie tylko w branży hip-hopowej, ale i całej rozrywkowej. A mianowicie – wszelkie uzależnienia od alkoholu, papierosów, środków odurzających czy hazardu. A mogę podpiąć tutaj tyyyyyyyle numerów, że ciężko się zdecydować. Wiemy, jak działa ten nieszczęsny mechanizm więc lecimy dalej.
Proszę Państwa – schizofrenia. Albo znana nam wszystkim „TA JEDNA P*ERDOLONA SCHIZOFRENIA”. Ale z pomocą bardziej przychodzą mi Pawbeats, Rahim, Pih oraz Buka. We wspólnym numerze tworzą niestworzone (ależ gra słów) wizję, które nie mają racji bytu (albo przy naprawdę niesamowitym splocie wydarzeń). Chorzy mają swój odmienny świat, odległy od realistycznego spojrzenia na siebie czy inncyh. Rodzajów schizofrenii jest kilka, a najbardziej znana z nich jest paradoidalna (taki klasyk i podstawa).
Dalej zostając wokół postaci grajka z Bydgoszczy, mamy wszelakie zaburzenia nerwicowe. Marcin wielokrotnie mówił o swojej przypadłości a skończył rok z nerwicą i depresją także szef SBMu czyli Solar. I tutaj mamy podział na dwie grupy. Jedna to strcite zaburzenia związane z lękiem. Szpaku, który wymyślił sobie, że z reklamówką w kielni będzie bezpieczny robi popularną rzecz wśród osób borykającymy się z atakami paniki. W jego trakcie może dojść do hiperwentylacji stąd uspokojenie oddechu w torebce może znacząco pomóc. Na zaburzenia lękowe zalecany był znany i lubiany przez wszystkich Xanax. Fun fact – jest on coraz rzadziej zalecany przez swoje skutki uboczne, ale to użytkownikom pozamedycznym chyba niezbyt coś zmienia.
Drugi rodzaj to zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, znane jako OCD albo nerwica natręctw. O.S.T.R. w trakcie „Ostatniej imprezy” mówi krótko – „”J*bana nerwica natręctw, modlę się wciąż o obojętność „. A czemuż tak? Do końca w sumie nie wiem. Bo OCD polega na obsesyjnym wręcz sprawdzaniu i kontrolowaniu wszystkiego. Ewentualnie o zapętleniu pewnych myśli. Rozpatrzyłam ten temat wraz z Księciem Mazowieckim z Hałastry, ale by nie wrzucać większej medycznej nomenklatury, zostańmy przy tym ładnym, familijnym opisie.
Kolejny punkt w klasyfikacji to „zaburzenia behawioralne”. Za tym tajemnicznym terminem kryją się schorzenia związane z odżywianiem i snem. Czyli takie podstawy żyćka. Kto nie słyszał o insomnii w polskim rapie, niech pierwszy rzuci kamień! Powody? W opór różnych. Od traumatycznych wydarzeń, przez przedawkowanie środkówym odurzających (czytaj koks czy mefedron), do przebodźcownia. Jak to ładnie podsumował Oskar83 – „Dość prochów na pewność, alkoholu na bezsenność / Kremu pod oczy na codzienność i pięciu kaw dziennie„. Przedawkowanie alkoholu czy kofeiny oczywiście też hamuje naszą wycieczkę w objęcia Morfeusza. A co z jedzonkiem?
Ano różnie. Zeus pytał „po co nam ten fałszywy obraz? Modelki z bulimią czy anoreksją„. I krótko to kolego podsumowałeś. Są to głównie zaburzenia, które sprawiają, że postrzegamy siebie inaczej. I co ciekawe – osoby otyłe też mogą mieć anoreksję. Jest to wersja atypowa, różniąca się od klasycznej jedynie faktem o niewystarczającej wadze. Te osoby też mogą być (a nawet i są) niedożywione, czują wstręt do jedzenia i panicznie boją się przytyć. A bulimia? Oxon ją miał gdy zjadał łaków i nimi rzygał. Przepraszam, że tak nieładnie, taki mamy hip-hop. Ale do meritum – chorzy wywołują wymioty by opróżnić żołądek i nie zwiększać wagi. Często łączy się to w przyszłości z napadami objadania, co napędza błędne koło.
No to teraz wchodzimy na głębokie wody. Zaburzenia osobowości, a parę ich wyróżniamy. W polskim rapie padają głównie dwa. Rip Scotty w hitowym numerze ze Szpakiem oddał jednemu z nich cały numer. A chodzi tutaj o osobowość typu borderline (tzw. borderkicie). Na pierwszy rzut oka jest to kopia choroby afektywnej dwubiegunowej, ale nie do końca tak jest. Przechodzenie nastrojem ze skrajności w skrajność łączy oba te tematy jednak równica leży u podstaw. Bipolar kwalifikujemy do zaburzeń nastroju, borderline natomiast – do zaburzeń osobowości. Wpływa on na podstawowe cechy i zachowania, nie tylko na samopoczucie. Osoby z tym typem mają większe skłonności do ryzykownych działań i autodestrukcji (w tym samookaleczania się). W przeciwieństwie do dwubiegunówki, nie znajdziemy na niego leków, co tylko może pokazać nam, jaki bajzel może siedzieć w głowie takiej osoby.
Druga strona medalu spod hasła „zaburzenia osobowości” to bycie narcyzem. I kto inny mógł tutaj paść niż VNM baby! Oczywiście bez żadnych uszczypliwości – Tomek sam się tak nazywa, a i nagrał numer pochwalny na swój temat. To wyczerpywałoby już cały akapit, ale pozwolę sobie doprowadzić go do końca. Często z tym zaburzeniem mają do czynienia ludzi niesamowicie chwaleni i wynoszeni na piedestał w dzieciństwie. W perspektywie dorosłego życia, mają pokłady samouwielbienia (niekiedy bez podstaw) i potrafią wykorzystywać innych dla swoich korzyści. Ale V jest mega spoko, polecam.
Słowem zakończenia – choroby i zaburzenia psychiczne często są romantyzowane. Wszelkie borderkicie czy osoby tonące w używkach szybciej trafią do grupy chorych niż wzorców społecznych. A współczucie im warto zamienić na realną pomoc. Ryby psują się od głowy, a gdy człowiekowi coś wejdzie na banie, może nie wyjść aż tak szybko. Ale wyjdzie. Nie warto wychodzić z kina kiedy gra seans. Dużo zdrówka dla nas wszystkich i dobry przekaz niech się niesie!
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Kto „odrzucił krowę”? – wegetarianizm w cyklu rapowo-naukowym
Dzisiaj Światowy Dzień Wegetarianizmu.
Pierwszy października to nie tylko zakończenie wakacji dla studentów. To również Światowy Dzień Wegetarianizmu. Na czym polega wiemy wszyscy, jednak jak zdrowo przejść na tę dietę (przez niektórych nazywaną stylem życia)? I przede wszystkim – kto odrzucił mięso zamiast nim rzucać?
Zacznijmy od odpowiedzi na pytanie zadane w tytule artykułu. W numerze „Certified Lover” Oki rzuca następujące wersy: „Jakieś cztery lata temu przez nią odrzuciłem krowę / Kochamy zwierzęta, j*bać gadki oldschoolowe„. Tajemniczą „nią” jest oczywiście dziewczyna Oskara, która od wielu lat jest wegetarianką. Eksperci z Geniusa podają, że to właśnie wykluczenie z diety mięsa było głównym czynnikiem decydującym o niepodjęciu współpracy z McDonald’s. Jednak zostawmy to jako teorię spiskową. Wracając do głównego wątku – powodów do przyjęcia wegetarianizmu jest wiele. A przez to ma kilka swoich podgrup.
Najbardziej znana wersja to laktoowowegetarianizm. Oznacza to, że oprócz produktów pochodzenia zwierzęcego, w diecie mogą znajdować się produkty mleczne oraz jaja. A typowy piątkowy katolicki post od mięsa wcielony długoetapowo w życie to peskatarianizm. Jeśli oprócz ryb dopuszczamy też owoce morza i drób – mówimy o semiwegetarinizmie. Na to zdecydował się Opał rozliczając przeszłość i ograniczając mięso. Podobny ruch zastosował Taco Hemingway, który jada rzadziej wołowinę, raczej prosi lentil i przypadkiem jego mleko sojowe wylądowało na Stawki.
Minęły ponad dwie dekady XXI wieku także temat niejedzenia mięsa nie jest niczym zaskakuącym czy kontrowersyjnym (chyba, że pójdziesz na niedzielny obiad do babci). Warto skupić się na tym, by pomimo zabrania źródła białka, nie doszło do jego niedoborów. W tym wypadku niesamowitą opcją będą wszelkie warzywa strączkowe (fasola, soja, soczewica itd.). Główny powód? Mają dwa razy więcej tego makroskładnika niż chociażby uwielbiany przez kulturystów kurczak. A skoro już o rzucaniu ciężarami mowa – muszę oczywiście wspomnieć wers Bisza, „Nie ma lipy, choć na wege, nie na stekach” (pozdrawiam Pana Burneikę). Zaraz rozwinę wątek tegoż jegomościa jednak skończmy sekcje niedoborową. Dużym problemem wegetarian i weganów jest niedobór witaminy B12. Dlaczego? Bo znajduje się ona jedynie w produktach odzwierzęcych. Warto więc rozpocząć jej suplementacje gdyż bierze udział w procesie wytwarzania krwinek. A w połączeniu z niedoborem żelaza (co również jest bardzo często) może doprowadzić do osłabienia z perspektywą anemii.
Jak obiecałam, wracamy do rapera z Bydgoszczy. Od wielu lat wspiera wszelkie inicjatywy nagłaśniające problemy z ochroną zwierząt, warunkami w jakich prowdzone są hodowle i tym podobne. Współpracował m.in. z Gazetą.pl (przy spocie „Co słyszą wegetarianie i weganie”) czy z Międzynarodowym Ruchem Na Rzecz Zwierząt VIVA (przy kampanii „W jak wybór”, do której użyty był numer B.O.K. „Flaki). Z anegdotek – raz trafiłam na backstage Jarka gdzie organizator z jedzenia przyniósł mu i zespołowi… kilka paczek kabanosów.
W kampanie społeczne angażuje się również ekspert od ćwiartowania wszelkich zwłok, rzucania mięsem i hardcorowych wizji skaleczeń. Mowa tu oczywiście o Słoniu, który w opozycji do swojej postaci scenicznej należy do osób, którym dobro zwierząt nie jest obojętne. We współpracy z organizacją Otwarte Klatki zrealizował spot, który w cyniczny sposób zwraca uwagę na warunki hodowli drobiu.
Podsumowując – dbajcie o zdrówko i dobry przekaz niech się niesie!
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Czy Sokół wcielił się w rolę „pożytecznego idioty” obecnej władzy? – felieton
Wszystko jest cudowne, a kraj płynie mlekiem i miodem.
Sokół od zawsze jest kojarzony z sympatyzowaniem ze środowiskiem Platformy Obywatelskiej. Jeżeli wywiad o konotacjach politycznych to z Bodnarem (w 2022 roku w TokFM) czy niedawny z Kamilem Dąbrową (bliskim współpracownikiem Trzaskowskiego), gdzie z góry wiadomo, jak będzie przebiegać rozmowa. Wyciągając wnioski z tej ostatniej z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że Sokół dyskretnie wcielił się w rolę „pożytecznego idioty” obecnej władzy, który udaje, że wszystko jest cudowne, a kraj płynie mlekiem i miodem.
Sokół miał dość długą przerwę od udzielania wywiadów, ale niedawno zrobił wyjątek i wybrał się na pogawędkę do Kamila Dąbrowy, rzecznika prasowego Warszawy, którego starsi słuchacze mogą kojarzyć z kultowej Radiostacji. Spory fragment rozmowy (skądinąd bardzo ciekawej) to zachwyty nad tym, jak zmienia się Warszawa (według Sokoła „jest różnorodna” i „zielona”). Generalnie przekaz jest taki, że wszystko git, trudno się do czegoś przyczepić. Tymczasem wystarczy spojrzeć na katastrofę mieszkaniową stolicy, żeby szybko zmienić tę optykę. Wiadomo, że włodarze miasta odpowiadają za to tylko w jakimś stopniu, ale dla porównania Stefan Starzyński potrafił po sobie zostawić 100 tysięcy mieszkań komunalnych przez 5 lat, gdy dla Trzaskowskiego, który dysponuje nieporównywalnie większym budżetem, szczytem jest zaledwie kilkaset rocznie.
Sokół ma łeb na karku i doskonale zdaje sobie sprawę, że bezpośrednia agitacja za Platformą w obecnych okolicznościach ich nieudolnych rządów, to stąpanie po cienkim lodzie, ale nawet przemilczanie tego, co obecnie dzieje się w kraju, to dla „demokratów” dużo. Jako ciekawostkę można przytoczyć fakt, że odwagi mu nie zabrakło podczas nagrywania utworu dla jednego z liderów „gangu obcinaczy palców”, ale obecnej, tragicznej sytuacji, zwłaszcza młodego pokolenia, komentować nie chce. Zresztą nie tylko Sokół stanowi tu regułę, bo dosłownie prawie cała scena jest cichociemna. I mimo iż w Polsce nic się nie zmieniło od czasu rządów PiS, kraj nadal gnije od środka, a rajem jest tylko dla deweloperów, banków i zachodnich korporacji, to właściwie nikomu to nie przeszkadza. O perspektywach szkoda nawet gadać, bo grozi to wpadnięciem w natychmiastową depresję. Na sam koniec rozmowy z Kamilem Dąbrową Narrator dostał raczej nieprzypadkowe pytanie, co woli: Marsz Niepodległości czy bieg niepodległości?
– Nie interesuje mnie żadna z tych rzeczy – skwitował krótko swój stosunek do tych imprez Sokół. Twórca Prosto zachował sporą dozę dyplomacji, jednak gdy spojrzymy na niedawne próby niszczenia tego patriotycznego zgromadzenia przez środowisko rządowe, trudno nie dostrzec wysublimowanej wrzutki. Z takim podejściem Warszawa ma szansę wkrótce odzyskać przedwojenny prymat „Paryża północy”, ale nie ze względu na architekturę, a zalew migrantów, który widać bez konieczności robienia badań socjologicznych.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Polski rap to nastolatka z Daddy Issues – felieton
Mierna raperka płacze, że nie jest popularna jak Żabson i Multi.
Doszedłem ostatnio do wniosku, że polski rap jest niczym niezrównoważona nastolatka w poważnym stadium „Daddy Issues”. Punkty wspólne? Chociażby poszukiwanie aprobaty i akceptacji gdzie popadnie. Szczególnie dotyczy to mainstreamowych graczy, którzy z całych sił próbują zgarnąć do siebie byle jakiego słuchacza. Z jednej strony obniżają masakrycznie tzw. próg wejścia poprzez spłycenie przekazu, formuły i techniki, aby tylko przekonać do siebie kolejne masy. Z drugiej strony natomiast jak zauważysz, że ich twórczość balansuje między miernym disco polo a bezpłciowym popem to się obrażą i będą tuptać nóżką. Jak dostatecznie mocno im podpadniesz to jeszcze posta wstawią o tym na Instagram. Ciężko mi zachować tutaj powagę, serio. Wyraźne są także problemy z autorytetem. Polski rap nie posiada tak właściwie już od dobrych kilku lat stricte rapowego wzorca. Osoby będące filarami tej muzyki z różnych powodów zeszły ze świecznika. Czasami z własnej woli, czasami z woli sceny. Fakt jest jednak faktem, aktualnie autorytety tej branży są zmienne bardziej niż obietnice polityków po wygranych wyborach. Wiecie czym skutkuje brak odpowiednich wzorców? Już tłumaczę.
Młody Korden, czyli jak nie być raperem
W SBM Label mają spory problem. Z ostatniej fali newcommerów nie udało im się zgarnąć dosłownie nikogo ciekawego. Za to cała rzesza rozpoznawalnych twarzy hucznie opuściła wytwórnię. I chyba ten fakt właśnie osoby zarządzające labelem wprawił w desperacje. A przynajmniej w to chcę wierzyć, bo inaczej nie da się wytłumaczyć zakontraktowania Kordena. Musicie wiedzieć, że jest to chłopak znany już przed laty w internecie, głównie ze scamów na markowe ubrania i noszenia samemu podróbek. No może człowiek z niego średni, ale za to muzyk… mierny. Opublikowany w ostatnim czasie utwór “808mafia” we współpracy z Białasem to absolutnie najgorsze co kiedykolwiek wypuściło SBM – a przez ostatnie kilkanaście lat konkurencja była w tej kwestii nie byle jaka. Chłopak nie dość, że poleciał kompletnie bez bitu, bez rymów, bez tempa, to nawinął zupełnie bezwartościową papkę. Sam Beezy za to zdaje się nawet dissować swojego podopiecznego w tym numerze. Polski Blueface? Nie tym razem. Przez chwilę nawet miałem nadzieję, że to skomplikowany proces marketingowy, który na podstawie kontrastu ma w przyszłości spowodować szok termiczny u słuchacza, kiedy to Korden już zacznie rapować z bitem. Chwilę potem moje nadzieje okazały się złudne.
W ostatnich tygodniach mój nowy ulubiony raper Młody Korden został również obrzucony pomidorami i zebrał łomot od Yung Adisza. Brzmi abstrakcyjnie? A jest śmieszniejsze jeszcze bardziej. Adisz owocnie skomentował swoje zachowanie podając masę argumentów tłumaczących jego postępowanie. W odpowiedzi otrzymał diss, z którego wynika tylko, że Korden nadal nie potrafi zbytnio w rap. Nic więcej. Praktycznie brak ustosunkowania do czegokolwiek. Za to wyrafinowane potwierdzenie braku muzycznych zdolności. No ale wiecie: normiki „nie skumajom”. Fenomenalna linia obrony. Weź tam Panie Solar zajmij się swoimi wychowankami, bo bez wujka nad głową sobie ewidentnie nie radzą.
Mierna raperka płacze, że nie jest popularna jak Żabson i Multi. Wśród ich fanów widzi dużo „homoerotyzmu”.
Kiedy tworzysz muzykę, której nikt nie słucha masz zasadniczo dwa wyjścia. Możesz szlifować swój warsztat dalej albo zrzucić swoje porażki na zły i okrutny świat. Już pewnie domyślacie się co wybrała Aljas podczas wywiadu dla Polskiego Radia Czwórka. Co prawda to cała ta rozmowa jest niczym istna wylęgarnia absurdalnie głupich wypowiedzi, ale ja pozwolę sobie skupić się jedynie na omówieniu poniższego a zaraz highlightowanego fragmentu. Pani Aljas stwierdza… że Żabson i Multi nie wybiliby się jako kobiety. Dlaczego? Bo mężczyźni mogą mówić i robić żenujące rzeczy, a kobiety już nie za bardzo. Przyznam, po usłyszeniu tej wypowiedzi musiałem przejść się parę razy po pokoju. No i dotąd nie wiem co durniejsze. Sama hipoteza? Stwierdzenie, że ich fani emanują homoerotyzmem? Wielkie zdziwienie, że odbiorca ma prawo akceptować (lub nie) pewne schematy? A może wymienione ksywki, które kompletnie przeczą temu, co mówi sama Aljas? Zdaje mi się, że to właśnie tutaj leży pies pogrzebany. Ta Pani tworzy muzykę około rapową, nie mając pojęcia o środowisku, które tak ochoczo próbuje zdobyć. Tylko po co nam ten bełkot na antenie publicznej radiostacji? Nasze podatki, jak zawsze są świetnie rozporządzane.
Obydwaj nagrywali z Sentino, a teraz pobili się na Stadionie Narodowym
Zarówno postać Olejnika, jak i Truemana poznaliście na GlamRapie przy okazji ich utworów muzycznych we współpracy z Sentino. Co ciekawe więc, na ostatniej gali Fame MMA odbywającej się na Stadionie Narodowym, doszło między nimi do rękoczynów. Jednak nie w klatce, a na widowni. Chociaż „rękoczyny” insynuują wymianę uderzeń to jedyne co się stało to kopnięcie w głowę Olejnika wykonane przez Truemana. Skąd ta agresja? Podobno Olejnik został zweryfikowany za zgrywanie gangusa i gonienie w grupie małolatów. Kiedy doszło do konfrontacji to „poszkodowany” Olejnik bał się wstać a jego jedyną linią obrony była własna dziewczyna. No nie wygląda to najlepiej. Zresztą mowa o typie, który popularność zyskał na skakaniu wokół Kamerzysty jak grzeczny pupilek. Nic gorszego już PRowo go nie spotka i tak. Cały czas nie rozumiem jakim cudem pojawił się on w tym środowisku. Dobrze, że prawdziwi Sicarios czuwają.
Podziemie silne jak nigdy się rozpada, więc dissują się hypemani
Rusina podpadł scenie. Jedni twierdzą, że za gadanie z „psami” a inni, że to kwestia zakulisowych konfliktów. Poważną konsekwencją tego było stracenie obserwacji na Instagramie od całej rzeszy artystów, z którymi jeszcze nie tak dawno tworzył on wspólne utwory. Czy to rozpad tak zwanego „podziemia silnego jak nigdy”? Absolutnie mnie to nie interesuje. Jednak sam beef wiszący w powietrzu między Rusiną a Vkiem mógłby przynieść już nam trochę stricte hip-hopowego kontentu. No i doszło ostatecznie do wymiany dissów między zwaśnionymi stronami. Tyle że wersami rzucać zaczęli hypemani wyżej wymienionych. Chyba nie tego spodziewała się scena, aczkolwiek dało to nam pogląd na rzeczywisty powód tegoż konfliktu. Bez zaskoczeń poszło o krzywe akcje po mocniejszych używkach. Parafrazując klasyk – kogoś zmiotło z planszy.
Nigdy nie jest dobrze Wojtek
Powyższe przykłady to tylko kropla w morzu wypełnionym miernymi płytami, które wyszły w 2024. Albumów niby wychodzi coraz więcej, a paradoksalnie dobrej muzyki mamy coraz mniej. Były miesiące w tym roku, kiedy premier było 20 i ani jednej wartej pozycji do ponownego odtworzenia. Najlepiej wypadł dotychczas sierpień z „Generacją Cuzi” Kronkel Doma i „Barbarą” Vkiego. Do tego świetnie rozpoczęty wrzesień z “Największym Geekiem” Młodego Westa nawet dał mi nadzieję na lepszą końcówkę roku. Jednak niewiele już zostało zaplanowanych premier na ten 4 kwartał. To wszystko jest po prostu smutne.
Ten tekst będzie miał kontynuację.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Nie ma co ukrywać – jesteśmy największym portalem hip-hopowym w Polsce. A, że miarą sukcesu jest liczba twoich wrogów, to zgromadziliśmy ich setki, jak nie tysiące. Ponad dekada w branży również miała na to spory wpływ (a przypomnę, że stawialiśmy pierwsze kroki gdy Okekel na chleb mówił 'pep’). Można nas nienawidzić, można cisnąć z nas bekę (a w to też potrafimy), ale na koniec dnia usłyszycie o nas w numerze ulubionego rapera. Przykłady? Bardzo proszę.
Tylko po kolei, żeby nikt dwa razy wspomniany nie został. Białas nawinął, że nie wie co piszemy, jak i wspomniał inne konkurencyjne portale. Jeden już nie istnieje, a w drugim dał jeden z nielicznych wywiadów. Z nami Beezy ma tyle wspólnego, co średniej jakości skrybowie z królem kraju punchlinem płynącym. A nie, czekaj…
W temacie bójek też coś tam wiemy. A przekazał nam to Adam Sławny vel Sarius. „Skandale na GlamRapie nie dotyczyły mnie, chociaż lubiłem się tłuc„. Jedynie to te storieski o 2 w nocy, ale to już mamy wyjaśnione. Mariusz dobry chłopak czy coś. Także niedługo zobaczycie jak sobie pogadaliśmy.
Kolejna postać, lekko już zapomniana na tym hip-hopowym padole, to białostocka techniczna bestia znana szerzej pod kryptonimem Hukos. Cytuję – „Na GlamRapie nazwą łakiem chociaż używam piętnastu flow„. Nie no Panie Raperze, tutaj akuart się lubimy. Nasze archiwa też mówią, że bardziej props niż hejt. Największą hejterką będzie moja mama, która z przerażeniem patrzyła jak jej 12-letnie dziecko mija CDki Taylor Swift i wybiera taki z maluchem przytulającym klamkę. Ale lepsze to niż dz*wki, dragi, lasery (ROGAL WRÓĆ). A i nie mam już 12 lat, tak dla formalności.
Skoro legenda została już wywołana do tablicy, to też musimy ją zacytować. Pokuszę się nawet na więcej niż jeden wers. „Zbierasz na mnie haki? Puścisz to w Glamrapy? I kto komu bardziej teraz robi tu reklamy? Popkillery podłapują, widać poziom #Pudelek„. Ej, co jak co, ale niemal dekada w tej branży mocno umocniła nas jako portal plotkarski i nie oddamy tego tak łatwo! Natali, musisz postarać się bardziej (i w końcu odpisać mi na maila, plis).
A jak mówimy o starociach – patrzcie, co odkopałam. Czy ktoś jeszcze pamięta jak Opał robił horrorcore? Taki hardcore, że też musieliśmy się tam znaleźć. „Jak sprawdzam co w rapie na tym ich GlamRapie, to jestem na nie, zdecydowanie„. Ja tu wyczuwam lekką nutkę goryczy bo coś tam piszemy o Tobie, ale tak nie do końca. Jakoś freak fighty klikają się bardziej niż emocjonalne, liryczne numery. Potrzebna na to przestrzeń. No, ale przecież Kizo, Tede czy Aleshen to nie hip-hop, proszę Was.
Z drugiej mańki, mamy nowość w postaci Floral Bugs, który „nie odbiera na Snapchacie, na Whatsappie, na GlamRapie.” Mordko, ale to Ty dzwonisz… Prawie jak Kazek i Diho na „Facetime”. Ależ smooth zrobiłam to przejście. Pan reprezentujący GM2L, wrzucił nas między tak niesamowity zlepek wydarzeń, że zostawię Was z tym w cichości mojego serca.
„Karmię te d*py jak gęsi na foie gras, potem se wchodzę na GlamRap
Bo w nocy i za dnia mam w domu afery jak Doda i Majdan
Zakładam jej jaja na oczy jak Rayban i palę se wiadra
Najpierw por*cham a potem to nagram i za to kupuję kajdan„.
Nie znajdę lepszych słów zakończenia niż wstęp do numeru „Zamknij ryj” Sapiego Tha King. Leci to w taki sposób: „Ty myślisz, że nas to boli stary? Naprawdę? Że Ty napiszesz komentarz pod postem Popkillera albo GlamRapu?„. Dokładnie, my biedni redaktorzy nie robimy w życiu nic pożytecznego tylko uzewnętrzniamy się i piszemy paszkwile na hib hob. Obrażeni, smutni, jedzący wczorajszą pizzę na wersalce. Niech ktoś mnie zrzuci z tego stołka, błagam.
Tekst powstał w celach humorystycznych i jedyną osobę jaką miał obrazić jest Najniższa Polska Dziennikarka.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
-
News2 dni temu
Słuchacze nie poznali legendy lat 90-tych, która zrobiła zdjęcie z Sokołem
-
News4 dni temu
Marysia Starosta: „Sokół powiedział, że to może być gwóźdź do jego artystycznej kariery”
-
News2 dni temu
Edzio oszukany przez gangsta raperów z Chicago
-
News2 dni temu
Norweski raper aresztowany w Polsce. Współpracował z Malikiem i Alberto
-
News24 godziny temu
Sentino wyjawił, kto jest jego największym bratem w polskim rapie
-
News1 dzień temu
Patokalipsa o Edziu: „Wyr***any na pieniądze przez bezdomnych na syropie”
-
News2 dni temu
Sentino ujawnił gości. Dwie ksywki to spore zaskoczenie
-
News12 godzin temu
Bonus RPK ma na płycie członka ekipy Eminema