Sprawdź nas też tutaj

Felieton

Polski rap, a „polski” tylko z nazwy. W rzeczywistości to taki z niego Snapchat – felieton

Opublikowany

 

Niekiedy tęsknię za czasami, gdy hip-hop był synonimem łysych dresów.

Kiedy już spotkam się z Cokiem i zaczniemy rozmawiać o muzyce, jesteśmy rozpędzeni jak – miejmy nadzieję – Lewandowski z Milikiem na przyszłych Mistrzostwach Świata. Zwykle te rozmowy są pasjonujące i wyczerpujące, ale z każdej – zupełnie tak jakby to były „promocje” w Biedronce – zawsze coś wynoszę. Bardzo mnie one motywują i inspirują. Zazwyczaj miejscem akcji są ulice Zagórza, po których łazimy, a mijani znajomi mogą jedynie się dziwić, że jak to tak dwóch chłopów tyle czasu może się szwendać i rozmawiać bez browara. Ostatnio do jednej z tych rozmów dołączył kaeesy kaeesy. Z browarem. Przyznaję, że była to chyba jedna z najciekawszych rozmów, jakie w życiu wspólnie przeprowadziliśmy. Powiedzmy, że jej wiodącym tematem było – w dużym uproszczeniu – dziedzictwo. Muzyki? Polskość muzyki? Zwykłe, niezobowiązujące pierdolenie o czymś? Tak czy inaczej, spotkało się trzech chłopaków z bloków i rozważali bez końca.

 

Jasne, odnosiliśmy sukcesy na arenie międzynarodowej. Miles Davis fascynował się Michałem Urbaniakiem. Tomasz Stańko w takim Londynie był kiedyś bardziej popularny od Wojciecha Szczęsnego. Płyty Jerzego Miliana, Big Bandu Katowice czy kogokolwiek innego z plakietką Polish Jazz są bardziej dostępne (i tańsze) w Stanach Zjednoczonych niż w Polsce. Krzysztof Komeda, Roman Polański*, Urszula Dudziak, jazz, Grażyna Łobaszewska. Ponoć Japończycy w swoich upodobaniach stawiają polski jazz wyżej niż ten korzenny, amerykański. Autentycznie. Widziałem fragment jakiejś ichniejszej telenoweli typu N Jak Nienawiść, w której rozmawiały sobie dwie sympatyczne Azjatki, przeżywały rozstanie jednej z nich z jakimś Yakuzą, a w tle leciał nasz rodzimy jazz. Chuj w to. Ogromnym uznaniem na zachodzie cieszył się również Breakout czy SBB. I kiedy tak sobie o tym pomyślę, jeszcze bardziej niż zwykle cieszę się z tego, że jestem Polakiem! Odczuwam dumę! Tak, naprężam swoją zapadniętą klatę z przekonaniem, że nikt mi nie podskoczy. Niech podchodzą pojedynczo, żeby nikt przypadkiem dwa razy nie dostał! Problem w tym, że tego dnia na będzińskim rejonie zaczęliśmy się zastanawiać skąd taka popularność polskiej muzyki w Stanach? Dlaczego liczni cudzoziemscy diggerzy, w każdym krakowskim sklepie z winylami, swoje poszukiwania zaczynają od nadwiślańskiego jazzu? I odwrotnie. Czemu udając się do pierwszego lepszego sklepu na zadupiu w Północnej Dakocie, sprzedawca zagai Cię o Tadeusza Nalepę jak tylko się dowie, żeś Polak?

