Sprawdź nas też tutaj

Felieton

Sprzedać się lub być jak The Gaslamp Killer |FELIETON

Opublikowany

 

alt

– Niby to zwykły set, a mogę zapłacić horrendalne pieniądze, żeby zobaczyć go raz jeszcze! Więcej niż za Eminema!

Rap zawładnął biznesem, niezaprzeczalne! Może nie tak hałaśliwie jak największe osobistości YouTube’a, ponieważ w przeciwieństwie do nich żaden raper jeszcze nie występuje w reklamie Playa (pomijając skromny epizod Tedego z Red Bull Mobile), który to zaś deklasuje rywali w plebiscytach na najlepszą kampanię promocyjną w Polsce. Największy udział rapowych kapel w pierwszej dziesiątce OLIS czy firm (wywodzących się ze środowiska hip-hopowego) w branży tekstylnej, kooperacje MC’s z ulubionymi muzykami ich rodziców czy z marketingowym gigantem Red Bull zdają się to potwierdzać. W podzięce również biznes zawładnął rapem. Zwłaszcza w podziemiu. To oczywiste jak rymy Rytmusa w Stoprocent 2, gdy już usłyszałeś kilka pierwszych. Ale czy rzeczywiście tak było od samego początku? Przecież to z tego podziemia płynęło najwięcej obelg w kierunku TDF’a w okresie jego największej infamii, gdy na każdym kroku powtarzał w sposób bezpośredni o pieniądzach. Wówczas panowało przekonanie, że rapowanie jest domeną zarezerwowaną wyłącznie dla ortodoksyjnych zajawkowiczów. Pragmatyzm dopiero raczkował, a idealiści stopniowo się nawracali. Sam w tym uczestniczyłem. Nie wierzę jednak w to, że pasja, odskocznia od świata czy podzielenie się z nim swoimi przemyśleniami zadecydowały o tym, że wszyscy hip-hopowcy od Bałtyku po Tatry zaczęli rapować, produkować, scratchować. Jestem zdania, że dla każdego główną przyczyną (choćby przez ułamek sekundy w najodleglejszych rejonach umysłu) była chęć zaistnienia na wizji i wzbogacenia się dzięki temu!

Dzisiaj we wspominanym podziemiu pozmieniało się dosłownie wszystko. Młodzi hip-hopowcy budując studio w swoim pokoju, zaopatrują się w mikrofony pojemnościowe, solidne kompresory i przedwzmacniacze, o których niegdyś starszyzna mogła jedynie pomarzyć. Ewentualnie za ostatnie oszczędności kupują godziny w profesjonalnym studio i nagrywają rap. Kręcą teledyski, które swoim poziomem niejednokrotnie przewyższają produkcje, fundowane przez wielkie wytwórnie. Wytłaczają swoje albumy na CD, a ich nakłady wyprzedają się w ciągu jednej przerwy wśród kolegów z gimnazjum. Nie stawiają oporu zastanym konwenansom, ani porządkowi, ustanowionemu przez pokolenie ich rodziców, a w zasadzie to nie buntują się przeciwko niczemu. Zamiast przesiadywać nałogowo na osiedlu, garbią się przed komputerem czy smartfonem. Nie mają rewolucyjnych myśli, wizji, a co za tym idzie, nie dobierają się w zespoły z kolegami, zamieszkującymi klatkę obok. Nie pamiętają jak za najwolniejszy internet można było zapłacić rachunek w tysiącach złotych, ponieważ nauczyli się żyć w świecie podyktowanym przez darmowe gigabajty. Wolą więc wejść na odpowiednią stronę i kupić beaty lub zwrotkę. O ile z kupnem beatów zdążyłem się pogodzić już kilka lat temu, dopiero niedawno pojąłem, że zakup zwrotki sławnego rapera nie jest czymś głupim. Oczywiście jeśli prezentuję odpowiedni poziom. Załóżmy, że tak i chcę dotrzeć do większej ilości osób. Mając do wyboru opłatę reklamy na Facebooku czy eksperymentowanie z SEM/SEO dla swojej strony, wolałbym zapłacić za zwrotkę i niejako spełnić marzenie z dzieciństwa, nagrywając z moim idolem. Kolejna forma promocji, ot co! Choć jako idealista długo się wzbraniałem przed tolerowaniem tego typu zabiegów. Tak czy inaczej, każdy kij ma dwa końce. Umiera chemia w studio, relacje międzyludzkie ulegają spłyceniu i stają się stricte biznesowe, nie powstają już przełomowe numery, ale w zamian tę świadomość obrotu pieniędzmi mają wszyscy raperzy, niezależnie od umiejętności poszczególnych. Problem dopiero występuje, gdy nadal przestawiają oni akcenty, bo częściej przestawiają w myślach banknoty na półkach, oddzielając dolary od euro. Na szczęście powstają takie miejsca jak Szkoła Muzyki Nowoczesnej we Wrocławiu, dzięki którym można pogodzić oba stanowiska. Inspirujące miejsce, w którym młodzi adepci mogą poznać tajniki produkcji, a zarazem współpracować z ludźmi w studio, a nie przez komunikator. Dokładnie tak, ale nie tylko dlatego ta szkoła jest źródłem zajawki. A to właśnie jej od samego początku poszukuję.

Zajawka, zajawka, zajawka. Tyle pierdolę o tej zajawce, że można się w tym zagalopować. Oczywiście, że zajawką nie opłaci się rachunków czy nie kupi pieluch dla niemowląt. Nie zaopatrzy się w nowe winyle na sampling, czy w syntezator. Słowem, nie można tworzyć wyłącznie dla zajawki. Mam na myśli jedynie sytuacje, w których twórcy udowadniają, że pieniądze to nie wszystko. Kiedy taki Lenny Kravitz spotyka się w studio z Mos Defem i biorą udział w niepowtarzalnym jamie, choć obowiązują ich lukratywne kontrakty ze swoimi wytwórniami. Aż się prosi zainspirować się w muzyce poczynaniami Cristiano Ronaldo. Chłop ma tyle zer na koncie, że mógłby sobie kupić Sosnowiec i przemianować na Ronaldoland, a mimo wszystko przebiera się za bezdomnego i na ulicach Madrytu drybluje piłką lepiej niż Messi. Czegoś podobnego doświadczyłem w minioną sobotę na SMN WaxEaters Beat Session Vol. 2. we wspomnianej Szkole Muzyki Nowoczesnej. Pojechałem tam jako kolega, towarzysz i kibic Coka. Ileż to razy rozmawiałem z nim o takich wartościach jak pasja. Pewnie podczas 200 km drogi na Dolny Śląsk z kilka. Ten człowiek, Cok, jest uosobieniem pasji. Zresztą współtworzył posse-cut zatytułowany Projekt Pasja. Co chwila podejmuje się różnych inicjatyw (nie przymierzając: Piątka od producenta czy Sample Not Simple), nieprzynoszących dochodów. Co więcej – kilka lat temu skrupulatnie podliczył on kwotę, jaką wydał na rozwój swojej pasji. Wyszło tego ok. 60 tysięcy złotych. Nie rozmawiałem z każdym z obecnych, ale na podstawie przeprowadzonych rozmów z nielicznymi wiem, że ich podejście jest zbliżone do Coka. Czas, poświęcony na przyjazd do Wrocławia, rozstawienie i schowanie sprzętu, a także powrót do domu, mogliby przecież wykorzystać na zrobienie beatów i przeznaczenie ich na sprzedaż za mniejsze bądź większe pieniądze. Nie mówię, że nie wzbogacą się dzięki efektom tej sesji, ale w tym czasie mogliby przecież zrobić kilka beatów, a nie – jak większość – jeden. Co więc ich skłoniło do przyjazdu? Przecież żaden z nich nie jest osłem, a na miejscu nie było marchewki. Zajawka bracie i siostro, zajawka. Pomijam już całkiem ckliwy moment, w którym jeden z organizatorów, Szusty, także zajmujący się produkcją, udostępnił swoje miejsce dla niepunktualnego producenta, żeby miał on warunki do pracy. To wszystko o czymś świadczy. O pasji, o zajawce, o miłości do tworzenia.

Idealnym uosobieniem pasji jest The Gaslamp Killer. Gość, który chyba na pamięć zna Ostatniego Mohikanina albo Live at the Bowl ’68 The Doors. Ten od muzyki na A Sufi and a Killer Gonjasufiego. Wykręconej, psychodelicznej muzyki. Taki też on jest. Wykręcony, psychodeliczny. Ale tego, że jest człowiekiem pełnym pasji, to nikt nie może mu odmówić. Pierwszy raz spotkałem się z jego twórczością w Katowicach podczas którejś z edycji Tauron Nowa Muzyka Festiwal. Poszliśmy tylko z KAEES’em, który już wcześniej znał twórczość Killera. Pół dnia opowiadał mi o nim. Poszedłem więc pod scenę dobrowolnie, choć gdybym wiedział, że zaserwuje takie brzmienia, to nie poszedłbym tam nawet jakby występował ze Ś.P. Guru w duecie. Byłem wtedy zatwardziałym ortodoksem, miłośnikiem samplowanej trąbki i może trochę gitary, a ze sceny rozbrzmiewała ciężka elektronika, brzęczenie, łomot, stukot, wiercenie. Nagle przed oczyma zobaczyłem szatana, który grał didżejskiego seta. Niby to zwykły set, a mogę zapłacić horrendalne pieniądze, żeby zobaczyć go raz jeszcze! Więcej niż za Eminema! Gaslamp biegał po scenie, tańczył pogo, bujając swoją bujną czupryną. Momentami drgał jakby przed sekundą wstał z elektrycznego krzesła. Sugerowałaby to też jego fryzura. Skakał, krzyczał, przewracał się. Coś pięknego. Ruchy sceniczne, których mógłby pozazdrościć choreograf Beyonce. A dlaczego dla The Gaslamp Killera pasja jest najważniejszą wartością? Są zespoły hip-hopowe, których stawki koncertowe się różnią w zależności od tego, czy przyjadą z samym DJ, czy z DJ, zespołem, chórzystkami i choreografami. The Gaslamp Killer skosił siano wyłącznie za set. A pomyśleć, że inni, którzy prawdopodobnie dostają jeszcze większe wynagrodzenie, stoją przed adapterami i stać ich jedynie na zmienianie płyt.

 

Autorem tekstu jest Modest z ElQuatroNagrania.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

 

Felieton

GlamRap – a komu to potrzebne? – felieton

Opublikowany

 

Nie ma co ukrywać – jesteśmy największym portalem hip-hopowym w Polsce. A, że miarą sukcesu jest liczba twoich wrogów, to zgromadziliśmy ich setki, jak nie tysiące. Ponad dekada w branży również miała na to spory wpływ (a przypomnę, że stawialiśmy pierwsze kroki gdy Okekel na chleb mówił 'pep’). Można nas nienawidzić, można cisnąć z nas bekę (a w to też potrafimy), ale na koniec dnia usłyszycie o nas w numerze ulubionego rapera. Przykłady? Bardzo proszę.

Tylko po kolei, żeby nikt dwa razy wspomniany nie został. Białas nawinął, że nie wie co piszemy, jak i wspomniał inne konkurencyjne portale. Jeden już nie istnieje, a w drugim dał jeden z nielicznych wywiadów. Z nami Beezy ma tyle wspólnego, co średniej jakości skrybowie z królem kraju punchlinem płynącym. A nie, czekaj…

W temacie bójek też coś tam wiemy. A przekazał nam to Adam Sławny vel Sarius. „Skandale na GlamRapie nie dotyczyły mnie, chociaż lubiłem się tłuc„. Jedynie to te storieski o 2 w nocy, ale to już mamy wyjaśnione. Mariusz dobry chłopak czy coś. Także niedługo zobaczycie jak sobie pogadaliśmy.

Kolejna postać, lekko już zapomniana na tym hip-hopowym padole, to białostocka techniczna bestia znana szerzej pod kryptonimem Hukos. Cytuję – „Na GlamRapie nazwą łakiem chociaż używam piętnastu flow„. Nie no Panie Raperze, tutaj akuart się lubimy. Nasze archiwa też mówią, że bardziej props niż hejt. Największą hejterką będzie moja mama, która z przerażeniem patrzyła jak jej 12-letnie dziecko mija CDki Taylor Swift i wybiera taki z maluchem przytulającym klamkę. Ale lepsze to niż dz*wki, dragi, lasery (ROGAL WRÓĆ). A i nie mam już 12 lat, tak dla formalności.

https://youtu.be/ay1RGLo6RLE?si=S3bV9JFb709kafct

Skoro legenda została już wywołana do tablicy, to też musimy ją zacytować. Pokuszę się nawet na więcej niż jeden wers. „Zbierasz na mnie haki? Puścisz to w Glamrapy? I kto komu bardziej teraz robi tu reklamy? Popkillery podłapują, widać poziom #Pudelek„. Ej, co jak co, ale niemal dekada w tej branży mocno umocniła nas jako portal plotkarski i nie oddamy tego tak łatwo! Natali, musisz postarać się bardziej (i w końcu odpisać mi na maila, plis).

A jak mówimy o starociach – patrzcie, co odkopałam. Czy ktoś jeszcze pamięta jak Opał robił horrorcore? Taki hardcore, że też musieliśmy się tam znaleźć. „Jak sprawdzam co w rapie na tym ich GlamRapie, to jestem na nie, zdecydowanie„. Ja tu wyczuwam lekką nutkę goryczy bo coś tam piszemy o Tobie, ale tak nie do końca. Jakoś freak fighty klikają się bardziej niż emocjonalne, liryczne numery. Potrzebna na to przestrzeń. No, ale przecież Kizo, Tede czy Aleshen to nie hip-hop, proszę Was.

Z drugiej mańki, mamy nowość w postaci Floral Bugs, który „nie odbiera na Snapchacie, na Whatsappie, na GlamRapie.” Mordko, ale to Ty dzwonisz… Prawie jak Kazek i Diho na „Facetime”. Ależ smooth zrobiłam to przejście. Pan reprezentujący GM2L, wrzucił nas między tak niesamowity zlepek wydarzeń, że zostawię Was z tym w cichości mojego serca.

Karmię te d*py jak gęsi na foie gras, potem se wchodzę na GlamRap
Bo w nocy i za dnia mam w domu afery jak Doda i Majdan
Zakładam jej jaja na oczy jak Rayban i palę se wiadra
Najpierw por*cham a potem to nagram i za to kupuję kajdan
„.

Nie znajdę lepszych słów zakończenia niż wstęp do numeru „Zamknij ryj” Sapiego Tha King. Leci to w taki sposób: „Ty myślisz, że nas to boli stary? Naprawdę? Że Ty napiszesz komentarz pod postem Popkillera albo GlamRapu?„. Dokładnie, my biedni redaktorzy nie robimy w życiu nic pożytecznego tylko uzewnętrzniamy się i piszemy paszkwile na hib hob. Obrażeni, smutni, jedzący wczorajszą pizzę na wersalce. Niech ktoś mnie zrzuci z tego stołka, błagam.

Tekst powstał w celach humorystycznych i jedyną osobę jaką miał obrazić jest Najniższa Polska Dziennikarka.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Felieton

Jedna tabletka to dopiero start – cykl rapowo-naukowy

O medykamentach w polskim hip-hopie.

Opublikowany

 

Po krótkiej przerwie wracamy do cyklu, w którym przybliżam Wam medycynę, farmację i inne rzeczy ze zdrowiem związane. To, że wielu raperów korzysta z aptek nieotwartych dla przeciętnego Kowalskiego, jest wszelako wiadome. Ale, że też są ludźmi, wybiorą się czasem do tej klasycznej. Parę różnych nazw leków już w hip-hopie usłyszałam także opowiem Wam, co kto bierze i po co. (*Zostawiamy benzo i xanax bo ile można*)

Dobrze, że na Escapelle niepotrzebna jest recepta” – Kaz Bałagane w „Smak życia”.

Zaczynamy od przezornego króla stolicy i jego momentu ulgi. Wymieniony przez niego specyfik to tzw. tabletka „dzień po”. Jednak Książulo Nieporządas wprowadza tutaj słuchaczy w błąd – ten lek antykoncepcyjny jest dostępny jedynie na receptę i w nagłych przypadkach.

Leki NDRI, pocałunki śmierci” – Quebonafide w „Refren trochę jak Lana Del Ray”

Autor nie ma tutaj na myśli jednego preparatu tylko grupę „selektywnych inhibitorów wychwytu zwrotnego noradrenaliny i dopaminy”. Po ludzku – są to leki zwiększające stężenie w organizmie dwóch wspomnianych przed chwilą neuroprzekaźników. Stosuje się je u osób z depresją, ADHD, narkolepsją czy chorobą Parkinsona.

Przestałem palić i pić, niepotrzebny esperal” – VNM w „Hope for the best” // „Ja to nie Disulfiram” – Białas w „To jest hip-hop”

A tutaj połączyłam te dwa wersy nie bez przyczyny. Esperal to handlowa nazwa środka posiadającego disulfiram. Jeśli nic Wam nie mówią te dwie nazwy, już tłumaczę – jest to tzw. „wszywka alkoholowa”. Także jeśli Wasz ziomal z osiedla poszedł się zaszyć to ma w sobie substancję, która po połączeniu z alkoholem może prowadzić od wymiotów czy zawrotów głowy, do zawału, utraty przytomności czy niewydolności krążenia. Fun fact – mimo, że jest to tabletka, nie spożywa się jej klasycznie doustnie. Nazwa „wszywka” nie wzięła się znikąd gdyż chirurg nacina skórę pod łopatką lub na pośladku i tam zostawia pastylki.

Makatussin, zero presji” – Młody West – „Up”

Nie mogło zabraknąć ulubionego syropu drillowców (a bardziej zaczynu do fioletowego płynu). Lek wspomniany przez Westa nie jest dostępny w polskich aptekach. Zawiera on kodeinę, która jako opioid, jest silnie uzależniająca. Docelowo jednak Makatussin to krople na kaszel łagodzące podrażenienia gardła.

Kukon – „Adderall

A ten numer biłgorajskiego rapera to jeden z najbardziej znanych leków na ADHD. Stworzony jest z 4 różnych soli amfetaminy, które mają stymulować ośrodkowy układ nerwowy. Czy jest stosowany zgodnie z zaleceniami? Nie wiem, ale się domyślam.

Albo kocham ją, albo bym Prozac wziął” – Jan-rapowanie w „Branoc”

Ah te baby, same problemy z nimi. Chociaż Janek jest z Krakowa, nie ma tutaj na myśli znanego na całą Polskę klubu, a antydepresant. Zwiększa on stężenie serotoniny w układzie nerwowym. Parę lat temu został jednak wycofany z aptek.

Gdzie moja pregabalina?” – Chivas w „5 milionów influencerek”

Pod tą nazwą kryje się lek o działaniu przeciwpadaczkowym, ale skrywa też pewne tajemnice. Stosuje się go również w leczeniu bólu neuropatycznego i przy zaburzeniach lękowych u dorosłych. Patrząc na twórczość Chivasa, moge strzelać że korzysta z niego w kontekście ostatniego z wymienionych, ale mogę się mylić. W każdym razie – zdrówka Krystian!

Nie wiem, co słychać w liceach, u mnie teraz Elicea” – Szpaku w „Byłem młody” // „Venlectine pod pigułkę” // „Afobam pod tatara” – Szpaku w „Potwór”

Ależ tu mamy hattrick proszę Państwa! Niestety szef nieistniejącego już GUGU lekko mówiąc – w życiu nie miał lekko. Każdy słuchacz zna niejedną przykrą historię, a że Mateusz ma dopiero 30 lat – potrzebował pomocy farmakologicznej. Zatem wszystkie trzy leki wymienione powyżej to antydepresanty. Co ciekawe, pierwsze dwa należą do wcześniej wspomnianej przeze mnie grupy czyli NDRI. Ostatni zaś stosowany jest przy krótkotrwałym leczeniu zaburzeń lękowych.

Puszczają nam te oczka jak Maxiluten” – VBS w „Nad rozlanym Danielsem”

Ależ gra słów panie Wiktorze – mnie rozbawiła. A dlaczego? Bo wspomniany suplement jest bogaty w luteinę, która wspomaga jakość widzenia. Fun fact – hormon ten to inaczej „progesteron” czyli, znany wszystkim po rozszerzeniu z biologii, hormon odpowiedzialny za rozwój płodu w trakcie ciąży.

Potem zarzucam grocha, a ty znów zarzucisz Prostanol” – Kaz Bałagane w „Ogony”

Rozpoczęliśmy od Bedogie, skończymy na Bedogie. Tym razem to podmiot liryczny w postaci mężczyzny sięgnie po tabletki, a dokładnie po suplement pomagający przy przeroście prostaty i przewlekłym zapaleniu gruczołu krokowego. Tutaj też wkradła się mała dezinformacja – prawidłowa nazwa to Prostamol. Tak się kończy za długie siedzenie na zimnie, Mili Państwo.

PS. Tekst powstał pod okiem technika farmacji i w pierwszym terminie zdał legit check ;).


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Felieton

Cypryjski B-boy pokazał mi ich hip-hop – sonda dookoła świata

Cypryjski odpowiednik Rów Babicze i lokalny Eminem.

Opublikowany

 

abnormals
Grupa Abnormals

Skumajcie taką sytuację – jesteście sobie na wakacjach w bardzo hip-hopowym składzie. Jest jakieś miliard stopni, więc zachodzicie do polecanej przez lokalsów lodziarni, a na jej tyłach rozgrywają się… międzynarodowe zawody w breakdance. Gdzie zatem lepiej znaleźć respondentów do mojej sondy niż tam? Zapraszam do sprawdzenia rapu rodem ze słonecznego Cypru!

Zacznijmy od tego, że pierwsi ludzie, do których podbiłam, byli Polakami. Świat jest mały co? Później przekierowali mnie do DJa, a ten do ziomka prowadzącego cały event i mojego późniejszego wsparcia merytorycznego – D-Pranka. Jak się okazało, kolega odwiedził kiedyś nasz kraj i jego reakcją na nasze pochodzenie był wesoły okrzyk „Książęce Łagodne!”. Ale wracając do samej muzy – patrząc na to, że cały Cypr ma mniej mieszkańców niż Warszawa, popyt na raperów nie należy do największych. W całej kulturze mnóstwo jest napływów greckich, również w tej materii. Jednak mając takiego eksperta obok, udało mi się zebrać paru reprezentantów tej wyspy.

Najpopularniejszy cypryjski raper

Jako najbardziej znanego rapera mój rozmówca podał Julio Κομπολόι, dodając przy nim adnotacje, że jest to twórca bardzo zaangażowany politycznie. Jednak jeśli macie przed oczami kogoś pokroju Taco Hemingwaya czy Maty, wyprzedającego stadiony i lotniska, to muszę Was tutaj zaszokować. Najpopularniejszy cypryjski raper posiada 7 tysięcy subskrybentów na Youtube i lekko ponad 1200 miesięcznych słuchaczy na Spotify. Nawet nasze rodzime podziemie kręci większe liczby. Wracając jednak do samego artysty – mimo, że angielski jest jednym z języków urzędowych, raper wybrał nawijkę po grecku. Nie powiem Wam zatem, o czym nawija, ale brzmi to tak:

Chce zostać cypryjskim Eminemem

Kolejni zawodnicy to duet ΑΓΡΑΦΟΣ ΒΙΒΛΟΣ & CHOPO. Pierwszy hieroglif w wolnym tłumaczeniu oznacza „niezapisaną Biblię”. A Chopo to Chopo, kropka. Panowie wybierają bardziej klasyczne beaty, a jeden z nich stara się o miano cypryjskiego Eminema, wrzucając liczne przyspieszenia. Ich najbardziej znany numer ma niecałe 60 tysięcy wyświetleń i sami osądźcie czy zasługuje na więcej.

Do pobujania głową

A czymże byłoby środowisko hip-hopowe bez kolesiostwa? I tak zatem poleciały propsy dla ziomka mojego tancerza – Κρυπτογράφος (nawet nie próbuję tego przeczytać). Dostałam też komentarz, że często jego numery puszczane są w trakcie zawodów tanecznych – i nie powiem, głowa się buja.

Abnormals, czyli taki polski Rów Babicze

Wisienką na baklavie i zamykającą ten artykuł grupą będzie Abnormals, którzy śmiało mogą zostać nazwani cypryjskim odpowiednikiem Rów Babicze. Po samym klipie widać, że panowie nie należą do sztywniaków i bliżej im do nagrywania bekowych numerów niż takich zmieniających żywot. Trio miało swój peak w 2018 roku, a od czterech lat niestety nie są już aktywni. Ale dzięki nim możecie zobaczyć, jak wygląda lato na wyspie. (Jestem fanką sceny napadu, gdy to nabojami w pistoletach jest tutejszy alkohol czyli Zivanija).


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Felieton

Pamiętajmy o live bandach – wywód niespełnionego muzyka

Doceniajmy żywe instrumenty nim staną się martwe.

Opublikowany

 

Białystok, pierwszy piątek czerwca. Jako wieloletnia fanka i od pewnego czasu dziennikarka hip-hopowa dostaję zaproszenie na koncert premierowy VBSa. Chociaż na Podlasie nie ciągnie mnie dosłownie nic, przy wydarzeniu pada magiczne określenie „+ live band”. Szybko zatem płacę całe 18,18 PLN (dziękujmy za zniżki studenckie), wsiadam w pociąg i jadę przeżyć jeden z tych magicznych momentów, dla których kocham hip-hop. A bardziej żywe instrumenty z hip-hopem. Po kolei.

Cofnijmy się do września 2020 roku. Albo nie – do lutego 2016. Wtedy to poznaje Pawbeatsa, przy okazji współpracy z Tau. Boże, ile tam jest dźwięków, instrumentów, dopieszczonych nut! Oczywiście idę dalej by parę dni później zakupić CD i poznać takie szlagiery jak „Widnokrąg” czy „Banicja”. Z drugiej strony kontrast w postaci Oxona czy Dwóch Sławów, ale to tylko pokazuje rozmach tego przedsięwzięcia. Orkiestra z hip-hopem – któż to słyszał? Chopin zrobiłby salto w grobie, ale ktoś już zabrał mu serducho. Więc czy w tym szaleństwie jest metoda? Patrząc na wyniki sprzedażowe (i płyt, i koncertów), wyświetlenia i popularność utworów – jak najbardziej.

Niech nie zmyli Was tytuł tego tekstu – nut nie znam (jedynie perkusyjne, ale o tym kiedy indziej), nie mam za sobą garażowej kapeli, a na pianinie potrafię jak Sokół zagrać jeden numer do połowy na dwóch palcach. Skąd zatem ta fascynacja usłyszenia gitary, skrzypiec czy innego instrumentu, którego nazwy nie znam? Z emocji. Moich, waszych, artystów. Kwintesencją tego połączenia energii zdecydowanie będzie poczucie zrozumienia czy pewnego rodzaju jedności słuchacza z autorem. A jeśli mamy do czynienia z postacią, która wie, jak wzbudzić w nas wzruszenie, radość czy nostalgię poprzez pociągnięcie odpowiedniej struny – czego możemy chcieć więcej?

A co stało się we wcześniej wspomnianym wrześniu 2020? Poznałam chłopów, co robią figaro jak Mozart tu nie znając nut czyli duet znany pod kryptonimem Lordofon. I chociaż panowie sięgają po syntezatory muzyczne i efekty, których nie da się odtworzyć, główną częścią ich twórczości zdecydowanie są żywe instrumenty. I to od ich występu w Kołobrzegu (zalany Sun Festival #pamiętamy) zaczynają się moje ogólnopolskie wycieczki za brzmieniem innym niż przycisk play w programie. Ciężko będzie wytłumaczyć mi osobie, która nigdy nie miała do czynienia z tego typu eventem, jakie jest to przeżycie, ale skoro powstaje ten tekst, musi zajść chociaż próba.

Spójrzcie na twarz muzyka w trakcie występu. Serio. Muzyk we własnym świecie to tak oderwane od rzeczywistości zjawisko, że samo przez się jest najlepszą definicją pasji i zaangażowania, a przede wszystkim więzi z instrumentem. Chociaż często są to grymasy szybciej zahaczające o miny niewyjściowe niż z pierwszych stron tabloidów. Ja jednak polecam i to bardzo.

Kogo zatem jeszcze możemy usłyszeć nie tylko w akompaniamencie DJa? Ano na przykład Bisza w obstawie potężnego B.O.K. Na ich koncert udałam się do Poznania gdzie w dziesięcioosobowym składzie wykonali najważniejsze numery w historii zespołu i samego rapera. Osoby czekające na oryginały „Pollocka” czy „Wilka Chodnikowego” mogły wyjść z lekkim niedosytem, słuchając nowej aranżacji jednak nie wykorzystać potencjału tak licznej grupy, byłoby nad wyraz smutne. Warto nadmienić, że Jarosław ma nie jeden skład gdyż w swoim wachlarzu ma jeszcze ekipę z Kosą i Radexem. Także będąc w swoim życiu na 4 koncertach mojego ulubionego Bydgoszczanina, za każdym razem słyszałam inny materiał. Nieźle, co?

W ostatnim akapicie za to skumuluje wszystkie powyższe, zahaczając o Bydgoszcz i koncert Pawbeats Orchestry. Moje pełne uzewnętrznienie na jego temat przeczytacie tutaj także pozwolę sobie się nie zapętlać. Ostatni przystanek – Białystok. VBS, który dał mi się poznać numerem „Uzależnienia” (Boże, ile to już lat minęło?). Pamiętam go jako powiew świeżości w QQ, a po latach nadal zaskakuje zaśpiewanym, pełnym emocji numerem, by zaraz potem nawinąć o wspólnej alkoholizacji jako idealnej randce. Chłopak wiecznie młody, z pasją i talentem, którego nie uciszyła szkoła muzyczna ani kościelne rytmy. Jeśli szukacie jeszcze czegoś, co poruszy zatwardziałość serc Waszych to jak najbardziej polecam przejść się na któreś wydarzenie sygnowane jego ksywką (mimo, że jest ich niewiele). Oczywiście, posiadanie live bandu to godziny prób, wybór aranży i przyszłościowe problemy z kręgosłupem pana perkusisty, ale czy warto? Skoro ten tekst trwa już tyle, nie może być innej możliwości!

PS. Oczywiście autorka ma świadomość takich inicjatyw jak koncerty Jimka czy RedBull Soundclash jednak nie miała okazji tego przeżyć (jeszcze). Uznajmy to za wywód w holistycznej formie doceniającej wszystkich tych, którym się chce!


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Felieton

Rapowe kompendium wiedzy medycznej vol.2

Cykl rapowo-naukowy.

Opublikowany

 

Jak sama nazwa wskazuje – ten minicykl (a właściwe podcykl) jest zebraniem w pigułkę (jak na medyczne rzeczy przystało) informacji ze świata chorób, zdrowia i medykamentów. Zatem nie mogło się skończyć po pierwszej części (a ją nadrobicie tutaj). Tym razem pochylimy się jedynie nad przypadłościami i schorzeniami, których doświadczają panowie raperzy. A są one bardzo różnorodne i nie takie oczywiste.

Frank – „Szkorbut”

Pod tą tajemniczą nazwą kryje się choroba wywołana niedoborem witaminy C. Reprezentant Hashashins rzucając wers „często objawy jak szkorbut przez rzadkie dobijanie głową do portu” nawiązuje tutaj do łatki przyklejonej temu problemowi. Przez lata był on nazywany dolegliwością marynarzy bądź żeglarzy gdyż lekarze twierdzili, że jej główną przyczyną jest brak dostępu do świeżych warzyw i owoców. Wracając jednak do samego działa – szkorbut atakuje liczne narządy stąd wśród objawów znaleźć możemy np. problemy z oczami czy dziąsłami, zmiany skórne lub anemię. Nie leczony może spowodować krwotoki, a w konsekwencji sepsę. Nie zapominajmy zatem o suplementacji kwasu askorbinowego. Fun fact – papryka ma kilkukrotnie więcej witaminy C niż cytryna czy inne cytrusy.

Mam zapaść, lekarz mnie pyta, co ćpałem / Sk*rwiel nie wierzy, że serce można zatrzymać żalem” – Rover w „Autobiografii”

W najbardziej znanym swoim numerze kielecki raper – jak sama nazwa wskazuje – opowiada własną historię, która jest „drogą od dna bólu do spełnienia marzeń”. Jedną z komplikacji była zapaść, która w medycznej terminologii określana jest jako „wstrząs”. Jest to stan nagłego zagrożenia życia, a dzieje się tak na wskutek niewystarczającego tlenu, krwi i składników odżywczych. Są nam znane cztery rodzaje wstrząsu, które zależnie od objawów mają różne sposoby leczenia. Nie trudno się jednak domyślić, że główną przyczyną będą wszelakie problemy kardiologiczne – od zbyt dużego rozszerzenia naczyń krwionośnych po następstwa zawału i dysfunkcji zastawek.

Przeliczam kabzę, trzy razy sprawdzę jak nerwica natręctw” – Książę Mazowiecki w „Rundzie”

Ten rodzaj nerwicy fachowo nazywamy zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi (stosowany też jest skrót OCD). To zaburzenie psychonerwicowe dotyka niecałych 3% populacji, ale mówi się o nim coraz więcej. Jest to pewnego rodzaju pętla bez wyjścia lub tylko z wyjściem tymczasowym. Dlaczego? W głowie osoby dotkniętej tym schorzeniem pominięcie jakiejś czynności budzi ogromny, czasem bezpodstawny lęk. Często parę razy sprawdza, czy na pewno zamknęła drzwi lub kilkukrotnie myje ręce by mieć pewność, że są czyste. No, albo sprawdza czy hajs się zgadza.

Mam astmę, czy możesz mi zabrać szluga?” – Taco Hemingway w „Abonent jest czasowo nieodstępny”

O tym, że osoby z astmą mają problemy z oddychaniem wie niemal każdy, ale podejdźmy do niej od bardziej medycznej strony. Jest to przewlekłe zapalenie dróg oddechowych, przez które dochodzi do nadmiernego kurczenia się oskrzeli. Charakterystyczne są napady duszności stąd wciąganie dodatkowych substancji do płuc może wspomóc bezdech. Ale o szkodliwości papierosów już niedługo będziecie mogli przeczytać nieco więcej (o ile obrazki miażdżycy na paczkach już Was nie odrzuciły).

Nie jestem z Marsa, a mam wątroby marskość” – O.S.T.R. w „We krwi (Since I Saw You)”

I kończymy najbardziej znanym utworem w tym zestawieniu i pewnego rodzaju hitem weterana sceny. O Ostrym i jego perypetiach zdrowotnych można by napisać osobną, obszerną publikację (albo płytę, a z historii wiemy, że stała się bestsellerem). Skupiając się jednak na jednym wątku – raper wspomina tutaj o marskości wątroby czyli chorobie najczęściej kojarzonej z nadużywaniem alkoholu. Choroba ta jest niezwykle niebezpieczna i jest 9. najczęstszą przyczyną śmierci. W jej trakcie, na wątrobie zaczynają pojawiać się liczne guzki stworzone z jej komórek (profesjonalnie – hepatocytów), które następnie są otaczane przez niszczącą je tkankę łączną. Dochodzi wtedy do autodestrukcji całego narządu i do zaprzestania jej działania. Nie za wesoło, a spójrzmy, że O.S.T.R. miał dużą przygodę z płucem i układem oddechowym. Zdrówka Adam!


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Felieton

Jak brzmią Pompeje? – sonda dookoła świata

Sprawdziłam kogo słuchają Włosi.

Opublikowany

 

sfera ebbasta quebonafide

Majówka 2024 jest już niestety tylko pięknym wspomnieniem, ale oprócz wyczekanego odpoczynku, mój pracoholizm popchnął mnie w stronę nowego projektu. Przechadzając się ulicami różnych miast i miasteczek we włoskiej Kampanii stwierdziłam, że chciałabym poznać ten region lepiej. A zdecydowanie lepiej poczuć klimat miejsca z lokalną muzyką niż tysięczny raz przesłuchując „Cytrynówkę” (pozdro V!). Czego zatem słucha się w Pompejach?

Zacznijmy od tego, jak wyglądały moje poszukiwania. Nauczona polskim podwórkiem za grupę docelową wybrałam młodych ludzi (na oko w zakresie wiekowym 16-30). Wniosek, który nasunął mi się po tym wszystkim był zaskakujący – rap we Włoszech nie jest aż tak popularny wśród młodzieży jak u nas. Kierując się jedynie moimi doświadczeniami (czego nie polecam) wychodzi na to, że częściej wybierane są bardziej melodyjne i śpiewane kierunki, co widać chociażby po topce utworów na Spotify (ale i tam znajdziemy często rapowane zwrotki).

Drugi wniosek jest taki, że Włosi niezbyt potrafią w angielski. Także moje językowe skille przydały się o wiele bardziej niż mi się wydawało. Kogo zatem słuchają mieszkańcy Pompejów? Zadawałam zazwyczaj dwa pytania – kto jest najpopularniejszy, a kto ich zdaniem najlepszy?

Patrząc na podsumowanie zeszłego roku na Spotify, najbardziej znanym włoskim raperem jest Sfera Ebbasta. Ta odpowiedź padła wśród moich ankietowanych cały… jeden raz. Zdecydowanie byłam nastawiona na wystąpienie tej postaci chociażby kilkukrotnie, a wielkimi nieobecnymi sondy zostali Rondodasosa, Shiva czy Ghali. Najczęściej wspominanym raperem był za to Geolier. Młody Włoch jest reprezentantem Neapolu, nie dziwi więc, że jest kochany w swoim regionie. Jego popularność wzrosła w ostatnim czasie dzięki zajęciu drugiego miejsca w prestiżowym konkursie Sanremo, gdzie zaprezentował numer „I P’ ME, TU P’ TE” (cokolwiek to znaczy).

Kolejną postacią często wspominaną przez respondentów był Capo Plaza i jest on kolejnym przykładem miłości do swoich ludzi. Włoch pochodzi z miejscowości Salerno, również leżącej w Kampanii (około godziny samochodem od Neapolu). Swój ostatni album wydał dwa lata temu, a zasłynął głównie dzięki temu numerowi:

Następny w kolejce jest Blanco – chociaż tutaj dyskutowałabym z tym, czy mamy do czynienia z raperem. W każdym razie artysta zasłynął głównie ze współpracy z Mahmoodem i ich przełomowym singlem „Brividi”, z którym wygrali wspomniane przeze mnie wcześniej Sanremo, a następnie pojechali na Eurowizję. W zeszłym roku zrobiło się o nim głośno jeszcze bardziej. W trakcie występu w konkursie jako gość specjalny, zaczął ze złości – spowodowanej niedziałającym odsłuchem – niszczyć przygotowaną scenografię. Maja rozmach skurczybyki.

Kończąc już powoli, wrzucam postacie, które padły, ale bez większego przekonania. Są to Gue Pequeno (trzy razy tłumaczono mi, jak się to czyta, a później okazało się, że gość skrócił swoją ksywę do Guè. I przyznam, że trafia do mnie najbardziej ze wszystkich wymienionych graczy), Marracash, Papa V oraz Vale Lambo. Dajcie znać w komentarzach, kogo Wy z włoskiej sceny słuchacie najczęściej. Arrivederci!


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Popularne

Copyright © Łukasz Kazek dla GlamRap.pl 2011-2024.
(Ta strona może używać Cookies, przeglądanie jej to zgoda na ich używanie.)

error: