Felieton
ROZKMINA: „Freszmeni”, czyli rzut oka na podziemie (cz.1)
XXL to jeden z największych i najbardziej opiniotwórczych magazynów poświęconych tematyce hip hopu na świecie. Wydaje już od 1997 roku, goszcząc na okładkach takie postaci, jak Eminem czy Dr. Dre. Od 2008 roku pismo, w ramach akcji Freshman Class, corocznie typuje dziesiątkę młodych i mniej znanych (przynajmniej z założenia) raperów, którym wróży rychłe podbicie serc słuchaczy, i umieszcza ich na okładce. Z uwagi na popularność XXL, owe zestawienia dają naprawdę spore efekty. Na przestrzeni tych 6 lat wśród nominowanych znaleźli się tacy raperzy, jak Kid Cudi, Wiz Khalifa, Kendrick Lamar, MGK czy Macklemore (który sam rapował o tym, że marzył o znalezieniu się na okładce, i dopiął swego).
Polską odpowiedzią na tę akcję miały być Młode Wilki z ramienia Popkillera, które doczekały się edycji w 2011 i 2012 roku. Projekt budził trochę wątpliwości, wielu zarzucało, że portal jest zbyt mało znany, by promować niejednokrotnie znanych już raperów, i to głównie on odniesie korzyść z przedwsięzięcia. Krytykowano też obsadę obu edycji, tu na usprawiedliwienie warto dodać, że niektóre typy XXL Freshmen też są uznawane za chybione.
Inicjatywa wypaliła połowicznie: na minus zaliczam, poza częścią obsady, nagranie zwrotek na odpierdol, dotyczy to zarówno wspólnego possecuta, jak i całych numerów składających się na cd pod banderą Młodych Wilków. Na plus wypromowanie, przynajmniej częściowe, niektórych raperów. Patronat dość popularnego portalu, possecuty wyprodukowane przez Ostrego, wrzuty wielu raperów na facebooka – wszystko to składało się na odbicie pewnych echem w środowisku. Wspólny numer z 1 edycji, Na Front, uzyskał blisko 300 tysięcy wyświetleń, Prosto Z Frontu kilkadziesiąt tysięcy więcej, do tego wprowadzono nagrywanie klipów do oddzielnych utworów wilków. Raperzy, którzy wzięli udział w projekcie i osiągnęli pewien sukces, to m.in. Bisz, Buka, Bonson czy Medium. Oczywiście nie można ich traktować jako produktów akcji, nie mniej dołożyła ona swoje cegiełki.
W moim tekście przywiąże większą wagę do słowa klucz, czyli Freshmen. Nie chcę tu mówić o raperach, którzy są już dość fejmowi (Eripe), nagrali podziemne klasyki (Junes) czy ich dalsza kariera jest niepewna (Ciech). Nie zamierzam też powielać raperów, którzy brali udział w młodych wilkach. Tym razem pominę też tych, którzy wydali legale (Dwa Sławy) bądź załapali się do fejmowych wytwórni i ich widmo wisi nad nimi (Kuba Knapp). Oto rzut oka na mniej lub bardziej głębokie podziemie.
ENSON
Gorzowski raper i freestylowiec. To właśnie tej drugiej działalności zawdzięcza dotarcie do pewnej publiczności. Zaczął od wygrania Wielkiej Bitwy Szczecińskiej w 2006, potem przyszły wysokie lokaty na takich imprezach jak Wielka Bitwa Warszawska czy Wojna o Śląsk. Według niektórych, to on powinien wygrać finał tej pierwszej imprezy, gdzie zmierzył się z Flintem. Do historii polskiego freestylu przeszły jego dwa legendarne pojedynki z Trzy-Sześciem, w ramach Bitwy o Mokotów i WBW. To w tej drugiej walce padł słynny pancz „masz 20 lat a wyglądasz jak mała dziewczynka, u ciebie Masturbacja to pedofilia”. Parę lat temu zakończył karierę freestylowca, pozostawiając po sobie opinię mocarnego panczlajnera ze specyficzną manierą i przeciętnym flow, który nie wykorzystał do końca swego potencjału, nie wygrywając żadnej z najważniejszych imprez.
Nawiązując do bitew, warto wspomnieć o dwóch beefach. Pierwszy miał miejsce między nim a ekipą 3FRap. Gorzowski raper nagrał wpierw przyzwoitą Pokutę, a następnie odpowiedział na diss będący stekiem wyzwisk i gróźb za pomocą Prawda się nigdy nie starzeje , którym znokautował siedmiu (!) raperów. Mimo słabej jakości utworu i kiepskiego wokalu, wersy typu „Idę pod łukiem triumfalnym, ciebie triumf omija łukiem” czy „Chciałeś ruchać moją rapgrę panczem? Ja twoją rucham teraz, bo jej uda kurwa nie znają się nawet na siema” zrobiły niezłe wrażenie na nielicznym wówczas słuchaczach śledzących beef. Kolejnym przeciwnikiem Eno był Tomb, który, mimo wyższego poziomu niż 3FRap, także uległ. Enson na zaczepki (spowodowane tym, że odmówił wspólnej nagrywki) wpierw odpowiedział w gościnnej zwrotce w utworze Offline, wypluwając pancz za panczem, a następnie nagrywając według niektórych najlepszy diss w polskim rapie, którego tytuł „Nie nagram dla ciebie featu” jest parafrazą starego utworu w konwencji bragga pdt. „Nie nagram na ciebie dissu”. Utwór ten zdawał się potwierdzać tezę o byciu najlepszym polskim panczlajnerem, a „Twój rap jest jak bierki – cienki i bardzo mało z niego wyciągniesz nikogo nie ruszając” został mianowany jedną z najlepszych rapowych rozkmin.

Studyjna kariera Ensona obfituje w kilka epek nawijanych na wolno, parę zapomnianych, jak Serce ep czy trochę bardziej znane Litery Jutra, a także w jedyny jak na razie w miarę rozpoznawalny materiał, czyli 8 kroków dalej, na którym udzielił się Laikike1. Jest to, jak mówi sam raper, zbiór mniej lub bardziej starych kawałków. Choć bity (poza do tego w Świat jest wielki) stoją na raczej niskim poziomie, a flow i dykcja pozostawiają sporo do życzenia, poziom liryczny w dużej mierze nagradza te niedoskonałości. Świetne bragga, ciekawe koncepty i sporo mocnych wersów, zarówno bitewnych, jak i życiowych, choćby:
„Wrogowie to abonament za posiadanie talentu”
„Twoje pomocne dłonie zamykają mi się na gardle, znam je tak, że mógłbym nawijać ich linie papilarne”
„Weterani, niby grają od tak dawna, że ich matki straciły cnotę przy ich kawałkach”
Właśnie błyskotliwośc stanowi główną siłę rapera. Dobry wers atakuje dobry wers , nachodząc na poprzedni dobry wers. Ze świecą szukać podobnego tekściarza w polskim rapie, który tkałby równie złożone sieci gier słownych, nawiązań i porównań. Warto wrócić do kwestii głosu i dykcji. Można wywnioskować, że Enson urodził się z dość poważną wadą wymowy, potwierdza to stary track A.J., gdzie nie wymawia on połowy głosek. Dzięki pracy nad sobą, na tym materiale nie jest już tak źle jak było, a późniejsze ćwiczenia emisji głosu, lekcje śpiewu, a nawet operacja strun głosowych pozwoliły uzyskać ponadprzeciętne możliwości w tym zakresie. Od brzydkiego kaczątka do łabędzia.
Obecnie raper pracuje nad nową płytą, która pierwotnie miała ukazać się już 2 lata temu, nie wiadomo jednak, jak często zmieniała się jej koncepcja i ile tekstów poszło do kosza. Na razie trzeba się zadowolić licznymi featuringami. Poniżej kompilacja występów gościnnych z 2012 roku, z której można się dowiedzieć, jakie postępy poczynił raper.
PJENTAK
Rozpoczynał karierę startując w bitwach freestylowych, jednak nie odnosił tam większych sukcesów. Pewien fejm, niestety, negatywny, wyrobił mu dopiero beef z B.R.O. Po tym, jak raper z kolorowym plecakiem nagrał swój track z (przynajmniej w założeniu) maszynowym wyrzucaniem z siebie wersów, Pjentak zdissował go na bicie z Remember The Name, gdzie nagrywając na raz dorównał Bro w kwesti fast rappingu. Tamten odpowiedział na diss, po czym Pjentak nagrał Masz i pomyśl, czym moim zdaniem ewidentnie wygrał beef. Wers z Millerem domknął wieko. W opinii fanów Bro, których jest zdecydowanie więcej, wygrał jednak kolory chłopiec, i w ten sposób Pjentak ma negatywną opinie u części rapowego elektoratu.

Lepszą promocję niż beef robią mu nagrywki. Pierwszym materiałem, który trafił do neta i odbił się jakimś echem, był w W kurwe brudny mixtape, nagrany jeszcze pod ksywką Pjentack razem z wówczas nieco bardziej znanym Plejerem, który swoją drogą również freestylował. Materiał był całkiem przyjemny, chłopaki mieli między sobą świetną chemię na majkach, nawijając na niezłych bitach szczere i proste, ale nie prostackie teksty. Jeszcze lepsze opinie zebrał Rap outlet mixtape, a którym raper jeszcze bardziej rozwinął stylówkę i flow, dalej dając te same, autentyczne i zajawkowe teksty z licznymi follow-upami. W 2011 ukazała się epka z Jacą, niestety epka, bo przez problemy z dyskiem stracono część materiału. To co pozostało, to świetne bity Jacy i ten sam, niezły, uliczny rap. Pjentak nagrał też dwa albumy w składzie z Rinem, Siejkiem i Zbylem, jeden z nich to epka z 2011, druga to lp z 2012. W obu przypadkach mamy to samo – dość przyjemne, ale w istocie przeciętne bity, jeszcze słabsi koledzy i dobry Pjentak.
To, co charakteryzuje jego rap, to specyficzna maniera i sposób akcentowania wersów oraz dość dynamiczne, ściśnieniowane flow. Dysponuje pewną charyzmą, autentycznością, tak, że wierzę w jego historie, gdy opowiada o swoich przeżyciach. Stawia raczej na proste rymy, bez jakiegoś przerostu formy nad treścią, choć zdarzają się przyzwoite wielokrotne. Całkiem niedawno Pjentak przeszedł lekką przemianę i postawił na niuskul, niejako odcinając się od dotychczasowej twórczości. Pracuje nad nowoczesną płytą w amerykańskim stylu, godzinami ćwiczy flow i dykcję, stosuje zabiegi takie jak przyspieszenia i hashtagi. Na owoce tej metamorfozy jeszcze poczekamy, tymczasem poniżej reprezentatywny dla jego twórczości utwór.
WICIU
Podobnie jak powyżsi raperzy, zaczynał od freestylu, co szło mu całkiem nieźle. W swoim CV mógłby mógłby zapisać m.in. 2 miejsce w Bitwie o Fort, 2 miejsce w eliminacjach do WBW 2009 czy wygranie Bitwy o Bitwę w Warszawie. Jego dyskografia jest póki co dość uboga. Zadebiutował 8 minut rapu, czyli czterema krótkimi utworami, w którym zaprezentował wszelakie gry słowne i bragga. Materiał został niezbyt przychylnie przyjęty, hejtowali go nawet ludzie, którzy potem jarali się kolejnym materiałem, czyli Dwoma Biegunami. Jest to inna płyta, nagrana bardziej na poważnie, choć teksty zostały napisane w mniej więcej 2 tygodnie, a bity dobrane lekko na odpierdol. Traktuje ona o życiu Witona, o jego przeżyciach, doświadczeniach, piciu z ziomkami. Można by rzec, standardowy, podziemny rap, z którym można się utożsamić. Z czasu 8 minut zostały tylko pewna skłonność do gier słownych i ogólnie błyskotliwych linijek, których nie brak na albumie, jest też kilka follow-upów.
„Kolejny dzień jak Tupolew zleciał”
„Są na bakier z techniką jak kurwa amisze”
„Każda chce pereł i masę innego chujstwa my jak mamy perły to obok łomzy i żubra”

Mimo niedostatków we flow i lekko przymulonego głosu, album jest propsowany do dzisiaj. Witon ujął słuchaczy nie tylko rapem, ale też swoim podejściem do życia. Na każdym teledysku czy filmiku, na którym jara się lajkami na fejsbuku emanuje pozytywną energią i uśmiechem od ucha do ucha. Nie zmienia tego nawet fakt, że rzucił w fana krzesłem.
Od czasu swojej ostatniej płyty, Wiciu nagrał wiele featów, wziął udział m.in. w Wizji lokalnej Warszawa, skąd pochodzi jego słynne, parafrazowane wielokrotnie „Jak mój człowiek Plejer”. Wydał też trochę luźnych utworów, w tym Nie poddawaj się na elektronicznym bicie, gdzie ujął sztampowy temat w całkiem ciekawe wersy, jak choćby:
„Nie gadam, że jestem alkoholikiem,
choć weekend w weekend walę liter w liter typie
bardziej niż hajsu szkoda mi czasu, choć za ten szmal rozkręciłbym niezły biznes
rozkręciłem tylko nerwy ze stali,
stawy – kurwa mać, jestem rozmontowany”
Pare miesięcy temu wydał też utwór, w którym zmierzył się z obecnymi trendami w polskim rapie, czyli hashtagami i przyspieszeniami na niuskulowym bicie, pdt. Nikt w Polsce jak. Obecnie pracuje nad kolejną płytą, nie wiadomo, czy klasyczną, czy utrzymaną właśnie w takiej konwencji jak poniższy track.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
„Kutas Records” – żart Kuqe 2115 to tak naprawdę spory problem – felieton
Wspomniana wytwórnia istnieje, jest z Polski i ma pół miliona słuchaczy.
Kilka dni temu Kuqe 2115 opublikował żartobliwy film, w którym mówi, że odchodzi z 2115 Label na rzecz nowej wytwórni „Kutas Records”. Pośmialiśmy się z rzekomo czerstwego żartu, który tak naprawdę nie do końca był żartem. Jak sprawdziliśmy, wytwórnia „Kutas Records” istnieje, jest z Polski i podbija Spotify.
„Kutas Records” – o co w tym chodzi?
Na Youtube powstał kanał zatytułowany „Kutas Records”. Uśmiech na twarzy może budzić nie tylko nazwa kanału, ale także współgrające logo z plemnikiem. Od razu więc mamy jasny komunikat, że mamy do czynienia z trollingiem. Tylko ten żart powoli wymyka się spod kontroli, bo jest całkiem sprawnie zarządzany.
Kawałki, które pojawiają się na kanale mają zawsze podtekst erotyczny i są w pełni wygenerowane przez skrypt AI. Ich treść jest dość wulgarna, ale dla młodszych odbiorców może być interesująca i zabawna. Każdy kawałek jest dobrze opisany i ma wygenerowaną unikalną okładkę. Tytuły numerów, podobnie jak ich treść jest nacechowana seksualnie.
Oto kilka przykładów:
- Dariusz Jebadło – Podziemny Drąg
- Gejtos – Bóg Morza
- Cwelgar – Gejowski Łowca Potworów
- Johnny Cwel – NNN (Nie Orzech Listopad)
- Homo Erectus – Gejowski Jaskiniowiec II (prod. Kutas Records)

W ciągu roku, odkąd istnieje „wytwórnia” na Youtube wygenerowano 163 utwory, które łącznie mają ponad 4 mln wyświetleń.
Spotify podbite przez „Kutas Records”
Jeszcze większe cyfry żartobliwa wytwórnia wykręca na Spotify. Przed kilkoma dniami doszło do sytuacji, kiedy na pierwszych 15 miejsc najbardziej viralujących numerów aż 8 pochodziło z labelu „Kutas Records”. Na pierwszym miejscu mogliśmy zobaczyć „Antycznego Napaleńca”, który przebił już barierę 1 mln streamów.

Wytwórnia AI ma już blisko pół miliona słuchaczy na Spotify. To więcej niż Belmondo (300 tys.), Liroy (160 tys.) czy Ten Typ Mes (240 tys.). Niewiele więcej od żartownisiów ma np. O.S.T.R. (580 tys.), który jest w ciągu wydawniczym od ponad 25 lat.

Co więcej, kawałki wygenerowane przez AI zaczynają trafiać też do TOP 50 Polska. Wspomniany „Napaleniec” jest obecnie na 8. pozycji, wyprzedzając m.in. Malika Montanę, Kaza Bałagane czy Pezeta.

AI w muzyce – mamy problem
Sztucznie generowane kawałki i całe „wirtualne wytwórnie” oparte na AI to coraz większe wyzwanie dla branży muzycznej. Z jednej strony zalew tanich, żartobliwych produkcji obniża próg wejścia, ale z drugiej – rozmywa granice między twórczością a automatem.
To jest też problem dla słuchaczy, bo coraz częściej mają oni problem z odróżnieniem prawdziwej muzyki od algorytmicznej masówki. Branża stoi więc przed pytaniem, jak chronić kreatywność i unikalność w czasach, gdy muzykę można „wyklikać” w kilka sekund.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Eminem ma polskie korzenie? Dokumenty wskazują na wieś pod Strzegomiem
„Pradziadek rapera wpisywał w dokumentach narodowość polską”.
Brzmi absurdalnie? Z dokumentów wynika, że jeden z największych raperów świata ma rodzinne powiązania z Polską. Według badań genealogicznych część przodków Eminema pochodzi z Dolnego Śląska.
Od lat w mediach powraca temat polskich korzeni Marshalla Mathersa. Wiele portali pisze wprost – pradziadek Eminema był Polakiem. Choć historia ta nigdy nie zyskała takiej popularności jak internetowe plotki o jego rzekomej niechęci do Polski, fakty wskazują, że raper rzeczywiście może mieć polskie pochodzenie.

Polskie korzenie Eminema
Jak ustalono, jeden z pradziadków Eminema od strony matki – Georg A. Scheinert – urodził się 29 stycznia 1851 roku we wsi Kostrza, znajdującej się dziś w gminie Strzegom (woj. dolnośląskie).
Miejscowość ta, znana z wydobycia granitu, należała wówczas do Prus i nosiła nazwę Häslicht. Przodkowie Eminema mieli być z nią związani od pokoleń. W dokumentach pojawiają się nazwiska Joseph Scheinert (ur. ok. 1825) i Ewa Wasuzki (1827–1901) – rodzice wspomnianego Georga. To właśnie nazwisko Wasuzki, zapisane błędnie przez amerykańskich urzędników imigracyjnych, może sugerować polskie pochodzenie matki przodka rapera.

Przodkowie rapera – „Ger Polish”
Sprawą zainteresował się Janusz Andrasz, autor bloga „Genealogiczne śledztwo”, który odnalazł szereg dokumentów potwierdzających ten trop. Jak wskazuje, część aktów metrykalnych nie zachowała się, jednak dostępne źródła sugerują, że przodkowie rapera rzeczywiście mogli pochodzić z terenów dzisiejszej Polski.
Co więcej, w amerykańskich spisach ludności z początku XX wieku pojawia się przy rodzinie Scheinert określenie „Ger Polish”, co tłumaczone jest jako narodowość polska, kraj pochodzenia – Niemcy.
– Znalazłem zagadkowo brzmiący wpis w spisie mieszkańców USA z 1910 r., gdzie w przypadku jednej z córek Georga (wspomnianego 3x pradziadka Eminema) – Marcie Scheinert, po mężu Roesch, w rubryce „Miejsce urodzenia ojca”, znajduje się zapis „Ger Polish”. Potem znalazłem analogiczną kartę ze spisu, dotyczącego samego Josepha Scheinerta, czyli jej ojca. I tu również pada określenie „Ger Polish„, które znalazło się zarówno w rubryce jego matki, czego można byłoby się spodziewać, mając na uwadze jej polsko brzmiące nazwisko Wasuzki, jak i w rubryce podającej pochodzenie ojca Georga – Josepha Scheinerta! – pisze badacz.

W Eminemie płynie polska krew?
Wnioski z przeprowadzonego śledztwa odnośnie „polskości Eminema” są niejednoznaczne, ale coś ewidentnie jest na rzeczy.
– Skoro urodzony w 1851 roku w pruskim Häslicht Georg Scheinert, mieszkając w USA już od 46 lat, wpisuje w roku 1910 jako swoją narodowość polską, to coś jednak na rzeczy musi być. Niestety, bez dostępu do metryk tej tajemnicy wyjaśnić się nie da. Przyznam, że na początku tego genealogicznego śledztwa myślałem, iż wzmianka o polskich korzeniach Eminema była pomyłką. Teraz jednak widzę, że to raczej tajemnica, która wciąż czeka na swoje rozwiązanie.
Choć metryki z XIX-wiecznej Kostrzy nie są dostępne online, odkryte zapisy pozwalają przypuszczać, że w żyłach Eminema rzeczywiście może płynąć kropla polskiej krwi.
Fakty kontra plotki
W przeciwieństwie do dawnych, nieprawdziwych historii o rzekomym spaleniu polskiej flagi przez Eminema czy jego niechęci do występów w Polsce, informacje o polskim pochodzeniu rapera mają częściowo podstawy w dostępnych dokumentach.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Schwesta Ewa i Loredana – jedna z najbardziej wyczekiwanych kolaboracji od lat! – felieton
Polsko-niemiecko-albański mix, który może podbić rynek naszych zachodnich sąsiadów.
Fani komentują nieustannie sociale, upominając się o wyczekiwaną kolaborację dwóch kluczowych artystek w Niemczech. Kilka miesięcy temu pojawiły się filmiki jak Loredana czekała na Schwesta Ewę, przetrzymywaną dłużej przez celników na lotnisku. Wtedy pojawiły się pierwsze plotki na temat ich współpracy.
Takiego koktajlu nikt się jednak nie spodziewał. Można powiedzieć, że to muzyczne kamikadze przyprawiające o skoki ciśnienia. Jak mówi mój znajomy z Albanii: „Nie ma nic niebezpieczniejszego niż polsko-albański mix”. I chyba coś w tym jest.
Schwesta Ewa od dłuższego nie wypuściła żadnego nowego projektu i mocno ucichła w social mediach, zwłaszcza po tragicznej śmierci Xatar’a. Dużo osób oczekiwało od niej publicznego statementu, jednak ona przeżywała żałobę prywatnie.
Naturalnie, każdy z nas miał ochotę na nowe projekty jednej z najbardziej kontrowersyjnych raperek w Niemczech. W połowie października ukazała się świetna, nowa płyta rapera SSIO, wypromowana z resztą z wielkim sarkazmem, komizmem, rozmachem oraz zabawnymi i politycznymi reels, które viralowo latały w socialach. Niemiecki rynek nie widział jeszcze czegoś takiego, współtwórcą wizuali był jeden z najbardziej utalentowanych video makerów Mac Duke, który jest w połowie Polakiem. Raper zaprosił naszą rodaczkę m.in. na „Bitte keine Anzeige machen”, gdzie Ewa nawija do bardzo chilloutowego beatu:
Prześlizgam się przez system sprawiedliwości w szpilkach Versace
Wyślij laskę – Sandy do inspektora
Nancy do sędziego, gdzie uprawia seks na pieska
Albo duplikat Rolexa jako
akt wdzięczności za utracone dokumenty.
Fakt, że Ewa nie przebiera w słowach czyni ją jedną z najbardziej autentycznych postaci na niemieckiej scenie muzycznej. Do tematu bycia real odniosła się ostatnio Albanka, która w “Privileg” mocno krytykowała inne raperki i ich wizerunek, zarzucając im poniekąd kopiowanie jej osoby oraz wiele sztuczności. Loredana ma od wielu lat status gwiazdy, wybijając się typowymi chartowymi hitami. Już na początku kariery zyskała szybko popularność i uznanie. Niemcy potrzebowali nowej ikony damskiego rapu, kogoś kto nie tylko dobrze wygląda, ale potrafi faktycznie nawijać.
Jej burzliwy związek z raperem Mozzim, turbulentne sytuację życiowe, przeobraziły Albankę w artystkę, która odcięła się od starego brzmienia. King Lori mówi wprost, że ma dosyć robienia muzyki typowo pod label. Jej ostatni projekt jest osobisty, dlatego tak dobry. Prawda jest taka, że mimo komercyjnych początków Loredana jako jedna z nielicznych, autentycznie odzwierciedla wizerunek i definicję Hip-Hopu. Co ciekawe, nie pokazuje się w głębokich dekoltach czy kusych sukienkach, nie twerkuje na klipach, co jest w obecnych czasach dość unikalne.
Dwie silne kobiety – połączenie albańskiego i polskiego temperamentu to jedna z najbardziej ekscytujących kolaboracji od lat na niemieckim rynku muzycznym! Loredana i Schwesta Ewa w „Ihr möchtegern”.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Koniec kariery Quebonafide to farsa. Jego fani to „Psikutasy”, ale bez „s” – felieton
Opluj, zdepcz, ale na koniec przeproś.
Każdy element końca rapowej kariery Quebonafide miał wtopę i jest szeroko krytykowany nawet przez jego fanów. Od wydarzenia online, przez koncert na Narodowym, po wysyłkę płyt.
Z polskimi raperami jest dokładnie tak, jak z polskimi politykami. Mogą odpi*rdolić największą kaszanę, a i tak za chwilę wszyscy o tym zapomną. Tak jest teraz chociażby z Popkiem, który po kilku miesiącach od afery z psem wrócił do mainstreamowych mediów, a Kuba Wojewódzki przywitał go jak króla. To samo dzieje się z Januszem Palikotem, który jest w trakcie ocieplania swojego wizerunku w mediach. Komentatorzy zastanawiają się np. ile kosztuje wybielenie się u Żurnalisty, u którego był ostatnio pseudo biznesmen z Biłgoraja.
Jeszcze inaczej jest z Quebonafide, bo fani rapu są jeszcze bardziej podatni na dymanie i można to robić długofalowo – spokojnie – oni wybaczą wszystko, bo mają wyjątkowo silną psychikę. Takie Psikutasy, ale bez „s” na końcu.
Zakończenie rapowej kariery Quebonafide poszło jak krew z nosa – wyjątkowo dużego nosa. Większość pewnie już nie pamięta, ale budowanie napięcia przed ostatnim koncertem trwało naprawdę długo, a balonik był napuchnięty jak konserwa po surstrommingu. Media i fani robili „ochy i achy” na każde pierdnięcie rapera, a Krętacz z Ciechanowa to sprytnie wykorzystywał. Kiedy jednak przyszedł moment, żeby powiedzieć „sprawdzam”. Po stronie artysty tego nie udźwignięto.
Wydarzenie online reklamowane jako coś ekskluzywnego, i żeby to obejrzeć wiele osób musiało się zwalniać z pracy – ma być za chwilę dostępne online w każdej chwili dla każdego – kiedy tylko będziesz miał na to czas. Awesome! To tak się da? Da, no chyba, że chciało się włączyć tryb dymania, to się nie dało, ale teraz już się będzie dało, bo Canal+ rzucił kilka monet.
Koncert na Narodowym był pokazem chciwości i braku szacunku dla fanów. Kupiłeś bilet na ostatni koncert, a tu bach! Dzień wcześniej 60 tys. osób zobaczy ten sam koncert – szybciej niż ty – wierny fan, który kupując bilet był przekonany o wyjątkowości ostatniego koncertu. Znów zwolniłeś się z roboty, żeby klikać F5 na stronie, próbując załapać się na wejściówkę. Jakby tego było mało, piątkowi koncertowicze zleakują go w sieci – tysiące TikToków i artykułów prasowych i brak efektu pierwszeństwa – znów zostałeś przegrywem, ale mimo wszystko dalej czujesz się kimś elitarnym. No tak, elitarnym przegrywem też można być.
To oczywiście nie wszystko, bo z boxem „Północ/Południe” jest jeszcze większa wtopa. Preorderowicze mieli dostać zakupione boxy pod koniec sierpnia. Mamy tydzień do listopada… i oświadczenie Dawida Szynola, że na boxy jeszcze…. poczekacie. Kilka tygodni.
Koniec, bo szkoda strzępić ryja. Ha tfu!

Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Dawid Obserwator, na litość boską! „Nie miałem co jeść, mama robiła mi obiady” – felieton
Były raper dziękuje Bajorsonowi, a potem Bogu.
Dawid Obserwator to idealny przykład, jak swoim karczemnym zachowaniem można zaprzepaścić i tak ledwo funkcjonującą karierę rapera, by potem żalić się, że mama musiała mu gotować obiady, bo ten ma dwie lewe ręce i nie może iść do normalnej pracy.
Dawid Obserwator od zawsze był 3-ligowcem z przebłyskami wyświetleniowymi, bez perspektyw na większy zarobek z rapu, bo sprzedaż jego płyt oscylowała wokół błędu statystycznego, a koncerty można było policzyć na palcach jednej ręki. W przypadku ulicznych raperów trzeba być naprawdę topką, żeby mieć booking koncertowy, z którego można utrzymać się na poziomie. Nawet Peja, który jest weteranem przez lata był pomijany w line’upach największych hip-hopowych festiwali, bo według organizatorów uliczny rap nie nadawał się na taką imprezę i wprowadzał negatywny klimat.
„Boję się, że w rapie nie osiągnę więcej” – rapował w maju 2022 roku były zawodnik Step Records. Trzy miesiące później okazało się, że młody Dawid Obserwator próbował zrobić karierę polityczną w strukturach PiSu. Był jednym z twórców młodzieżówki tej partii w Wałbrzychu. Gryzło się to trochę z jego późniejszą karierę ulicznika, ale wciąż to było do przełknięcia przez jego garstkę fanów. Wystarczyło się przyznać, obrócić w żart, zrobić cokolwiek innego niż kłamać. Tymczasem Dawid postanowił brnąć w fejki, że nic takiego nie miało miejsca i tak właściwie znalazł się tam przypadkiem i było to jednorazowe, więc nie ma tematu. Większy reserach sprawił, że pojawiły zdjęcia Obserwatora z prominentnymi działaczami PiSu, a także wyszły na jaw dokumenty, że raper z ramienia partii Jarosława Kaczyńskiego zasiadał w komisjach obwodowych.
Ledwo zipiąca rapowa kariera Dawida załamała się na amen, bo nie był już wiarygodny dla swoich słuchaczy. Na odchodne zdissował GlamRap.pl bo opisał jego przeszłość polityczną i wytknął kłamstwa. A prawdziwy uliczny raper przecież taki nie jest, bo to nieskazitelny gracz i dobry chłopak, który zawsze dorzuci się do rakiety.
Wałbrzyski raper po załamaniu kariery bynajmniej nie poszedł do pracy. Wynika to z jego najnowszych statementów, bo teraz żali się, że nie miał co jeść i obiady musiała mu gotować mama. To kolejna bezczelna zagrywka byłego rapera, czyli branie ludzi na litość i jednoczesne chwalenie się wynikami w branży disco-polo. To trochę tak jakby ksiądz zrzucił sutannę, został najbardziej aktywnym ze Świadków Jehowy i odtrąbił sukces, żaląc się na brak gosposi.
– Chciałem podziękować wam z całego serca, ekipie siemano soprano i Bogu, i też przede wszystkim sobie kochani, bo jak mam mówić szczerze to rok temu byłem na dnie nie miałem co jeść mama mi przynosiła obiady. Zobaczcie, ile zrobiłem w rok. I to nie chodzi o to, że chcę się chwalić, ale skoro taki wulkanizator z Wałbrzycha może to wy też.
To zabawne jak szybko można przemianować się z rapera na disco-polowca. W którym momencie w głowie zachodzi ten proces, że zamiast sztywnym chłopakiem z ulicy jesteś zabawnym grajkiem do kotleta z narkotycznymi refrenami, którym do tej pory twoje środowisko gardziło. Money is bitch.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
-
News4 dni temuZnany muzyk ujawnił mroczne kulisy śmierci Pona
-
News5 dni temuKto z ZIP Składu nagłośnił zbiórkę dla córki Pona? Odpowiedź zaskakuje
-
News3 dni temuPeja zaskakuje – zdjęcie z Pelsonem i Doniem. „Spotkanie po latach”
-
News5 dni temuDiddy zrobił obiad dla 1000 współwięźniów. Gangsterów zagonił do garów
-
Felieton4 dni temu„Kutas Records” – żart Kuqe 2115 to tak naprawdę spory problem – felieton
-
News2 dni temuPrzemek Ferguson dissuje Filipka!
-
News1 dzień temuBezdomny Bastek dostał propozycję pracy. Jak zareagował?
-
News5 dni temuPo bójce z Żabsonem, Bedoes ma bliznę na głowie