 

Rozmawialiśmy dalej, a nasza dyskusja co rusz przeskakiwała po różnych płaszczyznach. W żadnym wypadku nie chciałbym teraz zabrzmieć jak jebany ignorant. Wolałbym nie palnąć czegoś deprecjonującego dorobek powyższych artystów, ponieważ każdego z nich szanuję i namiętnie słucham. Zmierzam jednak do tego, że w zdecydowanej większości tworzyli oni muzykę zachodnią. Nie była ona zaadoptowana na polskie podwórko i często nie zawierała ona w sobie tego pożądanego polskiego pierwiastka. Pierwiastka polskości. Teksty były napisane i zaśpiewane w języku polskim, nie przeczę, ale warstwa muzyczna była zachowana w zachodniej stylistyce. Najwidoczniej to musiało urzec Amerykanów i powodować, że zakochiwali się w tych płytach bez opamiętania. W końcu uwielbiali muzykę. Swoją muzykę, jak to Jankesi. A w tym konkretnym przypadku tak się wsłuchiwali w wymyślne improwizacje, że nie zwracali uwagi na śpiewanie po jakiemuś tam. Odbierali ją jak swoją, zapominając, że pochodzi z najodleglejszych rejonów Europy.

 

W ten sposób nasza dyskusja dotarła do etapu, w którym skupiliśmy się głównie na adaptacji zachodnich dóbr muzycznych na naszym podwórku. A uściślając, mieliśmy na myśli rap. Najpierw szukaliśmy kogoś, o kim naprawdę można powiedzieć, że tworzył stricte polską muzykę, a nie tylko przenosił zachodnie brzmienia na rodzimy grunt. Po kilku próbach znaleźliśmy. Padło na Grzegorza Ciechowskiego. Już pod pseudonimem Grzegorz Z Ciechowa tworzył wspaniałe rzeczy, bazując na polskim folkloru. Zresztą jego twórczość mogłaby idealnie wzbogacić polski rap, bo pod muzykę z takich Umarłych Słów mogłyby dziś na spokojnie nawinąć Dwa Sławy, a nie odstawałoby to pod kątem spójności od żadnego utworu z Dandys Flow. No więc, drodzy beatmakerzy, jak produkować muzykę dla polskich raperów, aby w końcu zerwać z łatką kalki? Aby nareszcie zaprzestano powtarzać wyświechtane już prawidło, że polski rap to nic innego jak Ameryka? Mówią tak teraz, gdy króluje nowoczesność. Mówiono tak niegdyś, gdy każdy domorosły producent chciał być jak Pete Rock. Z drugiej strony jak nie mówić? Wyrywkowo oglądam polskie wideoklipy, a pewnego razu włączyłem jakiś szlagier, ubóstwianego przez Childisha Gambino wszystkich zespołu Migos. Oniemiałem, bo zobaczyłem identyczne ruchy jak w polskich teledyskach i posłuchałem tych samych podkładów. Zauważyłem te same fryzury, trendy. Z tą różnicą, że to nie Amerykanie naśladują Polaków. I nigdy nie naśladowali. Tak więc może zamiast pozwalać dalej na wtórność, nastał czas na stworzenie swojego, swojskiego, unikatowego brzmienia?

 

Spójrzcie na Francuzów – bez ich smutnego pianinka świat wydawałby się mimo wszystko… smutniejszy? Spójrzcie na Niemców i ich syntetyczne brzmienia, tak samo dokuczające uszom jak język. Wielka Brytania stworzyła swój gatunek – grime, który ma swoją niemal romantyczną (nie mylić z cukierkową) genezę. A co my moglibyśmy wprowadzić do tej muzyki poza klapkami Kuboty w klipach? Jako pierwsze nasuwa się disco-polo. Nigdy nie interesowałem się historią tej muzyki, ale podejrzewam, że wywodzi się z jakiejś włoskiej listy przebojów. W świadomości Polaka jednak od zawsze tkwi jako polskie. Ale czy wyobrażacie sobie Quebonafide, który nawija pod muzykę Ona Tańczy Dla Mnie? Nie liczę różnego rodzaju jajcarskich mash-upów. Coś chyba eksperymentował Sobota, ale nie oszukujmy się – to niedopuszczalne. Niestety coraz więcej moich znajomych bez żadnej krępacji słucha disco-polo, nuci teksty piosenek na pamięć i zetknąłem się z przemycaniem tam rapu. Zdarzali się jacyś rapujący wannabe Funky Filona, ale wiadomo – wszystko zostało w kręgach odbiorcy tego nurtu, który słuchał tych rymowanek bez zażenowania. A może folklor, pieśni ludowe? Według mnie wydawałoby się to najbardziej na miejscu. Tylko że zrobił to już Matheo i Donatan, więc pozostali wystraszyliby się zabierać za folk. Choćby w obawie przed ostracyzmem. Bo przecież to rżnięcie Donatana, wykorzystywanie jego jakże intratnego patentu. Rżnięcie powiadacie? Lepiej już kreować rozpoznawalne brzmienie na bazie sampli z polskiej muzyki ludowej niż układać gotowe pętle z paczek, no nie?

 

Niekiedy tęsknię za czasami, gdy hip-hop był synonimem łysych dresów i uśmiercania nieprawdziwych. Wspominam writerów i ich opowieści o tym, jak potrafili stać całymi dniami pod wolnymi ścianami na mieście, aby namierzyć gostków, którzy niechlubnie zżynają ich litery. Naprawdę. W tamtych czasach układanie klocków z gotowymi melodiami było niezwykle napiętnowane i oznaczało, że ktoś z lenistwa działa na eJay Music Maker. Wspomniałem już wcześniej, że nastał idealny czas na nadanie tożsamości naszej muzyce rap. Wyodrębnienie stylistyki, która to od narodzin była jedynie formą odtworzenia. Tylko trochę si w tym wszystkim pogubiliśmy. Ludzie ulegli przewartościowaniu. Zamiast wypracować styl, którego Niemcy mogliby nam pozazdrościć, a Japończycy jego plony wykorzystywać w swoich operach mydlanych, wolimy się kurwa wyzywać od złodziejów. Najgorsze, że za zgodą czołowych i rozpoznawalnych przedstawicieli gatunku, którzy swoimi wypowiedziami, broniącymi swoich kumpli, dają niejako przyzwolenie na tę wojnę. A może już mamy tę polskość, którą pospiesznie przeoczyłem? W końcu kłótnia i wzajemne oskarżanie się to taki polski atrybut. Od zawsze. Obecny również w środowisku rapowym. Rapowym. Rap, rap, rap… Dzisiejszy rap jest dla mnie jak Snapchat – zdaję sobie sprawę z jego popularności, ale kompletnie nie rozumiem, o co w nim chodzi.

 

Autorem tekstu jest Modest z ElQuatroNagrania.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

 

Felieton

„Sentino przejął majówkę”. Kupionymi wyświetleniami czy botami od komentarzy? – felieton

Scamerski duet postanowił wypromować nowy numer i merch.

Opublikowany

 

Sentino przeżywa drugą młodość, przejmuje majówkę w Polsce – informują rapowe media. Tymczasem to kolejny scam spod szyldu Sentino x Trueman i jego brzydka promocja.

Konflikt Sentino z Truemanem sprzed kilku tygodni był prawdopodobnie tylko sprytnym planem marketingowym dla kilku nagłówków. Chociaż wiemy, jaki jest Sebastian, to przemycanie przez Truemana co chwila informacji o „Casablance”, kiedy są pokłóceni od samego początku źle pachniało. Minęły zaledwie dwa tygodnie, a duet rusza z grubą promocją: nowego numeru, płyty i merchu! W tak krótkim czasie udało się to wszystko zorganizować czy może było to przygotowane już wcześniej? Teraz śmierdzi już tak, jakby w domu zaparkowała ci śmieciarka, a to dalej nie wszystko.

Większość ostatnich numerów Sentino po miesiącu od publikacji ma ok. 150 tys. wyświetleń na Youtube. Nagle pojawia się kawałek „Casablanca”, który otwiera promocję płyty „King Sento 2” i merchu z koszulkami. Po dwóch dniach ma prawie pół miliona odsłon. Dziwne, ale wystarczy spojrzeć do komentarzy, żeby poznać prawdę o tej promocji.

Trapstar i jego wątpliwości

Numer od samego początku jest pompowany przez boty, które piszą także pod nim komentarze dla zwiększenia zasięgu poprzez interakcje. Nie są to tzw. wpisy premium pochodzące z Polski, bo te są kilka razy droższe od tych „turecko-azjatyckich”. To losowe komentarze po angielsku, które co kilka minut pojawiają się masowo pod klipem. Najczęściej powtarzające się to:

  • „You just earned a new subscriber”
  • „I can t stop smiling watching this”
Kupione komentarze pod klipem Sentino

Sentino jak Skolim?

Idziemy dalej. Za produkcje nowego numeru Sentino odpowiada Crackhouse. Bardzo bliscy współpracownicy Skolima, któremu Young Multi zarzucił niedawno, że kupił sobie karierę milionowymi wyświetleniami pod klipami. Dorzucamy do tego Truemana jako menagera i mamy scamerską drużynę marzeń.

Fani porównujący sytuację z Sentino do Skolima

Mimo tego, że nowy numer Sebastiana śmierdzi jak zgniłe jaja, laurka w zaprzyjaźnionych mediach musi się zgadzać:

Przy okazji polecam tekst na temat działalności Sentino i Truemana: Sentino spadł Truemanowi jak z nieba. Uwiarygadnia scamy.

Czytaj dalej

Felieton

GSP „Wars-Sawa” – felieton

„Kim oni są? – krzyczy policjant przesłuchujący Mahatmę”.

Opublikowany

 

Przez

gsp

Warszawa, miasto, gdzie to nie hajs był problemem, tylko do której dziwki pojechać na noc. Gdzie nowe perspektywy, przybierając kształt rysunkowych gwiazdek na nocnym niebie, wlewały się falami światła do naszych spojówek.

Było głośne, niespokojne, niebezpieczne, i choć w tamtym momencie wydawało się nam domem, było właściwie miejscem, by oddychać. Oddychać, ale nie tak zwyczajnie… Oddychać smogiem pełnym konopnego dymu i wydychać rap wypełniony marzeniami o luksusie

Pustelnik, poszukujący spokoju, mógłby go tu odnaleźć jedynie pośród gwaru, wśród szumu dostrzegając linie wewnętrznej ciszy oplatającej jego skronie jak bluszcz… Czemu wcześniej nie dostrzegłeś jej zasięgu? Spoglądał w dal!

A jego oczy? Jakby z bólu utkane, jakby z opalu wykute, wykształcone, by móc wyczuć to, co ukryte, jak opuszki niematerialnych palców, delikatnie muskające kształty pokoju, w którym leżała nago…

Ta, była idealna. Zawsze wolał drogie swemu sercu przyjaciółki od tanich dziwek z Mokotowa i proste towarzystwo złodziei z Woli, od lewackiej młodzieży w kolorowych strojach, towarzystwo starych gangsterów — zawsze uważał, że w pewnym sensie to zagrożenie, ale byli też tacy, których szanował. Na ogół trzeba się ich wystrzegać…

Naprawdę… Okradną was, zabiją, zniszczą wam życie — możecie być pewni. No chyba że macie jakieś w sobie to coś… Takie coś specjalnego, co oni też mają, ale nie wszyscy, którzy to mają, muszą być jak oni… Oni to nie my… My to nie oni…

– Kim oni są? – krzyczy policjant przesłuchujący Mahatmę. A ten tylko, uśmiechając się delikatnie, mówi tonem ledwie głośniejszym od szeptu:

– A kim są „Oni”?

Kondukt pogrzebowy, niczym strumień łez, niosąc z prądem kilkadziesiąt pękniętych serc, wlewał się przez bramę cmentarza.

Większa część osób wyszła zaraz po ceremonii — my jednak zostaliśmy.

Żadne z nas nie mogło się pogodzić, że postanowił odejść.

Zostawił po sobie pustkę, którą jak dziura w płucach do dziś dławi czasem mój oddech.
Żaden opis nie jest w stanie wyrazić cierpienia na obliczu jego matki, gdy zamykano trumnę

Ani wyrazu spojrzenia starego bandziora, gdy zrozumiał, że widzi go ostatni raz…

Dzwony zaczęły uderzać miarowo, a wiatr wybrzmiewał smutną pieśń…

Stary grabarz patrzał bez wyrazu na górę ziemi, którą trzeba było przysypać trumnę…

Za kilka dni postawią tam pomnik… Taki z prawdziwego zdarzenia…

Ale dziś wbili krzyż i położyli na nim kwiaty, by osłonić nagi kurchanik przed wzrokiem przechodniów.

Pomyślałem sobie, że chyba nawet kamieniarz nie przewidział takiego obrotu spraw…

Utwór i krótkie wyjaśnienie:

– Utwór dedykuje moim zmarłym przyjaciołom. Chciałem jeszcze raz zobaczyć was takich jak kiedyś, chciałem by wasze imiona nie poszły w zapomnienie, chciałem by to, że tak młodo odeszliście stało się lekcją dla moich słuchaczy. Lekcją, by cenić życie, a w nim to, co najważniejsze, czyli miłość i przyjaźń… Rest in Peace Bracia [*]… – komentuje GSP, publikując utwór „Wars-Sawa”.

Czytaj dalej

Felieton

Tede i Young Leosia – kolaboracja, która się nie udała?

„Najlepiej brzmi wyciszone” – brzmi jeden z wielu krytycznych komentarzy.

Opublikowany

 

tede young leosia

Tede postanowił na nową płytę „Vox Veritatis” zaprosić same kobiety, wśród których usłyszymy Bambi, Modelki i Young Leosię. Singiel z tą ostatnią ukazał się kilka dni temu i już możemy go podsumować, a właściwie zrobili to słuchacze.

Zarzuty w stronę Tedego i Young Leosi

Zazwyczaj, gdzie się nie pojawi Young Leosia, tam mamy murowany hit z repeat value. Niestety, nie w tym przypadku. Po trzech dniach kawałek z Tede „Więcej miejsca” ma skromne jak na taki duet niecałe 50 tys. wyświetleń klipu. Wynik kiepski i trzeba to otwarcie przyznać. Widać to też po odbiorze: 2 tys. łapek w górę i 400 w dół daje pogląd na to, że coś jest na rzeczy. Po wejściu w komentarze już jest wszystko jasne.

Słuchacze zarzucają Tedemu i Leosi, że nie wykorzystali potencjału współpracy. Numer nie buja tak jak powinien, trudno jest cokolwiek zrozumieć. Pojawiają też wątpliwości co do dobrze zrealizowanego numeru pod względem technicznym, w szczególności do mixu. Teledysk także się większości nie spodobał.

Statystyki klipu

Krytyka w kierunku „Możesz więcej” Tedego i Leosi

Oto kilka najczęściej lajkowanych komentarzy pod wspólnym singlem Tedego i Sary. Duet raczej nie będzie z nich zadowolony:

  • Szczerze, ale to jest chu**we, klip to już żenada całkowita.
  • Stary chłop i nie potrafi nagrać ani jednego kawałka bez wspomnienia o wyimaginowanych hejterach. Rent free.
  • Najlepiej brzmi wyciszone.
  • Szkoda zmarnowanego potencjału na kolabo, jakoś bez wyrazu ten kawałek. Taki po prostu poprawny. Bit też nudny. Z sentymentu włączyłem sobie „Szpanpan” dla porównania i realizacyjnie, dykcyjnie, tekstowo, bitowo – przepaść.
  • Mimo najszczerszych chęci, niewiele rozumiem z części Tedego. Mix w tym kawałku oraz w TSTMF położony. Zapowiada się interesujący album z nawet niezłym replay value, ale niestety niedopracowany technicznie.
  • nie rozumiem ani jednego słowa z tego utworu poza refrenem
  • Kawałek na max dwa przesłuchania. Tedzik top1 dla mnie ale niektóre jego ostatnie kawałki to wielkie iks de.

Propsów jest niewiele

Pozytywnych wpisów na temat kawałka jest niewiele i są to raczej pojedyncze pozycje, które nie cieszą się zbyt dużą popularnością:

  • Ale ta różnica w skillach to jest przepaść.
  • Tede xYL jest Moc. banger. banger.
  • Moja ulubiona piosenka musi być hitem.
  • Super. zajebiste. Mam nadzieję, że kiedyś spotkam TDF-a jeden z ”NIELICZNYCH” Polskich Raperów, których na co dzień słucham.

Z Bambi poszło lepiej, ale też bez fajerwerków

Niedawno sporych echem odbiło się przekazanie przez Tedego „dziedzictwa melanżu” Bambi, czego efektem było nagranie przez tę dwójkę remixu kultowego numeru „Drin za drinem”. Ta wiadomość poszła szeroko w środowisku i spolaryzowała słuchaczy. Kiedy później ukazał się już wspomniany kawałek na kanale Baila Ella, nie wykręcił on jednak spektakularnych liczb. Ponownie obyło się bez viralowości, chociaż potencjał był duży.

Jak zauważył ktoś w komentarzach, to sympatyczne, że nowe pokolenie słuchaczy będzie bawiło się pod ten sam bit, co wiele pokoleń wstecz. Brakuje jednak tych szczytów list przebojów.

Statystyki kooperacji Bambi i Tedego

Czytaj dalej

Felieton

Dwa Sławy – czy dobrze już było? – felieton

Zabawa formą vs wielowymiarowe metafory.

Opublikowany

 

dwa sławy

Od premiery najnowszej płyty Dwóch Sławów minęły już dwa miesiące. Zdążyłam się z nią solidnie osłuchać i dowiedzieć, co dobrze by było opisać. Opinie o projekcie – wprost mówiąc – nie są najlepsze, co duet wziął już na klatę. Moje zdanie jest jednak nieco inne więc zapraszam na łyżkę miodu w beczce dziegciu.

Kryzys wieku średniego?

Zacznę prosto z mostu – uwielbiam ten duet. Na ich wielowymiarowe metafory trzeba kupić drukarkę 3D. Zabawa słowem, luz i humor to cechy, które niewątpliwie muszę im przypisać i wcale nie muszą nikogo do tego przekonywać. Ale, co w sytuacji, gdy masz za sobą dziesięć lat punchline’ów, wszechobecnej beki i hashtagów, a fani czekają? Jasne, możesz zrobić kolejny taki sam album, który i tak nie ma podjazdu do debiutu. Stąd najnowszy projekt Astka i Rada jest totalnie zrozumiały – dajmy im działać i się rozwijać. Kryzys wieku średniego i te sprawy.

Zabawa formą

A tak serio – spodziewaliście się kiedyś, że łódzki duet mógłby zagrać swoje numery na imprezie Świętego Bassu albo zrobi manifest polityczny, który będziecie podśpiewywać pod prysznicem? Chcecie starych Sławów – włączcie „Ludzi Sztosów”, proste. I oczywiście – jak większość z Was – analizowałam ten album na Genusie, łapiąc się za głowę po wytłumaczeniu kolejnego wersu. Jednak… to było dekadę temu. Nikogo zatem nie powinno dziwić, że przyszedł u panów czas na zabawę formą, poniekąd wyniesioną z projektu club2020.

Najwyżej będzie stójka lub parter

Czy „Dobrze by było” jest krążkiem bez treści? Złośliwi powiedzieliby, że tak. Ale obiektywnie patrząc – numery „Myślałem, że będzie gorzej” czy wcześniej wspomniany bez nazwy „To nie jest kraj dla kabrioletów”, mają to, co tygryski lubią najbardziej. Jest więcej śpiewów, autotune’ów i wtyczek niż kiedykolwiek. I dobrze by było trochę odpuścić, wychillować i zaakceptować ten wytwór, spięty słuchaczu. A, że krążek buja i na żywo miałam okazję sama się przekonać na trasie – a jakże! – „Dobrze by było Tour”. Już 4 kwietnia w ich mothership (czytaj w Łodzi) zagrają finałowy koncert więc jeśli w domowym zaciszu denerwują Cię te chłopy, daj im szansę. Najwyżej będzie stójka lub parter.

Czytaj dalej

Felieton

Drugi koncert Quebonafide na Narodowym. Czy to jawne oszustwo? – felieton

Na pewno zachowanie nie po koleżeńsku.

Opublikowany

 

quebonafide

Organizacja pożegnalnego koncertu Quebonafide przypomina zabawę w kotka i myszkę. Na pewno jest brakiem poszanowania dla słuchaczy, którzy kupili bilet i właśnie się dowiedzieli, że ostatni koncert rapera będzie miał kilka dat.

Wyobraźmy sobie sytuację, że kupujemy limitowaną płytę artysty za 200 zł, który deklaruje, że nakład tysiąca sztuk nie będzie nigdy wznawiany. Tymczasem zamiast cieszyć się z „białego kruka” w domu dowiadujemy się jeszcze w dniu zakupu, że z powodu dużego zainteresowania płytą postanowiono dotłoczyć drugi tysiąc egzemplarzy. Podobne do tej sytuacje już się zdarzały, ale płyty były dotłaczane po kilku latach. Tym niemniej, mamy tu do czynienia ze złamaniem umowy między artystą a słuchaczem, czyli ze zwykłym oszustwem.

Pierwszy, drugi… i trzeci – „ostatni koncert” Quebonafide

Podobnie jest z koncertem Quebonafide. W przeciągu bardzo krótkiego czasu, słuchacze mogą czuć się oszukani i to aż dwukrotnie. Za pierwszym razem, kiedy „Ostatni koncert Quebonafide” miał się odbyć online. Po kilku tygodniach, kiedy wykupiono bilety na wydarzenie, dowiedzieliśmy się, że wcale nie będzie to ostatni koncert, bo ostatni odbędzie się dzień później na PGE Narodowym. Kombinacje alpejskie, przesuwanie startu sprzedaży zakupu biletu to temat na zupełnie oddzielny wątek, ale to co się dzisiaj wydarzyło i jak zostały potraktowane osoby, które kupiły bilety na wydarzenie online powinno skończyć się co najmniej bojkotem ze strony odbiorców.

To jednak nie koniec kpin ze słuchaczy.

Pierwszy, drugi i trzeci – „ostatni koncert” Quebonafide

Oszustwo na drugi koncert?

W czwartek, w zaledwie parę godzin bilety na ostatni koncert Quebonafide na Narodowym zostały wyprzedane. Jeżeli ktoś miał szczęście, to po kilku godzinach walki z systemem bileterii i zacinającej się stronie kupił bilety. To nic, że będzie siedział gdzieś za przysłowiowym filarem, w ósmym rzędzie z daleka od sceny. Miał świadomość i satysfakcję, że warto było się pomęczyć, bo miało to być jedyne takie wydarzenie – unikalne, tak przynajmniej go zapewniano. Więc zamiast wcisnąć „Esc” postanowił wziąć nawet to najsłabsze miejsce, bo będzie częścią historii. Nic bardziej mylnego.

Po kilku godzinach ogłoszono, że „ostatni koncert” Quebonafide będzie miał jeszcze jedną datę. Dzień wcześniej raper zagra jeszcze jeden koncert. Dzień wcześniej! Przecież to brzmi jak absurd. Tuż po zakupie biletu, zmieniane są zasady gry i umowy między raperem a słuchaczem. Wygląda to jak celowe działanie i wprowadzenie kupującego bilety w błąd. Który koncert więc będzie tym ostatnim. Ten 27 czy 28 czerwca?

Quebonafide z ostatniego koncertu robi sobie trasę koncertową, choć przy zakupie biletu z nikim się na to nie umawiał. Ba, sugerował unikalne i jedyne tego typu wydarzenie. Tymczasem osoby, które walczyły dzisiaj o bilety będą musiały pocieszyć się zmęczonym artystą po występie dzień wcześniej i zleakowanym koncertem na TikToku.

Opinie słuchaczy
Opinie słuchaczy
Opinie słuchaczy

Czytaj dalej

Popularne

Copyright © Łukasz Kazek dla GlamRap.pl 2011-2025.
(Ta strona może używać Cookies, przeglądanie jej to zgoda na ich używanie.)

error: