Sprawdź nas też tutaj

Wywiad

GLOBTROTER: 5 lat w UK – Kuba Witek (Zaburzenia ex-Tusz Na Rękach)

Opublikowany

 

Wyjazd to specyficzny moment. Bywa śmieszny, ciekawy, inspirujący, czasami niebezpieczny i samotny. Jednak za każdym razem daje adrenalinę i historię. Poznajcie Globtroter – cykl, w którym porozmawiamy z artystami o ich podróżach, wyjazdach i historiach o innym kraju. 

 

Co spowodowało, że postanowiłeś wyjechać z Polski i rozpocząć „nowy etap” w swoim życiu?

Kuba: Był to dla mnie bardzo niestabilny okres. Dostałem się na filmoznawstwo na UJ, po kilku miesiącach stwierdziłem, że to nie to i zacząłem dziennikarstwo. Pech, bo uczelnia okazała się działać nielegalnie i pomimo jakiś tam wyjść z sytuacji, nie widziałem sensu, żeby to ciągnąć dalej. Wtedy dostałem propozycję wyjazdu do Anglii, na którą w zasadzie od razu się zdecydowałem.

 

Podjąłeś decyzję i co dalej? Co było dla Ciebie najtrudniejsze na kilka dni przed wyjazdem?

Kuba: Zaznaczyć trzeba, że zgodnie z początkowymi założeniami, wyjechać miałem na 2-3 miesiące, zarobić sobie trochę kasy i wrócić. Bardziej miał być to wyjazd na zasadzie przygody, niż poważnego myślenia o emigracji. Moja mama leciała pomóc w rozkręcaniu biznesu swojej koleżance, więc z racji, że aktualnie w Polsce nie miałem nic do roboty, poleciałem z nią. Żeby było śmieszniej, dokładnie w prima aprilis.

 

Wylądowałeś w UK, jaka była Twoja pierwsza myśl, kiedy poczułeś tamtejszy klimat?

Kuba: Lądowałem w Liverpoolu, który od razu zrobił na mnie ogromne wrażenie, szczególnie, że odbierał nas znajomy, który zaserwował nam szybką objazdówkę po centrum. Pierwszej myśli nie pamiętam, ale raczej się cieszyłem. Bardzo lubię wyzwania, nowe miejsca, podróżowanie. Czułem, że zaczynam nowy etap. Wspaniałe uczucie.

 

Jak wyglądało Twoje lokum, z czym musiałeś się zmagać, co Ci przeszkadzało, a co Cię pozytywnie zaskoczyło?

Kuba: Na początku był to pokój u znajomych mojej mamy. Pierwsze tygodnie to załatwienie formalności, urzędy, banki etc. Potem natomiast zbieranie aplikacji i ich wypełnianie, co zazwyczaj doprowadzało mnie do szewskiej pasji (śmiech) – ‘dlaczego chcesz pracować w naszym sklepie?’, ‘jakie są Twoje największe zalety?’, ‘co w niesiesz do naszej firmy’ itd. itd…  Pozytywnie zaskoczyło mnie ile mogę kupić za pierwszą tygodniówkę (śmiech).

Zacząłeś studia w nowym kraju. Jak wyglądał proces rekrutacji, później nauka i życie studenckie?

Kuba: Początkowe trzy miesiące szybko zamieniły się w rok. Pracowałem w wielu różnych miejscach, od kina, przez super market po wózki widłowe. Z jednej strony zarabiałem tyle, żeby się samemu utrzymać, wynająć z dziewczyną mieszkanie, wyposażyć etc. Z drugiej natomiast życie za granicą jest trudne i specyficzne. Nie masz znajomych, ogólnie ciężko sobie zorganizować sprawy towarzyskie, więc w zasadzie koncentrujesz się na pracy i odpoczywaniu w przerwach. Oczywiście daje Ci ona kasę, ale ja szybko przestałem się z tej kasy cieszyć, bo co z tego, że wynajmowałem duże dwupoziomowe mieszkanie, jak ze znajomymi było kiepsko, więc nawet nie było tego jak wykorzystać. To samo się tyczy kupowania ciuchów, gadżetów etc. W pewnym momencie pieniądze przestały mi rekompensować pobyt za granicą. Wtedy zacząłem kombinować i szukać jakiegoś wyjścia, więc wpadłem na pomysł, żeby skończyć studia.

 

Proces rekrutacyjny w zasadzie w całości załatwia się online. Dopiero na koniec zaproszono mnie na rozmowę, która była już tylko formalnością. Dla uczelni najważniejszy był tzw. ‘commitment’, czyli moje zaangażowanie w kierunek i chęci jego skończenia. W moim przypadku nie było z tym problemu, bo muzyką zajmowałem się już od kilku ładnych lat.

 

Co do nauki, spróbuję maksymalnie streścić, bo to bardzo obszerne zagadnienie. Przede wszystkim studia w Anglii na kierunku ’Music Production’, to 80% praktyki, 20% teorii. Możliwość korzystania z super sprzętu, studia nagrań, kamer, pomieszczeń. Bardzo dużo ‘otwierania głowy’, przygotowywania do zawodu, pozyskiwania zleceń etc. Ja np. dzięki tym studiom, zająłem się filmowaniem i montażem. Na początku były to bardzo proste rzeczy, ale z racji, że w zasadzie każdy sprzęt można było bez problemu wypożyczyć do domu na 2-3 dni, starałem się korzystać ile mogę.

 

Żeby nie było, że piszę w samych superlatywach, najgorszą częścią tamtejszych studiów, były zaliczenia grupowe. Polegało to na tym, że wykładowcy, tworzyli grupy 3-4, czasami 5 osobowe, złożone zazwyczaj z jednej kompetentnej osoby, która wiedziała co robi i reszty, którą musiała ciągnąć. Ja miałem już swoje lata, więc podchodziłem do nauki i szansy jaką otrzymałem, bardzo świadomie, natomiast w większości sporo młodsi Anglicy, delikatnie mówiąc, raczej się nie przykładali do swojej edukacji. Oczywiście było nawet kilka osób starszych ode mnie, ale to właśnie ta garstka ciągnęła cały kierunek, bo uczelni ze względu na kosmiczne pieniądze jakie dostają rocznie za każdego studenta, zależało, żeby jak najwięcej osób przepchnąć. Przynajmniej przez pierwsze dwa lata.

 

Potem poza studiami – znów jakaś praca?

Kuba: Ja miałem ten komfort, że dostałem stypendium, a do tego wziąłem pożyczkę studencką, która jest w zasadzie bezzwrotna, dzięki czemu na upartego, mogłem nie pracować, choć oczywiście mimo to z pracy w całości nie zrezygnowałem.

 

Po ‘zwiedzaniu’ coraz różniejszych miejsc zatrudnienia, doszedłem do wniosku, że to co sprawia mi największy problem to nuda i udawanie, że coś się robi przez 8h. Gehenna, np. 8h w supermarkecie, gdzie pracy dziennie było może na 2h i trzeba sobie to było tak porozkładać, żeby potem nie stać i się nie stresować. Ja np. wtedy chodziłem po całym sklepie i zbierałem puste kartony, żeby wynieść je na tył i zgnieść w prasownicy (śmiech). Także szybko doszedłem do wniosku, że idealna dla mnie będzie praca w kuchni, bo w kuchni ciągle się przecież coś dzieje. W ten sposób prawie 3 lata przepracowałem we włoskiej restauracji, z młodą, międzynarodową ekipą i bardzo mile te czasy wspominam. Nawet 14 godzinne zmiany, bywało bardzo zabawnie.

 

Później pracowałem już ‘umysłowo’ w hotelu na recepcji, co było raczej nudnym zajęciem, ale przynajmniej przeczytałem kilka fajnych książek.

 

Przed samym wyjazdem zaczepiłem się jeszcze w tajskiej restauracji i też było to fajne doświadczenie, szczególnie, że Tajowie prawie nie mówili po angielsku i porozumiewaliśmy się na ‘pokazywanie’ co często prowadziło, do wielu śmiesznych sytuacji.

Wyjazdy do innego kraju kojarzą się tylko z ciągłą pracą. A jednak podróże też się zdarzają. Co zwiedziłeś, co zobaczyłeś i co byś polecił?

Kuba: Zaliczyłem kilka fajnych wyjazdów. Bliższych jak np. Szkocja i Edynburg, czy dalszych jak np. Porto gdzie zabrałem swoją ówczesną dziewczynę na jej urodziny. Mimo to najmilej wspominam swój samotny wyjazd do Brukseli, a potem Paryża. W Brukseli byłem 3 dni, w Paryżu chyba 10, potem miałem jeszcze lecieć do Mediolanu, ale byłem już tak zajechany, że zdecydowałem się wracać wcześniej. O tym wypadzie mógłbym napisać małe opowiadanie, tak wiele się działo. Dzisiaj pewnie bym już się nie wybrał w samotną podróż, ale cieszę się, że wtedy to zrobiłem, bo było to bardzo unikalne doświadczenie. Szczególnie, że dzień przed wylotem kupiłem nowy telefon komórkowy z dużą baterią, żeby mieć go w razie co i oczywiście, śpiesząc się na samolot, zapomniałem go wziąć z domu i poleciałem bez…

 

Także jeśli komuś przeszło przez głowę, żeby wybrać się gdzieś samemu, sprawdzić się i przeżyć coś innego, to gorąco polecam. Natomiast gdzie to już bardzo indywidualna kwestia.

 

Pięć lat poza krajem to trochę dużo. Czego najbardziej brakowało Ci, gdy myślałeś o Polsce?

Kuba: Takiego codziennego, zwyczajnego życia. Rodziny, znajomych, wpadania na siebie na mieście, rozmów, wspólnych wyjazdów. Mam świadomość, że sporo mnie ominęło, szczególnie, że wyjechałem jak miałem 23 lata, wróciłem jak miałem 28. W tym czasie większość moich rówieśników poznała swoje żony, założyła rodziny, firmy itp. Z drugiej strony absolutnie nie żałuję, bo chyba w Polsce bym się w tym czasie nie mógł tak rozwinąć i nabrać wiatru w skrzydła.

 

W tym czasie poznałeś mnóstwo nowych ludzi, pewnie przytrafiło Ci się też sporo ciekawych sytuacji. Wróć do wspomnień – co podczas wyjazdu sprawiło Ci największą frajdę?

Kuba: Niestety nie pamiętam już zbyt wiele, ale fajnie było np. wyjść z pracy o 1 w nocy i pójść z kumplem na piechotę kilkanaście km do jedynego nocnego sklepu, gadając o hip hopie, kupić tam butelkę Hennessy i wypić ja w drodze powrotnej. O! Secondhand shopy! Tego mi bardzo brakuje, że np. wchodzisz i kupujesz ‘Chronic’ Dre’a za 2-3 funty, wchodzisz za tydzień, patrzysz jest znowu, to kupujesz i tak, żeby komuś dać w Polsce, bo aż głupio nie wziąć za taką kasę. Uzbierałem w ten sposób setki płyt. 70% mojej kolekcji winyli, była kupiona za napiwki, które specjalnie na ten cel odkładałem pracując przez jakiś czas na zmywaku. Bardzo brakuje mi też tej multikulturowości, pomimo, której wszyscy żyją w symbiozie. I tego, że wszędzie się załatwia wszystko z uśmiechem! Bo nawet jeśli jest wyuczony czy sztuczny, to lepsze to niż gburowatości i chamstwo.

 

A co z muzyką? Poznałeś tamtejszy hip-hop?

Kuba: Tutaj akurat się nie wykazałem za bardzo. Lubię The Streets, Roots Manuvę, powiedzmy Dizzie Rascala, ale nie jaram się grime’em. Za to np. w UK odkryłem i bardzo polubiłem Katy B. Nie mówiąc już o mojej niespełnionej miłości do Amy Winehouse.

Z czym musi się zmagać osoba wyjeżdżająca do innego kraju i rozpoczynająca tam życie?

Kuba: Ciężko powiedzieć, bo każdy ma inny charakter i różne sytuacje mogą być dla danej osoby trudne, ale na pewno prędzej czy później samotność czy bardziej odosobnienie. To bardzo wiele uczy. Masz ciągle tę świadomość, że jesteś tysiące kilometrów od domu i w zasadzie możesz liczyć tylko na siebie. Początki oczywiście są trudne, ale to akurat wspominam bardzo miło, pierwszą tygodniówkę, pierwsze zakupy, pierwsze wynajęte mieszkanie.

 

Nie będzie to też nic odkrywczego, ale na pewno bardzo trzeba uważać na ludzi, ogólnie, nie tylko Polaków, Anglicy np. potrafią być naprawdę bardzo fałszywi, w stopniu do jakiego nie przywykliśmy w Polsce, gdzie mimo wszystko jesteśmy całkiem bezpośrednim społeczeństwem. Trzeba się nauczyć obcowania z zupełnie inną mentalnością.

 

No i co najważniejsze, wydaje mi się, że nigdy tam nie będziemy się czuć jak u siebie, bez względu na status. To był powód dla, którego ja zdecydowałem się wrócić.

 

Teraz znów jesteś w Polsce. Co Ci dał wyjazd i studia?

Kuba: Przede wszystkim dużo wiary w siebie. Otwartości o, którą w naszym kraju niestety ciężko. W jakiś sposób ten wyjazd mnie zresocjalizował, bo wtedy w Polsce nie miałem szansy, na to, żeby iść w Kielcach do pracy, zacząć zarabiać, samemu się utrzymywać czy wynająć mieszkanie. Zresztą myślę, że Anglia zresocjalizowała w ten sposób sporą część mojego pokolenia. Studia natomiast tak jak wspominałem, zajawka na filmowanie, a poza tym oczywiście kwestie muzyczne, to że sam sobie robię miksy, masteringi etc.

 

Powrót do kraju i rozpoczęcie życia „na starych śmieciach” po powrocie było trudne?

Kuba: Bardzo. Niby miałem wyższe wykształcenie zdobyte na Uniwersytecie w Anglii, dużo fajnych pozycji w CV, bo jeszcze przed wyjazdem do UK, brałem udział w wielu projektach młodzieżowych, wymianach. Udzielałem się w różnych stowarzyszenia itp. Wysyłałem Listy i CV w odpowiedzi na ogłoszenia, które były idealne i nie były to też jakieś kosmiczne pozycje, ale mimo to, nikt nie zapraszał mnie nawet na rozmowę. To było bardzo dołujące. Dopiero po jakimś czasie, ok. dwóch latach, zacząłem prowadzić własną działalność filmową, czym zajmuję się do dzisiaj.

 

Gdybyś ponownie miał okazję gdzieś wyjechać, jaka byłaby Twoja decyzja tym razem?

Kuba: Na pewno gdyby to miała być Anglia, wybrał bym jakieś ładne miejsce nad morzem. Np. Brighton bo chciałbym kiedyś spotkać Nick’a Cave’a (śmiech). Natomiast tak ogólnie, najbardziej chciałbym mieszkać w Berlinie, a jak nie Berlin to na pewno Skandynawia. Bardzo lubię te zimowe krainy.

 

Na koniec, co powiedziałbyś tym, którzy właśnie są przed swoim pierwszym wyjazdem?

Kuba: Najważniejsze jest chyba to, żebyście bez względu na to co i gdzie będziecie robić, nigdy nie dali się źle traktować. Zawsze bądźcie dumni z jakiego kraju pochodzicie i godnie go reprezentujcie.

 

Gość: Kuba Witek (Zaburzenia ex-Tusz Na Rękach)

Rozmawiała: Patrycja Janas


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

 

Wywiad

Benito: „Będą grube strzały w najbliższym czasie” – wywiad

Rozmawiamy m.in. o Bałagane i Riccim.

Opublikowany

 

benito

Ścianka Popkillerów to niesamowite miejsce, łączące wszelakie uniwersa (co najlepiej pokazuje różnorodność naszych gości). Gdzie indziej znajdziemy obok siebie Bambi, Łonę i Adiego Nowaka na raz? Tym razem jednak skupimy się na połączeniu Najniższej Polskiej Dziennikarki o włoskim pochodzeniu z kimś, kto niewątpliwie kojarzy się z Półwyspem Apenińskim i wygrał loterię genów, patrząc na jego wysokość.

Kolejnym rozmówcą przed GlamRapową kamerą w trakcie szóstej edycji Popkillerów był Benito, połowa Tuzza Globale. Raper i restaurator zdradził nam, które określenie bardziej do niego pasuje. Padła też poważna deklaracja.

– Muzyki robię bardzo dużo. Będą grube strzały w najbliższym czasie. Kocham to robić i będę to robił.

Nie mogło zabraknąć również pytania o to, gdzie jest Ricci i jaką przyszłość ma przed sobą inspirujący się Włochami duet. Benito w imieniu Bałagane odebrał statuetkę „Hardkorowego Rapera Roku”, którą otrzymał Kazek. Ten wątek oczywiście musieliśmy również poruszyć.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Wywiad

Lordofon: „W kategorii Kacperczycy roku byśmy wygrali” – wywiad

„Ja się porównuję najczęściej… kojarzycie Mickiewicza?”

Opublikowany

 

Echa ostatniej gali rozdania Popkillerów wciąż nie milką. Na naszym kanale sukcesywnie pojawiają się kolejne wywiady, nie tylko z samymi raperami, ale i szeroko pojętymi osobami z branży hip-hopowej. Tym razem w ogniu pytań znalazł się zespół Lordofon.

– Jestem pisarzem, poetą; beaty jakiś chłop robi do tego (…). Ja się porównuję najczęściej… kojarzycie Mickiewicza na przykład? To jest to! – mówi Maciej Poreda zapytany o (pre)nominację w kategorii „Liryczny raper roku”.

To, że panowie mają niesamowite poczucie humoru zobaczycie jeszcze nie raz, zwłaszcza w zestawieniu z najniższą polską dziennikarką (czyli autorką tekstu i poniższego wywiadu). O tym jak być Kacperczykiem i Taco Hemingwayem w jednym, o najlepszym fanbasie i wymarzonej statuetce Chłopa Roku poniżej opowiedzą Wam – wspomniany nieślubny wnuk wieszcza narodowego i Michał Jurek (perkusista na skalę wyprzedania trasy koncertowej).


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Wywiad

Wuwunio ostro do Szalonego Reportera: „Dramat, idź na Jasną Górę po rozum”

Rozmawiamy z twórcą Pal Hajs TV.

Opublikowany

 

Wuwunio to człowiek-orkiestra. Smiało można nazwać go mianem reportera, w wolnych chwilach potrafi coś, nie-coś zarapować, a ponadto jest to także baczny obserwator i aktywny uczestnik naszego polskiego youtube’owego poletka. Nie mogło więc być takiej możliwości, że nie porozmawialiśmy chociażby chwilę na temat jego najbliższych planów, wrażeń z gali oraz… sami zobaczcie.

Od Popkillerów 2024 minie lada chwila już tydzień, a emocje nadal nie opadły. Warto więc nieco podkręcić atmosferę ponieważ nasze ściankowe rozmowy, wywiady wciąż napływają na nasz kanał YouTube, który zdecydowanie warto zasubskrybować.

Z Wuwuniem poruszyliśmy szereg tematów: od sympatii do Rów Babicze przez podejście do Szalonego Reportera aż po najbliższe internetowe plany.

Wuwunio vs Szalony Reporter

Chwilę przed samą galą Popkillerów pisaliśmy o insynuacjach Szalonego Reportera względem Kubańczyka. Wówczas Wuwunio skomentował cały wpis jako „obrzydliwy”.

Podczas naszej rozmowy Wuwunio stwierdził, że nie tylko już nie pójdzie do niego na podcast, ale zaapelował też: „Dramat, idź na Jasną Górę po rozum” – zwrócił się do Szalonego Reportera.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Wywiad

Mateusz Kaniowski: „Nie słucham żeńskiej sceny rapowej” – wywiad

„Odkryciem roku na Popkillerach powinno zostać Rów Babicze”.

Opublikowany

 

kaniowski wywiad

Popkillery 2024 już za nami. Szósta edycja największej hip-hopowej gali to historia. Uczestnicząc na gali przeprowadziliśmy kilka wywiadów. Efekty tej pracy możecie już powoli oglądać na naszym kanale. Na pierwszy ogień naszych dociekliwych pytań idzie jeden z najbardziej popularnych dziennikarzy młodszego pokolenia, czyli Mateusz Kaniowski.

– Ruskiefajki to jedna z nielicznych kobiet, których jestem w stanie słuchać. To, że niektóre osoby są tak popularne z takimi utworami, które nagrywają to mnie po prostu roznosi – mówi w rozmowie z Oskarem Brzostowskim Mateusz Kaniowski.

Czego słucha Kaniowski? Jaki według niego jest singiel roku? Co myśli o Popkillerach? Czy raperzy dalej będą chętnie brać udział we freakfightach? Odpowiedzi na wszystkie pytania znajdziecie poniżej.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Wywiad

Frank Leen o początkach w rapie: „Był taki Adrian, który miał Sony Xperia K800i” – wywiad

Bitowo wychowałem się na Young Leanie i Sad Boys.

Opublikowany

 

frank leen

Dożyliśmy pięknych czasów różnorodności w rapie. I chociaż zagorzali ultrasi zakręcą głową, wyleją piwo i krzykną, że „to nie jest hip-hop”, powinniśmy się cieszyć z każdej formy docenienia naszych branżowych kolegów. Na 30. jubileuszowej gali Fryderyków w kategorii „Fonograficzny debiut roku” został nominowany Frank Leen za swój album „Miłość w czasach”. Statuetki nie udało się niestety zdobyć jednak artysta miał okazję wystąpić na scenie gliwickiej areny. Następnie mieliśmy okazję zamienić parę słów.

Dostałeś nominację w kategorii Debiut Roku, chociaż to nie Twój pierwszy rok na rapowej scenie. Jakie to uczucie?

Fajne to uczucie ponieważ ktoś mnie dostrzegł i jestem z tego mega dumny. Cieszę się, że tak wyszło. Jestem trochę starszy niż wszyscy nominowani, ale mega dumny. Nie wiem, czy odpowiedziałem na twoje pytanie.

Jesteś bardzo wszechstronnym artystą – z jednej strony mamy współpracę z Gibbsem, z drugiej z CatchUpem, za Tobą też współpraca z Okim na SoundClashu. Zdecydowanie należysz do osób znanych w środowisku. Jak to przekłada się na zasięgi i słuchaczy?

Jestem w stu procentach z rapowego świata i próbuję alternatywy ponieważ była bliska mojemu sercu gdy dorastałem. Grałem w różnych zespołach na gitarze, to jest mój główny instrument. Jak to się przekłada na zasięgi? Szczerze – nie wiem, totalnie mnie to nie obchodzi. Cieszę się, że mogę mieszać te światy, bo wydaje mi się, że nadal jest to dzika strefa dla polskich słuchaczy. Chciałbym to normalizować.

Na jakim hip-hopowym wykonawcy wychował się Frank Leen?

Dobre pytanie, jest ich wielu. Na pewno Kendrick Lamar, słuchałem dużo Eminema. A tak beatowo, produkcyjnie to na pewno Young Lean i jego grupa Sad Boys. A z polski to dłuższa historia.

Opowiadaj śmiało!

Grałem w siatkówkę, był tam taki Adrian, który miał telefon Sony Xperia K800i. Ja miałem K750i i stwierdziłem, że ma mega super telefon więc spytałem, czy chciałby się zamienić albo sprzedać. Powiedział żebym dopłacił stówkę i się wymieniliśmy. Wracałem do domu z tym telefonem i na nim był tak: Paluch, Ganja Mafia, Peja… Takie mega klasyczki polskiej sceny rapowej.

Ale nie było Tedego?

Nie, nie było Tedego! Ale lubię Jacka, nie mam nic do tego beefu. Z polskiego rapu później wielu utalentowanych artystów się przewinęło. Zdecydowanie moim ulubionym, chociaż nie inspirował mnie za bardzo, jest Oki. Pokazuje, że da się eksperymentować i nikt nie może go podrobić. Moje brzmienie jest mega oryginalne i to jest rzecz, która nas łączy.

Dzięki za rozmowę!


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Wywiad

Tede przestał pisać, tylko nagrywa. „Odkryłem rap na nowo” – wywiad

Z raperem rozmawiamy m.in. o polityce, Clout MMA, nowej płycie oraz AI.

Opublikowany

 

tede pali papierosa

Mówi się, że muzykę kojarzymy z pewnymi okresami w swoim życiu. Dla wielu fanów premiera od ulubionych artystów jest nawet ważniejsza niż zmieniająca się co roku liczba widniejąca w kalendarzu. Patrząc na ostatnie wydarzenia w rapowej karierze TDF-a można było odnieść wrażenie, że w pewnym sensie jego kalendarz się zatrzymał. Nic bardziej mylnego. 

Wyżej wymieniona teza jaką postawiliśmy przed raperem okazała się zupełnie nietrafiona i zdaje się, że Tede przeżywa drugą młodość nie tylko w mediach. 

– Ja nie napisałem żadnego kawałka po płycie “Hajs, Hajp, Hejt”. Przestałem pisać, tylko nagrywam. Potem spisuje, co nagrałem i nagrywam jeszcze raz. Ta technika nagrywania bez pisania jest świetna, bo od razu masz efekt. (…) I ważna sprawa: bity są od różnych producentów – mówi Tede w rozmowie z Mikołajem Kmiecikiem dla GlamRap.pl.

Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że Tede podkreśla, że skupia się na flow. – Dzielę tekst partiami. Nagrywam flow od razu, wiesz o co chodzi. Jak piszesz tekst to przy końcu szesnastki już zapominasz jak te dwie pierwsze linijki miały wchodzić – wyjaśnia.

Kiedy premiera albumu dowiecie się z poniższej rozmowy. Pozostałe poruszone w niej wątki to m.in.: Kanał Zero, Clout MMA czy imprezowa czystość.


Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Czytaj dalej

Popularne

Copyright © Łukasz Kazek dla GlamRap.pl 2011-2024.
(Ta strona może używać Cookies, przeglądanie jej to zgoda na ich używanie.)

error: