Felieton
Malik Montana – der rewolucjonista
O polskim rapie w końcu usłyszą w Europie.
Po opublikowaniu felietonów „Niemiecka scena rapowa z polskimi korzeniami” wszyscy spod byka zadawali mi pytanie, czy zapomniałam o Maliku Montanie? Halo?! Nie wiedziałam, czy traktować je na serio, więc odpowiadałam z uśmiechem na twarzy: easy. Byłam już wtedy pewna, że chciałabym zrobić małe case study na jego temat, bo zrewolucjonizowanie polskiej sceny muzycznej nie przeszło obok mnie obojętnie.
„Brudasem byłem, będę w oczach społeczeństwa, pewnie dlatego tak ich wk*rwia moja kariera”
W kulturze hip-hopowej pochodzenie, miejsce wychowania i perypetie za młodu mają zdecydowanie ważny punkt odniesienia podczas analizy osobowości oraz kariery. Malik Montana posiada polsko-afgańsko-greckie korzenie. Urodził się w Hamburgu oraz mieszkał tam do czternastego roku życia. W Niemczech nikogo nie dziwią mieszanki krwi. Multikulti w przeciwieństwie do Polski to żadne unikalne zjawisko. W Polsce niestety rasizm jest na dość powszechnym i dla mnie kompletnie niezrozumiałym poziomie. Kto z Was miał w latach 90-tych, w szkolnej klasie koleżankę czy kolegę mających inne niż polskie korzenie? Prawie nikt… no właśnie, tak wyglądały realia. Natomiast wielu miało jakoś zawsze dużo do powiedzenia na temat obcokrajowców już na długo przed falą słynnych wycieczek do Egiptu czy Dubaju. Każdy z nas zna słowo „ciapaty”, które tak naprawdę odnosi się do osób pochodzenia arabskiego, tureckiego, hinduskiego, afrykańskiego, romskiego, hiszpańskiego i nie mam pojęcia jeszcze, co ci ludzie klasyfikują w ten śmieszny box. Na pewno i dzisiaj znajdzie się ktoś, kto będzie miał problem z afgańsko-polsko-greckim pochodzeniem Malika. Raper już na starcie jako „odmieniec”, wykorzystał niezrozumiały dla ludzi o normalnych poglądach rasowych ten negatywizm społeczny „bycia ciapatym”. Hustler obrócił to w biznes i ku zdziwieniu innych na swoją korzyść, stając się międzynarodowym raperem wysokiej ligi. Mosa rozpoczął karierę w kraju, w którym przez dłuższy czas wszystko, co było inne niż nudny standard, było dziwne i rozumiane jako złe. Obecnie po części nadal tak jest, tylko nagle pojawił się typ, który otwarcie robi muzykę, której chcą słuchać w Niemczech czy innych krajach Europy. To, co za Odrą było normą i powszechnym trendem, który nabijał wyświetlenia oraz streamy, rozumiano u nas jako pruderyjną zabawę w „showbiznes”.

Swoje pierwsze kroki w branży muzycznej Malik rozpoczął dość nietuzinkowo, bo od nagrywek w języku angielskim, które niestety nie zyskały wiele popularności, ale brzmiały całkiem dobrze. Kolaboracja z Diho z 2015 roku była takim pierwszym stabilniejszym początkiem wydawania rapsów po polsku. Czasy Big Poppa (przyznajmy szczerze dość średni feat. z Tede) to jeszcze takie miotanie się naszym rynku. Znajdowaliśmy się nawet nie blisko, lecz bardzo daleko, za tym, co działo się np. we Francji i Niemczech. 2016-2018 – niemieccy raperzy, a zwłaszcza imigranci – muzycznie bardzo płodnie wykorzystali, miksując różnego rodzaju style i zwiększając tempo swoich numerów, czyniąc je lubianymi kawałkami w Shisha barach czy klubach, a rola Spotify zaczęła bardzo wzrastać.
Jeśli chodzi o tzw. open minded proces, muzycznie i psychologicznie trwał on w Polsce dłużej niż w innych krajach. Rozmawiamy o kraju, w którym w 2022 roku jest nielegalna aborcja. Anyway, zawczasu w środowisku było jakieś niespokojne poruszenie portfeli i gęsto sypały się teksty, kto się sprzedał, a kto nie, albo kto kogo nie porobił na siano. Prywaty było sporo już od początków niezależnego budowania polskiej hip-hopowej sceny opartej na relacjach z ziomkami, znajomymi i starych koneksji z lat 90. Trzeba przyznać, że nasz rynek to dość przykładowy hustle z piwnicy, stworzony między zajawkowiczami, którzy rozwinęli hip-hop z własnego budżetu przez Youtube, koncerty, marki odzieżowe i w następstwie social media. Radio nas nie chciało, więc weszliśmy nie drzwiami, tylko oknami, co praktykuje zresztą też sam bohater moich rozważań. Tak czy siak, lubiano się powszechnie w klasycznej formie rapu i hasłach „hip hop is dead?”. Oczywiście, znajdywali się i też tacy, co reprezentowali bardziej otwarte poglądy, bo słuchali amerykańskiego i europejskiego rapu i szli z duchem czasu. Trend trap i kawałki „clap clap”, czyli czasy „Jojo” to jeszcze nieśmiałe początki w Polsce wprowadzania wszech światowych trendów w dzień powszedni. Szeroko komentowana przez słuchaczy, ale dobitniej przez samych raperów kwestia otwartości i „sprzedajności” z czasem będzie absurdem, jak jedzenie berlińskiego kebaba z polską kiełbą, bo trzeba trzymać się tradycji, ale z drugiej strony każdy chce więcej sosu.
„Co ten Malik odpi*rdala, co za poj*b”
Mosa z pewnością siebie podjął się na serio zadania wniesienia trendów do polskiej gospodarki muzycznej, jednak nie od razu w najwyższej formie. Początki to nieustanna podróż, a utwór „Pelikan” nie był najbardziej udanym kawałkiem w jego karierze. Był to jeszcze okres szukania solidnego i własnego flow. Jeden patent, który gra bardzo istotną rolę w tworzeniu bangerów są beaty. Malikowskie miały zawsze moc i potencjał hitów, nawet jak nawijał na ostrym autotune np. w „Baby same przyjdą”. W tym też kawałku sam powiedział o sobie dość trafnie jako „w polskim rapie objawienie”. Jego świadomość twórcza była już na dość wysokim poziomie, brakowało tylko ugruntowania flow i zastanowienia się nad tym, jak ugryźć street rap po polsku.

Bardzo sensowym pomysłem była kolaboracja z Mr. Polską, który przez wiele lat trząsł holenderską sceną i był jednym z najbardziej popularnych tam raperów. „Jagodzianki” wniosły powiew świeżości i przemyciły specyficzny styl holenderskiej sceny na naszą ziemię. Malika stylówka prezentowała się już wtedy bardzo „imigrancko”, co wywoływało u mnie pozytywny uśmiech na twarzy. Naturalnie fajny look w dobie social mediów i wizualnego marketingu to bardzo silny element packaging’u. Kolejnym przełomowym i ważnym akcentem, który na stałe zapisze się w historii polskiego rapu, jest „750” z Milonairem i Bonezem MC. Bardzo ważny feat nie tylko ze względu na to, że raper zdecydowanie zaliczył spory progres oraz zaprosił naprawdę ważnych raperów z niemieckiej sceny. Ten feat jest bardzo spójny, nie przypomina kolaboracji typu: sławny zagraniczny raper i jakiś tam polski raper. Wiecie, czasem da się wyczuć, czy coś ma wspólny vibe czy nie.
„Czas i pieniądz zweryfikował przyjaźnie. Z uśmiechem po plecach klepią, a chcą widzieć na dnie”
Podczas mojej rozmowy w 2015 roku z królem afrobeat’u Wizkid’em dowiedziałam się od niego, że ten gatunek za rok, dwa zrewolucjonizuje świat. Zgodziłam się bez zastanowienia z jego statementem i pomyślałam po chwili: jak teraz anty imigrancki kraj jakim jest Polska zacznie banglać rapsy do afrobeatów? Naturalnie sprawy potoczyły się zgodnie z przepowiednią Nigeryjczyka. Kiedy zaczął być modny w Europie i na świecie afrobeat byłam bardzo ciekawa jakie powstaną w Polsce produkcje muzyczne. Nie było lepszego kandydata na spróbowanie tematu. Montana oczywiście starał się iść z duchem czasu i dość gładko poradził sobie z nim w „Mona Lisa” , gdzie znanym słowem refrenu jest ta słynna kokaina. Street rap para się tematyką gangsterki powiązanej z dragami, robieniem hajsu, trochę więziennych odwołań, samochodów i lasek niezależnie w jakim kraju się go robi. Kwestią jest tylko forma w jaką się go ubierze, doda więcej kunsztu i sensowniejszego zabarwienia. Rynek na świecie uległ komercjalizacji idącej w większą ilość śpiewu, autotune’a i nie zawsze bardzo głębokie przekazy ubrane w górnolotne metafory. Natomiast zaczęto bawić się w sarkastyczne, chwytliwe i humorystyczne frazy. W numerach typu „Za pasem” Mosa trenował sobie różnego rodzaju melodie reggaeton i chwytliwe refreny, co będzie jego mocną zaletą w przyszłości. W międzyczasie ogromną niespodziankę sprawił solidnym i klasycznym „Skorpionem” z rozwalającym głowę featem. Kto by pomyślał, że legendarny ojciec niemieckiego street rapu nawinie gościnkę u polskiego artysty. Mind blowing! Ta kolaboracja znaczyła dla mnie więcej niż wszystkie kawałki Ghwasiego razem wzięte. Czapki z głów za próbę otworzenia uszu nie tylko Polakom na zagraniczny rynek, ale także Niemcom, i pokazanie, że w 2019 roku w Polsce zaczynamy pomału dorastać do pięt reszcie Europy (np. w Albanii powstawały mega produkcje i dobre klipy).
„Wczoraj pusty w ryj, a dzisiaj szampan i stek, słowa w złoto zamieniłem a życie w sen, słowa nic nie znaczą jak nie potwierdza gest”
Od jakiegoś czasu mieszkam już w Berlinie i obracam się standardowo w środowisku hip- hopowym. Podczas wspólnych rozmów o rapie ze znajomymi artystami czy fanami tej muzyki, często oczywiście z jakimiś już tam wiadomo większymi oczekiwaniami pytano mnie o to, abym pokazała coś z Polski. Tak było też pewnej soboty. Przyjemna noc na Kreuzbergu spędzona w towarzystwie turecko, arabsko, niemieckim w Späti (to taki „pimp my spożywyczy”, w których właścicielami są często imigranci. Gra się chętnie hip-hop, można czasem usiąść na ławce przy stole pod sklepem, jak i pod barem i po prostu spędzić czas ze znajomymi.
Zakręciliśmy się pod pewnym głośnym Späti naszego arabskiego kolegi. Fajka, gadka, cola zero i w końcu padło pytanie: „Goldie, puść jakiś polski rap”. Ja man – powiedziałam i za chwilę w centrum Kotti poleciał „Jungle Boyz”, a ludzie dookoła na ulicy, i na flexie nucili z uśmiechem na twarzy „Gestern Hartz-IV, heute Rolex am Arm”. Mad! W tymże utworze Malik rapuje dość sporo po niemiecku i jak nietrudno się domyślić wychodzi mu to bardzo gładko. To potwierdza dobry odbiór tego kawałka w Berlinie, a co ciekawe, nie było wśród nas Polonii. Dla wyjaśnienia ekscytacji publiki ważny jest sam przekaz tego wersu. Kreuzberg to turecka dzielnica, która była kiedyś uważana za ghetto. To tu też narodziła się kultura hip-hop. Natomiast Harz-IV to zasiłek socjalny drugiego stopnia dla bezrobotnych. W tym wypadku w Niemczech państwo płaci za Twoje mieszkanie, daje tobie pieniądze na minimalne przeżycie i opłaca ubezpieczenie zdrowotne. Na Kreuzbergu bardzo dużo posiadaczy luksusowych najnowszych Meroli są Turcy czy Arabowie na Harz-IV…, ale robią swoje interesy na boku i wożą się w Rolex’ach tłustymi brykami. Ciekawie. Pomyślałam, że Malik dostaje propsy nawet w Berku… To utwierdziło mnie w przekonaniu, że ten człowiek zmieni oblicze i image polskiej sceny. Jego starania w tym samym roku doceniono i zaproszono do bycia częścią soundtrack’u do filmu „Jak Zostałem Gangsterem”.
„Po tylu latach ciapaty numer jeden”!
2020 rok to zdecydowanie jeden z lepszych okresów w karierze rapera, który otworzył mu już oficjalnie kolejne furtki. Podczas wywiadów i rozmów nie krył swoich planów oraz powiązań z niemiecką sceną rapową, co uważam, dało mu możliwość przeniesienia zachodniej jakości na polski rynek. To również słychać w „Niedostępnym”, który jest wersją trendu Raf Camory.
Pewnego razu, podczas moich odwiedzin w 2020 roku w Poznaniu, siedziałam z kumplem w BMW z pancernymi szybami i nagle poleciały „Rundki”. Na początku track siadł mi dość średnio, potem obejrzałam klip… zobaczyłam featy, a potem uznałam go za ulubiony i przełomowy dla polskiej muzyki. Stary, byłam w Polsce, ale nie oglądałam typowo polskiego klipu. To było po prostu europejskie! Damn! W związku z kolejnym ruchem Montany w grze, który pozytywnie rozwalił głowę, było stworzenie już legit platformy, której szeregi zasilili artyści z różnymi etnicznie korzeniami na biało-czerwonym rynku rapowym. Mad ting! W mediach ukazał się news, że GM2L zasilili Alberto i Josef Bratan. Nie widziałam w Polsce jeszcze nigdy takiego multikulturowego labelu, nie było wcześniej także czarnoskórych raperów na naszym rynku, co dla wielu na pewno było sporym zdziwieniem. Polska nie jest państwem różnorodnym jak inne kraje europejskie pod względem etnicznym. Tego mi osobiście brakowało, osoby, która myśli poza box’em, kocha muzykę, a przy tym wie, jak dobrze ugryźć biznes. Wyśmienicie, że ten kraj zaczyna się w końcu normalizować i wzbogacać swoją scenę w coraz nowsze twarze oraz ludzi, którzy wiedzą, co to jest przemysł muzyczny.

Malik ma nosa do interesów i pływa sobie w tematyce marketingu jak bąbelki w szampanie. „GM2L nie kończy się tylko i wyłącznie na muzyce. Chcemy zbudować pewnego rodzaju movement, który będzie ludziom kojarzył się z całą kulturą miejską” –wyjaśnił podczas pewnego wywiadu raper. Umie dobrze zadbać o samego siebie, ale również wie, jak zrobić zdecydowany push nowych raperów w rynek. Jego podopieczni zostali wypromowani klasycznie, ale z budżetem. Malik przedstawił ich w swoich numerach i teledyskach. Bardzo korzystny i fair deal. Dobre plecy to zawsze podstawa. Pierwsze dostępne kawałki Alberto otrzymaliśmy w formie teledysków. Raper zaliczył także bardzo solidny i interesujący międzynarodowy feat z Mortel w „International”. Debiut Josefa Bratana można zaliczyć do równie dynamicznego i na petardzie. Bracia z afrykańskimi korzeniami szybko stanęli się twarzami polskiego drillu. Co nie ukrywajmy, jest przełamaniem też wszystkich dziwnych fobii obecnych w tym kraju.
Malik Montana stworzył bardzo silny Multikulti label z kolejnymi artystami jak: Kronkel Dom (Niemcy), Francuz Mordo (Francja) czy Bibič (pochodzenia bośniacko- tureckiego). Podczas gdy w Europie drill zaczęły tworzyć solidne ekipy jak np. Baby Gang z Włoch, Montana zaimportował do nas ten trend m.in. dzięki genialnemu „Wuwua” z Josefem Bratanem. Muszę tu osobiście przyznać, że tak jak znam polski rap, to najbardziej przełomowym rymem dla mnie, jako osoby, która nie ogarniała poglądowego ciemnogrodu w tym kraju był wers: „skurwysyny się patrzą, co to za bandyt fura, auto prowadzi murzyn, obok ziomek z podwórka…Wuwua”. Ciary! Oprócz pieczy nad labelem, w 2020 roku rozpoczęła się również era tłustych featów Malika Montany. „Mordo weź” z LX, członkiem słynnej nie tylko ze względu na muzykę, ale i poprzez kryminalne problemy 187 Strassenbande. Takie projekty pokazały, że Mosa posiada solidne kontakty i tworzy numery już z potencjałem światowego poziomu. Współpraca z Niemcem nie zakończyła się tylko na tym numerze, co słychać np. na „Es geht weiter”. Warto też wspomnieć o kolejnej międzynarodowej produkcji z Eight O „Kokain & Barbiepuppchen”.
„Pewne, że ważny jest sukces, ale ważniejszy jest honor. Dlatego możesz mnie nie lubić, ale ja i tak pozostanę sobą”
Pamiętamy wszyscy feat Palucha u Tovaritch’a, o wieści na temat tej kolaboracji byłam bardzo podekscytowana. Nie tylko dlatego, że uwielbiam robić trening siłowy podczas słuchania Tovaritch’a, ale ucieszył mnie fakt international kolabo. No i co, jakoś tak bezbarwnie to wyszło. Yuri, który prezentuje się bardzo solidnie gangstersko wbił do polski na klip, na którym widać było dość duży kontrast vibe’u między raperami. To po prostu nie siadło tak jak powinno. Niewykorzystany potencjał obrócił w sukces Malik. Klip nakręcony w „Artemis”, legendarnym klubie go go w Berlinie od razu przypadł nam do gustu. Sam beat od FRNKIE to majstersztyk. Raperzy do siebie pasują nie tylko wizualnie na klipie i mają naturalną chemię, bo obaj reprezentują to, o czym nawijają.
Na temat autentyczności raperów można napisać kolejną polemikę. Kto faktycznie kim jest czy tylko używa pewnego imagu, żeby robić muzykę, którą się jara to never ending story. W każdym razie moim zdaniem jest to jedna z najlepszych kolaboracji polsko-zagranicznych. Po prostu banger! Mosa w jednym z wywiadów wspomniał, że jara się bardzo francuską sceną i różnorakimi flow jakimi operują tam raperzy, no to czemu nie zrobić kolabo? Dobór gościa jakim był wszechstronnie utalentowany Sofian oddał pewnego rodzaju hołd francuskiej scenie. Owocem kolejnej kolaboracji jest polsko- francuskie „Click Clack Bang” ze świetnym Dossehem na feacie. Od momentu wydania „Rundek” nie tylko poleciały solidne gościnki, których mógłby pozazdrościć każdy polski raper. Ponadto Malik bardzo wysoko awansował pod względem swojego warsztatu i umiejętności, czego przykładem jest subtelny drillowy utwór „3 Telefony”, w którym wyraźnie bawi się flow. Pokazując znów wiele swoich twarzy, bez zawahania potwierdził swoją formę w bardzo egzotycznej kolaboracji.
Mata, Quebo i Malik – trzech muszkieterów, którzy są tak od siebie różni, ale tak spójni w swojej oryginalności, że razem skomponowali kolejny historyczny track „Papuga”. Malik nie zalicza już małych produkcyjnych wpadek jak na początku swojej kariery, tylko staje w szeregu z lirycznymi raperami, którzy nie reprezentują tej ulicznej strony hip-hopu i w dodatku promuje swój kolejny singiel w słynnej stacji JAM FM w berlińskim studio. Obserwuję naturalnie na Instagramie prowadzącą program Alishę Morgenstern i opadła mi kopara jak w jej story widziałam zapowiedź audycji z udziałem Malika Montany, który będzie promował swój singiel „Chodź” z Maxwellem (187 Strassenbande). Żaden polski raper nie wspiął się na szczyty promocji muzycznej na takim poziomie w Niemczech, umieszczając swoje nazwisko na bilbordzie w centrum Berlina przy okazji promocji „Brudasow” z wybitnym Farid Bangiem. Każdy ambitny człowiek, który ciężko pracuje na swój sukces lubi czasem zdobyć jakieś trofeum. Czas na udokumentowane rekordy, na które po ciężkim, wieloletnim hustlingu adekwatnie zasłużył. Po komercyjnym sukcesie Maty nikt nie spodziewał się, że to właśnie Malik pobije jego dokonanie, bo w ciągu doby „Jetlag” z DaChoyce odtworzono na Spotify 1 144 105 razy, jest to rekord polskojęzycznego utworu na tej platformie, który dotarł do top 50 na świecie. Teledysk nabił oczywiście wielomilionowe wyświetlenia i stał się medialnym sukcesem. Dobrą strategią Mosy jest to, że robi częste dropy. Pomiędzy pracą przy High League dopisał do swojego featuringowego menu współpracę ukraińsko-rosyjsko-niemiecką. Z Olexeshem kolaborował już kiedyś Paluch, natomiast kilka lat później to Olexesh zaprosił Malika na wspólny „Kurwas & Schaschlik”, które naliczyły satysfakcjonującą liczbę wyświetleń.
„Wiem, gdzie chcę iść, nie trzeba mi map, od zera na szczyt to brzmi dla mnie jak plan”
Malik Montana obrócił swoją „inność” w swoją złotą zaletę. Charyzmy przecież kupić się nie da. Sam wcielił w życie dewizę „Alles oder nix” . Dzięki wieloletniej styczności z niemiecką sceną rapową wiedział, jak robić muzykę, którą będą słuchać dilerzy z bramy, typy w samochodach, ludzie na imprezach i do czego dziewczyny będą trząść tyłkami w klubach. Jego wizje i sposób myślenia od początku wyprzedzały to, co działo się na polskiej scenie, a współpraca z Olkiem zapewniła mu produkcyjne wyżyny. Wypełnił lukę między ulicznym rapem, lirycznymi MC, a komercyjnym popytem. Jako jedyny posiada w swoim dorobku miażdżące głowę featuringi z międzynarodowymi raperami z pierwszych miejsc list przebojów, tworząc przy tym bezczelny street rap. To on sprowadził do Polski brzmienia z USA, Francji, Niemiec czy UK. Jeden z największych hustlerów polskiego rapu Malik Montana przytarł rogi nie tylko niedowiarkom, ale wszystkim rasistom, którzy nawet nim gardzili ze względu na jego pochodzenie. Nie każdy musi być fanem twórczości, ale nie da się go nie szanować. Jestem ciekawa, co przyniesie przyszłość. GO MALIK!
Amanda Nowaczyk aka Goldie @goldiethebossy
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
„Kutas Records” – żart Kuqe 2115 to tak naprawdę spory problem – felieton
Wspomniana wytwórnia istnieje, jest z Polski i ma pół miliona słuchaczy.
Kilka dni temu Kuqe 2115 opublikował żartobliwy film, w którym mówi, że odchodzi z 2115 Label na rzecz nowej wytwórni „Kutas Records”. Pośmialiśmy się z rzekomo czerstwego żartu, który tak naprawdę nie do końca był żartem. Jak sprawdziliśmy, wytwórnia „Kutas Records” istnieje, jest z Polski i podbija Spotify.
„Kutas Records” – o co w tym chodzi?
Na Youtube powstał kanał zatytułowany „Kutas Records”. Uśmiech na twarzy może budzić nie tylko nazwa kanału, ale także współgrające logo z plemnikiem. Od razu więc mamy jasny komunikat, że mamy do czynienia z trollingiem. Tylko ten żart powoli wymyka się spod kontroli, bo jest całkiem sprawnie zarządzany.
Kawałki, które pojawiają się na kanale mają zawsze podtekst erotyczny i są w pełni wygenerowane przez skrypt AI. Ich treść jest dość wulgarna, ale dla młodszych odbiorców może być interesująca i zabawna. Każdy kawałek jest dobrze opisany i ma wygenerowaną unikalną okładkę. Tytuły numerów, podobnie jak ich treść jest nacechowana seksualnie.
Oto kilka przykładów:
- Dariusz Jebadło – Podziemny Drąg
- Gejtos – Bóg Morza
- Cwelgar – Gejowski Łowca Potworów
- Johnny Cwel – NNN (Nie Orzech Listopad)
- Homo Erectus – Gejowski Jaskiniowiec II (prod. Kutas Records)

W ciągu roku, odkąd istnieje „wytwórnia” na Youtube wygenerowano 163 utwory, które łącznie mają ponad 4 mln wyświetleń.
Spotify podbite przez „Kutas Records”
Jeszcze większe cyfry żartobliwa wytwórnia wykręca na Spotify. Przed kilkoma dniami doszło do sytuacji, kiedy na pierwszych 15 miejsc najbardziej viralujących numerów aż 8 pochodziło z labelu „Kutas Records”. Na pierwszym miejscu mogliśmy zobaczyć „Antycznego Napaleńca”, który przebił już barierę 1 mln streamów.

Wytwórnia AI ma już blisko pół miliona słuchaczy na Spotify. To więcej niż Belmondo (300 tys.), Liroy (160 tys.) czy Ten Typ Mes (240 tys.). Niewiele więcej od żartownisiów ma np. O.S.T.R. (580 tys.), który jest w ciągu wydawniczym od ponad 25 lat.

Co więcej, kawałki wygenerowane przez AI zaczynają trafiać też do TOP 50 Polska. Wspomniany „Napaleniec” jest obecnie na 8. pozycji, wyprzedzając m.in. Malika Montanę, Kaza Bałagane czy Pezeta.

AI w muzyce – mamy problem
Sztucznie generowane kawałki i całe „wirtualne wytwórnie” oparte na AI to coraz większe wyzwanie dla branży muzycznej. Z jednej strony zalew tanich, żartobliwych produkcji obniża próg wejścia, ale z drugiej – rozmywa granice między twórczością a automatem.
To jest też problem dla słuchaczy, bo coraz częściej mają oni problem z odróżnieniem prawdziwej muzyki od algorytmicznej masówki. Branża stoi więc przed pytaniem, jak chronić kreatywność i unikalność w czasach, gdy muzykę można „wyklikać” w kilka sekund.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Eminem ma polskie korzenie? Dokumenty wskazują na wieś pod Strzegomiem
„Pradziadek rapera wpisywał w dokumentach narodowość polską”.
Brzmi absurdalnie? Z dokumentów wynika, że jeden z największych raperów świata ma rodzinne powiązania z Polską. Według badań genealogicznych część przodków Eminema pochodzi z Dolnego Śląska.
Od lat w mediach powraca temat polskich korzeni Marshalla Mathersa. Wiele portali pisze wprost – pradziadek Eminema był Polakiem. Choć historia ta nigdy nie zyskała takiej popularności jak internetowe plotki o jego rzekomej niechęci do Polski, fakty wskazują, że raper rzeczywiście może mieć polskie pochodzenie.

Polskie korzenie Eminema
Jak ustalono, jeden z pradziadków Eminema od strony matki – Georg A. Scheinert – urodził się 29 stycznia 1851 roku we wsi Kostrza, znajdującej się dziś w gminie Strzegom (woj. dolnośląskie).
Miejscowość ta, znana z wydobycia granitu, należała wówczas do Prus i nosiła nazwę Häslicht. Przodkowie Eminema mieli być z nią związani od pokoleń. W dokumentach pojawiają się nazwiska Joseph Scheinert (ur. ok. 1825) i Ewa Wasuzki (1827–1901) – rodzice wspomnianego Georga. To właśnie nazwisko Wasuzki, zapisane błędnie przez amerykańskich urzędników imigracyjnych, może sugerować polskie pochodzenie matki przodka rapera.

Przodkowie rapera – „Ger Polish”
Sprawą zainteresował się Janusz Andrasz, autor bloga „Genealogiczne śledztwo”, który odnalazł szereg dokumentów potwierdzających ten trop. Jak wskazuje, część aktów metrykalnych nie zachowała się, jednak dostępne źródła sugerują, że przodkowie rapera rzeczywiście mogli pochodzić z terenów dzisiejszej Polski.
Co więcej, w amerykańskich spisach ludności z początku XX wieku pojawia się przy rodzinie Scheinert określenie „Ger Polish”, co tłumaczone jest jako narodowość polska, kraj pochodzenia – Niemcy.
– Znalazłem zagadkowo brzmiący wpis w spisie mieszkańców USA z 1910 r., gdzie w przypadku jednej z córek Georga (wspomnianego 3x pradziadka Eminema) – Marcie Scheinert, po mężu Roesch, w rubryce „Miejsce urodzenia ojca”, znajduje się zapis „Ger Polish”. Potem znalazłem analogiczną kartę ze spisu, dotyczącego samego Josepha Scheinerta, czyli jej ojca. I tu również pada określenie „Ger Polish„, które znalazło się zarówno w rubryce jego matki, czego można byłoby się spodziewać, mając na uwadze jej polsko brzmiące nazwisko Wasuzki, jak i w rubryce podającej pochodzenie ojca Georga – Josepha Scheinerta! – pisze badacz.

W Eminemie płynie polska krew?
Wnioski z przeprowadzonego śledztwa odnośnie „polskości Eminema” są niejednoznaczne, ale coś ewidentnie jest na rzeczy.
– Skoro urodzony w 1851 roku w pruskim Häslicht Georg Scheinert, mieszkając w USA już od 46 lat, wpisuje w roku 1910 jako swoją narodowość polską, to coś jednak na rzeczy musi być. Niestety, bez dostępu do metryk tej tajemnicy wyjaśnić się nie da. Przyznam, że na początku tego genealogicznego śledztwa myślałem, iż wzmianka o polskich korzeniach Eminema była pomyłką. Teraz jednak widzę, że to raczej tajemnica, która wciąż czeka na swoje rozwiązanie.
Choć metryki z XIX-wiecznej Kostrzy nie są dostępne online, odkryte zapisy pozwalają przypuszczać, że w żyłach Eminema rzeczywiście może płynąć kropla polskiej krwi.
Fakty kontra plotki
W przeciwieństwie do dawnych, nieprawdziwych historii o rzekomym spaleniu polskiej flagi przez Eminema czy jego niechęci do występów w Polsce, informacje o polskim pochodzeniu rapera mają częściowo podstawy w dostępnych dokumentach.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Schwesta Ewa i Loredana – jedna z najbardziej wyczekiwanych kolaboracji od lat! – felieton
Polsko-niemiecko-albański mix, który może podbić rynek naszych zachodnich sąsiadów.
Fani komentują nieustannie sociale, upominając się o wyczekiwaną kolaborację dwóch kluczowych artystek w Niemczech. Kilka miesięcy temu pojawiły się filmiki jak Loredana czekała na Schwesta Ewę, przetrzymywaną dłużej przez celników na lotnisku. Wtedy pojawiły się pierwsze plotki na temat ich współpracy.
Takiego koktajlu nikt się jednak nie spodziewał. Można powiedzieć, że to muzyczne kamikadze przyprawiające o skoki ciśnienia. Jak mówi mój znajomy z Albanii: „Nie ma nic niebezpieczniejszego niż polsko-albański mix”. I chyba coś w tym jest.
Schwesta Ewa od dłuższego nie wypuściła żadnego nowego projektu i mocno ucichła w social mediach, zwłaszcza po tragicznej śmierci Xatar’a. Dużo osób oczekiwało od niej publicznego statementu, jednak ona przeżywała żałobę prywatnie.
Naturalnie, każdy z nas miał ochotę na nowe projekty jednej z najbardziej kontrowersyjnych raperek w Niemczech. W połowie października ukazała się świetna, nowa płyta rapera SSIO, wypromowana z resztą z wielkim sarkazmem, komizmem, rozmachem oraz zabawnymi i politycznymi reels, które viralowo latały w socialach. Niemiecki rynek nie widział jeszcze czegoś takiego, współtwórcą wizuali był jeden z najbardziej utalentowanych video makerów Mac Duke, który jest w połowie Polakiem. Raper zaprosił naszą rodaczkę m.in. na „Bitte keine Anzeige machen”, gdzie Ewa nawija do bardzo chilloutowego beatu:
Prześlizgam się przez system sprawiedliwości w szpilkach Versace
Wyślij laskę – Sandy do inspektora
Nancy do sędziego, gdzie uprawia seks na pieska
Albo duplikat Rolexa jako
akt wdzięczności za utracone dokumenty.
Fakt, że Ewa nie przebiera w słowach czyni ją jedną z najbardziej autentycznych postaci na niemieckiej scenie muzycznej. Do tematu bycia real odniosła się ostatnio Albanka, która w “Privileg” mocno krytykowała inne raperki i ich wizerunek, zarzucając im poniekąd kopiowanie jej osoby oraz wiele sztuczności. Loredana ma od wielu lat status gwiazdy, wybijając się typowymi chartowymi hitami. Już na początku kariery zyskała szybko popularność i uznanie. Niemcy potrzebowali nowej ikony damskiego rapu, kogoś kto nie tylko dobrze wygląda, ale potrafi faktycznie nawijać.
Jej burzliwy związek z raperem Mozzim, turbulentne sytuację życiowe, przeobraziły Albankę w artystkę, która odcięła się od starego brzmienia. King Lori mówi wprost, że ma dosyć robienia muzyki typowo pod label. Jej ostatni projekt jest osobisty, dlatego tak dobry. Prawda jest taka, że mimo komercyjnych początków Loredana jako jedna z nielicznych, autentycznie odzwierciedla wizerunek i definicję Hip-Hopu. Co ciekawe, nie pokazuje się w głębokich dekoltach czy kusych sukienkach, nie twerkuje na klipach, co jest w obecnych czasach dość unikalne.
Dwie silne kobiety – połączenie albańskiego i polskiego temperamentu to jedna z najbardziej ekscytujących kolaboracji od lat na niemieckim rynku muzycznym! Loredana i Schwesta Ewa w „Ihr möchtegern”.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Koniec kariery Quebonafide to farsa. Jego fani to „Psikutasy”, ale bez „s” – felieton
Opluj, zdepcz, ale na koniec przeproś.
Każdy element końca rapowej kariery Quebonafide miał wtopę i jest szeroko krytykowany nawet przez jego fanów. Od wydarzenia online, przez koncert na Narodowym, po wysyłkę płyt.
Z polskimi raperami jest dokładnie tak, jak z polskimi politykami. Mogą odpi*rdolić największą kaszanę, a i tak za chwilę wszyscy o tym zapomną. Tak jest teraz chociażby z Popkiem, który po kilku miesiącach od afery z psem wrócił do mainstreamowych mediów, a Kuba Wojewódzki przywitał go jak króla. To samo dzieje się z Januszem Palikotem, który jest w trakcie ocieplania swojego wizerunku w mediach. Komentatorzy zastanawiają się np. ile kosztuje wybielenie się u Żurnalisty, u którego był ostatnio pseudo biznesmen z Biłgoraja.
Jeszcze inaczej jest z Quebonafide, bo fani rapu są jeszcze bardziej podatni na dymanie i można to robić długofalowo – spokojnie – oni wybaczą wszystko, bo mają wyjątkowo silną psychikę. Takie Psikutasy, ale bez „s” na końcu.
Zakończenie rapowej kariery Quebonafide poszło jak krew z nosa – wyjątkowo dużego nosa. Większość pewnie już nie pamięta, ale budowanie napięcia przed ostatnim koncertem trwało naprawdę długo, a balonik był napuchnięty jak konserwa po surstrommingu. Media i fani robili „ochy i achy” na każde pierdnięcie rapera, a Krętacz z Ciechanowa to sprytnie wykorzystywał. Kiedy jednak przyszedł moment, żeby powiedzieć „sprawdzam”. Po stronie artysty tego nie udźwignięto.
Wydarzenie online reklamowane jako coś ekskluzywnego, i żeby to obejrzeć wiele osób musiało się zwalniać z pracy – ma być za chwilę dostępne online w każdej chwili dla każdego – kiedy tylko będziesz miał na to czas. Awesome! To tak się da? Da, no chyba, że chciało się włączyć tryb dymania, to się nie dało, ale teraz już się będzie dało, bo Canal+ rzucił kilka monet.
Koncert na Narodowym był pokazem chciwości i braku szacunku dla fanów. Kupiłeś bilet na ostatni koncert, a tu bach! Dzień wcześniej 60 tys. osób zobaczy ten sam koncert – szybciej niż ty – wierny fan, który kupując bilet był przekonany o wyjątkowości ostatniego koncertu. Znów zwolniłeś się z roboty, żeby klikać F5 na stronie, próbując załapać się na wejściówkę. Jakby tego było mało, piątkowi koncertowicze zleakują go w sieci – tysiące TikToków i artykułów prasowych i brak efektu pierwszeństwa – znów zostałeś przegrywem, ale mimo wszystko dalej czujesz się kimś elitarnym. No tak, elitarnym przegrywem też można być.
To oczywiście nie wszystko, bo z boxem „Północ/Południe” jest jeszcze większa wtopa. Preorderowicze mieli dostać zakupione boxy pod koniec sierpnia. Mamy tydzień do listopada… i oświadczenie Dawida Szynola, że na boxy jeszcze…. poczekacie. Kilka tygodni.
Koniec, bo szkoda strzępić ryja. Ha tfu!

Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Dawid Obserwator, na litość boską! „Nie miałem co jeść, mama robiła mi obiady” – felieton
Były raper dziękuje Bajorsonowi, a potem Bogu.
Dawid Obserwator to idealny przykład, jak swoim karczemnym zachowaniem można zaprzepaścić i tak ledwo funkcjonującą karierę rapera, by potem żalić się, że mama musiała mu gotować obiady, bo ten ma dwie lewe ręce i nie może iść do normalnej pracy.
Dawid Obserwator od zawsze był 3-ligowcem z przebłyskami wyświetleniowymi, bez perspektyw na większy zarobek z rapu, bo sprzedaż jego płyt oscylowała wokół błędu statystycznego, a koncerty można było policzyć na palcach jednej ręki. W przypadku ulicznych raperów trzeba być naprawdę topką, żeby mieć booking koncertowy, z którego można utrzymać się na poziomie. Nawet Peja, który jest weteranem przez lata był pomijany w line’upach największych hip-hopowych festiwali, bo według organizatorów uliczny rap nie nadawał się na taką imprezę i wprowadzał negatywny klimat.
„Boję się, że w rapie nie osiągnę więcej” – rapował w maju 2022 roku były zawodnik Step Records. Trzy miesiące później okazało się, że młody Dawid Obserwator próbował zrobić karierę polityczną w strukturach PiSu. Był jednym z twórców młodzieżówki tej partii w Wałbrzychu. Gryzło się to trochę z jego późniejszą karierę ulicznika, ale wciąż to było do przełknięcia przez jego garstkę fanów. Wystarczyło się przyznać, obrócić w żart, zrobić cokolwiek innego niż kłamać. Tymczasem Dawid postanowił brnąć w fejki, że nic takiego nie miało miejsca i tak właściwie znalazł się tam przypadkiem i było to jednorazowe, więc nie ma tematu. Większy reserach sprawił, że pojawiły zdjęcia Obserwatora z prominentnymi działaczami PiSu, a także wyszły na jaw dokumenty, że raper z ramienia partii Jarosława Kaczyńskiego zasiadał w komisjach obwodowych.
Ledwo zipiąca rapowa kariera Dawida załamała się na amen, bo nie był już wiarygodny dla swoich słuchaczy. Na odchodne zdissował GlamRap.pl bo opisał jego przeszłość polityczną i wytknął kłamstwa. A prawdziwy uliczny raper przecież taki nie jest, bo to nieskazitelny gracz i dobry chłopak, który zawsze dorzuci się do rakiety.
Wałbrzyski raper po załamaniu kariery bynajmniej nie poszedł do pracy. Wynika to z jego najnowszych statementów, bo teraz żali się, że nie miał co jeść i obiady musiała mu gotować mama. To kolejna bezczelna zagrywka byłego rapera, czyli branie ludzi na litość i jednoczesne chwalenie się wynikami w branży disco-polo. To trochę tak jakby ksiądz zrzucił sutannę, został najbardziej aktywnym ze Świadków Jehowy i odtrąbił sukces, żaląc się na brak gosposi.
– Chciałem podziękować wam z całego serca, ekipie siemano soprano i Bogu, i też przede wszystkim sobie kochani, bo jak mam mówić szczerze to rok temu byłem na dnie nie miałem co jeść mama mi przynosiła obiady. Zobaczcie, ile zrobiłem w rok. I to nie chodzi o to, że chcę się chwalić, ale skoro taki wulkanizator z Wałbrzycha może to wy też.
To zabawne jak szybko można przemianować się z rapera na disco-polowca. W którym momencie w głowie zachodzi ten proces, że zamiast sztywnym chłopakiem z ulicy jesteś zabawnym grajkiem do kotleta z narkotycznymi refrenami, którym do tej pory twoje środowisko gardziło. Money is bitch.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
-
News4 dni temuZnany muzyk ujawnił mroczne kulisy śmierci Pona
-
News5 dni temuKto z ZIP Składu nagłośnił zbiórkę dla córki Pona? Odpowiedź zaskakuje
-
News3 dni temuPeja zaskakuje – zdjęcie z Pelsonem i Doniem. „Spotkanie po latach”
-
News5 dni temuDiddy zrobił obiad dla 1000 współwięźniów. Gangsterów zagonił do garów
-
Felieton4 dni temu„Kutas Records” – żart Kuqe 2115 to tak naprawdę spory problem – felieton
-
News2 dni temuPrzemek Ferguson dissuje Filipka!
-
News1 dzień temuBezdomny Bastek dostał propozycję pracy. Jak zareagował?
-
News5 dni temuPo bójce z Żabsonem, Bedoes ma bliznę na głowie