Felieton
Niemiecka scena rapowa z polskimi korzeniami (2/3) – felieton
Kolejna dawka raperów i muzyków z naszej zachodniej granicy związanych z Polską.

- Niemiecka scena rapowa z polskimi korzeniami (1/3)
- Niemiecka scena rapowa z polskimi korzeniami (2/3)
- Niemiecka scena rapowa z polskimi korzeniami (3/3)
Podczas pisania pierwszej części artykułu nie zastanawiałam się nad tym, ile odcinków jeszcze powstanie. Oczywiście nie miałam zamiaru pisać dla Was telenoweli, ale tak się złożyło, że dotarliśmy do drugiego odcinka i nie ostatniego. Ktoś zadał mi dobre pytanie czy znam wszystkich zdolnych Polaków tworzących muzykę w Niemczech? Dało mi to trochę do namysłu. Po czasie stwierdziłam, że ta grupa rozrosła się do większych rozmiarów niż myślałam. Artyści z polskimi korzeniami na bieżąco nagrywają nowe kawałki, klipy czy albumy. Nie trzeba daleko szukać przykładów bycia „active”, tuż po pierwszej części artykułu „Niemiecka scena rapowa z polskimi korzeniami”, Kronkel Dom wypuścił pierwszy polski klip i podpisał kontrakt z nową wytwórnią. Schwesta Ewa promuje teraz film dokumentalny na swój temat, a Pusher i Oska030 zaprezentowali nowego zawodnika na rynku muzycznym. Nadszedł czas na to, abyście poznali więcej ciekawych osobistości. W dzisiejszą podróż zabiorę Was do krainy pop/r&b, reggae, dancehall, street rap czy stoner vibez. Robimy też mały ranking polskiej kuchni. Podkręćcie bass i zaczynamy.
Mark Forster @markforsterofficial

Mark nie jest wprawdzie raperem, ale wokalistą pop/ r&b. Dlaczego znalazł się na obecnej liście? Gość w rok nabija 41 milionów wyświetleń i jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy na niemieckim rynku muzycznym. Mark Ćwiertnia urodził się w Kaiserslauten i jest wszechstronnym muzykiem, który produkował piosenki dla innych artystów oraz agencji reklamowych. Jego nazwisko stało się bardziej znane fanom hip hopu parę lat temu. W 2013 roku Sido zaprosił go do współpracy i nagrali razem utwór „Einer dieser Steine” oraz rewanżowy „Au Revoir”, który był prawdziwym hitem, i pokrył się diamentem.
Mark należy do tych nielicznych osób, które w Niemczech nie kryją swojego pochodzenia i się tego nie wstydzą. W 2017 zaśpiewał w niemieckiej telewizji VOX „Lulajże Jezuniu”. Jednak to niejedyne jego wykonanie w naszym języku. Owocem współpracy z ikoną muzyczną Gentleman był singiel i remix „Like a lion”, gdzie Mark śpiewa po polsku.
W 2018 roku otrzymał nagrodę Echo jako najlepszy artysta popowy w Niemczech. Niestety, nie udało mi się nawiązać z nim kontaktu, aby przeprowadzić krótki wywiad.
Mateo @mateo_berlin

Culcha Candela (po polsku: płonąca kultura) to jeden z najbardziej znanych hip-hopowo, dancehallowo, reaggowych składów w Niemczech. Wydają muzykę od przeszło 10 lat. Formacja ugruntowana w 2002 roku to prawdziwy mix kulturowy, ponieważ ich członkowie pochodzą z Ugandy, Polski, Kolumbii, Korei Południowej. Generacji 80/90s znany jest na pewno utwór „In da City”, który banglał na niemieckiej i polskiej Vivie.
Mateo Jasik urodził się we Wrocławiu, ale w wieku 6,5 lat zamieszkał w Berlinie. Przybył tutaj jako imigrant, dlatego ostro krytykuje wszystkich, którzy dyskryminują azylantów. Muzyk wziął również udział w programie „Germania”, gdzie opowiada o swoich polskich korzeniach i kulturowych aspektach. Na co dzień zajmuje się komponowaniem i pisaniem tekstów dla składu, a także jurorowaniem w muzycznych programach telewizyjnych. Bardzo pozytywnie wypowiada się o międzynarodowym mixie w zespole, który nadaje ich muzyce i charakterom dobrego smaku. W 2014 roku podpisał kontrakt z Warner Music na solowe projekty. Muzyka to dla niego emocje i coś, co pozwala mu tańczyć. Jego pasją jest także sztuka, a zwłaszcza fotografia.
W tym roku ukazał się dobrze przyjęty, najnowszy album Culcha Candela „Top Ten”.
Goldie: Co przynosi Ci największą przyjemność w robieniu muzyki?
Mateo: Największą przyjemnością w byciu artystą jest występowanie przed publicznością na scenie. Studio i wszystko inne jest okey, ale występy na scenie, to jest to, po co żyjemy.
W tym roku ukazał się nowy album Culcha Candela. Z czego czerpałeś największą inspirację do jego stworzenia i napisania?
Zazwyczaj największą inspiracją dla piosenek, które pisze to samo życie. Z powodu pandemii oraz lockdownu, jest oczywiście mniej piosenek o hedonistycznych nocach w klubach. Opowiadają one o tym, aby cieszyć się życiem i jak cenny jest każdy kolejny dzień. Bardziej carpe diem vibe i poważniejsze tematy.
Czy słuchasz jakiś polskich wykonawców muzycznych, może jakiś polski rap?
Nie. Wiem, że jest zajebisty polski rap, ale go słucham tylko wtedy, kiedy jestem w Polsce, w klubie.
Jaki vibe daje Berlin Tobie jako człowiekowi i w jakich kierunkach Cię kształtuje?
Berlin mnie stworzył w każdej postaci.
Ulubione przysmaki polskiej kuchni, nie żałuj sobie.
Pierogi ruskie 100%, barszcz, bigos.
AQUILA 777 @aquila_777

Wyrazisty powiew rapowego wiatru napływa z Hamburga. Aquila777 odnajduje się bardzo dobrze na różnorakich beatach. Umie wcielić się w różne hip-hopowe postaci, od street po kawałki na lato.
Rodzice Davida pochodzą z Olsztyna i Gdańska. 27 latek z pewnością nie wstydzi się swoich korzeni, bo jego ksywka w języku łacińskim oznacza orła, co jest odniesieniem do polskiego orzełka.
W 2019 roku nawiązał kolaborację z Hurricane i to z nim jako Real Sound Kollabo zaczął wydawać pierwsze tracki na Youtube, a później wypuszczał muckę (w niemieckim slangu muzyka) pod skrzydłami polskiego labelu Soul Records. Razem z managerem Adrianem znanym jako Kruszyna, mają w planie wydać więcej polsko-niemieckich piosenek, nie tylko dla polskiej mniejszości, ale również dla słuchaczy mieszkających w Polsce. Obecnie skupiają się na rozwijaniu swojej ekipy Team777, która zrzesza wiele młodych talentów.
03.09 ukaże się nowy klip do singla „Wir geben Gas”.
Goldie: Co przynosi Ci największą przyjemność w robieniu rapu?
Aquila: Docieranie moimi tekstami do ludzi i sprawianie im przyjemności. To jest jedno z najlepszych uczuć, słyszeć swoją własną muzykę i widzieć, jak sprawia ona przyjemność innym ludziom.
Wyzwałeś na Hot16Challenge Marka Forstera. Czy odpowiedział na challenge? Dlaczego właśnie jego nominowałeś?
Niestety, Mark Forster nie odpowiedział. Nominowałem go, bo pochodzi z Polski i myślałem, że usłyszał o Hot16challenge i weźmie w tym udział. Byłoby ciekawe zobaczyć jak on by przedstawił swój Hot16challenge, jako piosenkarz.
Jak się zrodziła współpraca z Fresh Polakke. Czy spotkaliście się już wcześniej, np. na bitwie freestylowej. Widziałeś go w akcji?
W sumie to mój manager napisał do Fresh Polakke i zapytał go, czy nie miałby ochoty zrobić ze mną piosenki. Odpisał, że miałby ochotę, przyjechał do Hamburga i nagraliśmy piosenkę „ADAC”. Widziałem go też na bitwie freestylowej w Berlinie i od tego czasu zaczęła się nasza przyjaźń.
Jaki vibe daje Hamburg Tobie jako człowiekowi i w jakich kierunkach Cię kształtuje? Na jakiej dzielnicy tego miasta się wychowałeś?
Uwielbiam Hamburg, ponieważ każda dzielnica ma swój własny klimat. Ja wychowałem się w Glinde.
Ulubione przysmaki polskiej kuchni, nie żałuj sobie.
Lubię cała polską kuchnie, ale moje ulubione dania to barszcz czerwony, żurek i pierogi. A najsmaczniejszy barszcz, który do tej pory jadłem, to w restauracji „Achtern Diek”.
Manager Aquili nie tylko zajmuje się prowadzeniem kariery rapera, ale także sam wydaje muzykę. Urodzony w Gdańsku, wychowany w Hamburgu jako 18 latek zaczął DJ’ować na imprezach. Team777 posiadają swoje studio, gdzie tworzą wspólnie projekty. Pod koniec lipca na Youtube ukazał się nowy klip Kruszyny do wakacyjnej piosenki „Fiesta”.
DMNK030 @dmnk030

Märkisches Viertel pojawia się znowu na naszej muzycznej mapie, płodna dzielnia. Tym razem z bloków Sido, obok Stana nadaje również DMNK030. Urodzony w Niemczech, w wieku 6 lat przeprowadził się do północnego Berlina. Jako młody chłopak wolał oglądać MTV i Vive zamiast kreskówek.
W wieku 16 lat podjął pierwsze próby nawijek, a na studiach w Kolonii zaczął pierwsze tripy do studia. Przed powrotem do Berlina, poznany tam ziomek „wcisnął mi w ostatni dzień mikrofon do ręki i mówił, żebym w Berlinie dalej robił muzykę”. DMNK na serio zajął się muzą 2 lata temu, a od roku uczy się robić beaty i jak przyznał „no i tak teraz się jakoś wszystko toczy na tej samoróbce”. Korzenie Domnika sięgają Lubuskiego i czasem wplata w swoje szybkie flow jakieś polskie wstawki.
W sierpniu 2021 ukazał się najnowszy obraz do „Lassmeinbaum” ukazujący rapera w trochę innym vibe i stylówce. Zielone krzaki we frytkownicy? Easy.
Goldie: Co przynosi Tobie największą przyjemność w robieniu rapu?
DMNK030: Największą przyjemnością w robieniu rapu to jest to, że można cały swój ból i żale wylać na papier, ale tak samo to, że ludzie słuchają mojej muzyki i się z nią utożsamiają.
Niedawno ukazał się nowy kip do „Lassmeinbaum”. Co stało za inspiracją do tego numeru i czy „stoner rap” to coś dla Ciebie?
Palę już od wielu lat i dużo ludzi w moim otoczeniu też. Myślę, że tak poza tym jestem 100% za legalizacją!
Jak się zrodziła współpraca z Big Polak. Jak się poznaliście ?
Poznaliśmy się na Instagramie, jesteśmy z tego samego osiedla, więc nie trwało to długo jak siedzieliśmy razem w studiu.
Jaki vibe daje Berlin Tobie jako człowiekowi i w jakich kierunkach Cię kształtuje?
Berlin jest niemiecką stolicą hip-hopową. Zawsze jarałem się berlińskimi rapsami, 1Up i Berlin Kidz (graffitti), multikulturową kuchnią i ogólnie, tym że tutaj jest bardzo dużo różnych ludzi. Wykształcił mnie tak, że jestem przeciw systemowi, z czego jestem bardzo dumny.
Ulubione przysmaki polskiej kuchni, nie żałuj sobie.
Uwielbiam babci pierogi z mięsem, ale tak samo kluski śląskie z pyszną roladą oraz buraczkami, krokiety z kapustą i grzybkami, bigos, dobry żurek.
BIG POLAK @bigpolak_offiziel

W kwietniu tego roku ukazała się ciekawa kolaboracja wyżej już wspomnianego DMNK030 z Big Polak. „Alles gut” to mocny i dynamiczny singiel, który definitywnie daje wyrazisty przekaz. Dennisa tata pochodzi z Rudy Śląskiej, a mama jest Niemką. Przygodę z muzyką zaczął od bitew freestyle’owych, które później zaowocowały pisaniem własnych tekstów. Jego wersy często zawierają ironiczny przekaz. Obecnie kręci nowe video do kawałka „Lila”, na którym znajdzie się również DMNK030.
Goldie: Co przynosi Tobie największą przyjemność w robieniu rapu?
Big Polak: To, że te myśli, których na co dzień nie mogę się pozbyć, mogę umieścić w muzyce. Fakt, że mogę tworzyć muzykę tak, jak chcę i jak mi się podoba.
Czy freestyle miał duży wpływ na Twoją muzykę?
Nie, freestyle to jest talent, na który trzeba ciężko pracować albo po prostu mieć duży talent. Ja osobiście uważam, że jestem w tym dobry. Pomaga mi to w pisaniu tekstów i rapowaniu.
Czy znasz jakiś polskich raperów? Jeśli tak, to kto przypadł Tobie do gustu?
Tak, lubię Malika Montanę. Mr. Polska też jest fresh.
Jaki vibe daje Berlin Tobie jako człowiekowi i w jakich kierunkach Cię kształtuje?
Berlin jest bardzo wielokulturowy, dlatego można powiedzieć, że znasz różne jego twarze. Ten szykowny, elegancki oraz brudny i niebezpieczny. Wybieram zdrowy mix tych dwóch stron.
Ulubione przysmaki polskiej kuchni?
Lubię bigos i pierogi.
GRACEK @the.gracek

To pewny siebie typ, który ma konkretną wizję, zajawkę i sporo motywacji do rapu. Urodzony w Krakowie, a wychowany na berlińskim Weddingu, w młodości trenował boks. Jako swojego muzycznego idola wspomina Eminema, który dał mu inspiracje na chamskie punchliny, pełne słonej krytyki. – Bardzo polubiłem 187 Strassenbande, która skłoniła mnie do napisania pierwszego tekstu rapowego po niemiecku. – mówi Gracek.
Jak wspomniał w naszej rozmowie, ogromną sympatią darzy Palucha, Słonia i Szpaka, którzy dali mu motywację do tworzenia muzy po polsku. W lipcu wydał najnowszy klip do kawałka „Budzik”.
Zapytany o swoją przyszłość odpowiada: – Rozwijam się z każdym kolejnym tekstem i jestem pewien, że w przyszłości zobaczycie mnie w topowych rankingach polskiego rapu.
Goldie: Co przynosi Tobie największą przyjemność w robieniu rapu?
Gracek: W sumie powinienem tutaj napisać, że największą przyjemnością jest przekazywanie mojej muzyki innym, ale mam to w ch*ju. Po prostu lubię nawijać i to mi sprawia przyjemność. Chociaż miło jest usłyszeć, że komuś się podoba.
Czy większy wpływ na Twoją muzykę ma niemiecki czy polski rap?
Gracek: Nie wiem. Inspiruje się nie tylko rapem i nie tylko muzyką polską i niemiecką. Wiele rzeczy mnie inspiruję, chociaż zawsze inspiruję się tym, jak chciałbym wyglądać, mówić i nawijać. Jestem Grackiem, chociaż Gracek nie jest mną. Po prostu wcielam się w postać osoby, którą jestem gdy czuje beat.
Jakie są największe 3 różnice między polską, a niemiecką sceną?
Jest dużo różnic między polskim, a niemieckim rapem. Przede wszystkim tematyka. Niemiecka scena bazuje na przechwalaniu się i nawijce o dragach, kobietach i hajsie. Polska scena też zmierza w tym kierunku, ale dalej przedstawia przemyślenia i wartości. W Polsce jest totalnie inny flow i inna mentalność w nawijce no, i w sumie niemiecki rap mainstreamowy zmierza o wiele bardziej w kierunku gangsterskim niż w Polsce. Osobiście wolę polski rap. Aczkolwiek lubię posłuchać 187, Capital, Samra, Apache, Pashanim i wielu innych z niemieckiej sceny.
Jaki vibe daje Berlin Tobie jako człowiekowi i w jakich kierunkach Cię kształtuje?
Berlin mnie wcale nie kształtuje. Jest to miasto, w którym mieszkam i tyle.
Ulubione przysmaki polskiej kuchni?
Pierogi, gołąbki, żurek, barszcz czerwony z uszkami, sałatka jarzynowa, bigos, kotlet schabowy z ziemniakami i mizerią, strogonow, zupa ogórkowa, pomidorowa i grochowa. Zapiekanki, śledzie, tatarski, kluski Śląskie i hot dogi z Orlenu.
Najbardziej ulubione dania niemieckich raperów z polskimi korzeniami
Czas na nasz mały rapowy, kulinarny ranking. Wiadomo, że głodny raper to niegrzeczny raper, głodny Polak, jeszcze gorzej. Oczywiście ten przenośny głód jest wskazany, bo muzę gotuje się godzinami w studio (z angielskiego slangu „cooking”, czyli produkowanie muzy) tak długo, aby wykreować coraz bardziej wykwintne dania.
Teraz przed Wami „Top Chef Polonia Awards”! Stanowczą przewagę mają pierogi, które dostały 5 zgodnych głosów. Tuż za nimi gotuje się bigos, oraz leją barszcz i żurek. Zdecydowanie ciekawą potrawą są hot dogi z Orlenu, jako element naszego dziedzictwa narodowego. Jaka kuchnia taki rap.
Autor: Amanda aka @goldiethebossy
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl

Felieton
„Rhythm + Flow” Made in Poland – czy spełnił oczekiwania? – felieton
Podsumowuję polską edycję rapowego show na tle reszty świata.

Polska scena muzyczna doczekała się własnej wersji popularnego show Rythm n Flow, gdzie młode raperki oraz raperzy walczą o kwotę pieniężną, a zarazem o kontakty i popularność. Pierwsza edycja tego formatu, przewidywalnie, miała miejsce w Stanach Zjednoczonych. W jury zasiedli Cardi B, T.I. i Chance The Rapper, którzy znaleźli naprawdę zdolnego rapera, który zrobił bardzo konkretną karierę w Stanach, bowiem D Smoke otrzymał trzy nominacje do Grammy. Można by powiedzieć: damm, that’s what’s up! Jeżeli udział w programie Netflixa potrafi tak napędzić karierę i wykreować rapera, który w gruncie rzeczy wcale nie oferował komercyjnego rapu, czuję potencjał na kilometr. Natomiast ostatnia edycja z obłędną Latto, DJ Khaledem i super tekściarzem Ludacrisem wzbudziła we mnie (i wielu) bardzo mieszane uczucia. Zwycięzcą dla wielu widzów był tylko jeden, jednak zupełnie inny gość zgarnął hajs – raper, który nie prezentował się w każdym odcinku jako lider i nie postawiłabym na niego 5 PLN-ów.
W Ameryce jak na Eurowizji
Kontrowersyjna produkcja na pewno istotnie przyczynia się do rozwoju kariery i rozpoznawalności aspirujących muzyków. Realizacja samego show ma dość hip-hopowy wydźwięk, stylówki się zgadzają, tak samo jak zaproszeni producenci muzyczni oraz goście-jurorzy grubego formatu, jak np. Eminem. Ostatnia amerykańska edycja dała mi jednak wrażenie konkursu, który ma jakieś dziwne zasady… jak Eurowizja.
Edycja francuska vs włoska
Żeby nadać trochę jeszcze większego backgroundu, dodam, że edycja francuska również jest małym rollercoasterem, bo nie wszystkie werdykty były faktycznie oceną talentu, a bardziej opierały się na potencjale packagingu, co w sumie idealnie opisuje to, co dzieje się od kilku lat w przemyśle hip-hopowym. Wszyscy pogubili się między bletkami, różowym spritem, autotunem, sztuką pisania i BBL na loży VIP, albo wyrokami w pace za białe noski. To jak zainwestowanie w słaby temat, wrzucenie go do drogiego grindera, zwinięcie łodygi w złotym papierku i narzekanie na syntetyczne zapachy. Ten program pokazuje jak Gen Z reprezentuje obecnie kulturę rapową, która przeszła bez wątpienia transformację. Obok Francji wybitnie ekscytującą edycją jest wersja włoska, gdzie legenda rapu Fabri Fibra w drugiej odsłonie show bardzo pilnuje tego, aby oceniane były skille raperskie, a nie tylko wygląd i stylówka, dlatego program wygrał freestylowiec Cuta. Czyli jednak dostrzeżono, że może nie warto postępować jak większość majorsów, tylko dać szansę ludziom z prawdziwym talentem – ale nie zapominając o tym, że rap to biznes.
Rhythm + Flow – Made in Poland
Wersja polska była dla mnie bardzo nieoczekiwaną i zaskakującą niespodzianką, postawiłabym stówkę, że kolejna edycja odbędzie się w Niemczech. Here we go, biało-czerwoni na Netflixie, gdzie polskie „kur$a” zostało jednak w angielskim dubbingu przetłumaczone. Cały świat będzie myślał, że żeby dogadać się z Polakiem, wystarczy użyć f#ck jako co drugie słowo – very good, my friend. Okej, przekleństwa są nieodłącznym elementem polskiego rapu, chyba w tej kwestii od wielu lat się nic nie zmieniło, nawet na Netflixie…

Dziarma, Sokół i Bedoes porozjeżdżali się po kraju, szukając młodych, nowych i starych talentów. Zajaweczka z Poznania wywołała wzruszenie i kilka łez się potoczyło. Ostatnia włoska odsłona nagrodziła widzów bardzo fajnymi wizualami graficznymi i formą, w jakiej zostały przedstawione miasta oraz miejscówki, w których toczyła się akcja. Polska postawiła na komunistyczne bloki i małe zajaweczki z centrum. Globalni widzowie pomyślą, że wszyscy Polacy mieszkają jak w paryskim ghettcie Saint Denis – stary, tam to dopiero bloków w tej Polsce. Trąci tu ostrą ironią, w istocie Polska nie ma dużo wspólnego z blokowym ghettem, tak jak inne kraje Europy. Przyjęło się, że bloki to rap, a rap to ulica, ale o tym później.
Pyskata Kara
Znajomą twarzą w show jest pyskata Kara, która mówi to, co myśli, i brutalnie ocenia innych uczestników, mówiąc im wprost: „hej, to jest słabe”. Tak czułam, że to będzie czarny koń tej edycji, bo na tle innych intensywnie wyróżnia się swoimi umiejętnościami. Eliminacje, które zaprezentowały się na takie średnie okej, wyłoniły kilku mocniejszych zawodników i zawodniczek – niestety wielu z nich odpadło w Cypherach. Do udziału w show zostały również zaproszone osoby przez twórców formatu, casting, ale układy i polecenia, nie gwarantują im w istocie przejścia dalej. Bądźmy szczerzy: 24h na napisanie zwrotek i ich zapamiętanie przerosło wielu z nich, ale czy taki challenge jest naprawdę wielką weryfikacją talentu? Szelest odpadł niesłusznie z tej gry, widać było, że gościu ma charyzmę i potencjał, a Ywisa pamiętam jeszcze jako nastolatka, kiedy zaczynał tworzyć muzykę. Miło było zobaczyć, że nadal stara się realizować swoje marzenia.
Waga Bedoesa
Jurorzy mają swoich faworytów, konkurują między sobą o to, kto znalazł lepsze talenty. Jak na razie topowe wyniki zgarnia drużyna Sokoła. Dziarma szalała za Baby V, która w eliminacjach dostała „jestem na tak” z bardziej image’owych względów, ale w końcu to telewizyjne show. Bedoes, grający rolę ojca, najchętniej przepuściłby wszystkich, chociaż potrafi gniewnie, bez pardonu zaburczeć, posmagać paskiem krytyki i zbesztać młodych muzyków, aby ich zmotywować. Jestem dobitnie rozczarowana bodyshamingiem, który trochę psuje mi mood podczas oglądania tego show. Czy waga Bedoesa to jest naprawdę coś tak ważnego, że uczestnicy i jurorzy bezczelnie o tym non stop nawijają? Jeśli miała być to beczka przewodnia Nowego Rozdania, sorry, not sorry – super słabe i płytkie. Widać, że Polska nadal ma problem z jakąś ogólną akceptacją.

Od kiedy freestyle to nie FREE STYLE?
Bitwa freestyle’owa (powinnam chyba wziąć to słowo w cudzysłów) rozwaliła najbardziej system całego programu i pozostawiła posmak taniego jabola w ustach. Kara kontra Ja22y (wielokrotnie nazywana albo Jazzy, albo Jezzy – warto byłoby zgadać się, jak ma się wymawiać jej ksywkę, ponieważ to bardzo ważny aspekt jej marki). Ja22y pocisnęła Karze po rodzinie i ojcu alkoholiku. Zaatakowana dotkliwie tą linijką, doświadczona raperka odpowiedziała na to, jak to się w bitwie robi, spontanicznym freestylem, a nie wcześniej napisanym tekstem. Nawet największy kozak nie jest emocjonalnie pusty, bo bardzo często silne osoby mają sporo dużo emocji w sobie, dlatego zarzucanie Karze, że nie odbębniła swojego napisanego wcześniej tekstu, jest mało dojrzałe. Dla mnie była to i jest definicja bitwy freestyle’owej, dla jurorów rozczarowująco nie. Kara odpadła z tego show, a program miał zapewne pomóc jej rozwinąć swoją karierę lub ją uratować. Czytając między wersami, zastanawiam się, nad tym, że w Polsce może nie ma już popytu na uliczny rap? Wręcz przeciwnie wygląda to w innych krajach Europy, gdzie to nadal street raperzy robią wielkie kariery.
Czego chce jury?
Intrygującą postacią jest Kajtek, który postępuje podobnie jak taktyka uwodzenia mężczyzn w książce dla kobiet: bądź tajemnicza, zagadkowa, pewna siebie, dawaj hints, wycofaj się i nie odsłaniaj wszystkiego od razu. Jurorom się to jednak nie spodobało, a Kajtek wyśmiał ideę dzielenia się swoją całą historią i promowaniu rodziny w klipie jako wyznacznika autentyczności. Jury chciało kogoś z jajem, jak naszyjniki Dziarmy – loud and proud – gościa, który miał osobowość samca alfy, pasującą analogicznie do tego biznesu. Mimo – moim zdaniem – najlepszego klipu Kajtek odpadł, a teoretycznie był bardzo dobrym packagingiem. Tu znowu mam wielkiego clasha – o co kamman, jury? Podobny mindf#ck po tym, jak Sokół zarzucił Zippy Ogar, że jego performance na eliminacjach był „za dobry”, albo Dziarma Ja22y, że nie ma osobowości, ale jest komercyjna. Challenge stworzenia teledysków miał za zadanie zbudować więzi z publiką, odkrywając swoje rodzinne strony i przyjaciół, podobnie było w innych edycjach Rythm n Flow. Natomiast czy pokazywanie bliskich czyni Ciebie kimś autentycznym? Ludzie sukcesu to bardzo często One Man/ Gial Army, ale okey w Rythm n Flow chodzi bodajże o represent oraz lokalny support.

Bardziej ekscytujące występy na żywo to sprawdzian prezencji scenicznej, umiejętności tanecznych, kontaktu z publicznością i dykcji. Mam wrażenie, że koncerty rapowe ostatnimi czasy to takie catfishe z Tindera, ładnie opakowane, ale na żywo nie bardzo. Boron i Po Prostu Kajtek wypadli podczas tego wyzwania solidnie, dostarczając nam przyjemnych wrażeń. Highlightem tego epizodu był Żabson – profesjonalny typ, gotowy do pomocy, krytyczny, ale ziomalski, za wszelką cenę chce pomóc swojemu podopiecznemu w wygraniu hajsu! Wybitnie mnie to ujęło, w tym biznesie trudno jest o szczere wsparcie.
Ostatnie Rozdanie – wielkopolski finał!
Tak jak życzę Ja22y jak najlepiej, poczułam satysfakcję z trafnego wyboru finalistów i jej braku w ostatniej trójce. Dziewczyna ma talent, ale czy rapowy? Podobnym diamentem do oszlifowania jest sympatyczny Boron, który pozytywnie udowodnił, swoim ostatnim występem, że drzemie w nim potencjał, tylko potrzebuje trochę czasu i praktyki, wielu myśli, że raperem zostaje się w jeden dzień, not really. W tym momencie chciałabym podziękować Boronowi za nawijkę i za to, że przywrócił honor Donguralesko. Niestety Sokół w zajawce przedstawiającej Poznań, nie wymienił tego rapera w wielkiej trójce największych poznańskich legend, zabolało. Ponadto uczestnik, który jest przedstawicielem Gen Z, i nadal słucha majstra słowa czyli Gurala rokuje w mojej opinii bardzo dobrze.
Rythm n Flow ma momentami, koindencyjny mechanizm, oparty na tym, że lider tego programu z reguły go nie wygrywa. Po prostu Kajtek wzruszył do łez ludzkiego Bedoesa swoim artyzmem i predyspozycjami do pisania solidnych tekstów, pokazując, że nadal mamy w Polsce inteligentnych raperów, którzy znajdą swoich odbiorców pośród elokwentnych słuchaczy. Ciężko było zdecydować, kto na wygraną bardziej zasłużył, ponieważ Zippy Ogar rozwalił scenę bangerowym kawałkiem, pokazał uniwersalność, a takie biciory z reguły pomagają wygrać ten program. Czyj numer będzie częściej odtwarzany na Spotify, i kto ma szansę na bycie elastycznym, takie pytanie zadają sobie często jurorzy tej Netflixowej ramówki. To ta stara i dobrze znana w środowisku walka: czy pozostać wiernym swojemu stylowi, czy być różnorodnym? Zippy ominął comfort zone i to pomogło mu wspiąć się o level wyżej, robiąc duży krok naprzód!
Muszę odpalić teraz wersję angielską finału, żeby zobaczyć jak przetłumaczono po angielsku literackie rzucanie mięsem, w żadnej edycji tego programu nie więdły mi uszy tak jak w Nowym Rozdaniu.

Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Śliwa poszedł w disco-polo. Bajorson alfonsem raperów-przegrywów – felieton
Drugie życie raperów, którym nie wyszło.

Rapowe przegrywy – Śliwa i Dawid Obserwator, którzy nie poradzili sobie na scenie i zostali wykluczeni przez słuchaczy ze środowiska, zostali wskrzeszeni przez Bajorsona jako disco-polowe przystawki.
Nie poszło ci w rapie? Czekaj na telefon od Bajorsona. Ten idealnie odnalazł się w roli alfonsa zbierającego z ulicy niechciane dziwki. Szybka metamorfoza, delikatny glow up i trafiasz dzięki niemu na inne osiedle, na którym znali cię co najwyżej z ksywki. Jak się postarasz i będziesz głośno jęczeć masz szansę zostać na dzielni k**wą miesiąca.
Czekam już na głosy oburzenia za wstęp, którego metaforyczność idealnie oddaje położenie w jakim znaleźli się wspomnieni w leadzie dwaj absztyfikanci pragnący dorobić kosztem resztek jakiegokolwiek street creditu, który i tak prawie w całości zmarnowali przez swoje zachowanie.
Dawid Obserwator i Śliwa to dwaj zupełnie inni raperzy o kompletnie różnych poziomach umiejętności i zdecydowanie innym piórze. Pierwszy z nich to ulicznik o bardzo prostych rymach, który dał się poznać jakiejś szerszej publiczności tylko dlatego, że został wzięty pod skrzydła Step Records. Kiedy przestał się klikać został wyrzucony z labelu. Nastąpiło to po jego medialnej klapie, kiedy wyszło na jaw, że w przeszłości miał związek z PISem. Uważam, że nie to go pogrzebało na rapowej scenie, tylko to w jaki sposób próbował się od tego odciąć – kłamiąc w żywe oczy, co błyskawicznie było weryfikowane na jego niekorzyść. Kilka takich wpadek i po karierze. Step zakręcił kurek i nastała bieda.
O poczynaniach Śliwy informowaliśmy od lat. Nie wysyłanie płyt fanom (czekamy już 4 lata na zakupiony krążek), krętactwo, bajeranctwo i jego fani, którzy nazywali go oszustem pod własnymi postami, które wrzucał na sociale. Ostatni wkręt do jego trumny „kariera Śliwińskiego” wkręcił Grande Connection. Wcześniej kilka gwoździ wbił też sam Peja, który zakończył z nim współpracę, jasno podkreślając, że został on wyrzucony z wytwórni, a nie odszedł dobrowolnie.
Bajorson to prawilniak, kryminogenny rap, ale z humorem. Dał się poznać jako freestyle’owiec z dużym dystansem i bekowymi przekminkami. Nigdy nikomu nie wkładał do głowy ulicznych zasad. Nie udało mu się zarobić z rapu tak jakby tego oczekiwał. Od niedawna robi disco. Pykło. „Bailando” po miesiącu ma 10 baniek na samym Youtube. Do projektu został zaangażowany Dawid Obserwator. Też prawilniak, ale z tych o twardych, ulicznych zasadach. Wkładał w głowę dzieciaków truizmy, moralizował, mówił latami w swoich liniach jak należy postępować. Skończył śpiewając narkotyczne refreny u Bajorsona.
Obserwator nie jest jednak wybitnym twórcą. Drewniane flow i monotematyczność. Pierwszy singiel disco się udał, ale to trudne do powtórzenia. Bajorson wydaje się to wiedzieć i zaangażował dodatkowo kogoś będącego półkę wyżej. Śliwa jest bardziej melodyjny. Miał być drugim Peją, ale żeby nie ubrudzić się fizyczną pracą, stara się jeszcze resztki godności sprzedać na disco-polowych refrenach. Został właśnie zatrudniony przez Bajora do potencjalnego kolejnego hitu wszystkich okolicznych potupajek. Jedyny „Piątek” jaki jednak polecam, to ten Dakanna. Przy tym poniżej nie klikajcie w trójkąt, chyba że jesteście masochistami.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
„Chrupki dla szonów”. Niefortunna nazwa chrupek Bambi? – felieton
Słuchaczom i artystom kojarzy się ona niezbyt dobrze.

Bambi ma swoje chrupki. We wtorek raperka rozpoczęła kampanię reklamową, a sieć od razu wrzuciła jej nowy produkt do niezbyt przyjemnego worka. Wszystko przez nazwę „Bambiszonki”.
Co to jest Bambiszon?
Najpierw powinniśmy sobie zadać podstawowe pytanie o „Bambiszona”. Co to tak właściwie jest? Po przeszukaniu sieci wyłaniają się nam dwa główne znaczenia tego słowa:
- To osoba, która jest początkującym graczem, słaba w grze, lub niedoświadczona.
- „Bambiszon” może być porównywany do niezdarnego, słabego, naiwnego, czy niedojrzałego człowieka.
Bambiszon odnosi się także do ksywki raperki Bambi, która czasami – choć bardzo rzadko i możemy domyślać się dlaczego – korzysta też z pseudonimu „Bambiszon”. Takowy jest m.in. w jej nicku na TikToku – bambi.bambiszon.
Bambiszonki – „chrupki dla szonów”
To właśnie odnosząc się do swojego alternatywnego pseudonimu, Bambi nazwała swoje nowe chrupki „Bambiszonki”. W powyższym kontekście nie wygląda to na zbyt fortunną nazwą, ale uwierzcie, może być jeszcze gorzej.
Drugi człon ksywki raperki „szon”, spopularyzowany przez filmy Patryka Vegi odnosi się do „kurwiszona”, czyli kobiety lekkich obyczajów. To właśnie z tym sporej części osób kojarzą się nowe chrupki Bambi:
„Pani córka to jest Szon
Jaki szon?
Kurwiszon”
„Pani córka to jest Szon
Jaki szon?
Bambiszon” – brzmi ugrzeczniona wersja. Wiele wpisów pod informacją o nowym produkcie raperki, który trafił do Żabek tak właśnie wygląda. Komentujący są naprawdę bezlitośni:

Oska030 o chrupkach raperki
Na temat „Bambiszonków” wypowiedział się także Oska030 z Baba Hassan. Jak widzimy, mu również ich nazwa kojarzy się jednoznacznie:

Innym skojarzeniem, za którym Bambi też raczej nie będzie przepadać jest:
Bambiszonki to pomyślałam od razu o cycach https://t.co/em7USVeWdd
— wikusia♡ (@wisunkusia) May 19, 2025
Nazwa niefortunna, a wręcz zła
Niestety, nazwa nowych chrupek Bambi nie jest zbyt fortunna. Nie udało się w tym przypadku przewidzieć reakcji sieci na „Bambiszonki” przez speców od marketingu. Nie ukrywajmy też, że to produkt skierowany przede wszystkim do dzieci. Oczami wyobraźni widzę już jak wyzywają się one „szonów” albo co gorsza „kurwiszonów” tylko dlatego, że ktoś kupił sobie w Żabce chrupki. Dzieci bywają okropne i to bardzo prawdopodobny scenariusz, skoro starsi w taki sposób robią sobie z tego bekę.
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Jongmen wykupił boty? Ścigać powinni też jego grafika – felieton
Jongmen poszedł w ślady Sentino.

Jeden z ostatnich swoich numerów, Sentino postanowił wypromować botami, które dodawały randomowe komentarze i tym samym zwiększały zasięg teledysku. Czy na podobny ruch zdecydował się Jongmen?
Kupione łapki w górę u Jongmena?
Ścigany przez polskie służby listem gończym Jongmen, wiedzie luksusowe życie w Dubaju. Co jakiś czas wypuszcza też nowe numery. Tym razem otrzymaliśmy od niego „Tranquillo” z gościnnym udziałem Palucha. Niestety, już chwilę po premierze coś nieładnie pachnie.
Po godzinie od premiery nowy numer Jongmena ma ponad 2 tys. wyświetleń i 3,2 tys. łapek w górę. Wprawdzie licznik Youtube’a czasami nie wyrabia, to taka ilość łapek w tak krótkim czasie budzi duże wątpliwości. Tym bardziej, że premierę od Jongmena możemy porównać z nowym kawałkiem Gurala, który ukazał się w tym samym czasie:
- Jongmen „Tranquillo”: 2.3k. wyświetleń, 3.2k łapek.
- Gural „Totentanz”: 6k wyświetleń, 900 łapek.


Co kierowało Jongmenem, żeby sięgnąć po boty? Możemy tylko przypuszczać, ale głośno myśląc może to wyglądać tak, że pomysłodawca Jongcoinów zaprosił sobie do numeru Palucha, poważnego gracza z mainstreamu i nie mógł sobie pozwolić na to, żeby ten numer przeszedł bez echa lub miał jakieś skromne zasięgi.
PS. Na czas pisania artykułu Paluch nie włączył się w promocję klipu.
Jongmen – mistrz okładek
To nie koniec nowości od Jongmena i będąc dalej przy premierze nowego singla nie mogę przejść obojętnie wobec jego strony graficznej. Przez lata raper raczył nas ponadprzeciętnymi artworkami, które dodawały uroku jego singlom i płytom. Nic w tej kwestii się nie zmieniło. Raper kontynuuje cały czas współpracę z tym samym grafikiem. Wystarczy spojrzeć na okładkę nowego singla, o której nawet trudno powiedzieć, że powstała na kolanie.
Ciekawi mnie proces komunikacyjny między Jongmenem a grafikiem. Mógł on wyglądać tak:
- Jongmen: Ejj, potrzebuję zajebistą okładkę.
- Grafik: Na kiedy?
- Jongmen: Mordo, za minutę premierą.
- Grafik, Luz mordo…

Gandi Ganda „Goronce wersy płonom” ma godnego następcę. A co na to Paluch, który jednak od lat dba o swoją nieskazitelną identyfikację wizualną? Hmm…

Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
Felieton
Bonus RPK nie chce być patusem z ulicy, więc wydaje płytę… „Głos ulicy” 👀 – felieton
Czego nie rozumiesz?

Bonus RPK postanowił zjeść ciastko i mieć ciastko. Jego działalność po wyjściu z więzienia jest pełna absurdów i sprzeczności.
BGU nie chciał trafić za kraty w związku z wyrokiem za handel narkotykami. W jednym momencie wszystkie antysystemowe hasła przez niego głoszone przestały mieć znaczenie i raper zaczął pojawiać się w mainstreamowych mediach, którymi do tej pory gardził. Przekonywał, że jest niewinny, ale oczy kota ze Shreka nie zrobiły wrażenia na organach ścigania.
Odsiedział niepełny wyrok z zasądzonych ponad 5 lat. Zaraz po wyjściu na wolność rozpoczęła się fala braku konsekwencji w jego działalności. Pokazywanie się z „kanapką hajsu”, kiedy chwilę wcześniej żebrało się każdą złotówkę. W tym przypadku fani szybko wyjaśnili flexownika, dając wyraz swojego niezadowolenia i rugając Bonusa na jego własnych profilach społecznościowych.

Chwilę później kolejna wtopa. Próba przyciągnięcia kupujących na preorder płyty poprzez fejkową ilość osób na stronie. Bonus postanowił ściemnić na stronie z preorderem, że zainteresowanie jego płytą jest naprawdę duże. Oczywiście był to fejk i obok przycisku „Kup teraz” był licznik z losowo pojawiającymi się cyframi, a nie z faktyczną liczbą osób, która była zainteresowana zakupem albumu. Może i kłamstewko, ale zawsze kłamstewko.
Janusz Schwertner znany ze swoich lewicowych poglądów, niedawno bronił polityki migracyjnej, a także atakował Grzegorza Brauna. Z drugiej strony Bonus, który kojarzył się zawsze z prawicowymi poglądami. Ulicznik z zasadami. Nie przeszkodziło mu to jednak w nawiązaniu współpracy z lewicowym dziennikarzem, który napisał mu książkę, żeby spieniężyć pobyt za kratami.
Grande Connection nazwał Bonusa, który trenował też jakiś czas temu z Matą (ojciec Marcin Matczak ma powiązania polityczne) – wspólnikiem systemu. Trudno nie odnieść takiego wrażenia po jego ostatnich ruchach, tym bardziej, że chce on oficjalnie zerwać z ulicą – o czym zaczyna opowiadać w wywiadach.

Najnowsze doniesienia od Bonusa są takie, że przeszkadza mu już bycie ulicznikiem.
– Nie chcę już być uważany za jakiegoś Bonusa-patusa, który siedzi w klimatach ulicznych i ma zamkniętą głowę. Jestem ojcem, mam dzieci, które są wychowane w zupełnie innych czasach. Kiedyś raper miał jakieś swoje ramy, poza które nie wychodził. Dzisiaj rap jest wszędzie. Jeżeli ktoś w tych ramach pozostał, to ciężko mu zaakceptować nową rzeczywistość – wyznał w rozmowie z Newonce.
Bonus dorósł, nie chce być uważany za patusa z bramy, bo taki wizerunek przeszkadza nie tylko w życiu prywatnym, ale też w interesach. Marki nie chcą być kojarzone ze złą ulicą, menelami i penerami. Dlatego szef Ciemnej Strefy włączył najzwyczajniej w świecie tryb „family friendly”. Swoja drogą – świetny ruch i szkoda, że tak późno.
Jak zatem łagodnie obejść się z wiernymi fanami, których przez dekady karmiło się prawilną gadką? Nazwać płytę „Głos ulicy”. To nie żart. Bonus z jednej strony odcina się od ulicy w wywiadach, a z drugiej zapowiada nową płytę zatytułowaną „Głos ulicy”. No chyba sezamkowej w tym wypadku.

Patrząc na kandydatów na prezydenta, dostawiłbym w najbliższej debacie jeszcze jeden pulpit, przy którym znalazłby się Pan Oliwier. Jest idealnym przykładem politycznego bełkotu: jedno mówi, drugie robi.
PS. Więzienie resocjalizuje. Przypadek Artysty Kombinatora potwierdza tę tezę, bo z antysystemowca stał się on przykładnym obywatelem, który nie chce być już ulicznikiem, ale jeszcze chociaż jedną nogą tam zostanie, żeby nie odciąć całkiem pępowiny, przez którą mógłby stracić płynność finansową . Człowiek zasad (zobacz).
Jeśli szukasz biletów na koncerty hip-hop/rap, zdobędziesz je w 100% legalnie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl
-
News5 dni temu
Kubańczyk pokazał swój apartament na Mokotowie za kilka mln zł
-
News2 dni temu
Bas Tajpan nie żyje
-
News4 dni temu
Małpa wyjawił, jakie skutki spowodowało u niego palenie marihuany
-
News3 dni temu
Sitek przespał karierę? „Myślałem, że jestem nie do zastąpienia”
-
News24 godziny temu
Czy Tede odpowie na zaczepkę Mesa?
-
News2 dni temu
Alberto zatrzymany przez policję
-
News4 dni temu
Kanye West wyprzedał stadion w Chinach. Fani chcą zwrotu za bilety
-
News10 godzin temu
„Josef Bratan przyjechał pod dom i przeprosił” – ujawnia matka Sandry, która wyrzekła się córki