Recenzja
OIO „OIO”: niewykorzystany potencjał – recenzja
Panowie oparli album na paru intrygujących patentach.

W Polsce nigdy nie wykształciła się kultura supergrup. Nie, żebyśmy stronili od nich jakoś radykalnie, bo parę z nich każdy z nas by zapewne wymienił z pamięci. Nadal natomiast takie współprace traktujemy jako pojedyncze ewenementy lub sporadyczne wybryki w branży. Szczególnie w przypadku nowej szkoły, próżno szukać projektów opartych na tejże formule. Dlatego sporym zaskoczeniem okazała się współpraca Okiego, Otsochodzi oraz Young Igiego w ramach jednego składu. Jak im to wyszło, czy mają oni szanse na rozpopularyzowanie supergrup w polskim hip-hopie oraz, czy Otso przypomniał sobie w końcu, jak się nawija? Przed wami recenzja “OIO”.
Jak Biggie – Oki, Otso, Igi
Płyty jak narkotyki
Ta melodia dziś obiega całe miasto
Podstawą „OIO” jest luz i brak większych założeń. Stąd miszmasz klimatyczny. Panowie odnajdują pojedyncze płaszczyzny, na które przystają i tam robią muzykę. O dziwo, ten brak spójności nie jest w żaden sposób irytujący. Wpasowuje się on w konwencje, vibe i styl artystów. Bajzel, którego natomiast nie mogę zdzierżyć, to warstwa liryczna. Nie mam pojęcia o czym oni nawijają przez połowę materiału. Przecież taki “moonwalk” to zlepek przypadkowych wersów. Pomijając to, linijki same w sobie nie niosą nadzwyczajnej jakości. Gry słowne dosyć banalne i infantylne, przy czym zupełnie nie zapadające w pamięć. Ostatecznie “OIO” to bardziej mixtape niż stricte album. Pod każdym względem. Przejdźmy do samych artystów. Dostaliśmy trzech raperów, znanych z niekonwencjonalnych linii melodycznych i ich stosowania. Dzięki czemu sam materiał redefiniuje zwrot repeat value. OIO potrafi utrzymać uwagę odbiorcy, nie dając nam nawet chwili wytchnienia. Niewątpliwie, nasze trio rozumie jak prawidłowo poprowadzić krążek. Jest to z pewnością kompetencja, której brakuje naszym weteranom. Zresztą, brakuje jej większości sceny.
Jestem wkurwiony na ten przemysł, każdy robi to tak samo
Jestem antysystemowcem, cokolwiek by się nie działo
Buntowałem się przeciwko rapowaniu jak przystało
Wychodziłem przed szereg, gdy tego nie akceptowano
Panowie oparli album na paru intrygujących patentach. Na szczególną uwagę zasługuje ten, kiedy Young Igi z Okim nadzwyczajnie upodabniają swoje wokale. Nie raz (jak mniemam celowo) zlewały się one wtedy ze sobą, pozwalając raperom praktycznie niezauważenie zmieniać się przy mikrofonie. Jest to zabieg z pewnością przyjemny dla ucha, lecz bez przełamującego i jakże szorstkiego wokalu Otsochodzi, szybko byśmy popadli w monotonię. Panowie kilkukrotnie korzystają z tego, jak i rzeszy innych zabiegów, uatrakcyjniając brzmienie albumu. No i wychodzi im to fenomenalnie. Dowodzi to temu, jak wybitnie dobranym zespołem okazali się panowie. Na minus natomiast samo rozłożenie wokali. To co prawda zadanie chłopaków z Analiz i Obliczenia w rapie (napiszemy coś jeszcze kiedyś razem, wierzę), ale muszę zwrócić uwagę na ten aspekt. Odnoszę wrażenie, że Igi przejął refreny kosztem zwrotek, natomiast Oki analogicznie na odwrót. Gdzie Otsochodzi? Dobre pytanie. Trochę go mało. Do tego stopnia, że momentami “OIO” brzmi jak płyta Igi x Oki, do której Otso dograł się dzień przed wypuszczeniem materiału do tłoczni. Widać to szczególnie po dwóch pierwszych singlach. Bitami na płycie zajęli się Atut, CatchUp, C-Wash, Kubi Producent, Michał Anioł, Nolyrics, Sem0r, SHDØW i Zebra. Przy czym podkreślić trzeba pierwszą ksywkę, bo to właśnie Atutowy grał zdecydowanie pierwsze skrzypce w warstwie produkcyjnej. Obeszło się bez gości. Najważniejsze numery z albumu to: “Worki w Tłum”, “Morze Łez” oraz “WMTB”.
Chcemy gonić zawodowe cele, nie do szkoły dzieci
Na tym etapie życia skarbie za wiele nas dzieli
“OIO” uważam za projekt z niewykorzystanym potencjałem. Supergrupy mają to do siebie, że powinny łączyć możliwości zebranych artystów i poszerzać je o nowe lądy. Tutaj nie doszło do takiego procesu. Każdy zrobił swoje. Przy czym niewątpliwie poprawnie, stąd poniższe noty, jednak nadal odczuwam spory niedosyt. Najlepiej zaprezentował się Young Igi, udowadniając, że stoi swoim doświadczeniem piętro wyżej od kolegów. Oki natomiast pokazał się identycznie jak na ostatnim solo. Równie dobrze mógłby niewykorzystane wokale z 77747 mixtape przerzucić na materiał z chłopakami i nie odczulibyśmy większej różnicy. Odżył nam Otsochodzi, który po dwóch dosyć miernych płytach, zaczął wracać do formy. Dla niego ten powiew świeżości w postaci pracy jako trio, wpłynął pozytywnie i ewidentnie dał szansę na przełamanie gorszej passy. Paradoksalnie to właśnie Miłosz wyszedł z projektu najlepiej.
Sobota wieczór, humor gituwa (co?)
Humor gituwa
Nie będę trzeźwy, nie wierzę w cuda
Nie wierzę w cuda
Ocena płyty OIO „OIO”: 7.2/10
Tracklista
- Biggie
- Moonwalk
- Podzielony
- Jak to ma być
- Potłuczone szkła
- Amerykańskie teledyski
- Morze łez
- Worki w tłum
- MVP
- Przypadkiem
- 5 A.M.
- Transparentny
- Trendsetting
- WMTB
- Paleta barw
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Recenzja
Sapi Tha King „Wado Loco”: Odklejenia korposzczura – recenzja
Próg wejścia do rap-gry to nieśmieszny żart.

Każda recenzja wymaga ode mnie przynajmniej kilkukrotnego przesłuchania ocenianego materiału. Nieraz kilkunastokrotnego. W międzyczasie sporządzam notatki i spisuję luźne myśli. Naturalnie rzecz biorąc, pierwszy odsłuch daje mi ich najwięcej. Chociaż najbardziej wnikliwe obserwacje przychodzą dopiero z kolejnymi godzinami. No i tak sobie spoglądam na moje notatki po czterech pierwszych numerach „Wado Loco”: Seplenienie, gubienie rytmu, udawanie, że potrafi śpiewać + problemy z tempem i tonacją. Wiem już, że to będzie uciążliwa recenzja. Przed wami debiutant. Sapi Tha King.
“Jebać stare baby, jebać stare baby, jebać stare baby.
U u a a po co dzwoniłaś na psy, kurwa?”
Może Sapi ma problemy z prawie każdym aspektem muzycznym, ale za to porywa głęboką liryką. Nie no, żartuję. Jest taki numer jak „Zamknij ryj”, w którym Sapi zapewnia, że żadne komentarze go nie bolą. Totalnie nie obchodzą. Żadne. Dlatego pełen emocji nagrywa numer, gdzie obraża osoby, którym nie podoba się jego muzyka. Rzuca przy tym pełną gamą obelg i wyzwisk. Skoro tak bardzo ma to w poważaniu to, z jakiego powodu tak sfrustrowany o tym nagrywa? Pytanie retoryczne, wszyscy znamy odpowiedź. Jednak najbardziej mnie zaintrygowały wspomnienia z pracy w korporacji IT. Na przykład w kawałku „Baba z HR” nasz bohater recenzji żali się, że chcieli go zwolnić za przychodzenie pijanym do pracy. Poważnie. Dziwi się on też temu, że na spotkaniach integracyjnych ludzie pozwalają sobie na zabawę, a w zakładzie pracy to już niezbyt. Innym razem pojawia się temat wyzysku i pracy na czarno. To akurat są tematy z kategorii poważnych. Jednak budowanie wokół siebie otoczki korposzczura z ilością odklejeń na poziomie Malika Montany, zupełnie rujnuje sens podejmowania takiej problematyki.
“I k*rwa teraz siedzisz taki sfrustrowany, że my mamy takie durne wersy.
K*rwa nie masz roboty, siedzisz u matki.
Jedyne co jej dorzucasz to k*rwa pranie do pralki.
Ty j*bana parówo, śmieciu. Jesteś nikim”
Techniką Sapi też nie grzeszy. Wiele rymów jest do przewidzenia, jeszcze zanim padną z ust rapera. Zupełna amatorszczyzna. A są jakieś plusy albumu „Wado Loco”? Znajdą się. Utwór „Królowa manipulacji” porusza arcy ważny temat współczesnych relacji w geocentrycznym świecie. Wiecie – mężczyzna zły, kobieta dobra. Nigdy na odwrót. Jakbyście czytali Onet i w jakimś kosmicznym otępieniu stwierdzili, że jego pseudoredaktorzy mogą mówić z sensem. To właśnie o takiej nowoczesnej patologii traktuje ten numer. Z kilometra też czuć od Sapiego mocne przywiązanie do miejsca wychowania. Wplątywanie swojego pochodzenia między wersami, zawsze jest mile widziane w rapie. Nie można też raperowi odmówić charyzmy, która to konsekwentnie buduje autentyczność wokół jego persony. O i jeszcze dwa słowa. Kubi Producent. Bo to on podjął się wyprodukowania wszystkich bitów na ten album. Świetna robota. Gościnne zwrotki położyli natomiast Fukaj i Kizo. No i tutaj chciałbym zwrócić uwagę na tego pierwszego pana. Chłopak, który jest moim zdaniem autorem najgorszego albumu wydanego nakładem SBM Label, nagrał zaskakująco porządną zwrotkę. Prawdopodobnie najlepszą w swojej dotychczasowej karierze. Jeszcze może coś z niego być. Kibicuję.
„Robiłem strony internetowe, configi portów i także grafiki
I cały czas darłeś mordę, straszyłeś brakiem pensji, zamiast zachęcić
Myślałeś, że mając monopol w tym mieście, możesz swoich podwładnych tępić
Chuj ci do mordy, ty stary chamie, jeśli teraz dziwko to słyszysz”
Poziom polskiego rapu leży. Rok 2023 jest wyjątkowo felerny pod tym kątem. Popularność takich person jak Sapi Tha King jest jedynie tego smutnym potwierdzeniem. Gdzie jest biuro ochrony rapu, kiedy jest naprawdę potrzebne? Próg wejścia do rap-gry to nieśmieszny żart. Szczerze, to z coraz większym zaniepokojeniem obserwuję takie ekscesy. Mam spore obawy przed tym, aby takie albumy miały być codziennością na scenie. To nie jest żaden performens wychodzący przed szereg. To wymizerowany produkt. Jednak nie skreślałbym jeszcze Sapiego. Tha King pomimo tego, że aktualnie kuleje w tworzeniu muzyki — przynajmniej próbuje iść własną drogą. W przyszłości mu to zapewne zaowocuje. Ale patrząc na “Wado Loco”… to zdecydowanie w tej dalszej przyszłości.
“Byłaś największą brudaską, jaką poznałem
Stawałem na końcu chuja, a w zamian chuja dostałem
Tyle razy myślałem, że sam odwiedzę Ostrawę
I pojadę na kurwy, jeszcze przed karnawałem”
Ps: A myślałem, że po „Kici Meow” Reto i Leosi już nic gorszego nie usłyszę.
Ocena płyty Sapi Tha King „Wado Loco”:
Tracklista
- Nawet jeśli nie wyjdzie mi z rapem
- Jestem młody
- To wszystko dała mi branża IT
- 10K20K
- 200km/h (Unreleased)
- Baba z HR (Unreleased)
- Terabajt
- Mimo że dzwonisz
- Zamknij ryj (Unreleased)
- Chcę mi się pić (Unreleased)
- Królowa Manipulacji
- Pytasz mnie czy zaufam? (Unreleased)
- Służbistka
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Recenzja
Chivas „młody say10”: tylko hity – recenzja
W zaledwie rok raper zrobił progress jaki większości artystów zająłby pięć lat i z trzy wydane albumy.

Znacie to uczucie, kiedy polski rap was pozytywnie zaskakuje? Ja też niezbyt. Natomiast każdy taki eksces warty jest naszej uwagi. Z tego właśnie powodu spotykamy się dzisiaj w ramach recenzji albumu Chivasa. Fakt, rzadko kiedy tak z góry narzucam moje odczucia przy pisaniu opinii o danym krążku. “Młody say10” jednak jest dla mnie zupełnym przełomem w postrzeganiu postaci jego autora. Stąd recenzja być może nacechowana będzie moją sympatią już od początku, taki wyjątek.
Wyjdę sobie na dwór, bo mieszkam sam
Spotkam kogoś, kto mnie słucha i kojarzy twarz
Jest podobna do Jezusa, to trochę pojebane
Bo nie jestem jego fanem, ale fajnie, gdyby był
Chivasowi nigdy nie można było odmówić zdolności stricte wokalnych. Niestety obrany przez niego styl, zdawał się nie do końca przemyślany czy opanowany przez samego artystę. Tak jak doskonale rozumiałem fenomen podopiecznego Szpaka przy okazji debiutu, daleko mi było do propsowania “nauczyłem się przeklinać”. Co się zmieniło? W zaledwie rok raper zrobił progress jaki większości artystów zająłby z trzy longplaye. “Młody say10” pozbawiony jest chaosu, pomimo dużej dynamiki. Muzyk bezbłędnie lawiruje klimatami popu, rocka, punka i rapu, nie dając nawet na sekundę odlecieć myślami odbiorcy. Materiał płynie, jakby był zaledwie jednym utworem. Dawno nie spotkałem się z taką spójnością.
I się zastanawiam cały czas, czy jej kupić gaz?
Czy ona mnie kocha, czy chce się tylko pieprzyć?
I tak cały czas, czy jej kupić gaz?
“Młody say10” zawiera jedenaście pozycji na trackliście, a co za tym idzie album trwa jedynie 26 minut. Bez gościnnych wokali. Jednak wbrew pozorom, płyta nie pozostawia po sobie odczucia niedosytu. Dlaczego? Materiał skrojony został na miarę z każdej strony. Z pewnością pomocnym w tym aspekcie był fakt, że za wyprodukowanie wszystkich bitów odpowiedzialny jest sam Chivas. Dalej. Podopieczny Szpaka rapuje o emocjach jakie spotyka przy dobitnie życiowych sytuacjach. Bez wyniosłości. Bez bawienia się w wieszcza. Przebijają się przede wszystkim negatywne myśli, nie raz wypowiedziane w sposób bardzo prosty. Nie doszukiwałbym się jednak legendarnie złożonych zwrotek. Co więcej, ten album wcale taki nie musi taki być, aby pozostać wybitnym dziełem. Poprzez odpowiednią zmianę tempa i akcentu, utwory pozostają prawidłowo skonstruowane bez zmuszania się do pisania wersów pod stałą liczbę sylab.
Moja pierwsza dziewczyna udawała, że ma raka
Dawno temu, no i wcale nie umarła
To nie jest gatunek rapu jaki będę sobie słuchał w wolnym czasie. Jednak docenić muszę jakim ewenementem na naszej scenie jest “młody10”. To świerzość jakiej nie podrobisz. Styl wykreowany przez Chivasa jest unikalny w polskich realiach i pozostawia po sobie wrażenie jeszcze sporego potencjału do wydobycia. Przyjemnie mi jest jeszcze czasem się zaskoczyć słuchając polskiego rapu.
Przez siedem lat adorowałem głupią szmulę
Nie chodzi o D–, ani K–, ani Zuzię, ta pierwsza to zrozumie
A w sumie szczerze niezbyt chciałem gadać o tej drugiej
(Czemu? Czemu?) To ta od raka
Ocena płyty Chivas „młody say10”: 9.3/10
Tracklista
- anyżowe żelki
- narcyz
- koleżanko mojej byłej
- drzewko
- to ostatni raz gdy jadę nad bałtyk
- miałem kolegę bartka
- kupić jej gaz czy torebkę?
- jesteś najlepszy/najlepsza
- mam chyba za drogie auto
- prevka na płytę może (młody say10)
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Recenzja
DeNekstBest „Młyn”: Czarny koń – recenzja
W pełni wykorzystany potencjał przyjętego formatu krążka.

Denekstbest odżyło. Poczynając od kontynuacji mixtapeu z 2016 roku, przez fenomenalny debiut Szymona_C i opus magnum w twórczości Sebastiana Fabijańskiego. Ku mojemu zaskoczeniu, chwilę po tych premierach pojawia się już kolejny projekt pod szyldem DNB. “Młyn” to album nagrany w całości podczas pięciodniowej sesji zrealizowanej na wspólnym wyjeździe artystów związanych z wytwórnią. Koncept równie banalny, co wszystkim dobrze w ostatnich latach znany. Zobaczmy co z tego się narodziło.
Kiedyś się jak zombie kręciliśmy po blokach wkoło
Kilka lat minęło, coś tam się udało paru ziomom
Chłop mnie podał na psach, po pół roku odwołał zeznania
Płakała mama, kiedy pocztą przychodziły wezwania
Domeną takich projektów jest spektakularny luz i porywające linie melodyczne. Odcięci od codziennych bodźców, a tym samym niewychodzący z melanżu artyści płodzą najefektywniejsze bengery. Gorzej już niestety z samą liryką przez nich prezentowaną. Stąd nie jestem zbytnim entuzjastą takiego formatu. Przy czym ekipa DeNekstBest okazuje się wyjątkiem potwierdzającym powyższą regułę. “Młyn” porywa nie tylko świetnymi top line’nami, a również nadzwyczajną błyskotliwością muzyków. Podopieczni VNMa wraz z nim samym, zadbali o to, aby każdy pojedynczy numer posiadał określony zamysł. Coś więcej niż “impreza i używki” oraz “używki i impreza”. To właśnie ta pomysłowość stanowi największą zaletę “Młynu” jednocześnie wyróżniając go na tle konkurencji.
Zostanie wilczy bilet nam
Nie chce został nawet chwilę sam
Za to na chodniku wylewam
Nie wierzę w 21 gram
Udział w zamieszaniu wzięli: VNM, Fontam, Szymon_C, Gverilla, K-Leah, Toster, Veri, Emil Blef, Niko oraz Tomson. Bity wyprodukowali dla nich DrySkull, PMBTZ, Janga oraz SurfAir’a. Pojawiły się również scratche od Dj’a Chederac’a. W tym zespole przygotowali nam łączenie dwanaście utworów, oddając w nasze ręce ponad czterdzieści minut muzyki. Dominuje pozytywny vibe i letni klimat, chociaż pojawiają się bardziej sentymentalne fragmenty. Daleko im jednak do HuczuHucza, ewidentnie artystom z DNB udzielił się letni klimat. A co do naszych bohaterów, widać po nich liczne próby wygimnastykowania wokalu. Raz wychodzące lepiej, raz gorzej. Z pewnością jednak nie pozwalają takimi działaniami na nudę w trakcie odsłuchu. To też dla nich idealne miejsce na takie ekscesy, gdzie nie zostaną tak surowo ocenieni, jak na typowych studyjnych longplayach.
Po co pierdolić, jeśli chuja się znasz
Boli mnie fakt poziom rozprawy
to superexpress czy fakt jak w tabloidzie
Chętnie wyczyściłbym ci pamięć tak jak w androidzie
Od czasu “Molzy” to najlepszy wyjazdowy materiał jaki słyszałem. Masa luzu i przyjemnych linii melodycznych spotkała się tutaj z myślącymi głowami, które potrafiły przełożyć swoją narrację w spójną całość. Artyści wykorzystali do cna potencjał przyjętego formatu, dodając do niego swoje autorskie aspekty. Przyznam, jestem miło zaskoczony. To przecież może być rok DeNekstBestu. Czyżby czarny koń 2022 roku?
Miałem ją robić od przodu
ale miała na tył napęd
cały czas gonimy za tym trapem
Ocena płyty DeNekstBest „Młyn”
Tracklista
- Krzywe miny prod. Janga, Szymon_C (1 SINGIEL)
- Nie robimy kroku w tył prod. PMBTZ (4 SINGIEL)
- Wrak prod. Dryskull, Tomson, Gverilla (5 SINGIEL)
- Andromeda prod. Janga (3 SINGIEL)
- Mam dość prod. Dryskull (2 SINGIEL)
- Cool story bro prod. SurfAir
- Trap Skoda prod. PMBTZ (6 SINGIEL)
- Odmienne prod. Dryskull
- Żyć jak chce prod. Dryskull
- Mamo nie krzycz plz prod. Dryskull
- Las prod. Niko
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Recenzja
L1.PA „Nie, dziękuję”: świeżość na tle obskurnie cuchnącej sceny – recenzja
Nie trzeba być Sentino, aby dostać 10/10 za teksty.

Słucham wszystkiego. Dosłownie każdej polskojęzycznej płyty z gatunku rap. Brzmi jak sroga kara, a w rzeczywistości jest jeszcze gorzej. Mamy dopiero marzec, a ja już się nacierpiałem w objęciach generycznego trapu i nietrafiających w bit pseudo uliczników. Po co to w takim razie robię? Przede wszystkim, chcę być na bieżąco z całą sceną, aby nie ominęła mnie żadna perełka. Także dzisiaj mam dla was jedną z nich. Przed wami L1.PA. Nie, nie ten Lipa z Biura Ochrony Ksera, który jako jedyny utrzymuje w nim poziom. Po prostu L1.PA.
Jadę przed siebie, nawet kiedy czerwone na semaforach
A tak szczerze no to poznasz mnie po tych metaforach
Się nie wywiniesz z tego nawet jak masz ojca senatora
Odetnę raz na zawsze spekulacje za pomocą sekatora
Sebastian Fabijański w zeszłym roku zdefiniował rap, jako rymowaną anatomię prawdy. Niby rzecz oczywista, że słowa w hip-hopie powinny sięrymować, a nadal pół mainstreamu tego nie ogarnęła. A to przecież główny wyznacznik jakości w tym gatunku. L1.PA przy tekstach posiedział i dał nam materiał wypełniony, jednym z trudniejszych sposobów na składania wersów. Co więcej, umiejętnie ciągnie na jednym układzie brzmieniowym całą zwrotkę. No i żeby za łatwo nie było, to żadnej sylaby nie upuści po drodze. Tak proszę państwa, wygląda dobrze napisany tekst rapowy. Wszystko w akompaniamencie całkiem nieprzeładowanych bitów i wolnych BMPów, dodatkowo wyostrzając każdy z wyrazów. Przez dziesięć numerów, dających nam prawie pół godziny czystej muzyki.
Za dwa lata to będę miał trzydziestkę
A nigdy nie szedłem bardziej niż teraz konsekwentnie
Polecam zacząć zmieniać przestarzałą percepcję
Tu żeby coś osiągnąć musisz mieć jebaną obsesję
Tematyka? L1.PA rozwodzi się nad nieoczywistymi aspektami życia. Raczej z perspektywy osoby dorosłej i tu nie mylić z pojęciem persony pełnoletniej. Pojawiają się kwestie obycia w systemie społecznym, podejścia do rzeczywistości oraz bezsensownych nawyków. Bez small talku, raper poddaje ostrej krytyce co mu się akurat narzuci. Największe wrażenie wyparł na mnie utwór „Pocztówka”, gdzie L1.PA z nostalgicznym podkładem spowiada się z patologii młodości. Wydźwięk kłócący się z treścią utworzył absurdalnie przyjemny w odsłuchu oksymoron. Dalej. Bity na „Nie, dziękuję” wyprodukowali: Highself, Eeryskies, Marow, Beatowski, Uzeeebeats, Falak, Balance Cooper, JCHL, oraz Phil Tyler z Chubeats. Na jednym numerze ukazały się gościnne wersy, nawinięte przez Loko, Cart I Zbycha. Nic nadto wartego uwagi.
Niedługo potem paliliśmy jointy w gimnazjum
Niedługo potem handlowałem tym dla hajsu
Nie minął moment miałem wpisy już do aktów
Młody Al Capone dostał kuratora nadzór
“Nie, dziękuję” okazało się dla mnie swoistym powiewem świeżości, na tle obskurnie cuchnącej sceny. Spory paradoks, bo samo brzmienie albumu jest do bólu klasyczne. To, że takie osoby nie są doceniane w naszym kraju, jest świetnym wyznacznikiem wartości tych wszystkich cyferek kupowanych przez wasze ulubione wytwórnie. Abstrahując, jak widać, nie trzeba być Sentino, aby dostać 10 za teksty na Glamrapie.
Stara szkoła, nowa szkoła, odwieczny dysonans
Gram tak aby zgadzał się wewnętrzny rezonans
Skręca wewnątrz, jak na majku widzę te pizdy
Bo przez nich bycie raperem to zwrot pejoratywny
Ocena płyty FracTalle „Alert”: L1.PA „Nie, dziękuję”:
Tracklista
- Rick i Morty (prod.Highself)
- Głód tworzenia (prod. Eeryskies)
- Atrapa (prod. Marow)
- Oktagon (prod. Beatowski)
- Droga (feat.Loko, Cart, Zbych prod. Uzeeebeats)
- Zero oczekiwań (prod. Falak)
- Pocztówka (prod. Balance cooper)
- Epiktet (bit: instumental)
- Matryca (prod. JCHL)
- Rezonans (feat.Antyk prod. Phil Tyler & Chubeats)
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Mam dzisiaj dla Was coś ciekawego. Gdańsko-rzeszowsko-warszawski skład, który łączy starą szkołę rapu z elektroniką. Brzmi ciekawie? Tektyw, Bereu i Aras Dobrado muzykę tworzą od przełomu zeszłego wieku, jednak jako zespół Fractalle przedstawiają się od zaledwie dwóch lat. Ze skrajności w skrajność, przeskoczmy od recenzowania mainstreamowych albumów, aż do kompletnego podziemia.
Kto pije i pali, ten nie ma robali
Ja nie pije, bo piłem jak pojebany
Parafrazując tytuł filmu Andrzeja Gajewskiego, to nie jest rap dla młodych ludzi. Zresztą tworzą go muzycy, ze stażem dłuższym od życia statystycznego słuchacza polskiego rapu. Przez co nie raz bywa boomersko. Panowie mają własny świat, który łączą pomimo różnych miast. Twardo sprzeciwiają się niepasującym im aspektom aktualnej rzeczywistości. Mierzą się z szarością, którą kolorują rapem. To perspektywa raperów doświadczonych życiowo. Czy ma to swój klimat? Niepodważalny. Jeśli jednak macie 20 lat, to nie będzie muzyka dla Was. Jeśli jednak twoje dziecko jest w tym wieku, szybciej bym sięgnął po “Alert”.
Maski na mordach i rozpierdolka
Wymyślili se wirus żeby wszystkich nas kitrać do worka
Jedno trzeba przyznać. Panowie potrafią nawijać, jednak gorzej już z samymi tekstami. Rymy się gubią nieraz razem z sylabami. Nie tyczy się to całego trio, bo różnice poziomu między nimi są wyraźnie zauważalne. Momentami to boli. Ciężko też doszukiwać się rewolucyjnego flow. Bity na płytę wyprodukowali: NWRbeatz, self made beats, Marcin Sokollo Beats, Andrzej Bez Struktury Dybiec, Liberthez Ireneusz Praczuk, a nawet sam Tektyw. Na wyróżnienie zasługuje Bez Struktury, ścisła topka w Polsce. Na “Alercie” gościnnie udzielili się: H35ed, Aulkan, Mupens, Dezinte, Zaginiony, Kuba Klasiik Walczak, Nieuk alboalbo, Angelika Irauth, Stopaatentów, Order LG, Ziemba i Najduch. Całkiem spora gromada. Trochę dzisiaj wam chłopaki ksywek wymyślili.
Zdążyłem pomóc jeszcze tej starszej pani
Rozmowę miałem aż do końca przejażdżki
20 minut, nie dała mi przenieść się na słuchawki
Zdecydowanie za młody jestem na takie albumy. Jednak osobom ciut starszym ode mnie, mógłbym Fractalle odpalić. Szczególnie jeśli nie oczekujecie rewolucji muzycznej, a po prostu klasycznego polskiego rapu, z nutką brzmienia elektronicznego. Podkreślę, że z nutką, bo nadal “Alert” to stricte rapowy album. Jeszcze jedno. Bity na tej płycie są fenomenalne. Chociażby dla nich warto sprawdzić ten międzymiastowy kolektyw.
Bereu, Tektyw i Aras
Nie po to by słyszeć brawa
Ocena płyty FracTalle „Alert”: 7/10
Tracklista
- Algorytm
Tektyw, Aras Dobrado, Bereu – prod. NWRbeatz - Nietrafiony przelot
Tektyw, Aras Dobrado, Bereu – prod. self made beats - Psy szczekają
Bereu, Tektyw, Ziemba, Najduch, Aras Dobrado – prod. Marcin Sokollo Beats - Nadzieja
Tektyw, Order LG , Mupens , Bereu, Aras Dobrado – prod. Marcin Sokollo Beats - Kończy się dzień
Tektyw, ADE, Bereu – prod. Marcin Sokollo Beats - Serwus
Tektyw, Rico, Symono – prod. Andrzej Bez Struktury Dybiec - Siedem minut
Tektyw, Mupens, Bereu, Aras Dobrado – prod. Marcin Sokollo Beats - Maskrada
Tektyw, Mupens, Bereu, Aras Dobrado – prod. Marcin Sokollo Beats - Usłysz muzykę swej duszy
Tektyw, Stopaatentów – dawne 7 łez, Dezinte – prod. Andrzej Bez Struktury Dybiec - Twardonanienaniewygodnym
Tektyw, Zaginiony, Kuba Klasiik Walczak, Nieuk alboalbo, Angelika Irauth – prod. Andrzej Bez Struktury Dybiec - Online i offset
Aras Dobrado, Tektyw, Dezinte, Bereu – prod. Liberthez Ireneusz Praczuk - Nie nadążąm za światem
Tektyw, Mupens, Aras Dobrado – prod. Tektyw - Polimetria
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Recenzja
Sentino „Aporofobia”: wizytówka możliwości – przedpremierowa recenzja
Płyta roku w styczniu? Bardzo możliwe.

Już dawno nie było na portalu przedpremierowej recenzji. Z jednej strony jakoś specjalnie nie zdarza mi się o to zabiegać, a z drugiej nie zwykłem się nawet na tyle lubić z raperami, abym dostawał je ot tak. Kiedy jednak padła taka propozycja, aby chwilę po fenomenalnie przyjętej recenzji „Za niewinność” Intruza, pochylić się nad krążkiem Alvareza, nie mogłem odmówić. Poczynając od marca 2021, to będzie już szóste wydawnictwo rapera w ciągu zaledwie 10 miesięcy. Czy to wykonalne, aby przy takim tempie utrzymać jakość? Nie. Czy Sentino się to udało? Tak. Nadeszła Aporofobia.
Dziesiąty numer w dziesięć godzin jak u twojej starej
Widziałem jakieś gej dissy, takie boys party
Stare adidasy, sieh mich auf 'ner neuen Harley
Aporofobia. Z definicji strach przed biedą lub osobami pozbawionych środków do życia. Tytuł niezwykle celnie nakierowuje nas na tematykę albumu Sento. Pomimo zadowalających zasobów gotówki, nadal trzyma on w sobie pokłady negatywnych emocji, związanych z ich brakiem. Wysnuję nawet tezę, iż Sebastian samego siebie próbuje przekonać tym CD, że to już jedynie element jego przeszłości. Świadomie czy nie, wręcz wylewa się to z jego liryki. Tak jak na Czary Mary doszukiwałbym się definicji pieniądza lub jego wartości, tak “Aporofobia” pozbawiona jest mądrych słów, na rzecz szalejących bezwładnie emocji. Tym samym, równie chaotyczny pozostaje klimat albumu, nie pozostając w zasadzie określony, aż do samego końca. Jedynie tempo pozostało pod kontrolą muzyka. Bez gwałtownych zmian i przeskoków. Można było lepiej ustawić tracklistę.
Lebara Sim w mojej komórce
Kiedyś pustki w mojej lodówce
Teraz jemy połowę sceny
Costa De Sol, wszędzie same hieny
Przejdźmy do najlepszego aspektu twórczości Sentino. Alvarez na “Aporofobii” korzysta z czterech języków. Sam ten fakt może nikogo specjalnie nie zadziwia, aczkolwiek sytuacja zmienia się, gdy zaczyna mieszać ich elementy z polską mową. Co to znaczy? Sentino korzysta z różnych akcentów, aby uzyskać pożądane przez siebie brzmienie wyrazu. Tym samym nasz bohater recenzji jest w stanie stworzyć zupełnie nowe rymy. Zresztą to niejedyna jego forma zabawy. Każdy utwór został inaczej złożony technicznie, dochodzi do licznych manipulacji. Poczynając od klimatu, kończąc na sposobie wejścia w bit. Czy w ten sposób album rapera możemy traktować jako wizytówkę jego umiejętności? Chyba tak. Ja bym jednak postawił na określenie „Aporofobii” popisówką, poprzez którą wokalista śmieje się scenie w twarz. Za bity odpowiedzialny jest Getmony, ale też po jednej produkcji dorzucili: Culten i CrackHouse. Bez zaskoczeń w tej kwestii, klasycznie CH świetna robota. Gościnnie udzieliła się tylko Schwesta Ewa, wraz ze swoją pierwszą polską zwrotką. Oby zarazem nie ostatnią.
Tyle Louis w bagażniku, że już prawiе Lennox
Ci ludzie są zawistni, zawsze to pamiętaj
I lecą na te kreski jak zboczone hentai
W końcu dobrze zmiksowany materiał. Abstrakcją jest, że muszę o tym wspominać, ale przy dotychczasowych przeżyciach mix/masteringowych Sebastiana, po prostu muszę. Przechodząc do samego podsumowania, warto się zastanowić, co tak właściwie dostaliśmy od Sentino. Płytę roku w styczniu? Bardzo możliwe. Brakuje mi tylko tego ostatecznego ciosu, takiego utworu jak “Rio”, o niemożliwym reapet value. Patrząc jednak na całokształt albumu, nie mogę wystawić innej oceni, niż pełnej 10. To chyba pierwszy raz w historii tego portalu?
Siostra zawsze ze mną jak mój wspólnik
Mówię jej, że teraz music
Resztę po cichu jak tłumik
Pow, pow, pow, pow
Ocena płyty Sentino „Aporofobia”: 10/10
Tracklista
- Hurra!!! (prod. Culten)
- Jackie Chan (prod. Getmony)
- 45 (prod. Getmony)
- Piekło Banús (prod. Getmony)
- My best life (prod. Getmony)
- Hollow tips (prod. Getmony)
- PSG (prod. Getmony)
- Prada (prod. Getmony)
- Żaden (prod. Getmony)
- Lebara SIM (prod. Getmony)
- POWWW! feat. Schwesta Ewa (prod. CrackHouse)
- Do Boga (prod. Getmony)
- Wakacje (prod. Getmony)
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
-
News3 dni temu
Popek całkowicie zmienił wygląd. Przypomina żywego trupa
-
News4 dni temu
Pawbeats z pomocą Palucha chciał strollować TVP. Nie wyszło…
-
News4 dni temu
Właściciele „Zapiekanek biłgorajskich” reagują na biznes Kukona
-
News2 dni temu
Josef Bratan wykazuje się totalną głupotą i ignorancją
-
News3 dni temu
Josef Bratan zaatakował w programie Natana. „Zaj*bać ci na łeb?”
-
News4 dni temu
Josef Bratan w teleturnieju. Poradzi sobie z logicznym myśleniem?
-
News3 dni temu
Taco Hemingway ogłasza gości 1-800-Tour. Różne pokolenia artystów
-
News3 dni temu
Eldo pracuje nad nowym projektem, a pomaga mu O.S.T.R.