

Rap zapisuje się właśnie na kartach historii. Robi to dosłownie, bezceremonialnie wyrywając je i zapełniając wersami. Świadczą o tym chociażby liczby: ponad połowa utworów z Billboard Hot 100 Chart to właśnie kawałki hip-hopowe, a wśród 10 najczęściej słuchanych artystów w Stanach Zjednoczonych jest tylko jeden wykonawca niezwiązany z tym gatunkiem. Sytuacja wygląda podobnie w Polsce – najlepiej sprzedającym się albumem 2017 roku była Egzotyka Quebonafide, którego nowy projekt z Taco Hemingwayem dominuje właśnie polską scenę.
Streaming
Zgodnie z corocznym raportem Nielsen Music w lipcu ubiegłego roku rap i R&B po raz pierwszy w historii stały się najpopularniejszymi gatunkami muzycznymi w Stanach, wyprzedzając tym samym rock. Z technicznego punktu widzenia główną przyczyną takiego stanu rzeczy jest internet, a konkretniej jego udział w dystrybucji muzyki. Rosnąca powszechność platform pokroju Spotify, Soundcloud czy YouTube sprawiła, że odtworzenia, wyświetlenia oraz sprzedaż cyfrowa przekładają się bezpośrednio na ogólne wyniki sprzedaży. Przy tworzeniu rankingów i klasyfikowaniu utworów taką zasadę przyjęło wspomniane wcześniej notowanie Billboard, a nawet polski Związek Producentów Audio-Video, zajmujący się przyznawaniem wyróżnień w postaci złotych, platynowych i diamentowych płyt w naszym kraju. Jeszcze do niedawna w Polsce przelicznik zakładał, że 2500 streamów (odsłuchań) jakiegokolwiek utworu z danego krążka jest jednoznaczne ze sprzedażą jednego albumu. Uległo to jednak pewnym modyfikacjom 1 marca 2017 roku. Wartość przychodu 20 zł któregokolwiek z tytułów albumu przypisany z tytułu streamingu do danego utworu – jest równoznaczny ze sprzedażą 1 albumu. Mówiąc prościej, wydawca musi udowodnić, że zarobił na streamingu. 20 zł przychodu = sprzedaż 1 albumu.
Skalę tego, co dzieje się w muzyce jeszcze lepiej odda rynek amerykański oraz fakt, że 7 z 10 najczęściej odsłuchiwanych singli w tym kraju to właśnie utwory rapowe. Największy sukces odnotowali Lil Uzi Vert, Post Malone i Kendrick Lamar. Każdy z tych wykonawców ma na koncie ponad 800 mln odtworzeń swoich produkcji. Doskonale podkreślają to również przyznane niedawno nagrody Billboard Music Awards – wspomniany wcześniej Lamar otrzymał aż 5 wyróżnień, m.in. w kategorii najpopularniejszy artysta w streamingu, najlepszy raper czy najlepszy album rap. Inne gatunki wypadają przy takich liczbach blado. Znajdująca się na szczycie dominującego do tej pory rocka Metallica może pochwalić się 1,8 mln sprzedanych albumów (do których wlicza się również płatne pobranie 10 utworów i 1500 streamingów). Najpopularniejszy artysta listy Billboard, raper Drake, pobił ten wynik o ponad 3 mln krążków.
Polskie listy przebojów
Hegemonia rapu nie występuje oczywiście tylko za Oceanem. Wystarczy prześledzić listę OLiS, czyli oficjalną listę sprzedaży detalicznej polskiego ZPAV-u. W ostatnim zestawieniu 12 z 50 pozycji należało do hip-hopowego gatunku. Jest to dobry wynik, biorąc pod uwagę obecne na OLiS-ie składanki przebojów oraz zagranicznych gigantów popowych, pokroju Eda Sheerana, który utrzymuje się na liście od 61 tygodni. Warto zerknąć również na szczyt notowania – pierwsze miejsce należy do Małacha, a nieco dalej, bo na czwartej pozycji plasuje się duet Taconafide z krążkiem Soma. Nieco dalej, jednak wciąż w top 10 najlepiej sprzedających się płyt, znajduje się jeszcze dwóch raperów – Kali i KęKę. By lepiej zrozumieć, jaką drogę przeszedł rap, zaczynając od podwórek i dochodząc do mainstreamu najlepiej przyjrzeć się albumom, które w poszczególnych latach cieszyły się najlepszymi wynikami sprzedaży. Zestawienie pozwala również prześledzić w jaki sposób na przełomie ostatnich lat zmieniały się gusta muzyczne przeciętnego polskiego słuchacza.
Niemałym zaskoczeniem może okazać się fakt, iż w roku 2000, kiedy OLiS dopiero zaczął analizować ekonomię przemysłu fonograficznego, największym sukcesem komercyjnym okazała się płyta o wdzięcznie brzmiącej nazwie A gu gu. Za krążek odpowiedzialny jest nie kto inny, jak zespół Arka Noego. Następne trzy lata to supremacja kolejnych wydawnictw Ich Troje. Później sytuacja nieco się zagęszcza i miejsce na podium wymieniają ze sobą zarówno polscy, jak i zagraniczni wykonawcy oraz sławetne “składanki”. Przełom dla rapu przynoszą dopiero lata 2016 i 2017 – pierwszy należał do O.S.T.R i Życia po śmierci, drugi do Quebonafidy i wspominanej wcześniej Egzotyki. Album reprezentanta Asfalt Records zadebiutował na 1. miejscu polskiej listy przebojów OLiS, utrzymał się na niej przez 85 tygodni, wyrównując tym samym rekord płyty Paktofoniki – Kinematografia oraz zdobył status potrójnej platyny. Z kolei konceptystyczna płyta ciechanowskiego rapera platynę osiągnęła już w przedsprzedaży, by ostatecznie sprzedać się w ponad 60 tysiącach egzemplarzy.
Liczy się muzyka
Ciężko jednoznacznie stwierdzić co zadecydowało o popularności, jaką cieszy się dziś rap. Jednym z argumentów przemawiającym za muzyką hip-hopową jest z pewnością jej eklektyczność, czyli umiejętność łączenia różnych innych gatunków i otrzymywanie w efekcie spójnej i dobrze brzmiącej całości. Klasyczne utwory oparte na fragmentach bluesowych i jazzowych, energetyczne numery zahaczające stylistyką o techno, nowoczesne kawałki wykorzystujące syntezatory – po prostu każdy znajdzie coś dla siebie. Zwłaszcza, że umożliwiające melorecytację zapętlone podkłady szybko wpadają w ucho i zapadają w pamięć. Nie są również szczególnie wymagające w produkcji, dzięki czemu wielu entuzjastów odnalazło się w roli beatmakerów. Wielu z tych, którzy lata temu zaczynali swoją przygodę z muzyką, jest dzisiaj żywymi legendami sceny hip-hopowej. Wśród nich należy wymienić chociażby Dr Dre oraz tzw. nowoszkolnych producentów, jak chociażby Metroboomina, Ronny’ego J czy Pi’erre’a Bourne’a. To oni wskazywali nowe kierunki rozwoju gatunku i przekształcali świadomość słuchaczy. Tym sposobem producenci wyszli z cienia i sami stali się gwiazdami, często większymi niż sami raperzy nagrywający się na ich podkłady.
Sytuacja w Polsce nieco się różni, co wcale nie oznacza, że brakuje nam utalentowanych beatmakerów. Wielu, jak chociażby Dj Decks czy legendarny WhiteHouse, z powodzeniem tworzą albumy producenckie, na których udzielają się najsłynniejsi przedstawiciele polskiej sceny hip-hopowej. Doskonałym przykładem jest Stara Nowa Szkoła duetu The Returners, na której możemy usłyszeć m.in. Quebonafide, ekipę JWP czy duet Dwa Sławy. Jednak poza paroma wyjątkami brakuje nam silnych osobowości, które byłyby lepiej rozpoznawalne przez przeciętnego słuchacza. Próbę zapisania się w pamięci fanów podjął Lanek przy okazji tworzenia wszystkich podkładów na album Białasa “Polon”. Czas pokaże, czy taki wysiłek przyniósł jakieś efekty.
Człowiek orkiestra
O tym, jak zmienia się rap i jak spowszedniały pewne rozwiązania, najlepiej opowie wspomniany wcześniej Ronny J. Związany z Atlantic Records producent jest kojarzony przede wszystkim z tworzenia nowoszkolnych bitów, na których udzielała się znaczna część florydzkiej nowej fali – XXXtentacion, Ski Mask The Slump God czy Lil Pump. Proste i chwytliwe melodie, dopracowane perkusje i ciężkie basy szybko stały się znakami rozpoznawczymi Ronalda. Jednak własny i wypróbowany styl oraz stabilna pozycja na muzycznym rynku skłoniły Ronny’ego do eksperymentu. Na swoim ostatnim, w teorii producenckim, albumie główny bohater zajął się nie tylko robieniem wszystkich bitów, ale podjął również rękawicę i postanowił sprawdzić się w roli rapera. Tym sposobem na 5 z 11 tracków będzie nam dane usłyszeć trapową legendę we własnej osobie. Utwory, choć przyzwoite, nie staną się z pewnością żadnym kamieniem milowym rapu. Jednak na swój sposób mogą stworzyć podwaliny pod nowe drogi dla meandrującego gatunku.
Polska scena również zna self-made manów. Przykładem może być Emes Miligan, który swój ostatni album sam w całości wyprodukował. Podobnie jest z Zesamsone. Zyskał popularność umieszczając na swoim Youtube’owym kanale samodzielnie nagrane, wyprodukowane i zmasterowane numery. Z samodzielnie wykonanymi klipami.
Teledyskowa trampolina
Inne zmiany można zaobserwować również w otoczce około muzycznej. Coraz częstszym zjawiskiem staje się bowiem uwzględnianie w Youtube’owych tytułach reżyserów teledysków, zastępujący tym samym obecnych tam do tej pory producentów. Jednym z prekursorów takiego stanu rzeczy jest amerykanin Cole Bennett, założyciel Lyrical Lemonade. Bez cienia przesady można nazwać go self-made manem, bowiem z własnego nazwiska stworzył markę, a ze swojego kanału na Youtubie trampolinę do sławy dla mniej znanych raperów. Własny i oryginalny styl teledysków, kładący szczególny nacisk na postprodukcję i animacje sprawił, że profil Bennetta obserwują miliony. Pokaźna widownia stała się biletem do popularności dla wielu początkujących artystów. Najlepszym przykładem będzie chyba Lil Pump. Obecnie 17-latek może pochwalić się chociażby utworem Gucci Gang, który ma ponad 600 mln wyświetleń na YT i kontraktem z wytwórnią Warner Bros opiewającym na blisko 8 mln dolarów. Młody raper stworzył również niedawno jeden z soundtracków do najnowszej odsłony Deadpoola.
Osoby śledzące polską scenę z pewnością same zauważyły kilku bardziej rozpoznawalnych reżyserów, jednak nie sposób doszukać się zjawiska występującego w Stanach. Obecna jest raczej sytuacja odwrotna, w której to indywidualni artyści lub rosnące w siłę wytwórnie decydują się na podniesienie poziomu i zainwestowanie w jakościowe obrazki do muzyki. Aktualnie chyba najbardziej produktywna, a na pewno najbardziej efektowna, jest ekipa HDSCVM. Jej klipy możemy obejrzeć przy produkcjach dużych wytwórni, jak QueQuality, SB Maffija, labeli ( np. X2) czy pojedynczych wykonawców ( np. Kaz Bałagane).
Znak czasów
Muzyce hip-hopowej nie można również odmówić niezaprzeczalnej roli kulturotwórczej. Wspinające się na szczyty notowań utwory pokroju God’s Plan Drake’a czy Rockstar Post Malone’a to swoiste hymny naszych czasów, przez które rap nazywa się nowym rockiem. Flirty raperów z największymi gwiazdami popu ( patrz. Eminem i Ed Sheeran) pokazują, że ci pierwsi nie muszą mieć kompleksów i potrafią przyćmić kolegów po fachu. Inni, jak Cardi B udowadniają, że nawet start w dorosłość w stroju striptizerki można przekuć w najbardziej spektakularny sukces na rynku muzycznym. W tym całym szaleństwie znajdzie się jeszcze miejsce dla Bhad Bhabie, czyli celebrytki znanej z amerykańskiego odpowiednika “Rozmów w toku”. Popularność jaką przyniósł jej telewizyjny program wykorzystała, by zapisać się na kartach historii jako najmłodsza raperka z utworem w rankingu Billboard Hot 100 – w chwili, gdy jej utwór These Heaux był notowany miała 14 lat. Rap jest po prostu odbiciem naszego świata – zmiennego jak kalejdoskopowe miraże.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl


Od premiery najnowszej płyty Dwóch Sławów minęły już dwa miesiące. Zdążyłam się z nią solidnie osłuchać i dowiedzieć, co dobrze by było opisać. Opinie o projekcie – wprost mówiąc – nie są najlepsze, co duet wziął już na klatę. Moje zdanie jest jednak nieco inne więc zapraszam na łyżkę miodu w beczce dziegciu.
Kryzys wieku średniego?
Zacznę prosto z mostu – uwielbiam ten duet. Na ich wielowymiarowe metafory trzeba kupić drukarkę 3D. Zabawa słowem, luz i humor to cechy, które niewątpliwie muszę im przypisać i wcale nie muszą nikogo do tego przekonywać. Ale, co w sytuacji, gdy masz za sobą dziesięć lat punchline’ów, wszechobecnej beki i hashtagów, a fani czekają? Jasne, możesz zrobić kolejny taki sam album, który i tak nie ma podjazdu do debiutu. Stąd najnowszy projekt Astka i Rada jest totalnie zrozumiały – dajmy im działać i się rozwijać. Kryzys wieku średniego i te sprawy.
Zabawa formą
A tak serio – spodziewaliście się kiedyś, że łódzki duet mógłby zagrać swoje numery na imprezie Świętego Bassu albo zrobi manifest polityczny, który będziecie podśpiewywać pod prysznicem? Chcecie starych Sławów – włączcie „Ludzi Sztosów”, proste. I oczywiście – jak większość z Was – analizowałam ten album na Genusie, łapiąc się za głowę po wytłumaczeniu kolejnego wersu. Jednak… to było dekadę temu. Nikogo zatem nie powinno dziwić, że przyszedł u panów czas na zabawę formą, poniekąd wyniesioną z projektu club2020.
Najwyżej będzie stójka lub parter
Czy „Dobrze by było” jest krążkiem bez treści? Złośliwi powiedzieliby, że tak. Ale obiektywnie patrząc – numery „Myślałem, że będzie gorzej” czy wcześniej wspomniany bez nazwy „To nie jest kraj dla kabrioletów”, mają to, co tygryski lubią najbardziej. Jest więcej śpiewów, autotune’ów i wtyczek niż kiedykolwiek. I dobrze by było trochę odpuścić, wychillować i zaakceptować ten wytwór, spięty słuchaczu. A, że krążek buja i na żywo miałam okazję sama się przekonać na trasie – a jakże! – „Dobrze by było Tour”. Już 4 kwietnia w ich mothership (czytaj w Łodzi) zagrają finałowy koncert więc jeśli w domowym zaciszu denerwują Cię te chłopy, daj im szansę. Najwyżej będzie stójka lub parter.
Felieton
Drugi koncert Quebonafide na Narodowym. Czy to jawne oszustwo? – felieton
Na pewno zachowanie nie po koleżeńsku.

Organizacja pożegnalnego koncertu Quebonafide przypomina zabawę w kotka i myszkę. Na pewno jest brakiem poszanowania dla słuchaczy, którzy kupili bilet i właśnie się dowiedzieli, że ostatni koncert rapera będzie miał kilka dat.
Wyobraźmy sobie sytuację, że kupujemy limitowaną płytę artysty za 200 zł, który deklaruje, że nakład tysiąca sztuk nie będzie nigdy wznawiany. Tymczasem zamiast cieszyć się z „białego kruka” w domu dowiadujemy się jeszcze w dniu zakupu, że z powodu dużego zainteresowania płytą postanowiono dotłoczyć drugi tysiąc egzemplarzy. Podobne do tej sytuacje już się zdarzały, ale płyty były dotłaczane po kilku latach. Tym niemniej, mamy tu do czynienia ze złamaniem umowy między artystą a słuchaczem, czyli ze zwykłym oszustwem.
Pierwszy, drugi… i trzeci – „ostatni koncert” Quebonafide
Podobnie jest z koncertem Quebonafide. W przeciągu bardzo krótkiego czasu, słuchacze mogą czuć się oszukani i to aż dwukrotnie. Za pierwszym razem, kiedy „Ostatni koncert Quebonafide” miał się odbyć online. Po kilku tygodniach, kiedy wykupiono bilety na wydarzenie, dowiedzieliśmy się, że wcale nie będzie to ostatni koncert, bo ostatni odbędzie się dzień później na PGE Narodowym. Kombinacje alpejskie, przesuwanie startu sprzedaży zakupu biletu to temat na zupełnie oddzielny wątek, ale to co się dzisiaj wydarzyło i jak zostały potraktowane osoby, które kupiły bilety na wydarzenie online powinno skończyć się co najmniej bojkotem ze strony odbiorców.
To jednak nie koniec kpin ze słuchaczy.

Oszustwo na drugi koncert?
W czwartek, w zaledwie parę godzin bilety na ostatni koncert Quebonafide na Narodowym zostały wyprzedane. Jeżeli ktoś miał szczęście, to po kilku godzinach walki z systemem bileterii i zacinającej się stronie kupił bilety. To nic, że będzie siedział gdzieś za przysłowiowym filarem, w ósmym rzędzie z daleka od sceny. Miał świadomość i satysfakcję, że warto było się pomęczyć, bo miało to być jedyne takie wydarzenie – unikalne, tak przynajmniej go zapewniano. Więc zamiast wcisnąć „Esc” postanowił wziąć nawet to najsłabsze miejsce, bo będzie częścią historii. Nic bardziej mylnego.
Po kilku godzinach ogłoszono, że „ostatni koncert” Quebonafide będzie miał jeszcze jedną datę. Dzień wcześniej raper zagra jeszcze jeden koncert. Dzień wcześniej! Przecież to brzmi jak absurd. Tuż po zakupie biletu, zmieniane są zasady gry i umowy między raperem a słuchaczem. Wygląda to jak celowe działanie i wprowadzenie kupującego bilety w błąd. Który koncert więc będzie tym ostatnim. Ten 27 czy 28 czerwca?
Quebonafide z ostatniego koncertu robi sobie trasę koncertową, choć przy zakupie biletu z nikim się na to nie umawiał. Ba, sugerował unikalne i jedyne tego typu wydarzenie. Tymczasem osoby, które walczyły dzisiaj o bilety będą musiały pocieszyć się zmęczonym artystą po występie dzień wcześniej i zleakowanym koncertem na TikToku.



Felieton
Zaginiona córka Magika. Kamka z „Rap Generation” to przyszłość sceny? – felieton
Uczestniczka programu zdobyła uznanie jurorów i widzów.

Za nami dwa pierwsze odcinki programu „Rap Generation”, po którym sporo emocji budzi Kamka – skromna raperka z klasycznym sznytem.
Kamka „zaginiona córka Magika”
Kamka wykonała w programie utwór „To nie GTA”. Spodobał się on Pezetowi, Malikowi i Leosi. Pierwsze recenzje występu Kamki wśród widzów są bardzo, ale to bardzo pozytywne – mówi się już wprost o nowej świeżości na scenie. Nie tylko komentatorzy hip-hopowi są pełni optymizmu, ale także słuchacze. Pod nagraniami z Kamką pojawiają się prawie same propsy:
- Lepszego flow nie słyszałem w polskim rapie od lat.
- Vibe jak Paktofonika.
- Zaginiona córka Magika.
- Malik jest w szoku, że można tak rymować.
- Leosia w końcu usłyszała prawdziwy damski rap.
- Rzadko mam ciary od muzy, dzięki młoda za emocje.
Czy Kamka to przyszłość sceny?
Pojawienie się newschoolu i nowej fali raperów zrewolucjonizowało scenę, ale nie spowodowało, że weterani tworzący klasyczny odłam zaczęli zdychać z głodu. Po kilku latach tryumfu młodej fali, dinozaury sceny zaczynają brać coraz głębszy oddech. Młodzi wracają do oldschoolu, co widać chociażby po ilości koncertów starych wyjadaczy. To też bardzo dobra wiadomość dla Kamki, która dała się poznać z klasycznej strony.
Najpopularniejsze raperki w kraju to twórcy newschoolowi, balansujący na granicy rapu i popu. Kamka jest ich przeciwieństwem i z automatu zdobyła przychylność sporej części odbiorców, którzy – powiedzmy sobie szczerze – nie przepadają za rapem Bambi, Young Leosię czy Oliwki Brazil. Dobrze poprowadzona Kamka może stać się jedną z głównych sił na polskiej scenie rapowej. To idealny czas na kobiecy trueschool – słuchacze o to zabiegają jak nigdy dotąd, rzygając cukierkowością i zbyt przesadną wulgarnością.
Kim jest Kamka
Kamka, czyli Kamila Podziewska to 20-latka pochodząca z Suwałk, która obecnie mieszka w Warszawie. Swoje numery publikuje od 1.5 roku, chociaż pierwsze teksty zaczęła pisać już w szkole podstawowej. W ostatnim czasie publikuje coraz więcej muzyki i nie boi się eksperymentować z różnymi gatunkami. Raperka może liczyć na wsparcie mamy, siostry, ojczyma i babci. Z tatą nie utrzymuje kontaktu.
Łączy rap z wojskiem
Kamila od lat interesuje się wojskowością. To studentka Akademii Sztuk Wojennych. Przez ostatnie dwa lata służy w Wojskach Obrony Terytorialnej: wyjeżdża na granice, poligony i ćwiczenia.
Felieton
Sentino spadł Truemanowi jak z nieba. Uwiarygadnia scamy – felieton
„Udawany milioner, największy pozer i scamer”.

Trueman został menagerem Sentino, pomógł wydać mu książkę, wypuścili razem płytę i przy jego medialności promuje swoje biznesy. Co najważniejsze – Sentino uwiarygadnia je, a ten może docierać do nowej grupy docelowej, którą łatwo scamować.
Trueman to postać pozująca na milionera, która uchodzi za płynnie poruszającego się po biznesach internetowych i kryptowalutowych. Za każdą z jego działalności ciągnie się jednak potężny smród, a na największych forach o zarabianiu w sieci jest określany przez użytkowników jako scamer, czyli oszust.
Sprzedawca ebooków
Początkowo internetowa działalność Truemana opierała się na tworzeniu filmów na temat innych twórców. Szybko jednak przeszedł do sprzedaży własnych ebooków. W 2020 roku ukazał się „Milioner 2021”. W ebooku obiecywał jak zarabiać setki złotych dziennie na afiliacji kont bankowych. Osoby, które dały się namówić na zakup magicznej wiedzy Truemana, twierdzą, że poradniki finansowego influencera to same ogólniki i oczywistości. Wszystko, co znajduje się w jego książkach, znajdziemy na pierwszym lepszym kanale o finansach.
I tak np. promowany przez niego projekt kryptowalutowy ScanDeFi okazał się być pump and dumpem, czyli oszustwem finansowym, który polega na sztucznym podbijaniu cen aktywów (w przypadku Truemana, cenę podbijały jego kontakty z influencerami), żeby potem na górce szybko je sprzedać, zostawiając innych inwestorów z bezwartościowymi udziałami. Na kryptowalucie zarobił oczywiście tylko Trueman, a straciły osoby, które mu uwierzyły, że zarobią. Z przekazów medialnych wiemy, że wzbogacił się na tym o ok. 180 tys. zł.
Punktem zwrotnym w jego karierze było podjęcie współpracy z Amadeuszem Ferrarim, który był idealnym uwiarygodnieniem działalności Truemana w sieci. Dzięki niemu mógł docierać do nowej grupy odbiorców i pomnażać na niej swój majątek. Jak sam mówił, w wieku 20 lat miał na koncie podobno 4 mln zł. Prowadził też rzekomo 12 firm. Jego nazwiska próżno jednak było szukać w KRS czy CEIDG, a jedyną działalność jaką miał, była ta otworzona w 2022 roku.

„Oscamował tyle ludzi. Łapią się na to dzieciaki”
Wśród społeczności skupionej wokół zarabiania w Internecie Trueman jest spalony, mając opinię scamera, z którym nie warto wchodzić w żadną współpracę.
„Ten gość opiera się tylko na farmazonach. Łapią się na to dzieciaki, które myślą, że jak kupią ebooka to będą robić kasę jak ich idole z Internetu. Tu nie ma żadnej wartości.”
„Gościu przecież tyle ludzi oscamował, czy to na fake krypto, bukmacherka czy kij wie co jeszcze. Tak jak wszystko inne, zapewne jego aktualna działalność opiera się na wyłudzeniu jak największej kasy i rozpoczęcie kolejnego „biznesu”.”

Sentino – uwiarygadniacz
Co więc można zrobić w sytuacji, kiedy branża nie chce mieć z tobą nic wspólnego? Poszukać odbiorców w innej, robiąc biznes na tych, którzy cię jeszcze nie znają i próbować założyć własną społeczność. Pomóc w tym może ten, który ma już wierną grupę fanów, czyli w tym przypadku Sentino.
Obecnie Trueman działa jako menager Sentino. Pomógł wydać mu książkę, razem również wydali płytę „BNP”. Współpraca z raperem otworzyła mu nowe możliwości i dotarcie do całkiem innej grupy odbiorców i to liczonej w setkach tysięcy. Bazując na stałej grupie słuchaczy Sentino i jego muzyki, Trueman chce spieniężyć swoją współpracę z raperem kolejnym biznesem – BNP.Global. To społeczność, która ma zrzeszać „scammerów, finesserów oraz hustlerów”.

Sentino wydaje się być do tego idealną postacią, która od lat polaryzuje środowisko rapowe, ale ma też zaufane grono fanów. Panowie zaczęli właśnie promować nowy biznes, oczywiście pokazując jak bardzo są zarobieni, bo nic nie działa tak na wyobraźnię, jak kupno bransoletki za 20 tys. zł czy okularów za 5 tys. zł

– Idziemy jeszcze po najdroższą torbę, która jest w Louis Vuitton dostępna, która jest w cenie samochodu polskiego rapera – mówi Sentino w pierwszym vlogu reklamowym, którego zadaniem jest napędzić jak największą ilość osób do zakupu dostępu do nowej platformy Truemana.
Niestety, po komentarzach widać, że współpraca Treumana z Sentino jest strzałem w dziesiątkę. Tylko nieliczni dopatrują się w ich biznesie czegoś niepokojącego. Dodatkowo jakiś czas temu pojawiła się informacja o pogodzeniu się Sentino z Malikiem i ich spotkaniu w Paryżu, do czego miał doprowadzić sam Trueman. Czy szef GM2L będzie kolejną osobą, która ma uwiarygadniać szemrane biznesy, czas pokaże.

Felieton
Lacazette ratuje niemiecki rap – felieton
Młodego rapera propsują m.in. Capital Bra, Celo, Abdi, Loredana i Kolja Goldstein.

Niemiecki rap od pewnego czasu nie ma zbyt wiele do zaoferowania i to samo zdanie podziela raperka Loredana. Ciężko robi się na sercu słuchaczy, nie ma co ściemniać, że niemiecka scena była po francuskiej jedną z najmocniejszych w Europie, a tu ledwie kilku artystów nadaje się do konsumpcji. Obecnie albumy wpadają w jedno ucho i tak samo szybko wylatują drugim. Treści oraz teksty nie trenują mózgu, nie bawią, ani nie intrygują. Jadąc w Sbahnie grzebiesz coś na telefonie i nawet nie wiesz, czego słuchasz. Do czasu aż pojawił się Lacazette, który zmusza odbiorcę do poświęcenia mu inkluzywnej uwagi.
„LID” – album roku 2024
Nazywa siebie samego ratunkiem niemieckiego rapu i raczej nie będzie musiał składać od tego apelacji. Nikt nie zarzuci mu niekompetencji albo ghostwritingu. Jego album “LID” bardzo szybko po premierze usytuował się na 5 miejscu top albumów. Muzyk nie był żadną wielką figurą undergroundu. Zrobiło się o nim bardziej głośno, kiedy kawałek “H&K” puszczał w samochodzie Capital Bra, co w pewnym stopniu pomogło newcomerowi na uzyskanie pierwszego rozgłosu. Typ pojawił się tak naprawdę znikąd i nie wiemy o nim zbyt dużo. Od początku wspierają go Gringo i Kalazh44, którzy propsują ciężką pracę chłopaka związanego z Labelem Baklava Music. Celo i Abdi w jednym z wywiadów również przychylnie odnieśli się do berlińczyka. Ten duet obok Haftiego, to ojcowie Straßenrap w Niemczech.

Milion euro zysku
Pochodzący ze Steglitz- Zehlendorf raper nie postawił na typową ścieżkę kariery. Zazwyczaj jako newbie robisz drop dwóch kawałków i czekasz po dobrze przyjętej premierze na deal z Universal albo Sony. Lacazette natomiast, nagrał aż 13 klipów w bardzo podobnej, ulicznej, zimnej stylistyce mrocznego Berlina, które na YouTube przyniosły mu ok. 1 miliona euro zysku. Estetyka dość już znana, ale przedstawiona w innej, ciekawej perspektywie, owiana tajemnicą i zawadiackim spojrzeniem muzyka.
Inteligentny uliczny rap
Lucky sprawił, że niemiecki rap dostarcza słuchaczowi i szerokiej grupie wiekowej odbiorców, dużej przyjemności. Streetrap doczekał się w końcu chwytliwych i inteligentnych wersów, przeplatanych ironicznym humorem. Grek lubi czasem znikąd wypuścić zaskakujący, humorystyczny punchline jak: “Dostawca jest Niemcem, ale biega jak Hakimi” (“Läufer ist Deutscher doch rennt wie Hakimi”) czy “Przyjdę do Twojego akwarium Cię wyłowić” (“Ich komm’ in dein Aquarium, dich rausfischen”), “Bycie mądrym jest niebezpieczne, niebezpieczne nie jest mądre” ( “Schlau sein ist gefährlich, gefährlich ist nicht schlau”).
Trafnych fraz posiada on tak wiele, że musiałabym zrobić dla was jakąś best of listę. Dykcja Lacazette jest wybitnie on point, dlatego myślę, że ze spokojem zrozumiecie jego teksty, nawet jeśli Wasz niemiecki nie jest na wygórowanym poziomie.

Wyróżnia się na monotonnej scenie niemieckiego rapu
Wallah! Na albumie nie znajdziecie autotune, za to solidne beaty w klasycznej stylistyce, uwaga to nie jest codeinowy rap, afrobeat albo hiphopop. Fabuła traktuje o dealowaniu i używkach, zarabianiu hajsu, refleksjach oraz demonach. Mimo to raper ugryzł ten temat w inny, swój sposób, bez monotonnych adlibów o double cup czy fat ass. Lucky postawił na dobrze napisane teksty, przekaz i porządny warsztat, co słychać przez to jak buduje zdania czy zgrabnie łączy rymy. W kunsztowny sposób akcentuje słowa, wyróżniając go tym pośród monotonnej sceny niemieckiego rapu. Po pierwszym odsłuchu jego twórczości byłam pewna, że to jakiś streetowo doświadczony, grubo po 30-tce typ. Bity są bardzo klasyczne jak na obecne czasy i trendy. Obecnie wielu niemieckich artystów, takich jak Loredana wrzucają na Instagram jego utwory. Respekt oddał mu także sam wielki Kolja Goldstein, który koleguje się z managerem Lacazette.

210 mln streamów
Zawadiacki i charyzmatyczny raper, który nazywa swoich słuchaczy Matrosen ma w sobie pewną aurę, która spodobała się szerszemu gronu odbiorców, dając mu 210 milionów streamów albumu na Spotify. Przywraca to wiarę w to, że ludzie są głodni dobrej muzyki, a album Luckiego leci non stop on repeat!
Beaty wyprodukowali min: jroc, 808swerve, Sam4prod, yung.rox, jaydon6jam, goldfinger030, murdsdrum, maccrazy1.
Lacazette „LID” – odsłuch albumu
-
News4 dni temu
Kizo viralem za granicą. Fani zdruzgotani, a szkoły angielskiego chcą się wybić
-
teledysk4 dni temu
Dzień po wygranej w „Rap Generation”, Destro debiutuje z nowym singlem
-
News2 dni temu
Liroy pokazał środowy palec kibicom z Radomia
-
News4 dni temu
Suja naubliżał Fenomenowi i Mor W.A. W tle wątek relacji na linii Legia – Arka
-
News2 dni temu
Kizo komentuje viral z zegarkiem
-
News4 dni temu
Pih miał wypadek – ledwo wyszedł z tego cało
-
News2 dni temu
Fragment kłótni Brauna i Winiego rozbił bank interakcji w sieci
-
News2 dni temu
Koziołek za 100 zł zawiązał buty swojemu rywalowi