Sprawdź nas też tutaj

Recenzja

RECENZJA: Pokahontaz – ”Reversal”

Opublikowany

 

Rahim oraz Fokus to bez wątpienia jedne z najbardziej rozpoznawalnych postaci w świecie polskiej muzyki rap. Pomimo ich rzadko i nieregularnie ukazujących się wydawnictw – Rahim na przestrzeni dekady wydał zaledwie jedną solową płytę i drugą w duecie z L.U.C., Fokus dwie solówki, a pod wspólnym szyldem Pokahontaz wydali do tej pory trzy albumy – cieszą się niesłabnącą popularnością. Po singlowym ''Habitat'' zwiastującym ''Reversal'' jako pierwszy, spodziewałem się bardzo wiele; sam tytuł pozwalał wręcz oczekiwać przewrotu. Czy ten nastąpił?

Otóż okazuje się, że tytuł nowego dzieła Katowickich raperów nijak ma się do jego treści. Płyta jest wtórna zarówno brzmieniowo, tekstowo, jak i wokalnie w stosunku do dwóch poprzednich, i śmiało można by zatytułować ją ''Receptura 3'' albo chociaż ''Re-kontrakt 2''. Utwory na albumie brzmią bowiem w znacznej części tak, jakby nagrane zostały w ciągu sesji nagraniowych podczas prac nad poprzednimi płytami, i nie zmieściły się na nie. Sama zaś warstwa tekstowa pozbawiona jest wersów ze strony Fokusa na poziomie tych padających na ''Prewersjach'', zupełnie, jakby pisząc lirykę na dzieło z Rahimem najlepszy spłodzony materiał pozostawiał na następne swoje solowe wydawnictwo. Dość powiedzieć, że kiedy po którymś z rzędu obcowaniu z materiałem zajrzałem w głąb siebie, i ze zdziwieniem doszedłem do nie śmiesznego wcale wniosku, że przez cały poświęcony mu czas nie zmieniło się we mnie nic. Nie licząc trzech singlowych utworów, nie dowiedziałem się niczego ciekawego co zapadłoby w pamięci, ani nawet nie rozerwałem się w jakimś szczególnym, liczącym się stopniu. Nie poczułem się za jego sprawą wzbogacony duchowo, nabuzowany energią, czy chociażby wprowadzony w melancholię. Raczej znudzony i zażenowany próbą wciśnięcia słuchaczom pod wielce obiecującą nazwą materiału niemal w całości przewidywalnego. Nie takie wrażenia Fokus zapewnił mi podczas odsłuchu ''Prewersji''. Nie takie.

Zdecydowanie najmocniejszymi punktami płyty są singlowe utwory, warte omówienia. Pierwszym z nich jest ''Habitat'' znacznie wyróżniający się muzycznie. Pozbawiony jest zimnych, bezdusznych syntezatorów, posiada osobny klimat, wyraźną melodię, i jako jedyny naprawdę oddziałuje na nastrój słuchacza, tekstowo traktuje zaś o drodze jaką raperzy przeszli by znaleźć się w tym punkcie życia, szacunku dla przeszłości usianej ciężką pracą na sukces. Utwór stanowi esencję tego, czego zabrakło na płycie i wskazuje kierunek, w którym raperzy powinni podążyć, żeby uniknąć kręcenia się w kółko i zjadania własnego ogona. Czwarty album w klasycznym dla duetu brzmieniu nie ma po prostu szans się przyjąć. Pokahontaz po prostu cholernie chce się w końcu usłyszeć na znacznie mniej eksperymentalnie brzmiących podkładach. Ze szczególnym zainteresowaniem wysłuchałem też zawartego na albumie solowego utworu Rahima pt. ''Przeciwwaga''. Gdy dobiegł końca, sięgnąłem odruchowo pamięcią do ostatnich solowych projektów Raha i Fokusa, dochodząc do wniosku, że obaj MC's znacznie lepiej prezentują się w solowej twórczości, jakby jakimś nie-cudem ograniczali się nawzajem pod kątem kreatywności, i lepiej, żeby zajęli się nimi zamiast tracić czas na wspólne dokonania. Myślę, że lwia część słuchaczy czeka na właśnie osobne projekty Raha i Fokusa znacznie mocniej, niż na kolejne albumy ''Pokahontaz''. Trzecim bardzo mocnym punktem albumu jest utwór ''W Ruch'' – rapowana, zabawna łamigłówka nie mająca sobie podobnych. Tekst stanowi istny galimatias, szereg różnego rodzaju załamań ciągu logicznego zdań, którego odszyfrowanie i zrozumienie w pełni wymaga wielu odsłuchów. Fokus rapuje na przykład: ''Ty jesz w domu ten teledysk i oglądasz chipsy/My kochamy miliony i kradniemy księżniczki'', dalej dodając: ''Zero ślubu przed seksem, zero klubu przed ćpaniem/Kto chce zamarihuanizować legalizuanę''. Rahim również popisał się nie lada poczuciem humoru i talentem, nawijając: ''Dla trudnego nic chcącego/Hulaj piekło, duszy nie ma/Czyje gruzy legły w życiach?/Dywieczny odlemat /Dziuraj kopę pod płotem/Murem głowy nie przebijesz/Odwróć ogona kotem/Każdy koniec ma dwa kije''. Rozkminianie tego lirycznego arcydzieła zapewnia masę wyśmienitej rozrywki.

''Reversal'' chwilami nie jest albumem prostym w odbiorze, i odnalezienie się w gąszczu współgrających ze sobą brzmieniowo słów, zrozumienie go, wymaga od słuchacza cierpliwości oraz skupienia. Zarówno Rahim, jak i Fokus, potrafią imponująco, ponadprzeciętnie figlować słowami, akurat pod tym względem stanowiąc wzór dla znacznej części sceny rapowej w Polsce. To, że przekaz na płycie nie jest postawiony jak na tacy, mogłoby sugerować, że jest wzniosły, ale w tym przypadku ciekawa szata formy skrywa pod sobą głównie (chociaż nie tylko) nijakość. Pod kątem poprawności technicznej, w jednym tylko miejscu moje uszy zostały doszczętnie zbrukane haniebnie banalnymi rymami, absolutnie nie przystającymi raperowi z tak długim stażem jak Rahim. Mimowolnie mrużyłem oczy ze zdziwienia, kiedy raper w numerze "3maj Pion'' nawijał: ''Nie należę do tych, których wszyscy lubią/I dobrze – gdyż o nich zwykle mało mówią/Ci w potrzeb oceanie toną, coś tam dłubią/(…)Nie nużą, ale bawią twe teorie lub ciekawią te historie/A co najważniejsze, że nam służą''. Jest to na szczęście jedyny przykład żałosnej grafomanii na albumie.
Jeszcze co do przekazu zawartego w wersach przez obu MC's – być może byłyby przyswajalne w znacznie wyższym stopniu, gdyby wznieśli się oni chociaż nieco ku wyżynom poziomu formy wokalnej, która prezentuje słaby poziom. Obaj MC's, chociaż dysponujący ciekawymi barwami głosu, nie bawią się nim, nie modulują go, nie wkładają w niego uczuć, nie stosują przyspieszeń ani zwolnień, ale gdybym jednak miał powiedzieć, czyich partii wokalnych słucha się lepiej, bez większego wahania wskazałbym na Rahima. Fokus chwilami brzmi nawet jak syntezator mowy, mamrocząc niewyraźnie, wręcz jakby z łaski wersy i drażniąc ucho do tego stopnia, że frustracja wzmaga się w końcu do maksimum powodując natychmiastową chęć wyłączenia albumu i posłania go do diabła. Na domiar złego, jego basowy głos zlewa się niemiłosiernie z syntezatorami w podkładach.

Brak wyraźnego ładunku emocjonalnego stanowi największą wadę albumu. Ładunku tego nie posiada właściwie warstwa muzyczna, wyrzute są z niej głosy obu MC's, nie traktują o nich należycie teksty. Na ''Reversalu'' znajdziemy muzykę pozbawioną duszy, za to z czymś na wzór pokracznie sztucznego odpowiednika tejże. Brak w tej muzyce życia, energii, spontaniczności i naturalności. Jest przesycona syntetyczną martwotą.

Gościnne dogrywki na albumie trzymają w każdym przypadku niezły poziom i nie sprawiają w najmniejszym stopniu wrażenia przypadkowych czy zamieszczonych w myśl zasady ''Bo głupio było nie zaprosić kolegi żeby się dograł''. Wnoszą trochę kolorów do tej szaro burej płyty, i chętnie usłyszałbym ich w dwa razy większej ilości. Na szczególną uwagę zasługują tutaj Bezczel, który w kawałku ''Mówisz i Masz'' nie uronił ani jednego zbędnego, pustego słowa, oraz Wuzet świetnie komponujący się swoim wokalem w dubstepowym, niepokojącym ''Serum''.

W zasadzie, jeśli chodzi o brzmienie albumu, można go śmiało podzielić na dwie części – tą opartą głównie na syntezatorach (pierwsze osiem kawałków), oraz z wpływem Dubstepu (reszta). Za produkcje w bardzo dużej mierze odpowiedzialny jest Dino – bitmejker który niemal w całości opracował podkłady także na poprzedni album duetu, ''Rekontakt''. W moim odczuciu prawie wszystkie bity pozbawione są pazura, brzmią podobnie ale w złym tego słowa znaczeniu (określenie ''spójności'' byłoby zbyt dużym komplementem), zlewają się w całość, nie posiadają jakiejś chwytliwej melodii. Słuchaczy zaznajomionych z wcześniejszymi dokonaniami Pokahontaz warstwa muzyczna ''Reversalu'' nie zaskoczy we właściwie żadnym stopniu. Każdy kolejny album duetu utrzymany w tym samym tonie będzie zasługiwał z pewnością na ocenę o oczko niższą.

Zarówno Rahim, jak i Fokus, wyrobili sobie już markę przez wszystkie lata działania w branży, i pewne jest, że odtwórczy ''Reversal'' rozejdzie się i tak w zadowalającym ich nakładzie, podczas gdy na rynku ukazuje się o wiele więcej płyt mimo znacznie większego poziomu wykonania, sprzedających się słabo i nie pozwalających ich autorom na utrzymywanie się z muzyki, co jest najsmutniejsze w tym wszystkim. ''Rymy niepojęte – brat, to PFK Squad/Masz przed sobą legendę – szach i mat!''– zarapował Fokus w ''Habitat'' jakby nie zdając sobie sprawy z tego, że własnej legendzie trzeba umieć sprostać, czego od wydanych w 2011 roku ''Prewersji'' nie udało mu się uczynić. Na dwóch wydanych od czasu premiery swojej solowej płyty albumach Pokahontaz raper pokazał zaledwie pięćdziesiąt procent swoich możliwości. Potencjał jest, ale zostaje marnowany.

Z tego, co napisałem powyżej, można wywnioskować, że ''Reversal'' jest albumem po prostu fatalnym, ale nie jest to prawda. Brzmi wtórnie, brak mu charakteru, wałkowane w tekstach tematy w większości są nudne, album odsłuchiwany w całości to monotonia, zaledwie kilka utworów nadaje się do radosnego, wielokrotnego zapętlenia i zapada w pamięć, ale to wciąż Pokahontaz – ich twórczość nie ma sobie podobnych, są więc siłą rzeczy najlepsi w swojej klasie, w pewnym sensie są bezkonkurencyjni, wypełniają konkretną lukę na rynku muzycznym, co można im zaliczyć na plus. ''Reversalu'' można, a nawet trzeba posłuchać, jeśli nie zna się jakimś dziwacznym trafem poprzednich dokonań duetu, a szuka się czegoś naprawdę specyficznego. Nie zmienia to jednak faktu, że pod kątem merytorycznym nowy album Pokahontaz to monotonne przerzucanie z podkładu na podkład lirycznych flaków z olejem. Album odsłuchałem, jak każdy recenzowany, kilkukrotnie, ale za żadnym podejściem nie odnalazłem w nim tego czegoś, co sprawiłoby, że z przyjemnością wracałbym do niego jako całości. Wręcz nawet przeciwnie, wrażenie bezpłciowości potęguje się z każdą próbą uskutecznienia takich poszukiwań, coraz bardziej zniechęcając. Gorzkie to słowa, ale, że posłużę się słowami Rahima: ''Gdy nie czuję nie propsuję jak szczodry klakier/Przecież za takie rzeczy płaci się fuckiem''. Ocena 3/6.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Recenzja

Rico Nasty zwala z nóg alternatywnym albumem „LETHAL” – Goldiethebossy poleca

28-letnia OG rapu z bezczelnym brzmieniem.

Opublikowany

 

Przez

rico nasty

Jeśli lubicie eksperymenty i macie w sobie buntowniczą iskierkę, charakterek z pazurem to będziecie za tą polecajkę wdzięczni. Mam wrażenie, że w świecie TikToka i viralowych food trendów, pomiędzy Labubu i industry plants, brakuje nam artystycznych, dobrych muzycznych alternatyw. Dlatego warto przesłuchać nową, wieloelementową produkcję od Rico Nasty, która nie jest tylko i wyłącznie dedykowana rapowym słuchaczom. 

Rico jest ciężko opisać i przypisać do czegoś klarownego, ponieważ ta postać to oddychający eksperyment sam w sobie. OG rapu ma za sobą 11 lat kariery i należy do generacji, która zdobywała popularność za sprawą platformy Soundcloud. Viralowy “iClary” czy ponadczasowy “Poppin” pozwoliły Nasty szybko zdobyć uznanie, zwłaszcza tych bardziej alternatywnych słuchaczy. Nietuzinkowe makijaże, kolorowe stroje, charakterystyczne brzmienie i laidbackowy charakter doceniło wielu znanych artystów takich jak: Lil Yachty, Megan Thee Stallion, Famous Dex, Schoolboy Q, Mahalia. W 2019 raperka była częścią uznanego cyklu magazynu XXL Freshman Classs i wystąpiła na feacie u Doja Cat w “Tia Tamera“. Następnie wydała jeszcze 2 albumy i takie hity jak “STFU” czy “Turn It Up” oraz wiele innych świetnych numerów.

My skupiamy się dzisiaj na nowym albumie “LETHAL” który dostarczy Wam zarówno rapu, hip hopu, popu, punku, rocka i metalu – WOW!  28 latka cechuje się mocniejszym, bezczelnym brzmieniem, przy którym nie ma szans na zamułkę. Ta nowa produkcja ma w sobie bardzo dużo energii i dźwiękowych mood swings. Raperka zabiera nas w emocjonalną podróż, odkrywając kolejne krainy, nieprzewidywalne levely muzycznej gry. Owy contemporary projekt promuje klip do trapowo- rockowego kawałka “TEETHSUCKER”.

Rico mimo swojej międzynarodowej sławy nadal pozostaje w undergroundowych kręgach i wielu jej oddanych fanów często słusznie pisze w komentarzach na Youtube:

„I don’t understand why Rico doesn’t get as much hype as other modern rappers. She’s so good and been so good for years now.

Trzeci krążek głównie wyprodukowany przez Imad Royal otwiera trapowy, mroczny “WHO WANT IT”, natomiast ciekawym zaskoczeniem, jest już spokojniejsze “ON THE LOW”, a brzmienie gitary przypomina słynny “Thunderstruck AC/DC.”

Artystka przyznaje, że: I wrote “ON THE LOW” for the girls. It’s been one of my favourite songs on the record, and shows a different side to the album than “TEETHSUCKER” I think. She’s sweeter and cuter but just as “LETHAL”!

W “PINK” cukruje nam słodkim vibem, i flow uroczej dziewczynki w stylu Coi Leray. Nasty ma wiele wcieleń, charakterów, tak jak w seksualnym “EAT ME” dorzuca swojego buntowniczego spice, modyfikując ten kawałek w obłędny sposób, doprowadzając głowę do wybuchowego moshpitu.

Jednym z moich ulubionych numerów jest bardzo warstwowy muzycznie “SOUL SNATCHER” – kompozycja tego utworu jest nasycona emocjami ukrytymi w akcentowaniu, śpiewie, melodiach i basie. Dawno nie słyszałam tak dobrego tracka! Nasty i jej producenci dopracowali do perfekcji, bogate oraz złożone bity, które nie brzmią jak chaos, tylko jak spójna całość. Wizuale również zasługują na uznanie, umiejętnie budują wyrazisty przekaz, otulając nas konkretną i pewną siebie wizją raperki z Maryland. Cała sztuka polega na tym, aby ubrać różnorodność w twór, który tak dobrze się razem zespoli, ale nadal zaskoczy odbiorcę i go nie znudzi. Podobnie ma się “GRAVE”, w którym zastosowano ostrzejsze gitary oraz trap. Rockową wisienką jest wgniatający w fotel “SON OF A GUN” czy miażdżący, punkowo-heavy-metalowy “SMOKE BREAK”.

Rico Nasty ma wspaniałe rapowe skille, i pokazuje to w każdym utworze, bawiąc się melodiami, zmieniając co linijkę styl swojego flow, przechodząc z trapu, w klimaty 2000s, rocka, post-punku, metalu, rapu, trapu, popu, Jersey Club. W “YOU COULD NEVER” opowiada o doświadczeniu w music industry i o tym jak to jest być sobą lub innym niż masówka.

“They thought I was crazy, too out of the box
Then they step in my shoes and they see how I’m treatеd
Never complained, thеy was bashing my name
But I wasn’t afraid, l came back from my demons
Made it from SoundCloud to China, Belize”

W ostatniej części projektu serwuje nostalgiczne, miłosne, piękne ballady jak “SMILE” czy “CRASH”, a sama opisuje ten album słowami:

„This album is about being confident and saying fuck everybody else. It’s about getting doors slammed in your face and people telling you to try it their way again and again, and you stay true to yourself and it works. That’s what this project is. It’s an ode to yourself”.

W wywiadzie z XXL artystka zdradziła, że “LETHAL” nie miał konceptu, Rico zaczęła produkować piosenki, które dla niej dobrze brzmiały, nie myśląc o tym, jak to wszystko razem będzie później wyglądać. Chciałaby bardzo inspirować innych do tego, aby robili to, co na prawdę chcą – jest to trafny opis obecnego rynku muzycznego i kontrolowania przez labele, całej twórczości artystów. Dla niej ważniejsze jest zjedzenie jednego tracka w studiu, wsiąknięcie w jego brzmienie po kres, niż nagrywanie 10 numerów na akord, które będą średniakami.

“LETHAL” pozostawia wrażenie bardzo dojrzałej produkcji, doceniony przez słuchaczy którzy nie zamykają się na gatunki muzyczne czy autentyczność. Każdy znajdzie coś dla siebie. Rico jest wygadana i inteligentna, ma opinie kontrowersyjnej. Jest sexy, refleksyjna, romantyczna, zabawna oraz charyzmatyczna. Takie samo wrażenie zrobiła na mnie rok temu podczas show w Berlinie, na scenie undergrundowego clubu, na który przyszło wielu lokalnych raperów, co rzadko się w tym mieście zdarza. Ten występ potwierdził tylko to, jaką jest uzdolnioną artystką, która zasługuje na jeszcze więcej hype, niż go faktycznie ma.

„Own who made you, own who you are” – Rico Nasty.

@goldiethebossy


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Recenzja

Fazi & Mei „Delirium”: osobisty przekaz, bez wymyślania rapu na nowo – recenzja

Czy duet Fazi i Mei zdał pierwszy egzamin?

Opublikowany

 

fazi mei delirium

Ustalmy to już na samym początku. ”Delirium” to nie jest album, który ma kogokolwiek przekonać do twórczości Faziego lub Mei. Ten materiał momentami zdaje się nawet mieć zupełnie odwrotny cel. I mnie to wcale nie dziwi. Krzysztof debiutował prawie 30 lat temu i nikomu nic udowadniać nie musi. Może natomiast nadal tworzyć muzykę, do jakiej przyzwyczaił już swoich odbiorców, urozmaicając jej format o duet z Mei. Dzisiaj pochylimy się nad tym materiałem.

“To już nie muzyka, którą pokochałem 
Nieziemskie geny i do tego talent 
Jestem poetą z milionem wad 
Nieraz się porzygałem od waszych dobrych rad”

Pierwsze, a zarazem podstawowe pytanie jakie powinniśmy sobie tutaj zadać to… czy ten duet ma w ogóle sens? Zanim to rozstrzygniemy, przyjrzyjmy się samemu projektowi. „Delirium” to materiał bliższy formatowi EPki. Zawiera zaledwie sześć numerów, z czego aż pięć w akompaniamencie śpiewu Zdziarki. Co do warstwy lirycznej – teksty poruszają tematy introspekcji, rozliczeń z przeszłością oraz trudnych emocji, typowo już dla tego duetu. Przekaz jest osobisty, wręcz konfesyjny. Fazi nie wymyśla tutaj rapu na nowo i prezentuje raczej swój charakterystyczny, szorstki styl. Mei natomiast dostarcza nam większej melodyjności tworząc między muzykami wyraźny kontrast. I w takiej konfiguracji, duet ten ma i ręce i nogi. Gdyby ci artyści próbowali mierzyć się z mikrofonem w stricte tym samym stylu, zapewne ponieśliby porażkę.

I wchodzę w social media, by znów to zobaczyć
Jak wielki uśmiech skrywa poziom Twej rozpaczy
Beznadziejna pustka rozrywa Cię od środka
Gdy nie możesz sprostać, goniąc wirtualną postać

Choć nie pozornie, „Delirium” to materiał, który już zapisał się na kartach historii polskiego rapu. W jaki sposób? Poprzez utwór „Wirtualna postać” z gościnnym udziałem Liroya. Bo to właśnie wraz z jego publikacją zakończył się pierwszy beef w polskim rapie. Trochę historii dla kontekstu. Konflikt między Panami rozpoczął się w 1995 roku poprzez premierę „Antyliroya”. Co najważniejsze w kontekście tej recenzji, spór ten oficjalnie nigdy nie został wyjaśniony. Aż do “Delirium”. Z perspektywy kultury Hip-Hopu w Polsce, to nadwyraz ważne wydarzenie. W pewnych czasach równie niewyobrażalne jak zgoda Peji i Tedego. A jednak do tego doszło. A pozostając już w temacie rapowych featureingów, na płycie udzielił się także wyżej wymieniony Rychu, Pih i Dono.

Spektakl trwa, każdy gra, ten, co ma
Ukrywając twarz za tym, co podpowie świat

„Delirium” to projekt, który jest właśnie tym, czego po nim się spodziewacie. Nie zawiera fikołków, skoków w dal i innych akrobacji artystycznych. Jest za to muzyka – surowa, dynamiczna, emocjonalna. Duet Fazi i Mei zdał pierwszy egzamin. A było nim przygotowanie płyty, na której nie będą siebie nawzajem tłamsić lub zagłuszać. Drugim egzaminem będzie odbiór słuchaczy. Wynik tego testu pozostawiam do waszej opinii. 


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Recenzja

Biografia Sentino „Tatuażyk” – przedpremierowa recenzja

„Wszyscy bliscy albo umierali, albo odchodzili bez słowa”.

Opublikowany

 

sentino biografia recenzja

Przeczytałem autobiograficzną książkę Sentino… i dzisiaj Wam o niej opowiem. 

Ustalmy to jednak na samym początku. Ja nie wierzyłem, że to wydanie kiedykolwiek ujrzy światło dzienne. Brałem ten projekt pod uwagę równie poważnie co szlugi Alvarezy, napój Midas, wódkę Tatuażyk, high-endową markę Sicarios Culture z dresami po 200 euro i całą rzeszę innych pomysłów na komercjalizację postaci Sentino. Jaka była więc szansa na powodzenie tego projektu? A jednak fizyczny egzemplarz biografii Sentence trafił w końcu do mojej ręki. Prosto z drukarni, prosto z rąk Truemana na Złotej 44, prosto do czytelników portalu GlamRap, aby jako pierwsi dowiedzieli się co skrywa w sobie “Tatuażyk”.

Technicznie jest to wywiad rzeka. Sentino naprowadzany pytaniami swojego rozmówcy opowiada o tym, co, gdzie, kiedy, z kim zrobił. Przez większość książki idą oni całkiem chronologicznie, aby pod koniec już stricte wyrywkowo rozwijać najbardziej intrygujące kwestie. Sebastian zaczyna swój wywód od bardzo szczegółowego omówienia swojego dzieciństwa i aspektów, które ukształtowały go jako człowieka. To właśnie tutaj pierwszy raz publicznie opowiada on więcej o swojej rodzinie i wychowaniu. Uważni słuchacze Alvareza od razu wyłapią fragmenty pasujące treścią do konkretnych zwrotek w twórczości rapera. Pojawiają się też tematy nigdzie wcześniej nie poruszane. Dowiecie się z tej lektury między innymi szczegółów pierwszego stosunku seksualnego Sentino oraz rozstania jego rodziców.

Po omówieniu młodzieńczych lat zaczyna się kwestia buntu, która towarzyszy nam do samego końca lektury. Sebastian zdaje się postacią niezmiennie idącą na przekór otaczającym go standardom. Dotknięty specyficznymi sytuacjami za młodu, emigrując z kraju do kraju, nauczył się żyć w niezmiernie specyficzny sposób. I ten lifestyle towarzyszy mu od 16 roku życia, aż po dziś dzień. Tylko że on go nie wybrał a mimowolnie zaczął w nim funkcjonować. Chociaż ewidentnie Sentence przechodzi przez różne etapy życia, które ta książka umiejętnie dzieli kolejnymi rozdziałami, to wciąż pozostaje on tą samą osobą. Zresztą tyczy się to również jego wyglądu. I tutaj pojawia się bardzo ważna kwestia. Bo ogromną zaletą “Tatuażyka” są zawarte w nim materiały z prywatnych zbiorów rodziny Sentino. Fotografie, rysunki, skany rękopisów, które to razem z kodami QR (stanowiącymi odnośniki do konkretnych utworów muzycznych) stały się fenomenalnym uzupełnieniem książki. To w pewien sposób nadało biografii charakteru i bardziej urzeczywistnionego zarysu.

Mam też parę dotkliwych uwag co do “Tatuażyka”. Po omówieniu dzieciństwa zaczyna się istny fabularny rollercoaster. Niektóre lata życia naszego bohatera zawarte są w paru zdaniach. Sentence nie raz stawia w losowym momencie zdecydowaną kropkę, odmawiając kontynuowania danego tematu. Rzecz jasna wynika to z dotkliwości wspomnień do jakich musi on na potrzebę wywiadu wracać. Nie dziwi więc wzmianka o butelce alkoholu towarzyszącej Sentino w trakcie rozmowy. Jednak te urywane kwestie szkodzą książce jako biografii. Ostatecznie “Tatuażyk” to 220 stron tekstu, napisanego bardzo dużą czcionką, wraz z wielkimi odstępami między akapitami. Lektura na jeden wieczór. A szkoda, bo potencjał był tu zdecydowanie na dłuższe dzieło. Brakuje mi też uwzględnienia wielu postaci. Rozmówca dopytuje się co prawda o różne nazwiska ze świata showbiznesu, jak Malik, Mata, Diho, Kaz Bałagane, TPS i Paluch, jednak to stanowczo za mało. Wiele osób jak chociażby Raff Smirnoff zostało niestety pominiętych. A no i jeszcze jedna rzecz, wielokrotnie pojawia się błąd zapisu liczbowego. Zamiast 40 tysięcy mamy “40 000 tysięcy”. To powinna akurat korekta wyłapać.

Wbrew pozorom nie jest to wesoła lektura pełna pięknych opowieści na temat kradzieży małp z Gibraltaru i rzucaniu talerzami w restauracjach z latynoskimi kobietami u boku. Dużo w niej bólu i walki o lepsze dzisiaj, bo „jutro” zdaje się dla Sebastiana mniej ciekawe niż obecna chwila. Sentino z pewnością prezentuje się w „Tatuażyku” jako jedna z najciekawszych person w polskim przemyśle muzycznym jednak nie zawsze w ten sposób, w jaki sam by sobie życzył. Zawód poczują także czytelnicy ciekawi historii Sentence z “ulicy”, nad czym w posłowiu ubolewa sam autor książki. Nadal nie wiemy co wiązało tego polsko-niemieckiego rapera z Hellsami. Zawarta prywata raczej usatysfakcjonuje fanów, chcących, chociaż troszkę lepiej poznać swojego idola. Słowem podsumowania tego tekstu niech będzie poniższy cytat z posłowia, z którym to Was zostawię.

”W jego otoczeniu od zawsze był brak jakiejkolwiek osoby, której mógłby zaufać. W koło tylko k*rwy i gangsterzy. Wszyscy bliscy albo umierali, albo odchodzili bez słowa”.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Recenzja

Sapi Tha King „Wado Loco”: Odklejenia korposzczura – recenzja

Próg wejścia do rap-gry to nieśmieszny żart.

Opublikowany

 

Każda recenzja wymaga ode mnie przynajmniej kilkukrotnego przesłuchania ocenianego materiału. Nieraz kilkunastokrotnego. W międzyczasie sporządzam notatki i spisuję luźne myśli. Naturalnie rzecz biorąc, pierwszy odsłuch daje mi ich najwięcej. Chociaż najbardziej wnikliwe obserwacje przychodzą dopiero z kolejnymi godzinami. No i tak sobie spoglądam na moje notatki po czterech pierwszych numerach „Wado Loco”: Seplenienie, gubienie rytmu, udawanie, że potrafi śpiewać + problemy z tempem i tonacją. Wiem już, że to będzie uciążliwa recenzja. Przed wami debiutant. Sapi Tha King.

“Jebać stare baby, jebać stare baby, jebać stare baby.
U u a a po co dzwoniłaś na psy, kurwa?”

Może Sapi ma problemy z prawie każdym aspektem muzycznym, ale za to porywa głęboką liryką. Nie no, żartuję. Jest taki numer jak „Zamknij ryj”, w którym Sapi zapewnia, że żadne komentarze go nie bolą. Totalnie nie obchodzą. Żadne. Dlatego pełen emocji nagrywa numer, gdzie obraża osoby, którym nie podoba się jego muzyka. Rzuca przy tym pełną gamą obelg i wyzwisk. Skoro tak bardzo ma to w poważaniu to, z jakiego powodu tak sfrustrowany o tym nagrywa? Pytanie retoryczne, wszyscy znamy odpowiedź. Jednak najbardziej mnie zaintrygowały wspomnienia z pracy w korporacji IT. Na przykład w kawałku „Baba z HR” nasz bohater recenzji żali się, że chcieli go zwolnić za przychodzenie pijanym do pracy. Poważnie. Dziwi się on też temu, że na spotkaniach integracyjnych ludzie pozwalają sobie na zabawę, a w zakładzie pracy to już niezbyt. Innym razem pojawia się temat wyzysku i pracy na czarno. To akurat są tematy z kategorii poważnych. Jednak budowanie wokół siebie otoczki korposzczura z ilością odklejeń na poziomie Malika Montany, zupełnie rujnuje sens podejmowania takiej problematyki.

“I k*rwa teraz siedzisz taki sfrustrowany, że my mamy takie durne wersy.
K*rwa nie masz roboty, siedzisz u matki.
Jedyne co jej dorzucasz to k*rwa pranie do pralki.
Ty j*bana parówo, śmieciu. Jesteś nikim”

Techniką Sapi też nie grzeszy. Wiele rymów jest do przewidzenia, jeszcze zanim padną z ust rapera. Zupełna amatorszczyzna. A są jakieś plusy albumu „Wado Loco”? Znajdą się. Utwór „Królowa manipulacji” porusza arcy ważny temat współczesnych relacji w geocentrycznym świecie. Wiecie – mężczyzna zły, kobieta dobra. Nigdy na odwrót. Jakbyście czytali Onet i w jakimś kosmicznym otępieniu stwierdzili, że jego pseudoredaktorzy mogą mówić z sensem. To właśnie o takiej nowoczesnej patologii traktuje ten numer. Z kilometra też czuć od Sapiego mocne przywiązanie do miejsca wychowania. Wplątywanie swojego pochodzenia między wersami, zawsze jest mile widziane w rapie. Nie można też raperowi odmówić charyzmy, która to konsekwentnie buduje autentyczność wokół jego persony. O i jeszcze dwa słowa. Kubi Producent. Bo to on podjął się wyprodukowania wszystkich bitów na ten album. Świetna robota. Gościnne zwrotki położyli natomiast Fukaj i Kizo. No i tutaj chciałbym zwrócić uwagę na tego pierwszego pana. Chłopak, który jest moim zdaniem autorem najgorszego albumu wydanego nakładem SBM Label, nagrał zaskakująco porządną zwrotkę. Prawdopodobnie najlepszą w swojej dotychczasowej karierze. Jeszcze może coś z niego być. Kibicuję.

„Robiłem strony internetowe, configi portów i także grafiki
I cały czas darłeś mordę, straszyłeś brakiem pensji, zamiast zachęcić
Myślałeś, że mając monopol w tym mieście, możesz swoich podwładnych tępić
Chuj ci do mordy, ty stary chamie, jeśli teraz dziwko to słyszysz”

Poziom polskiego rapu leży. Rok 2023 jest wyjątkowo felerny pod tym kątem. Popularność takich person jak Sapi Tha King jest jedynie tego smutnym potwierdzeniem. Gdzie jest biuro ochrony rapu, kiedy jest naprawdę potrzebne? Próg wejścia do rap-gry to nieśmieszny żart. Szczerze, to z coraz większym zaniepokojeniem obserwuję takie ekscesy. Mam spore obawy przed tym, aby takie albumy miały być codziennością na scenie. To nie jest żaden performens wychodzący przed szereg. To wymizerowany produkt. Jednak nie skreślałbym jeszcze Sapiego. Tha King pomimo tego, że aktualnie kuleje w tworzeniu muzyki — przynajmniej próbuje iść własną drogą. W przyszłości mu to zapewne zaowocuje. Ale patrząc na “Wado Loco”… to zdecydowanie w tej dalszej przyszłości.

“Byłaś największą brudaską, jaką poznałem
Stawałem na końcu chuja, a w zamian chuja dostałem
Tyle razy myślałem, że sam odwiedzę Ostrawę
I pojadę na kurwy, jeszcze przed karnawałem”

Ps: A myślałem, że po „Kici Meow” Reto i Leosi już nic gorszego nie usłyszę.

Ocena płyty Sapi Tha King „Wado Loco”:

3.7 Ocena redakcji
1.8 Ocena słuchaczy (5 głosy)
Teksty1
Bity8
Flow2
  Zaloguj się, żeby ocenić
Sort by:

 

Verified

Show more
{{ pageNumber+1 }}

Tracklista

  1. Nawet jeśli nie wyjdzie mi z rapem
  2. Jestem młody
  3. To wszystko dała mi branża IT
  4. 10K20K
  5. 200km/h (Unreleased)
  6. Baba z HR (Unreleased)
  7. Terabajt
  8. Mimo że dzwonisz
  9. Zamknij ryj (Unreleased)
  10. Chcę mi się pić (Unreleased)
  11. Królowa Manipulacji
  12. Pytasz mnie czy zaufam? (Unreleased)
  13. Służbistka


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Recenzja

Chivas „młody say10”: tylko hity – recenzja

W zaledwie rok raper zrobił progress jaki większości artystów zająłby pięć lat i z trzy wydane albumy.

Opublikowany

 

chivas młody say

Znacie to uczucie, kiedy polski rap was pozytywnie zaskakuje? Ja też niezbyt. Natomiast każdy taki eksces warty jest naszej uwagi. Z tego właśnie powodu spotykamy się dzisiaj w ramach recenzji albumu Chivasa. Fakt, rzadko kiedy tak z góry narzucam moje odczucia przy pisaniu opinii o danym krążku. “Młody say10” jednak jest dla mnie zupełnym przełomem w postrzeganiu postaci jego autora. Stąd recenzja być może nacechowana będzie moją sympatią już od początku, taki wyjątek.

Wyjdę sobie na dwór, bo mieszkam sam
Spotkam kogoś, kto mnie słucha i kojarzy twarz
Jest podobna do Jezusa, to trochę pojebane
Bo nie jestem jego fanem, ale fajnie, gdyby był

Chivasowi nigdy nie można było odmówić zdolności stricte wokalnych. Niestety obrany przez niego styl, zdawał się nie do końca przemyślany czy opanowany przez samego artystę. Tak jak doskonale rozumiałem fenomen podopiecznego Szpaka przy okazji debiutu, daleko mi było do propsowania “nauczyłem się przeklinać”. Co się zmieniło? W zaledwie rok raper zrobił progress jaki większości artystów zająłby z trzy longplaye. “Młody say10” pozbawiony jest chaosu, pomimo dużej dynamiki. Muzyk bezbłędnie lawiruje klimatami popu, rocka, punka i rapu, nie dając nawet na sekundę odlecieć myślami odbiorcy. Materiał płynie, jakby był zaledwie jednym utworem. Dawno nie spotkałem się z taką spójnością.

I się zastanawiam cały czas, czy jej kupić gaz?
Czy ona mnie kocha, czy chce się tylko pieprzyć?
I tak cały czas, czy jej kupić gaz?

“Młody say10” zawiera jedenaście pozycji na trackliście, a co za tym idzie album trwa jedynie 26 minut. Bez gościnnych wokali. Jednak wbrew pozorom, płyta nie pozostawia po sobie odczucia niedosytu. Dlaczego? Materiał skrojony został na miarę z każdej strony. Z pewnością pomocnym w tym aspekcie był fakt, że za wyprodukowanie wszystkich bitów odpowiedzialny jest sam Chivas. Dalej. Podopieczny Szpaka rapuje o emocjach jakie spotyka przy dobitnie życiowych sytuacjach. Bez wyniosłości. Bez bawienia się w wieszcza. Przebijają się przede wszystkim negatywne myśli, nie raz wypowiedziane w sposób bardzo prosty. Nie doszukiwałbym się jednak legendarnie złożonych zwrotek. Co więcej, ten album wcale taki nie musi taki być, aby pozostać wybitnym dziełem. Poprzez odpowiednią zmianę tempa i akcentu, utwory pozostają prawidłowo skonstruowane bez zmuszania się do pisania wersów pod stałą liczbę sylab.

Moja pierwsza dziewczyna udawała, że ma raka
Dawno temu, no i wcale nie umarła

To nie jest gatunek rapu jaki będę sobie słuchał w wolnym czasie. Jednak docenić muszę jakim ewenementem na naszej scenie jest “młody10”. To świerzość jakiej nie podrobisz. Styl wykreowany przez Chivasa jest unikalny w polskich realiach i pozostawia po sobie wrażenie jeszcze sporego potencjału do wydobycia. Przyjemnie mi jest jeszcze czasem się zaskoczyć słuchając polskiego rapu.

Przez siedem lat adorowałem głupią szmulę 
Nie chodzi o D–, ani K–, ani Zuzię, ta pierwsza to zrozumie 
A w sumie szczerze niezbyt chciałem gadać o tej drugiej 
(Czemu? Czemu?) To ta od raka

Ocena płyty Chivas „młody say10”: 9.3/10

9.3 Ocena redakcji
2.6 Ocena słuchaczy (4 głosy)
Teksty9
Bity9
Flow10
  Zaloguj się, żeby ocenić
Sort by:

 

Verified

Show more
{{ pageNumber+1 }}

Tracklista

  1. anyżowe żelki
  2. narcyz
  3. koleżanko mojej byłej
  4. drzewko
  5. to ostatni raz gdy jadę nad bałtyk
  6. miałem kolegę bartka
  7. kupić jej gaz czy torebkę?
  8. jesteś najlepszy/najlepsza
  9. mam chyba za drogie auto
  10. prevka na płytę może (młody say10)


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Popularne

Copyright © Łukasz Kazek dla GlamRap.pl 2011-2025.
(Ta strona może używać Cookies, przeglądanie jej to zgoda na ich używanie.)

error: