Recenzja
PRZEDPREMIEROWA RECENZJA: Cywil – ”Lęk Wysokości”
Do Żywego Rapu od samego początku podchodziłem z dużym dystansem. Nie do końca wierzyłem w to, że ''Hip Hopowy Idol'', jak niektórzy na wyrost określali przedsięwzięcie, jest w stanie wyłonić artystę z prawdziwego zdarzenia, toteż nie śledziłem go zbyt bacznie. Do odsłuchu ''Lęku Wysokości'' – legalnego debiutu Cywila, będącego jednym z uczestników programu – zabrałem się więc z dużą dozą nieufności, ale i ciekawości. Prawdę mówiąc, spodziewałem się czegoś, co nie zaskoczy mnie w żadnym większym stopniu, ewentualnie kilku dobrych podkładów, jednego lub dwóch numerów wartych zapętlenia, paru linijek zdolnych zakorzenić się w mojej pamięci na dłużej, itd. Stosunek taki uważam z perspektywy czasu za bardzo lekceważący i krzywdzący – tym bardziej z powodu tego, co dane było mi usłyszeć. Ale po kolei.
Nie byłem dotychczas należycie zapoznany z twórczością uczestnika Żywego Rapu, toteż sugerując się jego przynależnością do Diil Gangu, odtwarzając ''Lęk Wysokości'' nastawiony byłem na materiał o charakterze typowo ulicznym. Myliłem się jednak znacznie, bowiem na albumie raper ten jawi się jako MC wszechstronny, potrafiący odnaleźć się w naprawdę szerokim zakresie stylistycznym – tematycznym i brzmieniowym. Młody raper ma do powiedzenia światu wiele ciekawego – rzeczowo, bez owijania w bawełnę, z charakterem. Łatwo przykuwa uwagę słuchacza i potrafi ją sprawnie utrzymać od początku utworu do jego końca, oddziałuje na jego wrażliwość i wyobraźnię, zmusza do refleksji. Potrafi w jednym momencie zbić z tropu błyskotliwym punchem (''Czuję pustkę, lub próżnię, jak Dracula robiący selfie w lustrze''), zaangażować w metaforę, by chwilę potem bezbłędnie podsumować kondycję człowieka 21 wieku (''Ludzie chcą się dzielić wszystkim ale tylko na facebooku''). Podróżuje przez tematy błahe, jak i trudne, potrafi podjąć je w sposób kreatywny i wyczerpujący. Doskonałym przykładem nowatorskiego podejścia Cywila do kwestii wałkowanej multum razy jest utwór ''Płynę'', gdzie opowiada o uciechach które niesie melanż, finezyjnie metaforyzując i porównując oddanie się mu do rejsu. Rapuje na przykład: ''Jak to na morzu, pijemy wszystko oprócz wody/Zaprawieni marynarze, co przyjmują życie hurtem/Bez choroby morskiej, bez rzygania za burtę/Wykończona załoga, cała łajba w sztosie/Biała góra lodowa? Mamy ją w nosie!''. Z innych z pewnego względu wyjątkowych numerów warto wspomnieć utwór ''Para(p)olimpiada'', stanowiący nie tylko diss na Araba, i zwięzłe sprostowanie kontrowersji odnośnie okoliczności związanych z odejściem tegoż MC z Diil Gangu, ale także komentarz dotyczący mentalności dzisiejszych odbiorców muzyki rap. Numer zawiera kilka naprawdę rozkładających na łopatki punchy pod adresem wyżej wymienionego, wprowadza garść cennych obserwacji, oraz – jakże by inaczej – prowokuje trochę sensacji za sprawą naświetlenia genezy słynnego już konfliktu. Oczywiście, na albumie Cywil czyni znacznie więcej – łechta człowieczeństwo zalegające płycej lub głębiej po pancerzem słuchaczy w utworze ''Do Człowieka'', opowiada o osładzaniu sobie gorzkiej rzeczywistości, zakładaniu i noszeniu różowych okularów w kawałku ''Sugarman'', dokonuje retrospekcji swojego życia w kawałku ''Żyję Rapem'', wzywa do wzięcia życia i świata w swoje ręce w kawałku ''Jak Nie My, To Kto'', bragguje luzacko w kawałku ''Socjopaci'', bawi się słowami i wokalem z dziecięcą wręcz rubasznością w kawałku ''Ekspresja'', jak i w stanowiącym w równym stopniu popis umiejętności w wyrażaniu się kawałku ''Introdukcja''. Opowiada o strachu towarzyszącym pięciu się ku górze, w kierunku sukcesu, perfekcyjnie nazywając go mianem tytułowego ''Lęku Wysokości'' w niemal otwierającym album utworze, a w przedostatnim kawałku pt. ''Po Co Mi Skrzydła?'' optymistycznie określa upadanie mianem lotu. Oba te utwory spajają zgrabnie, niczym klamra skrzydeł białego kruka, koncept albumu.
Plejada osobowości która udzieliła się gościnnie na albumie zawiera zarówno postaci mniej, jak i bardziej znane, żeby wymienić z tych pierwszych choćby Kurzego i Ryfę Ri, a z ostatnich chociażby RPS oraz Wilka WDZ. Trzeba przyznać, że wszystkie featuringi trzymają wysoki poziom, co jest tym bardziej znaczące, że na albumie udziela się łącznie 12 gości w aż 5 z 13 na nim utworów. Na szczególne uznanie zasługują niesamowite popisy tekściarsko-wokalne Kurzego i Nestera w kawałku ''Ekspresja'', zwrotki Kuby Knapa i BRZ którzy wyśmienicie wpasowali się w numer ''Płynę'', elektryzujący refren Danny'ego w ''Do Człowieka''. Pomimo tego, gospodarza na albumie chętnie usłyszałbym więcej, nawet w miejsce części z reszty tych nomen omen świetnych dogrywek – po pierwsze, bo jakby nie było, nadmiar gości na płytach zwykle wprowadza na nich nieco zbędnego chaosu, niezależnie od tego, czy ci zaprezentują się od najlepszej strony, czy też nie, po drugie, bo od nawijki Cywila bije świeżość, wręcz muzyczna, orzeźwiająca bryza. W utworach od początku do końca solowych raper udowadnia dobitnie, że stać go na solidne wykonanie samodzielnie takowych, i szkoda trochę, że nie okazał swego talentu w jeszcze większym stopniu. Ponieważ jednak jest to legalny debiut rapera, wypada wybaczyć mu ten – drobny i tak – mankament.
Technicznie Cywil nie jest jednym z najbardziej zaawansowanych rodzimych MC's, jednakże prezentuje pod tym względem poziom nieco powyżej naszej średniej krajowej. Słuchając jego wersów można odnieść wrażenie, że forma w niewielkim tylko stopniu ''reklamuje'' ich przekaz – że czyni to on sam w sobie, co jest zabiegiem dość intrygującym w epoce wielokrotnych rymów, sztuczek słownych, wszelkich werbalizacji kuszących przewrotnością – słownych galimatiasów, wymagających od słuchacza chcącego cieszyć się przekazem jakby rozpakowania go z nich, rozszyfrowania. Brak igraszek słownych nadrabia jednak nieźle tym, że potrafi rzucić ciekawą metaforą, trafnym porównaniem, a warto odnotować, że tych ostatnich nie nadużywa przestępczo jak część jego kolegów po fachu. Zabawa formą w wersji naprawdę mocnej pojawia się właściwie w tylko dwóch kawałkach – ''Ekspresji'', oraz ''Introdukcji Stylu''. Pożądanym szczytem perfekcji w wysławianiu się byłoby napisanie właśnie tak kompleksowo rymujących się wersów bez zacierania się wyrażanego w nich konkretnego przekazu, podczas gdy forma podania treści w kawałkach nastawionych na refleksje jest ogólnie dość prosta, nie zadowoli ponadprzeciętnych estetów, poszukiwaczy wykwintności, ale wciąż jest to danie smakowite, zdrowe, i sycące umysł.
Flow Cywila jest co najmniej nienaganne, aczkolwiek raper w niektórych utworach ślizga się po bitach wręcz wirtuozersko, a przysłuchiwanie się jego wokalnym akrobacjom stanowi przyjemność samą w sobie. Jego dykcja jest płynna, w pełni zrozumiała, barwa głosu nie męczy uszu jak to ma miejsce w przypadku kilku świetnych tekstowo, ale niemal asłuchalnych przez to raperów. MC ten jednocześnie posiada znakomity słuch muzyczny – wyselekcjonował na album podkłady perfekcyjnie komponujące się z jego głosem. Skoro już jesteśmy przy omawianiu brzmienia, warto dodać, że dawno nie słyszałem albumu, na którego charakter tak fantastycznie wpłynęłyby damskie wokale, jak właśnie ma to miejsce w przypadku ''Lęku Wysokości'' – wokale pań nie nadają albumowi w żadnym wypadku popowego sznytu – pierwiastek kobiecości który mu przekazują uszlachetnia go. Nie licząc utworu ''Jak Nie My To Kto'' z gościnnym udziałem raperki Ryfy Ri, wokalistki usłyszeć można w jeszcze trzech utworach. Żadna z pań nie jest mi znana, ale z tego co zdążyłem się zorientować wynika, że dwie z nich to uczestniczki telewizyjnych programów mających łowić talenty – Marta Maksymiuk wokalizująca w ''Płynę'' udzieliła się w trzeciej edycji ''The Voice of Poland'', zaś Kamilę Adamiec występującą w ''Sugarman'' można było zobaczyć w ''Must Be The Music''.
Warstwa muzyczna albumu to niemal arcydzieło – podkłady są fantastycznie zróżnicowane klimatycznie, zawierają chwytliwe melodie, a przy tym są oparte na mocnych sekwencjach perkusyjnych nadających im spójności. Odpowiedzialnych jest za nich 5 producentów – coraz popularniejszy Zbylu, BobAir, Ślimak, R.A.U., oraz przede wszystkim Szwed SWD. Gdzieniegdzie rozbrzmiewają nastrojowe, i czasami bujające, fortepianowe partie, gdzie indziej fikuśny, gitarowy bas, trochę elektroniki, pisk gitary elektrycznej, itd. Cieszy bardzo brak podniosłych skrzypiec, obecnych ostatnio na zbyt wielu rapowych albumach. Mi do gustu najbardziej przypadły nieco ponura, ale melodyjna gitara w kawałku ''Socjopaci'', oraz motyw rozmarzonej gitary akustycznej w ''Płynę''. Wszystkich obecnych na albumie podkładów z wielką przyjemnością byłbym w stanie słuchać nawet w wersach instrumentalnych – ''Lęk Wysokości'' to jeden z najlepiej wyprodukowanych Polskich, rapowych albumów tego roku.
Zaledwie raz czy dwa w trakcie odsłuchu albumu zdarzyło mi się odpłynąć myślami w kierunku innym niż ten, który wskazywał dany numer na nim, co przy mojej skłonności do zamyślania się pod wpływem znużenia jest komplementem samym w sobie. Prawie każda sekunda trwania materiału jest co najmniej dobra, w większości świetna, rzadko kiedy trafia się moment jakościowo średni. Cywil trzyma równy, zadowalający poziom od samego początku do końca, serwując odbiorcom utwory, do których natychmiast po przesłuchaniu materiału chce się wracać i wracać – muzykę, o której gdy tylko się budzisz, myślisz: ''Cholera, jak to leciało? Chcę to znowu usłyszeć!''. Muzyka na spacer ze słuchawkami na uszach, do auta, jak i do domowego zacisza, do słuchania w samotności, jak i w gronie znajomych. Do pełni satysfakcji zabrakło tylko znacznie bardziej wyśrubowanej, podkręconej pod względem technicznym nawijki, ale jest to coś, nad czym można popracować, i wierzę, że następne projekty rapera będą pod tym kątem tylko coraz bardziej dopracowane. Bo niewątpliwie jest to człowiek utalentowany – posiadający słuch, wypracowane znakomicie pewne części warsztatu twórczego – tekściarskiego i wokalnego, przyjemny dla ucha i dobrze przewodzący prąd emocji głos, a także wparcie świetnych producentów, MC's oraz reszty ludzi związanych z tworzeniem muzyki. Trzymam kciuki za to, żeby poszerzało się grono fanów jego oraz jego twórczości, bowiem zasługuje na uznanie zdecydowanie większe niż to dotychczas osiągnięte. ''Lęk Wysokości'' to album naprawdę świetny i najlepszy legalny debiut tego roku. Ocena: 5/6.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Recenzja
Biografia Sentino „Tatuażyk” – przedpremierowa recenzja
„Wszyscy bliscy albo umierali, albo odchodzili bez słowa”.
Przeczytałem autobiograficzną książkę Sentino… i dzisiaj Wam o niej opowiem.
Ustalmy to jednak na samym początku. Ja nie wierzyłem, że to wydanie kiedykolwiek ujrzy światło dzienne. Brałem ten projekt pod uwagę równie poważnie co szlugi Alvarezy, napój Midas, wódkę Tatuażyk, high-endową markę Sicarios Culture z dresami po 200 euro i całą rzeszę innych pomysłów na komercjalizację postaci Sentino. Jaka była więc szansa na powodzenie tego projektu? A jednak fizyczny egzemplarz biografii Sentence trafił w końcu do mojej ręki. Prosto z drukarni, prosto z rąk Truemana na Złotej 44, prosto do czytelników portalu GlamRap, aby jako pierwsi dowiedzieli się co skrywa w sobie “Tatuażyk”.
Technicznie jest to wywiad rzeka. Sentino naprowadzany pytaniami swojego rozmówcy opowiada o tym, co, gdzie, kiedy, z kim zrobił. Przez większość książki idą oni całkiem chronologicznie, aby pod koniec już stricte wyrywkowo rozwijać najbardziej intrygujące kwestie. Sebastian zaczyna swój wywód od bardzo szczegółowego omówienia swojego dzieciństwa i aspektów, które ukształtowały go jako człowieka. To właśnie tutaj pierwszy raz publicznie opowiada on więcej o swojej rodzinie i wychowaniu. Uważni słuchacze Alvareza od razu wyłapią fragmenty pasujące treścią do konkretnych zwrotek w twórczości rapera. Pojawiają się też tematy nigdzie wcześniej nie poruszane. Dowiecie się z tej lektury między innymi szczegółów pierwszego stosunku seksualnego Sentino oraz rozstania jego rodziców.
Po omówieniu młodzieńczych lat zaczyna się kwestia buntu, która towarzyszy nam do samego końca lektury. Sebastian zdaje się postacią niezmiennie idącą na przekór otaczającym go standardom. Dotknięty specyficznymi sytuacjami za młodu, emigrując z kraju do kraju, nauczył się żyć w niezmiernie specyficzny sposób. I ten lifestyle towarzyszy mu od 16 roku życia, aż po dziś dzień. Tylko że on go nie wybrał a mimowolnie zaczął w nim funkcjonować. Chociaż ewidentnie Sentence przechodzi przez różne etapy życia, które ta książka umiejętnie dzieli kolejnymi rozdziałami, to wciąż pozostaje on tą samą osobą. Zresztą tyczy się to również jego wyglądu. I tutaj pojawia się bardzo ważna kwestia. Bo ogromną zaletą “Tatuażyka” są zawarte w nim materiały z prywatnych zbiorów rodziny Sentino. Fotografie, rysunki, skany rękopisów, które to razem z kodami QR (stanowiącymi odnośniki do konkretnych utworów muzycznych) stały się fenomenalnym uzupełnieniem książki. To w pewien sposób nadało biografii charakteru i bardziej urzeczywistnionego zarysu.
Mam też parę dotkliwych uwag co do “Tatuażyka”. Po omówieniu dzieciństwa zaczyna się istny fabularny rollercoaster. Niektóre lata życia naszego bohatera zawarte są w paru zdaniach. Sentence nie raz stawia w losowym momencie zdecydowaną kropkę, odmawiając kontynuowania danego tematu. Rzecz jasna wynika to z dotkliwości wspomnień do jakich musi on na potrzebę wywiadu wracać. Nie dziwi więc wzmianka o butelce alkoholu towarzyszącej Sentino w trakcie rozmowy. Jednak te urywane kwestie szkodzą książce jako biografii. Ostatecznie “Tatuażyk” to 220 stron tekstu, napisanego bardzo dużą czcionką, wraz z wielkimi odstępami między akapitami. Lektura na jeden wieczór. A szkoda, bo potencjał był tu zdecydowanie na dłuższe dzieło. Brakuje mi też uwzględnienia wielu postaci. Rozmówca dopytuje się co prawda o różne nazwiska ze świata showbiznesu, jak Malik, Mata, Diho, Kaz Bałagane, TPS i Paluch, jednak to stanowczo za mało. Wiele osób jak chociażby Raff Smirnoff zostało niestety pominiętych. A no i jeszcze jedna rzecz, wielokrotnie pojawia się błąd zapisu liczbowego. Zamiast 40 tysięcy mamy “40 000 tysięcy”. To powinna akurat korekta wyłapać.
Wbrew pozorom nie jest to wesoła lektura pełna pięknych opowieści na temat kradzieży małp z Gibraltaru i rzucaniu talerzami w restauracjach z latynoskimi kobietami u boku. Dużo w niej bólu i walki o lepsze dzisiaj, bo „jutro” zdaje się dla Sebastiana mniej ciekawe niż obecna chwila. Sentino z pewnością prezentuje się w „Tatuażyku” jako jedna z najciekawszych person w polskim przemyśle muzycznym jednak nie zawsze w ten sposób, w jaki sam by sobie życzył. Zawód poczują także czytelnicy ciekawi historii Sentence z “ulicy”, nad czym w posłowiu ubolewa sam autor książki. Nadal nie wiemy co wiązało tego polsko-niemieckiego rapera z Hellsami. Zawarta prywata raczej usatysfakcjonuje fanów, chcących, chociaż troszkę lepiej poznać swojego idola. Słowem podsumowania tego tekstu niech będzie poniższy cytat z posłowia, z którym to Was zostawię.
”W jego otoczeniu od zawsze był brak jakiejkolwiek osoby, której mógłby zaufać. W koło tylko k*rwy i gangsterzy. Wszyscy bliscy albo umierali, albo odchodzili bez słowa”.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Recenzja
Sapi Tha King „Wado Loco”: Odklejenia korposzczura – recenzja
Próg wejścia do rap-gry to nieśmieszny żart.
Każda recenzja wymaga ode mnie przynajmniej kilkukrotnego przesłuchania ocenianego materiału. Nieraz kilkunastokrotnego. W międzyczasie sporządzam notatki i spisuję luźne myśli. Naturalnie rzecz biorąc, pierwszy odsłuch daje mi ich najwięcej. Chociaż najbardziej wnikliwe obserwacje przychodzą dopiero z kolejnymi godzinami. No i tak sobie spoglądam na moje notatki po czterech pierwszych numerach „Wado Loco”: Seplenienie, gubienie rytmu, udawanie, że potrafi śpiewać + problemy z tempem i tonacją. Wiem już, że to będzie uciążliwa recenzja. Przed wami debiutant. Sapi Tha King.
“Jebać stare baby, jebać stare baby, jebać stare baby.
U u a a po co dzwoniłaś na psy, kurwa?”
Może Sapi ma problemy z prawie każdym aspektem muzycznym, ale za to porywa głęboką liryką. Nie no, żartuję. Jest taki numer jak „Zamknij ryj”, w którym Sapi zapewnia, że żadne komentarze go nie bolą. Totalnie nie obchodzą. Żadne. Dlatego pełen emocji nagrywa numer, gdzie obraża osoby, którym nie podoba się jego muzyka. Rzuca przy tym pełną gamą obelg i wyzwisk. Skoro tak bardzo ma to w poważaniu to, z jakiego powodu tak sfrustrowany o tym nagrywa? Pytanie retoryczne, wszyscy znamy odpowiedź. Jednak najbardziej mnie zaintrygowały wspomnienia z pracy w korporacji IT. Na przykład w kawałku „Baba z HR” nasz bohater recenzji żali się, że chcieli go zwolnić za przychodzenie pijanym do pracy. Poważnie. Dziwi się on też temu, że na spotkaniach integracyjnych ludzie pozwalają sobie na zabawę, a w zakładzie pracy to już niezbyt. Innym razem pojawia się temat wyzysku i pracy na czarno. To akurat są tematy z kategorii poważnych. Jednak budowanie wokół siebie otoczki korposzczura z ilością odklejeń na poziomie Malika Montany, zupełnie rujnuje sens podejmowania takiej problematyki.
“I k*rwa teraz siedzisz taki sfrustrowany, że my mamy takie durne wersy.
K*rwa nie masz roboty, siedzisz u matki.
Jedyne co jej dorzucasz to k*rwa pranie do pralki.
Ty j*bana parówo, śmieciu. Jesteś nikim”
Techniką Sapi też nie grzeszy. Wiele rymów jest do przewidzenia, jeszcze zanim padną z ust rapera. Zupełna amatorszczyzna. A są jakieś plusy albumu „Wado Loco”? Znajdą się. Utwór „Królowa manipulacji” porusza arcy ważny temat współczesnych relacji w geocentrycznym świecie. Wiecie – mężczyzna zły, kobieta dobra. Nigdy na odwrót. Jakbyście czytali Onet i w jakimś kosmicznym otępieniu stwierdzili, że jego pseudoredaktorzy mogą mówić z sensem. To właśnie o takiej nowoczesnej patologii traktuje ten numer. Z kilometra też czuć od Sapiego mocne przywiązanie do miejsca wychowania. Wplątywanie swojego pochodzenia między wersami, zawsze jest mile widziane w rapie. Nie można też raperowi odmówić charyzmy, która to konsekwentnie buduje autentyczność wokół jego persony. O i jeszcze dwa słowa. Kubi Producent. Bo to on podjął się wyprodukowania wszystkich bitów na ten album. Świetna robota. Gościnne zwrotki położyli natomiast Fukaj i Kizo. No i tutaj chciałbym zwrócić uwagę na tego pierwszego pana. Chłopak, który jest moim zdaniem autorem najgorszego albumu wydanego nakładem SBM Label, nagrał zaskakująco porządną zwrotkę. Prawdopodobnie najlepszą w swojej dotychczasowej karierze. Jeszcze może coś z niego być. Kibicuję.
„Robiłem strony internetowe, configi portów i także grafiki
I cały czas darłeś mordę, straszyłeś brakiem pensji, zamiast zachęcić
Myślałeś, że mając monopol w tym mieście, możesz swoich podwładnych tępić
Chuj ci do mordy, ty stary chamie, jeśli teraz dziwko to słyszysz”
Poziom polskiego rapu leży. Rok 2023 jest wyjątkowo felerny pod tym kątem. Popularność takich person jak Sapi Tha King jest jedynie tego smutnym potwierdzeniem. Gdzie jest biuro ochrony rapu, kiedy jest naprawdę potrzebne? Próg wejścia do rap-gry to nieśmieszny żart. Szczerze, to z coraz większym zaniepokojeniem obserwuję takie ekscesy. Mam spore obawy przed tym, aby takie albumy miały być codziennością na scenie. To nie jest żaden performens wychodzący przed szereg. To wymizerowany produkt. Jednak nie skreślałbym jeszcze Sapiego. Tha King pomimo tego, że aktualnie kuleje w tworzeniu muzyki — przynajmniej próbuje iść własną drogą. W przyszłości mu to zapewne zaowocuje. Ale patrząc na “Wado Loco”… to zdecydowanie w tej dalszej przyszłości.
“Byłaś największą brudaską, jaką poznałem
Stawałem na końcu chuja, a w zamian chuja dostałem
Tyle razy myślałem, że sam odwiedzę Ostrawę
I pojadę na kurwy, jeszcze przed karnawałem”
Ps: A myślałem, że po „Kici Meow” Reto i Leosi już nic gorszego nie usłyszę.
Ocena płyty Sapi Tha King „Wado Loco”:
Tracklista
- Nawet jeśli nie wyjdzie mi z rapem
- Jestem młody
- To wszystko dała mi branża IT
- 10K20K
- 200km/h (Unreleased)
- Baba z HR (Unreleased)
- Terabajt
- Mimo że dzwonisz
- Zamknij ryj (Unreleased)
- Chcę mi się pić (Unreleased)
- Królowa Manipulacji
- Pytasz mnie czy zaufam? (Unreleased)
- Służbistka
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Recenzja
Chivas „młody say10”: tylko hity – recenzja
W zaledwie rok raper zrobił progress jaki większości artystów zająłby pięć lat i z trzy wydane albumy.
Znacie to uczucie, kiedy polski rap was pozytywnie zaskakuje? Ja też niezbyt. Natomiast każdy taki eksces warty jest naszej uwagi. Z tego właśnie powodu spotykamy się dzisiaj w ramach recenzji albumu Chivasa. Fakt, rzadko kiedy tak z góry narzucam moje odczucia przy pisaniu opinii o danym krążku. “Młody say10” jednak jest dla mnie zupełnym przełomem w postrzeganiu postaci jego autora. Stąd recenzja być może nacechowana będzie moją sympatią już od początku, taki wyjątek.
Wyjdę sobie na dwór, bo mieszkam sam
Spotkam kogoś, kto mnie słucha i kojarzy twarz
Jest podobna do Jezusa, to trochę pojebane
Bo nie jestem jego fanem, ale fajnie, gdyby był
Chivasowi nigdy nie można było odmówić zdolności stricte wokalnych. Niestety obrany przez niego styl, zdawał się nie do końca przemyślany czy opanowany przez samego artystę. Tak jak doskonale rozumiałem fenomen podopiecznego Szpaka przy okazji debiutu, daleko mi było do propsowania “nauczyłem się przeklinać”. Co się zmieniło? W zaledwie rok raper zrobił progress jaki większości artystów zająłby z trzy longplaye. “Młody say10” pozbawiony jest chaosu, pomimo dużej dynamiki. Muzyk bezbłędnie lawiruje klimatami popu, rocka, punka i rapu, nie dając nawet na sekundę odlecieć myślami odbiorcy. Materiał płynie, jakby był zaledwie jednym utworem. Dawno nie spotkałem się z taką spójnością.
I się zastanawiam cały czas, czy jej kupić gaz?
Czy ona mnie kocha, czy chce się tylko pieprzyć?
I tak cały czas, czy jej kupić gaz?
“Młody say10” zawiera jedenaście pozycji na trackliście, a co za tym idzie album trwa jedynie 26 minut. Bez gościnnych wokali. Jednak wbrew pozorom, płyta nie pozostawia po sobie odczucia niedosytu. Dlaczego? Materiał skrojony został na miarę z każdej strony. Z pewnością pomocnym w tym aspekcie był fakt, że za wyprodukowanie wszystkich bitów odpowiedzialny jest sam Chivas. Dalej. Podopieczny Szpaka rapuje o emocjach jakie spotyka przy dobitnie życiowych sytuacjach. Bez wyniosłości. Bez bawienia się w wieszcza. Przebijają się przede wszystkim negatywne myśli, nie raz wypowiedziane w sposób bardzo prosty. Nie doszukiwałbym się jednak legendarnie złożonych zwrotek. Co więcej, ten album wcale taki nie musi taki być, aby pozostać wybitnym dziełem. Poprzez odpowiednią zmianę tempa i akcentu, utwory pozostają prawidłowo skonstruowane bez zmuszania się do pisania wersów pod stałą liczbę sylab.
Moja pierwsza dziewczyna udawała, że ma raka
Dawno temu, no i wcale nie umarła
To nie jest gatunek rapu jaki będę sobie słuchał w wolnym czasie. Jednak docenić muszę jakim ewenementem na naszej scenie jest “młody10”. To świerzość jakiej nie podrobisz. Styl wykreowany przez Chivasa jest unikalny w polskich realiach i pozostawia po sobie wrażenie jeszcze sporego potencjału do wydobycia. Przyjemnie mi jest jeszcze czasem się zaskoczyć słuchając polskiego rapu.
Przez siedem lat adorowałem głupią szmulę
Nie chodzi o D–, ani K–, ani Zuzię, ta pierwsza to zrozumie
A w sumie szczerze niezbyt chciałem gadać o tej drugiej
(Czemu? Czemu?) To ta od raka
Ocena płyty Chivas „młody say10”: 9.3/10
Tracklista
- anyżowe żelki
- narcyz
- koleżanko mojej byłej
- drzewko
- to ostatni raz gdy jadę nad bałtyk
- miałem kolegę bartka
- kupić jej gaz czy torebkę?
- jesteś najlepszy/najlepsza
- mam chyba za drogie auto
- prevka na płytę może (młody say10)
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Recenzja
DeNekstBest „Młyn”: Czarny koń – recenzja
W pełni wykorzystany potencjał przyjętego formatu krążka.
Denekstbest odżyło. Poczynając od kontynuacji mixtapeu z 2016 roku, przez fenomenalny debiut Szymona_C i opus magnum w twórczości Sebastiana Fabijańskiego. Ku mojemu zaskoczeniu, chwilę po tych premierach pojawia się już kolejny projekt pod szyldem DNB. “Młyn” to album nagrany w całości podczas pięciodniowej sesji zrealizowanej na wspólnym wyjeździe artystów związanych z wytwórnią. Koncept równie banalny, co wszystkim dobrze w ostatnich latach znany. Zobaczmy co z tego się narodziło.
Kiedyś się jak zombie kręciliśmy po blokach wkoło
Kilka lat minęło, coś tam się udało paru ziomom
Chłop mnie podał na psach, po pół roku odwołał zeznania
Płakała mama, kiedy pocztą przychodziły wezwania
Domeną takich projektów jest spektakularny luz i porywające linie melodyczne. Odcięci od codziennych bodźców, a tym samym niewychodzący z melanżu artyści płodzą najefektywniejsze bengery. Gorzej już niestety z samą liryką przez nich prezentowaną. Stąd nie jestem zbytnim entuzjastą takiego formatu. Przy czym ekipa DeNekstBest okazuje się wyjątkiem potwierdzającym powyższą regułę. “Młyn” porywa nie tylko świetnymi top line’nami, a również nadzwyczajną błyskotliwością muzyków. Podopieczni VNMa wraz z nim samym, zadbali o to, aby każdy pojedynczy numer posiadał określony zamysł. Coś więcej niż “impreza i używki” oraz “używki i impreza”. To właśnie ta pomysłowość stanowi największą zaletę “Młynu” jednocześnie wyróżniając go na tle konkurencji.
Zostanie wilczy bilet nam
Nie chce został nawet chwilę sam
Za to na chodniku wylewam
Nie wierzę w 21 gram
Udział w zamieszaniu wzięli: VNM, Fontam, Szymon_C, Gverilla, K-Leah, Toster, Veri, Emil Blef, Niko oraz Tomson. Bity wyprodukowali dla nich DrySkull, PMBTZ, Janga oraz SurfAir’a. Pojawiły się również scratche od Dj’a Chederac’a. W tym zespole przygotowali nam łączenie dwanaście utworów, oddając w nasze ręce ponad czterdzieści minut muzyki. Dominuje pozytywny vibe i letni klimat, chociaż pojawiają się bardziej sentymentalne fragmenty. Daleko im jednak do HuczuHucza, ewidentnie artystom z DNB udzielił się letni klimat. A co do naszych bohaterów, widać po nich liczne próby wygimnastykowania wokalu. Raz wychodzące lepiej, raz gorzej. Z pewnością jednak nie pozwalają takimi działaniami na nudę w trakcie odsłuchu. To też dla nich idealne miejsce na takie ekscesy, gdzie nie zostaną tak surowo ocenieni, jak na typowych studyjnych longplayach.
Po co pierdolić, jeśli chuja się znasz
Boli mnie fakt poziom rozprawy
to superexpress czy fakt jak w tabloidzie
Chętnie wyczyściłbym ci pamięć tak jak w androidzie
Od czasu “Molzy” to najlepszy wyjazdowy materiał jaki słyszałem. Masa luzu i przyjemnych linii melodycznych spotkała się tutaj z myślącymi głowami, które potrafiły przełożyć swoją narrację w spójną całość. Artyści wykorzystali do cna potencjał przyjętego formatu, dodając do niego swoje autorskie aspekty. Przyznam, jestem miło zaskoczony. To przecież może być rok DeNekstBestu. Czyżby czarny koń 2022 roku?
Miałem ją robić od przodu
ale miała na tył napęd
cały czas gonimy za tym trapem
Ocena płyty DeNekstBest „Młyn”
Tracklista
- Krzywe miny prod. Janga, Szymon_C (1 SINGIEL)
- Nie robimy kroku w tył prod. PMBTZ (4 SINGIEL)
- Wrak prod. Dryskull, Tomson, Gverilla (5 SINGIEL)
- Andromeda prod. Janga (3 SINGIEL)
- Mam dość prod. Dryskull (2 SINGIEL)
- Cool story bro prod. SurfAir
- Trap Skoda prod. PMBTZ (6 SINGIEL)
- Odmienne prod. Dryskull
- Żyć jak chce prod. Dryskull
- Mamo nie krzycz plz prod. Dryskull
- Las prod. Niko
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Recenzja
L1.PA „Nie, dziękuję”: świeżość na tle obskurnie cuchnącej sceny – recenzja
Nie trzeba być Sentino, aby dostać 10/10 za teksty.
Słucham wszystkiego. Dosłownie każdej polskojęzycznej płyty z gatunku rap. Brzmi jak sroga kara, a w rzeczywistości jest jeszcze gorzej. Mamy dopiero marzec, a ja już się nacierpiałem w objęciach generycznego trapu i nietrafiających w bit pseudo uliczników. Po co to w takim razie robię? Przede wszystkim, chcę być na bieżąco z całą sceną, aby nie ominęła mnie żadna perełka. Także dzisiaj mam dla was jedną z nich. Przed wami L1.PA. Nie, nie ten Lipa z Biura Ochrony Ksera, który jako jedyny utrzymuje w nim poziom. Po prostu L1.PA.
Jadę przed siebie, nawet kiedy czerwone na semaforach
A tak szczerze no to poznasz mnie po tych metaforach
Się nie wywiniesz z tego nawet jak masz ojca senatora
Odetnę raz na zawsze spekulacje za pomocą sekatora
Sebastian Fabijański w zeszłym roku zdefiniował rap, jako rymowaną anatomię prawdy. Niby rzecz oczywista, że słowa w hip-hopie powinny sięrymować, a nadal pół mainstreamu tego nie ogarnęła. A to przecież główny wyznacznik jakości w tym gatunku. L1.PA przy tekstach posiedział i dał nam materiał wypełniony, jednym z trudniejszych sposobów na składania wersów. Co więcej, umiejętnie ciągnie na jednym układzie brzmieniowym całą zwrotkę. No i żeby za łatwo nie było, to żadnej sylaby nie upuści po drodze. Tak proszę państwa, wygląda dobrze napisany tekst rapowy. Wszystko w akompaniamencie całkiem nieprzeładowanych bitów i wolnych BMPów, dodatkowo wyostrzając każdy z wyrazów. Przez dziesięć numerów, dających nam prawie pół godziny czystej muzyki.
Za dwa lata to będę miał trzydziestkę
A nigdy nie szedłem bardziej niż teraz konsekwentnie
Polecam zacząć zmieniać przestarzałą percepcję
Tu żeby coś osiągnąć musisz mieć jebaną obsesję
Tematyka? L1.PA rozwodzi się nad nieoczywistymi aspektami życia. Raczej z perspektywy osoby dorosłej i tu nie mylić z pojęciem persony pełnoletniej. Pojawiają się kwestie obycia w systemie społecznym, podejścia do rzeczywistości oraz bezsensownych nawyków. Bez small talku, raper poddaje ostrej krytyce co mu się akurat narzuci. Największe wrażenie wyparł na mnie utwór „Pocztówka”, gdzie L1.PA z nostalgicznym podkładem spowiada się z patologii młodości. Wydźwięk kłócący się z treścią utworzył absurdalnie przyjemny w odsłuchu oksymoron. Dalej. Bity na „Nie, dziękuję” wyprodukowali: Highself, Eeryskies, Marow, Beatowski, Uzeeebeats, Falak, Balance Cooper, JCHL, oraz Phil Tyler z Chubeats. Na jednym numerze ukazały się gościnne wersy, nawinięte przez Loko, Cart I Zbycha. Nic nadto wartego uwagi.
Niedługo potem paliliśmy jointy w gimnazjum
Niedługo potem handlowałem tym dla hajsu
Nie minął moment miałem wpisy już do aktów
Młody Al Capone dostał kuratora nadzór
“Nie, dziękuję” okazało się dla mnie swoistym powiewem świeżości, na tle obskurnie cuchnącej sceny. Spory paradoks, bo samo brzmienie albumu jest do bólu klasyczne. To, że takie osoby nie są doceniane w naszym kraju, jest świetnym wyznacznikiem wartości tych wszystkich cyferek kupowanych przez wasze ulubione wytwórnie. Abstrahując, jak widać, nie trzeba być Sentino, aby dostać 10 za teksty na Glamrapie.
Stara szkoła, nowa szkoła, odwieczny dysonans
Gram tak aby zgadzał się wewnętrzny rezonans
Skręca wewnątrz, jak na majku widzę te pizdy
Bo przez nich bycie raperem to zwrot pejoratywny
Ocena płyty FracTalle „Alert”: L1.PA „Nie, dziękuję”:
Tracklista
- Rick i Morty (prod.Highself)
- Głód tworzenia (prod. Eeryskies)
- Atrapa (prod. Marow)
- Oktagon (prod. Beatowski)
- Droga (feat.Loko, Cart, Zbych prod. Uzeeebeats)
- Zero oczekiwań (prod. Falak)
- Pocztówka (prod. Balance cooper)
- Epiktet (bit: instumental)
- Matryca (prod. JCHL)
- Rezonans (feat.Antyk prod. Phil Tyler & Chubeats)
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Mam dzisiaj dla Was coś ciekawego. Gdańsko-rzeszowsko-warszawski skład, który łączy starą szkołę rapu z elektroniką. Brzmi ciekawie? Tektyw, Bereu i Aras Dobrado muzykę tworzą od przełomu zeszłego wieku, jednak jako zespół Fractalle przedstawiają się od zaledwie dwóch lat. Ze skrajności w skrajność, przeskoczmy od recenzowania mainstreamowych albumów, aż do kompletnego podziemia.
Kto pije i pali, ten nie ma robali
Ja nie pije, bo piłem jak pojebany
Parafrazując tytuł filmu Andrzeja Gajewskiego, to nie jest rap dla młodych ludzi. Zresztą tworzą go muzycy, ze stażem dłuższym od życia statystycznego słuchacza polskiego rapu. Przez co nie raz bywa boomersko. Panowie mają własny świat, który łączą pomimo różnych miast. Twardo sprzeciwiają się niepasującym im aspektom aktualnej rzeczywistości. Mierzą się z szarością, którą kolorują rapem. To perspektywa raperów doświadczonych życiowo. Czy ma to swój klimat? Niepodważalny. Jeśli jednak macie 20 lat, to nie będzie muzyka dla Was. Jeśli jednak twoje dziecko jest w tym wieku, szybciej bym sięgnął po “Alert”.
Maski na mordach i rozpierdolka
Wymyślili se wirus żeby wszystkich nas kitrać do worka
Jedno trzeba przyznać. Panowie potrafią nawijać, jednak gorzej już z samymi tekstami. Rymy się gubią nieraz razem z sylabami. Nie tyczy się to całego trio, bo różnice poziomu między nimi są wyraźnie zauważalne. Momentami to boli. Ciężko też doszukiwać się rewolucyjnego flow. Bity na płytę wyprodukowali: NWRbeatz, self made beats, Marcin Sokollo Beats, Andrzej Bez Struktury Dybiec, Liberthez Ireneusz Praczuk, a nawet sam Tektyw. Na wyróżnienie zasługuje Bez Struktury, ścisła topka w Polsce. Na “Alercie” gościnnie udzielili się: H35ed, Aulkan, Mupens, Dezinte, Zaginiony, Kuba Klasiik Walczak, Nieuk alboalbo, Angelika Irauth, Stopaatentów, Order LG, Ziemba i Najduch. Całkiem spora gromada. Trochę dzisiaj wam chłopaki ksywek wymyślili.
Zdążyłem pomóc jeszcze tej starszej pani
Rozmowę miałem aż do końca przejażdżki
20 minut, nie dała mi przenieść się na słuchawki
Zdecydowanie za młody jestem na takie albumy. Jednak osobom ciut starszym ode mnie, mógłbym Fractalle odpalić. Szczególnie jeśli nie oczekujecie rewolucji muzycznej, a po prostu klasycznego polskiego rapu, z nutką brzmienia elektronicznego. Podkreślę, że z nutką, bo nadal “Alert” to stricte rapowy album. Jeszcze jedno. Bity na tej płycie są fenomenalne. Chociażby dla nich warto sprawdzić ten międzymiastowy kolektyw.
Bereu, Tektyw i Aras
Nie po to by słyszeć brawa
Ocena płyty FracTalle „Alert”: 7/10
Tracklista
- Algorytm
Tektyw, Aras Dobrado, Bereu – prod. NWRbeatz - Nietrafiony przelot
Tektyw, Aras Dobrado, Bereu – prod. self made beats - Psy szczekają
Bereu, Tektyw, Ziemba, Najduch, Aras Dobrado – prod. Marcin Sokollo Beats - Nadzieja
Tektyw, Order LG , Mupens , Bereu, Aras Dobrado – prod. Marcin Sokollo Beats - Kończy się dzień
Tektyw, ADE, Bereu – prod. Marcin Sokollo Beats - Serwus
Tektyw, Rico, Symono – prod. Andrzej Bez Struktury Dybiec - Siedem minut
Tektyw, Mupens, Bereu, Aras Dobrado – prod. Marcin Sokollo Beats - Maskrada
Tektyw, Mupens, Bereu, Aras Dobrado – prod. Marcin Sokollo Beats - Usłysz muzykę swej duszy
Tektyw, Stopaatentów – dawne 7 łez, Dezinte – prod. Andrzej Bez Struktury Dybiec - Twardonanienaniewygodnym
Tektyw, Zaginiony, Kuba Klasiik Walczak, Nieuk alboalbo, Angelika Irauth – prod. Andrzej Bez Struktury Dybiec - Online i offset
Aras Dobrado, Tektyw, Dezinte, Bereu – prod. Liberthez Ireneusz Praczuk - Nie nadążąm za światem
Tektyw, Mupens, Aras Dobrado – prod. Tektyw - Polimetria
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
-
News4 dni temu
Gangster, który pobił Wilka z Hemp Gru, opowiedział o tym przed kamerą
-
News2 dni temu
Ostatni koncert Quebonafide – wyciekła dokładna data
-
teledysk4 dni temu
Oliwka Brazil: „Dziewczyny z branży mają chcice jak zwierzęta”
-
News5 dni temu
Dlaczego Suja nie pracuje? Znamy odpowiedź
-
News4 dni temu
Bambi w dwa lata została rap superstar. Przegoniła nawet swoją szefową
-
News8 godzin temu
Kali o powrocie Quebonafide: „Błagajcie go na kolanach…”
-
News5 dni temu
Onet pisze o Jongmenie ukrywającym się w Dubaju przed polską policją
-
News5 dni temu
„Hip-hop umarł” – twierdzi znany polski producent