Sprawdź nas też tutaj

Felieton

Płyty, które się nie ukazały, a powinny |CZ.3

Opublikowany

 

Piąty, niemal nieodłączny element hip hopu? No cóż, obsuwa dobiera się do wielu muzycznych przedsięwzięć, a w rapie zjawisko to otrzymało niemal kultową rangę.

Oczywiście większość zapowiadanych albumów, których tworzenie i zbieranie do kupy – delikatnie mówiąc – zajęło nieco więcej czasu niż pierwotnie zakładano doczekało swojej premiery, jednak niestety (lub stety) część projektów nie została sfinalizowana, a okazuje się, że czas nie był łaskawy dla wielu ciekawych albumów. Sprawdźcie więc trzecią część naszego zestawienia.

 

Części poprzednie: część 1 | część 2

 

Chada i Diox.

Gdy obok siebie widzę postawione ksywki Chady i Dioxa, to momentalnie budzą się wspomnienia związane z – delikatnie mówiąc – ich średnio udanym beefem z Doniem. Powiedzmy sobie szczerze, Panowie nie polegli zapewne jedynie w oczach grupy ich najbardziej zatwardziałych fanów, a każdy, kto przesłuchał wszystkie nagrane dissy nie mając z tyłu głowy żadnych uprzedzeń co do jednej i drugiej strony konfliktu, przyznali, że zlekceważony Doniu wypadł dużo lepiej niż Chada ze swoimi koleżkami i nieco raperów utemperował. Raperzy jednak, zamiast łączyć siły w beefie, to chętniej planowali połączyć je w studio w nieco innym celu, czego efektem miał być wspólny album zapowiadany niedługo po wydaniu bardzo udanego dla Chady krążku "WGW". Chociaż może ciężko to nazwać zapowiedzią, bo Tomek jedynie wspomniał, iż Panowie na ten temat dość poważnie rozmawiają i ustalają pewne szczegóły, a do studia wejdą "kiedy tylko nadejdą sprzyjające ku temu okoliczności". Te jednak nie nadeszły, raperzy skupili się na swoich, zapewne nieco ważniejszych projektach, a na majkach przecinali się przy okazji pojedynczych utworów. Później doszły do tego problemy z prawem Chady i temat już w ogóle poszedł w zapomnienie.

Szanse na ukazanie się: Przez te kilka lat od zapowiedzi pomysł wspólnego materiału rozjechał się już raczej bezpowrotnie.

 

Buszu.

Najdziwniejsza wytwórnia w kraju? Najmniej płodny label? No cóż, zastanawiać się można dlaczego w ogóle Lucky Dice Busza określane było mianem wytwórni, skoro sam jej szef jak i największy diament – którego zazdrościli prawdopodobnie wszyscy wydawcy w Polsce, z Wojtkiem Sokołem na czele – swoich solowych krążków nie zdołali wydać w ciągu kilku lat, a katalog firmy zamknął się bodajże w zaledwie jednym tytule. Do tej pory, gdy pojawia się chociażby drobna informacja na temat ewentualnej płyty Sitka, to słuchacze głośno pukają się po głowie i pytają jak to się stało, że ten koleżka nie uderzył ze swoim krążkiem w momencie, gdy wokół jego osoby szalał największy hajp, a powiedzmy sobie szczerze – przegapienie właściwego dla siebie momentu niejednemu raperowi zrujnowało karierę lub też przynajmniej dość mocno ją spowolniło. Wydaje się jednak, że wspomniany Sitek jakoś sobie ze skuteczną promocją i sprzedażą albumu jeszcze poradzi (jeżeli oczywiście do takowej premiery w przyszłości dojdzie), tak z Buszem już tak kolorowo nie jest. Michał pojawił się w świadomości słuchaczy w 2009 roku, kiedy to wypuścił swoje "Demo" i już zaraz po tym istotnym – jak się wówczas mogło wydawać – punkcie w jego przygodzie z rapem zapowiadał prace nad długogrającym materiałem. Ba, EPka miała być zaledwie jednym z etapów jego promocji! Kolejne plotki dotyczące albumu przewijały się chociażby w 2013 roku, gdzie rzekomo sprawa wydania materiału pozostawała kwestią kilku miesięcy. Obecnie mamy 2016 rok, a Buszu chyba nadal obmyśla jak tu ten swój album dalej wypromować, bo od tamtego czasu żadnego projektu od szefa Lucky Dice nie otrzymaliśmy i nie wiadomo czy otrzymamy. Po sporej burzy w jego labelu, postanowiono wydawnictwo zamknąć, a skupić się na rozwoju brandu odzieżowego, co chyba było najbardziej rozsądnym wyjściem – w końcu przedsiębiorstwo muzyczne, które niezbyt radzi sobie ze spięciem w całość albumu i wrzuceniu go na półki sklepowe nie powinno się tytułować wytwórnią.

Szanse na ukazanie się: Nie żartujmy sobie.

 

2sty x Gedz x Jodsen.

Pojawiający się na scenie młody raper z pewnością wizualizuje sobie swoją muzyczną karierę, ma już w głowie projekty, które chce zrealizować, a przede wszystkim czuje ogromną, niewymuszoną zajawkę i z każdej strony czuć, że rozpiera go od środka ambicja. Często jednak, po jakimś czasie następuje zderzenie z rzeczywistością a swoje plany raper musi zweryfikować i część z nich odrzucić w kąt. Odnoszę wrażenie, że podobny problem spotkał zapowiadany projekt trzech młodych raperów, czyli 2sty'ego Gedza i Jodsena, którzy kilka lat temu mieli ciekawy pomysł na wspólną płytę. Od początku można było mieć jednak co do tego projektu mieszane odczucia – z jednej strony Panowie świetnie się na majku dogadywali i nagrywali między sobą dość regularnie, ale też realizowali swoje solowe materiały, więc siłą rzeczy na któryś z projektów musieli poświęcić nieco mniej czasu niż to konieczne. Historia tego niewydanego albumu miała kilka swoich znaków zapytania, a pierwszym w kolejności był już sam skład całej ekipy, który nie do końca był jasny. Na początku mówiło się o kolaboracji Gedza z Jodą, co brzmiało całkiem sensownie, biorąc pod uwagę, że obaj na co dzień mieszkali w Trójmieście, trzymali dobry kontakt i kilka lat temu nagrywali niemal nieprzerwanie. Z czasem zapał na pełnoprawny album nieco stygł, a Joda pytany w wywiadzie sugerował, że to, czy projekt trafi na sklepowe półki uzależnione jest bardziej od tego, czy znajdzie się wytwórnia, która będzie miała ochotę zainwestować w tych dwóch młodych raperów i ich wydać. Zdaje się, że Gedz miał nieco więcej ciśnienia na album z innym raperem, bowiem gdy ogłoszono line-up na Hip Hop Kemp 2013 i wiadomo było, że Gedz razem z raperem z Warszawy, 2stym wystąpią razem na jednej scenie, to równocześnie padła informacja o tym, że Panowie przygotowują album. Okazja ku temu była idealna – Gedz zaliczył już wówczas legalny debiut, natomiast "Puzzle" 2sty'ego do sklepów miały trafić za moment, więc raperzy mogli z pustymi głowami zabrać się za nowe rzeczy. Ostatecznie pojawiały się plotki, że Gedziula do studia miał zaprosić obu kolegów, by materiał stworzyć we trójkę, jednak temat się nieco rozjechał.

Szanse na ukazanie się: Gedz wydaje się być maksymalnie skupiony na swojej solowej karierze i ambitnie dłubie przy "Amebie", a do tego wspominał o wyjeździe do Poznania, by popracować nieco z Paluchem (także mówi się o wspólnym albumie obu Panów), 2sty siedzi w Warszawie, a z kolei kariera Jodsena po wydanych w 2014 roku "Wielkich Snach" zamiast nabrać rozpędu mocno wyhamowała. Swoją drogą szkoda, że tak się to u Jody potoczyło, bo przez pewien czas był to jeden z moich faworytów – nie każdy raper ma tak wyczuwalną charyzmę i pewność siebie, czasem nawet bezczelną. Podsumowując – szanse na album tych muszkieterów są bliskie zeru.

 

ZIP Skład.

Od czego by tu zacząć…? Może od tego, że "Chleb Powszedni" to klasyk polskiego hip hopu i tego założenia chyba nikt nie zamierza podważać, prawda? Mimo tego, na drugi album legendarnego ZIP Składu nie czeka zbyt wielu słuchaczy, bo od wydanego w 1999 roku materiału zbyt dużo wody już w Wiśle upłynęło, żeby – niemała w końcu – grupa dorosłych facetów z rodzinami, dziećmi, pracą i innymi mniej lub bardziej ważnymi zajęciami mogła bez żadnych przeszkód spotkać się w studio i pobawić się znowu w hip hopy. Nie jest jednak tak, że ekipa całkowicie olała sprawę, bo podejmowała dość ambitne działania by ponownie projekt spod szyldu ZIP skład na rynek wypuścić – kilka lat temu na oficjalnej stronie internetowej Fu pojawiła się informacja, że album jego i jego kolegów pojawić się ma w 2011 roku – co naturalnie nie wyszło – a z czasem ogłoszono, że nagrywki jednak trwają, ale już w jednym z późniejszych wywiadów okazało się, że za dużo chłopaki nie nagrali, bo zatrzymano się na jednym, nieskończonym kawałku. Ponadto, Pono zdradzał w rozmownie z Vieniem, że produkcje na krążek ma dostarczyć m.in. Shuko. Czyli jednak coś na rzeczy było.

Szanse na ukazanie się: Sami członkowie ZIP Składu niespecjalnie w to wierzą. Niby chcą, niby mają świadomość jak bardzo ważna jest to marka, jednak podchodzą do tematu racjonalnie i mają świadomość, że rozkoszne czasy, w których w studio mogli przesiadywać godzinami minęły bezpowrotnie. Swoją drogą, czy aby na pewno potrzebny jest nam album ZIP Składu? Obecna forma większości składu pozostawia wiele do życzenia, a parę ksywek koło formy stało pewnie gdzieś w latach 90-tych, a sam Sokół płyty nie pociągnie.

 

DJ Tuniziano.

Wielkie Joł ma to do siebie, że wypuszcza regularnie sporo projektów, gdzie ich głównym źródłem jest naturalnie Tede, ale z drugiej strony prawdopodobnie porównywalna ich liczba została zapowiedziana i nigdy nie ujrzała światła dziennego. Sam Jacek takich materiałów miał na swoim koncie przynajmniej kilka, ale jego koledzy na przestrzeni lat także nie byli do końca słowni w tej kwestii. Kilka projektów przygotowywał niegdyś samozwańczy "król mixtape'ów", wieloletni kompan TDF-a i nieoceniona pomoc na koncertach, czyli DJ Tuniziano, chociaż i tak proporcje tych wydanych płyt do zapowiedziantych i zapomnianych nie stawiają DJ-a w złym świetle. Za jeden z najbardziej znanych można uznać – "Arapski Deszcz", na którym znaleźć się miały acapelle z płyty "Prawfdpowiedziafszy" położone na "arabskich" produkcjach. Już sama okładka, która trafiła do sieci wzbudziła nieco szumu, a jak tłumaczył sam Tuniziano w jednym z wywiadów przed premierą swojego innego mixtape'u, "Arapskiego Deszczu" w ogóle miało nie być. Podczas przygotowywania grafik na pierwszą część "Howwy" chłopaki ogarnęli się dość późno, że brakuje im jeszcze jednej strony do kompletu, a więc zadaniem Zgrywusa było sklecenie czegoś na szybko, więc wymyślił, że wkręci nieco słuchaczy jakąś fejkową okładką projektu i w taki oto sposób powstał cover do wymyślonego "Arapskiego Deszczu". Po tym, jak uruchomił się cały szum wokół nie będącego nawet w planach projektu, DJ stwierdził, że może faktycznie można coś takiego zrobić, a do współpracy zaprosił producenta, znanego obecnie z nagrywek z B.R.O, Manifesta. W sieci zdążył ukazać się nawet pierwszy singiel, którym był zremixowany "Czwartek", jednak od tamtej pory zbyt dużo się nie ruszyło. Podobna sprawa ma się z "Tedoxem", opierającym się – jak sam tytuł może wskazywać – na produkcjach Dr. Dre, który wypuszczony miał zostać niedługo po premierze "Ellimiati". Tutaj jednak także wszystko zakończyło się na jednym singlu "Fajnie Żyć" położonym na bicie z "The Message".

Ciekawym projektem mógł być wspólny album Tuniziano i Sir Micha, który został zapowiedziany w… 2013 roku. W przeciwieństwie jednak do "Arapskiego Deszczu" i "Tedoxu" projekt zarówno rozpoczął i zakończył się zaledwie na wpisie na facebooku. Dobra, to dlaczego w takim razie ta kolaboracja była interesująca? Panowie świetnie się dogadują (dogadywali…?), nadają na podobnych falach i są obdarzeni tym samym poczuciem humoru, poza tym ich całkiem oryginalne R&B brzmiało naprawdę przyzwoicie.

Szanse na ukazanie się: Czy w ogóle Tuniziano usłyszymy jeszcze w kolaboracji z ekipą Wielkie Joł? Od jakiegoś czasu DJ-a nie widać u boku Tedego podczas koncertów i wypadów, a jego miejsce zajął Młody Grzech, a jeśli ktoś wypada ze składu Jacka, to raczej już do niego nie wraca. Tak więc konflikt wyklucza możliwość wypuszczenia takich projektów jak "Arapski Deszcz" i "Tedox", które miały opierać się na wokalach TDF-a. A płyta z Sir Michem? Ostatnim ich wspólnym numerem jaki pamiętam, było „Może Tak, Może Nie” i raczej już tak pozostanie.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Felieton

„Kutas Records” – żart Kuqe 2115 to tak naprawdę spory problem – felieton

Wspomniana wytwórnia istnieje, jest z Polski i ma pół miliona słuchaczy.

Opublikowany

 

kutas records

Kilka dni temu Kuqe 2115 opublikował żartobliwy film, w którym mówi, że odchodzi z 2115 Label na rzecz nowej wytwórni „Kutas Records”. Pośmialiśmy się z rzekomo czerstwego żartu, który tak naprawdę nie do końca był żartem. Jak sprawdziliśmy, wytwórnia „Kutas Records” istnieje, jest z Polski i podbija Spotify.

„Kutas Records” – o co w tym chodzi?

Na Youtube powstał kanał zatytułowany „Kutas Records”. Uśmiech na twarzy może budzić nie tylko nazwa kanału, ale także współgrające logo z plemnikiem. Od razu więc mamy jasny komunikat, że mamy do czynienia z trollingiem. Tylko ten żart powoli wymyka się spod kontroli, bo jest całkiem sprawnie zarządzany.

Kawałki, które pojawiają się na kanale mają zawsze podtekst erotyczny i są w pełni wygenerowane przez skrypt AI. Ich treść jest dość wulgarna, ale dla młodszych odbiorców może być interesująca i zabawna. Każdy kawałek jest dobrze opisany i ma wygenerowaną unikalną okładkę. Tytuły numerów, podobnie jak ich treść jest nacechowana seksualnie.

Oto kilka przykładów:

  • Dariusz Jebadło – Podziemny Drąg
  • Gejtos – Bóg Morza
  • Cwelgar – Gejowski Łowca Potworów
  • Johnny Cwel – NNN (Nie Orzech Listopad)
  • Homo Erectus – Gejowski Jaskiniowiec II (prod. Kutas Records)

W ciągu roku, odkąd istnieje „wytwórnia” na Youtube wygenerowano 163 utwory, które łącznie mają ponad 4 mln wyświetleń.

Spotify podbite przez „Kutas Records”

Jeszcze większe cyfry żartobliwa wytwórnia wykręca na Spotify. Przed kilkoma dniami doszło do sytuacji, kiedy na pierwszych 15 miejsc najbardziej viralujących numerów aż 8 pochodziło z labelu „Kutas Records”. Na pierwszym miejscu mogliśmy zobaczyć „Antycznego Napaleńca”, który przebił już barierę 1 mln streamów.

Wytwórnia AI ma już blisko pół miliona słuchaczy na Spotify. To więcej niż Belmondo (300 tys.), Liroy (160 tys.) czy Ten Typ Mes (240 tys.). Niewiele więcej od żartownisiów ma np. O.S.T.R. (580 tys.), który jest w ciągu wydawniczym od ponad 25 lat.

Co więcej, kawałki wygenerowane przez AI zaczynają trafiać też do TOP 50 Polska. Wspomniany „Napaleniec” jest obecnie na 8. pozycji, wyprzedzając m.in. Malika Montanę, Kaza Bałagane czy Pezeta.

AI w muzyce – mamy problem

Sztucznie generowane kawałki i całe „wirtualne wytwórnie” oparte na AI to coraz większe wyzwanie dla branży muzycznej. Z jednej strony zalew tanich, żartobliwych produkcji obniża próg wejścia, ale z drugiej – rozmywa granice między twórczością a automatem.

To jest też problem dla słuchaczy, bo coraz częściej mają oni problem z odróżnieniem prawdziwej muzyki od algorytmicznej masówki. Branża stoi więc przed pytaniem, jak chronić kreatywność i unikalność w czasach, gdy muzykę można „wyklikać” w kilka sekund.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Felieton

Eminem ma polskie korzenie? Dokumenty wskazują na wieś pod Strzegomiem

„Pradziadek rapera wpisywał w dokumentach narodowość polską”.

Opublikowany

 

eminem polskie korzenie

Brzmi absurdalnie? Z dokumentów wynika, że jeden z największych raperów świata ma rodzinne powiązania z Polską. Według badań genealogicznych część przodków Eminema pochodzi z Dolnego Śląska.

Od lat w mediach powraca temat polskich korzeni Marshalla Mathersa. Wiele portali pisze wprost – pradziadek Eminema był Polakiem. Choć historia ta nigdy nie zyskała takiej popularności jak internetowe plotki o jego rzekomej niechęci do Polski, fakty wskazują, że raper rzeczywiście może mieć polskie pochodzenie.

Polskie korzenie Eminema

Jak ustalono, jeden z pradziadków Eminema od strony matki – Georg A. Scheinert – urodził się 29 stycznia 1851 roku we wsi Kostrza, znajdującej się dziś w gminie Strzegom (woj. dolnośląskie).

Miejscowość ta, znana z wydobycia granitu, należała wówczas do Prus i nosiła nazwę Häslicht. Przodkowie Eminema mieli być z nią związani od pokoleń. W dokumentach pojawiają się nazwiska Joseph Scheinert (ur. ok. 1825) i Ewa Wasuzki (1827–1901) – rodzice wspomnianego Georga. To właśnie nazwisko Wasuzki, zapisane błędnie przez amerykańskich urzędników imigracyjnych, może sugerować polskie pochodzenie matki przodka rapera.

Nagrobki Józefa i Evy Scheinertów w Nebrasce

Przodkowie rapera – „Ger Polish”

Sprawą zainteresował się Janusz Andrasz, autor bloga „Genealogiczne śledztwo”, który odnalazł szereg dokumentów potwierdzających ten trop. Jak wskazuje, część aktów metrykalnych nie zachowała się, jednak dostępne źródła sugerują, że przodkowie rapera rzeczywiście mogli pochodzić z terenów dzisiejszej Polski.

Co więcej, w amerykańskich spisach ludności z początku XX wieku pojawia się przy rodzinie Scheinert określenie „Ger Polish”, co tłumaczone jest jako narodowość polska, kraj pochodzenia – Niemcy.

– Znalazłem zagadkowo brzmiący wpis w spisie mieszkańców USA z 1910 r., gdzie w przypadku jednej z córek Georga (wspomnianego 3x pradziadka Eminema) – Marcie Scheinert, po mężu Roesch, w rubryce „Miejsce urodzenia ojca”, znajduje się zapis „Ger Polish”. Potem znalazłem analogiczną kartę ze spisu, dotyczącego samego Josepha Scheinerta, czyli jej ojca. I tu również pada określenie „Ger Polish„, które znalazło się zarówno w rubryce jego matki, czego można byłoby się spodziewać, mając na uwadze jej polsko brzmiące nazwisko Wasuzki, jak i w rubryce podającej pochodzenie ojca Georga – Josepha Scheinerta! – pisze badacz.

Spis mieszkańców USA z 1910 (córka Georga)

W Eminemie płynie polska krew?

Wnioski z przeprowadzonego śledztwa odnośnie „polskości Eminema” są niejednoznaczne, ale coś ewidentnie jest na rzeczy.

– Skoro urodzony w 1851 roku w pruskim Häslicht Georg Scheinert, mieszkając w USA już od 46 lat, wpisuje w roku 1910 jako swoją narodowość polską, to coś jednak na rzeczy musi być. Niestety, bez dostępu do metryk tej tajemnicy wyjaśnić się nie da. Przyznam, że na początku tego genealogicznego śledztwa myślałem, iż wzmianka o polskich korzeniach Eminema była pomyłką. Teraz jednak widzę, że to raczej tajemnica, która wciąż czeka na swoje rozwiązanie.

Choć metryki z XIX-wiecznej Kostrzy nie są dostępne online, odkryte zapisy pozwalają przypuszczać, że w żyłach Eminema rzeczywiście może płynąć kropla polskiej krwi.

Fakty kontra plotki

W przeciwieństwie do dawnych, nieprawdziwych historii o rzekomym spaleniu polskiej flagi przez Eminema czy jego niechęci do występów w Polsce, informacje o polskim pochodzeniu rapera mają częściowo podstawy w dostępnych dokumentach.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Felieton

Schwesta Ewa i Loredana – jedna z najbardziej wyczekiwanych kolaboracji od lat! – felieton

Polsko-niemiecko-albański mix, który może podbić rynek naszych zachodnich sąsiadów.

Opublikowany

 

Przez

loredana schwesta ewa

Fani komentują nieustannie sociale, upominając się o wyczekiwaną kolaborację dwóch kluczowych artystek w Niemczech. Kilka miesięcy temu pojawiły się filmiki jak Loredana czekała na Schwesta Ewę, przetrzymywaną dłużej przez celników na lotnisku. Wtedy pojawiły się pierwsze plotki na temat ich współpracy.

Takiego koktajlu nikt się jednak nie spodziewał. Można powiedzieć, że to muzyczne kamikadze przyprawiające o skoki ciśnienia. Jak mówi mój znajomy z Albanii: „Nie ma nic niebezpieczniejszego niż polsko-albański mix”. I chyba coś w tym jest.

Schwesta Ewa od dłuższego nie wypuściła żadnego nowego projektu i mocno ucichła w social mediach, zwłaszcza po tragicznej śmierci Xatar’a. Dużo osób oczekiwało od niej publicznego statementu, jednak ona przeżywała żałobę prywatnie.

Naturalnie, każdy z nas miał ochotę na nowe projekty jednej z najbardziej kontrowersyjnych raperek w Niemczech. W połowie października ukazała się świetna, nowa płyta rapera SSIO, wypromowana z resztą z wielkim sarkazmem, komizmem, rozmachem oraz zabawnymi i politycznymi reels, które viralowo latały w socialach. Niemiecki rynek nie widział jeszcze czegoś takiego, współtwórcą wizuali był jeden z najbardziej utalentowanych video makerów Mac Duke, który jest w połowie Polakiem. Raper zaprosił naszą rodaczkę m.in. na „Bitte keine Anzeige machen”, gdzie Ewa nawija do bardzo chilloutowego beatu:

Prześlizgam się przez system sprawiedliwości w szpilkach Versace
Wyślij laskę – Sandy do inspektora
Nancy do sędziego, gdzie uprawia seks na pieska
Albo duplikat Rolexa jako
akt wdzięczności za utracone dokumenty.

Fakt, że Ewa nie przebiera w słowach czyni ją jedną z najbardziej autentycznych postaci na niemieckiej scenie muzycznej. Do tematu bycia real odniosła się ostatnio Albanka, która w “Privileg” mocno krytykowała inne raperki i ich wizerunek, zarzucając im poniekąd kopiowanie jej osoby oraz wiele sztuczności. Loredana ma od wielu lat status gwiazdy, wybijając się typowymi chartowymi hitami. Już na początku kariery zyskała szybko popularność i uznanie. Niemcy potrzebowali nowej ikony damskiego rapu, kogoś kto nie tylko dobrze wygląda, ale potrafi faktycznie nawijać.

Jej burzliwy związek z raperem Mozzim, turbulentne sytuację życiowe, przeobraziły Albankę w artystkę, która odcięła się od starego brzmienia. King Lori mówi wprost, że ma dosyć robienia muzyki typowo pod label. Jej ostatni projekt jest osobisty, dlatego tak dobry. Prawda jest taka, że mimo komercyjnych początków Loredana jako jedna z nielicznych, autentycznie odzwierciedla wizerunek i definicję Hip-Hopu. Co ciekawe, nie pokazuje się w głębokich dekoltach czy kusych sukienkach, nie twerkuje na klipach, co jest w obecnych czasach dość unikalne.

Dwie silne kobiety – połączenie albańskiego i polskiego temperamentu to jedna z najbardziej ekscytujących kolaboracji od lat na niemieckim rynku muzycznym! Loredana i Schwesta Ewa w „Ihr möchtegern”.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Felieton

Koniec kariery Quebonafide to farsa. Jego fani to „Psikutasy”, ale bez „s” – felieton

Opluj, zdepcz, ale na koniec przeproś.

Opublikowany

 

quebonafide

Każdy element końca rapowej kariery Quebonafide miał wtopę i jest szeroko krytykowany nawet przez jego fanów. Od wydarzenia online, przez koncert na Narodowym, po wysyłkę płyt.

Z polskimi raperami jest dokładnie tak, jak z polskimi politykami. Mogą odpi*rdolić największą kaszanę, a i tak za chwilę wszyscy o tym zapomną. Tak jest teraz chociażby z Popkiem, który po kilku miesiącach od afery z psem wrócił do mainstreamowych mediów, a Kuba Wojewódzki przywitał go jak króla. To samo dzieje się z Januszem Palikotem, który jest w trakcie ocieplania swojego wizerunku w mediach. Komentatorzy zastanawiają się np. ile kosztuje wybielenie się u Żurnalisty, u którego był ostatnio pseudo biznesmen z Biłgoraja.

Jeszcze inaczej jest z Quebonafide, bo fani rapu są jeszcze bardziej podatni na dymanie i można to robić długofalowo – spokojnie – oni wybaczą wszystko, bo mają wyjątkowo silną psychikę. Takie Psikutasy, ale bez „s” na końcu.

Zakończenie rapowej kariery Quebonafide poszło jak krew z nosa – wyjątkowo dużego nosa. Większość pewnie już nie pamięta, ale budowanie napięcia przed ostatnim koncertem trwało naprawdę długo, a balonik był napuchnięty jak konserwa po surstrommingu. Media i fani robili „ochy i achy” na każde pierdnięcie rapera, a Krętacz z Ciechanowa to sprytnie wykorzystywał. Kiedy jednak przyszedł moment, żeby powiedzieć „sprawdzam”. Po stronie artysty tego nie udźwignięto.

Wydarzenie online reklamowane jako coś ekskluzywnego, i żeby to obejrzeć wiele osób musiało się zwalniać z pracy – ma być za chwilę dostępne online w każdej chwili dla każdego – kiedy tylko będziesz miał na to czas. Awesome! To tak się da? Da, no chyba, że chciało się włączyć tryb dymania, to się nie dało, ale teraz już się będzie dało, bo Canal+ rzucił kilka monet.

Koncert na Narodowym był pokazem chciwości i braku szacunku dla fanów. Kupiłeś bilet na ostatni koncert, a tu bach! Dzień wcześniej 60 tys. osób zobaczy ten sam koncert – szybciej niż ty – wierny fan, który kupując bilet był przekonany o wyjątkowości ostatniego koncertu. Znów zwolniłeś się z roboty, żeby klikać F5 na stronie, próbując załapać się na wejściówkę. Jakby tego było mało, piątkowi koncertowicze zleakują go w sieci – tysiące TikToków i artykułów prasowych i brak efektu pierwszeństwa – znów zostałeś przegrywem, ale mimo wszystko dalej czujesz się kimś elitarnym. No tak, elitarnym przegrywem też można być.

To oczywiście nie wszystko, bo z boxem „Północ/Południe” jest jeszcze większa wtopa. Preorderowicze mieli dostać zakupione boxy pod koniec sierpnia. Mamy tydzień do listopada… i oświadczenie Dawida Szynola, że na boxy jeszcze…. poczekacie. Kilka tygodni.

Koniec, bo szkoda strzępić ryja. Ha tfu!


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Felieton

Dawid Obserwator, na litość boską! „Nie miałem co jeść, mama robiła mi obiady” – felieton

Były raper dziękuje Bajorsonowi, a potem Bogu.

Opublikowany

 

dawid obserwator

Dawid Obserwator to idealny przykład, jak swoim karczemnym zachowaniem można zaprzepaścić i tak ledwo funkcjonującą karierę rapera, by potem żalić się, że mama musiała mu gotować obiady, bo ten ma dwie lewe ręce i nie może iść do normalnej pracy.

Dawid Obserwator od zawsze był 3-ligowcem z przebłyskami wyświetleniowymi, bez perspektyw na większy zarobek z rapu, bo sprzedaż jego płyt oscylowała wokół błędu statystycznego, a koncerty można było policzyć na palcach jednej ręki. W przypadku ulicznych raperów trzeba być naprawdę topką, żeby mieć booking koncertowy, z którego można utrzymać się na poziomie. Nawet Peja, który jest weteranem przez lata był pomijany w line’upach największych hip-hopowych festiwali, bo według organizatorów uliczny rap nie nadawał się na taką imprezę i wprowadzał negatywny klimat.

„Boję się, że w rapie nie osiągnę więcej” – rapował w maju 2022 roku były zawodnik Step Records. Trzy miesiące później okazało się, że młody Dawid Obserwator próbował zrobić karierę polityczną w strukturach PiSu. Był jednym z twórców młodzieżówki tej partii w Wałbrzychu. Gryzło się to trochę z jego późniejszą karierę ulicznika, ale wciąż to było do przełknięcia przez jego garstkę fanów. Wystarczyło się przyznać, obrócić w żart, zrobić cokolwiek innego niż kłamać. Tymczasem Dawid postanowił brnąć w fejki, że nic takiego nie miało miejsca i tak właściwie znalazł się tam przypadkiem i było to jednorazowe, więc nie ma tematu. Większy reserach sprawił, że pojawiły zdjęcia Obserwatora z prominentnymi działaczami PiSu, a także wyszły na jaw dokumenty, że raper z ramienia partii Jarosława Kaczyńskiego zasiadał w komisjach obwodowych.

Ledwo zipiąca rapowa kariera Dawida załamała się na amen, bo nie był już wiarygodny dla swoich słuchaczy. Na odchodne zdissował GlamRap.pl bo opisał jego przeszłość polityczną i wytknął kłamstwa. A prawdziwy uliczny raper przecież taki nie jest, bo to nieskazitelny gracz i dobry chłopak, który zawsze dorzuci się do rakiety.

Wałbrzyski raper po załamaniu kariery bynajmniej nie poszedł do pracy. Wynika to z jego najnowszych statementów, bo teraz żali się, że nie miał co jeść i obiady musiała mu gotować mama. To kolejna bezczelna zagrywka byłego rapera, czyli branie ludzi na litość i jednoczesne chwalenie się wynikami w branży disco-polo. To trochę tak jakby ksiądz zrzucił sutannę, został najbardziej aktywnym ze Świadków Jehowy i odtrąbił sukces, żaląc się na brak gosposi.

– Chciałem podziękować wam z całego serca, ekipie siemano soprano i Bogu, i też przede wszystkim sobie kochani, bo jak mam mówić szczerze to rok temu byłem na dnie nie miałem co jeść mama mi przynosiła obiady. Zobaczcie, ile zrobiłem w rok. I to nie chodzi o to, że chcę się chwalić, ale skoro taki wulkanizator z Wałbrzycha może to wy też.

To zabawne jak szybko można przemianować się z rapera na disco-polowca. W którym momencie w głowie zachodzi ten proces, że zamiast sztywnym chłopakiem z ulicy jesteś zabawnym grajkiem do kotleta z narkotycznymi refrenami, którym do tej pory twoje środowisko gardziło. Money is bitch.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Popularne

Copyright © Łukasz Kazek dla GlamRap.pl 2011-2025.
(Ta strona może używać Cookies, przeglądanie jej to zgoda na ich używanie.)

error: